niedziela, 30 października 2016

Lewaccy artyści kontra prawicowa władza

Doprawdy, jestem znudzona tymi lewymi artychami, wściekle i zjadliwie szczekającymi na pierwszą w powojennej Polsce prawdziwie demokratyczną władzę. To pajace, ośmieszający się pajace! Takie nasuwają się konkluzje, gdy czyta się o tym lub słucha co wyprawia na publicznych występach np. jakiś szczur:

"Tupolew".

Zniszczony przez zamachowców tupolew to dla szczura "polew".
Żeby tobie gnido tak kogoś bliskiego zamordowano, i aby wszyscy wokół mieli z tego polew.

Stuhr czy jak mu tam, to szyderca bez czci i honoru, który profanuje pamięć pomordowanych w wyniku spisku Tuska i KGB zamachu smoleńskim.
Zbiera mi się na mdłości :(((

Szkoda, że syn mojego ulubionego niegdyś aktora upadł tak nisko.
Rolę jego ojca podziwiałam w polskiej komedii pt. "Seksmisja". Był świetny. Przezabawny.

Nie sądziłam, że obaj Stuhrowie mają tak nasrane w czerepach.
No bo jaki ojciec, taki syn. Synalek nie przypadkiem puszcza w świat szyderę z tragedii Polaków, polskiego demokratycznie wybranego rządu, a bestialsko zamordowanego przez zdrajców Ojczyzny w spisku z Putinem. Synalek reprezentuje zdrajców Ojczyzny, którzy dla zdobycia i zachowania koryta są zdolni do każdego mordu. :(((

To obrzydliwe, że wykorzystuje swoją i swojego ojca popularność, by kalać pamięć ofiar zamachu i rzygać na demokratycznie wybrany przez przeważającą większość obywateli rząd. Żenada i niesmak :(

Ach, chciałoby się, by polskie środowisko artystyczne wreszcie zostało zdominowane przez polskich patriotów. Lewackie artychy, które opanowały to środowisko na ponad pół wieku, to obłudni plugawcy, którzy plugawią polską kulturę i sztukę. Czas na powrót do korzeni, czyli krzewienie autentycznej kultury polskiej opartej na polskiej historii i tradycji oraz wierze.

Lechia zbulwersowana i zniesmaczona

Komentarz a propos wyrzygom Lisa:

Maciej Stuhr aktor
  fot. Marcin Obara  /  źródło: PAP
Tracą spokój, pieniądze, nawet pracę. Płacą cenę - czasem wysoką. Czemu to robią? Bo inaczej nie potrafią.
Na początku jest strach. Rockandrolowiec Paweł Konnak: – W środowisku jest lekka panika. Brałem udział w akcji Rock and Roll i demokracja, ale kilku moich starszych kolegów, którzy z samych „zaiksów” mają po kilkaset tysięcy rocznie, odmówiło. Boją się, że spadną im tantiemy z ZAIKS, że TVP nie zaprosi ich na sylwestra... Kalkulują: poparcie dla opozycji nic mi nie da, a szczekanie na władzę może zaszkodzić. Więc siedzą cicho.
Konnak przypuszcza, że jego koledzy przypomnieli sobie PRL, pamiętają, „jak wtedy było im kiepsko i nie chcą znowu być w undergroundzie”. Dziwi się jednak młodym: – Nie ma lepszego towaru w rocku jak narzekanie i bunt. A jak na koncercie w Toruniu pozwoliłem sobie na żarty ze sceny pod adresem PiS, to podszedł do mnie człowiek z młodej punkowej kapeli i powiedział, że sobie nie życzy takich uwag, bo nie chce być kojarzony z takim przekazem.
O młodych wystraszonych w teatrze opowiada reżyser Przemysław Wojcieszek.
– Kiedy robiłem w Warszawie „Polską krew” po raz pierwszy, odmówiło mi tylu młodych aktorów. Po prostu się bali. Mówili mi: „Ty zrobisz polityczną rzecz i pojedziesz dalej, a my zostaniemy z łatką aktora, który zagrał w antypisowskiej sztuce i nikt nas nie weźmie w obronę” – mówi Wojcieszek. – I wcale im się nie dziwię.

Bunt

Ale czasem w człowieku coś pęka. W Macieju Stuhrze pękło, kiedy prowadził galę Polskich Nagród Filmowych na żywo w telewizji. – Przyszedłem dziś do państwa, żeby ogłosić najlepszą aktorkę drugiego sortu. Planu przepraszam! – przywitał publiczność żartobliwym przejęzyczeniem. Ubolewał też w dowcipach, że widzowie mają „tu polew”.
W Kamilu Dąbrowie, byłym dyrektorze radiowej Jedynki, pękło, kiedy pod koniec zeszłego roku PiS przegłosowało tzw. małą ustawę medialną. Postanowił walczyć o wolność słowa. Przez tydzień co godzinę Jedynka nadawała hymn Polski (nazwany wtedy przez dziennikarzy stacji „Mazurkiem Dąbrowy”) na zmianę z unijną „Odą do radości”.
Kuba Sienkiewicz od początku krytykował rząd PiS w wywiadach, udzielał się w KOD; ale ostatecznie wystrzelił podczas festiwalu w Opolu. Odśpiewał nową zwrotkę „Killera”: „Już tylko Kiler, Polska w ruinie / Siedzę na minie, kiedy to minie? / Same zakręty, Kiler wyklęty / Kiler skazany na dobre zmiany? Czy to dla sportu, lepszego sortu / W tej kategorii, nowej historii / Jak naród Polan, powstaje z kolan i Łuk Triumfalny”. Zaskoczenie było podwójne, bo odniósł się do polityki obecnej władzy w koncercie transmitowanym przez publiczną telewizję, ale zrobił to dopiero w czasie występu – wcześniej, na próbach, śpiewał wersję piosenki znaną z filmu.
Czuję się jak dziennikarz wyklęty – mówi Kamil Dąbrowa, zwolniony z pracy w Polskim Radiu za puszczanie hymnu w proteście przeciwko niszczeniu przez PiS wolności słowa.
Po koncercie podszedł do Marka Sierockiego: „To co, zaprosisz mnie do >Teleexpressu
– Marek zaczął się śmiać, jakby to był już wyłącznie dowcip. Po czym powiedział poważnie: „Tak, ale za 5 lat” – wspomina Sienkiewicz.
– Jak robiłem prowokacje, na imprezie zorganizowanej przez samorząd przebierałem się za księdza, to były czasem głosy, że mnie już tam nie zaproszą – opowiada Maciej Maleńczuk, muzyk rockowy. Ale zaraz dodaje, że „kładzie na to lachę”. W przygotowywanej książce pisze: „W Polsce się zrobiło duszno, wszyscy zaczęli się oglądać przez lewe ramię, czy ktoś za nim nie idzie, czy ktoś cię nie śledzi”. Nagrał piosenkę „Fajnie”, w której szydzi z PiS-owskich porządków: „Fajnie że wraca Wielka Gra i Teleranek / Że się znów będziemy kablowali się zza firanek”.
Z kolei Tomasz Zimoch, mistrz wśród sprawozdawców sportowych, mógł sobie spokojnie pojechać na piłkarskie mistrzostwa Europy i igrzyska olimpijskie, ale nie wytrzymał. W maju, w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”, potępił w czambuł rząd za to, co wyprawia z Trybunałem Konstytucyjnym. – Nie mogłem czekać ani dnia dłużej, bo nie byłbym sobą. To wtedy się wszystko we mnie przelało. Bardzo mnie zabolało, jak zarząd twierdził, że miałem już coś wcześniej zaplanowane. To takie insynuacje w starym stylu. A dla mnie to nie była łatwa decyzja, bo przecież mam rodzinę, mam także kredyty.

Cena

– „Panie Macieju, co by pan powiedział, żeby pan się rozchorował w przeddzień gali? Wtedy ja panu zapłacę połowę stawki. Mój szef jest z innej opcji politycznej niż pan i nie chce pana widzieć” – Maciej Stuhr relacjonuje telefon przedstawiciela firmy, z którą już miał podpisaną umowę na prowadzenie imprezy firmowej. I dodaje: – Nie jestem dzieckiem i wiem, że wyrażenie poglądów dzisiaj ma swoją cenę i nie jest bezkarne. Po gali Orłów, na której pozwoliłem sobie na aluzję o ludziach gorszego sortu, podszedł do mnie młody reżyser i przyznał: „Powiedziałeś to, co myślę ja i pewnie większość moich kolegów. Ale my tego powiedzieć nie możemy, siedzimy w kieszeni władzy, która ma kasę na filmy”.
Przypuszcza, że on sam konsekwencje swoich politycznych wyborów będzie odczuwał latami: – Mechanizm jest taki. Producent dużego filmu, który będzie chciał jeszcze robić interesy z władzą, nie zaproponuje mi roli. Bo potem jeszcze coś może nakręci dla telewizji publicznej i nie będzie chciał się tłumaczyć, że zatrudnił Stuhra. Tak to działa.
Kuba Sienkiewicz też płaci za swoje słowa. Za KOD i wywiady ukarało go Narodowe Centrum Kultury – wycofało się z wcześniej zamówionych u Elektrycznych Gitar piosenek na przypadające w 2016 roku rocznice (chrzest Polski, zamach majowy, Poznań '56 i 200-lecie Uniwersytetu Warszawskiego).
Młodzi aktorzy mówili mi: „Zrobisz polityczną rzecz i pojedziesz dalej, a my zostaniemy z łatką aktora, który zagrał w antypisowskiej sztuce i nikt nas nie weźmie w obronę” – reżyser Przemysław Wojcieszek o swym spektaklu „Polska krew”.
– Po występie w Opolu dotarła do mnie fala nienawiści i agresji – mówi Sienkiewicz. Dowiedział się, że jego rodzice pracowali w UB, że on sam jako lekarz przyjmuje łapówki (jest z zawodu lekarzem, pracuje jako adiunkt w Klinice Neurologii WUM) i tak w ogóle to dostał specjalne honorarium za ten występ.
Na „Polską krew” – spektakl Wojcieszka o młodych nacjonalistach – żadna instytucja państwowa czy samorządowa nie zdecydowała się wyłożyć złotówki. Poprzednie przedstawienie „Hymn narodowy” z Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy, którego głównymi bohaterami byli „Bracia, Andrzej D., Antoni M., Paweł K.”, też miało kłopoty. – Kilku dyrektorów festiwali powiedziało, że nie zaproszą go ze względów czysto politycznych – opowiada reżyser. – Mówili, że nie puszczą takiego spektaklu, bo za rok chcą dostać kasę na następną edycję.
Dąbrowa wyleciał z pracy z hukiem. Najpierw zwolniono go z pracy tak „zwyczajnie”, a potem, dwa tygodnie później, jeszcze raz – dyscyplinarnie, żeby nie wypłacić mu należnej odprawy. – Czuję się jak dziennikarz wyklęty – śmieje się. – Rok temu dostaliśmy z Grześkiem Markowskim zaproszenie do prowadzenia Festiwalu Filmowego w Gdyni, ale zaproszenie odwołano. Wiem, że były naciski, żeby nas nie zapraszać.
 Tomasz Gzell PAP
Litania niełaski jest dużo dłuższa. Jerzy Stuhr, który wyśmiewał pomysły Prawa i Sprawiedliwości na filmy o polskiej historii, dowiedział się, że spektakl, nad którym pracował, skreślono z planów Telewizji Polskiej. Oficjalnie decyzję podjęto ze względu na brak funduszów. – Dowiedziałem się, że Jacek Kurski zrobił straszną awanturę współpracownikom – komentuje. – Tak naprawdę chodzi o jego osobistą niechęć do mojej osoby.
Zimoch był legendarnym sprawozdawcą radiowym. A teraz?
– Teraz robię mnóstwo rzeczy – zapewnia. – W rekordowym tempie napisałem książkę „Panie…, kończ Pan ten mecz”. W Radiu Zet prowadzę w każdą niedzielę po godzinie 20 sportową audycję „Zimoch na gorąco”. W tygodniku „Angora” przeprowadzam rozmowy „Nie tylko o sporcie”. Był już Mariusz Wlazły czy Natalia Partyka, ale też profesor Andrzej Rzepliński, którego zresztą przed tym wywiadem, w którym go broniłem 13 maja, osobiście nie znałem. I Władysław Frasyniuk, który opowiadał wiele o boksie.
Kamil Dąbrowa zasilił rzeszę polskiego prekariatu: – Pracuję „na projektach”, jak mówią hipsterzy. Konkretne propozycje dostawałem ze świata polityki. „Panie Kamilu, pokazał pan jaja, pora wejść do polityki”. Ale dla mnie to nie było pokazywanie jaj, tylko obrona wartości. Wejście w politykę to byłaby zdrada środowiska dziennikarskiego.
Współpracuje z TVN24 jako komentator w „Szkle kontaktowym”, od maja do sierpnia pracował w OKO.press, ale – jak wyjaśnił mu zarząd – skończyły się pieniądze na kontent rozrywkowy. Doradza firmom komercyjnym albo prowadzi spotkania, np. z Grzegorzem Kołodką na Interdyscyplinarnym Festiwalu Sztuk w Żyrardowie. Więcej czasu spędza z rodziną, czyta, chodzi do kina i biega. Zrobił życiówkę w maratonie, 3 godziny i 5 minut. Sport ratuje go przed spadkiem nastroju. – Chciałbym kiedyś jak dawniej poprowadzić poranny program w radiu od poniedziałku do piątku albo pasmo weekendowe – mówi z melancholią. – Problem, że przez świat mediów jestem ciągle postrzegany jako dyrektor, i to ten „od Mazurka”, a nie zwykły dziennikarz.

Wolność

– Kiedy odmówiłem służby wojskowej w 1980 r., to otrzymałem za to wyrok dwóch lat więzienia, który odsiedziałem – mówi Maciej Maleńczuk. – A później wszystkie takie akcje tylko przynosiły mi wzrost popularności. Warto stawać okoniem, fikać, wkurwiać władzę, bo i tak jest mnóstwo ludzi, którzy cię poprą. Polacy nie będą maszerować na sygnał. A tym bardziej Polki. Cały czarny protest pokazuje, że baby nikt jeszcze nie pokonał. Moje dochody z ZAiKS spadły dwukrotnie; w radiu mnie nie grają. Ale działalność koncertowa mi to rekompensuje."
Oj, Maleńczuk, Maleńczuk - imponowałeś mi kiedyś.
A teraz namawiasz do bojkotowania pierwszej demokratycznej władzy w powojennej Polsce? Chcesz powrotu do czasów lewackiej korupcji i mordu?
Pogięło cię facet?!
Polacy maszerowali obowiązkowo za komuny na sygnał 1 maja. Marsz narzucony odgórnie przez komuchów. Kto nie szedł, to był poddawany szykanom. 
W obecnej Polsce Polacy maszerują na hasło Marsz Niepodległości spontanicznie. Z odruchu serca. Nikt ich nie zmusza. To wyraz szacunku dla naszej historii, dla pamięci o rodakach, którzy licznie oddali życie za naszą niepodległość i wolność.
Lechia


sobota, 29 października 2016

Zdecydowane posunięcia

W nocy Indianka dokonała radykalnego cięcia. Spadły jej kręcone loki! Po latach hodowania. Po omacku, ze zwierciadłem tableta w garści, zamiast zwyklego lustra, bo lustro daleko. Długo się ociągała z tą decyzją, bo szkoda ładnego włosa, ale teraz będzie łatwiej ogarnąć czuprynę. Wczoraj nagrzała wodę do kąpieli, ale zanim weszła do kasty przy piecu, chciała ściąć włosy. No i ścięła. Nawet nieźle jej wyszło.

Nożyce po akcji tępe.To zadziwiające, jak włosy z jednej głowy potrafią stępić super ostre nożyczki. Hm... Takimi nożycami potrafi ostrzyc 30 owiec zanim się stępią. A tu jedna indiańska głowa i nożyce wymiękły :) Jakby włosy miała z metalu :) Czad! :)))

W tym samym raptownym duchu, rano szybko i ciepło się ubrała, wypiła herbatę i ruszyła z buta na Olecko w poszukiwaniu roweru.

Przeszła circa about 10 km zanim złapała okazję. Ale była zdeterminowana na pieszo przejść choćby 20 km. Wiedziała, że żadnego autobusu nie złapie, bo dziś nie jeżdżą szkolne. Zero autobusów.

Jadąc okazją odebrała telefon od Kamyka, który oświadczył, że właśnie wraca na farmę z rowerem i zakupami (cuchnącymi, że hej!). Uzgodnili, że spotkają się w mieście przy rowerze i pójdą na świeże zakupy. Mieli odebrać energooszczędne żarówki ledowe i kupić kurczaki. Kamyk zaoferował, że zawiezie ich i cały majdan wraz z rowerem i plecakami na Rancho. Ponoć pożyczył od kogoś kasę na taryfę.

Żarówek ledowych nie było. Zamiast nich Indianka kupiła farbę i rozpuszczalnik. Będzie malować swoją starą maszynę do szycia. Jutro! :)

Mało kasy miała, więc kupiła tylko kurczaki w Lewiatanie, bo najtaniej.

Potem załadowali się do taryfy i dojechali do Baran, skąd już szli pieszo dalej.
Indianka wsiadła na swój odzyskany rowerek i śmignęła na Rancho (jak lekkuchno chodzi jej pojazd!), a Kamyka przegoniła za sobą kilka kilometrów pieszo, by mu piwo ze łba wywietrzało :P

W domu ugotowała obiad. Po obiedzie śmierdziel polazł spać na strych, a Indii pod kocyk z kotami ;)

Cuchnące mięcho Kamyka poszło w całości dla kotów i psów.

Akcja "rower" zakończona pozytywnie :)

Kamyk rowera Indii już nie dostanie nawet na pół godziny.  Ni chuja!
Zmarnowała dzień pracy na farmie by go odzyskać! A ile się nachodziła!

Lechia zdecydowana

piątek, 28 października 2016

Kogoś wartościowego

Indianka chciałaby poznać kogoś porządnego, wartościowego, a tu wokół same buraki i patologia typu Kamyk. Nudzi ją to uciążliwe towarzystwo.

Nie wiadomo co z Kamykiem się dzieje, poza tym, że chleje już trzecią dobę w Olecku. Dziś rano dzwonił trzeźwy. Potem już coraz mniej trzeźwy. Wydarła się na niego, by bez rowera i jej zakupów nie wracał. Może rower przepił?
Mięso po trzech dniach i tak już śmierdzi.

Z jednej strony dobrze, że go nie ma w jej domu zapijaczonego, z drugiej przeputał gdzieś jej zakupy i rower. Jedyny jej pojazd :(((

W domu napaliła późno dziś, bo od rana pisała wielką odpowiedź na kolejny pozew oparty na fałszywych przesłankach. Ktoś próbuje wyłudzić od niej wielkie, nienależne pieniądze. Napisała odpowiedź. Jutro jeszcze przejrzy, poprawi i uzupełni.

W domu dostatecznie ciepło. Dość ciepło i na kąpiel. W garach grzeje się woda. Czas na relaksującą kąpiel.

Na dworze pada i wieje. Dobrze, że choć udało się wstawić okno w kuchni i na strychu.

Indianka bardzo żałuje, że pożyczyła Kamykowi jedyny sprawny rower. Chciała mu pomóc, by zdążył na rozprawę w Suwałkach. A on i tak nie pojechał, bo zachlał i następnego dnia zaspał i do tego źle się czuł.

Indianka zmartwiona i rozżalona

Odpłynął totalnie

Rano jeszcze był trzeźwy. Potem już nie. Podobno nawalony.
Wygląda na to, że Kamyk odpłynął totalnie. Pływa już trzecią dobę.
Co gorsza z rowerem Indianki i jej zakupami. 

Jak chce sobie balować, niech baluje, ale niech odda jej rower i zakupy!

T jak Tusk

Według raportu niemieckiego agenta, zamach na Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zlecił wysoko postawiony polityk polski o nazwisku zaczynającym się na literę T.

Lechia dociekliwa


"Niemiecki reporter twierdzi, że wywiad niemiecki ujawnił, że zamachu w Smoleńsku dokonali funkcjonariusze FSB na zlecenie z Polski

Według informacji zawartych, w wydanej przez Zysk książce „Tajne akta S” autorstwa Jürgena Rotha, zamachu w smoleńsku dokonać mieli funkcjonariusze rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB czyli KGB po zmianie nazwy).

Według informacji opublikowanych przez autora książki pochodzących z dokumentu niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej BND, z marca 2014, od agentów niemieckich w rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa FSB i w polskim rządzie, w Smoleńsku dokonano zamachu przy użyciu materiałów wybuchowych.

Zamachu dokonali, według cytowanych dokumentów, „funkcjonariusze FSB działający pod przykryciem w ukraińskiej Połtawie”. Funkcjonariusze rosyjskich tajnych służb pochodzić mieli, według źródeł reportera, z trzeciego wydziału Służby Naukowo-Technicznej FSB, a „zlecenie zamachu na TU 154 M pochodziło ''bezpośrednio'' od wysokiego rangą polskiego polityka i było skierowane do generała FSB”.

Generał rosyjskiego FSB (dawne sowieckie KGB) miał zlecić, według Jurgena Rotha, zamach stacjonującej w Połtawie „grupie operacyjnej (…) składającej się z 15 etatowych funkcjonariuszy FSB, posługujących się dokumentami SBU i wspierających działania SBU”. Grupa miała umieściła trotyl w samolocie TU154 dzięki pomocy funkcjonariuszy służb z III RP.

10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku o 8.41 został zniszczony samolot TU154. W wyniku zamachu zginęło 96 pasażerów i członków załogi, w tym prezydent Polski i naczelne dowództwo Polskich Sił Zbrojnych.

Oficjalna wersja rządu Tuska i Rosji, bez jakichkolwiek dowodów, od razu po katastrofie głosiła, że katastrofa była wynikiem błędu polskich pilotów. Zachód znający prawdę nie chce jej ujawnić by nie zadrażniać stosunków z Rosją.

Wersja oficjalna przyczyn katastrofy była absurdalna. Świadczyła o tym śmierć wszystkich pasażerów pomimo, że samolot oficjalnie spadł z kilku metrów na bagnisty teren. I to, że po rzekomym zderzeniu z brzozą samolot leciał prosto, zamiast skręcić.

Dzięki katastrofie Rosja przejęła systemy szyfrujące NATO, co pozwoliło jej rozkodować dotychczasową tajną korespondencje Paktu, i skutecznie łamać przyszłe szyfry. Skutkiem katastrofy było też przejęcie przez Rosję środków łączności zawierających tajne informacje należących do zabitych pasażerów.

Dzięki zamachowi w Smoleńsku z sceny politycznej został usunięty Lech Kaczyński, który podpadł Rosji wsparciem Gruzji gdy Gruzja stała się ofiarą rosyjskiej agresji.

Dzięki śmierci prezydenta jego obowiązki przejął marszałek sejmu Bronisław Komorowski, a 800 stronicowy aneks do 378 stronicowego raportu WSI, mający ukazywać skale przestępstwa tej wyrosłej w komunistycznych wojskowych służb specjalnych instytucji, i jej agentury, nie został ujawniony.

Na śmierci polskiego prezydenta miał zarobić Gazprom. Lech Kaczyński sprzeciwiał się nowym narzuconym przez Gazprom zasadom przesyłu gazu przez Polskę. Dzięki katastrofie smoleńskiej te przeszkody znikły.

Według autora książki, w czerwcu 2006 roku rosyjski parlament uchwalił ustawę, „zezwalała ona na mordowanie na zachodzie tak zwanych ekstremistów przez rosyjskiego organy państwa”. Według tej ustawy ekstremistą takim są ci którzy oczerniają prezydenta. Decyzje o zamordowaniu „ekstremisty” podejmuje prezydent Rosji.

Rząd Donalda Tuska nie dopuścił do międzynarodowego śledztwa. Według Jurgena Rotha dzięki temu nie została ujawniona prawda o katastrofie. Prawda o katastrofie nie została ujawniona też dzięki temu, że licznie ginęli związani świadkowie i eksperci. Od razu po katastrofie Rosjanie rozpoczęli niszczenie wraku i miejsca katastrofy, usuwanie ważnych dowodów (wideo nagrania pracy urządzeń kontroli lotów z wierzy lotniska w Smoleńsku). Dzięki takim działaniom nie bezie możliwe przeprowadzenie normalnego śledztwa.

Przed katastrofą TU154 remontowany był, według informacji zawartych w pracy Jurgena Rotha, w zakładach lotniczych Awiakor w Samarze, należącym do oligarchy, którego autor książki oskarża o związku z mafią. Według Jurgena Rotha olskie służby nie miały rzeczywistej kontroli nad remontem, a poo remoncie polskie służby nie sprawdziły czy na pokładzie samolotu Rosjanie nie zamontowali podsłuchów czy urządzeń zakłócających prace pokładowych.

Według informacji z książki, przed lotem do Smoleńska Rosjanie zabraniali posiadania broni palnej przez ochronę prezydenta Kaczyńskiego, a przedstawicielom Kancelarii Prezydenta sprawdzenia lotniska w Smoleńsku. Informacje od Rosjan o tym, że lotnisko w Smoleńsku nie nadaje się do lądowania, dotarzeć do Kancelarii Prezydenta 12 kwietnia – informacja ta była dziwna, bo 7 kwietnia na tym lotnisku lądował Putin i Tusk.

Autor pracy na kartach swojej pracy oskarżył BOR, że nie wysłał też nikogo na rekonesans lotniska przed lotem TU154, nie zabezpieczał wizyty prezydenta w Smoleńska, nie dokonał też całościowego i prawidłowego sprawdzenia pirotechnicznego samolotu.

Do smoleńska przed katastrofą pociągiem przybyła grupa 200 osób z Polski. Na miejscu Rosjanie zabronili im wychodzić z hotelu. Teren lotniska nietypowo otoczony był przez kilkuset funkcjonariuszy rosyjskich służb, żołnierzom przed katastrofą skonfiskowano wszelki sprzęt mający funkcje rejestracji obrazu. Po katastrofie Rosjanie konfiskowali polskim dziennikarzom kamery i aparaty.

Załoga polskiego Jak 40 z 40 pasażerami który wylądował przed katastrofą w Smoleńsku słyszał jak rosyjska wieża kontroli lotów podawała załodze TU 154 fałszywe informacje. Pilot Jak 40 słyszał też kilka detonacji poprzedzających katastrofę. Według autora książki za mówienie prawdy polski pilot był przez swoich przełożonych szkalowany. Świadkowie katastrofy przed wypadkiem widzieli, że za lecącym TU 154 ogon ognia i detonacje.

Rosjanie od razu odesłali karetki twierdząc, że wszyscy pasażerowie TU 154 zginęli. Na amatorskim nagraniu z miejsca katastrofy słychać strzały, dodatkowo na zdjęciach ofiar katastrofy widać, zdaniem autora książki, ślady jak po postrzałach.

Wbrew ogólnoświatowym zasadom badania katastrof lotniczych Rosjanie od razu niszczyli szczątki samolotu, dzięki czemu nie uda się stwierdzić jak w trakcie katastrofy działały poszczególne systemy samolotu. Zniszczone szczątki trzymano przez pół roku bez jakiegokolwiek zabezpieczania na wolnym powietrzu, by ulegały destrukcji w wyniku działania zjawisk atmosferycznych. Brak ochrony szczątków samolotu umożliwił rozkradzenie go przez złomiarzy. Po dwu dniach od katastrofy teren zasypano 60 centymetrową warstwą ziemi i przykryto pływami betonowymi. Wycięto też wszelkie okoliczne drzewa. Pod zabetonowanym terenem, za pośrednictwem geo radarów polscy archeolodzy z PAN odkryli kilkadziesiąt tysięcy szczątków samolotu i jego ofiar.

Według informacji zawartych w książce, późniejsza polska premier Ewa Kopacz wbrew faktom twierdziła, że przesiano ziemie na głębokość 1 metra, i, że polscy patolodzy brali udział w sekcjach zwłok ofiar.

Zdaniem autora pracy, polskim śledczym w trakcie ich śledztwa w sprawie katastrofy strona rosyjska zazwyczaj nie udzielała jakiejkolwiek pomocy prawnej, Polska nie zwróciła się do rządu USA o pomoc prawną w śledztwie, między innymi o zdjęcia satelitarne chwili katastrofy, rząd III RP odrzucił ofertę pomocy ze strony Komisji Europejskiej. Zdaniem Jurgena Rotha wbrew faktom rząd III RP i władze Rosyjskie uznały lot TU154 za lot cywilny, co umożliwiło Rosjanom przejecie kontroli nad śledztwem.

Autor książki na kartach swojej pracy, zrelacjonował jak rodziny ofiar, które przybyły do Moskwy by rozpoznać zwłoki swoich bliskich były przez funkcjonariuszy rosyjskich służb długo przesłuchiwane. Polskim patologom uniemożliwiono udział w sekcjach zwłok ofiar.

 W Polsce, co jest fenomenem na skale światową, nie przeprowadzono badań zwłok i zabroniono rodzinom otwierać trumny. Po kilku latach okazało się, ze rosyjskie protokoły oględzin zwłok zawierały kłamstwa. W czasie ekshumacji i ponownych sekcji, prokuratura wojskowa III RP, według autora książki, zabroniła brania udziału w sekcjach niezależnym specjalistom, co również jest, zdaniem autora pracy, fenomenem na skale światową.

Według niezależnych ekspertów „obrażenia ofiar nie przypominały skutków zwykłej katastrofy lotniczej, a przy upadku z tak małej wysokości część ofiar powinna przeżyć”. Liczni naukowcy zaangażowani w badanie katastrofy byli, według Jurgena Rotha, prześladowani i zastraszani przez ośrodki głoszące oficjalną wersje, liczni świadkowie katastrofy i eksperci badający sprawę zginęli w tajemniczych okolicznościach, a badaniami niezależnych ekspertów nie zainteresowana była prokuratura III RP.
Jürgen Roth jest jednym z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych w Republice Federalnej Niemiec, i autorem wielu prac na temat korupcji i przestępczości zorganizowanej."


"Czym jest raport źródłowy funkcjonariusza BND? Współpracownik wywiadu prowadzi rozmowy z ważnymi osobistościami, dokonuje oceny zdobytych informacji, sporządza dokument, który następnie wysyła swoim przełożonym. Oni jeszcze raz analizują materiał i jeśli uznają, że jest cenny, przedkładają go kierownictwu służby. Do przekazania materiału może nie dojść choćby wówczas, gdy przełożeni funkcjonariusza BND uznają dane źródła za niewiarygodne lub stosowne argumenty natury politycznej będą przemawiały za tym, by odnośny raport zniknął w trezorze; wbrew pozorom taka sytuacja nie należy wcale do rzadkości. Cytowany przeze mnie raport źródłowy BND bazował bezsprzecznie na dwóch poważnych źródłach. Fakt, że oba całkowicie niezależnie od siebie zeznały w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M dokładnie to samo, wysoko stawia ich wiarygodność i wartość przekazanych informacji. Powodowany sumą dotychczasowych przemyśleń i wniosków oraz zmianą sytuacji politycznej w Polsce postanowiłem przedstawić opinii publicznej kolejną publikację, w której rozszerzam swój punkt widzenia na tragedię smoleńską z 10 kwietnia 2010 roku.

Na końcu tego fragmentu Roth stwierdza:
Aby umożliwić czytelnikowi dokonanie samodzielnej oceny, zacytuję w całości raport BND wraz z załącznikami, z zachowaniem niezbędnych zaczernień wrażliwych danych:

Czosnek na zdrowie. Wypróbuj prosty sposób i wyhoduj go w domu

Indianka ma zamiar posadzić w domu czosnek. Znowu. W zeszłym roku zrobiła to i faktycznie urósł. Póki co sadzi pietruszki i pory na natkę. Ukorzeniają się. Rośnie nać buraka czerwonego.

Indianka

"Czosnek - przez jednych znienawidzony za nieprzyjemny smak i zapach, przez innych uwielbiany za cudowne właściwości prozdrowotne. Już starożytni wierzyli, że dodaje sił i odwagi, strzeże przed chorobami, przypisywano mu też moc odpędzania czarownic i demonów. Choć głównie stosuje się go w kuchni, by nadać potrawom wyjątkowy smak, to ma on również nieoceniony wpływ na nasze zdrowie. Dlatego od teraz, zamiast kupować czosnek w sklepie, możesz go wyhodować we własnym domu.

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o czosnku, a boicie się zapytać…

Dawno, dawno temu

Pogromca wampirów, afrodyzjak czy naturalny antybiotyk? Historia czosnku zaczyna pięć tysięcy lat temu w Azji Centralnej, najprawdopodobniej w południowo-zachodniej Syberii. W starożytności wykorzystywany był przez Rzymian, Greków i Egipcjan. Dodawał siły budowniczym piramidy Cheopsa, gladiatorom i legionistom armii rzymskiej. Hipokrates i Galen polecali go, jako lekarstwo w schorzeniach układu pokarmowego i oddechowego. A Pliniusz Starszy skatalogował 61 czosnkowych leków! Jego wpływ na zdolność bojową zaobserwowały i zmierzyły wojska amerykańskie (wyliczono wzrost sprawności o 11 proc.) podczas wojny koreańskiej. Dla "dodania odwagi" w Tajlandii i Indonezji czosnkiem karmiono koguty przygotowywane do walk. Do nas trafił za sprawą Tatarów i kupców między XII a XIII wiekiem. W tej chwili na świecie istnieje około 700 gatunków czosnków uprawnych i dziko rosnących.

Czosnek na zdrowie

Parafrazując klasyka – jeden ząbek czosnku dziennie utrzyma Cię z dala od lekarza. Ta niepozorna bylina kryje w sobie całą aptekę. Aminokwasy, saponiny, witaminy (B1, B2, PP, C, prowitamina A), liczne sole mineralne, a także rzadkie mikroelementy, takie jak kobalt, chrom i nikiel. Najcenniejsze w czosnku są olejki eteryczne bogate w siarczki i allicynę. To dzięki nim traktowany jest, jako naturalny antybiotyk silniejszy od penicyliny. Olejki eteryczne hamują rozwój bakterii – gronkowca złocistego, paciorkowca, pałeczek okrężnicy i otoczkowców. Badania kliniczne potwierdziły, że w przeciwieństwie do chemicznych antybiotyków, które niszczą florę bakteryjną, czosnek nie wykazuje działań ubocznych. To nie koniec jego prozdrowotnych właściwości. Świetnie działa na trawienie. Przyśpiesza i nasila wydzielanie żółci, usprawnia pracę jelit i zapobiega powstawaniu wzdęć. Dzięki właściwościom bakteriobójczym pomaga zwalczyć pasożyty układu pokarmowego. Regularne spożywanie czosnku chroni przed zawałem serca i udarem mózgu. Podobnie jak aspiryna ma działanie przeciwzakrzepowe i poprawia elastyczność ścian naczyń krwionośnych. Prowadzone w wielu ośrodkach naukowych badania wykazały, że dieta bogata w czosnek pomaga obniżyć ciśnienie tętnicze nawet o 10 proc. i w ten sposób zapobiec zawałowi serca. Dotyczy to zwłaszcza osób ze stwierdzoną miażdżycą naczyń wieńcowych, które przebyły już jeden zawał. Dodatkowo czosnek ma działanie antynowotworowe. Jeden ząbek dziennie lub zażywanie jego ekstraktu może znacząco zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka żołądka, okrężnicy i jelita grubego. Ze względu na dużą ilość silnych przeciwutleniaczy opóźnia procesy starzenia i wpływa na wygląd skóry. Zapobiega też powstawaniu żylaków i pajączków.

Bez jego ostrego smaku i niepowtarzalnego zapachu kuchnia śródziemnomorska, indyjska czy japońska nie byłaby taka sama. Czosnek pasuje do czerwonego mięsa, drobiu i ryb. Sprawdza się sałatkach, zupach i daniach z makaronem. Harmonizuje się z mocnymi ziołami i jest niezastąpionym składnikiem czosnkowego masła. Może być stosowany w różnych postaciach: świeżej, suszonej, a nawet w kapsułkach. Najwięcej substancji aktywnych znajdziesz jednak w świeżo rozdrobnionym czosnku. Poddany obróbce termicznej traci właściwości bakteriobójcze, ale zachowuje aktywność przeciwgrzybiczną i działa, jako antyutleniacz.

Chcesz wyhodować czosnek w domowych warunkach? To możliwe. Jeśli zaczniesz dzisiaj to już po ośmiu – dziesięciu miesiącach będziesz mógł stosować samodzielnie wyhodowany czosnek w kuchni. Potrzebujesz jedynie głębokiej donicy (przynajmniej 20 cm ze względu na długie korzenie), jednej główki czosnku i ziemi do sadzenia. Co dalej? Napełnij doniczkę ziemią pozostawiając 1 cm od jej górnej obręczy, oddziel od siebie ząbki czosnku, nie naruszając przy tym skórki i umieść je na głębokość przynajmniej 10 cm, zaostrzonym końcem do góry. Po wszystkim umieść gotową sadzonkę na oknie i pamiętaj by nie podlewać go za często.

Chiński plagiat

Chińczycy zalali Europę własnym czosnkiem. Dużo tańszym, ale gorszej, jakości. Jak go rozpoznać? W przeciwieństwie do polskiego ma łagodniejszy, słodki smak, bez wyczuwalnego aromatu. Azjatycka główka czosnku jest dużo większa i równiejsza od europejskiej. A zamiast usychać, pleśnieje i gnije. Dietetycy i naukowcy ostrzegają, że "chiński plagiat" może zawierać szkodliwe dla zdrowia chemikalia i grzyby. Przy jego uprawie nie są zachowywane normy, obowiązujące w Unii Europejskiej. A do produkcji używa się różnych chemikaliów i antybiotyków niedozwolonych w Europie. Sugeruj się ceną i dmuchaj na zimne."

http://kobieta.onet.pl/zdrowie/profilaktyka/czosnek-na-zdrowie-wyprobuj-prosty-sposob-i-wyhoduj-go-w-domu/bn410v

Facebook jako narzędzie zwalczania ruchów narodowych w Polsce

"Facebook skasował największe profile o charakterze narodowo-radykalnym.

Czarny okres dla działaczy ruchów narodowych. Zniknęły Facebookowe profile Marszu Niepodległości, Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego i Ruchu Narodowego. Zablokowane zostały również konta ich działaczy.

Z platformy zniknęły największe strony o charakterze narodowo-radykalnym, a ich administratorzy mają konta zablokowane na 30 dni. Poza utrudnionym kontaktem ze światem, stracili też naprawdę spore ilości zebranych fanów i ogromne zasięgi. Samo Stowarzyszenie Marsz Niepodległości zebrało 250 tysięcy fanów.

Najgorsze dla narodowców są jednak straty finansowe, ponieważ za pomocą Facebooka zbierali pieniądze na organizację listopadowego marszu. Komunikacja przeniosła się na Twittera, jednak nie jest to medium tak potężne i popularne, jak Facebook."

http://noizz.pl/spoleczenstwo/facebook-kasuje-konta-narodowcow-zapowiadaja-protest-pod-siedziba/z9cjv3z?dr=http://www.onet.pl&utm_source=onet.pl&utm_medium=referral&utm_campaign=sgwidget_8

Facebook chołubi tylko pedalskie profile i strony mające na celu zatruwanie życia patriotce polskiej jaką jest Indianka. Już 4 lata ta skandaliczna strona na Facebooku funkcjonuje w najlepsze przy aprobacie Facebooka i policji.

Ostatnim osiągnięciem tej strony jest doprowadzenie do zamachu na klacz Indianki. Lokalny kretyn i bandyta, podburzony nienawistnymi treściami produkowanymi na stronie Rancho syf na Facebooku, próbował zabić konia.
Niemal mu się udało. Nóż tylko o 2-3 cm chybił tętnicy. Koń już by nie żył.

W czyich rękach jest Facebook? Dlaczego działa na szkodę demokracji w Polsce? Dlaczego wspiera ludzi łamiących prawo w Polsce? Dlaczego wspiera przestępców?

Czy polski rząd może sfinansować istnienie podobnej platformy komunikacyjnej w Polsce, która zapewni wspieranie ruchów narodowych w Polsce i uchroni demokrację w internecie?

Indianka

czwartek, 27 października 2016

Głosy z meliny

O Jezuuu... Indianka miała sposobność usłyszeć przez telefon kłótliwy harmider panujący w melinie w Olecku, w którym kolejną noc spędza jeszcze bardziej nawalony Kamyk... Jeśli on straci jej rower i zakupy - ona nie wpuści go do domu! Co za durny marnotrawca i szkodnik!

Zastanowi się, czy pozwoli mu nocować w stajni. Tylko przez wzgląd na Denver.

Zabrał jej rower który pożyczyła mu na kilka godzin i przetrzymuje go już dwa dni w ryzykownych miejscach. Indianka musi jechać do miasta i nie ma na czym!

Porcje rosołowe dla kotów i psów pewnie już mu zaśmiardły. Udka na obiad też. Miodu nie kupił.

Przepuścił pieniądze za piłę spalinową na chlanie :(((

Zła jest na siebie, że dała mu się naciągnąć i oszukać. Zwiódł ją swoimi gorącymi zapewnieniami, że on tylko jedzie do miasta załatwić sprawy i zaraz po tym wraca. Miał nic nie pić! Przysięgał!

Indianka zbulwersowana

15 wiader!

Ależ Indianka umordowana! Plery bolą! Wybrała z pieca 5 wiader popiołu i wyniosła na pole. Przyniosła 5 wiader opału. Przyniosła 5 wiader wody. Wrzuciła kilka taczek drewna do piwnicy. Uhhhh... Umordowana, że hej!

Poza tym umyła naczynia i sprzątnęła wszystko z drewnianego, lakierowanego stołu kuchennego i umyła go. Stół stary, pamiętający jeszcze czasy luksusu miejskiego - już mocno sfatygowany. Przydałoby się mu blat wymienić na nowy. Miał być drewniany, a wciśnięto jej płytę paździerzową.
Płyta po latach popękała na krawędziach i spuchła. Paździoch do remontu się nie nadaje. Trzeba wymienić go na solidne drewno. Nóżki są drewniane, toczone, ładne. Zostaną. Można by im lakier zeszlifować, by wydobyć barwę drewna.

Zwierzątka wszystkie grzecznie dziś pod domem. Denver dopatrzona. Rana odkażona. Kamyk z miodem jeszcze nie wrócił, więc ranie musi wystarczyć woda utleniona i rivanol. Indianka znalazła jeszcze w swojej apteczce spirytus salicynowy i kamforowy oraz jodynę.

Indianka dźwigająca ciężary

Kamyk dopadł mordercę Denver!

Zuch chłopak! Indianka jest dumna z Przyjaciela  Kamyk dorwał mordercę klaczy Denver i wymierzył mu sprawiedliwość. Klaczuś pomszczona.
Okrutnego sadystę oddał w ręce policji i wezwał do niego karetkę.
Częściowo zrehabilitował się w jej oczach po ostatnich swoich wybrykach.

Słowniczek:
Wymierzył sprawiedliwość - spuścił łomot :P

Indianka dumna

Indianka uwielbia miodek rzepakowy!

Dawno nie jadła, a to takie zdrowe, naturalne lekarstwo, lepsze od chemicznych lekarstw o niebo:

"Miód rzepakowy, jako popularna odmiana miodu kwiatowego, ma szerokie zastosowanie w żywieniu i lecznictwie. Z uwagi na wysoką zawartość cukrów prostych, łatwo przyswajalnych przez organizm, stanowi cenną odżywkę regeneracyjną w stanach wyczerpania fizycznego i psychicznego. Jest także nieodzowny w codziennym odżywianiu, niezależnie od wieku. Miód rzepakowy zaleca się zwłaszcza w geriatrii w postaci napoju przygotowanego z 1 łyżki stołowej miodu, rozpuszczonego w szklance przegotowanej i ostudzonej wody. Duża zawartość cukrów prostych, przede wszystkim glukozy i fruktozy, czyni go przydatnym w chorobach serca, głównie naczyń wieńcowych i układu krążenia. Glukoza po wchłonięciu do krwiobiegu wzmacnia siłę skurczu osłabionego mięśnia sercowego, a także rozszerza naczynia wieńcowe, przyczyniając się do lepszego zaopatrzenia serca w tlen i składniki odżywcze. W dalszym efekcie usuwa wodę z tkanek i na drodze diurezy przyczynia się do zmniejszenia obrzęków. Podobną rolę w działaniu na serce spełnia fruktoza. Uważa się, że cukier ten szybciej ulega przemianom metabolicznym, dostarczając w krótszym czasie energii do pracy mięśnia sercowego. Składniki, takie jak acetylocholina, potas i magnez również wpływają korzystnie na metabolizm mięśnia sercowego, stabilizują ciśnienie krwi i przyczyniają się do zahamowania procesu miażdżycowego. U chorych na dusznicę bolesną, którym podawano miód rzepakowy, obserwowano wyraźną poprawę stanu zdrowia.

Kolejną grupę schorzeń, w których wykorzystuje się cenne właściwości cukrów prostych, są schorzenia wątroby i dróg żółciowych. Czynią one miód rzepakowy łatwo przyswajalnym przez wątrobę. W ten sposób zwiększają jej zdolność do detoksykacji, czyli odtruwania organizmu. Polega ona na wiązaniu szkodliwych metabolitów z kwasem glukuronowym (powstającym z glukozy) i związkami flawonoidowymi pochodzącymi z nektaru, w celu łatwiejszego ich rozpuszczenia i usuwania z organizmu wraz z moczem. Natomiast cholina obecna w miodzie usprawnia metabolizm tłuszczowy wątroby i polepsza funkcjonowanie pęcherzyka żółciowego.

Miód rzepakowy ceniony jest także w leczeniu chorób z przeziębienia oraz stanów zapalnych górnych dróg oddechowych na tle bakteryjnym, takich jak zapalenie gardła i zapalenie błony śluzowej nosa. Ponadto łagodzi kaszel i wzmaga odporność organizmu. W schorzeniu tych poleca się picie ciepłego mleka z miodem rzepakowym.

Miód ten jest również ceniony jako środek pomocniczy w schorzeniach nerek i układu moczowego. Jest on odpowiedni do tego typu schorzeń z uwagi na niewielką zawartość biopierwiastków i obecne w nim olejki eteryczne. Poza tym wspomaga podstawową terapię w przebiegu choroby wrzodowej żołądka i dwunastnicy, przyspieszając gojenie stanu zapalnego tych narządów. Podobne właściwości miodu rzepakowego wykorzystuje się także w leczeniu schorzeń zewnętrznych. Stosowany bezpośrednio na chorą tkankę oczyszcza ją z elementów martwiczych i ropnej wydzieliny, co w efekcie przyspiesza ziarninowanie, gojenie i bliznowacenie ran. Ponadto szybkie przyłożenie miodu na oparzoną skórę zabezpiecza ją przed tworzeniem się pęcherzy i rozwojem zakażenia."

Indianka miodowa ;)

Kamyk przewiany

Zadzwonił o 7.00 rano, że wybiera się do Suwałk stopem.
Potem, zadzwonił, że przewiało go i źle się czuje. Nie da rady dojechać do Suwałk.

Rower i zakupy ma. Nie stracił.

Ale zdrowie stracił, bo za lekko ubrał się na rower. Indianka kupiła mu kilka grubych kurtek, a ten założył najcięńszą i przeziębił nerki. On jest jak dziecko.
Nie potrafi o siebie zadbać.

Indianka zatroskana

środa, 26 października 2016

Cieplutko, cichutko, czyściutko, ciemniutko

Liście i pędy krzewów malin na herbatę - pycha!

Bazylia do suszenia

Indianka wbiła się dziś w domowy kokon. Okopana w grubych, kamienno- ceglanych ścianach swoich komnat, zmywa, sprząta, przestawia rzeczy i sprzęty - słowem ogarnia dom, głównie kuchnię i piwnicę, ale nie tylko.
Zmieniła materac w swoim łóżku i pościel. Napaliła w piecu. Zrobiła świeżą herbatę.

Ususzyła nad swym mocarnym piecem i zmieliła w delikatnych, pracowitych, zręcznych dłoniach, pyszną herbatę na zimę (nawet Kamykowi posmakowała). Zerwała bazylię i suszy nad piecem. Ugotowała karmę dla psów. Przyniosła kilka wiader wody do kotła i garów.

Zmyła, wyparzyła i wysuszyła naczynia. Wyszorowała i wygotowała garnki. Zamiotła schody do piwnicy. Przeniosła kilka doniczek. Odkryła, że szczur zeżarł jej fiołka alpejskiego w gabinecie  Wrzuciła do piwnicy taczkę drewna na zimę. Powoli jej ponury dwór nabiera przestrzeni, ładu i organizacji oraz estetyki (Metoda Żółwiowa i Mimochodem).
Tylko kilka razy dziś wyszła z domu na krótko: m.in. by przemyć ranę klaczy Denver. Goi się. Zasycha.

Ciekawe, czy Kamyk kupił miód. Wysłała go z piłą by ją sprzedał i zrobił zakupy do domu, przede wszystkim miód dla klaczy na ranę.

***

Ostatni telefon, jaki odebrała od Kamyka w nocy, brzmiał, że Kamyk nocuje dziś na melinie w Olecku. Z rowerem Indianki i zakupami. Ciekawe, czy rower wróci do Indianki? Pożyczyła mu go, by zdążył kupić niezbędne rzeczy i wrócić szybko do domu, a nie po to, by łaził po melinach.

On sam znowu nawalony. A tak się zapierał, że on ani piwka nie wciągnie dzisiaj. Chciał się zakładać. Może nie pił, Indianka nie może tego wykluczyć, ale jest nawalony. Indianka poznała po rozlazłym, jąkającym się głosie i skokach emocji. Może zaćpał? Tak czy inaczej jest nawalony. Masakra. Co za typ!  Wkurza ją! 

Sam się prosi o kłopoty. Sam jest winny swojego chujowego losu. Indianka go nie uratuje, bo on nie chce być uratowany. On chce chlać i ćpać. Stacza się coraz bardziej. On potrzebuje specjalistycznego odwyku. On musi skończyć obciążać ją swoimi nałogami. Indianka ma dość ciężara! Z nim nie można nic konstruktywnego działać na dłuższą metę. Kamyk jest niereformowalny. Jednego dnia mówi o tym, że chce normalnie, pożyteczne żyć, a drugiego pije na umór. To beznadziejne 

Jeden plus noclegu pijanego Kamyka poza jej domem, że przynajmniej nie będzie próbował zatłuc Indianki w pijackim amoku, czy chociażby wygrażać jej i zastraszać oraz demolować jej dom.

Indianka zaniepokojona

Kot Kremella i jego bąbel

Kremelli zrobił się wielki guz na policzku. Guz okazał się bąblem wypełnionym ropą. Indianka z Kamykiem postanowili przebić igłą bąbel i wyciągnąć z niego ropę strzykawką. Zanim znaleźli w domu czystą, wysterylizowaną igłę i strzykawkę (Indianka przed laty zaopatrzyła się w apteczkę pierwszej potrzeby i uzupełnia ją od czasu do czasu, plus zbiera zioła lecznicze) - bąbel sam pękł.

Kamyk wycisnął z bąbla ropę, a Indianka trzymała kotka za łapki, by się nie szarpał. Następnie zdezynfekowali rankę dużą ilością wody utlenionej. Kotek wydaje się zdrów. Jest pełen życia i energii. Bąbla nie ma.

Gdy Francuzka była, doradziła, by ranę Denver smarować prawdziwym miodem. Indianka na razie przemywa ranę wodą utlenioną i rivanolem, by dobrze odkazić. Postanowiła sprzedać jedną starą piłę spalinową, by kupić miód i więcej medykamentów na zapas.

Francuzka obejrzała nogi i kopyta koni. Pochwaliła. Powiedziała, że u konia zdrowe nogi i kopyta są najważniejsze. Stanowią o wartości użytkowej konia. Potwierdziła, że konie Indianki mają bardzo dobre kopyta i nogi. Duże, twarde, mocne i zdrowe puszki kopytowe. Zna się na tym. Konno jeździ od kilkunastu lat.

Indianka się ucieszyła, bo swego czasu zawistne pizdy z re-volty, insynuowały na odległość internetu, bez osobistego oglądania kopyt koni Indianki, że coś jest z nimi nie tak. Otóż potwierdziło się, że to coś z czerepami niektórych porypanych koniar jest coś nie tak. Francuzka oceniła, że dawno nie widziała tak zdrowych kopyt u koni, jak u koni Indianki.

To efekt naturalnego chowu w zgodzie z naturą. Konie Indianki nie stoją całymi dniami w ugównionych boxach, jak to się dzieje w wielu prywatnych stajniach i pensjonatach, ale śmigają radośnie po obszernych padokach.

Indianka pielęgnująca

wtorek, 25 października 2016

Chlebek kminkowy

Dzień minął na pracy w polu. Potem gotowanie obiadu i pieczenie chleba.
Dzisiaj kminkowy. Wczoraj zwykły chleb był upieczony, ale szybko się kończy, bo Kamyk się nim zajada.

Rana Denver się goi, choć wygląda paskudnie. Indianka myśli o zakupie nici chirurgicznych i igły do szycia ran. Tak na wszelki wypadek, by móc samodzielnie zszyć zwierzę, gdy nie daj Boże znów któreś zostanie ranne.

Rana Denver była głęboka i świeża, gdy ją Indianka znalazła. Gdyby dyżurny vet z pseudo "pogotowia weterynaryjnego" natychmiast ruszył dupę by ratować zwierzę, to by ją zszył. Może nie umie? Nie miał też ani znieczulenia, ani surowicy tężcowej. Za to miał kolejkę w sklepie weterynaryjnym.

14 lat temu, gdy Indiance szczupły z natury pies (takiego jako dorosłego kupiła i mimo odrobaczania i intensywnego karmienia na wadze nie przybrał) ciężko zachorował na parwowirozę (był zaszczepiony przeciwko parwowirozie, a mimo to zachorował - widać szczepionka za słaba była) weterynarze z Olecka też nie chcieli przyjechać, ale wtedy była ostra zima, a do gospodarstwa Indianki wiodła totalnie zapuszczona, nieprzejezdna gminna droga co tłumaczy trochę ich niedopełnienie obowiązku udzielenia pomocy zwierzęciu. Weterynarzowi nie chciało się iść zaśnieżoną wiejską drogą blisko kilometr do psa. Indianka uprosiła, by przyjechał chociaż do sąsiadki, ale przyjechał dopiero po tygodniu, gdy pies już konał.
Sąsiad-myśliwy zasugerował, że inny sąsiad z Czukt psa otruł, ale Indianka dokładnie znała objawy parwowirozy z doświadczenia ze swoim pierwszym psem, którego uratowała w mieście i nie dała się ogłupić. Bez wątpienia pies ciężko zapadł na parwowirozę. Pies się odwodnił od nadmiernych, wyczepujących organizm wymiotów i biegunki. Żołądek nie pracował. Nikł w oczach. Potrzebna była kroplówka, antybiotyk i ścisła dieta. Indianka gotowała mu kleiki ryżowe, ale zwracał je. Był bardzo osłabiony i wycieńczony chorobą.

Indianka kilka dni wcześniej próbowała zawieźć psa do weterynarza autem sąsiadów, ale oni dziwili się wielce, że ona chce psa ratować i do weterynarza wieźć i nie chcieli pomóc. W ich zwyczaju nie pomaga się chorym psom, tylko pozwala im zdychać i wtedy bierze się nowego szczeniaka, więc nie rozumieli Indianki. Odmówili zawiezienia do weterynarza ciężko chorego zwierzęcia.

Wtedy Indianka odczuła bardzo dotkliwie brak auta i lokalną znieczulicę. W swoim mieście wsiadłaby w tramwaj i zawiozłaby psa do lecznicy. Innego psa tak właśnie kiedyś uratowała mieszkając w mieście. 

Tymczasem mieszkając na pięknej mazurskiej wiosce, wzięła wycieńczonego biegunką i wymiotami psa i zaniosła go ten kilometr w trzaskającym mrozie do sąsiadki, gdzie weterynarz obiecał przyjechać. Psa owinęła w prześcieradło. Niosła go kawał drogi. Czuła, gdy skonał po drodze, gdy dźwigała go do sąsiadki. Zrobił się bardzo ciężki. Zapłakana i załamana, już trupa doniosła. Była wstrząśnięta i odrętwiała z rozpaczy. 

Sądziła, że weterynarz chociaż zbada psa, by wykluczyć ryzyko zarażenia pozostałych psów Indianki. Sądziła, że zabierze zwłoki do utylizacji.

Weterynarz nawet nie podszedł do psa. Zainkasował 40 złotych za przyjazd i poszedł na drinka do gospodarza domu, a Indiankę zostawił samą z martwym psem. 

Indianka nie miała siły wracać z ciężkimi zwłokami niemal kilometr przez śnieg. Zapytała sąsiadki, czy może zostawić psa pod płotem do następnego dnia i czy jej mąż mógłby pomóc jej zakopać psa. Sąsiadka, dzisiejsza sołtyska, nie zgodziła się. Powiedziała, by Indianka zabierała psa natychmiast i sama sobie go zakopywała. 

Indianka z trudem doniosła martwego psa na gospodarstwo swoje, gdzie próbowała go spalić, bo o kopaniu w 43 stopniowym mrozie nie było mowy. Musiała ciało polać benzyną i w ten sposób spalić, bo nawet drewno stosowe nie chciało się palić.

Wtedy zrozumiała, że trafiła w okropny region pełen bezdusznych, obojętnych, zimnych ludzi. Była załamana. Było jej bardzo, bardzo ciężko. Niedługo po tej tragedii, dzisiejsza sołtyska wychodziła na gminną drogę, gdy Indianka uprosiła wójtową o remont drogi i wójt wysłała równarkę i żwir ciężarówkami.

Na drodze, sołtyska podburzała kierowców, by nie równali i nie żwirowali drogi do Indianki gospodarstwa. Kłamała, że nie trzeba robić dojazdu. Miała pretensje do Indianki, że Urząd Gminy wyciął część gałęzi nadmiernie zarastających drogę na kolonię. 

Po latach, niektóre z tych pustych, bezdusznych kukieł, przywdziewają maski miłośników zwierząt. Ale Indianka zna ich prawdziwe oblicza. To nadal te same puste kukły bez serca. Ostatnie by pomóc. Pierwsze by szkodzić.

Indianka zasmucona



niedziela, 23 października 2016

Komisja Wnuka


Słodkie :))) Syfiarnia przeprowadza różne testy wpasowywania się różnych obiektów do różnych pojemników, by rozkminić, jak Indianka mieści się do kasty :D
Ja wiem, Wnusiu, że wiele byś dał, by zobaczyć mnie nagą w kaście :P
Niedoczekanie twoje! :P
Takie cuda, to tylko na Rancho :D
Indianka w kaście ;)

Ps. Napisz coś jeszcze obraźliwego o Macierewiczu, a złożę zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.




Araby wyhodował PiS, a nie KOD


Wnuk, co ty pitolisz? Polskie piękne konie arabskie to wieloletnie wysiłki polskiej szlachty, a nie komuchów z PRLu. Co ty pitolisz chłopie??

Prawo i Sprawiedliwość to prawica, konserwatyści o korzeniach rdzennie polskich. Reprezentują polskie tradycje, polską szlachtę katolicką i polskie chłopstwo i mieszczan. Generalnie polszczyznę i tradycję polską, w tym kawaleryjską i hodowlaną.

Zaś KOD to bojówki postkomunistyczne o korzeniach sowieckich, komunistycznych, żydowskich.
To pogrobowce fali żydowskich komuchów przywleczonych do Polski przez sowietów po II Wojnie Światowej. Ich korzenie to mordercy Polaków, katujących i mordujących bestialsko polskich patriotów w katowniach UB i WSI, skazujących niewinne, niepełnoletnie, bezbronne dziewczątka typu Inka na śmierć.

Sowieci podczas II Wojny Światowej i po niej, ukradli polskie najpiękniejsze araby i wywieźli z Polski do Związku Radzieckiego. Zniszczyli polskie hodowle koni szlachetnych.

Po wojnie kilku mądrych przedwojennych masztalerzy polskich przekonało durnych komuchów w Polsce, którzy planowali wybić doszczętnie wszystkie konie szlachetne, by nie niszczyć całkowicie polskiej hodowli koni arabskich.

Z niedobitków koni arabskich skonfiskowanych (ukradzionych) drobnym prywatnym hodowcom polskim, z trudem odbudowano polską populację koni arabskich.

Nie jest to żadna zasługa komuchów: PO, PSL, SLD, KOD lecz indywidualnych masztalerzy i zootechników przedwojennych, którzy się tego trudnego zadania podjęli w niezwykle trudnej komunistycznej rzeczywistości powojennej.

Komuchy po wojnie zabroniły hodowli koni szlachetnych w Polsce prywatnym hodowcom. Przez pół wieku żaden prywatny hodowca nie mógł hodować arabów. Koncesję na to miały tylko komusze, tzw. państwowe stadniny.

Komuchy im tylko przywlokły ukradzione polskim hodowcom konie.
A ile polskich koni wywieziono do Tierska w Rosji! Tam to jest zajebista pula genetyczna, pięknych, masywnych, użytkowych polskich arabów wielkiej urody.

Więc nie pitol, krakowski buraku, że konie nie lubią PiSu, bo członkowie PiS to potomkowie szlachty polskiej która wyhodowała polskie araby.
PiS kocha konie i konie kochają PiS.

Wszak żaden przyzwoity szlachcic czy jego potomek, nigdy w rzesze bandyckich komuchów dobrowolnie nie wstąpił.

Lechia konna

"Nie pracujesz - nie jesz!"

Tak, darmozjady. Nie pomagasz na farmie, to karmić cię na mój koszt nie będę.
Żaden punkt regulaminu CouchSurfingu nie zobowiązuje hostów, ani nie nakłania hostów do darmowego karmienia obcych. Nie ma takiej opcji.
Jeść owszem możesz, za swoje pieniądze - kupić jedzenie i zjeść ile chcesz.

Wam się pomagać nie chciało. Izka proponowała ledwo 2 godziny dziennie pomocy za całodzienne wyżywienie dwóch osób przez dwa tygodnie.
Już będąc na miejscu. Przed przyjazdem były zupełnie inne uzgodnienia.

Nie zgodziłam się karmić ich na mój koszt za ledwo dwie godziny pomocy.
Nie miały kasy na jedzenie, bo całą kasę przepiły na paradzie gejów w Berlinie, zanim do mnie spłukane z dwutygodniowym opóźnieniem dotarły, więc niechętnie, ale zgodziły się na 5 godzin pomocy dziennie. Wyszukałam im jakieś zajęcie. Wycinały krzaki przez 2 dni (10 godzin) które pilarz by wyciął w pół godziny.

Nie chciało im się robić, padało, więc czwartego dnia wyjechały.
Za nieudane wyłudzenie dwutygodniowego, sponsorowanego urlopu na Mazurach, zemściły się donosami.

Za wystawienie im na CouchSurfingu negatywa za donosy - rozpętały przeciwko mnie wściekłą, nienawistną nagonkę w internecie i powiecie.

Stąd strona Rancho de Syf na Facebooku z milionem urągających mi wpisów.
To ich robota. Lesb Marty Piotrkowskiej i Izki Urbaniak vel Rancho de Syf, plus niespełnionego żigolo, Bernarda Sobolewskiego vel Rad Mazurski i jego wściekle zazdrosnej i mściwej baby, Anny Moniki. To trzon ekipy tego paszkwila.

Indianka




Dane osobowe





Ty lekarko Marto Piotrowska wielokrotnie podałaś moje dane osobowe na swoich paszkwilach, które stworzyłaś specjalnie po to, by mnie obrażać, szykanować, wyszydzać i linczować. Wszyscy dokładnie wiedzą o kim piszesz, bo postarałaś się o to, by mnie dokładnie zidentyfikować i opisać, więc nie pal głupa. Czynnie udzielasz się na stronach i forach zaangażowanych w nagonkę na mnie, opluwanie i linczowanie mnie. Jesteś inicjatorką i motorem tej nagonki i hejtu. Opluwasz mnie publicznie na międzynarodowych portalach.
Szargasz moje dobre imię.

Ty sama jesteś osobą publiczną, publicznie podałaś swoje dane osobowe, miejsce zamieszkania i pracy. Swoją drogą szpital w którym pracujesz tj. Szpital Uniwersytecki w Krakowie, nie cieszy się dobrą opinią. Nie dziwi mnie to, skoro przyjmuje do pracy osoby pozbawione zasad moralnych i etyki lekarskiej takie jak ty.

sobota, 22 października 2016

Kąpiel Indianki

Ponieważ wzbudza wiele zainteresowania na Facebooku moja kąpiel w kaście na Rancho, wyjaśniam meandry kąpieli Indianki ;)))
Kąpiel odbywa się w kuchni przy piecu, bo najcieplej i blisko do zbiorników z gorącą wodą.

Kasta 70 litrów pojemności. Wchodzę cała. Siadam w kastę napełnioną mniej więcej do połowy gorącą wodą.
Nalewam dzbankiem wodę z kasty lub wiadra na głowę. Namydlam głowę i całe ciało.

Szoruję i masuję się od stóp do głów. Spłukuję głowę dzbankiem, czystą, gorącą wodą z wiadra. Siedzę w gorącej wodzie jak długo chcę (długo lubię).
Wstaję i spłukuję się ciepłą, czystą wodą. Owijam w ręczniki i suszę przy piecu.

Da się? - Da się :P

A, często wodę z kąpieli wykorzystuję do prania. Wrzucam bieliznę i ubrania do kasty i ugniatam nogami. Tuptam susząc się przy piecu na tyle długo, by pranie się dobrze przeprało :) Namaczam na noc, a następnego dnia kończę pranie i płuczę :)

Indianka czyściutka i pachnąca :)




Lesby kłamią



Oczywiście lesby kłamią.
Ten górny profil nie jest mój: "Izabela de Red". Nie ja go założyłam. Ktoś się pode mnie podszywa. Przestrzegam, przed kontaktowaniem się z tym profilem. To zasadzka na naiwnych. Pewnie same go założyły, lub Sobolewski.

Nikt mi nie wystawił negatywa na CouchSurfingu, z wyjątkiem lesb. Wystawiły mi odwetowego negatywa, po tym, gdy ja im go wystawiłam, po ich świństwach, które mi zrobiły, a które były rażącym złamaniem etyki i zasad CouchSurfingu.

Naruszyły mir domu, którego były gośćmi. Złożyły masę donosów, by zaszkodzić uprzejmej, przyjaznej Gospodyni. One po prostu nie potrafią dać spokojnie żyć samotnej ranczerce. Powoduje nimi trywialna, przyziemna zawiść, podłość, mściwość (opisałam ich donosy na blogu i wystawiłam siarczystego negatywa na CouchSurfingu, co ograniczyło ich możliwości wyłudzania dowolnych noclegów).

Na moim pierwszym profilu miałam około 20 bardzo dobrych referencji.
Profil zawiesiłam, by nie nękały moich gości emailami i nie wyłudzały od nich poufnych informacji na temat mojego życia i Rancho. Lesby są wyjątkowo wścibskie i bezczelne. Uzurpują sobie prawo, do włażenia z ich ugównionymi butami w moje życie i moje sprawy.

CouchSurfing to portal grzecznościowy, oparty na dobrej woli obu stron: gospodarzy udostępniających miejsca do spania i CouchSurferów, korzystających z darmowych noclegów.

Każdy gospodarz lub gospodyni "kanapy" określa zasady noclegu.
Żaden gospodarz nie jest zobowiązany, by karmić za darmo obce osoby.
Z reguły sprawy wyżywienia są ustalane przed przyjazdem gościa.
Bywa, że host oferuje tylko miejsce na podłodze pokoju lub balkonie do spania.
Bywa, że oczekuje ugotowania mu przez gościa posiłku, lub zaproszenia przez gościa do knajpy na posiłek lub piwo.
Często bywa, że goście oferują gotowanie ze swoich składników i zmywanie po posiłku.

Lesby przed przyjazdem zaoferowały, że pomogą posprzątać kuchnię i dołożą się do wyżywienia lub same sobie będą gotowały za swoje pieniądze.

Na Rancho nie sprzątnęły nic. Do wyżywienia się nie dołożyły.
Nawet talerzy po sobie nie zmyły, gdy dostały gościnnie na nich jeść ode mnie.

Przed przyjazdem uzgodniony miały nocleg na mojej łące w swoim namiocie.

Na miejscu wyłudziły ode mnie noclegi w pokoju, w moim domu, a po wyjeździe złośliwie opisały ten pokój i mój prywatny dom publicznie w internecie wyszydzając go. To bezczelne świństwo kobiet bez żadnych zasad moralnych i zwykłej przyzwoitości ludzkiej.

Mało tego. Po trzech wygodnych nocach spędzonych w moim domu, poszły złożyć donosy na mnie do różnych instytucji: na policję, do wójta, do inspektoratu weterynarii, do Sanepidu, do TOZu. Po prostu świnie. 
Lewackie, zaburzone świnie. To zarozumiałe dewiantki bez czczi i honoru, nie potrafiące uszanować gościnnego domu i jego Gospodyni.

Ale im tych krzywd wyrządzonych przyjaznej, życzliwej kobiecie mało było.
Dodatkowo zorganizowały ohydną nagonkę na niewinną kobietę, gdzie ją lżą, urągają jej, obrażają każdym słowem i insynuacją, gdzie szczują na nią ludzi, zatruwają jej życie w każdy możliwy sposób. 4 lata opluwania, linczowania, hejtowania, banowania, napuszczania innych ludzi i instytucji. 

Takie są lekarka Marta Piotrowska i jej pseudo "mąż" - Izka Urbaniak z Krakowa... :(((

Week-end'owe szorowanko

Pogoda nie rozpieszcza. Pada. Mokro. Na Rancho domowy coconing.
Indianka szoruje garnuszki i poprawia słoiczki po Francuzce. Słoiki niedomyte, tłuste, mażą się. Gorąca woda, ciut płynu, gąbka i schodzi ładnie. Bateria umytych garnuszków i słoiczków suszy się na garach nad piecem. Powoli graciarnia w kuchni topnieje. Trzeba będzie garnuszki wynieść na strych, bo w kuchni nie ma ich w czym schować. Brakuje mebli.

Kamyk próbował naprawić pompę, którą zepsuł, ale nie dał rady.
Za to ugotował obiad. Wczoraj wieczorem podłączył lampę kuchenną do akumulatora poprzez przetwornicę. Stała się dawno niewidziana tu późnym wieczorem jasność w kuchni. Jak z sieci :) Nareszcie jasno oświetlony stół przy kolacji. Jak dziwnie :)

Indianka zrobiła rano obchód ziem swych. Zdezynfekowała ranę klaczy wodą utlenioną. Goi się. Narwała liści malin. Zaparzyła herbatę. Smaczną :)

Kamyk napalił w piecu, a Indianka przyniosła wiadra wody.

Wczoraj Indianka urządziła sobie gorącą, królewską kąpiel.
Zużyła całą kastę wody. Umyła głowę. Wyszorowała ciało. Jak bosko się wymoczyć przy gorącym piecu w gorącej wodzie... Wyszorować pachnącymi słodko mleczkami z pilingiem... Miodzio :)

Koty wyciągnęły się błogo na łóżku Indianki... Tym to dobrze! Byczą się całymi dniami.

Kamyk poszedł kosić chaszcze przed kurnikiem, bo lis się w nich czaił na kury.

Lesby dalej nakręcają nagonkę przeciwko Gospodyni, która ich ugościła

Krakowskie lesbijki dalej nakręcają nagonkę przeciwko Gospodyni, która ich grzecznościowo ugościła poprzez CouchSurfing 4 lata temu. Jedna z nich, tj. Marta Piotrowska, jest praktykującą lekarką i nadużywa statusu lekarza, dla prywatnej zemsty.

Marta Piotrowska publicznie pomawia Gospodynię o chorobę umysłową. Taka osoba powinna zostać zawieszona w zawodzie lekarza. Powinno się jej odebrać licencję. Ona postępuje niezgodnie z etyką lekarską. Złamała przysięgę lekarską, która nakazuje lekarzom nie szkodzić. Jej zachowanie i postępowanie jest niegodne stanowiska lekarza.

Lekarka Marta Piotrowska nigdy mnie nie leczyła, nigdy nie badała, nigdy nie była moim lekarzem (i zapewniam, że nigdy nim nie będzie). Nie życzę sobie, by z niskich pobudek, jakimi są zemsta i chęć zlinczowania, ta dziwna kobieta rozpuszczała na mój temat pomówienia po internecie.

Zaburzone, nienawistne homoseksualistki nadal rozsiewają swoje kłamstwa i pomówienia po internecie, nakręcając spiralę nienawiści do mnie.

Nie mam żadnego "konfliktu z prawem", nie "zaniedbuję  zwierząt" ani nie "zaniedbuję gospodarstwa". Nie "oszukałam mnóstwa ludzi w różnych serwisach".

Mój dom nie jest "ruiną", choć wymaga kapitalnego remontu. Do ruiny to mu daleko.

To te lesbijki z chorej zemsty rujnują moją reputację od 4 lat, szkodząc mi wszędzie, gdzie się da.
To lesbijki oszukały mnie, wyłudzając ode mnie darmowy pobyt, pod warunkiem nie sprawiania problemów. Wykorzystały mnie i moje Rancho na darmowy urlop, a w "podzięce" prosto z Rancha polazły składać liczne donosy na mnie, szkodząc mi jak tylko mogły. Robią to nadal.

To podłe, niewdzięczne pasożyty, leniwe kluchy liczące na dwa tygodnie darmowego pobytu na moim Rancho.

Zdradzieckie, fałszywe, obłudne dziwolągi, które lubują się w składaniu donosów na ludzi, którzy im wyświadczyli grzecznościową przysługę.


piątek, 21 października 2016

Ściema Andrzeja Bernarda Sobolewskiego

Andrzej Bernard Sobolewski, siedziałeś u (cytuję twoje słowa):
"wariatki i psychola zakutanego w szmaty na melinie, składającego dwuznaczne propozycje" niemal tydzień?

Pozwól, że zapytam: po co? Ja bym na twoim miejscu uciekła jeszcze tego samego dnia, najdalej następnego. A tyś twardo siedział pełne 5 dni.

Nasuwa się wniosek: Sobolewski, twoja ściema się nie klei. Ale Anna Monika to idiotka, która łyka twoje kity tak jak twoją spermę. A te jej chorobliwie nienawistne wpisy na mój temat na jej blogu, to nie przypadkiem jej patologicznie chorobliwa zazdrość? :P

Pamiętam jak dziś wyraz twojej gęby, gdy przyszło ci wracać do niej.
Wyglądałeś, jakbyś gówno połknął. I te groźby do mnie, że naślesz na mnie urząd skarbowy i urząd pracy za to, że musiałeś opuścić moje włości.
To dla tych instytucji robiłeś foty. By donosy na mnie składać. Tylko, gdy ja zaproponowałam, że ja wezwę policję, by pokazać, że nic u mnie nie wyremontowałeś, a szantażujesz i straszysz mnie, bo nie chcesz opuścić mojego domu dobrowolnie, to dałeś dyla z mojej chaty.

Przecież ty żadnego remontu nawet nie zaczęłeś. Przyjechałeś z pustymi rękoma, bez narzędzi i paliłeś głupa przez 5 dni, aż cię w końcu pogoniłam.

Jesteś oszustem, żigolakiem i naciągaczem. Do tego kłamcą i fałszywym bydlakiem. 

Zanim przyjechałeś, wymieniliśmy kilka e-maili. Opisałam ci co jest do remontu, więc nie mogłeś przypuszczać, że moje Rancho jest wyremontowane i kwitnące oraz prosperujące (pisałam o potrzebie kapitalnego remontu, rozwalonej hydraulice do wymiany, braku podłóg, sufitach do wymiany, kominie do remontu) zwłaszcza, gdy wspominałam, że mam zamiar wynajmować pokoje dopiero po remoncie kapitalnym domu.

Nie podałam ci linków do moich stronek reklamowych zrobionych na zaś, tylko na twoją prośbę na flogu założyłam konto by wkleić tam fotki mojego siedliska do remontu, bo chciałeś mieć rozeznanie, jakie budynki masz remontować.

Ty dokładnie wiedziałeś, że jedziesz do starego mazurskiego siedliska do kapitalnego remontu. Wiedziałeś, że wichura zniszczyła mi budynki i starałam się o odszkodowanie i dofinansowanie na rewitalizację budynków i go nie dostałam.

Wiedziałeś, że nie jedziesz do gotowego pensjonatu agroturystycznego.
Pisząc, że obiecałam ci pobyt w prosperującym pensjonacie i płatną pracę - zwyczajnie kłamiesz. Jesteś kłamcą, cwaniakiem i oszczercą.

Z premedytacją szkalujesz moje dobre imię od 4 lat. Z premedytacją oczerniasz mnie w internecie.
Jesteś perfidnym, mściwym bydlakiem bez honoru.


Leniwy Knur Wnuk zwany Piotrem






Czyli lewacka świnia nienawidząca wszystkiego co polskie i czytająca regularnie żydowskie i lewackie pisma i nimi budująca swoją głęboką, chorobliwą nienawiść do demokratycznie wybranej, praworządnej polskiej władzy Prawa i Sprawiedliwości, zapewne i w tydzień nie wysprzątałby mojego apartamentu. Cienki z niego Bolek, oj cienki! ;) Tylko dziobem potrafi kłapać. Miejska melepeta :P

Bernard Sobolewski - nie szczuj. Ani ty nie płaciłeś za tygodniowy pobyt na moim Rancho, ani tym bardziej Francuzka.

Dziewczyna miała zakwaterowanie i wyżywienie u mnie darmo, na mój koszt.
Gdyby została dłużej, też by je miała.
Co więcej, kupiłam jej nowe łóżko.

Indianka szczodra i dobrotliwa

Ps. Sobolewski, znalazłam twojego SMS-a, gdzie podałeś mi swój login na flogu :P Syfiarnia (czyli ty i lesby) wmówiła naiwnym internautom, że niby ja cię wyśledziłam na flogu po tym, jak wyjechałeś ode mnie, by "się ślinić do ciebie". Co ty na to? Podałeś mi tego floga przed przyjazdem? :D

Byłeś u mnie tydzień w lutym 2012. Pięć dni. Nic nie wyremontowałeś. Żarłeś i mieszkałeś za darmo. Śliniłeś się do mnie, zamiast spadać

Było? - Było! :P

Jesteś głupim, złym, podłym, kłamliwym, interesownym człowiekiem.
Po prostu bydlakiem. Twoje prawdziwe intencje wypływają jak gówno z bajora.


Co ty na to Anna Monika? Twój facet planował cię zdradzić ze mną.
Wypiął się na ciebie. Nawiał do mnie i chciał się u mnie zagnieździć na stałe,
 ale nie spotkał się z moim uznaniem i wściekły musiał wracać do ciebie :P


Mam jeszcze inne twoje SMS-y Sobolewski... :)
Zaraz tu będą :P

SMS od Andrzeja Bernarda Sobolewskiego, po smsie ode mnie o tym,
żeby nie przyjeżdżał, bo kasy na remont nie będzie.
Wpierw zadzwonił i powiedział, że mu brak wynagrodzenia nie przeszkadza,
 i że są inne możliwe formy współpracy i że chciałby spróbować współpracy.
Przyjechał bez narzędzi, a w smsie poufale puścił mi oko, co widać na załączonym smsie.
W tym momencie zwątpiłam, czy to dobry pomysł próbować tej innej współpracy z nim.
Szybko okazało się, że on nie ma zamiaru nic remontować,
Zamiast tego zalegał mi na chacie 5 dni i ślinił się do mnie. fuj, fuj fuj blee... :(
Próbowałam go dyplomatycznie spławić, ale nie szło.
Nie zraziła go nawet bajka, o braku materiałów :D
Był odporny nawet na czarną polewkę w postaci codziennej kaszy z cebulą,
 którą mu z premedytacją serwowałam ;)))


W tamtym czasie, tj. w 2012 roku, moje łącze internetowe było jeszcze słabsze niż teraz. Oferentów było więcej niż tylko jeden Sobolewski. Fachowcy dzwonili i chcieli wiedzieć co jest do roboty. Nie wszyscy obsługiwali pocztę emailową. Nadto wysyłanie e-maili ze zdjęciami siedliska do remontu do każdego, było zbyt uciążliwe. Zdjęcia nie przechodziły, blokowały łącze.

Zatem zamieściłam fotkę siedliska na flogu, na prośbę i życzenie Sobolewskiego, ale z myślą też o alternatywnych kontrahentach i wspólnikach, którym po prostu podawałam link do fotki mego siedliska znajdującej się w internecie na flogu. Ale na samego floga po raz pierwszy weszłam za sprawą Sobolewskiego, bo chciał pokazać mi fotki miejsc w których pracował i ciekawą architekturę. Być może było tam też zdjęcie jego osoby, ale teraz nie jestem pewna. Nawet jeśli było, nie interesował mnie. Szukałam wykonawcy, a nie kochanka.

Po zapoznaniu się z działaniem floga, zdecydowałam się wykorzystać to narzędzie, by zamieścić fotkę mego siedliska i budynków do remontu.
Nawet zamieściłam stosowny opis pod nią, z tego co pamiętam.

Oczywiście, że Sobolewski prosił o zdjęcia siedliska do remontu.
Chciał więcej zdjęć, wnętrz budynków, ale nie zdążyłam ich zrobić i wysłać lub zamieścić, bo stwierdził, że przyjedzie by osobiście zobaczyć co jest do remontu.

Jednak zakres prac znał dokładnie i z niego wynikało, że dom wymaga gruntownego, kapitalnego remontu, więc nie mógł sądzić, że jedzie do prosperującej agroturystyki na wypoczynek. Nie pisałam mu, aby moja planowana agroturystyka prosperowała. Wręcz przeciwnie. Wiedział, że miejsce trzeba do agroturystyki przygotować. Zresztą nie było mowy o wypoczynku.

Miał wycenić remont, sporządzić kosztorys. Miał też zrobić hydraulikę, rozprowadzić wodę po łazienkach.

Nie zrobił nic, a pod koniec 5-dniowego pobytu, odgrażał się, gdy zobaczył, że na ciepłe nóżki na które liczył, jednak się nie załapie. Moja wyrażona chęć wezwania policji pomogła go spławić. Uszedł, jak zmyty ;))

Pitolenie bredni na Facebooku, że założyłam sobie konto na flogu, by podrywać faceta, naciągacza, którego się ledwo pozbyłam z domu, jest niedorzeczne. Zresztą jak wszystkie te brednie, które Sobolewscy i lesby wypisują na mój temat.

Flog jak widać, służy do zamieszczania zdjęć:




A to moje konto na flogu:


Konto na flogu założyłam na prośbę Sobolewskiego, ledwo pół godziny po tym, jak wysłał mi link do strony i swój login, abym mogła go odszukać na tym flogu i obejrzeć jego zdjęcia architektury, które chciał mi pokazać.




Porządki jesienne i przygotowania do zimy

Well, nie ma pomocników - nie ma potrzeby szykowania im pokoi.
Można na spokojnie zająć się szykowaniem drewna na zimę i magazynowaniem go w pobliżu domu.

Indiance brakuje mebli, by pochować garnki, talerze, słoiki, butelki i ubrania.
Zdecydowała się spakować większość ubrań do worków i wynieść je na strych. Słoiki i butelki po sokach trafią do kartonów i też zostaną wyniesione na strych.

Na dziś Indianka zaplanowała sobie opróżnianie i sprzątanie ganku.
Potrzebne na nim miejsce na drewno.

Także w kuchni jest co robić. Trzeba wyszorować kilka garów i wynieść je na strych.

Sterta ciuchów czeka na przegląd, segregację, złożenie i wyniesienie.

No i pora na kąpiel. Indianka musi głowę umyć i rozczesać włosy.

czwartek, 20 października 2016

Francuzka uciekła

Aż mało nóg nie pogubiła :))) Indianka sama kontynuuje porządki i załatwia niezbędne sprawy. Za to Kamyk był dziś całkiem trzeźwy, wstał o dziwo rano i zabrał się do roboty. Pracuje chaotycznie i niewydajnie, ale coś tam porobi. Indianka w tym czasie może zająć się czym innym.

W kuchni zrobiło się przestronnie i jest bardzo ciepło, aż za ciepło.

Indianka z Kamykiem pocięła dziś trochę gałęzi i zwiozła 4 taczki drewna pod dom. Zmyła i wysuszyła naczynia. Nakarmiła kury, koty i psy. Dopilnowała, by Denver miała zdezynfekowaną ranę. Kamyk przemył rivanolem. Rana się zasklepia i zasycha. Klacz już kłusuje trochę. Zaś pozostałe konie np. ogier i Dakota nauczyły się bronić przed ludźmi, a nawet atakować. Stają na tylne nogi i idą na domniemanego agresora machając przednimi nogami. Tego doświadczyła Francuzka i Kamyk. Bojowe się zrobiły po tym ataku na Denver.

Do Indianki koniki mają więcej zaufania i respektu. Wszak Indianka to ich ukochana Pani i opiekunka. Nigdy im krzywdy nie zrobiła, nigdy nie biła.

Spoko

Do wiosny wyszykuję pokoik gościnny i udostępnię go za kaskę.
30 zł osobodoba na pięknym Rancho wśród sympatycznych zwierząt.
Kto kreatywnej, artystycznej duszy zabroni? :)

Lechia kreatywna

Ps. Ale Maluchnik będzie się pieniła :D Indianka zamiast sprzedać jej za grosze swoje gospodarstwo, będzie je rozwijać dalej sama ;) Toż to pewnie wyraz choroby psychicznej czy innych zaburzeń osobowości "takiej jednej co pisze bloga" ;))) Pewnie "megalomania i narcyzm" w jednym :D
No i roszczeniowa postawa, bo rości sobie prawo do zarabiania na życie i godnych warunków mieszkaniowych... ;)

No love, no hope, no help...

... No future?

Lechia przygnębiona :(

wtorek, 18 października 2016

Gdy umrę

Wszystkie te szmaty w internecie i powiecie będą zadowolone.
Nareszcie dorwą się do moich zwierząt i majątku... :(((

W szponach alkoholika

Indianka ma dosyć. Miał nie pić. Miał pijany nie przychodzić do jej domu. Miał pijany nie łazić po jej domu! WKURW!!! Indianka jest wściekła!
Zatacza się. Przewraca. Bełkocze. Tłucze naczynia. Zbił talerz. Zabrał jej laptopa. Przewrócił się z nim. Zapijaczony. Cuchnący alkoholem. Obleśny. Zapluty. Ohydny. Indianka ma totalnie dość typa!!!

Dziewczyna jechała z Francji 16 godzin. Zmęczona. Nie może spać przez typa. Ani ona, ani Indianka. Wkurw!

Indianka chce się uwolnić od tej patologii raz na zawsze. Przywiózł do niej drzwi ze śmietnika. Wyłudził od niej 40 zł na ten śmieć. Miały być używane, ale drewniane i zadbane. A tu rozłażąca się, zniszczona, spuchnięta okleina. Śmiecia jej przywlókł do domu i się nachlał w Olecku tak, że aż przewraca się i niszczy jej sprzęty :((( Co za cholerna menda!! :(((

Lechia załamana :(((

Kolejna Francuzka i nawalony Kamyk


Masakra.

poniedziałek, 17 października 2016

Napaść na klacz Denver

Głęboka rana cięta ostrym nożem, prawdopodobnie myśliwskim.

Rana 3 cm od serca.

Żaden weterynarz nie chciał klaczy pomóc.

Rok temu Wąs zaatakował klacz Denver, a sąd olecki nie dopuścił sprawy na wokandę (zapewne dlatego, że to brat policjanta).

Teraz kolejny wsiowy łachmyta napadł na tę samą klacz i ją głęboko zranił nożem (a może ten sam?). Klacz ma wielką, głęboką ranę wymagającą szycia.

Wykrwawiła się i osłabła.
Gdy Indianka ją znalazła rano, klaczuś dygotała i ledwo trzymała się na nogach. Utyka też na tę nogę, nad którą znajduje się rana. Indianka zadzwoniła na pogotowie weterynaryjne w Olecku. Pogotowie odmówiło udzielenia pomocy klaczy (!).

Indianka zadzwoniła do inspektoratu weterynarii, tego samego, co ją nęka notorycznymi kontrolami i wyłudził od niej psa 4 lata temu (pretekst: donos lesb krakowskich Marty P. i Izki U. oraz łańcuch). Poprosiła głównego lekarza weterynarii, by wpłynął na pogotowie weterynaryjne, by udzieliło rannej klaczy pomocy. Ponoć inspektor Salamon próbował, ale bezskutecznie.

Indianka wezwała policję i pokazała ranną klacz policji oraz opowiedziała o nocnych najściach na jej gospodarstwo, które mają miejsce ostatnio. Powiedziała też o tym, że pogotowie weterynaryjne odmówiło pomocy i leczenia klaczy. To zdaje się jest złamanie etyki lekarskiej i nie tylko?

Policjanci obejrzeli rannego konia i zrobili zdjęcia rany. Na ich sugestie, by wezwać innego weterynarza, Indianka powiedziała im, że obdzwoniła kilku dalszych, ale albo nie umieli szyć konia, albo nie mieli medykamentów typu antybiotyk czy znieczulenie, czy surowica tężcowa, albo byli na spędach lub podczas innego zabiegu.

Ostatecznie wysłała Kamyka by pojechał do Olecka po leki dla konia. (Tak, tak, ten opluwany przez skurwysynów z syfiarni Kamyk jest więcej wart niż te zasrane służby lokalne, bo ma serce dla zwierząt, w przeciwieństwie do obłudnej, pedalskiej syfiarni z Facebooka i lokalnych służb).

Policjanci mijali go po drodze, bo nie było autobusu i musiał jechać okazją. Nie podwieźli go do lecznicy dla zwierząt. Przyśpieszyli gazu widząc go, gdy próbował ich zatrzymać. Wiedzieli, że jedzie po leki dla konia. Ot, cała prawda o tutejszych "wrażliwcach". Oni tu tylko walą na Rancho jak w dym z gotowymi mandatami, gdy koza bratu policjanta wejdzie na jego zaorane pole by się przebiec.

Lechia w krainie nieodpowiedzialnych idiotów i znieczulicy absolutnej


niedziela, 16 października 2016

Żarówka 12 volt

Kurna, nie mogę znaleźć żarówki nadającej się do oświetlenia chaty z akumulatora!

Lechia zirytowana!

Skomplikowana, niepojęta natura

Skomplikowane natury ludzkie są zazwyczaj niepojęte dla większości śmiertelników. Bywa, że myślą co innego, mówią co innego, robią co innego i czują co innego. Ta wielorakość wynika z ich pobudliwości, szybkiej reakcji na bodźce, przebogatej, pełnej harmonijnie połączonych sprzeczności, elastycznej osobowości i dużej intensywności myślenia oraz ogromnej dynamiki myśli i pomysłów, które nijak się nie chcą zmieścić w żadnej szufladzie. Bywa, że mowa ich nie nadąża za myślami. Bywa, że mowa kamufluje uczucia, albowiem te istoty są bardzo delikatne i boją się zranienia. Trudno je zatem zrozumieć :) Ale da się :) Wobec życzliwych dusz, te natury się otwierają :)

10 taczek drewna

W sumie Indianka zwiozła pod dom około 10 taczek drewna.
Kamyk wstał dopiero po południu, ale wziął się za rąbanie drewna i porąbał gdzieś z trzy metry sześcienne drewna.

Indiankę bolą lędźwie od pchania taczki pod górę. Jutro dla odmiany pracuje w domu.

Ma do wysprzątania kuchnię, ganek, sypialnię, piwnicę. Trzeba zrobić miejsce na opał na ganku i w piwnicy. Mnóstwo roboty.

Lechia drewniana ;)

5 taczek


Ładna pogoda. Indianka zwiozła 5 taczek drewna pod dom.
Kamyk w tym czasie kimał, bo wczoraj do późna oglądał filmy.
Chyba nie trzeba wyjaśniać, że te jego kimono wywołało słuszny gniew Indianki? Dziś laptopik zostanie schowany. Nie będzie oglądania filmów :P

sobota, 15 października 2016

Tropik w domku

Napalone, że hej! Cieplutko. Wszystkie koty pokotem porozskładane na łóżku, na Indiance i na krześle.

Zapachy z pieca. Niam! :) Za półgodzinki obiadokolacja.

Indianka wyciągnęła się na swoim nowym łóżku i odpoczywa.

Lechia delektująca :)

Sobotnie rozczarowanie

Francuzi bardzo ładnie pracowali przy drzewie około 3 godziny i smakowało im jedzenie, ale dziewczyna chciała hotelowego komfortu, tj. niezależnego pokoju z prysznicem dla siebie, chłopaka i ich psa, a nie bardzo chciała pomóc posprzątać w domu by ten pokój wygospodarować, więc namówiła chłopaka, by pojechali dalej. No i pojechali. Dziewczyna grzecznie wytłumaczyła Indiance, że to nie chodzi o Indiankę i Kamyka, bo są fajnymi ludźmi i miło się z nimi gawędzi, ale że nawykła do wyższego standardu życia i liczyła na niezależny pokój dla dwojga z prysznicem i możliwość trzymania psa w domu, (a tu koty), a do tego jest mnóstwo drzewa do przerobienia, a oni się chcieli czegoś nowego nauczyć, a nie tylko przy drzewie robić. Tylko dziwnie trochę, bo w ofercie wolontariatu nie było niezależnego pokoju z prysznicem, było napisane, że dom jest do remontu i wysprzątania, mało tego, że oczekuje się pomocy w tymże sprzątaniu oraz przy drzewie, a nocleg ma być w swoim kamperze, a możliwość wprowadzenia do pokoju po jego gruntownym wysprzątaniu.

Widać ich wyobrażenia nie dorównały rzeczywistości. Smutne to trochę, ale nic na siłę. Nie chcą pomagać, to z Bogiem. Szerokiej drogi! Tylko po co gitarę zawracali? Specjalnie dla nich zrobiło się dodatkowe zakupy by było czym ich nakarmić i dokupiło łóżko, by wygospodarować jedno duże łoże dla nich. O mały włos Indianka kupiła im nowy materac do tego łóża. Daremne starania! No, ale tak to czasem bywa z turystami udającymi wolontariuszy. Zwłaszcza z takimi, którzy mają niewielkie doświadczenie w wolontariacie i są nastawieni na komfort hotelowy.
Dużo wartościowszymi wolontariuszami są prawdziwi wędrowcy, tacy, co z niejednego pieca chleb jedli. Tacy nie pękają po kilku godzinach pracy.

Tymczasem Indianka szykuje obiadek. Dziś na obiad kurczaki pieczone, ziemniaki gniecione, marchewka duszona, sosik. Do picia świeży kompot.
W sumie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Więcej jedzenia zostanie dla Indianki i Kamyka. Ku chwale Ranch'a! ;)

Lechia rozczarowana ale syta