Kamyk!!! Niech ktoś wreszcie mnie od niego uwolni!!!
Mam dość jego pijaństwa i agresywnych, psychopatycznych ataków! :(((
Lechia osaczona :(
RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
Kamyk!!! Niech ktoś wreszcie mnie od niego uwolni!!!
Mam dość jego pijaństwa i agresywnych, psychopatycznych ataków! :(((
Lechia osaczona :(
Na prawdę, szkoda mi czasu na odnoszenie się do kretynizmów Anny Maluchnik, ale babsztyl idzie dalej w zaparte i publicznie wmawia ludziom z uporem maniaka kolejne pomówienia na mój temat. Co za obrzydliwa persona! :(
Jak czytam obrzydliwe wypociny i insynuacje tej agrobiznesmenki z Zawad Oleckich, to mnie aż mdli. Jak można być tak fałszywym i podłym?
Choćby mi płacili, to nie chciałabym w jej wymuskanym siedlisku i odpychającym towarzystwie tej zakłamanej, szkodliwej kobiety, spędzać swoich wakacji :(((
Indianka
ania, 2016/09/28 10:20
"Sylwio, nie chodzi mi o to, byś nie zmieniała o mnie zdania, ale zmieniasz je na podstawie braku wiedzy, więc może niekoniecznie jest to właściwa decyzja;)"
A jaką ty masz wiedzę? Zasłyszane, złośliwe, w żaden sposób nie potwierdzone plotki?
"Nie trzeba czegoś widzieć na własne oczy, żeby coś wiedzieć. Moi najbliżsi znajomi, którym ufam, byli i widzieli. A wiesz dlaczego ja nie byłam? Bo się bałam. Bałam się zobaczyć krzywdę zwierząt i tchórzowsko wolałam na to przymknąć oczy, zamiast rozpętać prawdziwą wojnę, na którą nie mam czasu ani sił. Na szczęście byli tacy co się tym zajęli."
Jaka krzywda zwierząt?? Pogięło cię kobieto?
Moje zwierzęta są u mnie i ze mną szczęśliwe.
Szczęściem nazywasz umieszczenie psa w więzieniu, gdzie mu złamano serce i charakter i zapuszczono za gminne pieniądze tak, że był cały czarny z brudu, jakby go ktoś w komórce z węglem trzymał?
Trzech świadków przed sądem zeznało, że schronisko w Bystrym w którym wójt złośliwie umieścił suczkę, to schronisko zaniedbało mojego psa, do tego stopnia, że ledwo Satję poznałam.
Gdzie jest Satja teraz? Rozpętaj wojnę i dowiedz się. Co zrobili mojemu psu?
Wielką krzywdę. Psina żyje chociaż? Interesujesz się losami skrzywdzonych zwierząt? Gdzie jest mój pies? Żyje chociaż?
"Swego czasu rodzice dzieci przychodzących do biblioteki suszyli głowę bibliotekarce, żeby nie pozwalała I. siedzieć przy komputerze całymi dniami, bo dzieci boją się/brzydzą obok niej usiąść."
A tę rewelację to ci powiedziała Krycha czy rodzice dzieci?
Stawiam na to, że to ściema Krychy.
"Znam osobiście osobę która wszy widziała."
Skoro znasz tę osobę, co rzekomo u mnie wszy widziała, zdradź kto to.
Ja wszy nie mam, ani nigdy nie miałam. Lekarz łatwo może stwierdzić czy ktoś ma lub miał wszy, chociażby po śladach ukąszeń. Nie mam żadnych.
Ty rozprzestrzeniasz na mój temat parszywe pomówienia!
Ile to trzeba mieć w sobie jadu i nienawiści, by komuś obcemu tak zajadle szkodzić. Jesteś chora z nienawiści. Lecz się kobieto!
"I nie o wszawicę tu chodzi. To tylko u nas taki wstydliwy problem. W Prowansji na wsiach ludzie mają wszy nagminnie, bo taki klimat, a częste mycie głowy wcale nie zapobiega. Madzia z Guciem też walczyli z robactwem, Gucio zaraził się w szkole od dziewczynki, z którą siedział, a Magda od niego. Pamiętam też dziewczynki z obozu jeździeckiego w Zawadach (dziewczynki były ze szkoły francuskiej:)), które nabawiły się wszawicy od siebie nawzajem."
Może twoje dzieci i goście mają wszy, ale ani ja, ani Kamyk wszy nie mamy i nigdy nie mieliśmy.
Nawet moje koty i psy nie mają pcheł.
Rozprzestrzeniasz brednie na mój temat!
"Problemem jest to, że tej osobie nikt nie śmie cokolwiek powiedzieć, zwrócić uwagę, bo wie, że wdepnie w gniazdo żmij, zostanie opluty, opisany w jej dziesięciu blogach, tak jak i ja teraz z imienia i nazwiska, i Bogu ducha winny Robert, który o niczym nawet nie wie:) też (w skasowanych postach jestem kłamliwą suką) i będzie to trwało i trwało, dopóki nowy wróg nie wyprze starego."
Podszywasz się pod profil swojego męża, zamiast pisać ze swojego? Jesteś zatem oszustką i kombinatorką.
"Więc nie pisz, że nikogo nie krzywdzi. Krzywdzi mnóstwo osób."
Nikogo nie krzywdzę. Ciężko pracuję na moim gospodarstwie, nie mam prądu od kilku lat i nawet nie mogę w spokoju napisać jednego pisma procesowego w bibliotece, bez bycia szykanowaną, szarpaną czy wyzywaną przez bibliotekarkę, która zachowuje się skandalicznie.
"Mnóstwo osób ma przez nią nieprzyjemności."
Niby kto? Gliniarze, co mnie fałszywie oskarżają? Łamią prawo, a ja potrafię im to udowodnić, więc płaczą. Funkcjonariusz publiczny ma obowiązek mówić prawdę, zwłaszcza w sądzie, inaczej nie ma prawa być policjantem.
Są sami sobie winni. Kłamstwo ma krótkie nóżki.
"Mnóstwo, jeśli nie jest odpornych, jak ja, płacze przez nią, przez jej jad."
Co za brednie!
"Pracownicy okolicznych instytucji mają dosyć jej ciągłych roszczeń i awantur."
Ciekawe. Otóż dowiedziałam się, że mam jakieś roszczenia i robię jakieś awantury. Rozwiń temat Maluchnik. Nie bądź gołosłowna ;)
"Policja wywraca oczami na nowe informacje o niej."
Masz na myśli nowe donosy na mój temat?
To ty je usłużnie wypisujesz? Pochwał się.
"To nie jest leżący człowiek. Leżący prosi o pomoc z pokorą, a nie kąsa tych, którzy by mogli pomóc, ale po pierwszym kontakcie mają dość."
Maluchnik, ty widząc leżącego potrafisz jeszcze na niego wskoczyć i zatańczyć kankana. Masz tupet, kobieto. Ty nigdy nie wykazałas się choć cieniem życzliwości wobec mnie. Po co ten jad? Po co te brednie o mnie wypisujesz na internecie?
Nie umiesz okazać życzliwości drugiemu człowiekowi, to wsadź mordę w kubeł i zajmij się swoim agrobiznesem. Nie interesuj się mną i moimi zwierzętami. Pilnuj swoich.
"Rozmowy też nie ma. Kiedyś próbowałam na GG. Dwa zdania wystarczyły, bym się wycofała."
Widać mieszałaś się do moich spraw i pitoliłaś od rzeczy.
Naucz się, że moje gospodarstwo nie jest na sprzedaż i interesu na mnie nie zrobisz.
"Do tej pory cicho siedziałam, pomimo że piszę tu o wszystkich świętych i nieświętych krowach. Zawahałam się, czy pisać o wszach, ale stwierdziłam - dość chronienia człowieka, który sam z nikim się nie liczy."
Maluchnik, reprezentujesz obłudę w klasycznej postaci.
Jakie chronienie? Ty mnie chroniłaś? :))) Śmieszna jesteś!
Pomawiasz mnie o wszy, których nie mam.
Rozgłaszasz to oszczerstwo o mnie po całym świecie, na międzynarodowych portalach. Jesteś zakłamaną do szpiku kości osobą o złych intencjach.
Zawady Oleckie widać się na tobie poznały, skoro cię na sołtyskę nie wybrały.
I bardzo dobrze ;)))
"Do tej pory robiłam to tylko ze strachu przed jej potworną agresją."
Czyżby? Gdybym była agresywna, to już byś dostała wpierdol za te brednie i oszczerstwa na mój temat. Módl się, aby Kamyk cię nie spotkał.
Nie jest zachwycony twoim oczernianiem mnie.
"Inni siedzą cicho na jej temat, wypłakują mi się w mankiet albo odgadują, a ona dalej żyje w nieświadomości, że sama tworzy problemy, a nie ludzie jej."
Ach, gdzie te zapłakane tłumy :)))
Kobieto, masz urojenia. To trzeba leczyć.
"Gdyby nie tamta rozmowa na GG, której przytaczać nie będę (żeby nie musiała kolejnego wpisu na blogu wyjaśniającego pisać), tak jak i różnych paskudnych wpisów tu i na FB o moich w skrócie mówiąc lewackich poglądach i mojej agroturystyce, do której żaden prawdziwy Polak nie przyjedzie... postąpiłabym "dojrzale". Ale dojrzale można tylko z dojrzałymi."
Przytocz. Odśwież mi pamięć. Swoją drogą to ty pamiętliwa jesteś. Nic nieznacząca rozmowa na GG sprzed kilku lat. Masakra.
"I to wszystko co na temat I. napiszę. Nie zamierzam dołączać do walczących z nią. Nie to jest moim celem. Sama jest swoim największym wrogiem, a jedyna rada dla niej jaką mam (jest takie powiedzenie terapeutyczne, mówiące o tym, że ludzie bronią się przed depresją agresją: "jak agresja to nie depresja") - pora na depresję, wyciągnięcie wniosków ze swojego życia."
Anka Maluchnik, z łaski swojej, odpieprz się ode mnie i od mojego gospodarstwa i zwierząt, bo zaprawdę, rzygam takimi zawistnymi kreaturami jak ty.
Zapomnij o mnie i przestań pode mną ryć. Dobrze ci radzę.
Indianka
Oryginalny wpis Maluchnikowej:
ania, 2016/09/28 10:20
Sylwio, nie chodzi mi o to, byś nie zmieniała o mnie zdania, ale zmieniasz je na podstawie braku wiedzy, więc może niekoniecznie jest to właściwa decyzja;)
Nie trzeba czegoś widzieć na własne oczy, żeby coś wiedzieć. Moi najbliżsi znajomi, którym ufam, byli i widzieli. A wiesz dlaczego ja nie byłam? Bo się bałam. Bałam się zobaczyć krzywdę zwierząt i tchórzowsko wolałam na to przymknąć oczy, zamiast rozpętać prawdziwą wojnę, na którą nie mam czasu ani sił. Na szczęście byli tacy co się tym zajęli.
Swego czasu rodzice dzieci przychodzących do biblioteki suszyli głowę bibliotekarce, żeby nie pozwalała I. siedzieć przy komputerze całymi dniami, bo dzieci boją się/brzydzą obok niej usiąść. Znam osobiście osobę która wszy widziała. I nie o wszawicę tu chodzi. To tylko u nas taki wstydliwy problem. W Prowansji na wsiach ludzie mają wszy nagminnie, bo taki klimat, a częste mycie głowy wcale nie zapobiega. Madzia z Guciem też walczyli z robactwem, Gucio zaraził się w szkole od dziewczynki, z którą siedział, a Magda od niego. Pamiętam też dziewczynki z obozu jeździeckiego w Zawadach (dziewczynki były ze szkoły francuskiej:)), które nabawiły się wszawicy od siebie nawzajem.
Problemem jest to, że tej osobie nikt nie śmie cokolwiek powiedzieć, zwrócić uwagę, bo wie, że wdepnie w gniazdo żmij, zostanie opluty, opisany w jej dziesięciu blogach, tak jak i ja teraz z imienia i nazwiska, i Bogu ducha winny Robert, który o niczym nawet nie wie:) też (w skasowanych postach jestem kłamliwą suką) i będzie to trwało i trwało, dopóki nowy wróg nie wyprze starego.
Więc nie pisz, że nikogo nie krzywdzi. Krzywdzi mnóstwo osób. Mnóstwo osób ma przez nią nieprzyjemności. Mnóstwo, jeśli nie jest odpornych, jak ja, płacze przez nią, przez jej jad. Pracownicy okolicznych instytucji mają dosyć jej ciągłych roszczeń i awantur. Policja wywraca oczami na nowe informacje o niej.
To nie jest leżący człowiek. Leżący prosi o pomoc z pokorą, a nie kąsa tych, którzy by mogli pomóc, ale po pierwszym kontakcie mają dość.
Rozmowy też nie ma. Kiedyś próbowałam na GG. Dwa zdania wystarczyły, bym się wycofała.
Do tej pory cicho siedziałam, pomimo że piszę tu o wszystkich świętych i nieświętych krowach. Zawahałam się, czy pisać o wszach, ale stwierdziłam - dość chronienia człowieka, który sam z nikim się nie liczy. Do tej pory robiłam to tylko ze strachu przed jej potworną agresją. Inni siedzą cicho na jej temat, wypłakują mi się w mankiet albo odgadują, a ona dalej żyje w nieświadomości, że sama tworzy problemy, a nie ludzie jej. Gdyby nie tamta rozmowa na GG, której przytaczać nie będę (żeby nie musiała kolejnego wpisu na blogu wyjaśniającego pisać), tak jak i różnych paskudnych wpisów tu i na FB o moich w skrócie mówiąc lewackich poglądach i mojej agroturystyce, do której żaden prawdziwy Polak nie przyjedzie... postąpiłabym "dojrzale". Ale dojrzale można tylko z dojrzałymi.
I to wszystko co na temat I. napiszę. Nie zamierzam dołączać do walczących z nią. Nie to jest moim celem. Sama jest swoim największym wrogiem, a jedyna rada dla niej jaką mam (jest takie powiedzenie terapeutyczne, mówiące o tym, że ludzie bronią się przed depresją agresją: "jak agresja to nie depresja") - pora na depresję, wyciągnięcie wniosków ze swojego życia.
http://m.niezalezna.pl/86696-co-za-kompromitacja-posel-nowoczesnej-prokuratura-miazdzy-scheuring-wielgusPo dokładnym przeanalizowaniu treści kazania wygłoszonego w rzeczywistości 16 kwietnia 2016 roku w Bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przez księdza Jacka Międlaraprokuratura stwierdziła, że w zawiadomieniach o przestępstwie posłużono się wyciętymi z kontekstu cytatami, które w zestawieniu z całym tekstem kazania nie potwierdziły twierdzeń podanych przez zawiadamiających.
Duchowny w swoim kazaniu odwoływał się do treści historycznych i Biblii, wskazując negatywne przykłady zachowania przedstawicieli społeczności żydowskiej z czasów niewoli egipskiej, odnosząc je ogólnie do czasów współczesnych i bez piętnowania konkretnych narodowości oraz wywodząc na tej podstawie wzory postępowania. Jako pozytywny przykład podał m.in. postawy członków Obozu Narodowo-Radykalnego, którzy zostali zamordowani w czasie II wojny światowej przez Niemców za ratowanie Żydów. Tego rodzaju ogólnych wypowiedzi nie można więc odebrać jako wyrazu uprzedzenia do jakiejkolwiek rasy, nacji czy wyznania.
Oględziny nagrań dokonanych 16 kwietnia 2016 roku w czasie manifestacji ONR w Białymstoku nie potwierdziły, że w jej trakcie padały cytowane w zawiadomieniach okrzyki: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści". Część świadków zeznała, że słyszała o nich z relacji innych osób. Część nie była w stanie określić, czy użyto cytowanego zwrotu czy też hasła: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści". Dwóch świadków zeznało natomiast, że słyszało hasło z użyciem słowa „syjoniści", ale nie są w stanie wskazać, kto je skandował.
W uzasadnieniu decyzji o umorzeniu dochodzenia wskazano jednocześnie, że nie każde wyrażanie dezaprobaty jest wzywaniem do nienawiści. W przypadku znamion przestępstwa z art. 256 par. 1 i art. 257 Kodeksu karnego często dochodzi do kolizji interesów między naruszeniem dóbr osobistych, np. w wyniku znieważenia, a konstytucyjnie chronioną wolnością wypowiedzi.
W tym kontekście przywołano także uzasadnienie Sądu Najwyższego - Izba Karna z 5 lutego 2007 r. (sygnatura akt VIII K 768/05), który oddalił apelację prokuratury i uniewinnił oskarżonego o nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych poprzez wnoszenie transparentu o treści: „Wyzwolimy Polskę od euro-zdrajców, Żydów, masonów i rządowej mafii”. Orzekające w tej sprawie sądy uznały, że oskarżony jedynie „manifestował swój osobisty pogląd”. Sąd Najwyższy podkreślił zaś w uzasadnieniu, że nie każde powszechnie nieakceptowane wyrażanie poglądów należy penalizować, dlatego prokuratura umorzyła dochodzenie."
Chodnik Indianki |
Oto blog Anny Maluchnik, kobiety mieszkającej ok. 7 km ode mnie, parę wsi dalej. Praktycznie się nie widujemy, ale napisała, że mieszka "koło Indianki". "Sąsiadka" od 7 boleści ;))) |
Gniazda kur ze świeżo wymienioną ściółką. Indianka przyniosła im miękkie siano i starannie wymościła gniazda, kształtując wgłębienia. Ściany i sufity kurnika niedawno wybielone. |
Byłam przekonana, że oprawcy tak go poćwiartowali, spopielili, posypali wapnem, żeby nigdy nie udało się go odnaleźć. Potem, w miarę ekshumacji na „Łączce”, nadzieja, że wróci do nas, była coraz większa. Aż wreszcie stało się
„Był ranek. Pułkownika, który podpisywał zgody na widzenie, nie było. Siadam więc i czekam na niego, a tymczasem sekretarki, młode dziewczyny, krzątały się wśród akt. Czerwone teczki – kara śmierci, zielone – wszystko inne. Biorą te czerwone teczki i jedna z nich czyta nazwisko: Dekutowski Hieronim. Jakie śmieszne imię – mówi. A mnie serce zamarło – wiem, co znaczy czerwona teczka!”.
„Wchodzę ze strażnikiem w bramę, potem korytarzem. Obok przechodzą ludzie niosący na noszach człowieka. Nie wiem, czy był żywy, czy umarły, ale zrobiło to na mnie okropne wrażenie. […] Po jakimś czasie słyszymy stukot drewniaków – prowadzą więźniów. Widzę Władka. Pyta od razu: co z moimi? Odpowiadam – nie wiem, zrobiłyśmy wszystko, co było można. Przecież mu nie powiem o tych teczkach na Suchej. […] Jak się okazało, tego właśnie dnia, 7-go marca 1949 r., rozstrzelano na Mokotowie siedmiu wspaniałych ludzi, towarzyszy broni Władka. A on słyszał te strzały, żegnał się z przyjaciółmi…”.
„Wkrótce zyskał opinię wybitnego dowódcy. Cechowała go odwaga, szybkość decyzji, a jednocześnie ostrożność i ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi. Znakomicie wyszkolony w posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony wielkim czarem osobistym, umiał być wymagający i utrzymywał żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach, co w połączeniu z umiarem i troską o każdego żołnierza zapewniało mu u podkomendnych ogromny mir. Nazywali go »Starym«, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat”.
„Około dwustu–dwustu pięćdziesięciu ludzi o wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych, utrzymywanych w dyscyplinie, »trzęsło« połową województwa. Stan ten przypominał pewne okresy Powstania Styczniowego, gdy władza państwowa ustabilizowana była jedynie w dużych ośrodkach, w terenie zaś istniała tylko iluzorycznie. Oczywiście partyzantka opierała się na pomocy miejscowej ludności ogromnej większości wsi, udzielającej ofiarnie poparcia, kwater i informacji”.
Po kolejnej amnestii z lutego 1947 r. i nieudanych rozmowach z przedstawicielami MBP o ujawnieniu się, Dekutowski podjął próbę przedostania się na Zachód. 12 września 1947 r. wydał – jak się później okazało – swój ostatni rozkaz, przekazując dowództwo kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”. W prywatnym liście do „Uskoka” napisał: „Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę – jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów, jak będę po tamtej stronie. Stary – najważniejsze nie daj się nikomu wykiwać i bujać, jak tam wyjadę, załatwię nasze sprawy pierwszorzędnie – kontakt będziemy mieć i tak. Czołem – Hieronim”.
„Ten mundur hańbił katów, nie ofiary. I nieskończenie ważniejszym od naszego ubrania było to, co przed sądem krzywoprzysiężnym mówiliśmy podczas procesu”.
„Byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem ich dowódcą. Nie mogłem umyć rąk i zostawić ich jak grupy bandyckiej w terenie, bez dowództwa”.
Prawnicy i lekarze, to ta sama wyjęta spod prawa kasta nadludzi.
Lechia zbulwersowana
"Mateusz K. (24 l.) syn lekarzy z Lubartowa (woj. lubelskie) za to, że poderżnął garło Ani Szysiak (†21l.) został prawomocnie skazany zaledwie pół roku temu. Mama zamordowanej dziewczyny omal nie zemdlała, kiedy otworzyła list z więzienia i przeczytała lakoniczną informację, że morderca jej ukochanej córki wychodzi na wolność. Nie mogła w to uwierzyć ale niestety dokument nie kłamał.
– Przybiegła do mnie roztrzęsiona koleżanka. Zobaczyła Mateusza K. na ulicy. Myślała, że po prostu uciekł z więzienia. Nikt nie mógł uwierzyć, że został zwolniony. Przecież on jest niebezpieczny, poderżnął gardło mojej córeczce – denerwuje się pani Ewa.
Skazaniec podobno ma przejść zabieg ratujący życie, którego nie można przeprowadzić w warunkach więziennych. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że młodzieniec podczas procesu nie wyglądał na ciężko chorego. Prezentował się bardzo dobrze, szeroko i bez skrępowania uśmiechał się do obiektywów fotoreporterów.
O zabójstwie w Lubartowie sprzed trzech lat mówiła cała Polska. Mateusz K. – rozpieszczony syn szanowanych lekarzy, brutalnie zamordował swoją byłą dziewczynę, bo nie mógł znieść, że go zostawiła. Potem próbował popełnić samobójstwo. Podpalił terenówkę, w której siedział. Ale kiedy auto stanęło w płomieniach, wybiegł na ulicę, usiłując rzucić się pod przejeżdżające samochody. Został obezwładniony przez kierowców i zabrany do szpitala, gdzie go aresztowano. Podczas procesu nie wykazywał skruchy, zasłaniał się niepamięcią.
Adwokaci wywalczyli dla niego wyjątkowo niski wyrok – 12 lat więzienia i 100 tys. złotych odszkodowania dla rodziców ofiary. Zadośćuczynienia nie wpłacił do dziś, a teraz jeszcze okazało się, że opuścił więzienne mury. Dlaczego? Bo tak orzekł lekarz z ambulatorium więziennego. – O jego stanie zdrowia powinni zdecydować biegli, a nie jeden lekarz. Będę odwoływać się od tej decyzji – zapowiada Ewa Szysiak.
Najgorsze jest to, że morderca Ani ma rodzinę w całej Europie i w każdej chwili może uciec za granicę. Nikt go nie pilnuje. Fakt potwierdził, że miejscowa policja nie dostała żadnej informacji, że Mateusz K. wrócił do domu. Przepustka zdrowotna kończy mu się 31 października. Nasi dziennikarze sprawdzą, czy wróci do więzienia."
Tym razem 24 bele siana dla kopytnych i 100 kg pszenicy dla kur. Razem Indianka ma 56 bel siana na zimę dla swoich zwierzątków, 100 kg jęczmienia i 100 kg owsa. Jeszcze 100 kg pszenicy dokupi. Obie stajnie załadowane na full i jeszcze 3 rozerwane bele do wrzucenia do środka, bo się nie dało wcisnąć ich w wąskie otwory stajni.
Dostawca, który przywiózł paszę, pomógł szczypcami traktorowymi wepchnąć do środka siano wcześniej przywiezione TIRem, oraz dziś przywiezioną swoją paszę. To co nie zmieściło się, zostało ściśle ustawione przy ścianie stajni i będzie dokładnie zakryte foliami. Zaś trzy rozwalone bele, trafią pod dach jako siano luzem.
Indianka zadowolona z zapasów. Ma dobrej jakości towar i większość jego schowana pod dachem. Resztę bel, które się nie zmieściły, zabezpieczy foliami.
Uff, zwierzęta zabezpieczone w paszę na zimę. Indianka może spać spokojnie.
Jeden duży stres mniej.
Lechia gospodarna :)