niedziela, 10 kwietnia 2016

Fałszowanie wyników badań potwierdzających wykrycie materiałów wybuchowych w zamachu smoleńskim




Tego już nie da się wytłumaczyć! CLKP wpadło we własne sidła. Próbki ze Smoleńska muszą być zbadane jeszcze raz

Fot. wPolityce.pl / faktysmolensk.gov.pl

Do tej pory mogli napisać co chcieli, a wszystko w duchu: „nie znaleźliśmy śladów materiałów wybuchowych i co nam zrobicie?” Teraz mają poważny problem. Biegli z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji przyznali, że zastosowali metodologię, która nie jest wiarygodna!
Przyznali się w bardzo wąskim, hermetycznym gronie. Ujawnili, że jedna z zastosowanych przez nich metod jest rażąco niedoskonała! Nie przewidzieli jednak, że to, co mówili, może wydostać się na zewnątrz.
Podstawowe założenie, jakie przyjęło dwóch ekspertów CLKP było takie: zbadamy każda próbkę czterema metodami chromatograficznymi (GC/TEAGC/MSGC/ECD,HPLC/DAD). Jeżeli każda z nich potwierdzi obecność materiałów wybuchowych, wtedy uznamy, że one tam były. Niezależni eksperci, wybitni specjaliści od identyfikacji związków organicznych prof. Krystyna Kamieńska-Trela i prof. Sławomir Szymański zakwestionowali taką metodologię, wskazując, że cztery metody nie przystają do siebie, że za bardzo różnią się selektywnością i czułością. Ich opinia, ubrana w formę wniosków procesowych mec. Piotra Pszczółkowskiego już dwukrotnie zmuszała prokuraturę do występowania do CLKP o uzupełnienie opinii. Dotychczas jednak policyjni biegli zbywali uwagi profesorów i zarzucali im brak wiedzy, a wojskowi śledczy stawali po ich stronie. Ignorowano najważniejszy fakt – że sygnały wskazane przez jedną z metod w ponad 100 próbkach były charakterystyczne dla RDX (heksogenu, silnego materiału wybuchowego), lecz CLKP uznało, że ma do czynienia z ftalanami (których notabene użyte urządzenie nie powinno wykryć…).
Wreszcie nadszedł 25 listopada. Jak napisałem w ostatnim numerze „wSieci”:
Mgr inż. Łukasz Matyjasek i dr Wojciech Pawłowski, chemicy z CLKP wystąpili z wykładem seminaryjnym na Studium Podyplomowym w Centrum Nauk Biologiczno-Chemicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ten pierwszy opowiadał o „Zastosowaniu technikiGC/TEA w analizie śladowej materiałów wybuchowych”. Niżej podpisany miał okazję znaleźć się w elitarnym gronie słuchaczy tego wystąpienia.
Prezentując walory detektora TEA policyjny chemik wskazał, że czułość urządzenia jest o ledwie jeden rząd wielkości wyższa niż detektora MS, ale i tak może to mieć zasadnicze znaczenie.
Pokazał doktorantom efekty wybuchu kontrolowanego przeprowadzonego w ramach przygotowania do badań. Zobaczyliśmy stalową płytkę przed

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

i po odpaleniu pobudzacza heksogenowo-trotylowego HT-14 oraz krótki film z detonacji.

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Pobraną z płytki próbkę poddano badaniom dwiema metodami. Matyjasek triumfował: „Proszę zobaczyć, jaki elegancki wynik. Bardzo ładny pik od heksogenu. Żadnych istotnych zanieczyszczeń.” Wykres przedstawiał wskazany przez detektor TEA wyraźny sygnał odRDX (heksogenu, materiału wybuchowego, który „odnalazły” również spektrometry użyte w Smoleńsku w czasie pobierania próbek). Po chwili usłyszeliśmy: „Co ciekawe, wynik analizy takiej próbki przy takim stopniu zatężenia, techniką GC/MS dał wynik negatywny. Więc ta próba nam pokazuje, że pomimo, iż technika GC/TEA nie jest jakaś strasznie bardziej czuła niż GC/MS, to czasem nawet ten jeden rząd wielkości może mieć znaczenie i decydować o tym, czy wynik analizy będzie negatywny czy pozytywny.”

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Można to zobaczyć we fragmencie wykładu na poniższym filmie:


Trudno o bardziej spektakularny strzał w stopę! Ekspert z CLKP przyznał, że jedna z metod zastosowanych do badań smoleńskich próbek nie jest w stanie wykryć materiału wybuchowego tuż po pobraniu go z miejsca kontrolowanego wybuchu!
Matyjasek z Pawłowskim wiedzieli o tym, gdy przystępowali do badań na potrzeby śledztwa prokuratury wojskowej. Wiedzieli o tym, gdy odpierali zarzuty profesorów chemii, wskazujących, że ich metodologia jest błędna. A jednak szli w zaparte!
Mówią prawdę o chromatografii na wykładzie dla doktorantów, a ściemniają śledczym. Ich metodologia pozwoliła przeprowadzić badania w taki sposób, aby oficjalnie nic nie wykryć. A to oznacza działanie na szkodę śledztwa.
Jak napisał w komentarzu pod powyższym filmem jeden z internautów:
Czyli co, da się wykazać, że wybuchu nie było, mimo że był? Ano da, jak widać na załączonym filmie.
Co dalej? Mec. Pszczółkowski złożył kolejny wniosek – o przesłuchanie biegłych zCLKP w związku z ich występem na uniwersytecie. Trudno sobie wyobrazić, by po ujawnieniu tego, co tam mówili, można było jeszcze bronić ich ekspertyzy.
Wniosek może być tylko jeden – te badania koniecznie trzeba powtórzyć! Prokuratorzy nie mogą obawiać się podjęcia takiej decyzji. CLKP się skompromitowało, wnioski z ich badań – które kosztowały kilkaset tysięcy złotych – nie są nic warte. A wiele wskazuje na to, że heksogen w Smoleńsku znaleziono.
Potwierdziły to spektrometry użyte w czasie pobierania próbek na miejscu katastrofy, zdaniem niezależnych profesorów chemii potwierdziła to część badań w CLKP, choć ich wyniki zmanipulowano. Dodatkowe poszlaki stanowią: rozczłonkowanie samolotu na ok. 60 tys. fragmentów (według niezależnych archeologów badających miejsce zdarzenia) oraz – jak usilnie od lat podnosi wielu naukowców – niewytłumaczalny żadnymi innymi prawami fizyki niż wybuchem rozpad maszyny. Nie wspominając już o „pomniejszych” wskazówkach: nitach z poszycia wbitych w ciała ofiar, spalonej przedniej części ciała jednego z pasażerów znalezionego w pozycji na brzuchu, w miejscu, gdzie nie było pożaru, czy zignorowanego przez biegłych i śledczych wyższego od normalnego stężenia hemoglobiny tlenkowęglowej u części ofiar, którego nie da się wytłumaczyć oficjalnym przebiegiem zdarzenia.
Dotychczas szukali tak, by nic nie znaleźć. Zespół Laska mógł więc w grudniu triumfalnie ogłosić na stronie internetowej:
19 grudnia 2014 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała o odrzuceniu w całości zarzutów sugerujących nieprawidłowe wykonanie badań próbek z wraku Tu-154M w związku z kwestią ewentualnej obecności w tych próbkach pozostałości materiałów wybuchowych. (…) Jest to kolejna opinia biegłych prokuratury, potwierdzająca ustalenia Komisji Millera, która zbadała i opisała przyczyny katastrofy.
Kolejny komunikat prokuratury już nie ma prawa tak wyglądać. Dowody są bezsprzeczne – badania próbek zostały wypaczone (mówiąc najdelikatniej). Jeżeli śledczym zależy na dobru tego postępowania albo choć mają odrobinę instynktu samozachowawczego, by nie kompromitować się jak CLKP, po przesłuchaniu policyjnych biegłych powinni zlecić powtórzenie badań. Najlepiej – jak wnioskuje pełnomocnik rodzin – w zagranicznej jednostce naukowej.
PS. W artykule „Laboratorium manipulacji” we „wSieci” piszę także o innym wątku z wykładu mgr. Matyjaska - niezakupionego przez CLKP specjalistycznego filtra do detektora użytego w badaniach. Można o tym przeczytać także na blogu Stanisława Zagrodzkiego, kuzyna śp. Ewy Bąkowskiej.
CZYTAJ TAKŻE:
Więcej o wykładzie biegłych z CLKP czytaj w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”.

http://wpolityce.pl/m/smolensk/229550-tego-juz-nie-da-sie-wytlumaczyc-clkp-wpadlo-we-wlasne-sidla-probki-ze-smolenska-musza-byc-zbadane-jeszcze-raz

5.57

O godzinie 5.57 dnia 10.04.2010 na tvp.info opublikowano gotowe orędzie Komorowskiego. Tj. na ponad dwie godziny PRZED zestrzeleniem samolotu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego pod Smoleńskiem.
To jest dowód zaplanowanego zamachu.
Wynika z tego, że ekipa Tuska wraz z Komorowskim wiedzieli o planowanym zamachu. Wiedzieli, bo najprawdopodobniej sami go zaplanowali lub co najmniej maczali w tym palce.
Orędzie powstało przed "katastrofą". Google to bezstronny wiarygodny robot. Dostarczył dowód spisku, zamachu i nazwiska sprawców.
Ja tu wątpliwości nie mam. Moim zdaniem przygotowali gotowe orędzie z dużym wyprzedzeniem, tak jak cały zamach na Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego rząd oraz generałów.

http://nwonews.pl/artykul,2009,czy-oredzie-komorowskiego-do-narodu-opublikowano-przed-katastrofa

Orędzie marszałka Sejmu do Polaków:

„W tych trudnych dniach bądźmy razem”

05:57
10.04.2010
Szanowni Państwo! Drodzy Rodacy! Polska jest w żałobie. Ponieśliśmy dramatycznie bolesną stratę. W katastrofie lotniczej zginął Prezydent Rzeczypospolitej Lech Kaczyński wraz z małżonką. Zginęli wicemarszałkowie Sejmu i Senatu, ministrowie, posłowie i senatorowie wszystkich klubów parlamentarnych, generałowie i biskupi...
http://web.archive.org/web/20100417001624/http://tvp.info/informacje/polska/w-tych-trudnych-dniach-badzmy-razem/1643874
Wskazówki

N_one (23 / 04 / 2010)
hmmm.... znam wiele systemów cms, niestety nie znam systemu jakim posługuje się TVP. Nie mniej wszystkie działają w bardzo podobny sposób. Również te komercyjne. Pisane niejako 'na miarę'

Może najpierw przedstawię o co chodzi na przykładzie joomli. Na poniższym obrazku zaznaczyłem czerwoną obwódką 2 pola z datami.

Domyślnie jest tam wstawiana data rozpoczęcia tworzenia artykułu. Nie mniej obie wartości można zmienić.

Jeśli wstawimy w polu 'rozpocznij publikację' czas na kilka godzin, dni, tygodni później - publikacja rozpocznie się w wyznaczonym czasie, nie mniej data publikacji, o ile tego nie zmienimy w odpowiednim polu, będzie datą... rozpoczęcia tworzenia arta. Tak jest w joomli, mambo, phpnuke, md-pro i wielu, wielu innych systemach CMS. Różnica niekiedy jest taka, że zamiast czasu rozpoczęcia tworzenia, jest wstawiany czas... utworzenia go.

Sam, mimo doświadczenia wielokrotnie popełniłem ten błąd. Zaczynałem tworzyć arta, zaznaczałem opcję "nieopublikowany", zapisywałem i kończyłem w wolnej chwili. Gdy go opublikowałem, był z datą rozpoczęcia tworzenia, nie zaś z datą opublikowania.

Popełniamy go u nas w pracy, popełniają go userzy mojej strony. Zwykłe roztargnienie. Tu również jest popełniany błąd daty publikacji.

Jak by nie patrzył w tym wypadku widzę 2 możliwości:

a) art istotnie został stworzony znacznie wcześniej, a data publikacji określona na godz. np 12. Wtedy jednak jest baaaardzo nieciekawie, gdyż oznaczałoby to tylko jedno - autor publikacji wiedział wcześniej o katastrofie, a tym samym wszystko było zaplanowane i przygotowane włącznie z przejęciem władzy przez Komorowskiego, artami, przemówieniami, itp. Tym samym cała ta szopka okazuje się farsą i mydleniem oczu.

b) człowiek przygotowujący ten i inne artykuły pomylił się. Artykuł powstał np 12 kwietnia czyli 2 dni później. Takie opóźnienie było nie do przyjęcia. Chciał 'przypunktować' i 12 kwietnia ustawił datę publikacji na 10 kwietnia. Niestety, nie pomyślał o godzinie, którą też należało zmienić.

Trzeciej możliwości nie widzę. Z którą opcją mamy do czynienia? Nie mam pojęcia. Gdyby ktoś miał screena z orędziem z 10 kwietnia sprawa by się znacznie bardziej skomplikowała. Nie możnabyłoby tego wytłumaczyć chęcią 'przydziubania'.

Nwy (12 / 04 / 2015)
Czas 05:57 10.04.2010 jest czasem utworzenia/publikacji artykułu i jest automatycznie pobierany z zegara systemowego serwera na którym tvp.info miała swój hosting, serwera w Polsce (od 2009 serwer home.pl). Do katastrofy doszło o 8:41 czasu polskiego. Posiłkując się archive.org ustaliłem, że czas na tvp.info 9 kwietnia 2010r i po, działał poprawnie wg. czasu polskiego letniego, więc faktycznie, ktoś opublikował ten artykuł 2h41min przed katastrofą. Blędy z datą raczej wykluczam, bo jest to zautomatyzowany proces. Na waybackmachine macie żywy dowód tej wg mnie jednak debilnej wpadki.

http://web.archive.org/web/20100417001624/http://tvp.info/informacje/polska/w-tych-trudnych-dniach-badzmy-razem/1643874

Nie ma ogłoszenia wyroku w Dzienniku Ustaw - nie ma obowiązku go stosowania

Czyli "wyrok" Rzeplińskiego jest nieważny. Nie ma mocy prawnej.
Wyrok TK Rzeplińskiego jest nieważny. Nie obowiązuje.

Brak publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie nadaje mu mocy powszechnie obowiązującej i tym samym nie nakazuje nikomu jego stosowania.

Państwo sędziów. Zdaniem sędziów

    Państwo sędziów. Zdaniem sędziów

    „Boscy” przemówili kolejny raz. Tym razem w obronie rzekomo naruszonej Konstytucji depczą ją w innym miejscu.


    Wiadomość dnia w niektórych mediach:

    STANOWISKO KRAJOWEJ RADY SĄDOWNICTWA z dnia 7 kwietnia 2016 r. w przedmiocie niepublikowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego

    Krajowa Rada Sądownictwa stwierdza, że zgodnie z art. 190 pkt 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne. Ustawowym obowiązkiem Prezesa Rady Ministrów jest opublikowanie każdego ogłoszonego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, którego opublikowanie zarządził Prezes Trybunału Konstytucyjnego (art. 105 ust. 1 i 2 ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym, Dz. U. z 2015 r., poz. 1064 ze zm., art. 9 ust. 1 pkt 6 oraz art. 21 ust. 1 pkt 1 ustawy z dnia 20 lipca 2000 r. o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych, Dz. U. z 2015 r., poz. 1484 j.t. ze zm.).

    Brak publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie pozbawia go mocy powszechnie obowiązującej i nie zwalnia nikogo z jego stosowania.


    Takie stanowisko upowszechnił lisi portal w czwartek 7 kwietnia 2016 roku.
    No to popatrzmy, jak się rzeczy mają…
    Ktoś może jeszcze pamięta, że specyfiką kuchni prawniczej PRL było wydawanie aktów prawnych w połowie roku (no, czasem trochę wcześniej) z mocą obowiązującą od 1 stycznia tegoż roku?
    Praktyka ta, uznana po 1989 r. za niedopuszczalną w Państwie Prawnym (art. 2 Konstytucji) doczekała się dość wyraźnego skarcenia przez Trybunał Konstytucyjny jeszcze przed wejściem obecnej Konstytucji w życie:

    „Wejście w życie może być rozumiane jedynie jako nadanie mocy obowiązującej określonemu aktowi (przepisowi) normatywnemu.”

    (TK z z dnia 24 października 1995 r., K 14/95 )
    Z kolei art. 190, wybiórczo powołany przez KRS w swoim „apelu”, w ustępie 3 stwierdza wyraźnie:

    Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego wchodzi w życie z dniem ogłoszenia, jednak Trybunał Konstytucyjny może określić inny termin utraty mocy obowiązującej aktu normatywnego. (…)

    Ale zgodnie z ustępem 2 cytowanego wyżej artykułu 190 Konstytucji:

    Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawach wymienionych w art. 188 podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony. Jeżeli akt nie był ogłoszony, orzeczenie ogłasza się w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej „Monitor Polski”.

    Zatem ogłoszenie wyroku nie oznacza jak w sądzie powszechnym wygłoszenia sentencji na sali sądowej, ale publikację w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony.

    Publikacja orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w organie urzędowym (Dziennik Ustaw) oznacza jego ogłoszenie zgodnie z art. 190 u. 2 Konstytucji.

    Tak więc KRS albo nie zna Konstytucji (co znając wyroki polskich sądów jest prawdopodobne), albo po raz kolejny sędziowie traktują Naród jak bezmózgą tłuszczę, której można wmówić wszystko. W imię niezakłóconego sprawowania faktycznej władzy nad krajem.
    Tymczasem opierając się na wyroku TK oraz Konstytucji można stwierdzić tylko jedno:

    Brak publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie nadaje mu mocy powszechnie obowiązującej i tym samym nie nakazuje nikomu jego stosowania.

    http://pressmania.pl/?p=29006

    sobota, 9 kwietnia 2016

    Miliony dla gmin żydowskich

    Klony Komisji Majątkowej. Miliony dla gmin żydowskich

    Od 1997 roku w Polsce działa Komisja Regulacyjna ds. Gmin Wyznaniowych Żydowskich. Podobnie jak zlikwidowana Komisja Majątkowa dla Kościoła katolickiego odzyskuje ona nieruchomości lub odszkodowania za mienie zabrane w PRL. Tej Komisji również nikt nie kontroluje, a od jej decyzji nie ma odwołań. Wiadomo, że odzyskała do tej pory 90 mln zł rekompensat. Nikt natomiast nie szacuje wartości nieruchomości, które mogą iść w setki milionów złotych. Likwidacji Komisji chce poseł Twojego Ruchu, Sławomir Kopyciński.
    Klony Komisji Majątkowej. Miliony dla gmin żydowskichFoto: AFP

    Trzy lata temu została zlikwidowana Komisja Majątkowa, która zajmowała się zwracaniem Kościołowi katolickiemu mienia bezprawnie zabranego w czasach PRL. Wokół działalności Komisji narosło wiele nieprawidłowości związanych z tym, że większość decyzji zapadała bez konsultacji z samorządami czy zarządcami nieruchomości. W wielu sprawach nie weryfikowano też wycen gruntów przedstawianych przez rzeczoznawców Kościoła. Komisja działała od 1989 roku i w tym czasie rozpatrzyła 2,8 tys. decyzji, od których nie było możliwości odwołania. Została zlikwidowana w 2011 roku.

    5,5 tys. wniosków od gmin żydowskich
    Praktycznie na takich samych zasadach działa Komisja Regulacyjna do spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich działająca od 1997 roku. To ciało zostało powołane na podstawie ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w RP. Jej działanie reguluje zarządzenie ministra spraw wewnętrznych z 1997 roku.
    Do 2002 roku Komisja przyjmowała wnioski o wszczęcie postępowań regulacyjnych. Wpłynęło ich 5,5 tys., prawie dwa razy więcej niż do Komisji Majątkowej. Od decyzji Komisji Regulacyjnej nie ma odwołań, co oznacza, że gminy i Skarb Państwa muszą oddawać nieruchomości lub odszkodowania, gdy tylko taki "wyrok" wpłynie do odpowiednich władz.
    Do tej pory Komisja odzyskała od polskich gmin i Skarbu Państwa blisko 90 mln złotych rekompensat i odszkodowań. O wiele więcej natomiast uzyskano zapewne na odzyskanych nieruchomościach, często w bardzo dobrych lokalizacjach, które jednak nigdy nie były wycenione bowiem Komisja nie prowadziła operatów szacunkowych. W Krakowie władze miejskie były zmuszone w ten sposób oddać 16 nieruchomości m.in. na Kazimierzu i Podgórzu.
    Likwidacji Komisji Rewizyjnej domaga się poseł Twojego Ruchu Sławomir Kopyciński, który wcześniej "walczył" z Komisją Majątkową. Jak jednak przyznaje, na razie bardzo ciężko jest uzyskać informacje o skali działalności Komisji oraz kto w niej zasiada. Poseł obrał więc inną drogę.
    - Wystąpiłem na własną rękę do prezydentów Kielc, Łodzi i Krakowa z prośbą o informacje, ile dane miasta przekazały mienia i o jakiej wartości Gminom Wyznaniowym Żydowskim (GWŻ). Pierwsza odpowiedź spłynęła od prezydenta Krakowa prof. Jacka Majchrowskiego, który pomagał mi też wcześniej przy likwidacji Komisji Majątkowej – mówi Onetowi Kopyciński.
    50 wniosków dla Krakowa, miasto musiało oddać 16 nieruchomości
    GWŻ do 2002 roku złożyła do Komisji Rewizyjnej 50 wniosków ws. odzyskanie mienia w Krakowie. Komisja orzekła w 42 sprawach. W wyniku tych orzeczeń, od których miasto nie mogło odwołać się w żaden sposób, Kraków zwrócił 16 nieruchomości, wypłacił odszkodowania o łącznej sumie prawie 11 mln zł oraz oddał dwie nieruchomości zastępcze o łącznej wartości ponad 5 mln złotych.
    Te 16 oddanych nieruchomości to z reguły kamienice w ścisłym centrum miasta, na Kazimierzu i Podgórzu. W wielu z nich znajdowały się szkoły, przychodnie, a jeden budynek był zajmowany przez Collegium Medicum UJ. Jak już wspomniano, ich wartość nie została oszacowana przez Komisję, ale można zakładać, że ich ceny rynkowe sięgałyby wielu milionów.
    Z pozostałych wniosków sześć umorzono, jeden wniosek oddalono, a w 10 sprawach Komisja nie uzgodniła orzeczenia i sprawy te trafiły do sądów. W większości zostały one przez Kraków wygrane, a roszczenia GWŻ odrzucone. - Można sobie zadać pytanie, co by było, gdyby wszystkie te sprawy trafiły do sądu, tak jak powinno być – mówi Kopyciński.
    - Tak jak w przypadku Komisji Majątkowej nie tworzono żadnych operatów szacunkowych. Nie brano pod uwagę kosztów, jakie miasto poniosło na utrzymanie, odbudowę i renowacje tych budynków. Na podstawie widzimisię kilku nieznanych panów zabytki i budynki użyteczności publicznej Krakowa są zwracane gminom żydowskim – grzmi poseł Kopyciński.
    - Można więc założyć, że Miasto Kraków przekazało GWŻ mienie o wartości kilkuset milionów złotych. A to tylko 50 wniosków w samym Krakowie, natomiast w całej Polsce było ich 5,5 tys. I nadal są one rozpatrywane. Chciałbym, żeby w Polsce nie obowiązywały podwójne standardy i wszystkie kościoły i związki wyznaniowe były traktowane tak samo – wyjaśnia Kopyciński.
    Komisja do likwidacji, dwa rozwiązania
    Z informacji, jakie poseł uzyskał w ministerstwie administracji wynika, że wszczęto postępowania wobec 5504 wniosków, które trafiły do Komisji Regulacyjnej. Z tej liczby zakończono postępowanie wobec 2434 wniosków. Oznacza to, że została ponad połowa. Z tych rozpatrzonych ponad 1100 zakończyło się pozytywnym wynikiem dla GWŻ.
    Poseł Kopyciński chce likwidacji Komisji Regulacyjnej i skierowania pozostałych wniosków do sądów. Dlatego Twój Ruch rozważa dwie opcje. - Tak jak przy Komisji Majątkowej przygotujemy odpowiedni wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, bo zarzuty są analogiczne. Korzystny wyrok Trybunały zapewne otworzyłby drogę do ponownego zbadania orzeczonych już spraw i przeprowadzenia postępowań przed sądem. Ewentualnie wystąpimy też z analogicznym projektem ustawy rozwiązującej Komisję Regulacyjną – wyjaśnia poseł.
    Kopyciński liczy, że pod ich wnioskiem podpisze się większa ilość posłów, tak jak przy likwidacji Komisji Majątkowej zrobiła to Platforma Obywatelska. Poseł wyjaśnia też, dlaczego dopiero teraz zajmują się Komisją Regulacyjna, a nie tuż po likwidacji Komisji Majątkowej. - Wcześniej tego nie zrobiliśmy, bo nie docierały do nas sygnały o nieprawidłowościach. Dopiero po odpowiedzi ministra administracji i prezydenta Majchrowskiego widać, że to chora sytuacja i działanie poza prawem. W sposób niekontrolowany przez państwo ogromne pieniądze są przekazywane gminom żydowskim – mówi poseł.
    Kopyciński jasno podkreśla, że jeśli jakieś mienia podlega zwrotowi, to decydować o tym powinien sąd. - Tu jest jakaś speckomisja z uprawnieniami w formie zarządzenia ministra i działa sama sobie. Chcemy, aby proces oddawania czy przekazywania majątku był procesem transparentnym. Tymczasem wszystko odbywa się w zaciszu gabinetów, po czym przykładowo prezydent Majchrowski otrzymuje krótka decyzję z Komisji, że ma zwrócić tą czy tamtą kamienicę – dodaje.
    Jest więcej klonów
    Komisja Regulacyjna to jednak nie jedyny klon Komisji Majątkowej. Oprócz tego działają komisje Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz Międzykościelna Komisja Regulacyjna dla pozostałych wyznań.
    - W mojej ocenie działalność Komisji Regulacyjnej do spraw gmin wyznaniowych żydowskich, podobnie jak pozostałych funkcjonujących jeszcze komisji, obciążona jest rażącymi nieprawidłowościami. Kosztem samorządu i kosztem mienia państwowego dokonano przez nikogo niekontrolowanego transferu ogromnego majątku na rzecz kościołów i związków wyznaniowych. Konieczne jest doprowadzenie do ustalenia choćby szacunkowo rozmiaru tego transferu i weryfikacji prawidłowości podejmowanych przez decyzję rozstrzygnięć – kończy Kopyciński.
    http://wiadomosci.onet.pl/krakow/klony-komisji-majatkowej-miliony-dla-gmin-zydowskich/gqgng

    Gminy Żydowskie dostały od państwa 100 mln zł

    2014-05-15 16:57

    Kopyciński: Gminy Żydowskie dostały od państwa 100 mln zł


    Sławomir Kopyciński (fot. Wprost)Sławomir Kopyciński (fot. Wprost)

    - W zaciszu gabinetów, w tajemnicy przed społeczeństwem i poza wszelką kontrolą orga-nów władzy państwowej odbywa się czwarty rozbiór Polski – tak poseł Sławomir Kopyciński z Twojego Ruchu komentuje działalność Komisji Regulacyjnej do Spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich. Komisja w ostatnich latach przekazała gminom żydowskim kilkaset nieruchomości państwowych oraz samorządowych o nieokreślonej wartości. Jednocześnie wypłaciła blisko 100 milionów złotych odszkodowań.

    Dziś odbyła się konferencja prasowa, na której Kopyciński dowodził, że Komisja Regulacyjna przed nikim nie odpowiada, a jej działania są niejawne.

     - Tak jak Komisja Majątkowa, Komisja Regulacyjna przed nikim nie odpowiada, a od jej orzeczeń nie istnieje odwołanie - twierdzi poseł Twojego Ruchu, przytaczając odpowiednie ustawy związane ze stosunkiem Państwa z gminami wyznaniowymi żydowskimi.

    - [Komisja - red.] działa poza ramami organizacyjnymi administracji publicznej, jedynie jego obsługę kancelaryjną zapewnia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. I mimo, że Minister Administracji i Cyfryzacji wyznacza połowę członków Komisji Regulacyjnej, a także po dwóch członków składów orzekających w poszczególnych sprawach, to jak wynika z odpowiedzi na moją interpelację, nie ma zielonego pojęcia o tym, co przez te wszystkie lata Komisja robiła.- Mówił Kopyciński.

    Ponadto, członek Twojego Ruchu wymienia inne nieprawidłowości - według dokumentów, samorządy nie mogą kwestionować orzeczeń Komisji przed sądami, postępowania Komisji nie są regulowane przepisami prawa, a "Zarządzeniem Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 10 października 1997 roku", wobec czego - według Kopycińskiego - członkowie Komisji Regulacyjnej, nawet gdyby świadomie i z premedytacją przy wydawaniu orzeczeń przenoszących własność państwa na rzecz gmin żydowskich łamali prawo i działali na szkodę interesu publicznego, to nie mogą odpowiadać karnie.

     - Minister Administracji i Cyfryzacji albo nie wie, albo nie chce poinformować, jaka jest powierzchnia i wartość nieruchomości zwróconych gminom żydowskim. Po dwunastu latach od momentu, do którego można było zgłaszać roszczenia z 5504 wszczętych spraw zakończono 890. - Mówił Kopyciński i wyliczył, że w wyniku do tej pory wydanych orzeczeń, gminy wyznaniowe żydowskie otrzymały blisko 28 mln zł rekompensat i ponad 55,5 mln zł odszkodowań.

     - Przy okazji wyszło na jaw, czemu Minister Administracji i Cyfryzacji nie wie nawet, jakiej wartości i powierzchni majątek Komisja Regulacyjna przekazała gminom wyznaniowym żydowskim. Okazało się bowiem, że przez te wszystkie lata, nikt nie sporządzał nawet operatów szacunkowych, by określić jakiej wartości nieruchomości były orzeczeniami Komisji Regulacyjnej odbierane gminom i przekazywane gminom wyznaniowym żydowskim. - Zauważa Kopyciński.

     - Co ciekawe w dziesięciu przypadkach, w których roszczenia gmin wyznaniowych na skutek nieuzgodnienia orzeczenia przez Komisję były rozpatrywane przez sądy, w siedmiu przypadkach już zostały one przez sady oddalone. Ciekaw jestem w ilu przypadkach roszczenia gmin wyznaniowych zostałyby uwzględnione, gdyby rozpatrywała je nie Komisja Regulacyjna, a niezawisły sąd - Skwitował poseł TR.

    DK, informacja prasowa 

    http://m.wprost.pl/ar/id,448152/mob.html

    Komentarze
    Jonasz
    2015-09-01 23:36:22
    Znamienne jest to, że o rzekome dobra nie upominają się konkretne osoby, które musiałyby się legitymować np. notarialnym prawem własności (Żydzi głownie wchodzili w posiadanie majątków na drodze kolaboracji z władzami carskimi, faszystami, a potem z NKWD i UB) lecz tzw. Gminy żydowskie, które wyciągają łapę z pogardzeniem zasad prawa i dobrych obyczajów. Gdyby Polską rządzili Polacy, taki status nic by nie znaczył, ale przebierańcy z polskimi pseudonimami, to już co innego. To kontynuacja wypróbowanych, nikczemnych sposobów.


    wtorek, 5 kwietnia 2016

    Zmęczona, zmartwiona, ale nie poddaje się

    Indianka nie czuje się dobrze. Bolą ją strasznie jajniki i osłabiona jest.

    Bardzo powoli, noga za nogą, ogarnia zniszczenia.Zebrała nadpalone deski z podwórka wyrzucone przez strażaków przez okna strychu w noc pożaru. Zasłoniła nimi dziury w suficie. Uzupełniła styropianem. Wywaliła z kuchni opadłe ze strychu cegły. Pozbierała resztki połamanych, nadpalonych desek. Usunęła z powierzchni pieca grubą warstwę gruzu. Na podłodze tego jest mnóstwo. Nie ma jak chodzić. Przeczyściła dokładnie stalowy komin. Wyniosła wiadro sadzy i proszku do gaszenia. Umyła okna na strychu. Po raz kolejny.

    W dzień po pożarze mile zaskoczyli ją swoją troską sąsiedzi. Pan Wojtek i Robert. Przyjechali, zapytali co potrzeba, przywieźli butlę gazu, torbę z jedzeniem. Obiecali pomoc w razie potrzeby.

    Zadzwoniła też ulubiona sąsiadka Indianki, która obecnie mieszka w Olecku, pani Helena.

    Zadzwoniła Mama i brat. Mama organizuje Indiance doraźną pomoc.Brat obiecał przyjechać za miesiąc i pomóc wymienić sufity na parterze i podłogę na strychu. Tylko potrzebny materiał. Narzędzia on kupi na miejscu w Olecku, by nie ciągnąć się ze swoimi ze Szczecina. To 800 km jazdy transportem publicznym, o ile nie więcej, bo dojazdu bezpośredniego nie ma i trzeba jechać okrężnie przez Warszawę.

    On sam nie da rady wyremontować w miesiąc, a po miesiącu musi wracać. Będzie potrzebny pomocnik.Indianka ile da rady pomoże, ale na dach nie wejdzie, bo ma lęk wysokości. Już kiedyś raz spadła ze strychu i o mało się nie zabiła podczas remontu przed laty.

    Wtedy też pomagała remontować. Poza tym ona ma pod opieką zwierzęta, będzie ogród do ogrodzenia i obrobienia.

    Są też sprawy sądowe zakładane odwetowo, a hurtowo przez policję. Ona musi się przed tą wściekłą nawałnicą bronić. Musi znaleźć czas by czytać kodeksy, pisać, drukować, podpisywać i zawozić pisma procesowe do sądu, bo sądy pism nie podpisanych długopisem generalnie nie honorują.

    Obrona prawna pochłania czas potrzebny do pracy na gospodarstwie, ale nie ma wyjścia.

    Na obrońcach z urzędu nie można polegać, na pewno w sprawach obywatel kontra policja. Trzeba samej pilnować wszystkich spraw i trzymać rękę na pulsie.

    Chyba będą musieli rozebrać jedną oborę, aby zdobyć deski i krokwie do remontu domu. Jak mus to mus. I tak ta jedna obora się rozpada. Przerobi się ją na parterową owczarnię, albo całkiem rozbierze. Te dechy z niej na sufity w domu się nadadzą. Nie wiadomo, czy na podłogę też? Okaże się w trakcie.Będzie potrzebny prąd do narzędzi.

    Indianka

    niedziela, 3 kwietnia 2016

    Pożar domu Indianki! 😮

    Wozy strażackie na indiańskim podwórku
    W nocy, około północy, z soboty na niedzielę zapalił się dom Indianki :(((
    W ogniu stanął strych, a dokładniej podłoga na strychu oraz strop nad kuchnią i sypialnią. 

    Indianka próbowała sama ugasić pożar. Wylała na strychu 10 wiader wody zanim wezwała straż pożarną. Ogień rozwijał się głęboko, niedostępny pod drewnianą podłogą. Lanie wody po podłodze nie pomagało. W głębi, pod nią, paliła się belka stropowa i deski towarzyszące (sufitowe i podłogowe).

    Przyjechała straż pożarna z Olecka i Sokółek oraz Kowal Oleckich.
    Pierwsi byli na miejscu strażacy z Sokółek.

    Strażacy zabrali się szybko do gaszenia pożaru. Wodę lali z góry i od dołu.
    Okazało się konieczne rozebranie podłogi i stropu. Wielkim łomem rozwalano sufit, by dostać się do żarzącej się belki stropowej. Wybrano rozgrzane cegły z podłogi na strychu, by dobrać się do niej od góry.

    Indianka ma wyrąbane pół sufitu w kuchni i kawałek w sypialni. W domu Sajgon. Pełno wody, pyłu, błota, gruzu, cegieł, sadzy. Czuć spaleniznę, mimo wietrzenia. Wszystko stratowane i zalane wodą. Ale ogień ugaszony. 

    Odczekali jeszcze czy się nie wznowi monitorując wrażliwą belkę. Odjechali, gdy mieli stuprocentową pewność, że ogień nie ma szans się reaktywować. Wygląda na to, że już po wszystkim, ale Indianka nie śpi i pilnuje, czy się dym lub ogień znów nie pojawi.

    Potężne dziury w suficie przykryła prowizorycznie stryropianem, ale i tak ciągnie zimno z góry. Tu się teraz nie da mieszkać. Jutro czeka Indiankę szacowanie szkód i totalne sprzątanie. Dobrze, że to nie zima. Zamarzłaby!
    Ale nad ranem bywają przymrozki. Będzie zimno!

    Bóg tej nocy czuwał nad Indianką i jej domkiem. Zanim zasnęła, dał jej znak. Szczęście w nieszczęściu, że zauważyła ogień, zanim rozbuchał się po całym strychu. Dom spłonąłby doszczętnie. Strażacy ugasili pożar fachowo, na medal. Indianka sama nie dałaby rady zatrzymać ognia. Zbyt głęboko w stropie siedział. Nie było do niego dojścia. Bez wielkiego łomu i użycia wielkiej męskiej siły nie dałoby się do niego dobrać.

    Bogobojna Babcia Indianki, gdy żyła, bardzo dużo się modliła, także za Indiankę. Wymodliła w Niebie wiele łask i szczęścia dla Indianki.
    Nawet wróżka tę cudowną aurę wymodloną przez Babcię dostrzegła z zadziwieniem, bo pierwszy raz coś takiego wykryła.
    Indianka jest błogosławiona i nic złego nie może jej się stać. Dobry duch Babci nadal nad nią czuwa. 


    sobota, 2 kwietnia 2016

    Pracowite tygodnie

    Dnie dłuższe, więcej światła dziennego i więcej pożytecznych rzeczy można zdziałać.

    Indianka dziś rano niezbyt dobrze się czuła. Była wymęczona wczorajszą jazdą do Kowal i z powrotem. Poza tym nadeszły "te dni" i bolą ją jajniki. Z trudem wstała i z wolna zabrała się za pracę. Najpierw napoiła i nakarmiła zwierzęta.

    Potem napaliła w piecu, doniosła drewna, porządkowała teren wokół domu, przeniosła za Słońcem i podłączyła do akumulatora solara. Jedna z baterii całkiem kaput. Może wody trzeba jej dolać? Coś w niej za bardzo chlupocze przy przenoszeniu.

    Obie baterie mocno uszkodzone i prawie nie ładują prądu. Służą obecnie bardziej jako stabilizatory napięcia i bieżąca rezerwa energii w razie zachmurzenia i mniejszej mocy solara. Troszkę prądu przyjmują. Tyle by komórkę naładować i podładować ździebko tablecik, ale tylko wtedy, gdy Słońce świeci. Aby uruchomić pastuch sieciowy - za słabe są.

    To zdradzieckie ładowarki samochodowe wydrenowały do cna baterie, uszkadzając je przy tym. Teraz Indianka głównie przetwornicę prądu używa, która odcina dopływ prądu z baterii, gdy w baterii spada napięcie poniżej 12 Volt. Z ładowarkami trzeba ostrożnie. Tylko na początku gdy bateria naładowana na full, można je stosować, a potem trzeba dla bezpieczeństwa zastępować je przetwornicą prądu.

    Indianka zabrała się dziś za naprawę roweru. Przykręciła śrubkami bagażnik do koła roweru. Strasznie się chybotał i telepał. Groził odpadnięciem, lub co najmniej zgubieniem ładunku. Teraz stabilny i Indianka będzie mogła nawet słonia przewieźć, tak mocno się trzyma roweru 😊

    Przyjrzała się też kółku, które jej wczoraj strasznie spowalniało jazdę i piszczało niemiłosiernie. Wykręciła zepsute, blokujące koło hamulce. Pozostał jej nadal hamulec nożny. W kółku teraz luz i lekko się obraca. Można jechać!

    Stwierdziła, że warto wyszorować rower z błota, ale zrobi to jutro, bo dziś już nie miała na to ochoty i czasu. Trzeba było pozbierać drewno i dołożyć do pieca.

    Obadała też stan swego ogrodzenia, przyszłego, wymarzonego ogrodu. Stwierdziła, że warto by było zbudować nowe, bardziej odporne na warunki atmosferyczne ogrodzenie ze słupków betonowych i półtorametra wysokiej siatki leśnej, dość gęstej, by kura ni pies nie dostały się na ogród (że nie wspomni o koniach, owcach i kozach 😀).

    Owszem, słupki betonowe mało wiejskie i mało sielskie są, ale za to nie trzeba ich impregnować i są niemal niezniszczalne. Mogą stać latami i nie zmurszeją ani nie zgniją jak drewniane.

    Niestety, Indianka nie ma takich betonowych słupków, ani takiej wysokiej siaty, więc postanowiła naprawić swoje aktualne ogrodzenie zdewastowane przez zwierzęta i próchnicę, chwiejące się jak paradontoza. Naprawić, wzmocnić i naciągnąć taką siatkę jaką ma. Siatka też porwana i powyginana. Trzeba wyprostować i połatać. To będzie wizualnie paskudne ogrodzenie. Ciekawe, czy wytrzyma ono napór zwierzyny. Przydałoby się prąd włączyć, na chociaż parę godzin dziennie.

    Dwie lampki solarne ładowały się cały dzień i dają skromną poświatę w kuchni.

    Piec napalony. Jaja na twardo ugotowane. Herbata zaparzona. Na obiadokolację były smażone talarki i jajka sadzone - kurze i indycze. 

    To pierwsze jaja indycze, więc pewnie nie zalężone. Kolejne już będą odkładane. Skorupka jaja indyczego bardzo twarda, mocna.

    Na parapecie w kuchni Indiance wyrósł gęsty, wysoki szczypior. Ma na kanapki.

    Inne roślinki też już powoli kiełkują.

    Noooc... Pora na relax i nieco polityki 😁

    Ciekawe czy kodziarze znów jakieś obciachowe marsze wymyślili 😁😁😁

    Biblioteka w Kowalach Oleckich

    Zupełnie inna atmosfera panuje tutaj. Spokój, kultura. Bibliotekę prowadzi pani Beata, doświadczona bibliotekarka po studiach wyższych. Kobieta mądra, o wysokiej kulturze osobistej, przyjazna. Ma dobry, edukacyjno-wychowawczy wpływ na przychodzące tam dzieci. "Jaki pan, taki kram."
    Indianka wpadła tam na dwie godzinki wczoraj, tj. w piątek.
    Miejscowe dzieci miłe, kulturalne, nauczone odpowiadać na "dzień dobry".
    Żadnych wulgarnych piosenek nie puszczają z komputerów na pełny regulator, tak jak to się dzieje w świetlicy w Sokółkach. Po prostu pani Beata im na to nie pozwala, gdyż dba o ład i harmonię w bibliotece. Dba o porządek i spokój.

    Szkoda, że tak daleko do tych Kowal. W dodatku Indianki rower się psuje. Nie może tam częściej przyjeżdżać. Jest skazana na korzystanie z nieprawidłowo i wręcz karygodnie prowadzonej świetlicy w Sokółkach. :(



    wtorek, 29 marca 2016

    Kolejny furiacki atak w świetlicy czyli "Nie będzie mi byle kto chodził do łazienki!!!"

    Ten ponury pan przez kwadrans analizował mój dowód osobisty,
    by wystawić... mi mandat za wezwanie policji w związku z napaścią na mnie i
    uniemożliwianiem mi skorzystania z publicznej toalety.
    Niemiłosiernie długo sprawdzał także, czy nie jestem... poszukiwana listem gończym.
    Natomiast napastnikowi nie sprawdzono dowodu,
     ani nie sprawdzono, czy jest poszukiwany listem gończym.
    Napastnika oczywiście nie ukarano mandatem,
    ani wnioskiem o ukaranie za czynną napaść fizyczną na mnie.
    Nie śmiano go też zatrzymać :-) Napastnik bezkarny jak zawsze. Robi się to już nudne.
    Aż się boję myśleć, co by było, gdybym ja nie miała dowodu osobistego przy sobie.
    Pewnie bym została aresztowana, mimo, że obecny był także policjant Ferenc, który mnie zna osobiście z innych interwencji i z sądu, gdzie zaledwie kilka tygodni temu szczekał na mnie na rozprawie w sądzie. Bez sprawdzania mojego dowodu był w stanie potwierdzić moją tożsamość.
    Rycie w danych mojego dowodu osobistego, nie było uzasadnione.
    Było to kolejne nadużycie, przy kolejnym niedopełnieniu obowiązków względem napastnika.
    Ich zasranym obowiązkiem było sprawdzenie danych napastnika i ukaranie go
    za czynną napaść na mnie.
    Sprawdzał w bazie danych osób poszukiwanych, czy jestem poszukiwana tenże widoczny tutaj Łukasz Ratuszny.

    Dzisiaj tj. 29 marca 2016 roku, w godzinach rannych udałam się do lokalnej biblioteki znajdującej się w świetlicy wiejskiej w Sokółkach celem napisania uzupełnienia apelacji. Na drzwiach wejściowych jeszcze wisiała karka informacyjna, powieszona tam przed świętami. Głosiła, że świetlica nie będzie czynna w piątek i sobotę przed świętami. Okay, ale mam nadzieję, że za nieobecność w pracy pani Krystyna nie wzięła pieniędzy? W środku zastałam zmiany. Z biblioteki znikły dwa komputery z czterech dawniej oferowanych użytkownikom.

    Przy dwóch siedziały dwie małe dziewczynki grające w gierki, a trzeci stał na nowym biurku pani Krystyny Maciejewskiej. Nie pozwalała z niego skorzystać, twierdząc, że to jej komputer. Dawniej w tym punkcie PIAP stały cztery komputery do użytku mieszkańców, czyli nastąpiła zmiana na gorsze.

    Obok w otwartej salce stały cztery wolne komputery. Zapytałam, czy mogę z jednego z nich skorzystać. Pani Maciejewska kategorycznie zabroniła.
    Kazała mi czekać, aż któraś z dziewczynek zejdzie ze stanowiska komputerowego w bibliotece. Zaoponowałam, że nie chcę by żadna dziewczynka schodziła z komputera, skoro obok w salce stoją cztery wolne komputery. Pani Krystyna zaś uparła się, że jedna z sióstr ma zejść z komputera.

    Nie zgodziłam się na taki bezsens i brak szacunku do użytkowników.

    Zadzwoniłam do dyrektora Gminnego Centrum Kultury w Kowalach Oleckich, pana Karola Czerwińskiego opisując sytuację i prosząc go, by wyraził zgodę na użycie przeze mnie jednego z wolnych komputerów. Nie zgodził się. Wtedy wskazałam, że budynek świetlicy nie jest w pełni wykorzystywany, skoro jego część jest wyłączona z niezrozumiałych względów z eksploatacji.

    Wtedy on rzekł, że taki jest grafik użytkowania świetlicy i musi być przestrzegany. Tzn. we wtorki, środy, czwartki ma być czynna tylko biblioteka, a w piątki i soboty - tylko świetlica z osobną kawiarenką internetową.

    Dziwi takie twarde i nieekonomiczne stanowisko, tym bardziej, że 12 lutego 2015 roku pani Maciejewska samowolnie zmieniła sobie grafik i zamiast biblioteki była otwarta tylko świetlica.

    Zadzwoniłam do wójta Locmana z Kowal Oleckich, ale niestety nie zastałam go. Rozmawiałam z sekretarką o sytuacji w świetlicy. Prosiłam, aby przekazała moje ustne wnioski wójtowi.

    Tymczasem po jakimś czasie pani Krystyna zamiast udostępnić mi jeden z wolnych komputerów, bezwzględnie usunęła dziecko ze stanowiska w bibliotece. W ten sposób wyrabia poczucie krzywdy u dzieci, chcących bawić się gierkami  komputerowymi.

    Nie mając innego wyjścia, usiadłam przy tym komputerze i zabrałam się dziarsko do pracy, gdyż pani Krystyna ograniczyła mi czas korzystania z komputera do pół godziny. Było to całkowicie bezzasadne. Przecież obok w salce stały wolne komputery. Po co tworzyć sztuczne kolejki? By wywoływać niepotrzebne niezadowolenie i kwasy? By skłócić? Przecież świetlica jest dla mieszkańców, a nie widzimisię pani Krystyny i jej wygody oraz komfortowej posadki. Pomyślałam, że przy tak ostrym reżimie czasowym, nie zdołam napisać nawet ćwierć apelacji, ale nie dyskutowałam z konfliktową kobietą, gdyż zwyczajnie nie chciało mi się.

    Miałam szczęście tego dnia, bo nie było tłumów i kolejki do komputerów.
    Dziewczynki po jakimś czasie poszły do domu, a zanim poszły, korzystały wspólnie z jednego komputera obok mnie.

    W pewnym momencie pojawił się na dyskretnej inspekcji oficjalny przełożony pani Krystyny, dyrektor, pan Karol Czerwiński. Rzucił okiem na komputery w bibliotece i zajrzał do świetlicy, na tę dużą salę. Pochwalił dekoracje i ulotnił się wraz z osobą, która mu towarzyszyła. Miałam wrażenie, że pojawił się w bibliotece tylko po to, by w razie czego zaświadczyć w Sądzie, że zastał mnie przy komputerze, gdzie akurat w tym momencie, bez problemu korzystałam z komputera. Czyli sielanka i nic budzącego wątpliwości co do funkcjonowania tego przybytku.

    Gdy dziewczynki poszły do domu, w spokoju i samotności dalej korzystałam z przydzielonego mi komputera. Pani Krystyna nie zaczepiała mnie, o dziwo.
    Chyba zbierała siły na potem. 😁

    O 16.30 wróciły dziewczynki i Krystyna Maciejewska kazała mi zejść z komputera. Zeszłam i skierowałam swe kroki do łazienki.

    No i zaczęło się 😈

    Nie doszłam daleko, bo zaledwie do drzwi do dużej sali. Za mną wpadła z impetem... "xxx" rzucając mnie na ścianę, a potem na kaloryfer! 

    Cdn. w sądzie.

    poniedziałek, 28 marca 2016

    Walka z zalegalizowanym bezprawiem

    Będę publikować wszystkie wyroki i postanowienia sądu oraz moje wnioski dowodowe, aby każdy mógł ocenić, czy sąd działa prawidłowo i zgodnie z prawem i procedurami, logiką i etyką.
    Trzeba sobie postawić pytanie, czy taki sąd jest nam potrzebny?

    Sygnatura Akt II W 800/15 SR Olecko "bezzasadne wezwanie policji"

    Sąd Rejonowy w Olecku
    II Wydział Karny
    ul. Osiedle Siejnik I 18, 19-400 Olecko
    tel.87 523 06 40, fax 87 523 05 99
    karny@olecko.sr.gov.pl 
    boi@olecko.sr.gov.pl

    Wniosek o ponowne badanie psychologiczne

    Wnoszę o ponowne badanie psychologiczne z innym psychologiem niż pani Marta Bratko, gdyż ta pani oparła swoje przypuszczenia na mylnych założeniach, tj. wymyśliła, nie mając nawet podstawowych badań fizycznych mojego mózgu, w ręku, że rzekomo mam uszkodzony mózg. Otóż pomyliła się, a swój wymysł wzięła z sufitu. Co gorsza, oparła na nim swoją mylną teorię.

    W sprawie giżyckiej na mój wniosek złożyła w związku z tym stosowne wyjaśnienia podczas przesłuchania w sądzie w Giżycku do sprawy: II K 442/13.
    Niestety, jej sprostowanie nie znalazło się w wystawionej wcześniej opinii psychiatryczno-psychologicznej. Nie zostało też w niej skorygowane później.

    Na tejże nieskorygowanej opinii oparł opinię do sądu w Olecku do sprawy II W 1011/15 i II W 800/15 pan psychiatra doktor Kulinek. Nie naniósł do tej pierwotnej opinii poprawek. Nie przypomniałam mu o nich, bo nie myślałam o tym roztrzęsiona wyczerpującą jazdą do Węgorzewa przy objawach choroby lokomocyjnej. Nie badał też mnie na nowo ani psychiatrycznie ani psychologicznie, bo źle się czułam po uciążliwej jeździe w klatce ze skutymi rękoma kajdankami na trasie Czukty - Olecko dnia 16 października 2015 roku na zarządzenie sędzi Dil, a w wykonaniu policjantki Marty Bachurskiej i dzielnicowego Pawła Warsiewicza, których to pani sędzia Dil rozgrzeszyła później, z moim zdaniem, niewłaściwego traktowania osoby eskortowanej (wiedząc o problemach z oddychaniem i chorobie lokomocyjnej wsadzili osobę wrażliwą do dusznej klatki i skuli kajdankami, a także zabrali telefon czym uniemożliwili jej powiadomienie rodziny o aresztowaniu i zorganizowanie opieki do zwierząt na czas aresztowania i wywiezienia czy wezwania pogotowia podczas zasłabnięcia, które miało miejsce podczas tej jazdy), jak także jej drzwi wejściowych do jej domu (rozwalonych przez tę dwójkę policjantów co nie zostało zbadane przez wnioskowanego przeze mnie biegłego, albowiem organa ścigania nie uwzględniły mojego wniosku o wyznaczenie biegłego, także pominęły zeznania mojego świadka potwierdzającego zniszczenie drzwi).

    Chcieliśmy jak najszybciej zakończyć to badanie i tak się stało. Pan doktor z dobroci serca dał mi tabletki przeciwwymiotne, a na odchodnym 20 zł na powrót do domu, bo ci policjanci (w tym Piotr Kasprzyk) którzy wywieźli mnie z Olecka do Węgorzewa, tj. 60 km od mojego domu, nie poczekali na mnie nawet pół godziny. Na bazie starego badania doktor Kulinek dopisał tylko kilka nowości, a rdzeń opinii psychiatrycznej z błędną opinią psycholożki niestety pozostał.

    Koniecznie trzeba tę opinię pani psycholog Marty Bratko zweryfikować, albowiem pani sędzia Dil z Olecka pod pretekstem tej poronionej opinii psycholożki wydała na mnie wyrok skazujący w sprawie II W 800/15, całkowicie pomijając moje zeznania.

    Czuję się zagrożona, że ta nieprofesjonalna opinia wpłynie na wyrok w każdej kolejnej sprawie, dlatego zdecydowanie domagam się jej zweryfikowania.

    Albowiem faktem jest, że zimą, na początku roku 2015 byłam poddana profesjonalnemu badaniu mózgu na podstawie tomografii komputerowej w Kętrzynie.
    Dowód: płyta CD i diagnoza pisemna w formie zaświadczenia.

    Tomografia komputerowa nie wykazała żadnych uszkodzeń w obrębie OUN.
    Pan doktor, który mnie wówczas badał głośno i donośno oświadczył z całym przeświadczeniem i werwą, że jestem zdrowa na mózgu niczym "rybka" i z czystym sumieniem wypisał mnie do domu.

    Zatem teoria pani psycholog Marty Bratko jakobym miała zmiany w obrębie OUN i wysnute na tej podstawie przypuszczenia
    o megalomanii i paranoi itp. bzdurach zostały podważone i obalone.

    Jestem prawidłową, świadomą, zdrową zarówno psychicznie jak i umysłowo, szczerą i asertywną jednostką o wysokim współczynniku przenikliwej inteligencji i silnym poczuciu prawości i sprawiedliwości. Potrafię nadzwyczaj sprawnie rozumować zarówno logicznie, analitycznie, jak i syntetycznie, co sprawia, że widzę machloje innych jak na dłoni.

    Nie chcę obrazić sądu, dlatego nie powiem co myślę o wyroku w sprawie II W 800/15. Sędzia Dil sama wie co zrobiła.

    Z wyrazami szacunku,
    Indianka

     

    sobota, 26 marca 2016

    Idą święta...

    Indianka zaś jak zwykle przede wszystkim o swych zwierzętach pamięta :)

    Klacze Indianki z dniem dzisiejszym uzykały oficjalny status zwierząt towarzyszących.

    Zatem nie wolno ich oddać do rzeźni, ani nie mogą być przedmiotem komorniczego zajęcia, ni urzędniczych, roszczeniowych spekulacji. 

    Klacze Indianki są członkami jej rodziny.

    Indianka