wtorek, 4 marca 2014

NIE SPRZEDAM CI ZIEMI

NIE SPRZEDAM CI ZIEMI

Przyszli cudzoziemcy, ludzie innej wiary:
„Sprzedaj chłopię ziemię, będziesz miał talary,
Zapłacimy chatę, zapłacimy pole,
Będziesz miał talarów na calutkim stole”.

- O mój panie miły! Idźże gdzie chcesz sobie,
A ja swojej roli za nic nie dam tobie!
Schowaj swe dukaty i białe talary;
Kto sprzedaje ziemię, tan nie naszej wiary.

Chcesz kupić ode mnie i role i płoty?
A kto mi zapłaci za ten miesiąc złoty?
A kto mi zapłaci za tę jasność Bożą,
Co w moje okienka świeci z każda zorzą.

Za ten dach słomiany, co mi głowy strzeże?
Za ten dzwon, co dzwoni rankiem na pacierze?
A kto mi zapłaci za tę modrą wodę,
Za ciepło słoneczne, za cichą pogodę?

Za wiosenny klekot naszego bociana?
Za piosnkę pastuszków, „dana moja! dana!”?
Za ten piasek biały, gdzie się bawią dzieci,
Za tego skowronka, co nad głową leci?

A kto mi zapłaci za tę słodycz miodu,
Co ja pszczoły znoszą do ula z ogrodu?
Za palmę, co pęka w kwietniową niedzielę?
Za tę grusze polną, co długi cień ściele?

A kto mi zapłaci za kościółek Boski,
W którym co niedzieli Bogu składam troski?
Za cmentarz przy farze, zielony jak sady,
Gdzie leża w swych grobach me ojce i dziady?

A toć to i mnie tam wnet miejsca potrzeba,
Gdy Pan Bóg zawoła; „chodź człeku do nieba”.
A toć by mi dzieci po nocach tęskniły,
Nie wiedząc, gdzie szukać ojcowej mogiły.
Nie sprzedam ci roli. Weź kupcze talary!
Kto ziemie sprzedaje, nie naszej jest wiary.

Maria Konopnicka.

poniedziałek, 3 marca 2014

WE, Polish Nation - WE DO NOT WANT ANY WAR!

We, Polish Nation – we do not want war with Ukraine and specially with Russia!

Polish Nation is NOT interested in war with Ukraine! We do not want to interfere into Ukrainian inner affairs. Ukraine is not our country and we respect Ukrainian sovereignty. We have tons of our own country problems and do not need more!

Let Donald Tusk who administers our country right now stop deciding for us whether we want to enter the war with Ukraine. He has no right to do it to us and to Ukrainians. He is even not a real Polish person. His grandfather was German soldier in Wermaht during II World War fighting with Polish, killing Polish people. Donald Tusk has German mentality. He has no heart for Polish people. He has no heart for Slavs people. He is loyal to Angela Merkel and Germany – not to Polish Nation. He is not loyal to Polish Nation at all. Each month his government implements more and more harmful to Polish Nation rules. He acts against us and against our will. We do not want to fight with Ukrainians. We do not want to be aggressors. Let PO and EU politicians stop drawing us into any war! We even don’t have an army anymore! The present PO government have made our country vulnerable and defenceless. The government has destroyed our army. We have no chance to win! We do not want to be cannon fodder in a foreign war! We do not want foreign war move into our country! We want peace and prosperity!

Let PO politicians who administer our country presently – let them stop to implement other countries’ economic and strategic plans at our Nation and country cost!

Let PO government take care of the poverty which they have created in our country under their rules!

Polacy nie chcą wojny z Ukrainą!!!

Polacy nie chcą angażować się w wojnę z Ukrainą, ani tym bardziej z Rosją!
Naród polski nie jest zainteresowany wojną z Ukrainą, ani mieszaniem się do wewnętrznych spraw tego państwa. Ukraina to nie nasze państwo. Mamy swoich problemów pod dostatkiem!
Niech politycy za nas nie decydują czy Polska wstąpi w stan wojny z Ukraińcami, bo my nie chcemy z nimi walczyć. Nie chcemy być agresorami. Niech politycy nie wciągają nas w żadną wojnę! Nawet nie mamy już armii. Obecny rząd doprowadził do rozbrojenia Polski. Nie mamy szans wygranej w żadnej wojnie. Nie chcemy być mięsem armatnim. My chcemy pokoju i dobrobytu. Niech politycy którzy administrują naszym krajem przestaną wreszcie realizować plany ekonomiczne i strategiczne obcych państw naszym kosztem i niech zajmą się nędzą którą nam Polakom zgotowali w naszym własnym kraju!

niedziela, 2 marca 2014

Malkontent

Jak nazwać tego, co w pachnącym sadzie pełnym stu tysięcy soczystych, czerwoniutkich, aromatycznych i pysznych jabłuszek - wyszukuje pod drzewami starych, zeszłorocznych, zgniłych jabłek i znalazłszy jedno podnosi triumfalnie w górę pokazując całemu światu i krzycząć dobitnie:
 
"O! taki jest wasz Kościół! Sama zgnilizna!" Po czym odchodzi do swej wypasionej limuzyny posła PO, gdzie w bagażniku spoczywa zestaw pornograficzny do krępowania i gwałcenia dzieci. Po czym wrzuca do tego bagażnika szpadel, którym przed godziną zakopał w kościelnym sadzie zgwałcone i zamordowane dziecko?
 
malkontent - osoba stale niezadowolona, we wszystkim doszukująca się ujemnych stron
 
morderca - przestępca dokonujący morderstwa, zabójstwa
 
pedofil - osobnik przejawiający dewiacje seksualne w skłonności do praktych seksualnych z dziećmi
 
hipokryta - obłudnik, dwulicowiec, fałszywiec
 

Hipokryzja (od gr. ὑπόκρισις hypokrisis, udawanie) – fałszywość, dwulicowość, obłuda. Zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad moralnych. Udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i czerpać z tego własne korzyści.

Hipokryzja może się przejawiać na kilka sposobów:

  • oficjalne głoszenie przestrzegania określonych zasad moralnych i jednoczesne ich "ciche" łamanie, gdy nikt ważny tego nie widzi (np. głoszenie przez polityka, że walczy z korupcją i jednoczesne branie przez tego polityka po cichu łapówek),
  • stosowanie różnych, sprzecznych wzajemnie zasad moralnych przy różnych sytuacjach (np. wymaganie od żony, żeby nie zdradzała, i jednoczesne zdradzanie żony),
  • wymyślanie rozmaitych teorii, które w pokrętny sposób tłumaczą stosowanie różnych norm moralnych przy różnych sytuacjach (np. głoszenie, że zabijanie dzieci wroga w czasie wojny jest dobre dlatego, że wróg ten popełnił wcześniej zbrodnię mordując nasze dzieci), lub twierdzenie, że donosicielstwo na biedną rolniczkę i jej szkodzenie jest właściwe, bo rzekomo jest to dla dobra zwierząt (to nic, że zwierzęta i rolniczka ucierpią na tym donosie - donosiciel twierdzi, że postąpił właściwie, podczas gdy sam w sobie wie, że postąpił jak podła świnia).
  • tworzenie obszarów tabu, czyli spraw, o których się nigdy nie rozmawia publicznie; zazwyczaj są to sprawy, które w świadomości wielu ludzi są niemoralne, ale są lub były jednocześnie masowo praktykowane (zob. też tajemnica poliszynela). np. udawanie, że homoseksualizm to rzecz normalna i właściwa etycznie, moralnie i gatunkowo dla ludzi.

Hipokryzja jest stałą cechą ludzkich społeczeństw. Wynika ona z jednej strony z konfliktu między indywidualnym interesem poszczególnych osób i normami moralnymi panującymi w danym społeczeństwie, a z drugiej strony z konfliktu między normami obyczajowymi i moralnymi.

 
ZAGADKI
Zagadka dla wnikliwych:
Do kogo należą polskojęzyczne media w Polsce?
 
Zagadka dla myślących:
  • Komu zależy na szkalowaniu polskich i chrześcijańskich wartości?
  • Jaki jest cel szykanowania wszystkiego co polskie, chrześcijańskie, narodowe, tradycyjne?
  • Jak te szykany wpływają na widzów?
  • Co większość lemingów myśli obecnie o Kościele i polskości, tradycji, historii, naszych korzeniach?
  • Jaki jest cel ostateczny szykanowania polskości i wrośniętego w nie chrześcijaństwa?
 
 

sobota, 1 marca 2014

Misja Kościoła Katolickiego

"Kościół katolicki proponuje ludziom najlepszy system etyczny na świecie, najbardziej humanistyczny, broni życia ludzi od poczęcia do naturalnej śmierci, jest przeciw karze śmierci. Daje ludziom najlepsze drogowskazy, dające najwięcej szans na godne przejście przez życie bez krzywdzenia innych ludzi, a szczególnie słabszych: dzieci i kobiet." 

Odpowiedzi na komentarze

"Jestem w stanie wyobrazić sobie Twój strach i obawy przed przyjmowaniem gości."
No, niestety - po tej fali przemocy która mnie dotknęła po donosach tych dwóch kobiet - mam koszmarny stres i obawy, aby kogokolwiek gościć. Każdego potencjalnego gościa postrzegam jako potencjalnego wroga, który przyjedzie do mnie li tylko po to, by znaleźć jakiegoś domniemanego "haka" na mnie po to by złożyć donos. Boję się też tych, którzy nieznajdując "haka" też na mnie złożą donos.


Podobno Weterynaria ma obowiązek interweniować przy każdym donosie, nawet gdyby się zdarzały one codziennie. Nie wyobrażam sobie, abym była codziennie nachodzona przez inspektorów weterynarii czy innych instytucji. Takie działanie zakrawa na nękanie rolnika. Przecież ci urzędnicy w niczym rolnikom nie pomagają. Nic.

Jedyne co mogą zrobić poza upierdliwym i irytującym kontrolowaniem to ukarać mandatem lub zagarnąć własność rolnika jakim jest jego inwentarz. Inwentarz ma swoją wartość. Wyhodowałam piękne konie. Łakomy kąsek dla rozmaitych cwaniaków.
Na szczęście inspektorzy muszą się trzymać litery prawa i nie mogą bezpodstawnie zabierać zwierząt. Niemniej jednak, każda taka kontrola to stres dla mnie. Tym większy, że kojarzy się z tym nieszczęsnym wyłudzeniem ode mnie psiny w 2012 roku.

Przez zaskoczenie udało się im wyludzić ode mnie psa na czas odchowu szczeniąt w schronisku. Szczenięta te (po kundlu sołysowej która nie została ukarana za puszczanie swego psa na moje gospodarstwo i podwórko) miały zostać w schronisku do adopcji, a sucka miała wrócić do domu. Do tej pory mi jej nie zwrócili mimo moich licznych pism oraz fizycznej próby odebrania psa ze schroniska.

Mój pies przebywa tam nielegalnie. Nielegalnie został zagarnięty.
Ani gmina, ani schronisko nie ma prawa zaboru psa właścicielowi bez ważnego, prawomocnego wyroku sądu. Psina została ode mnie podstępnie wyłudzona, a gdy próbowałam wielokrotnie ją odebrać na drodze formalnej - po serii odmownych odpowiedzi, dostałam w końcu odpowiedź, że psa odzyskam jak zapłacę haracz w wysokości ok. 2600zł. Jakim prawem ktoś zarabia na moim psie i to moim kosztem??? Ja nigdy nie wyraziłam zgody, aby moja psina tam została na dłużej niż odchowanie szczeniąt.


" Ba! Strach nawet przed pojawieniem się kogoś obcego, czy też znanego z racji sprawowanego urzędu przed bramą. I strasznie Ci współczuję, bo wiem, jak to jest być człowiekiem zaszczutym. I jak szybko siły i chęci odchodzą od człeka, który zmaga się z codziennym stresem (a nuż ktoś znowu naśle jakichś mądrych na stołkach, żeby sprawdzili na ile paragrafów da się pozwać do sądu delikwenta), a jeszcze ma do wykonania wiele ciężkich, fizycznych prac w gospodarstwie. Może w zimie jest ich mniej, ale targanie siana, czy słomy do obór i stajni wcale lekkim zajęciem nie jest, prawda? Sama miałam okazję (co prawda bardzo sporadycznie już teraz) popracować w polu i zagrodzie, żeby wiedzieć, że to nie takie "hop-siup". I nie załatwi się wszystkiego w pięć minut."
Dokładnie tak jest. Boję się obcych. Na każdego teraz patrzę poprzez pryzmaty tych jadowitych żmij, które zadały mi cios w plecy. Ukąsiły jadowicie i nadal kąsają.
Kilka osób chcących przyjechać do mnie na rancho się ze mną od tamtej pory kontaktowało. Walczyłam z sobą - zaprosić czy nie ryzykować? Z lęku odmówiłam.

Teraz jestem tu sama zresztą jak większość lat na Mazurach (w mieście miałam przyjaciół i fajne towarzystwo oraz rewelacyjne układy z moimi uczniami na kursach języka angielskiego które prowadziłam), ale jest mi tak dobrze. Mam spokój i zero dodatkowych obciążeń i stresów związanych z goszczeniem obcych i ich wymagań.
Żyję bardzo skromnie, wręcz survivalowo. Mało kto jest w stanie zdzierżyć takie warunki życia jakie ja tutaj mam. Mieszkając w mieście żyłam w komforcie (stworzyłam sobie bardzo wygodne mieszkanko) - teraz wszystko wymaga ogromnego wysiłku i wielu tych wysiłków podczas dnia.
Cenię sobie swoją swobodę, samodzielną pracę i spokój oraz harmonię mojego rancza. Ciężka praca mnie nie odpycha, bo jestem pracowita z natury. Jednak w tym roku sobie odpuszczę, bo jestem przemęczona. Sponsorować niczyich wakacji też nie będę. Nie chcę tego układu. Każdy wakacjusz którego zdecyduję się tutaj kiedyś wpuścić musi mieć swoje pieniądze na swoje utrzymanie.
Wcześniej owszem - sponsorowałam jak mogłam i umiałam pobyty różnych zagranicznych i czasem polskich wolontariuszy. Było to dość ciekawe doświadczenie, ale strat poniosłam więcej niż korzyści, więc nie opłaca się mi ten układ. Oczywiście byli tacy, co byli realną pomocą dla mnie - zrobili coś pożytecznego dla gospodarstwa, byli też tacy co faktycznie byli realnymi wolontariuszami bo mieli swoje wyżywienie.
Może się kiedyś zdecyduję ugościć tutaj kogoś na zasadzie grzecznościowej lub wolontariatu, ale sponsorować jedzenia nie będę, bo jest to dla mnie zbyt duże obciążenie. Poza tym nie chce mi się nikogo sponsorować :D Nie stać mnie na to. Wolę sama pracować i się nie stresować, że muszę z posiłkiem zdążyć na czas i z czego ja ten obiad ugotuję czy z czego przyrządzę śniadanie i kolację aby było smaczne i niemonotonne.
W tym roku postanowiłam sobie zająć się zakładaniem ogrodu, budową ogrodzenia ogrodu, pastwisk, budową woliery dla drobiu, treningiem koni, koszeniem siana, podremontowaniem budynków.
Ile zrobię - tyle będzie. Bez ciśnienia i stresu.
Nie chcę narażać mojego domu i gospodarstwa na zimne, wyrachowane oczy bezdusznych, małostkowych bazyliszków niezdolnych do empatii i przyjaznych gestów. Żadna obca wroga małpa, typu lesbijka-podpierdalaczka tutaj nie wjedzie.
Na moim gospodarstwie gościć będę tylko osoby zaufane, prawdziwie przyjazne i życzliwe mnie.
Tylko z takimi osobami coś tutaj podziałamy razem. Jestem z kilkoma osobami umówiona na różne wspólne przedsięwzięcia i coś będziemy działać latem.
Dzisiaj jestem zmęczona. W piątek sprawy urzędowe wyciągnęły mnie z rancza do Olecka, do którego przybyłam, a następnie wybyłam pieszo, okazjami. Dość sprawnie mi to poszło, ale wracają w nocy przez wieś, zabłądziłam na polu :D Było totalnie ciemno i zniosło mnie hektary z obranej trasy. Także miałam piękny spacer przez całą wieś o północy :D
Ogólnie trochę kilometrów zrobiłam na nogach i dzisiaj jestem zmęczona. Muszę odpocząć.
Właśnie to robię :D
Zwierzaki wypuściłam, aby się same najadły z bel siana i napiły wody z rzeki.
Trochę rozgrzebią i zmarnują tego siana, ale jutro ogarnę ten bałagan. Dziś nie dam rady.
Do kurnika tylko zajrzę i napalę w piecu, by upiec chleb i ciasto. Ale to później - wieczorem późnym.
Teraz nie mam siły. Cieszę się, że jestem sama i nie muszę kombinować, co tu ugotować dla wolontariuszów :D Spokojnie sobie wypocznę, a jak odzyskam siły zajmę się kurami i gotowaniem oraz pieczeniem... No stress. Bezstresowo. :)

Saba i Satja szczęśliwe razem na pachnącej łące.
 Rancho na Mazurach Garbatych, rok 2008.

czwartek, 27 lutego 2014

Przetarg na dostawy siana i usługi polowe rozstrzygnięty!

  Na gorący apel Indianki odpowiedziało wielu rolników z okolicy bliższej i dalszej.
W okolicy jest mnóstwo siana dobrej jakości w przystępnej cenie. Tylko brać i przebierać :D
Ponieważ Indianka obecnie nie potrzebuje już siana uzupełnionego ostatnimi zakupami - obecnie negocjuje z rolnikami wieloletnią współpracę w dziedzinie zaopatrywania w dobrej jakości siano prosto z pola oraz w dziedzinie koszenie łąk Indianki.
 
Cudownie znalazł się rolnik ekologiczny, który posiada sporo hektarów które kosi sobie, bo musi, a siana nie wykorzystuje, gdyż już nie ma bydła. Rolnik posiada certyfikat ekologiczny, także super pasuje Indiance jego oferta.
 
Ten sam rolnik nie jest pazerną świnią. Jego oczekiwania finansowe za paszę doskonałej jakości są przyjazne dla kieszeni Indianki, a stawki za koszenie i inne usługi polowe - akceptowalne, na poziomie pomocy sąsiedzkiej, a nie oparte na chciwej lichwie, od której ucierpiało gospodartwo Indianki w zeszłym roku.
 
Niniejszym konkurs na wieloletnie dostawy siana dobrej jakości oraz usług polowych został szczęśliwie rozstrzygnięty! :D
 
Inni rolnicy w okolicy podlegający chronicznej niechlubnej znieczulicy mogą spać spokojnie. Ich dupy uratowane ;) Uratował je ten w/w rolnik małorolny ekologiczny.
 
Niniejszym Indianka odwołuje szczegółowe kontrole weterynaryjne w pobliskich gospodarstwach rolnych :D
 
 
Niniejszym konkurs na dostawy siana ekologicznego i usługi polowe został rozstrzygnięty :)

wtorek, 25 lutego 2014

Pogadanka na komendzie


Indianka udała się wczoraj z buta na komendę w sprawie prześladowcy,
który ją nęka złośliwymi, chamskimi smsami, komentarzami pod jej blogiem oraz nasyłaniem kontroli weterynaryjnych na nią.
Gnidą, łachudrą i bydlakiem, który na nią doniósł na weterynarię nie jest Witold Z. Jest to inna osoba.

Aby dostać się na Komendę Olecko,
trzeba przejść przez tę urokliwą rzeczkę.

poniedziałek, 24 lutego 2014

CouchSurfing 2012

Dzwoni do mnie wieśniak z wioski obok i mówi, że ma sianokiszonkę do
sprzedania w cenie 80zł/bela.
Drogo, ale sianokiszonka jest z reguły droższa od siana z uwagi na owijanie
folią, chociaż z drugiej strony trawa nie wymaga tyle przewracania i
dosuszania co siano, oraz można ją robić w niezbyt dobrą pogodę, tzn. deszcz
jej aż tak bardzo nie szkodzi jak sianu,
Więc w sumie powinna kosztować nie więcej niż siano, bo wymaga mniej zabiegów
agrotechnicznych, ale z drugiej strony dochodzi dodatkowy zabieg owijania
beli w folię i koszt samej folii.
Jest też towarem bardziej pożądanym w rolnictwie, paszą bardziej wartościową,
soczystszą od siana,ma więcej minerałów,więc dla krów jest bardzo dobrą
paszą, choć nie idealną. Zapewnia wysoką mleczność u krów, lecz co prawda
smak mleka na tym traci.Same krowy też nie mogą jeść wyłącznie sianokiszonki,
bo mogłyby zachorować na nadkwasotę. Muszą zjadać też dodatkowo siano lub
słomę plus zboża.
Od słowa do słowa rolnik wygadał się, że mu sporo sianokiszonki zostało po
zimie, bo mu się zimą dużo bydła "zmarnowało".
Jak to się panu bydło zmarnowało?? co się stało?
No, rozerwało. Pięć krów mi rozerwało podczas porodu. Miały za duże cielaki
i nie dały rady się wycielić, trzeba było krowy ciąć i cielaki wyciągać,
a jak były za duże mimo to, to wyciągać po kawałku cielęta aby krowę
uratować, albo krowę mocniej rozciąć aby cielaka w całości wyciągnąć żywego.


Większość moich krów miała ciężkie porody, ciężko się cieliły, a 5 krów
trzeba było dobić oraz 6 cieląt padło na biegunkę i jakąś bakterię.
Weterynarze próbowali ratować bydło, ale niewiele wskórali.
To co się miało zmarnować to i tak się zmarnowało.

Oho, tak sobie myślę, że ja u niego na pewno paszy nie kupię. Może być
skażona tą samą bakterią, nie mówiąc o tym, że cholernie droga.
Za siano prosto z pola policzył sobie aż 100zł (zapytałam go ile by wziął za
siano świeże prosto z pola, gdybym chciała u niego w tym roku kupić). Facet
albo szuka durniejszego od siebie, albo jest ciężko chory na chciwość.

Na pewno u niego kupować paszy ani cieląt nie będę.
Przy okazji nasunęła mi się gorzka refleksja - taka masakra, tyle trupów,
krwi i bólu, a nikt na niego nie nasyła kontroli weterynaryjnych, nikt mu nie
zabiera bydła, bo nie umie się nim właściwie opiekować...
Jakby ktoś chciał, to mógłby się przyczepić, że nie potrafi hodować bydła,
skoro pokrył krowy znacznie większym bykiem co skończyło się mega ciężkimi
porodami i masakrą. Krowy ma mleczne, hodowane na mleko, a krył bykiem
mięsnym znacznie większej rasy i po prostu krówki nie dały rady urodzić
ogromnych cielaków. To było do przewidzenia. Doświadczony rolnik o tym wie
czym się może skończyć tego rodzaju inseminacja.

Ale nikt na nikogo nie donosi. Każdy ma tutaj jakiś swój interes.
Weterynarze zarobili na inseminacji, a teraz na próbie ratowania krów i
cieląt...
Przechodząc przez wsie widzę psy na łańcuchach przymocowanych do ścian obór,
gdzie mają wydłubane dziury w ścianach obór zamiast bud.
Tak tutaj trzymają psy od wielu, wielu lat. Nikt z tego nie robi afery.
Sąsiadka co na mnie lubi donosić sama trzyma psa w metalowej beczce na polu,
daleko od domu. Psa krótkowłosego - wyżła. Pies ten skamle całymi dniami i
ujada jak wściekły, gdy się nad ich stawami pojawi jakiś intruz.
Nikogo to nie razi - ani weterynarzy, ani lokalną społeczność, ani żaden
nawiedzony TOZ nie interweniuje.
Ta sama sąsiadka poi w stawie w którym zanurzone są słupy wysokiego napięcia
swoje bydło. Weterynaria to widziała i w szał nie wpadła.
Jak widać przepisy w tym kraju są dla wszystkich jednakie, ale nie jednakowo
stosowane do wszystkich.
Dziś znów znalazłam na moim polu szczątki świeżego cielaka. Ja cieląt nie
hoduję.
Psy i lisy przywlekły te kości z innego gospodarstwa.
Od lat rolnicy padlinę wywożą na pole by okoliczne psy i lisy się nią zajęły.
Psy i lisy na tym korzystają. Mają co jeść. Nierzadko ratuje im to mięso
życie. To taki zamknięty odwieczny cykl pokarmowy, który naruszyła Unia
Europejska wymuszająca na rolnikach zdawanie padliny do Bakutilu, aby Bakutil
zarobił podwójnie: raz na odbiorze padliny (500zł) i na sprzedaży mięsa do
zakładów mięsnych produkujących karmę dla zwierząt. To mięso niekiedy,
oczywiście nielegalnie trafia też do rzeźni dla ludzi. Oczywiście, pod
warunkiem, że jest nie zgniłe i nie ze sztuki zmarłej na jakąś wirusową czy
bakteryjną chorobę. Raczej padlinę padłą z uwagi na jakiś wypadek czy po
prostu podczas porodu.

Życie na wsi jest brutalne. Wymaga hartu ducha. Śmierć jak i wypadki oraz
choroby wśród zwierząt i ludzi się zdarzają na porządku dziennym i nikt z
tego powodu nie dostaje nadmiernych spazmów typowych dla miejskich panienek
wychowanych na pluszowych misiach.
Żaden przeciętny rolnik się nad swoimi zwierzętami nie znęca. To nie jest w
jego interesie. Zwierzęta hoduje się po to, by dobrze sprzedać ich mleko czy
jaja, lub mięso. Każdy dba jak potrafi i jak może, a nie jest to łatwe
zadanie.Jeśli któryś trzyma zwierzę na łańcuchu, to dlatego, że jest to
konieczne lub bardzo ułatwiające obsługę zwierząt, a nie jest to oznaka
znęcania się.
Te spazmatyczne paniusie miejskie nie dałyby rady wykonać nawet ćwierci tej
pracy którą przeciętny prosty rolnik wkłada w hodowlę zwierząt.
To prawda, że większość rolników jest grubiańska, a nawet chamska (zauważyłam
to już dawno temu), ale robią co mogą, by ich zwierzęta były duże, zdrowe i
dorodne, syte i napojone. To jest w ich interesie. Ludzie na wsi są bardzo
interesowni. Ci w mieście też w większości, ale kamuflują się.
Natomiast przeciętny wieśniak jest rozbrajająco chciwy i interesowny.
W sumie nie ma się co dziwić. Ciężko pracują przez cały rok, świątek i
piątek, więc chcą zarobić przyzwoicie. Plusem tej interesowności jest to, że
dzięki niej dbają o swe bydło najlepiej jak potrafią.
Na prawdę nie są potrzebne w Polsce specjalne zakazy i nakazy oraz restrykcje
wobec rolników czy hodowców. Każdy kto zainwestuje w swoje zwierzęta
pieniądze, czas i mnóstwo pracy chce by jego zwierzęta były zdrowe, piękne i
wartościowe. To jest samoistnie regulujący się system zależności między
zarobkiem, a zdrowiem bydła.
Niektórzy rolnicy nawet przywiązują się do swego bydła i traktują je ze
szczególną czułością. Nie datego, że jest taka moda w mieście na czułości
wobec naszych braci mniejszych i większych, ale dlatego że tak czują z głębi
serca.
W każdym bądź razie przeważająca większość rolników traktuje swoje bydło co
najmniej neutralnie, dba o nie.

Natomiast idealistka taka jak Ja, która trzyma zwierzęta głównie dlatego. że
je lubi i lubi się nimi otaczać nie czerpiąc praktycznie żadnego dochodu z
tytułu ich hodowli i utrzymania, traktująca swoje zwierzęta jak swoją rodzinę
= to jest wcielony Anioł, który zrobi wszystko co możliwe dla dobra swoich
zwierząt, w tym narazi się wójtowej lub całej znieczulonej wsi :D
W tym kontekście, fałszywe pomawianie Anioła kochającego zwierzęta w ogóle, a
swoje w szczególności - o znęcanie się nad zwierzętami, bo piesek został
chwilowo uwiązany na łańcuchu, a koziołek przetarł sobie grzbiet szarpiąc się
na lince - jest to zachowanie typowe dla ludzkich hien cmentarnych żądnych
krwi i mięsa swej ofiary, które kręci zapach krwi ofiary i jej cierpienie,
I nie zwiodą mnie tutaj eleganckie woale elokwetnej wypowiedzi.
Intencje tych hien są dla mnie jasne od samego początku.
Teraz próbują tylko dosztukować do swojej podłości odpowiednią ideologię, by
ubrać swoje świństwo, swoje małostkowe, nieeleganckie i nie licujące ze
statutem gościa zachowanie w szatę szlachetnej misji ratunkowej uciśnionych zwierzątek. Ich intencje podpierdolenia mnie gdzie się da nie byly oparte na żadnych światłych, szlachetnych przesłankach. Te dwie kobiety po prostu chcialy mi dokopać i zrobiły to. Sądziły, że nie dowiem się, że to one. Od razu wiedziałam, że to one doniosły. Ledwo wyszły z gospodarstwa gdzie się grzecznie pożegnały by pognać do mojego wroga numer jeden ze wsi i z tym wrogiem przeciwko mnie spiskować.
Czytały mego bloga (oba blogi - zarówno angielski jak i polski) i podniecała je wizja przybycia do kontrowersyjnej Gospodynii i namieszania jej w życiu.
Obłudne, fałszywe lesbijki. W sumie nie powinnam się dziwić, że osoby mające problem ze swoją własną tożsamością seksualną, pozbawione zasad moralnych i etycznych - nie będą umiały rozróżnić co dobre, a co złe, co wypada, a co nie wypada zrobić i że nie będą umiały się zachować na poziomie po tym jak skorzystały z kilku dni darmowego pobytu na Mazurach na prywatnej posesji i w prywatnym domu Gospodyni, nie mając nawet złotówki w kieszeni na rzecz tak elementarną jak swoje własne wyzywienie. Sądziły, że sklep wiejski je za darmo nakarmi? Miotłą by dostały, gdyby z takim żądaniem weszły do sklepu. Dlatego nawet do niego nie poszły ani razu.
Zamiast tego zaatakowały Gospodynię, o której doskonale wiedziały, że skromnie, bardzo skromnie żyje, co potwierdzał też obraz jej gospodarstwa i domu.
Mimo to cisnęły, by dostać to co chciały dostać. wyłudziły darmowe wakacje na rancho pełnym pięknych, sympatycznych zwierząt - chciały jeszcze wyłudzić sponsoring żywieniowy na cały okres ich planowanego, dwutygodniowego pobytu.
Nie miały żadnych obiekcji, że tak z gołymi rękami przyjechały na krzywy ryj o niczym Godpodynii nie uprzedzając wcześniej, a wręcz przeciwnie - stawiając przed nieprzyjemnym faktem dokonanym - one głodne i one by coś zjadły.
Zjadły i nawet talerzy po sobie nie zmyły.
Od dwóch lat mściwie, bardzo misternie i starannie tkają swoje intrygi
szeroko rozsiewając je po internecie, wkręcając i wmanipulowując w nie mniej
lub bardziej rozgarniętych ludzi, żerują na ludzkich uczuciach próbując się
wybielić ze świństwa, które zrobiły Gospodyni, która ich wspaniałomyślnie
ugościła pod swoim dachem i na swoim gospodarstwie, mimo iż ich nie znała i
na dobrą sprawę nie miała żadnego powodu by iść tym kobietom (lesbijkom
dokładniej) na rękę i umożliwiać darmowe wakacje na swoim rancho.
Przyjechały, skorzystały, wyjechały i nakablowały robiąc z igły widły na całą
Polskę i Europę, szkalując dobre imię Gospodyni, która w dobrej wierze je u
siebie ugościła, chociaż nie bardzo czas i możliwości ku temu miała.
Dostały więcej, niż miały obiecane. Miały spać na łące w swoim namiocie.
Dostały co prawda nie przygotowany dla gości pokój (bo nie miał go nikt
zajmować) ale same sobie go wybrały dobrowolnie. Pokój z łazienką.
Wiedziały o niekończącym się z braku funduszy remoncie, o tym że Gospodyni
nie ma pokoi do wynajęcia. Widziały ten pokój gdy przyjechały i zamieszkały w
nim nic w nim nie poprawiając nawet troszeczkę, za to później złośliwie
komentując stan tego pokoju na cały świat i w paru językach.
Miały swój namiot? Miały. Miały w nim nocować? Miały.
Zamiast tego wpakowały się do mojej sypialni zmuszając mnie do emigracji do
drugiego pokoju, w którym mam gabinet. Podzieliłam się z nimi przestrzenią
mojego niedoskonałego, ale DOMU. Moją PRYWATNĄ PRZESTRZENIĄ. A one teraz od
ponad roku czasu PUBLICZNIE wyszydzają mój PRYWATNY POKÓJ i DOM.
Wszczególają się z niezwykłą pieczołowitością w każdy najdrobniejszy
mankament pozując na urażone turystyki które słono zapłaciły za kurort, a
dostłały w zamian obskurną chatę. Ale te paniusie - nie zapłaciły NIC. Nie
zapłaciły ani złotówki. Skorzystały z gościnności Gospodyni na podstawie
grzeczności wyświadczonej im przez Gospodynię.
Poznały się wstępnie dzięki towarzysko-gościnnemu portalowi Couchsurfing, który oferuje na prawdę szeroką
gamę doznań podróżniczych, na których tle moje gospodarstwo ani dom z
pewnością nie są ani najgorszem slumsem ani piekłem. To po prostu taka
miejscówka :) Ludzie sypiają za pośrednictwem CS w takich miejscach jak
szopy, balkony, trawniki, korytarze, zakurzone na 5cm fabryki, plaże, tereny budów, niewykończone mieszkania. Nie płacą za nic, lub prawie nie płacą (niektórzy Gospodarze domagają się np. dołożenia do kosztów prądu lub oczekują wsadu spożywczego do lodówki ze strony gości i np. ugotowania potrawy przez gościa dla Gospodarza)
Podróżujący też niekiedy padają ofiarą molestowań ze strony gospodarzy.
Tutaj, tzn. na moim prywatnym rancho tym paniom się nie stała żadna krzywda.
Nie zostały ani pobite, ani zgwałcone, ani okradzione, ani zwymyślane.
Przyjęła je uprzejma, choć uboga i na dorobku Gospodyni. Podzieliła się tym
czym miała. Zmoczone głodomory przybyłe z Warszawy nakarmiła za darmo. Litując się nad ich godnym pożałowania stanem, gdyż ociekały wodą od stóp do głów wysiadłszy gdzieś hen daleko od wioski Indiank - pozwoliła im się wykąpać, wysuszyć w jej domu i zająć jej sypialnię.
Oddałam swój pokój z łazienką im za darmo. Całe gospodarstwo miały do swojej dyspozycji.
Gdy się okazało, że przyjechały na całe dwa tygodnie bez grosza licząc na to,
że będę je sponsorować żywnościowo przez ten cały okres = odmówiłam. Wyjaśniłam
grzecznie, że mnie na to nie stać.
że nie byłam wówczas na tę okoliczość przygotowana, gdyż nie planowały
przyjazdu do mnie jako pomoc czy wolontariuszki, nie uprzedziły o tym, lecz przybyły jako grzecznościowe letniczki które miały być samowystarczalne i same sobą się
zająć.
Mimo ich usilnych zapewnień przed ich przyjazdem, że one nie będą dla mnie
żadnym ciężarem - stały się niewyobrażalnym ciężarem :(
Siedzą na mnie jak ten upiorny dżin juz od dwóch ponad lat. Ciągle im mało.
Nasyłają na mnie różnych patałachów aby mi podkładali świnie, składali
donosy. Po prostu ich celem życia stało się zatruwanie mojego życia.
Ja to nękanie zgłosiłam na policji już rok temu. Niestety, policja się tym
nie chce zająć. Zostałam poinstruowana, że mam sprawę im zakładać na swój
koszt, a niestety nie stać mnie na to, więc nadal się nade mną pastwią.
Kiedyś mnie doprowadzą do takiego szału, że się krew poleje a ich lesbijskie
ścierwa wdepczę w ziemię. 
Jest szczytem podłości i przewrotności co te dwa fałszywe dziwolągi potrafią
zrobić niewinnej, dobrej, zapracowanej dziewczynie, która sama, na własnych
barkach dźwiga ogromny ciężar prowadzenia niedofinansowanego,
niezmechanizowanego gospodarstwa.
Dziewczyna robi co może i robi więcej niż którakolwiek inna kobieta byłaby w
stanie na jej miejscu z siebie dać.
Mieszkam sama, a przez te dwa odmieńce panicznie się boję kogokolwiek
zaprosić do mego domu, by znów nie okazał sie podstawioną szują wyszukującą
haki na mnie w moim domu i gospodarstwie.
One piszą i kontaktują się z różnymi moimi znajomymi i nieznajomymi lub ledwo
znajomymi i podpuszczają ich, by wypisywali na mnie bzdury, składali donosy, albo by
szpiegowali mnie dla nich.
W zeszłym roku był chłopak który się ze mną skontaktował dwa lata wcześniej i miał
przyjechać na mą farmę by przez 3 miesiące trenować konie.
Skontaktowały się z nim wyszperawszy go na liście moich znajomych na znanym portalu społecznościowym. Zatruły go - jego umysł i serce. Podpuściły. Sprytnie zmanipulowały. Łepek przyjechał z odpowiednim nastawieniem. Szpiegował mnie dla nich i przez
Internet donosił na mnie do nich. Był tak bezczelny, że próbował donosić na
mnie z mojego własnego komputera z mojego własnego domu.
Uniemożliwiłam mu to. Wtedy wpadł we wściekłość. Doszło do słownego starcia.
Nie ugięłam się. On pomaszerował do Internet cafe we wsi i stamtąd nadawał na
mnie do nich, co one potem skwapliwie zamieściły na publicznej stronie.
Naprawdę, nie po to tego trenera zaprosiłam na swoje rancho, aby rył pode mną
i nie wywiązał się z danego słowa. Koni nie ujeździł. Ledwo jedną klacz
wstępnie. Pozostałe konie porzucił łamiąc słowo i wyjechał na Zachód tam
pracować za pieniądze, bo mu się akurat płatna fucha trafiła.
Zanim wyjechał zdążył zepsuć mi wszystkie kantary, zniszczyć piękny ogon i
grzywę mojej ukochanej klaczy Indianie (oberżnął nożem jak jakiś psychol)...
Mam dość takich ludzi. Mam dość kretynów, psychopatów, hien itp.
Nie chcę takich tutaj widzieć. Po co mi oni? Nie są mi do niczego potrzebni.
Zakłócają tylko mój spokój ducha i moje szczęście prywatne.
Generalnie postanowiłam, że nie będę już ponosić ryzyka i zapraszać do domu
nikogo nieznajomego z niejasnymi do końca intencjami.
Jestem normalną osobą i lubię ludzi, bardziej niż ci co na codzień klepią o
tym jak oni bardzo "lubią ludzi" robiąc im jednocześnie świństwa z tej lubości typu zamieszczanie nieautoryzowanych zdjęć w internecie lub w publicznej galerii lub sugerowanie, że osoba jest niepoczytalna. Nie przeceniam towarzystwa ludzi, zwłaszcza tych nudnych, przeciętnych, przyziemnych i zawistnych.Tacy źle na mnie wpływają. Wolę ich omijać. Potrafię się doskonale obejść bez towarzystwa, potrafię się też doskonale znaleźć w każdym towarzystwie. Oba stany nie są mi obce. Mieszkałam kiedyś w dużym mieście i bywałam tzw. duszą towarzystwa, rozkręcałam dyskoteki i inne imprezy...
Jestem skłonna spędzić trochę czasu w towarzystwie osób inteligentnych,
ciekawych, z charakterem, posiadających własne zdanie na każdy temat, nie
cierpiących na syndrom owcy typu "jak oni atakują ją, to ja też się przyłączę
i będę wredny jak tylko potrafię".
Osoby chcące odwiedzić na mym rancho mnie, po to by spotkać mnie, zawsze będą
tu mile widziane.
Natomiast łowcy okazji typu "darmowy pobyt??? zajebiście. Jedziemy" -
niekoniecznie.
Standardu agroturystycznego tutaj nie mam i nie będę go mieć, bo nie mam za
co wyremontować domu, nie mam też na to czasu. Osoby żądne komfortu nie są tu
mile widziane, bo będą rozczarowane i będzie przyczynek do niesnasek.
Owszem, gospodarstwo posiadam piękne, natomiast dom jest rozgrzebany,
niewykończony i nie nadaje się na agroturystykę w stanie obecnym.
Obecnie też nie mam wody bieżącej...
Nie mam czasu się też nim lepiej zająć, bo pracuję większość dnia na dworze,
a po całym dniu pracy jestem tak padnięta, że marzę tylko o gorącej kąpieli 
i łóżku.
Także osoby nietolerancyjne, niewyrozumiałe też nie są tutaj mile widziane.
Unia i Polska w tej chwili się roi od miliona zjadliwych, w większości zbędnych i utrudniających życie przepisach, nakazach, zakazach, restrykcjach.
Wszystkie one oczywiście mają sensownie lub w miarę sensownie brzmiące
przesłanki i uzasadnienia, ale w większości przypadków to tylko zasłona dymna
mająca na celu chronić i wspierać interesy lobbystów. Stąd np. zakaz uboju
zwierzyny gospodarskiej na gospodarstwie.Przemysł rzeźniczy dzięki temu
zyskał miliardowe dochody. Teraz każdy rolnik zamiast tak jak dawniej ubić
zwierza wprost na gospodarstwie i zaoszczędzić tym samym kosztów transportu i
uboju w rzeźni - musi ze stratą dla siebie oddać zwierzę t
do rzeźni i traci na tym kilkakrotnie, bo rzeźnie skupując tzw. źywiec zaniżają jego cenę z wielką stratą dla rolnika. W efekcie rolnik jest w tym łańcuchu narzuconych mu
zależności Murzynem, który odwala czarną robotę, ponosi ryzyko hodowli,
ponosi koszty, czeka dłuuugo aż się mu poczyniona inwestycja zwróci i na sam
koniec najmniej na tej sztuce bydła zarabia, bo przymuszony odgórnymi
przepisami oddaje ją za pół darmo do rzeźni, która za swoją usługę słono
liczy, dolicza wysoką marżę do ceny zakupionego od rolnika żywca. Na mięsie
rolnika zarabia najlepiej: rzeźnia, weterynarz co robi temu mięsu przymusowe
badania w tym na BSE które w Polsce nie występuje i praktycznie nigdy nie
było tej epidemii w naszym kraju, a badanie kosztuje 300zł od sztuki bydła,
czyli czysty zysk weterynarza i laboratorium badającego czy udającego że bada
to mięso. Laboratoria i weterynarze doskonale wiedzą, że BSE w Polsce nie
występje lecz występowało kiedyś w UK, ale badanie jest obowiązkowe i rolnik za darmo musi oddać cenny kawał mięsa jakim jest łeb krowy, w którym jadalne jest wszystko: jęzor, mózg itd., i co dawniej stanowiło popularne w barach PRLu przekąski, także na stołówkach szkolnych i uczelnianych można było zostać uraczonym krowim jęzorem w musztardzie - teraz tego nie ma. Zakazane. Na mięsie rolnika dobrze zarabia hurtownia, zarabia masarnia przemysłowa, zarabia sieć marketów, tylko rolnik nie zarabia. Jemu się ledwie zwraca poniesiony koszt robocizny i nakładów poniesiony celem odchowania takiego byczka plus minimalny zysk, którego wy byście nie chcieli mieć gdybyście mieli tak ciężko pracować w każdy dzień roku i ponosić tyle kosztów
i ryzyka hodowli co rolnik.
Jeśli chce ktoś się bawić w inspektora, szpiega, donosiciela - to bardzo
proszę nie u mnie. Jest mi wystarczająco ciężko, aby mnie jeszcze jakaś
łachudra miała dodatkowo dołować.
Piszę to, by uniknąć potencjalnych nieporozumień.
Co prawda nie planuję nielegalnego uboju na moim gospodarstwie, ale jeślibym
go kiedyś przeprowadziła, to jest to rzecz całkowicie normalna i zgodna z
naturą, a niekoniecznie zgodna z dyrektywami unijnymi które są dalekie od
normalnych i naturalnych. Ludzie od setek tysięcy lat ubijali zwierzynę
osobiście i była to rzecz normalna. To Unia robi z tego co normalne cyrk, a
podwaliną tego cyrku jest zabezpieczenie lobbystów czerpiących krociowe zyski
dzięki takim rozmaitym przepisom unijnym. Tak jak w przypadku wędlin polskich
i ich zakazu chodzi o to, by wyciąć z rynku dobry produkt i jego wytwórców. Produkt bez porównania lepszy niż te pseudo wędliny maczane w chemikaliach przez wielkie koncerny spożywcze, które działają legalnie i legalnie sprzedają zatrutą żywność która
was truje pomalutku przez lata wywołując rózne schorzenia do raka i bezpłodności włącznie.
Chcesz mnie odwiedzić by mnie poznać osobiście, osobiście porozmawiać? Mogę
się na to spotkanie zgodzić. Chcesz skorzystać z mojego gospodarstwa przy okazji? Może się na to zgodzę.
Ale pamiętaj, że NIE MASZ PRAWA TUTAJ NICZEGO KRYTYKOWAĆ, KWESTIONOWAĆ A TYM BARDZIEJ KABLOWAĆ.
Na moim gospodarstwie chcę widzieć życzliwych przyjaciół. Mogą oni mnieć
odmienne od mojego zdanie, ale muszą się zachowywać jak przyjaciele i pod
żadnym pozorem nie szkodzić mnie i mojemu gospodarstwu oraz zwierzętom.
Uszanujcie moją prywatność i moją prywatną przestrzeń, a zawsze będziecie mile widziani na moich włościach, a może i w domu :)
Pozdrawiam,
Indianka

 

sobota, 22 lutego 2014

Naród kocha Indiankę :)


Indianka ma za sobą bardzo sympatyczny, słoneczny piątek. Był to dzień miłych niespodzianek. Indianka pracowała na dworze przed domem, gdy nadjechał listonosz Adam. Niestety, Pana Marka już na tym rewirze nie ma. Wielka to strata dla lokalnej społeczności. Wszyscy się bardzo z Panem Markiem zżyli. Rozwoził listy, paczki i dobre słowo od lat. Zawsze bardzo miły, pomocny, ludzki. Ile razy Indiance piłę odpalił, gdy nie mogła sobie z tym dać rady! Potrafił po godzinach pracy ofiarnie w swoim prywatnym czasie dostarczyć paczkę, zwłaszcza gdy zawierała żywe zwierzęta np. pisklęta. Robił to zupełnie sam z siebie nie czerpiąc z tego tytułu żadnych profitów. Strasznie Indiance doskwiera brak Pana Marka.
Pan Adam nie jest zły, ale to nie to samo co Pan Marek. Pan Marek to prawdziwy posłaniec niczym Merkury :) Nawet patronem jego znaku zodiaku jest właśnie Merkury czyli mitologiczny posłaniec.
Przyjechała od Ani paczuszka z anglojęzycznymi powieściami (yahoo! :D) oraz powidełka porzeczkowe własnej roboty, a także słoiczuś z podgrzybkami.
Słoiczuś zawierał tak pyszną zawartość, iż zniknął w gardziołku Indianki niemal jednym haustem. Niedoczekał smażenia jajecznicy, do której się Indiana przymierzała. Wyborna zaprawa marynaty była tak smaczna (zaprawiana miodem i nie tylko) że zdarzyło się Indiance wypić ją jednym haustem zaraz po skonsumowaniu przepysznych grzybków.
Indianka ma słabość do grzybków. Wie o tym Radek i jakiś czas temu podesłał Indiance grzybnie do zaszczepienia pieńków. Jak się uda, będą własne grzyby.
Byłoby cudownie. Grzybnia na pniaku owocuje po 3 i więcej lat w kilku rzutach rocznie.
Dżemik porzeczkowy też smaczny. Taki gęsty jak galareta. Do ciasta smarowania w sam raz.
Indianka upiekła chleb czosnkowy i przymierza się do pieczenia ciasta. Tym razem będzie porzeczkowe, z warstwą porzeczek :)
Nadszedł też tajemniczy list od tajemniczej osoby z Warszawy. A w nim kolorowa gazeta ogrodnicza zachęcająca do uprawy własnego pięknego ogrodu warzywnego oraz kilka paczuszek użytecznych nasion. Piękna zachęta do ogrodniczenia :)
Indianka pięknie dziękuje Ani, Radkowi oraz tajemniczej osobie z Warszawy :) Bóg zapłać :)
Nadeszła też nowa Burda, która Indianka zaprenumerowała na pół roku, bo na dłużej niestety nie było ją stać, ale dobre i to. Już kilka czasopism z wykrojami ma. Jest podstawa do szycia nowych fajnych ubrań. Indianka chce wrócić do swojego wyuczonego rzemiosła czyli krawiectwa i szyć kreatywne, romantyczne rzeczy jakie lubi :) W tym celu potrzebuje wykroje. Co prawda jako wykształcony krawiec konstruktor modelarz odzieży potrafi sama konstruować od zera i modelować odzież, ale ma tyle pracy na farmie, że zabrakłoby jej czasu na mozolne konstrukcje. Trzeba sobie ździebko życie ułatwiać jak jest taka możliwość. Nadto sama Burda w sobie jest tak inspirująca, że warto ją mieć dla samej inspiracji :)
Teraz pora zdobyć sprawnego, ręcznego lub nożnego Singera w dobrym stanie, aby Indianka mogła szyć bez prądu.
Nadto Indianka woli maszyny z ręcznym lub nożnym napędem, gdyż są bardziej dokładne w szyciu (wygodniejsze zwłaszcza przy szyciu skomplikowanych elementów), a poza tym taka maszyna nożna potrafi wspaniale rozładować nadmierną energię motoryczną Indianki, która by inaczej mogłaby długo przy maszynie nie usiedzieć.
Urządzenia wymagające aktywnej współpracy rąk i nóg to coś dla Indianki.
Indianka zabrała skarby przywiezione przez listonosza do domu by się nimi nacieszyć wieczorową porą.
Wiosną czyli już niebawem będzie siać i zakładać z ogromną frajdą swój nowy ogród warzywny, latem będzie czytać książki angielskie wyciągnięta na łące w otoczeniu jej ukochanych zwierzątek, a zimą będzie szyć nowe kreacje :)
Ach, życie jest cudowne :)
W dodatku kilka fajnych osób zadzwoniło do Indianki i coś się będzie ciekawego na rancho Indianki latem działo :)
Póki co z wodą jest masakra - zamarzła dwa miesiące temu i nie ma bieżącej. Coś tam cieknie z trudem z rury w piwnicy, ale woda nie dochodzi do kuchni i Indianka ma problem z myciem i gotowaniem oraz kąpielą. Z trudem nabiera wody do gotowania z rury w piwnicy, do mycia nosi wodę wiadrami z rzeczki, bo szybciej i łatwiej, choć ciężej, bo kawał trzeba wiadra nieść, a następnie tę rzeczną wodę trzeba przegotować na piecu. Uciążliwe jest to jak cholera, no ale co robić. Woda wygląda na czystą, ale lepiej przegotować.
Jest jeszcze ciek wodny w którym woda jest idealnie czysta, ale trudno z niego coś nabrać, bo bardzo płytki, a dojście do niego bardzo niewygodne, bo błotniste. Tam poją się zwierzęta.
Indianka ma na podwórku starą zawaloną studnię, którą by warto oczyścić i udrożnić aby mieć własną wodę pod ręką. Trzeba to będzie zrobić.
Rachunek za wodę wodociągową za kolejny okres przyszedł o 500 procent wyższy. To jakaś paranoja :(. Jak można zrobić podwyżkę opłaty za wodę o 500 procent? Ani to woda gorąca jak w bloku. Ani dużego zużycia nie ma. A tu nagle 500 procent więcej. Normalnie szok.
Indianka musi znaleźć czas by zbadać ten absurdalny rachunek. Skąd taaaka podwyżka???
Indianka postanowila, że będzie zbierać deszczówkę do mycia. Miękka woda i czysta prosto z nieba. Idealna do podlewania roślin oraz do mycia włosów.
Rośliny Indianki bardzo lubią deszczówkę oraz wodę z oczek wodnych. Tego akurat nie brakuje na ziemi indiańskiej.
Co prawda deszczu teraz brak, ale na pewno będzie i to taki obfity, że aż będzie chlustało na boki.
Dzisiaj silna, gęsta jak mleko mgła zapowiadająca duże opady deszczu niebawem.
Wracając do tego co przyjemniejsze - Indianka chce znaleźć czas na chociażby przejrzenie swoich nowych skarbów.
Zacznie od czasopisma ogrodniczego :) Już niebawem siewy :) Ziemię jeszcze trzeba przygotować, ale z grubsza jest gotowa.
Jesienią i zimą konie skarmiała kostkami siana na terenie swojego planowanego warzywnika i konie spisały się na medal skopując tam ziemię porządnie kopytami. Permakultura w najczystszej formie :D Darń przekopana i zniszczona, obornik z ziemią wymieszany. Bosko :)
Będzie dużo mniej pracy wiosną przy kopaniu grządek pod warzywa :)
A i ogrodzenie Indianki bardzo pomocne będzie w ochronie warzyw przez indiańską zwierzyną. Gospodarowanie Indianki zgrabnie układa sie w ładną, sensowną i gospodarną całość :) Indianka rada z efektów swojej pracy :)

czwartek, 20 lutego 2014

Slow food Indianki

Na foto slow food zacnej Gospodyni, czyli:
  • słodkie ciasto kakaowo-orzechowe
  • galareta jajeczna
  • chlebek kminkowy
  • pizza indiańska ;)

Pieczywo Indianki

Chrupkie, świeżutkie, pachnące :)

Boska galareta indiańska

A do niej kromka świeżutkiego chlebka kminkowego własnego wypieku prosto z indiańskiego pieca :)
Niebo w gębie :)
Pyszności nie dla Judaszy :P

Chlebek Indianki

Pachnący i gorący :)
Prosto z pieca :)

Jajecznica Indianki

Obfita. Na cebuli i z ostrą papryczką oraz z serem. Pychota :)

Jaja ekologiczne od indiańskich kur ;)

Jajeczka od kurek wyhodowanych przez gospodarną Indiankę :)

Galareta jajeczna

Pycha :)

Pizza Indiańska

Właściwie sam placek pizzy jeszcze 
przed jego wzbogaceniem o składniki :)

Dzień na papióry


Dziś dzień ponury - w sam raz na papióry!
Indianka porządkuje korespondencję.
Ależ to mozolne i nużące... :)
Tulipan się o dziwo znowu odezwał. ;)) Tak tak - ten sam co Indiankę podpierdolił do Sanepidu.
Chce przyjechać do Indianki na urlop wypocząć :D
Nic z tego. :P Nie gryzie się ręki co karmi i pod dach swój wspaniałomyślnie przygarnia :)
Poza tym niewykluczone, że Tulipan szuka haka na Indiankę :D Może chciałby ją znowu podpierdolić?
Indianka nie ma ochoty Judasza widzieć w swoim domu. Przyjęła go najlepiej jak umiała, a on na nią napuścił Sanepid i Opiekę Społeczną... :D
Jak tak - to fora ze dwora! :D 
Indianka ma dużo jaj i by się chętnie nimi podzieliła z jakąś przyjazną, bratnią duszą...
Judasz z definicji jest żadnym przyjacielem :)
Na foto galareta jajeczno-marchewkowa. Pycha :)))

środa, 19 lutego 2014

Indianka przetrwała zimę

11 lat nie byłam na dyskotece :D
Kiedyś uwielbiałam tańczyć.
11 lat temu kupiłam zapuszczone gospodarstwo i zdewastowany dom.
Od 11 lat ciężko pracuję by zagospodarować to co kupiłam.
Od 11 lat ciężko fizycznie pracuję nad realizacją moich życiowych planów i marzeń.
Sama wyhodowałam piękne konie.
Sama posadziłam 2500 drzew.
W zeszłym roku zbudowałam ogrodzenie nowego ogrodu.
W tym roku ten ogród założę.
Mam nadzieję, że wreszcie w tym roku uda się ujeździć moje konie i będę mogła cieszyć się frajdą z jazdy na nich po okolicy...
Uwielbiam wszystkie moje zwierzęta, a zwłaszcza konie. To moje serdeczne przyjaciółki. Zastępują mi te miejskie, które kiedyś miałam mieszkając w mieście... :)
 
Cieszę się, że udało mi się przetrwać tę zimę w zdrowiu. Jestem wdzięczna Bogu, że mnie nie opuścił tak całkiem :D
Zwierzęta czują już wiosnę. Brykają radośnie.
Ja też chcę już wiosnę. Czas siewu warzyw i grodzenia pastwisk.
Zaczęłam ogarniać siedlisko. Usuwać to co ujawnił topniejący śnieg: kamienie, badyle, gruz, jakieś resztki drutów i plastikowych tyczek od pastucha :)
 
Przed stajniami głębokie błoto. Na razie obornika się nie da wywieźć.
Co dzień lub co drugi zależnie od potrzeb dosypuję koniom słomy by miały na czym spać i z czego produkować drogocenny nawóz koński.
 
Obornik będzie mi potrzebny do użyźnienia ogrodu ziołowo-warzywnego przy domu, a jeśli coś zostanie - to jeszcze ogród warzywny dostanie kolejną uzupełniającą dawkę zasilania.
 
Inspekty zbudowane przeze mnie rok temu teraz ogarnęłam po zimie.
Do nich też trzeba nawalić obornika.
 
Poza tym męczą mnie sprawy cywilizacyjne. Różne sprawy i pisma które zabierają cenny czas i spokój ducha. Jezuu, jaka ta ludzkość upierdliwa :D
Indian, jako plemię wymierające powinno się zostawić w spokoju, otoczyć ochroną, rezerwatem, a nie ciągle coś od nich chcieć... :))
 
Dzisiaj jestem taaak wyczerpana, a jeszcze muszę pogrzebać w pismach...
A kysz, a kysz... zgiń przepadnij maro piekielna wizjo urzędniczych gąb i ich męczliwych przepisów, decyzji, zarządzeń i wezwań... :D
 
Po co ludziom ten system odgórnego zarządzenia ludzkości? Bez niego życie byłoby proste, łatwe, radosne i o niebo przyjemniejsze...
Ten system zarządzania duszami to jak rak na zdrowym ciele ludzkości. Niszczy ją. Niszczy jednostki. Niszczy szczęście ludzkie...
2000 lat temu w cudownych wolnych czasach barbarzyńskich nie było tego męczliwego, zakłamanego, uzurpatorskiego systemu...
Ludzie byli sobą. Nikt im nie mieszał w życiach. Nie wpychał swoich uzurpatorskich łap w ich prywatne sprawy i majątki.
Teraz ludzie są marionetkami w rękach idiotów którym się udało dorwać do władzy... A jak któryś ludzie nie zgadzają się odgrywać ten obłędny taniec marionetek, to ich system zła niszczy, tłamsi, dusi. Żaden rząd tego świata nie jest w stanie mnie uszczęśliwić. Nie potrafi. Nie ma takich kompetencji i nigdy nie będzie miał.
Jedyne co mogą zrobić pożytecznego dla ludzi wolnych to usunąć się i przestać im przeszkadzać szczęśliwie żyć.
 
Ta kicia na powyższym foto obrazuje mój stosunek do tego męczliwego patologicznego systemu i jego równie patologicznego rządu... ;)
 
 
 

poniedziałek, 17 lutego 2014

Żydowska loża B'nai B'rith z nienawiścią atakuje polski Kościół i jego światłe inicjatywy

W mojej ocenie ta antypolska, antykatolicka organizacja kipiąca fałszem i nienawiścią, kalająca w sposób przewrotny pamięć o tych polskich bohaterach i męczennikach, którzy z narażeniem swojego życia ratowali od śmierci z rąk Niemców żydowskie rodziny powinna być usunięta z Polski w trybie natychmiastowym. To wróg Polaków, polskości, naszej religii, prawdy historycznej i naszej Ojczyzny. Nadto działa niezgodnie ze swoim statutem.
Miała ta organizacja według jej statutu szerzyć pojednanie i zrozumienie pomiędzy Polakami i Żydami, a tymczasem robi coś dokładnie odwrotnego posługując się mową wściekłej nienawiści szerzy i pogłębia podziały pomiędzy Polakami i Żydami.
B’nai B’rith  - won z Polski! :(
 
Indianka
 

Żydowska loża B’nai B’rith atakuje – Mirosław Kokoszkiewicz

Posted by Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia w dniu 2013-10-14

Zanim przejdziemy do meritum, czyli wściekłego ataku Hartmana na ojca dr Tadeusza Rydzyka przypomnijmy fragment wygłoszonego przez dyrektora Radia Maryja komunikatu, który stał się pretekstem do tej brutalnej i podłej napaści:

„Z radością informuję, że budowa kościoła, świątyni wotum wdzięczności za Jana Pawła II przebiega bardzo sprawnie. Rozpoczęliśmy ją budować w połowie czerwca ubiegłego roku (…) Jak już informowaliśmy – w dolnej części tego kościoła będzie kaplica pamięci, a w niej m.in. będą na czarnym granicie wypisane nazwiska tych, którzy ratując swoich sąsiadów – Żydów zostali zamordowani przez Hitlerowców. Chodzi o nazwiska Polaków, którzy ratowali Żydów z narażeniem życia.”

Wydawałoby się, że inicjatywa jest piękna i zasługująca na wsparcie oraz wielkie uznanie dla pomysłodawcy. Jednak nie dla Hartmana, który napisał w tej sprawie nagłośniony oczywiście przez Gazetę Wyborczą  List do o. Rydzyka gdzie czytamy:

„Słyszymy, że ojciec Tadeusz Rydzyk buduje „kaplicę pamięci” o tych, którzy ratowali – jak wyraził się szef Radia Maryja – „naszych braci Żydów”. Prowokujesz, księże, bezczelnie? Walisz zapamiętale w stół? Więc odzywają się nożyce: wara ci, cyniczny hipokryto, od naszych Sprawiedliwych, którzy ratowali życie naszych rodziców! Zabieraj od nich swoje brudne łapy i zajmij się liczeniem kasy. Przewrotność i obłuda antysemity musi znaleźć granice – a są to granice życia i śmierci. Przeto nie waż się pluć w twarz Sprawiedliwym, ich dzieciom i wnukom!  (…)Bo ty śmiesz nazywać Żydów braćmi? Ty?”

Otóż nie kręć Hartman, bo po pierwsze pisze jak wół, że „sąsiadów”, a nie „braci”. Po drugie to nie są żadni „Wasi”, ale „Nasi Sprawiedliwi”. To są Polacy, którzy ryzykując życiem własnym i swoich rodzin ratowali Żydów, a nawet na ochotnika dawali zamykać się w obozach zagłady by nieść wam pomoc, za co po wojnie żydokomuna w podzięce ich mordowała i wrzucała do dołów na powązkowskiej „Łączce” .

Przykro to powiedzieć, ale „Waszych Sprawiedliwych” nie ma. Oni nie istnieją profesorku, a szkoda, bo przecież mogli być i zapisać się pięknie na kartach historii. Niestety nieznane są przypadki, aby Żydzi ratowali Polaków przed sowieckimi wywózkami ukrywając ich w swoich domach czy obejściach. Wiadomo jednak, że radośnie i masowo witali kwiatami naszych okupantów oraz ochoczo uczestniczyli w denuncjowaniu polskich rodzin, które wywożono później bydlęcymi wagonami na „nieludzką ziemię”. A więc „wara ci, cyniczny hipokryto, od naszych Sprawiedliwych! Zabieraj od nich swoje brudne łapy i zajmij się” spółkowaniem ze swoim partyjnym kompanem i politycznym wyrwikuflem, Palikotem.

Ale to jeszcze nie koniec. Hartman w tym liście pełnym nienawiści odkrywa przed nami wielką tajemnicę mówiącą, przed kim to tak naprawdę ukrywali się Żydzi:

„A przed kim ukrywali się Żydzi? Czy chodziło może o to, że po każdej ulicy spacerowały patrole niemieckie, zaglądając to tu, to tam, w poszukiwaniu ukrywających się Żydów? Otóż bynajmniej. Tymi, których strzec się musieli Żydzi i z powodu, których musieli się ukrywać w chlewach i pod podłogą, byli właśnie owi polscy sąsiedzi….”

Oto Żydzi według Hartmana ukrywali się przed polskimi sąsiadami, a te chlewy i skrytki pod podłogą należały zapewne do Bułgarów, Rumunów, Francuzów i Włochów. Brakuje jedynie w wypocinach Hartmana wyjaśnienia, dlaczego to Żydzi zaczęli się ukrywać przed Polakami dopiero po wkroczeniu do Polski „rycerskiego Wehrmachtu”? Dlaczego nie czynili tego wcześniej i przez wieki masowo napływali na polskie ziemie by się tam osiedlać –przepraszam – ukrywać w chlewach? Cóż to za niewytłumaczalny zbiorowy masochizm żydowskiego narodu?

Kogo oprócz Niemców bali się jeszcze Żydzi wyjaśniła już dawno temu jedna z największych myślicielek XX wieku, Hannah Arendt, z pochodzenia Żydówka, pisząc:

“Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii.”

No, ale o tym Hartman nie wspomina przechodząc już w dalszej części swojego listu na „ty” z ojcem Rydzykiem.

Roi się tam również od kierowanych do Polaków przez tego pożal się Boże profesora i „wybitnego etyka” oraz „filozofa” z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwrotów typu,  „ciszej, chamy, nad tą trumną!”,albo pisanych wprost do polskiego duchownego słów: „Wiemy dobrze, po co ci owa „kaplica pamięci”. Co chcesz powiedzieć i osiągnąć, za nic mając uczucia tych wszystkich Sprawiedliwych, którzy w grobach się przewracają widząc, jak sobie gębę nimi wycierasz”, „oby ci język usechł”, „trzymaj swój kramik z tanimi jarmarcznymi dewocjonaliami z dala od tego świata”.

Cóż tu można jeszcze dodać. Widać, że niewiele w żydowskiej mentalności się zmieniło i gdyby historia się powtórzyła to Hartman znalazłby schronienie w piwnicy u ojca Rydzyka, zaś ojciec Rydzyk mógłby liczyć z jego strony w najlepszym wypadku na donos zakończony wywózką na Kołymę.

W tym miejscu znowu chylę czoła przed profesorem Jasiewiczem gdyż poniższymi zdaniami ze słynnego już wywiadu dla „Focus Historia” trafił w samo sedno:

“Żydów gubi brak umiaru we wszystkim i przekonanie, że są narodem wybranym. Czują się oni upoważnieni do interpretowania wszystkiego, także doktryny katolickiej. Cokolwiek byśmy zrobili, i tak będzie poddane ich krytyce – za mało, że źle, że zbyt mało ofiarnie. W moim najgłębszym przekonaniu szkoda czasu na dialog z Żydami, bo on do niczego nie prowadzi… Ludzi, którzy używają słów ‘antysemita’, ‘antysemicki’, należy traktować jak ludzi niegodnych debaty, którzy usiłują niszczyć innych, gdy brakuje argumentów merytorycznych. To oni tworzą mowę nienawiści”.

Na koniec jeszcze kilka słów wyjaśnienia. Tych, którzy ohydny list Hartmana odebrali, jako niezwykle emocjonalny i w swym oburzeniu szczery informuję, że to jest cyniczna i na zimno przygotowana oraz przeprowadzona akcja członka założyciela żydowskiej loży „B’nai B,’rith-Polska”, który realizuje cele tej organizacji.

Co nieco o tych realizowanych w Polsce celach dowiedzieliśmy się 9 września 2007 roku z zamieszczonego na stronach ambasady USA w Warszawie krótkiego komunikatu:

„9 września przy okazji otwarcia nowej loży B’nai B’rith w Warszawie ambasador Victor Ashe spotkał się z działaczami tej organizacji – prezesem Moishem Smithem i wiceprezesem Danem Mariaschinem. Omówiono m.in. sprawę ustawodawstwa dotyczącego zwrotu mienia oraz kwestie związane z Radiem Maryja i Telewizją Trwam. Otwarcie warszawskiej loży B’nai B’rith oznacza odrodzenie się tej organizacji żydowskiej w Polsce po niemal 70 latach nieobecności.”

Oto żydowska tajemnicza organizacja w ambasadzie obcego mocarstwa omawia „kwestie” wolnego medium działającego w rzekomo wolnym demokratycznym i suwerennym państwie.

Teraz chyba łatwiej nam zrozumieć cel, jaki wskazano do zaatakowania członkowi założycielowi lożyB’nai B’rith, Hartmanowi oraz zapał, z jakim go realizuje.

Obrona Radia Maryja i TV Trwam przed napierającymi Hartmanami jest naszym wielkim zbiorowym obowiązkiem, bo to tam znajduje się ostoja polskości, katolicyzmu i właściwie pojmowanej polskiej racji stanu.

Źródła:

http://web.archive.org/web/20100412065313/http://polish.poland.usembassy.gov/poland-pl/wydarzenia_20010/bnai-brith-otwiera-now-lo-w-warszawie–9-wrzenia-2007.html

http://hartman.blog.polityka.pl/2013/10/03/list-do-o-rydzyka/

http://www.radiomaryja.pl/informacje/kaplica-pamieci/

Artykuł ukazał się w tygodniku Warszawska Gazeta

Dla Wirtualnej Polonii nadesłał autor:

Mirosław Kokoszkiewicz

Najnowszy nr tygodnika Polska Niepodległa już w kioskach

Polecam moje książki, “Polacy, już czas” ozdobioną rysunkami śp. Arkadiusza “Gaspara”

 Gacparskiego i, „Jak zabijano Polskę”

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6

 

http://wirtualnapolonia.com/2013/10/14/zydowska-loza-bnai-brith-atakuje-miroslaw-kokoszkiewicz/

niedziela, 16 lutego 2014

NIELEGALNA TRADYCYJNA POLSKA ŻYWNOŚĆ

Komu zależy na tym aby najlepszej jakości żywność nie była dopuszczana do sprzedaży co prowadzi do tego, że polscy rolnicy są tym samym pozbawiani podstawowego źródła utrzymania, a polscy konsumenci dostępu do dobrej jakościowo, zdrowej, ekologicznej, naturalnej żywności?