poniedziałek, 10 czerwca 2013

Chłodny poranek

Indianka wstała wcześnie – zresztą jak zwykle ostatnio :).

Skończyła opracowanie płodozmianu na 5 lat do przodu dla 10 upraw.

Niezwykle mozolna praca. Zajęła jej ta praca cały weekend. No, ale jest efekt.

Szpadel – jej ulubiony ostry szpadel do kopania dołków – złamał się. Trzonek o dziwo był zmurszały w środku. To nowy szpadel był. Widać, użyto starego, zmurszałego drewna do jego produkcji. Nieładnie.

Indianka musi kupić nowy ostry szpadel. Ziemia po deszczu miękka jest – nadkopała wczoraj kolejne dołki – dziś trzeba je rozkopać głębiej i wkopać słupy ogrodzeniowe.

Trzeba jakoś znaleźć czas i na wkopywanie słupów i na ogród i na zwierzęta i na papiery, których ma do przerobienia jeszcze wielkie sterty. Zawsze na wiosnę jest tyle papierkowej roboty, że nie ma czasu na sprawy istotne dla gospodarstwa. Cóż – Unia.

Pogoda nie sprzyja spacerom. Trzeba jeszcze ogarnąć kilka zaległych spraw papierkowych i posiedzieć nad nimi trochę.

Na dworzu zimno, mokro. Siąpi deszcz. Niech siąpi! Niech dobrze namoczy ziemię.

Będzie łatwiej wkopywać te słupy. Indianka ma też inne szpadle, ale nimi się gorzej tnie darń na polu i generalnie rozkopuje dołki. Indianka woli takie ostro zakończone szpadle, które łatwiej zagłębiają się w ziemię. Jest jej lżej takimi pracować.

Faszyzm w wydaniu unijnym

Unia Europejska zakazała ziołolecznictwa



Od tego weekendu w państwach należących do Unii Europejskiej wprowadzono restrykcyjne prawo delegalizujące setki naturalnych ziół leczniczych używanych na naszym kontynencie od pokoleń. Według brukselskiego reżimu celem jest ochrona konsumentów przed potencjalnie niebezpiecznymi dla zdrowia „tradycyjnymi” medykamentami.
Według nowej dyrektywy UE, lekarstwa pochodzenia ziołowego będą musiały być rejestrowane. Produkty będą musiały spełniać kryteria bezpieczeństwa, jakości i standardów produkcji. Dodatkowo wymogiem jest dołączanie do produktów informacji o możliwych skutkach ubocznych. Producenci preparatów ziołowych twierdzą, że nowe regulacje wypchną ich z rynku i zmuszą do zamknięcia firm.
Naukowcy, prowadzący w 2009 roku badanie dla brytyjskiej agencji farmaceutycznej MHRA (Medicines and Healthcare Products Regulatory Agency) poinformowali, że 26% dorosłych w Wielkiej Brytanii przynajmniej raz w ciągu ostatnich dwóch lat używało preparatu ziołowego. Przeważnie produkty te są kupowane w sklepach ze zdrową żywnością i w aptekach. Powszechnie stosuje się zioła takie jak echinacea (na przeziębienia), dziurawiec ( depresja, niepokój) i waleriany stosowane przy bezsenności.
Brytyjska agencja twierdzi, że dzięki regulacji unijnej może się udać wpoić obywatelom bardziej uważne stosowanie lekarstw pochodzenia ziołowego. Po wspomnianych badaniach stwierdzono, że 58% respondentów uważa te produkty za bezpieczne, dlatego, że są pochodzenia naturalnego. Według oponentów ziołowe leki mogą powodować szkodliwe efekty uboczne.
Według naukowców dziurawiec może zaburzać działanie pigułek antykoncepcyjnych, podczas gdy miłorząb I żeńszeń rzekomo znane są z tego, że reagują ze specyfikiem rozrzedzającym krew o nazwie Warfarin. W lutym tego roku wspomniana agencja MHRA zdelegalizowała odchudzającą herbatkę z wiciokrzewu japońskiego twierdząc, że zawiera dwa razy więcej ziołowego xenicolu niż jest to dozwolone.
Od tej pory producenci preparatów ziołowych będą musieli udowodnić, że ich produkty są zrobione zgodnie ze standardami i zawierają stałą i jasno oznaczoną dawkę. Produkty znajdujące się w sprzedaży będą mogły być w obiegu do czasu przekroczenia dat ich przydatności. Dla nowych specyfików konieczne będzie przejście skomplikowanej procedury akceptacyjnej. Dopuszczone preparaty ziołowe będą odpowiednio oznakowane a pozostałe staną się nielegalne.
Komentarz: Już od dłuższego czasu do niektórych mieszkańców Europy zaczyna docierać, że żyjemy w ustroju podobnym do tego z lat trzydziestych w Niemczech i de facto Unia Europejska zaczyna być sukcesorem projektu zjednoczeniowego podjętego w latach czterdziestych. Do tłumaczenia swoich posunięć stosowana jest zmasowana propaganda udoskonalona przez lata wersja propagandy pewnego niemieckiego doktora Josefa. Różnica polega tylko na tym, że podboje militarne zastąpiono podbojami gospodarczymi.
Poziom zamordyzmu jednak ciągle wzrasta i oczywiście każde kolejne spętanie obywateli uzasadniane jest ich dobrem.
Zastanówmy się, jakie będą konsekwencje regulacji delegalizujących ziołolecznictwo. Po pierwsze beneficjentem będą koncerny farmaceutyczne, które zapewne mają spory udział w lobbowaniu tej szkodliwej regulacji. Prawdopodobnie wiele specyfików będzie celowo usuwanych z rynku lub nań niedopuszczanych a głównie te posiadające chemiczne odpowiedniki.
Druga płaszczyzna to zdrowie obywateli, oczywiście zakazywanie stosowania wiedzy znanej od pokoleń nie ma na celu poprawy a pogorszenie stanu zdrowia całej populacji. Jak poradzi sobie z tym rynek preparatów ziołowych? Prawdopodobnie tak jak w przypadku każdej prohibicji, dojdzie do rozkwitu czarnego rynku, który będzie „bohatersko” zwalczany za pomocą wszystkich dostępnych środków nacisku.
Niestety wygląda na to, że żyjemy w europejskiej wersji faszyzmu, którą od faszyzmu znanego z definicji różni głównie to, że nie nazywamy go faszyzmem…

niedziela, 9 czerwca 2013

Słup wkopany

Słup wkopany. Pięknie rudzieje na tle soczysto zielonej trawki. Co prawda tylko jeden słup, ale za to jaki piękny :))) Jaki masywny :))) Już pastuch przez niego puszczony. Na podwórku się cholernie ciężko kopie, bo podłoże gliniaste. Czysta glina. Tylko po obfitym deszczu można takich sztuk próbować.
Jeszcze jeden dołek miała ochotę pogłębić i wkopać w niego słup. Tam korzenie które czymś trzeba wyciąć.
Niestety, musi zająć się papierami. Indianka zwierzęta nakarmiła, zajrzała tu i tam i wraca do papierów. Głowa trochę ją boli, ale... trzeba dokończyć dzisiaj koniecznie.

Zbita glina

Wyszło Słońce, a wraz z nim wielki gorąc. Po deszczu zostały tylko wielkie kałuże wody, które stopniowo wsiąkają w glebę.

Indiance udało się wykopać gliniany dołek na podwórku przed domem. Lita glina. Głebokość dołka ok. 70cm. Czyli nawet więcej, niż Indianka potrzebuje, aby wkopać w niego masywny słup. To już dzisiaj drugi napoczęty dołek – a właściwie kontynuowany. Gdy było sucho – nie dało się w niego szpadla wbić. Teraz szpadel wchodzi jak w ciasto.

Pierwszy trudny dołek natomiast rozkopany szeroko, aby wydobyć zaklinowane w nim głazy i kamloty. Jest w nim pełno dużych kamieni i mniejszych głazów. Ciężko go przekopać na głębokość 50cm, bo trzeba walczyć z kamieniami – wykopywać je, wydrążać, wyciągać. Indianka wyjęła z niego kilka kamieni i zostawiła dołek na kolejne moczenie, bo nie ma siły z nim walczyć.

Chwilę musi odsapnąć i wkopać pierwszy słup do tego już wykopanego dołka.

Leje

Leje jak z cebra. Indianka się cieszy, bo woda ziemię zmiękczy i będzie mogła wkopać pozostałe słupy, które do tej chwili było trudno wkopać z uwagi na twardą, nieprzystępną glebę oraz znajdujące się w niej kamienie i korzenie.

3 trudne dołki ma nadkopane. Do nich w tej chwili wlewa się wiadro wody wprost z nieba. Gdy ta woda wsiąknie w te dołki – Indianka je rozkopie do końca i wreszcie wkopie te 3 słupy których do tej pory nie dała rady wkopać.

Jest jeszcze z 10 słupów do wkopania poza tymi – w miejscu, gdzie stare się zużyły. Tamte stare nie były impregnowane i po 5 latach są już zmurszałe i się łamią same lub pod naporem koni. Trzeba je wymienić.

Indianka po piątkowym ciosie powoli dochodzi do siebie. Ten nikczemny cios wytrącił ją z równowagi na cały dzień. Na fali negatywnej, ale energii, pod wpływem wielkiej adrenaliny w ciągu pół godziny wkopała dwa słupy których wcześniej nie mogła wkopać z uwagi na suchość i zbitość gleby.
Wkopując słupy klęła siarczyście na typa, który jej znowu wyrządził krzywdę.
Po jej twarzy płynęły suche łzy – dosuszane piekielnymi przekleństwami.

Potem wzięła z domu różowy kocyk i rozłożyła go na swojej przepięknej, zielonej, kwitnącej i pachnącej łące. Wybrzuszyła się w kierunku Słońca.
Podciągnęła koszulkę. Oczy wbiła w błękitne niebo. Słońce uśmiechnęło się do jej nagich piersiaczków i brzucha. Wyciągnęła się bosko na swoim kocyku wsłuchując się w świergot ptaków i kumkanie żab. Błądząc oczyma po nieskończonym błękicie nieba – odpłynęła daleko. Po kilku godzinach oderwania się od problemów ludzkiego świata – wróciła na Ziemię, by zebrać myśli i dokonać wyboru.

Dopiero w piątek wieczorem wróciła do papierów po całodniowym roztrzęsieniu, próbie zebrania myśli i analizie wszystkich za i przeciw. Wieczorem wznowiła swoją pracę nad nowym projektem nad którym od miesiąca pracuje intensywnie. Postanowiła, że skoro powiedziała A - powie i B. Powie także C, D, E, F i G. Dokończy co zaczęła bez względu na wszystko.

Sobota upłynęła pod znakiem wgryzania się w płodozmian. Przerobiła masę opcji. Musi zaprojektować płodozmian dla 10 upraw na 5 lat. To masa kombinacji. Wszystko trzeba wziąć pod uwagę. Wszystkie czynniki. Gdy uwolniła się od piątkowego stresu – robota ruszyła z kopyta.

Dzisiaj kończy i dopracowuje co zrobiła przez weekend.

piątek, 7 czerwca 2013

Cios w samo serce

Indiankę boli serce. Dostała kolejny cios w samo serce. Ten, kto ten cios zamiarkował - liczyl na to, że wykończy Indiankę. Wiedział, że ona się źle czuje ostatnio. Że ma bóle serca. Że ostatnio też była osłabiona, senna, ledwo przytomna. Skoro wiedział to, a wiedział - to celowo przysłał ten podły list.
 
Indianka musi się przejść po łąkach i ochłonąć. Nawet nie jest w stanie płakać. Jest jak zmrożona. Jak ścięta. Nie może się skupić na dokumentacji dziś. Musi wyładować z siebie tę negatywną energię jaką przysłał do niej dziś bardzo zły człowiek. Ohydny, mściwy komuch. Lokalna gnida.
 
Bierze szpadel i idzie kopać parę dołków pod słupy. Tylko w ten sposób może dziś wyładować z siebie tą złą energię, jaką przysłał jej ten zły człowiek.

środa, 5 czerwca 2013

Co na obiad?

Dzisiejszy obiad Indianki na nowej, ceramicznie powlekanej patelni (podobno bardzo zdrowo z takiej jeść, bo nie wydziela żadnych toksycznych związków tak jak inne metalowe patelnie):

Grzyby boczniaki z własnej mini-uprawy - duszone z ziemniaczkami, słodko-kwaśny sos chiński, curry, sól. Pycha :) Ta patelnia faktycznie poprawia smak potraw :) Wygodnie się na niej gotuje i jest bardzo pojemna :) Nabytek z marketu Biedronka.

 

 

 

 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Cudowny czerwcowy poniedziałek :)


Wstał piękny dzień, a wraz z nim wstała pełna nadziei i wspaniałych planów Isabelle ;)
Świadomość istnienia dobrych, szlachetnych ludzi o wielkim sercu i otwartym umyśle krzepi. Indianka ma szczęście spotykać takich czasem. Ostatnio też :)
Dzień zaczyna od prac fizycznych – te lubi najbardziej. Robić coś kreatywnego i różnorodnego na świeżym powietrzu...

Warto napchać ziemią wielkie donice i posiać w nich kwiaty, coby przyozdobić podwórko Indiańskie. Zanim urosną – Indianka zdąży się ogrodzić przed kozami, kurami, gęsiami i końmi.
Póki co – chodzi pastuch elektryczny przy podwórku. Trzeba będzie dokupić jeszcze szpulę drutu i przeciągnąć drut przez nowowkopane słupy.

W donicach najpierw trzeba zrobić dziurki. Koniecznie. Podczas ulewnych deszczy takich jak wczoraj, donice napełniają się nadmiarem wody, który nie ma ujścia i powoduje gnicie roślin w nim posadzonych.

Indianka nie może się doczekać, kiedy posieje w donicach różnorodne kwiatki.
Trzeba się śpieszyć – aby zdążyły zakwitnąć tego lata.

Donice są ogromne, więc trzeba naładować w nie mnóstwo ziemi.
Aby sobie te mnóstwo ziemi zaoszczędzić – Indianka da na spód obornik aby prędzej te donice wypełnić.

Indianka ma klapki ogrodowe w kolorze nieba :) Lekkie, przewiewne, niebiańskie :) Niebiańsko lekko w nich stąpa po zielonej trawce :)

Dzisiaj tak ciepło, że tylko luźny biały podkoszulek i te klapki ma na sobie (majteczki też of course).

W takim lekkim rynsztunku dobrze się pracuje przy donicach i fantastycznie wysiewa kwiatuszki :)

Donice już dziurawe - dźgnięte ostrym nożem a otwory poszerzone śrubokrętem.
Wypełnione do połowy obornikiem. Teraz trzeba ziemi ukopać i uzupełnić górę :)

niedziela, 2 czerwca 2013

Czerwcowy Week End

Minął błyskawicznie. Był to owocny czas w większości spędzony na dworze na pracach gospodarskich różnych, ale i w domu w Internecie, gdzie Indianka zasięgała informacji na interesujące je tematy związane z prowadzeniem gospodarstwa i hodowlą. Tyle tego jest :) Wydawało się jej, że wie już wszystko, ale jednak dobrze jest sobie odświeżyć wiedzę dawniej przez nią wchłoniętą. Jest też kilka tematów, z którymi zapoznała się dość pobieżnie, a teraz wymagają one pogłębienia. Pełna, pogłębiona i ugruntowana wiedza pozwala lepiej planować. Tworzyć spójny biznes plan gospodarstwa. Indianka w tej chwili już ma taki biznes plan w głowie. To pozwala lepiej planować zagospodarowanie jej pięknego, naturalnego, ekologicznego rancza. Tak więc zebrała i rozważyła sporo danych mających na celu gruntowną analizę jej projektów i ustalenia głównych wytycznych rozwoju jej gospodarstwa. Po długich namysłach - wybrała najbardziej optymalne warianty. Wzięła pod uwagę WSZYSTKO. Setki czynników. Nadal jeszcze rozmyśla nad doborem odpowiednich projektów, które zamierza wdrażać w swoim gospodarstwie. Podjęcie ostatecznych decyzji blokuje jej brak dopłat unijnych. Są one niezbędne do rozwoju gospodarstwa, a także wybrania konkretnego kursu gospodarstwa. Oczywiście – ogólny kurs to gospodarka w zgodzie z naturą i w zgodzie ze swoimi upodobaniami... Niemniej jednak Indianka nie może podjąć ostatecznej decyzji, bo nie dostaje dopłat unijnych niezbędnych przy realizacji wszystkich jej projektów.

Indianka stara się zachowywać równowagę pomiędzy pracami fizycznymi i umysłowymi.

Na pierwszym miejscu oczywiście są zwierzęta i ich dobrostan. Głównie chodzi o karmienie i pojenie, ale nie tylko. Zawsze się znajdzie czas, by pogłaskać kicię i suczkę oraz koniki i kozy. Gęsi i kury też okazują swoje przywiązanie na swój ptasi sposób.

Indianka zaczyna zwykle dzień od pojenia i karmienia zwierząt.

Dzisiaj też naprawiła zerwany drut pastucha przed domem. Zwierzęta już jej mocno wchodziły na głowę przez taśmę bez prądu. Dziś w drucie i taśmie płynie prąd.

Przypomniała koniom i kozom, jak nieprzyjemnie jest szarpać taśmę i drut :D

Kozy ostatnio upodobały sobie owijanie się taśmami pastucha. Teraz po kilku krótkich spięciach – przestały psuć prowizoryczne ogrodzonko dzielące podwórko na część zwierzęcą i człowieczą. Indianka pracuje całymi dniami na swojej części podwórka.

Zwierzęta jej towarzyszą i to jest ujmujące, ale czasami niechcący coś uszkodzą i to już nie jest okay. Indianka nie może wybaczyć gęsi, że zjadła jej niebieski kwiatek – commelinę.

Po prostu odsunęła szybkę i wsadziła dziób do skrzynki ze świeżo posadzonymi kwiatami.

Kwiatek był tylko jeden – i już go nie ma. W tej samej skrzynce Indianka posadziła też inne kwiaty, ale były one w ilości kilku sztuk, a gąsior jak na złość szczapił ten jedyny okaz kwiata, który Indianka okazyjnie kupiła w Biedronce ostatnio po przecenie.

Kozy też lubią wchodzić na szybki inspektu i potłukły ich już parę. Trzeba było skrzyneczki inspektu ewakuować w inne miejsce, aby kozy nie miały do nich dostępu. Tu, przed domem – nie ma szczelnego, solidnego ogrodzenia, a jedynie chybotliwy pastuch, pod którym kozy z łatwością przechodzą, także gęsi dwie i parę kur. Za duży ruch.

Dzisiaj spadł solidny deszcz i zwilżył konkretnie nadkopane dołki. Będzie można jutro wkopać kolejne słupy – tym razem na podwórku. Powoli urosną solidne słupy na podwórku i będzie można rozciągnąć po nich siatkę lub nabić żerdzie uniemożliwiające zwierzynie plądrowanie indiańskich inspektów...

sobota, 1 czerwca 2013

Wyprawa do Olecka

W piątek Indianka pojechała do Olecka. Oczywiście stopem. Dość szybko zajechała - w sumie trzema okazjami. Jedną z nich dojechała do Mściszewa, gdzie korzystając z okazji zakupiła 5 paczek czerwonych izolatorów do elektrycznego pastucha. Indianka woli kolorowe izolatory: czerwone i żółte. Czarne są takie małowidoczne z daleka, poza tym mało ciekawe :)))

Słupy Indianki są mniej więcej czerwonawe, więc izolatory będą do nich pasowały kolorystycznie.
Indianka jest rolniczką, ale przede wszystkim kobietą i zwraca uwagę na takie drobiazgi, jak kolor :)))

Będąc w Olecku z ulgą znalazła w Biedronce gumowe klapki ogrodowe. Rozmiar: 40, kolor: błękitny. Ładny kolorek. Ulubiony kolor Babci. Teraz nareszcie ma lekkie i przewiewne oraz odporne na wilgoć obuwie ogrodowe. Kupiła też rękawice do rwania pokrzyw. Z pokrzyw często przygotowuje sobie potrawy, np. dzisiaj przyrządziła pokrzywę a la szpinak. 

czwartek, 30 maja 2013

Podkurek

Ach... Indianka zmęczona, śpiąca - a jeszcze musi trochę pomóżdżyć...
Coś trzeba zjeść, aby mózg pracował jako tako. Pora na podkurek :)))
 

Apel do czytelników mojego bloga

Mam prośbę, aby osoby, które dostały emaile lub wiadomości z pomówieniami na mój temat lub z linkami do stron prezentujących pomówienia na mój temat - aby podały mi, od kogo dostały te pomówienia.

Za pomoc w zidentyfikowaniu oszczerców będę bardzo wdzięczna.

Pozdrawiam,
Indianka

Serce Indianki


Boli. Indianka czuje taką przemożną słabość w piersi. Musi na siebie dzisiaj uważać. Żadnego wkopywania słupów czy noszenia ciężarów.


Sadzawka kiedyś była strasznie zarośnięta chaszczorami i krzaczorami tak, że nie było  jej widać.
Indianka oczyściła to miejsce z krzaków i teraz widać taflę wody, a konie i kozy mają podręczne miejsce do picia.
Woda z tej sadzawki jest też idealna do podlewania roślin. Dzikie kaczki i inne ptaki chętnie z tej sadzawki korzystają.
Na foto sadzawka do której dzisiaj Indianka będzie rozciągać na nowo pastuch po nowych słupkach... 


Dzisiaj żadnego przeciążania się, tylko mały spacerek wzdłuż ogrodzenia i rozciągnięcie elektrycznego pastucha. 

W piekarniku piecze się dopiero co wstawione ciasto na chleb. Wczoraj wieczorem Indianka już nie miała siły wstawić chleba, taka była zmęczona i osłabiona. Dopiero dziś rano wstawiła. Za 3 godziny będzie gotowy i świeży chleb pszenny. Teraz i tak nie bardzo chce jej się jeść. Pije herbatę i przymierza się do zadań dzisiejszego dnia.

Psina już wygłaskana, kicia całą noc przytulała się do Indianki. Gąski już się hałaśliwie z Indianką przywitały. Pora wypuścić kozy na wybieg i przytulić koniki indiańskie.



środa, 29 maja 2013

Wkopywanie słupów

Już jest 6 słupów wkopanych,
tutaj fotka była zrobiona w trakcie wkopywania i tego szóstego słupa jeszcze nie ma na zdjęciu.

Do dziś wkopała kilka słupów na jednej łące. Zdaje się, że 5 czy 6 sztuk. Nie w każdym miejscu jest łatwo kopać – są też trudniejsze miejsca. Te trudniejsze zostawia na potem, a kopie tam, gdzie dość łatwo idzie kopanie – dzięki temu kilka słupów już stoi i można puścić pastuch.

dołek pod słup ogrodzeniowy

Senna Indianka w akcji

Jak na osobę śpiącą na jawie, Indianka sporo wczoraj podziałała. Dała radę wkopać 3 słupy na łące i nadkopała 3 dołki. Dzisiaj wkopała kolejny słup i pracuje nad kolejnym dołkiem. Nie jest łatwo, bo trafiła na warstwę zbitego iłu.

Takie ilaste lub gliniaste dołki najlepiej nadkopać i zostawić do napowietrzenia i zwilżenia przez deszcz. Wieczorem ma padać, to po napowietrzeniu i deszczu dołek będzie łatwiej przekopać w głąb. Indianka ma ogromne doświadczenie we wkopywaniu drzewek owocowych. Kiedyś wkopała ich 2500 sztuk, z czego większość sama. Dziennie sadziła po 50 drzewek – w słocie, w błocie. Strasznie się wtedy narobiła. Wielka szkoda, że jej ciężka praca została zmarnowana przez miejscowych złodziei i ostre mrozy.

Powinna dostać dofinansowanie na wznowienie zniszczonych upraw, ale Urząd Gminy tak zadziałał, że nie dostała nic. Żadnego wsparcia, podczas, gdy inni poszkodowani dostali wielkie pieniądze. Takie działanie, to się nazywa celowe wyrządzanie krzywdy. To jest wielkie świństwo.

Piękne Słońce

Dzisiaj piękne Słońce od samego rana :) “Pora się przewietrzyć i przejść na kwietne łąki me cudne... ;)” – pomyślała Indianka

“...wkopać kilka słupków :))) i przemyśleć kilka gospodarskich spraw...” – postanowiła Indianka.

Jeszcze nie wie, jak się dzisiaj czuje, ale się dowie, jak będzie niosła ciężki słupek 100 metrów :)

wtorek, 28 maja 2013

Osłabienie

Indianka wzięła kąpiel. Po kąpieli jeszcze bardziej osłabiona. Musi się położyć.

Wyszło Słońce. Kozy i gęsi na podwórku. Konie niżej na łące. Idzie się położyć.

Dziwne zmęczenie

Indianka spała, ale się nie wyspała. Obudziła się z poczuciem przemożnego zmęczenia. Co to jest???
Czy to zwykłe przemęczenie, niewyspanie, niedożywienie z braku mięsa czy jakaś choroba? Chodzi po domu jak lunatyczka z półprzymkniętymi oczyma.

Indianka jednak wczoraj się nie wykąpała. Była zbyt zmęczona. Położyła się spać, a u jej boku ułożyła się zaraz kotka Miriam. Indianka przekręciła się na bok, a kicia wtuliła się w jej kark i tak obie zasnęły.

Jest tyle spraw do ogarnięcia... od czego tu zacząć??? Szykują się duże wydatki, a Indianka nie ma z czego ich finansować. Trzeba te wydatki jakoś rozsądnie rozplanować w czasie. Wybrać to co najpilniejsze. Wszystko jest pilne!

sobota, 25 maja 2013

Derkacze na Mazurach Garbatych

Sąsiad Indianki niejaki Tomasz S. ma na swojej działce numer 16 siedliska rzadkich ptaków – derkaczy. Zapewne nawet o tym nie wie. Do derkaczy wg programu rolnośrodowiskowego należy się 1300zł/hektar. Ta działka numer 16 ma ok. 10 hektarów. Sąsiad nieźle by zarobił, gdyby tę działkę do programu rolnośrodowiskowego zgłosił. Około 13.000zł rocznie. Jeszcze do końca maja można wprowadzać zmiany do wniosków bez sankcji karnych, a do 10 czerwca można wprowadzać zmiany, ale z potrąceniami w wysokości 1 procent dziennie. Niemniej jednak warto zarejestrować tę działkę do programu rolnośrodowiskowego, bo i tak jest częściowo zalana i trudna w użytkowaniu rolniczym, a idealna jako siedlisko derkacza i innych rzadkich ptaków.

Ta działka numer 16 jako pastwisko nadal mogłaby być użytkowana przez krowy sąsiada niezależnie od gniazdującego tam derkacza. Także mogłaby być wykaszana. Także krowa syta i derkacz cały ;)

A oto głos derkacza:

http://www.youtube.com/watch?v=hfyXxFVEcHs

Ten głos Indianka słyszała na działce numer 16 u sąsiada :)

Słowo Indianki :)

piątek, 24 maja 2013

Sprawa Deski czyli prawne humoreski

Konstytucja przegrała z sądem. Sąd uznał, że nie ma ona zastosowania w
sprawie Waldemara Deski. Dom Waldemara Deski zostanie zrównany z ziemą przy
pomocy buldożera - na koszt samego Waldemara Deski. Waldemar zapłaci też
karę za to, że śmiał postawić swój dom. Co za cham! Postawił dom na swojej
ziemi! Waldemar zostanie ukarany podwójną karą oraz odsetkami od niej.
Również zapłaci sądowi za jego genialną robotę czyli koszty sądowe. Panu
Desce nie wolno było postawić własnego domu, na swojej własnej ziemi. Tak
orzekł sąd.

Prawo do własnego domu gwarantuje panu Desce Konstytucja Rzeczypospolitej
Polskiej, ale w związku z tym, iż za rządów PO nasza święta Konstytucja nie
jest ani respektowana, ani stosowana przez urzędy i sądy - pan Deska
przegrał sprawę o prawo do swojego domu na swojej własnej ziemi.

Jestem w szoku, ale jako rodowita Polka o niebywałej zdolności
dostosowywania się do chujowych warunków życia jakie nam tworzą władze -
postanowiłam tę okoliczność niestosowania Konstytucji w naszym kraju
wykorzystać.

Otóż - gdyby Konstytucja Polski obowiązywała w naszym kraju - to nie
mogłabym posiadać swoich niewolników, gdyż ona tego zabrania. Konstytucja
zniosła niewolnictwo i zabrania niewolnictwa. Ale - nasza Konstytucja nie ma
mocy obowiązującej, więc... "hulaj dusza - piekła nie ma!" :D

W związku z tą cudowną okolicznością postanowiłam skorzystać z niej i
ogłosić nabór na mych niewolników :)))

Zatem ogłaszam nabór na mych niewolników. Niewolnicy będą potrzebni do
wkopania słupów ogrodzeniowych oraz innych prac gospodarskich.
Jako niewolnicy nie mają żadnych praw. Muszą słuchać ślepo wszystkich moich
rozkazów.
Zatem wszystkie powierzone im zadania muszą wykonać bez szemrania -
natychmiast i sprawnie :)

Konstytucja RP niewolnictwo chłopów zniosła i ogólnie zabrania niewolnictwa,
ale skoro nie jest dla naszych sądów ważna i przez nie respektowana i
stosowana - to niech mnie urzędnicy i sądy pocałują w dupę, a niewolnicy
niech wkopią słupy!

Ja tylko czasem machnę pejczem i nawet dam miskę ubogiej strawy uwarzonej w
kociołku nad ogniskiem - aby niewolnik miał siłę pracować. Wyłącznie dlatego
:)
Pozwolę mu też się przespać gdzie bądź. Choćby w jego własnym namiocie. Kto
chętny na mojego niewolnika? Okazja jest rzadka - za dwa lata rządy PO
skończą się i Konstytucja wróci do łask. Wtedy już nie będzie takiej frajdy
i nikt nie poczuje na swoim grzbiecie mojego bata ;)))

Kto chętny??? :))) Łańcuchy też mam! Być może, założę także obrożę :))) :D