sobota, 1 grudnia 2012

Sieją Żywopłot

Jeszcze nie ma śniegu, ziemia jeszcze miękka i mokra, więc Indianka i gość Darek sieją żywopłot.

piątek, 30 listopada 2012

Podziałali

Od rana Indianka i Darek podziałali w ogrodzie i zagajniku. Indianka zadowolona z pomocy nowego gościa, bo jest wydajna. W dodatku nowy gość nie jest obciążeniem dla wątłych sapasów Indianki, bo przywiózł ze sobą swój prowiant. Oby więcej takich gości ;)))

Gość Darek dysponuje szeroką i różnorodną wiedzą praktyczną z różnych dziedzin. Indianka nauczyła się ciekawych rzeczy od gościa podczas wspólnej pracy.


Gość Przybył...

... wieczorową porą.

Cały wieczór i pół nocy przegadane. Jutro od rana do dzieła :)

czwartek, 29 listopada 2012

Lekkie Prace Ogrodowe

Dzisiaj Indianka oddała się lekkim, aczkolwiek mokrym i zimnym pracom ogrodniczo-gospodarskim. Naprawiała rozerwany przez dziki pastuch, obcinała odrosty u tych nielicznych drzewek które przetrwały w jej sadku, owijała sadzonki pieczołowicie, by przetrwały zimę i ataki dzików. Cokolwiek dotknęła - było mokre i zimne.
Dzisiaj zupełnie nie miała ochoty na kopanie, ale dziki wykopały kilka sadzonek i trzeba będzie je jutro posadzić na nowo. No i dokończyć naprawę porwanego ogrodzenia, dołożyć jeszcze jeden drut.
 
Na podwórku konie skopały ziemię tak, że się błoto robi. Trzeba będzie pastuch przesunąć by tak nie niszczyły tej słabej nawierzchni podwórka.
 
Indianka głodna. Dzisiaj zupa. Chyba kartoflankę zrobi.

Dziki Zryły

No tym razem to dziki pojechały po bandzie. Co najmniej 3 ary zryte i przekopane do góry nogami. Już tam na pewno żaden traktor nie wjedzie by kosić trawę.
 
Indianka idzie zrobić foty i dzwoni po łowczego.

Zwierzyna Nakarmiona

Zwierzyna już nakarmiona. Konie poszły na spacer. Gęsi rozpłaszczyły się przed domem, schowały głowy pod skrzydła i kimają leniwie.
Kozy wyprowadzone na spacer, a jedna czołowa uwiązana, aby reszta się nie rozłaziła za bardzo. Królica ryje w swojej ściółce. Dostała czyste obierki ziemniaczane, a zboże i wodę jeszcze ma.
Kury zniosły jedno jajo. Właściwie to jajo to zniósł nowy, niedawno przywieziony "kogut" ;) Chyba w ten sposób chce podziękować, za dach nad głową i dobrą karmę :))
Z kurami powoli się zaczyna dogadywać. Już go tak nie ścigają zawzięcie - razem z nimi śpi na grzędzie.
Kicia wybyczywszy się całą noc w łóżku Indianki - poszła w teren nałapać myszek dla siebie i suki.
Indianka gotuje dynie dla psa, do której zamiaruje wsypać pszenicę i ugotować ją na miękko.

środa, 28 listopada 2012

Marzną Paluszki

Indiance paluszki marzną w nieogrzewanym domu, ale zawzięła się, by dziś doprowadzić kilka formalności do końca, choć środa, to nie jest jej wyż intelektualny, ale robi co może. Tylko ten, co nie robi nic, nie popełnia błędów. Indianka emailuje do kilku instytucji jednocześnie. Walczy o kasę. Drobną i większą. Jak na razie, jeden bank umorzył Indiance kilka nielegalnie naliczonych opłat, ale drugie tyle jeszcze trzeba skasować i tu bank stoi okoniem. Indianka mocno wkurzona i nie zamierza odpuszczać.
 
Jedna instytucja wreszcie przysłała kopie opłaconych faktur, ale stoi okoniem przed ich korektą, a w obecnej postaci te faktury nie kwalifikują się do żadnej refundacji.
Indianka będzie drążyć temat, aż wydrąży światełko w tunelu.
 
Jutro Indianka ma wyż intelektualny, to lepiej zadziała formalnie. Dzisiaj już zacznie działać, aby jutro całego dnia na formalności nie marnować. No i tak już ciemno i dzień na prace ogrodowe stracony bezpowrotnie.

Ufff... już ciemno!

Ufff.. już ciemno! Za późno na ogród. Indianka tylko się przejdzie po ziemi zobaczyć czy wszystko okay.

Zwierzyna Ogarnięta

Formalności i zwierzyna ogarnięta. Królica dostała owsa, jęczmienia i pszenicy, jabłek, siana i świeżej wody. Kury dostały pszenicy, a wodę jeszcze mają. Konie, kozy i gęsi dostały owsa, a konie dodatkowo jęczmień. Sunia i kicia dostały gotowanej kaszy jęczmiennej. Pora na spacer do ogrodu.

Formalności

Indianka utknęła w domu przez różne formalności.
A ogród czeka! Zwierzęta też chcą owsa i pszenicy. Pora zająć się tym.
Karmę dla psa trzeba nagotować. Ufff... jak ten czas szybko leci... :)

Pieprzone Kredyty i Ich Pieprzone Monity

Indianka wkurwiona maksymalnie. Nie dość, że ledwo spłaca te cholerne raty, to jeszcze napierdzielają monity kosztowne co miesiąc w wysokości do 100zł miesięcznie, mimo, że wiedzą doskonale, że rata musi być opóźniona, bo Indianka nie ma na to żadnego wpływu - nie ma dochodu i jest uzależniona od pożyczki wyrwanej co miesiąc z emerytury Mamy, aby tylko spłacić tę cholerną ratę.
 
Przysięgła sobie, że jeśli tylko uda się jej spłacić ten kredyt - to nigdy, przenigdy nie weźmie żadnego kredytu w żadnym cholernym banku.

wtorek, 27 listopada 2012

GMO - Genetycznie Modyfikowane Organizmy


Dlaczego nie powinniśmy się godzić na GMO?


Apel Do Ministra Rolnictwa O Przywrócenie Prawa do Uboju Gospodarczego na Gospodarstwie



Tylko Indianka wie, jak wielkim problemem jest wymuszony ubój zwierząt w rzeźni, gdy nie ma się własnego transportu ani pieniędzy na jego wynajem, by zwierzę dostarczyć do rzeźni. Tylko Indianka wie, jak wielkim problemem jest znalezienie rzeźni, która zajmuje się ubojem kóz. Indianka nie zna, żadnej rzeźni w okolicy, która by się tym zajmowała.

Nikt kto wprowadza problematyczne przepisy bez uzgadniania ich z rolnikami, nie zadał sobie trudu, by wyliczyć koszty transportu zwierzęcia tak nisko cenionego jak koza. Niejednokrotnie ludzie sprzedają kozy po 50zł. A ile kosztuje transport do rzeźni i ubój w rzeźni? Ktoś to policzył? Indianka ma dosyć absurdów mnożonych w polskim ustawodawstwie.

Jej zdaniem, każdy rolnik powinien mieć pełne prawo uboju przez siebie wyhodowanego zwierzęcia na swoim gospodarstwie. Państwo polskie nie powinno tego prawa odmawiać ani ograniczać.

Od setek tysięcy lat ludzie hodują zwierzęta na swoich gospodarstwach i na swoich gospodarstwach je ubijają.
Nie robią tego gorzej, niż robią to rzeźnie. Często lepiej i bardziej humanitarnie i fachowo niż robią to rzeźnie.

Dawniej, gdy ubój kóz na gospodarstwach nie był zabroniony ani utrudniony – Indianka wynajmowała znajomego amatora rzeźnika, który bardzo fachowo ubijał koziołki. Robił to lepiej, niż później wynajęty profesjonalny rzeźnik z rzeźni. Lepiej i na dogodniejszych dla Indianki warunkach (np. rozliczenie polegało na wynagrodzeniu w naturze np. podarowaniu jednego koziołka). 

Natomiast wynajęty rzeźnik z rzeźni chciał forsę i to dużo forsy. Plus doliczał sobie drogo dojazd. Jego robota, przynajmniej przy pierwszej krowie była byle jaka, mimo podwójnego wynagrodzenia. Mięso z chorej krowy było przeznaczone dla psów, ale stawkę zażądał jak za fachowe sprawienie i poćwiartowanie mięsa dla ludzi – więc powinien był to zrobić porządnie. Jednak wtedy odwalił kichę i porąbał to mięso byle jak, tak że zajęło aż dwie zamrażarki. W dodatku Indianka wtedy miała wypadek i nie była w stanie tego z grubsza porąbanego mięsa porąbać na mniejsze, wygodniejsze do ułożenia w zamrażarce kawałki. Przy drugiej krowie Indianka przypilnowała rzeźnika, aby nie odwalił kichy, tym bardziej, że druga krowa była już dla niej do jedzenia. Była zbadana itd. Zmieściła się w prawie jednej zamrażarce. Warto mieć wybór. Wybór jest gwarancją jakości usługi, a nie przepisy odgórne. Co do sposobu uboju – to bardziej humanitarnie i fachowo przeprowadzał ubój znajomy Indianki, a nie uprawniony rzeźnik. Gdyby ubój na gospodarstwach nie był teraz zabroniony – to Indianka by wybrała do przeprowadzenia uboju zręcznego znajomego, a nie tego kosztownego i byle jakiego rzeźnika.

Niestety, z powodu utopijnych przepisów – Indianka musiała zrezygnować z uboju gospodarczego na swoim gospodarstwie, a nie stać jej by szukać gdzieś nie wiadomo gdzie rzeźni by zabić koziołka.
Tak więc nadwyżkowe koziołki trzeba sprzedać albo czekać aż same padną ze starości.

Przez ten durny przepis Indianka też rozważa rezygnację z hodowli kóz i zaangażowanie się w hodowlę takich zwierząt, których ubój na gospodarstwie jest nadal dozwolony. Czyli drobiu, królików. Tyle, że na Mazurach, pod lasem w sąsiedztwie dziczy trudno jest hodować małe zwierzęta, bo są narażone na dzikie drapieżniki takie jak: lisy, kuny, wydry, jastrzębie oraz wałęsające się psy wiejskie. Choćby nie wiadomo jak dobrze strzec małych zwierząt – wystarczy jeden podkop lisa i już po królikach. Wystarczy jedna kuna nad kurnikiem – i sto kurczaków uduszone w ciągu 3 dni. Wystarczy jeden czy trzy jastrzębie – i stadko 40 kur nieżywe w ciągu kilku godzin.

Więc jest cholernie ciężko gospodarzyć gdy co rusz aroganccy jajogłowi, którzy absolutnie nie liczą się z gospodarzami ani z realiami gospodarzenia – co rusz nowe utrudnienia wymyślają.

Wymuszanie na biednym rolniku – posiadaczu kilku kóz lub jednej krowy – kosztownego uboju w rzeźni – to jest działanie na szkodę rolnika i nadmierne oraz nieuzasadnione ingerowanie w produkcję rolną.

Skoro rolnik ma prawo cały rok zapierdalać przy bydle – ma też moralne i profesjonalne prawo zabić swojego byczka, baranka lub koziołka na swoim gospodarstwie, bez ponoszenia zbędnych kosztów transportu i usługi rzeźniczej, oraz bez bycia okradanym z co wartościowszych tuszy rzeźniczych.

Zabranianie uboju gospodarczego rolnikowi to jest pogwałcenie swobód obywatelskich rolnika. Nawet za czasów niesławnej pańszczyzny chłopi pańszczyźniani mieli prawo do uboju zwierząt na gospodarstwach.

Dlatego Indianka apeluje do Ministra Rolnictwa o przywrócenie rolnikom prawa do uboju gospodarczego zwierząt na gospodarstwach. Apeluje w swoim imieniu i w imieniu wszystkich rolników polskich.

Indianka Pozdrawia Buenos Aires!

Indianka pozdrawia Buenos Aires! Miło wiedzieć, że Indiankę czytają ludzie w: Wielkiej Brytanii, Austrii, Holandii, Niemczech, Finlandii, Czechach, Belgii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych Ameryki, a nawet w Argentynie ;))) Indianka się cieszy, że ma tylu fajnych czytelników na całym świecie :)))

Buziaki! :)

Nadciąga Pomoc Z Wielkiego Świata

Nooooo... nareszcie nadciąga pomoc! Pomoc nadciąga z wielkiego świata:  z Wielkiej Brytanii i ze Stanów Zjednoczonych Ameryki. Indianka się cieszy. Nie dość, że będzie miała pomoc, to jeszcze ciekawych ludzi na chacie :)

Z Kowal co najwyżej wielki smród nadciąga i niezliczone, bezczelne kontrole... ;P
Niech się czerwone betony uczą od innych ludzi, jak być człowiekiem, a nie zatwardziałym, zimnym betonem.

Wyczerpana

Indianka wczorajszą wyprawą, a zwłaszcza nocnym powrotem z miasta wyczerpana absolutnie. Na spuchniętych nogach przeszła wiele kilometrów. Załatwiła, to co miała załatwić, a nawet więcej, ale to jeszcze nie koniec.
 
Jeszcze musi popracować nad dokumentami i dostarczyć różne załączniki. Jak na razie ma dosyć wypraw do Olecka. Chce odpocząć, zregenerować siły, zająć się zwierzyną, ogrodem, domem no i oczywiście papierami.
 
Wczoraj gdy wróciła, była tak zmęczona, że nawet jeść się jej odechciało. Dziś trzeba braki paliwa w organiźmie uzupełnić. W lodówce jest jeszcze jeden surowy kurczaczek. Będzie z niego pyszny pieczaczek ;)

poniedziałek, 26 listopada 2012

Zagęszczamy Ruchy

Indianka dokumentacyjnie dziś zagęszcza ruchy. Najwyższy czas!

niedziela, 25 listopada 2012

Sztobry Porzeczki Posadzone

Indianka ma dość sadzenia sztobrów . Posadziła chyba ze 100 albo i więcej sztobrów czerwonej porzeczki. Nie wiadomo, czy się przyjmą i ukorzenią, bo już dawno je nacięła i długo schły czekając, aż znajdzie im miejsce do posadzenia. Dzisiaj wreszcie wcisnęła je w ziemię, a część ułożyła płasko i przysypała ziemią wykopaną przez krety :)
Na coś się te krety czasem przydają ;)))
 
Wcisnęła też w ziemię kilka sztobrów malin. Rozmnożenie porzeczek ważniejsze, bo ich mało ma, tzn. krzaczków porzeczek ma mało.
Dobrze, by to co dziś posadziła - przyjęło się.
 
Posiała też kilka nasion leszczyny.
 
Pora coś ugotować i zjeść. Dzisiaj zupa. Dyniowa lub kapuśniak.

Pięć Dyniowych Słoi

Indianka zpasteryzowała i zasłoikowała 5 dużych słoi dyni na słodko.
Wydrukowała etykietki, coby te dynie odróżnić od słoi z dżemem jabłkowym.
 
Wstawiła też chleb dyniowy do pieczenia.
Pora spać...
 
 

sobota, 24 listopada 2012

Zaspała


Indianka dziś znużona wielce – totalnie zaspała. Na dworze mokro i nie zachęcająco. Została w domu by zająć się prowadzeniem domu: gotowaniem, zmywaniem oraz wyrobem przetworów.
Ugotowała kompot jabłkowy i zamknęła go w dwóch litrowych butelkach.

Zabrała się też za rozpracowanie dyni. Dynia rozcięta, pocięta. Część miąższu gotuje się – jeszcze Indianka nie wie na co – czy na sos dyniowy, czy na zupę dyniową, a może na dżem dyniowy?

Na stole pozostało jeszcze sporo miąższu z którego trzeba wydłubać nasiona. Indianka wydłubała sporo, ale jeszcze wiele nasion siedzi w miąższu. Pora spróbować, jak smakowo przedstawia się ten dyniowy miąższ gotowany na gazie.

http://www.kwestiasmaku.com/zielony_srodek/dynia/przepisy.html