Indianka wstała z rana lekko niewyspana, bo noc wcześniej do późna pracowała w spiżarni i kuchni. Zrobiła śniadanie.
Po śniadaniu poszła na obchód ogrodzenia wybiegu dla koni, bo dzień wcześniej kawałek pastucha było przez kogoś zdjęte i konie wyszły z ziemi indiańskiej i pomaszerowały na opustoszałe i jałowe pastwisko Młodego Wąsa, który skwapliwie wezwał policję na tę okoliczność domagając się ukarania Indianki karą grzywny, mimo, że żadnej straty tam nie miał i co więcej jeszcze tego samego dnia one pastwisko gnojowicą nawoził. Po prostu typ szuka zwady i tyle.
Po śniadaniu poszła na obchód ogrodzenia wybiegu dla koni, bo dzień wcześniej kawałek pastucha było przez kogoś zdjęte i konie wyszły z ziemi indiańskiej i pomaszerowały na opustoszałe i jałowe pastwisko Młodego Wąsa, który skwapliwie wezwał policję na tę okoliczność domagając się ukarania Indianki karą grzywny, mimo, że żadnej straty tam nie miał i co więcej jeszcze tego samego dnia one pastwisko gnojowicą nawoził. Po prostu typ szuka zwady i tyle.
Indianka konie odnalazła i pognała je w kierunku swojej ziemi. Pogalopowały we mgle bezbłędnie trafiając na swoje pastwisko. Gdy Indianka doszła do swego pastwiska - poprawiła wówczas ogrodzenie i wzmocniła je.
Zadzwoniła na policję i zdała dyżurnemu relację. Do Wąsa wysłała smsa, że za to podpierdalanie ją na policji on ją popamięta jak tylko choć jedna jego krowa jeszcze raz wejdzie na jej ziemię – też wezwie policję i złoży wniosek o ukaranie.
Dyżurny zamiarował wysłać na wioskę wczoraj dzielnicowego w sprawie jej koni, ale gdy wkurzona Indianka przy okazji złożyła skargę, że od Rumcajsa konie które on pasie dla handlarza koni ustawicznie wchodzą jej do sadu i tratują młode drzewka, to dyżurny nagle zaczął Indiankę zagłuszać i rozłączył się. Widać nie chcą ruszać Rumcajsa, więc w ogóle odpuścili sobie wysyłanie dzielnicowego w sprawie koni... ;)
Dziś indiańskie koniki grzecznie pasą się na swoim wybiegu pod domem. Na wycieczkę kontrolną sprawdzającą stan ogrodzenia wybrały się za Indianką jej wierne, kochane kocięta: białoruda Afrodytka, Rudy Rydz oraz czarny jak smoła Diabełek vel Czaruś. Słodkie kociaki. Dzielnie obeszły z Indianką wielki kawał ziemi, mocząc futerka rosą.
Indianka przy okazji obchodu zauważyła brak kóz. Znalazła je zaplątane w krzakach. Uwolniła kózki.
Wracając pozbierała folie rozdmuchane po ziemi przez wiatr. Znalazła też kopczyki krecie, użyteczne jako źródło ziemi do roślin doniczkowych, które właśnie Indianka przesadza, bo korzenie poprzerastały doniczki kompletnie i brak im składników odżywczych.
Wracając pozbierała folie rozdmuchane po ziemi przez wiatr. Znalazła też kopczyki krecie, użyteczne jako źródło ziemi do roślin doniczkowych, które właśnie Indianka przesadza, bo korzenie poprzerastały doniczki kompletnie i brak im składników odżywczych.
Wróciła do domu by ponownie zająć się pracą w spiżarni i kuchni. Umyła zamrażarkę i poczęła zapełniać ją zapasami mięsiwa na zimę.
Wpadł zacny Pan Listonosz i przywiózł pocztę i suchy chleb dla zwierząt. Kury dostały to pieczywko. Może jaja będą w końcu?
Zabrakło woreczków do pakowania, więc Indianka wzięła rower i śmignęła nim do sąsiedniej wsi, gdzie są jakieś sklepy. Po drodze minęła Młodego Wąsa, który właśnie jechał drogą traktorem ciągnąc cysternę z gównem.
Gdy zobaczył Indiankę, otworzył w trakcie jazdy drzwi traktora i zaczął coś pyskować do Indianki. Indianka nie zatrzymując się i nie słuchając upierdliwego typa zgasiła go krótko wściekłym wrzaskiem i pojechała spokojnie dalej na wieś.
Gdy zobaczył Indiankę, otworzył w trakcie jazdy drzwi traktora i zaczął coś pyskować do Indianki. Indianka nie zatrzymując się i nie słuchając upierdliwego typa zgasiła go krótko wściekłym wrzaskiem i pojechała spokojnie dalej na wieś.
Wróciła ze sklepu do domu po drodze zauważając, że Rumcajs zabrał "swoje" konie spod sadu Indianki - pod jego siedlisko. Widać mu doniesiono, że są utrapieniem dla sadu Indianki i może być wniosek o ukaranie niedbałego pastucha koni.
Późnym popołudniem zabrała się za gotowanie obiadu. Tę czynność niespodziewanie przerwała wizyta zaniepokojonej sąsiadki Anette, która zgubiła półrocznego cielaka i latała po całej okolicy szukając onego.
W poszukiwaniu zaginionego bydlaka, Anette dotarła aż na rancho Indianki.
Niestety - po cielaku ani śladu. Może zmieszał się z którymś stadem pasących się jeszcze na łąkach krów?
Indianka zaprosiła Anette na herbatę, ale sąsiadka zbyt zestresowana brakiem cielaka była i spieszyła się by przed zmierzchem oblecieć jeszcze kolejne gospodarstwa.
Więc Indianka życzyła powodzenia w poszukiwaniach i weszła do domu pichcić obiadek. Ugotowała boskie danie - schabowe z ziemniakami i sosem mięsno cebulowym. Całość - pycha.
Było tak smaczne, że Indianka zjadła aż dwie podwójne porcje. Widać organizm potrzebował pożywny, obfity posiłek - wszak Indianka ciężko fizycznie pracuje, dużo się rusza po gospodarstwie to musi jeść.