Pokazywanie postów oznaczonych etykietą foto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą foto. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 września 2013

Kociaczki Indianki :)

Kocięta kocicy polującej na gryzonie polne i pijącej kozie mleczko :)

Na farmie niedawno urodziły się śliczne, słodkie kociaczki.
Kicia Miriam szczęśliwą mamą. Maluchy rosną jak na drożdżach.
Mama ich codziennie jest obficie pojona kozim mlekiem. Kozie mleko to cudowny nektar życia. Dzięki niemu kocica ma mnóstwo odżywczego kociego mleka w swoich kocich cycuszkach... :)


W związku z zaskakującymi niektórymi komentarzami, w których niektórzy powielają jakieś totalne bzdury na temat rzekomej szkodliwości mleka - oto na fotkach żywe przykłady zadające kłam tym szkodliwym pomówieniom. 

Poniżej okaz zdrowia pojony regularnie mlekiem kozim - kocica Miriam - zdrowa mama zdrowych kociąt.


Spójrzcie na jej przepiękną, śliczną. lśniącą sierść :) Czysty okaz zdrowia :)
Kotkę Miriam adoptowałam rok temu. Była jednym z kociąt porzuconych w reklamówce pod kościołem we wsi. Reklamówkę znalazła i najpierw opiekowała się tymi kociętami dobra kobieta z tej wsi. Kotka wraz z innymi kociętami żyła w komórce na dworze, gdzie łapała myszy i była dokarmiana. 

Dwie zaprzyjaźnione przyjaciółki - puszysta kocica Miriam i suczka Saba
Po jej zabraniu do mego domu - aklimatyzowała się w domu przez dwa tygodnie będąc bardzo wystraszona nowym miejscem. Potem przełamała się i zadomowiła. Teraz Miriam jest szczęśliwą, pewną siebie kicią, która zawojowała serce nawet suczki Saby :))) Nocuje w domu, a całe dnie spędza na siedlisku i w polu polując na gryzonie. Także latem chętnie nocuje na dworze, gdzie nocami gryzonie się bardziej uaktywniają i dają się łatwiej złapać.
Zimą kicia oczywiście nocuje w domu, gdzie ma do dyspozycji 300 metrów na łowy licznych tu myszy, które ciągną do żywności tutaj zgromadzonej i do ciepła.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Jak mucha w smole

Indianka rusza się dziś jak mucha w smole, ale się rusza :)

Przestało padać. Zrobiło się ciepło. Napoiła zwierzęta. Przywiozła z pola dwie ciężkie taczki siana dla koni zamkniętych w stajni. Muszą na razie być zamknięte w stajni, póki ogrodzenie nie jest skończone. Wypuszcza tylko po jednej, po dwie sztuki – wtedy trzymają się siedliska i łąki przy stajni i brak ukończonego ogrodzenia nie przeszkadza.

Pasie młode gąski. Tzn. ma je na oku, aby lisiura nie poniósł. 


Wytyczyła słupkami plastikowymi ogrodzenie stałe. Udało się wbić kolce w ziemię, ale ledwo wbić i to tylko kolce. Ziemia za twarda, aby kopać. Za mało napadało. Może sobie tylko przygotować stanowisko pracy, a że to też jest dość pracochłonne i ciężkie zadanie – to zabiera jej to trochę czasu i sił.

Indianka wyznaczyła nowy odcinek ogrodzenia stałego. Wyznaczyła go plastikowymi tyczkami.

Ogrodzenie przenośne pod pastuch. Słupki plastikowe wyznaczają miejsca pod wkopanie słupów olchowych.

Już po południu. Trzeba coś przekąsić i odpocząć ździebko, bo jest padnięta i śpiąca znowu. 

No, ale miała szlifować siedzisko do wozu, końcówkę trzonka od wideł oraz kolejne słupki, bo jest ich za mało do wkopania. Ta wszechogarniająca senność ją dobija. Nie może się obudzić :) Ciężkie powieki same opadają. Powłóczy noga za nogą. SPAĆ! 
Może zastrzyk kawy pomoże?

Wyszlifowane zręczną ręką Indianki siedzisko dębowe do wozu drabiniastego

Kolejny słupek ogrodzeniowy wyszlifowany ręką Indianki.
Indianka ma dużą wprawę w szlifowaniu.
Szlifuje szybko i dokładnie.

Flex Indianki. Dysk szlifierski już zużyty. Wymaga wymiany. Póki co, Indianka jeszcze go dobija :)
Na słupki szkoda dobrego dysku, bo i tak się szybko zużyje.
Nowy, niezużyty dysk najlepiej używać do szlifowania płaskich powierzchni, bo dłużej posłuży.
Natomiast podczas szlifowania krzywizn jakby nie uważać -
zawsze się dziabnie krawędzią dysku jakąś nierówność czy sęk i papier ścierny jak i dysk się szybko zużywa.


Green Day - Wake Me Up When September Ends
http://www.youtube.com/watch?v=ci5D5r6ZjXA


niedziela, 4 sierpnia 2013

Wyprawa do kościoła

Zabytkowy, średniowieczny kościół w Cichym
Odnowiony, zabytkowy, średniowieczny kościół w Cichym

Dziś przy niedzieli, aby uczcić ten święty dzień i robić coś innego niż pracować cały dzień oraz aby pomodlić się za grzeszników, którzy działają na szkodę Indianki i ją krzywdzą – Indianka wybrała się do kościoła, aby poprosić Boga, by oświecił te podłe miernoty i sprawił, aby zaprzestały szkodzić Indiance tak podle. W tym celu Indianka udała się do kościoła w Cichym.
Piękny, zabytkowy kościół. Przepiękne ścienne, sufitowe freski. Indianka mimo, że już była w tym kościele wcześniej – nie mogła się nazachwycać tymi cudownymi malowidłami i kojącymi oczy pastelowymi barwami. Na uwagę zasługują też niezwykle głębokie otwory okienne. Mury tam mają grubość grubo ponad pół metra. 80cm? Być może. Indianka musi zmierzyć kiedyś przy okazji.


Droga do kościoła :)
Droga polna.

Droga asfaltowa na Cichy
Bele siana na polach.
Kazanie było o nadmiernym przykładaniu wagi do pieniądza. Indianka się z opinią księdza całkowicie zgadza. Wielu wokół mieszka, którzy cenią wyłącznie pieniądz i nic innego.
Ich obłęd w pogoni za zyskiem jest tak wielki, że nie dostrzegają drugiego człowieka oraz spraw duchowej wagi.

Klon?


sobota, 3 sierpnia 2013

Koszenie ścieżek


Indianka wczoraj wykosiła ścieżkę na łąkę i obkosiła dwa odcinki ogrodzenia.

Tu akurat odcinek który wcześniej kosiła.
Bieżące odcinki są dokładniej wykoszone, bo teren na to pozwolił,
a i wprawa Indianki w koszeniu rośnie z każdym koszeniem i coraz niżej i dokładniej wykasza :)
Szykuje sobie dostęp i miejsce pod nowe słupy ogrodzeniowe. Pastuch mocno wali – czyli wykoszenie chaszczy pomogło zlikwidować przebicia. Jeszcze na jednym odcinku musi dokosić. To może wieczorem, bo wieczorem się łatwiej kosi gdy nie ma już takiej spiekoty.

Żar jest taki i ziemia spieczona tak bardzo, że nie idzie wbić szpadla, ba, nawet kolca tyczki plastikowej.
Z musu Indianka musi zrezygnować z planów kopawczych i zabrać się za zbieranie nakoszonego siana oraz koszenie nowej trawy. W takim upale świeżo skoszona trawa szybko wyschnie. Postanowiła sobie, że skosi ręcznie hektar. Na razie udało jej się wykosić dwa paseczki na 26, czyli jeszcze sporo koszenia przed nią.
Paszarnia powoli zapełnia się sianem luzem. Trzeba będzie to wszystko przełożyć głębiej i mocno ubić, aby się zmieściło więcej siana. Tzn. całe musi się zmieścić :)

Podlała kwiaty, napoiła zwierzęta. Pora uszykować sobie obiad.
Potem naostrzyć wykaszarkę i iść kosić tak długo, jak wytrzyma w tym żarze.
Jak będzie miała dość – wejdzie do stajni, bo tam chłodniej i przełoży siano.

Na naturalnych łąkach Indianki rosną różne, ciekawe rośliny.
Wiele wspaniałych ziół, m.in. krwawnik, rumianek, mięta.
Czy ktoś rozpoznaje tę roślinę? 

piątek, 2 sierpnia 2013

Bociany Indianki

Hałasują. Trzepoczą skrzydłami. Podfruwają. Uczą się latać.



środa, 31 lipca 2013

Wycieczka na Komendę


Dziś z samego rana, gdy Indianka wyszła na dwór by wypuścić wszystkie zwierzaki na wybieg – niespodziewanie zajechał radiowóz. Policja olecka.

Indianka za plexi :))) Nie, żeby groźna była i zagrażała szyjom panów policjantów.
Taki wóz dostali do przywiezienia Indianki :)

Dwóch bardzo miłych, kulturalnych i cierpliwych panów policjantów poprosiło niezwykle grzecznie Indiankę, by zechciała się z nimi udać na komendę celem złożenia zeznań w sprawie zajść z Giżycka. Dostali powiastkę z komendy w Giżycku, by Indiankę przesłuchać.
Indianka pozamykała wszystko co zamknąć trzeba było i udała się wygodnym autem do Olecka. Nikt na nią się nie rzucał, jej nie skuwał, nie tłukł, nie wlókł po ziemi jak worek kartofli i nie straszył. Policjantki z Giżycka powinny przyjść na Komendę w Olecku na szkolenie by nauczyć się, jak postępować z obywatelami.



Bardzo uprzejmi panowie policjanci specjalnie dla Indianki uruchomili wiertaczki aby się nie udusiła.
Nalegali także, żeby od razu mówiła jakby się źle poczuła w tym zamkniętym pomieszczeniu.
Ale rano nie było duszno. Panował orzeźwiający chłodek. Dodatkowo wiaterek z wiatraczków sprawił, że Indianka nie dusiła się na tyle radiowozu. Poza tym nie była pobita i wciągnięta przemocą do ciasnego pomieszczenia bez tlenu, więc nie miała niebezpiecznie podwyższonego ciśnienia i uczucia suchości w gardle.



Indianka kryminalistką. Jak żyje, jeszcze w takiej roli nie występowała ;)))

Została oskarżona o skopanie wyszkolonych policjantek z Giżycka 
pod schroniskiem dla psów w Bystrym, 
o ich nawalenie piąchą po pysku i zbluzganie ;)))
Chwała bohaterce! :)))


Po złożeniu zeznań, Indianka kupiła łańcuchy do wozu konnego, aby zaprząc wygodnie konia, na zaczepy nie starczyło kasy, ale łańcuchy już ma. Załatwiła jedną sprawę w KRUSie, trzy sprawy w ARiMR, zaszła do przeniesionego sklepu budowlanego by zorientować się co mają i w jakich cenach oraz by znaleźć wykonawcę okien luksferowych i kogoś do naprawy stropu w piwnicy paszarni. W pobliżu sklepu spotkała znajomego veganina i wraz z nim i jego znajomą wróciła na rancho, gdzie wypili kawkę i porozmawiali ździebko. Indianka dała obiecaną dynię w słojach. Pastę dyniowo-grzybową na chleb i dynię na słodko do naleśników. Veganin też kupił swojej rodzinie i gościom jajeczka indiańskie. Dzisiaj się uzbierało 21 sztuk. 20 jaj po 60 groszy i jedno gratis.



"Schody do nieba", czyli do Wydziału Kryminalnego Policji w Olecku :)
Drewniane, zabytkowe. Zapewne pamiętają jeszcze dawnych Prusaków.

Widok Komendy w Olecku  z piętra kryminalnego :) Ładne dachy mają. Nowe.

Spacer z Komendy mostkiem ku KRUSowi. Indianka obskoczyła wczoraj kilka instytucji.
 Jak już znalazła się niespodziewanie w Olecku, to trzeba było tę okazję optymalnie wykorzystać.
Rzeka w Olecku. Płytka. Chętnie pływają nią kaczki. 
W KRUSie Indianka nie była jedyną zbuntowaną rolniczką. Był tam także wkurzony młody rolnik, który miał żal do KRUSu o to, że KRUS nie chciał umorzyć mu zaległości.

“Przepraszam, że jestem rolnikiem!” – wołał rozgoryczony.
Tymczasem Indianka poinformowała KRUS, że nie wie za co mu płaci, skoro emerytury rolniczej i tak się nie doczeka. Według niej, KRUS to instytucja niewiarygodna. Bierze pieniądze za friko, podczas gdy rolnik zasuwa cały dzień od świtu do nocy by zarobić na te pieprzone haraczyki. Poza tym stwierdziła, że woli, aby jej kasa została w jej kieszeni, bo tam jest jej miejsce. Indianka wyraziła zdanie, że nie stać ją na to, by utrzymywać taką dużą instytucję jak KRUS, a pieniądze ze składek są jej potrzebne chociażby na remont domu czy stajni.

Rolnik za nią wtórował jej i przytakiwał. :)


Natomiast wzburzona pani kierownik KRUS powiedziała Indiance, że żyje w PRLu i musi płacić KRUS czy ją na to stać czy  nie :D Indianka nieśmiało zauważyła, że PRLu już nie ma.  Żyjemy w Polsce demokratycznej, obywatelskiej i obywatel się liczy i jego dobro, a nie komunistyczny reżim i jego tyranistyczne wytyczne.

Z KRUSu Indianka udała się do ARiMR mijając po drodze szpital olecki.
Leżała w nim kilka lat temu, gdy miała wypadek na gospodarstwie.
Mimo wypadku nie dostała odszkodowania, ani nie umorzono jej składek KRUS.
KRUS to bezduszny beton. 

Natomiast w ARiMR zaobserwowała rosnącą biurokrację jako objaw nasilającego się w Polsce faszyzmu unijnego. Pracownicy robią co im szefowie każą. A szefowie każą coraz bardziej się czepiać pierdół. Indianka musiała poprawić dokumenty. Rozpisać dwie działki w czterech rubryczkach i dodać słowo “wieloletnie”, bo by nie dostała dotacji, jakby tego słowa nie dodała. Normalnie masakra. Krzywa absurdu unijnego rośnie.


Unia w Polsce realizuje politykę zaboru kasy rolniczej pod byle pretekstem. Wystarczy jedno nie użyte, lub niewłaściwie użyte słowo, by stracić szansę na dotacje mimo, że rolnik uprawia ziemię zgodnie z dobrą praktyką rolniczą. 

Pora zmienić władzę w Polsce na bardziej proludzką. Pierdoły nie powinny górować nad dobrą praktyką rolniczą i dobrem rolników i ich rodzin. Ta władza co jest, coraz bardziej robi się zimna, nieludzka i cyborgowata i takie cyborgowate traktowanie ludzi narzuca rozmaitym urzędom i instytucjom. 

Traktuje ludzi koszmarnie przedmiotowo i z wielkim lekceważeniem i brakiem zrozumienia i poszanowania człowieka jako jednostki oraz z lekceważeniem elementarnych praw i potrzeb człowieka. 

Pracownicy ARiMR to ludzie mili, ale ilość narzucanych im upierdliwych, biurokratycznych bzdetów, które z kolei przerzucają na rolników robi się uciążliwa. Rolnicy powoli zaczynają się czuć jak uczestnicy obozu karnego, a nie jak szczęśliwi beneficjenci systemu dopłat unijnych mających na celu wspierać rolnictwo i rolników.


Jeszcze kilka zaległych spraw papierkowych jest na głowie Indianki. Musi się nimi zająć w tym tygodniu. Pewnie jutro.

sobota, 7 sierpnia 2010

Ambona

Ambona myśliwska - okolica obfituje w dziką zwierzynę: dziki, sarny, jelenie, żubry...

Zgrabiarka

Stara zgrabiarka konna - przydałaby się taka Indiance...

Wieś Szwałk

Ceglany, poniemiecki dom nad jeziorem Szwałk...


Ule

Turkusowo-błękitne ule na Szwałku...

Białe brzozy

Brzezina w drodze na Szwałk
Brzozy to ulubione drzewa Indianki. Zagajnik brzozowy czyli brzezina wygląda tak pogodnie... Indianka uważa, że białe brzozy powinny być sadzone przy drogach. Fajnie wyglądają za dnia - przyjemnie się jedzie wśród nich, a w nocy są bardziej widoczne dla kierowców od innych gatunków drzew... Ponadto, ich drewno jest znakomitym opałem, a żywe drzewa źródłem zdrowotnej oskoły... Gdyby to od Indianki zależało, wszystkie drogi w gminie obsadziłaby brzozami... :) Póki co, pozwala by na jej ziemi rosły te piękne i pożyteczne drzewa :) Już kilka fajnych wyrosło :)

Mostek

Uroczy, prosty, a funkcjonalny mostek... Co prawda trochę obdrapany... Przydałoby się słupki wybielić, a relingi pomalować na świeży niebieski kolorek... Tak niewiele trzeba, by ten mostek wyglądał na prawdę ślicznie...

Tak to  już jest, że gdy się mija coś setki razy nie widzi się detali, nie dostrzega całości tak ostro, jak ostro się widzi tę samą rzecz, gdy mija się ją po raz pierwszy... :) 

Indianka mostka nie pomaluje, bo to nie jej jurysdykcja, ale ubytki mostka zainspirowały Indiankę do odmalowania obramowań okien i drzwi w jej oborze - trzeba dbać o swoje w pierwszej kolejności... :) Obramowania  już są - bieleją śnieżną bielą ku uciesze indiańskiego poczucia estetyki... I to nie koniec... W Indiance obudził się zmysł artystyczny - niejedno jeszcze zmaluje na siedlisku swym... ;))) Trzeba wapna dosypać i wąski pędzel nabyć - może Indianka się rzuci na malowanie fug między kamieniami obory... Jak malować, to na całego :))))

Mazurskie siedlisko

Po drodze na Szwałk uwagę Indianki przykuło typowo wiejskie siedlisko mazurskie...

Cmentarz

Cmentarz w Cichym - wyjątkowo piękne i spokojne miejsce spoczynku - pełne zieleni i śpiewu licznych ptaków...

Wspaniały żyrandol


Wspaniały, imponujący żyrandol góruje nad głowami wiernych poczas każdej mszy... nad nim odkryte niedawno zdobne freski sufitowe...

Chrzcielnica

Przepiękna chrzcielnica w kształcie kielicha...

Figura z dzieciątkiem

Figura z dzieciątkiem wygląda bardzo realnie i sugestywnie...

Święta figura

Figura świętego błogosławi przybywających do kościoła wiernych...

Kościół w Cichym

Kościół w Cichym
Wnętrze zabytkowego kościoła z 1566 roku tchnie niesamowitym klimatem przeszłości i religii...

Dziwnie pomyśleć, że pół tysiąca lat temu tutaj żyli i modlili się ludzie, a my nawet nie byliśmy w planach :)

Oni dawno temu wymarli, a my zajęliśmy ich miejsca... Niesamowite, zaiste :)

Sobotnia wycieczka

W zeszłym tygodniu Indianka zabrała Australijczyka na wycieczkę nad jezioro. Po drodze zwiedzili kilka miejsc.
Pierwszym z nich był zabytkowy kościół w Cichym zbudowany w 1566 roku.