sobota, 26 listopada 2011

Listopadowy wicher

Indianka przemeblowała nieco kuchnię, spoziera przez duże okno na jesienne, zielonkawo-beżowe pastwiska opromienione blaskami Słońca i na błękitno-popielate niebo nad nimi połyskujące białymi chmurami gdzieniegdzie.
 
To cud, że pod koniec listopada jeszcze tak ciepło jest - temperatury dotatnie. Padał deszcze i dął silny wiatr. Były przerwy w dostawach prądu, ale chyba już się sytuacja unormowała.
 
Indianka czuje się lepiej, ale nadal słabawo. Trzeba się przejść po włościach i poprawić ogrodzenia, wyrąbać trochę gałęzi, które dotykają drut i osłabiają siłę rażenia prądem.
 
Najwięcej roboty jest od strony lasu, gdzie dziki grasują i często na ziemię Indianki wpadają.
 
Wieje silnie nadal, trzeba się szczelnie ubrać aby nie przewiało.

1 komentarz:

  1. Witaj, kupiłam w zeszłym tygodniu 59 arów łąki-rolnej - pół godziny od miasta, takie marzenia o ogrodzie, w przyszłym roku powstanie tam sad wieloowocowy, teraz spoglądam z 6 piętra bloku na zadymiony Kraków i trochę się boję, że nie dam rady, że to jakieś szaleństwo. Pozdrawiam. Joanna

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!