RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą...
Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :)
Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
Henoch podróżował z Bogami-Kosmitami do gwiazd.
Mógł ulec napromieniowaniu. Jego grupa krwi mogła ulec modyfikacji.
Czy Henoch, autor Księgi Henocha, to praojciec Słowian, wyróżniających się odmienną haplogrupą krwi?
U ludzi pojawiły się NOWE GRUPY krwi!
Naukowcy zidentyfikowali w Japonii dwie nieznane dotychczas grupy krwi. Wkrótce będzie ich znacznie więcej – donosi „Mosaic Science”.
Pojawienie się nowych grup krwi jest prawdopodobnie związane z napromieniowaniem w czasie katastrofy elektrowni jądrowej w Fukushimie w 2011 r. – podejrzewają uczeni, ale to tylko jedna z hipotez. Naukowcy nazwali te grupy Junior i Langereis, zamiast dotychczasowych oznaczeń takich jak Rh.
Grupę Langereis ma w Japonii około 2500 osób. Grupa Junior jest bardziej rozpowszechniona – w Japonii może ją mieć 50 tys. osób, ale uczeni twierdzą, że ma ją też np. wielu Cyganów w Europie. Już wcześniej – w 2013 r. u europejczyków i w USA odkryto też trzecią nieznaną wcześniej grupę krwi – Vel. Może ją mieć nawet 400 tys. osób.
To, że nowe grupy krwi wykryto właśnie w Japonii nie jest przypadkowe. Japończycy mają dosłownie obsesję na punkcie krwi – wielu z nich jest święcie przekonanych, że grupa krwi ściśle określa charakter danego człowieka."
Stalkerzy zamieścili korespondencję sądową z kierowniczką sekretariatu wydziału karnego na Facebooku, podając jej dane osobowe i narażając na śmieszność. Ciekawe, czy policja się wreszcie nimi zajmie?
Przypominam, że dane osobowe stalkerów są w aktach policyjnych i sądowych, umorzonej sprawy o stalking, sprawy z mojego wniosku. Nigdy nie byli nawet przesłuchani, więc swobodnie i bezkarnie opluwają mnie aż od 4 lat i zatruwają mi życie napuszczanymi przez nich kontrolami.
Oskarżający Wąs i jego adwokatka prywatna. Wąs woli wydać 1600 zł na prywatnego adwokata, zamiast włączyć elektryczny pastuch za kilkanaście groszy dziennie!
Adwokatka Wąsa wygłosiła długą, nudną mowę końcową. Przynudzała jak cholera. Snuła i snułła te swoje insynuacje z dupy wzięte. Trzeba powiedzieć, że się mocno prężyła za te 1600 zł, ale i tak wypadła blado i niewiarygodnie. Jej oskarżenie głównie opierało się na insynuacjach i domniemaniach, a nie na faktach.
Zaś adwokat Indianki błysnął kunsztem oratorskim, mocno osadzonym w realiach sporu toczącego się między Wąsem i Indianką.
Trzeba przyznać, że miło zaskoczył Indiankę, która już przywykła do zerowej lub półgębkiem wygłaszanej obrony adwokatów z urzędu, niewinnej, świętej Indii. Tym razem mowa pana adwokata Indianki, była brawurowa.
Za kilka dni Sąd wyda wyrok. Indii wniosła o jej uniewinnienie, albowiem jest niewinna, a zarzucany jej czyn nie nosi znamion wykroczenia.
Był to ekscytujących dzień, tylko szkoda, że kosztem zwierząt Indii, które w tym dniu znów za sprawą mściwego, czyhającego na grunta Indii Wąsa, pozostawały bez opieki.
Wcześniej, Wąs na miedzy kilka razy powiedział Indiance, że będzie ją tyle razy pozywał, aż ją zlicytują. Zły człowiek to jest. Pazerny na cudzą własność, gdyż w świetle istniejącego prawa, tylko sąsiad z tej samej gminy może kupić grunt Indii. Wąsowi wcale nie chodzi o zabezpieczenie swych pól, albowiem nie dokłada należytej staranności w ich zabezpieczeniu (wystarczyłoby włączyć pastuch elektryczny od czasu do czasu), lecz jego celem jest nękanie biednej, samotnej kobiety pozbawionej prądu, która nie ma możliwości włączenia swojego pastucha.
Na uwagę zasługuje fakt, iż kierowniczka wydziału karnego dostała jątrzący donos (pokazała email) od rozwórzastej pedalicy z Nowej Huty rzygającej na Indii na Facebooku i gdzie się da, dzień w dzień od 4 lat, i w związku z tym donosem, kierowniczka na widok Indii podskakiwała jak na rozżarzonych węglach i wszczynała pretensjonalną dyskusję z Indii, na którą Indii nie miała czasu ni ochoty.
No, ale przynajmniej Indii dostała od niej jeden interesujący ją dokument, który wcześniej ta kobieta nie dała Indiance doczytać.
Niestety, na pozostałe dokumenty musi jeszcze czekać, bo tym razem wyrosły nowe przeszkody uniemożliwiające zapoznanie się z materiałem dowodowym zawartym w aktach dwóch spraw w sprawie o rzekomo bezzasadne wezwanie policji (było zasadne jak cholera, Indianka została napadnięta w świetlicy!).
„Miejsce w świecie bożym, gdzie Bóg przysłał was, okrążcie ciasnymi rzędami, brońcie go dniem i nocą. Nie miejsce, wolą (brońcie) – z mocą jego troszczcie się. Gdzie wy będziecie, będą dzieci, pola, przepiękne życie. Rasijunia czaruje oczy, nigdzie od niej nie odejdziesz. Nie jesteśmy jeszcze, ale będziemy my jej, w tym świecie bożym.”
Równo 100 lat temu, podczas wykopalisk w starożytnym mieście Fajstos, znaleziono dysk. Wspaniały wzór nieznanego dotychczas pisma. Stał się on symbolem wszystkiego co tajemnicze i zagadkowe w dziedzinie starożytnej historii, archeologii i lingwistyki.
Giennadij Stanisławowicz Griniewicz, po ukończeniu z wyróżnieniem Uniwersytetu w Moskwie, ogromną część swojego życia poświęcił ulubionej pasjii – geologii. Z racji wykonywanego zawodu, podróżował po kraju, zajmując się eksploracją podpowierzchniowych gruntów, pracował w najbardziej ekstremalnych warunkach, od Kaukazu po Daleki Wschód. Niespodziewanie dla kolegów z pracy i znajomych, w szczycie swojej kariery, przerwie działalność geologiczną, opuszcza Moskiewskie mieszkanie, przenosi się do Twerskiej guberni spędzając tu większą część swojego czasu.
Dopiero później, kiedy wyjdzie jego pierwsza książka, stanie się jasne, dlaczego Griniewicz poświęcił około 20 lat życia badaniom w dziedzinie historii i lingwistyki. Sprawcą tego niespodziewanego obrotu losu stanie się tajemniczy dysk z Fajstos. Griniewicz wykonał fundamientalną pracę, w zasadzie pod każdym względem – odkrył najstarsze pismo Słowian. Ale o tym później. Na samym początku zagłębił się on w najbardziej skryte, sprzeczne, mało znane dokumenty historyczne.
Pismo
W. N. Tatiszczew (1686-1750)
‚Prawdą jest, że Słowianie, na długo przed Chrystusem, i słowiano-rusią, właściwie do Włodzimierza, posiadali swoje pimo, w czym nam zaświadczają liczni starożytni pisarze.”
Katarzyna II (1729-1796)
„Niemniej jednak, po słowach Nestorowych i innych, należy sadzić, że Słowianie do Nestora pismo swoje posiadali, ale zostało ono utracone, lub jeszcze nie odnalezione, i dlatego do nas nie dotarło. ”
M.W. Łomonosow (1711-1765)
„Czyż nie można bądzie odmówić chwały narodowi rosyjskiemu, jeśli jego pochodzenie i nazwę umieszczono tak późnoprzecząc dawnemu, w czym inne narody sobie cześć i chwałę upartują?”
Michajło Wasiljewicz Łomonosow, genialny rosyjski uczony. Z jego odkryć w dziedzinie chemii, fizyki, geologii, geografii świat korzysta i po dziś dzień. Wybitny badacz historii ojczystej, Łomonosow poddał analizie i ciężkiej krytyce prace Schlözera, Bayera i Millera. I, jak profesjonalny naukowiec, odpowiedział na nadzwyczaj ważne zagadnienia dotyczące historii pochodzenia Słowian.
Fragment z filmu „Michajło Łomonosow”:
„- Czy sugeruje się pan moją rozprawą o pochodzeniu Rosów? – tak, właśnie na nią. Pochodzenie państwa Rosyjskiego od Szwedów, t.je. uściślając od normanów… Co nie tylko nie posiada podstaw naukowych, ale jest też dla Rosjan głęboko obraźliwie.. Przejrzyjcie sobie kroniki Nowogrodzkie, dzieła greckich i rzymskich pisarzy, gdzie się wspomina o naszych Słowiańskich przodkach, zarządzanych przez naszych kniazi… Na długo przed przybyciem Ruryka na Ruś… ”
Tezy Millera omawiano w Akademii cały rok. Została ona zakazana decyzją konferencji. Oburzony twórczością Millera, Łomonosow zmuszony był podjąć się napisania starożytnej rosyjskiej historii, w oparciu o pierwotne źródła i unikatowe
dokumenty świata antycznego. Im głębiej Griniewicz zanurzał się w historyczne dokumenty, tym większe było jego zdziwienie nieobecności systemowego podejścia do analizy najważniejszych historycznych świadectw.
Griniewicz: „Przecież istnieją historyczne źródła z 9-10 wieku, które świadczą o tym, że Słowianie posiadali swoje pismo. Tutaj w szczególności podejmę słynną „Opowieść o piśmie” Czernoriżca Hrabra bułgarskiego zakonnika żyjącego na przełomie 9 lub 10 wieku. Pisał w tym czasie, że Słowianie ksiąg nie mieli, „ale czertami i riezami czytają i gadają”.
Ostatnimy czasy pojawiło się niemało poważnych publikacji i badań naukowych historyków i językoznawców, wskazujących na znacznie starsze powstanie wspólnot i pisma u Słowian, rozleglejsze miejsca przesiedleń Słowno-Ariów – starożytnych russów i ich wpływ na powstanie starożytnych kultur u innych narodów. Potwierdzających, i „Arktyczną teorię” Tilaka, i badania Łomonosowa, Tatiszczewa, Kłassiena, oraz innych licznych uczonych. Specjalne miejsce zajmują prace wybitnego naukowca – akademika Rybakowa.
Borys Aleksandrowicz Rybakow: „To co jest uważane za pierwotne miejsce zasiedlenia Słowian warunkowo nosi nazwę, praojczyzna Słowian…”
Griniewicz: „Na Ukrainie, we Wschodniej Ukrainie, istnieje tak zwana Czerniachowska archeologiczna kultura. Boris Aleksandrowicz Rybakow twierdził, że to kultura Słowiańska. Ale wszyscy pozostali naukowcy – specjaliści, ci którzy interesowali się tym uważali, że to kultura germańska. Na tej podstawie, że na wyrobach kultury Czerniachowskiej istnieją napisy. Uczeni ci oponowali Borysowi Aleksandrowiczowi w ten sposób: „Słowianie nie mieli pisma, dlatego nie może to być kultura słowiańska”.
W 2-5 wieku naszej ery, na odwiecznych słowiańskich ziemiach, od Średniego Dniepru po Dunaj,
umocniło się państwo antów, izrewli(?) żyjących we wspólnocie narodowej i opierających się inwazji gotów.
Griniewicz: Naliczyłem ponad 100 znaków. A jeżeli w piśmie jest więcej niż 100 – różnych kształtów znaków, znaczy to, że nie może być alfabetycznym pismem. O ile we współczesnym rosyjskim piśmie są np. tylko 32 litery, w głagolicy było ich 43. A tu mamy 100 różnych graficznych znaków. To znaczy, że mamy do czynienia nie z pismem alfabetycznym, a zgłoskowym. I jest dla mnie całkowicie jasne, że Borys Aleksandrowicz Rybakow miał rację.
Praca Griniewicza – to ogromnych rozmiarów trud, żmudnie zebranych i przestudiowanych dokumentów. Napis na Nowoczerkaskiej bakłażce: „Żeby jedzenie nie poruszało się jak woda, wziąwszy całość dwóch stron, pij to.” Przy zestawieniu znaków, typu czert i riezów, z cyrylicą i głagolicą, bułgarską albo chorwacką, odkryto 23 znaki, zgodnych w formie. A więc, Cyryl czerpał znaki do swojego alfabetu ze starszego słowiańskiego pisma.
Rozkwit wielkiej kultury Trypolskiej datowany jest na 3-4 tysiąclecie pne. i obejmuje terytorium od Dniepru do Dunaju. Ziemia, obsiane niwa, zostały upodobnione do kobiety. Stąd – pokłon Matce Wszelkiego Istnienia – bogórodzicy Ładzie (Łada). Trypolcy byli doświadczonymi rolnikami. Tylko samej pszenicy wychowywali 4 odmiany! Nie mówiąc już o innych zbożach. W złożonych deseniach, ozdabiających ceramikę Trypolców widać odbicie świata, jego jedność. Za zewnętrzną wytwornością linii ornamentu skrywa się wszechobecna znajomość praw „niebieskiej mechaniki”, powstawanie gwiazd i ruch galaktyk, zrozumienie życia wszechświata i miejsce prarodziny w kosmicznym cyklu obrotowym planet.
A.R. Korwin-Piatrowski, kandydat nauk historycznych Ukraińskiej Akademii Nauk: „Na Ukrainie mamy całkowicie unikalny fenomen w skali całej Europy, a nawet całego świata. To Trypolska osada-gigant. Na przykład osada Talenki, która zajmuje 4,5 kilometra kwadratowego. Dzięki geomagnetycznym badaniom, określiliśmy, że w tej osadzie było 2700 mieszkań. Wykopano do tej pory na dzień dzisiejszy tylko 31. Z poprzednich danych wynika, że w takiej osadzie mogło mieszkać idąc za ewidencją różnych ocen demograficznych, od 8 do 12 tysięcy ludzi.
Liczba mieszkańców Trypolskiego grodziska przekraczała Kijów, czasów Jarosława Mądrego. Ponad 4000 lat temu Trypolcy wznosili 2-piętrowe domy, z potężnymi drewnianymi ścianami i pokryciami dachów!
S.W. Żarnikowa, kandydat nauk historycznych: „To nie były gliniane domy. W Trypolu były domy z bali, 2 a nawet 3 kondygnacyjne. Co dla współczesnej Ukrainy, na przykład, nie jest charakterystyczne. To charakterem przypomina Zakarpacie i Podkarpacie. Nawiasem mówiąc nazwy rzek w tej rusińskiej Ukrainie to Podkarpacie, Zakarpacie, absolutnie identyczne, na przykład nazwy znajdujemy na terytorium Wielkiego Ustiuga, Tarnowskiego lub Totemskiego rejonu Rosji. Idące ciągiem, spotykamy jednakowe nazwy. I właśnie, konkretnie, w tych lokalnych regionach. ”
A.R. Korwin-Piatrowski: „Najbardziej charakterystycznym rozplanowaniem budowania dla Trypolskiej kultury było po kręgu. Gdzie mieszkania rozłożone są wzdłuż kręgu, przy czym przekrojami poprzecznymi bez drzwi wychodzą na zewnątrz, a drzwiami do środka osiedla.”
Dokładnie taką samą zasadą założono i w architekturze Arkaim, unikatowego miasta-obserwatorium, odkrytego naPołudniowym Uralu. Stonehenge – „rodzimy brat” Arkaim pod względem struktury budowy, znajduje się na tej samej paraleli z nim, na Południu Anglii. Czyżby to jakiś zbieg okoliczności lub reguła?
Griniewicz: „O tym, że Trypolcy prześcignęli wszystkie otaczające narody, nikt nie ma wątpliwości. Oni także władali pismem. Na wyrobach ceramicznych znaleziono duża ilość pojedyńczych znaków. Te znaki zebrano, pogrupowano i ich ilość też przekracza 100. Jest ich nawet więcej, bo 150. Co świadczy o tym, że u Trypolców pismo także było zgłoskowe. Ale najciekawsze w tym, że kiedy porównać te pojedyńcze znaki ze znakami dysku z Fajstos, to okazuje się, że w swojej graficznej podstawie są one absolutnie identyczne. Tak więc wszystko co dotyczy Trypola, i obecności w tej kulturze pisma, nie budzi u mnie żadnych wątpliwości.
Wiadomo, że kultura Trypolska w 2000 roku pne. doznała ciężkiej porażki (razor). Jednak pozostaje do dziś zagadką – dlaczego trypolcy, opuściwszy swoje osiedla nie wzięli ze sobą swoich rzeczy?
Słowianie przenosili się nie stopniowo, a migrowali przenosząc się jak ptasie przeloty z mijsca na miejsce. Widocznie dlatego, Grecy nazywali ich bocianami, „Pelazgami”.
Wiadomo także, że w 3 tysiącleciu pne. Prasłowianie, w swoich migracjach z Trypola na Południe, osiągnęli Pendżab i Indus, gdzie stworzyli największą protoindyjską kulturę. Na fundamencie której wzniesie się kultura Starożytnych Indii.
S.W. Żarnikowa: Faktem jest, że jeszcze w 1903 roku wybitny indyjski badacz Bal Gangadhar Tilak napisał swoją książkę „Arktyczna ojczyzna z Wed”. I dzieki temu, że był braminem miał dostęp do świętych tekstów. Kiedy przeanalizował Rygwedy i Awesty odkrył, że opisują takie zjawiska, które nie są możliwe na południowej szerokości geograficznej a dokładniej od 56% Północnej szerokości. To – ruch gwiazdozbiorów Zapolaria, Przypolaria (Circumpolar) i Zorza Polarna, rok podzielony na dwie połowy – pół roku dzień, pół roku noc. Ten opis topnienia wiosennych śniegów. Jest tam taka ilość geograficznych i astronomicznych realiów, których w Indiach po prostu nie ma. Siedem gwiazd Wielkiej Niedźwiedzicy zawsze znajdują się wysoko, i obracają się okrężnie wokół Gwiazdy Polarnej. Wszystkie gwiazdozbiory. Ten krąg można zobaczyć tylko w Przypolarnych północnych regionach. Na terytorium Europejskiej Północy zachowała się ogromna ilość nazw rzek, jezior, które tłumaczone są tylko z sanskrytu.
Griniewicz: „Spojrzyjcie, na naszą Ołoniecką gubernię. Tam płynie rzeka Śiwa, w pobliżu niej Ganeż, Padma, co znaczy „lotosowa (lotosu)”. Do tego wszystkiego trzy rzeki Gangesy. Dwa Gangesy na terytorium okręgu Archangielskiego. Nasza Suchona wołogodzka w sanskrycie znaczy „łatwa do pokonania”.
S.W. Żarnikowa: Jeszcze w 17-18 wieku w Indiach, małżeństwo w wyższych kastach było uważane za bezprawne, jeżeli zapisu o nim nie zrobiono na korze brzozowej! Przy czym w samym sanskrycie jest słowo „nahczitam”, t.je. „nieczytelne”. A to znaczy, że w tych czasach umiano już pisać. Oto proszę, Cyryl i Metody. Czy oni stworzyli sławiański Alfabet? A może jednak do tego czasu były były czerty i riezy, które zapisywano na korze brzozowej.
Griniewicz: Ilość napisów tzw. kultury proto-indyjskiej, jest ogromnie dużo. Jurij Knorozow, który próbował rozszyfrować proto-indyjskie pismo twierdził, że sanskryt jest kopią języka proto-indyjskiego. Proszę sobie wyobrazić, jak ciekawe okazuje połączenie… Wszyscy dziwią się – skąd w sanskrycie taka ilość sławiańskich form i słów? W tym samym czasie oni kontynuują swoje wywody, że to kopia z proto-indyjskiego. Ale wtedy okazuje się, że oryginał był Słowiański.
S.W. Żarnikowa: Na dzień dzisiejszy profesor Sharma, odpowiadając na pytanie – który z języków on uważa za najbliższy, powiedział: „bez wahania odpowiem. To Ruski i sanskryt.” A May mówił, że język Ruski – to język Słowiański w swoim indoeuropejskim naturalnym rozwoju. I język ten, wnioskując z tej nomenklatury, w formie, którą w nim założono, kształtował się tu, w Rosji, na Północy, niedaleko regionu Podbiegunowego i to jest normalne. Naturalnie, że tu trzeba szukać bardzo licznych korzeni. I nas, na przykład, nie dziwi fakt, że Chołmogory leżą na takich wyspach, jak Khur i Nal. Chociaż w Mahatharacie przodkowie ariów noszą nazwę Khur i Nal.
Kreteńskie mocarstwo – gospodarz morza Egejskiego znajdowało się u szczytu swojej potęgi, kiedy do Krety dotarła silna fala po wybuchu wulkanu Santorin, wywołując duże zniszczenia. Wyspa została pokryta warstwą popiołu. Miasta Krety zostały zamienione w ruiny a wyspa w martwą pustynię. Mieszkańcy Krety porzucili wyspę. Do końca ubiegłego wieku nic nie było wiadomo naukowcom, o dawnej potędze Krety. Pałace były skryte grubą warstwą ziemi, a na jej powierzchni stały ubogie chaty. Tym bardziej niespodziewane i znaczące było odkrycie archeologa Artura Evansa. Wspaniały pałac władcy Knossa objawił się przed zdumionymi oczami archeologów. Ale jeszcze bardziej zdumiewające okazało się archiwum knosskiego pałacu. Setki glinianych tabliczek, pokrytych nieznanym pismem. Pierwszej próby rozszyfrowania kreteńskiego pisma podjął się Artur Evans. Ale nie mógł posunąć się dalej w formalnej analizie, ograniczył się więc do klasyfikacji. Jego pracę kontynuował Anglik Michael Ventris. Pojawiła się nauka o rozszyfrowywaniu kreteńskich napisów – mykenologia. Jednak zrozumiałych tekstów, po wszystkich próbach ich rozszyfrowywania, praktycznie nie było. Nie dawały się tłumaczyć. Griniewicz zajął się rozszyfrowywaniem kreteńskich napisów w poszukiwaniu początków pisma, typu czertów i riezów. Wyszedł on z założenia, że autorzy kreteńskich napisów – Pelazgowie jawią się jako praSłowianie.
Griniewicz: Na Krecie w swoich czasach, 2000 lat wstecz, istniało pismo. Z jego osobliwym typem i budową. Specjaliści nazwali je „Egejskie Selibary”. Tak więc egejskie selibary charakteryzują się zgłoskami otwartych sylab. Takie właśnie pismo wykonane było na słynnym zagadkowym Dysku z Festos.
Unikalny skarb starożytnej Krety, znaleziono w królewskim pałacu w czasie wykopalisk starożytnego miasta Festos. Latem 1908 roku ukazał się wspaniały wzór nieznanego do tej pory pisma – Dysk z Festos. Prób rozszyfrowania Dysku z Festos było wiele. Jako kluczowych języków użyto: grecki, hetycki, likijski, ko(a)ryjski a nawet semicki. John Chadwick, najbardziej doświadczony dekryptolog, powiedział pewnego razu: „Rozszyfrowanie tego napisu pozostaje poza granicami naszych możliwości„.
Griniewicz: Ale najbardziej zdumiewające było to, że kiedy zacząłem porównywać po prostu znaki… To znaczy brałem tabelę pisma linearnego „A” i „B” (z Dysku z Festos) i porównałem ze znakami czertów i riezów, to znajdywałem duże podobieństwo bardzo dużej liczby znaków. Koło 70-80 %. Znaki posiadały absolutnie identyczny kształt. Okazuje się, że Kreta 2-go początek 3 tysiąclecia pne., jej kultura została stworzona przez Słowian. I język, którym oni mówili, w gramatycznej budowie składni jest bardzo zbliżony do języka staroruskiego.
Za gablotami Iraklońskiego muzeum zastygła terakotowa symfonia najstarszej indoeuropejskiej wiedzy, której słoneczna esencja została zręcznie zaszyfrowana w geometrycznych ornamentach i figurkach bogów. Duchowy i genetyczny związek
praSłowian ze Stwórcą, najgłębsze zrozumienie przyrody Wszechświata przekazywało się z pokolenia na pokolenie, niezmiennie dziedzicząc tradycje Północnej praojczyzny Słowian.
S.W. Żarnikowa: Tu można zobaczyć ornamentalne wzory, które zobaczycie i w Trypolu – poczwórnej swastyki, zgromadzone razem. One są bardzo częstym motywem w północnoruskim ornamencie. I wydaje się, że są one związane z bardziej Starożytną Ascezą Pięciu Ogni. Gdzie kapłan, czekając na przyjście Słońca stawał pomiędzy 4 ogniskami w formie swastyk, i uważało się, że piąty ogień – to sam kapłan.
Rożanicy, oto oni (podobieństwo do figurki bogini z Krety). Proszę, ma głowę, dwie pary rąk. Oto oni czteroramienni bogowie i boginie Słowian. Pamiętamy, że w Wedyjskiej i Awestyckiej tradycji i Kalash Hindukush, w pierwszej fali migracji na kontynent euroazjatycki, istnieje pewne zrozumienie pirwszych początków, dla rodzącej kobiety, krowy i drzewa ze złotymi (jesiennymi) liśćmi.
Spojrzyjcie uważnie na ten główny ornament. To taka złożona meandrowa wyrysowana kompozycja. I to jest zrobione w 19 wieku przez Gryzowiecką chłopkę. Różnica czasu między tym i tamtym jest 20.000 lat. A ornamentalny schemat nadal pozostał!
Wczesną wiosną 1828 roku, w czasie orki, rolnik z Toskanii odkrył etruski grobowiec. Przy blasku pochodni archeolodzyodnaleźli idące w głąb sklepienia. Objawiła im się antyczna Etruria taką, jaka istniała w czasach swojej świetności. 20 wieków po jej śmierci ukazała się na nowo prawie zapomniana starożytna cywilizacja. Najstarsze pamiątki pisma na półwyspie Apenińskim należą do Etrusków. Rzymianie pisali: „Etruscan non legitur”. Co znaczy: „Etruskiego nie czyta się”. Kim byli Etruskowie? W jakim języku mówili? Pracując z etruskimi napisami, Griniewicz wyjaśnił, że i w etruskich tekstach jest także duża liczba znaków. Ilość ich dochodziła do 100. Wskazywało to podobnie na zgłoskowe (sylabiczne) pismo.
Griniewicz: A najbardziej zdumiewające było to, że kiedy zaczęliśmy porównywać znaki czert i riezów z kreteńskimi, znaki protoindyjskiego pisma z etruskimi napisami, to zauważyliśmy pełne graficzne podobieństwo. I treść tych testów była bardzo jasna i wyraźna. Muszę powiedzieć, że spotkaliśmy się ponownie z naszym językiem, umownie nazywanym prasłowiańskim. Chociaż na dzień dzisiejszy nazwałbym go praruskim.
Istnieje obecnie więcej niż 10.000 etruskich tekstów. Na przykład, napis na lustrze z brązu zawiera przypomnienie mądrości: „Zatracenie w bogactwie, osłabia twe siły. „Rojem” żywy.” „Kto, jeśli nie ja, obroni twoich żywych, a nie martwych„, – głosi napis na hełmie.
Griniewicz: W początkach naszej ery istniał słownik Stefana Bizantyjskiego, w którym jednoznacznie i wyraźnie napisano, że „Etruskowie – to Słowiańskie plemię”.
Już w 10 wieku pne. istniała kultura Etrusków. Miasta, wyposażone w wodociągi z wszystkimi systemami komunikacji, wydobycie rud, obróbka metali, perfekcyjna ceramika – wszystko to mówi o wysoko rozwiniętym mistrzowskim narodzie. Narzędzia, wyrafinowane bronie, lustra i parasolki – wszystko to było najdoskonalsze w całym basenie morza Śródziemnego. Te kanopy, przeznaczone do rytualnych pochówków, spotykane są w całych Włoszech i
opatrzone pieczęciami, do bólu znajomymi, sakralnymi ornamentami z Rosyjskiej Północy. Pierwsze wykopaliska datowane są na początek 18 wieku. Znalezione porażały wyobraźnię. Ta kultura znała już to wszystko, co wcześniej przypisywano pomysłowemu geniuszowi starożytnych Rzymian. Ale okazało się, że Rzym ma prehistorię. I to jeszcze jaką! Ponad 2000 lat wstecz Etruskowie byli w posiadaniu znacznej części półwyspu Apenińskiego. Byli gospodarzami zachodnich mórz i niepodzielnie panowali na całym morzu Tyreńskim. Starożytnych Rzymian nazywają nauczycielami Zachodniej Europy. Ale nauczycielami nauczycieli – byli Etruskowie.
Senior Lanfranco Severini pracuje od 35 lat w Etruskiem Archeologicznym muzeum w Tarkwinii. Opowiedział on nam o istocie solarnych znaków i o genetycznym związku Etrusków ze Słowianami. „Massimo Palatino, najwybitniejszy włoski uczony”,- powiedział nam senior Severini – „dawno temu pisał o związku Etrusków i Słowian w swoich pracach naukowych”. Ale i my nie pozostaliśmy dłużni i opowiedzieliśmy seniorowi Severini o pierwotnych słowiańskich korzeniach starowłoskiego nazwiska „Severini”.
Jeszcze w 1926 roku nasz wybitny archeolog Gorodcow pisał, że ornament swastyki, meandry, gąski z naszych haftów przyszły nie z Indii ani z Grecji. Wszyscy to pochodzi jeszcze z czasów Paleolitu. I wszystko to zachowało się w hafcie Rosyjskiej Północy, w hafcie Ruskich chłopek. Co jest jasne i czyste jak rodowa pamięć. Wybitny badacz ornamentu Iwanów powiedział: „Tak, oddzielne elementy ornamentu można spotkać u różnych narodów, ale takie złożone dywanowe ornamenty mogą być tylko wynikiem genetycznej więzi narodu”. Stasow w 19 wieku pisał: „To tekst składny, zapisana melodia, która jest nie tylko dla oczu ale też dla umysłu i uczuć (ducha).” Starożytne pisma, są jak przewodnia nić do zrozumienia tajemnicy słowiańskiej cywilizacji, rzucając światło na Wiedzę o zapomnianej tradycji naszych przodków. Jak gdyby z głębi duchowego zawieszczenia tysiącleci, dysk z Festos przynosi nam otwarte przesłanie:
„Miejsce w świecie bożym, gdzie Bóg przysłał was, okrążcie ciasnymi rzędami, brońcie go dniem i nocą. Nie miejsce, wolą (brońcie) – z mocą jego troszczcie się. Gdzie wy będziecie, będą dzieci, pola, przepiękne życie. Rasijunia czaruje oczy, nigdzie od niej nie odejdziesz. Nie jesteśmy jeszcze, ale będziemy my jej, w tym świecie bożym.”
Wśród eksponatów muzealnych są takie, które wprawiają archeologów i historyków w niemałe zakłopotanie. Przeznaczenia części z nich możemy się jedynie domyślać. Inne zawierają kod, którego nikomu nie udało się dotąd złamać.
Przypomina kołpak albo śmigło wiatraka i choć wygląda na rzecz zupełnie współczesną, ma ok. 5 tys. lat. Ten dziwny przedmiot znaleziono w 1936 r. podczas wykopalisk w okolicach Sakkary, w grobowcu Sabu – syna faraona Anedżiba, przedstawiciela I dynastii panującego na początku III tysiąclecia przed Chrystusem. Zgodnie z relacją, dysk znajdował się w zasypanej piaskiem komorze grobowej razem z innymi bogatymi darami dla zmarłego. Eksponowany dziś w Muzeum Egipskim w Kairze artefakt wymagał od twórców ogromnej precyzji i cierpliwości. Nie wykonano go bowiem z metalu, ale z aleurytu (skały drobnoziarnistej). Wyglądem przypomina talerz z trzema "zagiętymi" do wewnątrz śmigłami i dziurą pośrodku, przez którą najwyraźniej przechodził drążek. Problem w tym, że, zgodnie z opinią archeologów, Egipcjanie zaczęli używać okrągłych przedmiotów dopiero ok. XVI w. p.n.e. Uczeni nie mają pojęcia, do czego służył dysk. Być może był częścią jakiegoś większego, tajemniczego mechanizmu. Inna hipoteza mówi, że był to… nawilżacz powietrza. Naczynie miało być napełniane wodą i stawiane na ogniu. Według jeszcze innej koncepcji była to podstawka pod lampę albo przenośne palenisko, w którym trzy "śmigła" stanowiły oparcie dla garnka.
Prowadząc w 1908 r. wykopaliska w ruinach pałacu w Fajstos na Krecie, włoski archeolog Luigi Pernier natknął się na gliniany dysk o średnicy 15 cm, pokryty z obu stron spiralnym ciągiem symboli. Według relacji, spoczywał on w piwnicy przy wejściu do pałacu, gdzie został "uwięziony" przez trzęsienie ziemi. Powstał w II tysiącleciu przed Chrystusem (najprawdopodobniej ok. 1600 r. p.n.e.), choć jego wiek i treść inskrypcji od ponad stu lat stanowią przedmiot sporu wśród archeologów. Znaki na Dysku z Fajstos, odciśnięte za pomocą stempelków, przypominają nieco antyczny komiks i wyglądają na dzieło kogoś, kto miał do przekazania potomnym bardzo ważną historię. Na dysku zidentyfikowano 45 różnych znaków przedstawiających zwierzęta, przedmioty oraz ludzi (w tym charakterystyczną postać z irokezem). Powtarzając się, tworzą one ciąg 241 hieroglifów należących do tzw. minojskiego pisma linearnego A, choć według innych uczonyc,h mogą to być znaki anatolijskie albo egipskie. Z kolei prof. Axel Haussman nazywał dysk "dokumentem z Atlantydy", który na Kretę miał trafić razem z uciekinierami z zatopionego kontynentu. Wszelkie dotychczasowe próby odczytania znaków na Dysku z Fajstos spełzły na niczym, a ich rezultaty były mało przekonywujące. Akademickie hipotezy zakładają, że na spirali mogła zostać zapisana modlitwa, kalendarz albo… plansza do gry.
Komentarz "licensa": Najstarszym pismem Słowian-Ariów były wici czyli pismo węzełkowe. Dalej przodkowie nasi posługiwali się runicą i głagolicą. Od tworzywa na którym pisano czyli na deseczkach bukowych powstała nazwa bukwica. Pisano także na korze brzozowej oraz na wyrobach z gliny i metali. Od tysiącleci posługiwaliśmy się pismem, aż przyszedł kataklizm czyli kościół rzymski który spalił cały pisemny dorobek Lechitów.
To interesujące, że dotąd do naukowców zachodnich nie dociera iż dysk z Fajstos czyta się za pomocą run słowiańskich o czym cały wschód od dawna wie. Tak się manipuluje historią i faktami.
W 1974 r. robotnicy kopiący dół niedaleko rzeki Marusza koło miasta Aiud w Siedmiogrodzie (Rumunia), natknęli się na głębokości 10 m na kości mamuta. Po wezwaniu paleontologów stwierdzono, ku wielkiemu zdumieniu zebranych, że obok szczątków spoczywa masywny metalowy przedmiot, na pierwszy rzut oka wyglądający na obuch toporka. Po bliższych oględzinach okazało się, że to zbyt precyzyjna robota jak na ręce prehistorycznych rzemieślników. Przedmiot był ponadto zadziwiająco lekki ,i jak wykazały analizy, składał się w 90 procentach z aluminium. Tzw. artefakt z Aiud ma wymiary 12,5 na 20 cm, ma wydrążonych kilka otworów i wygląda na część większego mechanizmu. Specjaliści od metalurgii orzekli, że oprócz aluminium składa się on jeszcze z 11 innych pierwiastków (m.in. cynku i miedzi), jest pokryty naturalną warstwą tlenku i liczy ok. 300-400 lat. Problem w tym, że technika wytopu aluminium została opracowana dopiero w latach 20. XIX w., a masową produkcję metalu rozpoczęto dopiero pod koniec stulecia. Zarówno to, jak i trudność w wyjaśnieniu, dlaczego przedmiot spoczywał przy kościach prehistorycznego ssaka, który padł kilkanaście tysięcy lat temu, sprawiły, że znalezisko z Aiud ponad 20 lat spędziło w magazynie muzeum w Kluż-Napoce. Odpowiedź na wszelkie pytania z nim związane wysunęli w latach 90. rumuńscy ufolodzy, a przynajmniej tak im się wydawało. Ich zdaniem artefakt znad rzeki to "łapa" lądownika pozaziemskiego statku, który przed tysiącami lat osiadł nad brzegiem Maruszy, gdzie zgubił fragment wspornika. Są też inne wytłumaczenia. Sceptycy sugerują, że to po prostu "ząb" oderwany od łyżki koparki albo część bombowca z czasów II wojny.
Z odkryciem Dysku z Nebry związana była głośna afera. Datowany mniej więcej na ten sam okres, co Dysk z Fajstos, został znaleziony w 1999 r. przez poszukiwaczy-amatorów przy pomocy wykrywacza metali w kurhanie w rezerwacie archeologicznym niedaleko niemieckiego miasteczka Nebra (Saksonia-Anhalt). Wkrótce potem znalazcy sprzedali go za 31 tys. marek. Paserzy oferowali dysk kolekcjonerom za cenę wielokrotnie wyższą, ale w 2001 r. został on skonfiskowany przez szwajcarską policję i trafił w ręce głównego archeologa landu, w którym został znaleziony. Od tamtego czasu łamią sobie nad nim głowy naukowcy. 32-centymetrowej średnicy Dysk z Nebry wykonano z brązu, umieszczając na jego powierzchni złote płytki reprezentujące gwiazdy (m.in. Plejady) i planety, Księżyc oraz Słońce (po bokach znajdowały się dodatkowo dwa złote łuki, z których jeden się zachował). Sugerowało to, że dysk służył do celów astronomicznych albo astrologicznych. Problem w tym, że nie przypominał żadnego ze znalezionych dotąd artefaktów. Kontrowersje z nim związane dotyczyły nie tylko pytań o autentyczność i wiek przedmiotu, ale i tego, w jaki sposób przywędrował do Nebry. Zdaniem niektórych archeologów może on być dużo starszy i pochodzić nawet z III tysiąclecia p.n.e., a do kurhanu w Saksonii-Anhalcie mógł trafić jako zdobycz wojenna. Analizy wykazały, że metale, z których powstał dysk pochodzą z Europy. Archeolodzy wysunęli kilka koncepcji odnośnie jego przeznaczenia. Dysk z Nebry mógł służyć do korelacji kalendarza słonecznego z księżycowym, do wyznaczania dat zasiewów albo był rekwizytem w ceremoniach religijnych.
Dodecahedrony
Foto: Shutterstock
W przeciwieństwie do dotychczas przedstawionych znalezisk będących unikatami, na dodecahedrony archeolodzy natrafiali dość często. Do tej pory znaleziono ich ponad 100, głównie na terenie Niemiec i Francji, ale także Włoch, Hiszpanii, a nawet Węgier. Są to przedmioty wykonane z metalu albo kamienia, liczące od kilku do kilkunastu cm średnicy. Archeolodzy nadali im nazwę od rzymskiego słowa oznaczającego dwunastościan, gdyż właśnie taki kształt tajemnicze artefakty mają. Każdy z boków dodecahedronu zawiera otwór innej średnicy, a na styku ścian posiadają one kulki. W środku przedmioty są puste. Datowane na III-II w. p.n.e., stanowią zagadkę dla naukowców, gdyż w źródłach nie zachowały się żadne odniesienia na temat ich przeznaczenia. Ponieważ znajdowano je w skarbczykach wysunięto wniosek, że musiały być dawniej uznawane za przedmioty wartościowe. Jedna z hipotez, zwracając uwagę na resztki wosku znalezione na niektórych egzemplarzach sugeruje, że były to świeczniki, co jest mało prawdopodobne ze względu na ich nieporęczność. Dodecahedrony uznawano także za kostki albo przedmioty do gry przypominającej zasadami bule, która mogła być rozpowszechniona wśród legionistów. Jeszcze inna koncepcja uznaje je za rekwizyty do praktyk wróżbiarskich albo zwyczajne ozdobne bibeloty. Kto wie, czy ich zagadki nie odkrył przypadkowo pewien youtuber, który zademonstrował, jak przy pomocy dodecahedronu można w prosty i szybki sposób wydziergać z wełny rękawiczki, stosując tajemniczy przedmiot jako "stelaż".
Indianka postanowiła sprawdzić, czy da radę prowadzić gospodarstwo pracując tylko 5 godzin dziennie, czyli tyle, ile gospodarze spodziewają się na ogół godzin wolontariatu. Już 15.00. W sumie pracuje od 8 rano, czyli już 7 godzin. Jeszcze będzie musiała zajrzeć do owczarni, czy wszystko okay i pozamykać klapy kurnika. Koty i psy jedzą przyniesione ze wsi przez Indii porcje rosołowe. Wyprawa do sklepu wiejskiego, to minimum 2km przez pola i około 3 godziny marszu z tobołami przez pola i krzaczory oraz strumienie. Ręce bolą. Niemra gdzieś schowała plecak Indii i biedna Indianka musiała około 20 kg dźwigać w rękach.
Wcześniej rano pościeliła owcom, kozom i koniom legowiska.
Potem wytargała z piwnicy 6 worów śmieci i wywiozła je taczką 300 metrów na drogę do odbioru.
Z pola przywiozła sobie dwie taczki drewna do pieca.
A potem poszła na zakupy.
Wróciła z rękami ciągnącymi się po zrytej przez dziki, wyboistej ziemi.
Zawołała psy i dała im po dwa korpusy kurze, jeszcze na polu, by było jej choć ździebko lżej nieść ciężary i by psy szybciej nakarmić. Ochoczo się rzuciły na mięso.
Dobrze by było jedną klaczkę przyuczyć do noszenia tobołów...
Moim zdaniem prezydenci Sopotu i Poznania to zdrajcy, którzy powinni zostać usunięci ze stanowisk i postawieni przed Trybunał Stanu za zdradę legalnie wybranej władzy.
Lechia zbulwersowana
Wojewoda pomorski chce wyjaśnień ws. „wypowiedzenia posłuszeństwa wladzy”
Wojewoda pomorski Dariusz Drelich zwrócił się do prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego z prośbą o wyjaśnienie, co rozumie on pod pojęciem „wypowiedzenie posłuszeństwa władzy”. W odpowiedzi udzielonej PAP Karnowski powiedział, że chodzi m.in. o respektowanie wyroków TK.
Prezydent Sopotu Jacek Karnowski, wraz z m.in. prezydentem Poznania Jackiem Jaśkowiakiem, byłym prezydentem RP Lechem Wałęsą, liderem Nowoczesnej Ryszardem Petru i przewodniczącym PO Grzegorzem Schetyną podpisali list "Stop dewastacji Polski", który opublikował lider KOD Mateusz Kijowski. Sygnatariusze listu apelują o udział w strajku obywatelskim zaplanowanym na 13 grudnia.
REKLAMA
"Dziś nadeszła chwila, by wypowiedzieć posłuszeństwo tej władzy. 13 grudnia wyjdźmy na ulice wszystkich polskich miast i miasteczek i pokażmy, że nie zgadzamy się na niszczenie Polski" - brzmi fragment odezwy.
W poniedziałek szef MSWiA Mariusz Błaszczak powiedział, że „odezwa, (…) jest nawoływaniem do przestępstwa”. Zwrócił się także do wojewodów, aby zapytali podpisanych pod nią prezydentów miast: Poznania i Sopotu, „jak rozumieją zawarte w niej słowa”.
Wojewoda pomorski Dariusz Drelich wystosował w poniedziałek do prezydenta Sopotu list, który służby wojewody rozesłały też mediom.
"W związku z podpisaną przez Pana odezwą (…) "Stop dewastacji Polski", w której m.in. wzywa się wszystkich obywateli, by 13 grudnia br. wyszli na ulice polskich miast i miasteczek i wypowiedzieli posłuszeństwo władzy, działając jako przedstawiciel Rady Ministrów w województwie oraz organ nadzoru nad działalnością jednostek samorządu terytorialnego pod względem legalności (…) proszę o wyjaśnienie, co Pan jako Prezydent Miasta Sopotu rozumie pod pojęciem "wypowiedzenie posłuszeństwa władzy", w szczególności czy wypowiedzenie posłuszeństwa władzy oznacza odmowę realizacji przez organy miasta Sopotu zadań publicznych oraz niestosowanie się do obowiązującego prawa” - napisał wojewoda w liście do Karnowskiego.
Prezydent Sopotu zapowiedział w rozmowie z PAP, że prawdopodobnie już we wtorek odpowie na list wojewody. Poproszony przez PAP o komentarz do prośby Drelicha o wyjaśnienie, co rozumie pod hasłem „wypowiedzenie posłuszeństwa władzy”, Karnowski powiedział, że ma na myśli choćby respektowanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego czy korzystanie z prawa do organizacji zgromadzeń.
Przypomniał, że list zatytułowany "Stop dewastacji Polski" jest apelem o udział w strajku obywatelskim, który 13 grudnia organizuje w całej Polsce KOD.
- Mamy prawo do strajku. Strajk ma różne formy: ten będzie miał formę demonstracji – powiedział PAP Karnowski.
Poproszony z kolei o odpowiedź na pytanie wojewody „czy wypowiedzenie posłuszeństwa władzy oznacza odmowę realizacji przez organy miasta Sopotuzadań publicznych oraz niestosowanie się do obowiązującego prawa”, Karnowski odpowiedział:
- Nie, skąd. Strajk to nie jest rewolucja – podkreślił prezydent Sopotu.
Także wojewoda wielkopolski zwrócił się w poniedziałek w tej sprawie o wyjaśnienia do prezydenta Poznania.
Głagolica była pismem fonetycznym i składała się ostatecznie z 38 liter. Najprawdopodobniej do 863 roku głagolica ostatecznie się ukształtowała i uzyskała postać, z którą najczęściej spotykają się badacze. Głagolica w okresie późniejszym stopniowo była zastępowana cyrylicą. Znane są przykłady tekstów pisane na pergaminie pierwotnie spisane głagolicą, później przepisane w cyrylicy.
Do XI wieku jednym z ważniejszych ośrodków piśmiennictwa głagolickiego była Sazawa. Po założeniu w 1347 roku klasztoru Emaus w Pradze, to Praga stała się centrum słowiańskiego piśmiennictwa. Sprowadzeni do klasztoru chorwaccy pisarze, głagolasze, rozpowszechnili pismo i aż do roku 1419, do czasu, aż wypędzili ich husyci, klasztor był religijnym i kulturalnym centrum Słowiańszczyzny. W Chorwacji głagolica stosowana jest po dzień dzisiejszy. Jej odmiana, głagolica kanciasta używana jest na wyspie Krk i Przymorzu Chorwackim, a powszechnie do dziś ponoć korzysta się z liturgicznych ksiąg głagolskich. Głagolicą posługują się dziś w odświętnej cerkiewnosłowiańskiej liturgii Serbowie i Chorwaci. Szacuje się, że istnieje ponad 25 tysięcy zachowanych dokumentów i ksiąg w głagolicy. Taka ilość zaświadcza o ogromnym rozwoju ówczesnej Słowiańszczyzny.
Wśród znawców miejsce to uchodzi za jedno z najbardziej tajemniczych i aktywnych paranormalnie na świecie. Arkaim to położona na Uralu, w obwodzie czelabińskim prastara twierdza, która określana bywa mianem rosyjskiego Stonehenge. Mimo że obiekt poddawany był wielu badaniom, większość zjawisk, które mają tam miejsce pozostaje niewyjaśniona. Przerażenie budzą zaś tragiczne wydarzenia, do jakich w przeszłości wielokrotnie dochodziło w okolicy.
Zdaniem naukowców, forteca została wybudowana w epoce brązu i stanowi dziedzictwo kultury andronowskiej. Odkryto ją przypadkowo w 1987 r. podczas prac przygotowawczych, poprzedzających budowę planowanego w tym miejscu zbiornika retencyjnego. Budowla zawiera portale skierowane w cztery strony świata. Zdaniem naukowców, stanowi ona także rodzaj bardzo precyzyjnego kalendarza odnoszącego się do najważniejszych wydarzeń astronomicznych. Zdaniem ekspertów, kalendarz ten odzwierciedla 18 najistotniejszych zjawisk astronomicznych.
Nie ma pełnej zgody specjalistów, co do roli, jaką konstrukcja pełniła w przeszłości. Niektórzy twierdzą, że była to osada lub miasto; inni mówią o funkcji obserwatorium albo świątyni. Zainteresowanie większości osób budzi natomiast fakt, że struktura została wzniesiona na planie swastyki i często określana bywa mianem miasta-swastyki. Wg specjalistów, budowla mogła pomieścić nawet 2,5 tysiąca osób.
Na przestrzeni lat, w miejscu tym wielokrotnie dochodziło do tajemniczych zdarzeń. Jakiś czas temu, jedna ze studentek archeologii, która zajmowała się badaniem obiektu wyznała, że znajdując się w jego okolicy nawiązała kontakt... z duchami osób, które żyły tam dawno temu, a od których miała się dowiedzieć wielu intrygujących rzeczy.
Niestety, jakiś czas po tych wydarzeniach uznano ją za niepoczytalną. Wkrótce potem, w miejsce to został wysłany archeolog Konstantin Bystruszkin (czyli wzięto poważnie jej zeznania). Naukowiec przez lata zajmował się badaniem tajemniczego miejsca, ale zamiast wyjaśnić przynajmniej część tajemnicy, odkrył cały szereg kolejnych fenomenów.
Badacze rosyjskiego Stonehenge zwracają uwagę, że wokół obiektu zawsze krążyły dziwne opowieści. Oprócz historii o duchach, dziwnych postaciach i Niezidentyfikowanych Obiektach Latających, którym przypisuje się związek z konstrukcją, w przeszłości popularne były też legendy, że Arkaim znajduje się na skraju znanej rzeczywistości, a przekroczenie jego murów może spowodować przemieszczenie się do innego miejsca.
Nie można w końcu zapomnieć o właściwościach, które niektóre społeczności przypisują murom starożytnej twierdzy. Do miejsca tego wciąż pielgrzymują tłumy. Wiele osób wierzyło, że odprawienie tam specjalnych rytuałów zaowocuje ziszczeniem się wszelkich życzeń. Obok fortecy znajduje się kilka ułożonych z kamieni spirali. Zgodnie z przesądem, wejście do którejś z nich boso lub najlepiej nago i wypowiedzenia życzenia w centralnej jej części, powinno pomóc w realizacji życzenia.
Wiara w to, że w miejscu tym działają potężne siły mobilizuje też ludzi chorych, którzy tłumnie przybywają, by wyleczyć się z rozmaitych dolegliwości. Wielu pielgrzymów twierdzi, że po wizycie w tym miejscu udało im się pozbyć chorób skóry.
Arkaim jest ściśle powiązany z trzema innymi miejscami położonymi wokół twierdzy. - informuje serwis pravda.ru. Pierwsze z nich jest celem turystycznych eskapad; w drugim wciąż trwają prace wykopaliskowe; natomiast w trzecim dochodzi do rzeczy tak przerażających, że wielu ludzi unika go jak ognia.
W przeszłości miało w nim dochodzić do rzeczy rodem z horrorów, a obecne tam olbrzymie pokłady energii miały w dwojaki sposób oddziaływać na wszystkie przebywające tam osoby - czasami pozytywnie, a innym razem negatywnie.
Nie brakuje relacji o tajemniczych zniknięciach, do których dochodziło w pobliżu budowli. Pod koniec ubiegłego roku doszło tam do dziwnego zdarzenia. Dziewczyna, która wybrała się w okolice konstrukcji z dwoma przyjaciółmi była rzekomo ścigana przez tajemnicze światła.
Dziewczyny nigdy nie udało się odnaleźć, zaś młodzieńcy, którzy jej towarzyszyli byli sparaliżowani tym co zobaczyli. To właśnie nieopodal tego miejsca doszło w końcu do słynnej tragedii, kiedy to dziewięcioro uczestników górskiej wyprawy zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach na stoku góry Cholat Sjakl. Miejsce, w którym doszło do tragedii znane jest dziś jako Przełęcz Diatłowa.
W 2005 r. z wizytą w miejscu tajemniczych zdarzeń przebywał ówczesny prezydent Rosji Władimir Putin.
     Rosja to ogromny kraj, kryjący wiele tajemnic oraz dziwnych zjawisk. Jednym ze stosunkowo mało znanych jest Arkaim - Aryjskie miasto swastyki. Licząca ponad 4000 lat osada jest najbardziej tajemniczym znaleziskiem po kulturze ludów aryjskich. Odnalezione fragmenty dowodzą, że nauka i technologia znacznie przewyższały inne narody w tym czasie.
Położone na Uralu w pobliżu miasta Czelabińsk, starożytne miasto Arkaim odkryto w 1987 roku, przy okazji realizacji budowy zbiornika wodnego do nawadniania tych terenów. Władze rosji musiały jednak przerwać wielomilionowy projekt, gdyż znalezisko okazało się niezwykłe. Ruiny starożytnego miasta odwiedził nawet prezydent Putin. Zrodziło się pytanie, kto zbudował Arkaim oraz w jakim celu?
Arkaim datowany jest na ponad 4000 lat i jest współczesny kulturze egipskiej i babilońskiej. W wyniku badań okazało się, że tajemniczy mieszkańcy to Aryjczycy, dla których te rejony są kolebką. Nie to jest jednak najciekawsze. Okazało się, że budowniczy Arkaim budowali domy odporne na pogodę i burzę ale również na ogień. Ściany były impregnowane ognioodporną substancją. Budynki były bardzo nowoczesne jak na ten okres. Zawierały miejsca do przechowywania żywności, połączone z systemami wentylacji, miejsca dla wody pitnej, piwnice, miejsca do gotowania oraz naczynia oraz kanalizacja. Dowodzi to niesamowitym umiejętnościom ówczesnej cywilizacji. Ale Arkaim naprawdę duże wrażenie robi oglądane z nieba.
Tak naprawdę do końca nie wiadomo, jaką funkcję pełniło Arkaim. Jest to osada, obserwatorium oraz jedna wielka świątynia. Architektura wiąże się z ogromnymi koncentrycznymi kręgami, które stanowią mury. Po środku znajduje się kwadratowe centrum, które sądząc po paleniskach, służyło do czynienia obrzędów. Arkaim miało cztery wejścia, z których drogi tworzyły kształt swastyki.
Koncentryczne okręgi symbolizują Wrzechświat, kwadratowe centrum uosabia ziemię a swastyka to prastary symbol religijny ludów aryjskich.
Do końca jednak nie wiadomo, czy Arkaim powstało w celach obronnych, o czym świadczyć mogą mury o wysokości nawet 7 metrów, naukowo - edukacyjnych, na co wskazuje architektura osady oraz zaawansowana technologia budownicza, czy może cel był religijny, na co wskazuje kwadratowe centrum rytualne.Prawdopodobnie była to swoista akademia aryjska, tak niezwykła dla ówczesnych ludów, że powstały teorie, jakoby koncentryczne kręgi miały być miejscem... lądowania istot pozaziemskich.
Aryjskie Miasto Swastyki Arkaim
Coordinates: 52°37′37″N, 59°33′40″E
"W roku 1952 satelity przekazały na Ziemię fotografię kilku niezwykłych kręgów, wyraźnie wyodrębniających się na powierzchni stepu południowuralskiego. Sztuczne pochodzenie owych kręgów nie budziło u nikogo żadnych wątpliwości. Jednak nikt nie był w stanie powiedzieć dokładnie, cóż to takiego. (...) Wielu badaczy żywiło nadzieję na znalezienie pozostałości kraju, w którym żyła legendarna biała rasa aryjska. Badacze starali się chocażby zaledwie musnąć utraconą wiedzę, ten skarb będący w posiadaniu starożytnych aryjczyków. Kiedy zaczęto prowadzić wykopaliska w dolinie arkaimskiej, archeologowie oznajmili światu naukowemu, iż zlokalizowali nastarsze miasto, liczące ponad czterdzieści wieków, oraz że zamieszkiwali je ludzie nasjstarszej cywilizacji indoeuropejskiej. Badacze zaczęli nazywać Arkaim Miastem, świątynią i obserwatorium jednocześnie. (...) -Arkaim - to nie jest miasto ani świątynia. Co zaś dotyczy obserwatorium - to prawda, jednak wcale nie jest to najważniejsze. Arkaim - to akademia, tak można określić współczesnym terminem. W Arkaimie mieszkali i pracowali nauczyciele wołchwów. Tutaj zajmowali się studiowaniem Wszechświata, określali współzależności ciał kosmicznych, ich wpływ na człowieka. Swoich największych odkryć nie zapisywali, ani też nie występowali publicznie z długimi przemówieniami. Na podstawie wieloletnich studiów opracowywali rytuały, obliczali obrzędy i wprowadzali je w życie ludzi, obserwując dalej na ile są one skuteczne. Kiedy było trzeba, wprowadzali poprawki. Wyniki długotrwałych studiów byli oni w stanie wyrazić w końcu jednym bądź dwoma krókimi słowami, w których zawarta była istota odkrycia. (...) O tym, w jaki sposób prowadzono owe studia czy badania, można opracować wielotomowe traktaty. Jednak wołchwowie ich nie spisywali i nie zamęczali ludzi swoją wiedzą: przedstawiali ludziom w kilku słowach gotowy wniosek. A ludzie wierzyli wołchwom. Ich rady zawszy życie potwierdzało. (...)
Arkaim miał kształt koła o zewnętrznej średnicy około 160m. Jak widzimy dla miasta jest to zupełnie malutko. Jednak będę nazywać go miastem, jak to obecnie czynią naukowcy. Otaczała go dwumetrowa fosa napełniona wodą. Zewnętrzne mury były bardzo masywne. Przy wysokości 5,5m miały grubość 5m. W murach znajdowały się 4 wyjścia, usytuowane po przeciwległych stronach. Największe było południowo-zachodnie, pozostałe 3 - mniejsze. Wchodzący do miasta trafiał od razu na jedyną ulicę w kształcie pierścienia, szerokości ok. 5m, oddzielającą mieszkania przylegającedo zewnętrznego muruod wewnętrznego pierścienia. Ulicę stanowił zbudowany z okrągłych belek pomostwpadał do kanału, po czym do zewnętrznego rowu. Wszystkie mieszkania przylegające do zewnętrznego muru jak cząsteczki cytryny miały wyjścia na główną ulicę. W sumie wyznaczono 35 mieszkań w kręgu zewnętrznym. Liczba ta jest zbyt mała nawet dla wioski. Dalej widzimy tajemniczy pierścień murów wewnętrznych. Był on jeszcze potężniejszy aniżeli zewnętrzny. Przy szerokości 3m jego wysokość osiągała 7m. Mury te, wg danych wykopaliskowych, nie posiadały przejść, poza jedną niewielką wyrwą od strony południowo-wschodniej. Tak więc 25 wewnętrznych mieszkań, identycznych jak te w okręgu zewnętrznym, było praktycznie odizolowane od reszty wysokim i grubym murem. Ażeby znaleźć maleńkie wejście do wewnętrznego kręgu, trzeba było przejść całą długość ulicy w kształcie pierścienia. Miało to ukryty sens. Wchodzący do miasta musiał przejść drogę, którą przechodzi Słońce. Środek Arkaimu zajmuje centralny plac w kształcie nieomal kwadratowym. ok. 25x27m. Sądząc po śladach ognisk, usytuowanych na określonym porządku, był to plac przeznaczony do odprawiania jakichś rytuałów. Tak więc widzimy schemat mandali - kwadrat wpisany w koło. W starożytnych tekstach kosmogonicznych koło symbolizuje Wszechświat, kwadrat Ziemię, nasz świat materialny. Mądry człwoiek starożytny, doskonale znający strukturę Kosmosu, widział, jak harminijnie i naturalnie jest on urządzony. I dlatego w trakcie budowy miasta jakby od nowa stwarzał Wszechświat w miniaturze. Arkaim wznisiony był wg wcześniej sporządzonego projektu, jako kompleks złożony z obiektów z największą dokładnością zorientowanych wg obiektów astronomicznych. Układ 4 wejść w zewnętrznym murze Arkaimu przedstawia swastykę skierowaną zgodnie z ruchem Słońca. Swastyka (w sanskrycie: "związana z łaską", "najwuiększy sukces") to jeden z najbardziej archaicznych symboli sakralnych, spotykanych już w okresie górnego paleolitu wśród wielu ludów świata. (...) Swastyka to symbol Słońca, sukcesu powodzenia, szczęścia, twóczości. I odpowiednio: swastyka skierowana w przeciwnym kiedrunku (odwrrócona), symbolizuje ciemność, zniszczenie, "nocne Śłońce" u dawnych Rusinów. Jak widać na starych ornamentach, również na aryjskich dzbanach znalezionych w okolicach Arkaimu, używano obu swastyk. Ma to głęboki sens. Dzień następuje po nocy, światło nadchodzi po ciemności, nowe narodziny zastępują śmierć - i to jest naturalna kolej rzeczy we Wszechświecie. Dlatego w starożytności nie było "żłych" i "dobrych" swastyk - odbierano je jako jedność. Arkaim z zewnątrz był piękny: miasto na planie idealnego koła, z wyodrębnionymi basztami przy wejściach, płonącymi ogniami i pięknie ukształtowaną "fasadą". Lecz z pewnością stanowił on jakiś sakralny wzór, niosący głęboki sens. Wszak wszystko w Arkaimie przeniknięte jest sensem. Każde mieszkanie przylegało jedną stroną szczytową do zewnętrznego lub wewnętrznego muru i wychodziło na główną ulicę w kształcie pierścienia albo na plac centralny. W zaimprowizowanym "przedpokoju" był specjalny odpływ wodny, który prowadził do kanału pod główną ulicą. Starożytni aryjczycy byli więc wyposażenie w kanalizację. Ponadto w każdym mieszkaniu znajdowała się studnia, piec i nieduża spiżarnia w kształcie kopuły. Ze studni nad poziomem wody wyprowadzone były dwa odgałęzienia rur wydrązonych w ziemi. Jedna doprowadzonba była do pieca, a druga do spiżarni w kształcie kopuły. A w jakim celu? Wszystko jest genialnie proste. Dobrze wiemy, że jeśli zajrzeć do studni, zawsze ciągnie od niej chłodne powietrze. Tak oto, dochodząc do pieca, to chłodne powietrze tworzy cug, o takiej sile, że pozwalało to na wytop brązubez posługiwania się miechami! Taki piec był w każdym mieszkaniu, a starożytnym kowalom pozostawało tylko cyzelowanie mistrzostwa i współzawodniczenie w swojej sztuce. Druga "rura ziemna" doprowadzona była do spiżarni i zapewniała jej obniżoną temperaturę. Znany rosyjski astroarcheolog K. Bystruszkin prowadził badania nad Arkaimem w aspekcie obserwatorium astronomicznego i doszedł do następujących wniosków: Arkaim to budowla, która nie jest po prostu skomplikowana, jest wręcz nadzwyczaj złożona. W trakcie studiowania planu prajtycznie od razu określono jego podobieństwo do znanych budowli Stonehenge w Anglii. Np średnia wewnętrznego kręgu Arkaimu stanowi wszędzie równe 85m, w rzeczywistości jest to pierścień o dwóch promieniach: 40 i 43,2m (spróbujcie wykreślić!) Natomiast promień pierścienia "księżyc Obri" w Stonehenge wynosi 43,2m. I Stonehenge i Arkaim usytuowane są na tej samej szerokości geograficznej. Oba w centrum doliny w kształcie misy, a między nimi odległość prawie 4000km... (...) Tak więc Arkaim jako obserwatorium astronomiczne służył również obserwacji Księżyca. W sumie na owych ogromnych murach-kręgach można było zarejestrować 18 wydarzeń astronomicznych! Sześć związanych ze Słońcem i dwanaście związanych z Księżycem (włączając "wysoki" i "niski" Księżyc). Dla porównania badaczom Stonehenge udało się wyodrębnić tylko 15 wydarzeń niebieskich. Oprócz tych zadziwiających faktów - wydarzeń uzyskano następujące dane: arkaimska miara długości - 80cm, środek wewnętrznego okręgu przesunięty jest względem zewnętrznego o 5,25 jednostek arkaimskiej miary, co jest bliskie kąta nachylenia orbity Księżyca - 5