środa, 6 stycznia 2010

żerdzie

Indianka kazała Augustowi naciąć żerdzi i wyłożyć nimi włazy na strychy obory i stajni, a następnie rozrzucić na nich grubą warstwę siana. August pochwalił Indiankę za pomysłowość. „Zwykły chłop by na to nie wpadł. Jakby nie miał pieniędzy na zakup desek, to by włazy zostawił otwarte. A Pani wpadła na to jak tanim kosztem ocieplić strychy.” Indianka doceniona. Lubi pochwały ;). Potem wrzucili na strychy dwa baloty, by docieplić oborę i stajnię. Na jutro August dostał wytyczne, jak docieplić pozostałe słabe punkty obory.

Agata wyszorowała kawałek ceglanej podłogi w piwnicy. Nawet ładnie ta podłoga zaczyna wyglądać...

Dziś na obiad Indianka naszykowała medaliony cielęce z cebulką. Zapowiadają się smakowicie...

wtorek, 5 stycznia 2010

Przeziębieni

Dziś Indianka i AAcze dłużej pospali, bo wczoraj przemarzli w stopy i zaczęli kaszleć. Dzień upłynął na domowej krzątaninie.


Na obiad Indianka ugotowała fasolę po indiańsku ;)

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Mróz siarczysty

Zimno. Mróz siarczysty nocą, ale dzień słoneczny był i bezwietrzny. Rano Indianka z Augustem zrobili obrządek zwierzyny i w dom się zagłębili. Agata podłogę w kuchni podziemnej skrobała, August bielił ponownie ściany tejże kuchni, a Indianka sprzątała na strychu i schody na strych i gotowała gulasz w kuchni na parterze. 

Wieczorem Indianka zeszła do podziemnej kuchni zerknąć jak sobie August z gniazdkiem radzi. W okienku piwnicznym przesunął się zwierz. Lis! Jaki wypasiony! Puchaty i okrągły. Wcale się nie śpieszył! Indianka po raz pierwszy widziała lisa z odległości 1 metra. Niesamowite wrażenie...

niedziela, 3 stycznia 2010

Pierwsza Niedziela 2010

Pierwsza niedziela nowego roku... Piękna, słoneczna... Indianka z AAczami nie ustaje w dbałościach o inwentarz. Dziś 3 okienka wymienili. Dwie stajnie dostały po przeszklonym oknie oraz jedno przeszklone okno dostała koziarnia. Ponadto dwa okienka zabezpieczono drewnianymi kołkami przed przypadkowym wytłuczeniem szyb przez konie.


Schody na strych w stajni zostały rozebrane, bo i tak zdewastowane przez konie, a dechy z tych schodów przydadzą się do łatania zniszczonej bramy do stajni. Także bramę do drugiej stajni August podreperował. Ta brama jest w bardzo dobrym stanie – Indianka zrobiła ją osobiście ok. 2 lata temu, ale konie wyrwały dwie dechy i nieco obgryzły krawędzie. Trzeba było nabić brakującą dechę i dobić drzwi, bo się dechy nieco obluzowały i częściowo zeszły z gwoździ.


Na obiad Indianka uszykowała pikantne gołąbki z ziemniakami. Na wieczór AAcze zabrali się za wyrób pizzy. Pewnie świeżo kupiony przez Indiankę specjalny nóż do pizzy zostanie wypróbowany... Fajny ten nóż – to takie kółko na rączce. Chyba do cięcia ciasta na pierogi itp. też byłby dobry...


Szatkownica do warzyw sprawdza się, choć całych cebul nie sieka. Trzeba pociąć cebulę na plastry i te plastry podkładać do szatkowania. Za to frytki wychodzą bardzo szybko i sprawnie. Także czosnek można szybko wstępnie posiekać, aby go dosiekać ręcznie, bo nieco za duże te cząstki wychodzą z szatkownicy jak na czosnek.


Wczoraj Indianka poszatkowała tą szatkownicą ziemniaki na frytki i cebulę na drobną kostkę. Usmażyła frytki na płytkim oleju na teflonowej patelni co nie przypala, dodała cebulkę, wbiła jaja i taki prędki obiadek powstał. 


Pizza wyszła AAczom wyborna, takoż sałatka Indianki do niej... Pycha! Nóż, a raczej kółko do cięcia pizzy sprawdziło się znakomicie... 


Duch domu daje znaki... zepsuł wtyczkę do piekarnika i zwalił badyl zapierający się o bojler...  
Niedawno zwalił talerz Augustowi, rano mało nas nie zaczadził, choć Indiankę obudził w porę...

Indianka zastanawia się, o co chodzi duchowi... Piekarnik używali AAcze, takoż jeden z AAczy zaparł badyl, a drugi wszedł do kuchni, gdy badyl nagle zleciał strasząc Agatę...
Indianka dawniej myślała, że duch odszedł, ale widać wrócił znowu, albo po prostu cały czas tu był i siedział cicho, a teraz gdy obcy zamieszkali z Indianką uaktywnił się ponownie... Ciekawe czemu? Co chce? A może to tylko przypadkowe zdarzenia niezwiązane z duchem?

sobota, 2 stycznia 2010

Prześwietlenie

Indianka z AAczami prześwietlili wysoko drzewa w pobliżu siedliska. Dolne gałęzie zostały odcięte odsłaniając widok na drogę i sad. Prześwietlanie dało też drewno na opał i materiał na trzonki do młotków, siekier, wideł, płozy do sań, wieszaki na odzież itp.

Konie śpią dziś w ciepłym boxie. W dzień mają do dyspozycji otwartą stajnię. Na noc Indianka zabiera je do ocieplonego boxu.

piątek, 1 stycznia 2010

Happy New Year!

Hapy New Year to everyone! :)

Nowy Rok



Indianka i AAcze z okazji Nowego Roku pospali sobie znacznie dłużej. Potem próbowali rozpalić wygasły piec, ale coś nie bardzo palenie szło – być może komin oblodzony lub wymarznięty. Strasznie się dymiło, a nie paliło. Drewno mokre, więc dawało więcej dymu niż ognia.

Indianka zainteresowała się wczorajszym zakupem – ręczną, mechaniczną szatkownicą do szatkowania twardych warzyw. AAcze próbowali jej użyć do szatkowania cebuli, ale nie bardzo to szło. Szatkownica najwyraźniej przereklamowana. Indianka spróbuje jeszcze później nią coś pociąć – może lepiej pójdzie.
***
 
Indianka wieczorem oswoiła szatkownicę. Szatkownica ciacha cienkie plastry cebuli, tnie całe ziemniaki na frytki.
Indianka nacięła dwie miseczki cebuli i miskę frytek. Frytki usmażone i zżarte już. Cebulka będzie na okrasę do pierogów...

Wczoraj Murzynek był upieczon - dziś pożarty ze smakiem... Indianka będąc w miasteczku kupiła sporo kostek margaryny, więc co najmniej jedno ciacho tygodniowo musi być w menu.

Sylwester

Czwartek, 30 grudnia 2009
Indianka ostatniego dnia 2009 roku udała się z rana do miasteczka, by załatwić pilne sprawy w ARiMR.





Autobus sunął śnieżną aleją skąpaną w pełnym słońcu. Drzewa przyozdobione śnieżną szadzią lśniły milionem kryształów. Było ślicznie. Indianka chłonęła piękno mazurskiej ziemi szeroko otwartymi oczyma.



Po dojechaniu do miasteczka pomknęła załatwiać sprawy. Przy okazji poczyniła drobne zakupy, w tym kupiła niezbędny do przykręcenia karniszy śrubokręt.


Wróciła fuksem. Okazało się, że spodziewany PKS nie nadjechał. Zorientowała się, że informatorka na dworcu PKS pomyliła się i błędnie poinformowała o kursie autobusu, w związku z czym Indianka nie ma czym wrócić na chatę. Po 10 minutach nadjechał PKS na Gołdap, więc Indianka załadowała się w niego i podjechała do Stożnego. Stamtąd ruszyła piechotą na Sokółki. Przeszła ledwo kilkadziesiąt metrów, gdy nadjechał dobry Samarytanin ze Stacz – młody ojciec z córcią. Fartem jechał samochodem typu kombi, więc miał miejsce na wózek zakupowy Indianki. Załadował wózek i podwiózł Indiankę do Sokółek. Zadowolona Indianka dała kierowcy na piwko i życzyła pomyślnego nowego roku. Kierowca też złożył Indiance życzenia, a szczególnie życzył, by gminiarze odśnieżali Indiance drogę do jej gospodarstwa :)

Znalazłszy się w Sokółkach, Indianka powiadomiła AAczy, że właśnie wylądowała we wsi i by wyszli po nią.
Tymczasem pociągnęła wózek przez wieś i wyszła na żwirówkę. Nagle nadjechał znajomy i podwiózł Indiankę do dzikiej jabłoni, przy której znajduje się zjazd ze żwirówki i krowia ścieżka przez pole wiodąca do gospodarstwa Indianki. Indianka udała się tą ścieżką ku swemu ranch’u. Po drodze spotkała Aaczy, którzy pomogli nieść przez śnieg wózek z zakupami.


Na podwórku Indianka zorientowała się, że AAcze dzielnie przytargali wszystkie nacięte żerdzie pod stajnię i ułożyli z nich mocny sufit w stajni. Jest tak mocny, że można po nim chodzić. Teraz tylko rozłożyć na nim siano i w stajni zrobi się przytulnie. No, ale jeszcze drzwi trzeba będzie wymienić, bo konie pogryzły je tak skutecznie, że jedno skrzydło zupełnie rozwalone. Indianka nie ma desek na tę bramę, ale ma deski, które naszykowała na zrobienie stołu i półek w domu, więc ostatecznie tych użyje, o ile nie uda się kupić grubych dech w tartaku. Trochę szkoda tych desek na tę bramę, bo i tak są za cienkie, a takie jakie są byłyby idealne na ganek do ocieplenia ścianek... No, ale trzeba koniom nową bramę zrobić... ewentualnie przenieść je do innego boxu z dobrymi drzwiami. To ostatecznie, bo tam gdzie są to mają najwięcej miejsca i dobry dostęp do wybiegu. Póki w miarę ciepło, to zostaną w tym dużym boxie, a w przypadku dużego mrozu przeniesie się je do szczelnego boxu. A może by tak nową bramę z żerdzi sklecić? ;>

środa, 30 grudnia 2009

Obora docieplona

Indianka i jej AAcze docieplili sianem drugą oborę oraz częściowo stajnię. W stajni najwięcej roboty. Zostało na jutro do dokończenia. Dziś wieczorem jeszcze Indianka i August wymalowali jedną izbę piwniczną oraz korytarzyk do niej prowadzący... Indianka nie może się doczekać efektu końcowego – białe, śnieżnobiałe wapno wygląda tak olśniewająco, gdy wyschnie... Indianka lubi wapno – jest śliczne, śnieżnobiałe, czyste, dezynfekujące ściany i podłogi oraz rozjaśnia pomieszczenia... Do tego jest tanie! Indianka uwielbia malować wapnem ściany...


Fajnie dziś się malowało. Wygodnie, bo nowymi, odpowiednimi do tego celu dużymi, lekkimi pędzlami... Indianka je wypatrzyła bystrym oczkiem w nowym markecie budowlanym w miasteczku. Indianka ma już rozrobioną całą kastę kilkudziesięciolitrową wapna. Jest za zimno by malować na dworzu, ale w piwnicy da się. Jest co malować. Piwnica ma 100m2 powierzchni. Do malowania są ściany i sufity. To jedno pomieszczenie już pięknie bieleje... Jak ślicznie bieleje! :)


Indianka, gdy ongiś podróżowała, w zamorskich krainach podziwiała, jak to ludzie tam potrafią ze skromnego domku zrobić przytulne gniazdo. Tanim kosztem odnawiają domki. Np. malują domek na biało, a drzwi i okiennice na niebiesko lub czerwono – zdecydowany kolor o pięknym odcieniu. Indianka nie jest bogata, ale też chce mieć przytulne siedlisko, w miarę możliwości zadbane, wymuskane i ozdobione.

wtorek, 29 grudnia 2009

Siano na strychy!

Dzisiaj Indianka i jej AAcze wrzucili siano na strychy obory, stajni, koziarni. Tym samym te miejsca poniżej są dobrze docieplone. W koziarni i jednej z obór ciepło jak w uchu. Jutro jeszcze docieplą drugą oborę i stajnię.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

T.I.R.

Nareszcie nadjechał upragniony T.I.R. siana. Zwierzęta zabezpieczone. Indianka uspokojona...

Indianka z AAczami i tymi co przywieźli siano rozładowali ręcznie T.I.R'a z bel.


Następnie AAcze zabrali się za wtaczanie bel do paszarni, a Indianka udała się T.I.R'em do miasteczka na zakupy i oddać piłę spalinową do ustawienia obrotów, bo za słabe. Indiance podobała się jazda T.I.R'em. Indianka lubi duże pojazdy... :) Jechała olbrzymem niczym królowa majestatyczną karetą... :)) Podobało się Indiance, oj podobało... :)))

niedziela, 27 grudnia 2009

The Global Internet Village

Thanks to the Internet our planet becomes a global internet village...
People from all of the world can share their knowledge, experience, can make friends and support each other mentally... That’s wonderful... I love the Internet for that!
Merry Christmas to everyone! :)

sobota, 26 grudnia 2009

Bielenie

Dziś Indianki AAcze (August i Agata) korzystając z dodatniej temperatury wybielili oborę i koziarnię.

Następnie uszczelnili koziarnię plandekami, foliami i workami. Już jest dobrze. Inspektorzy powinni być zadowoleni. Indianka poprawiła ogrodzenie pastwiska, bo ma zamiar wypuścić zwierzaki na dłuższy spacer aby zaznały więcej ruchu. Także napisała tabliczki „Zakaz wstępu” do umieszczenia na oborze. Na razie to będą zwykłe kartki w koszulkach umocowane na drzwiach do obory, koziarni i stajni. Natomiast Indianka ma w planie solidniejsze tabliczki. Może z drewna? 


Indianka jeszcze duma nad alternatywnym ociepleniem ścianek ganku. Ma trochę gotowych, przeszlifowanych i pomalowanych desek... Można by je nabić na belki, a w lukę między deskami wcisnąć cokolwiek – trociny, słomę, suche liście... Myszom tam będzie za dobrze, ale za to ścianki byłyby ciepłe... A może tylko od dołu dać wełnę szklaną, a od góry nasypać czegokolwiek? Choćby wystudzonego popiołu? Myśl godna przemyślenia...

piątek, 25 grudnia 2009

Wywrotowe święta

Indianka nie może opanować papierów, dopóki nie zmierzy się z artystycznym rozgardiaszem panującym w jej domu. W związku z tym zniecierpliwiona, że nie ma jak się w tej chałupie ruszyć, bezpardonowo zaatakowała domowy bałagan. Wywróciła z kmieciami domek do góry nogami. Lodówki z łazienki wyleciały do jednej ze sklepionych izb piwnicznych. Takoż naczynia. Tam teraz kuchnia będzie. I to nie koniec zmian. Jutro też będzie wszystko fruwało. Pora na generalne porządki i wstępną przymiarkę do remontu chałupy. Wełna mineralna okazała się niewłaściwa na ścianki ganku – trza będzie kupić nową. Ta kupiona powędruje na ocieplenie poddasza, skoro już jest. No, ale to wiosną lub latem. Teraz to trzeba wełnę do ocieplenia ganku zdobyć. No i dechy sosnowe. Wapno już zgaszone moczy się na jutro.

Święta Bożego Narodzenia 2009

Dziś pierwszy dzień świąt. Indianka obudziła się pierwsza i jak zwykle podłożyła drzewo do pieca.
Jej stalowy wynalazek pali się nieprzerwanie od wielu już dni. Nie można dopuszczać do zagaśnięcia w takie mrozy jak były, bo momentalnie chałupa się wychładza, a potem trudno rozpalić w piecu. Tak więc piec pali się nieprzerwanie regularnie zasilany dużymi gałęziami i drobnym chrustem.



Indianka myśli o udoskonaleniu pieca. Najpraktyczniej byłoby wstawić długą rurę kominową dodatkowo ogrzewającą kuchnię. Szkoda, by tyle żaru marnowało się w ceglanym kominie, podczas gdy ta energia jest potrzebna wewnątrz domu. No, to udoskonalenie to zostawi sobie na lato, gdy się w piecu prawie nie pali, bo teraz to byłoby ryzykowne – mogłoby coś pójść  nie tak i w środku zimy i mrozów siarczystych Indianka i jej goście zostali by bez ogrzewania.


Indianka niedawno kupiła wełnę mineralną do ocieplenia ganku. Ocieplenie jest do zrobienia od ręki. Wełnę przywiozła parę dni temu i już można działać. Tęgie mrozy mają wrócić zaraz po świętach. Ciepły ganek to cieplejszy dom. 


Znajomi zaprosili Indiankę na święta. Indianka nie może jechać, bo ma za dużo zmartwień tutaj obecnie.
Nie umiałaby się wyluzować i cieszyć tą wizytą. Musi zostać w domu i dopilnować wszystkiego.



Indiance przykro, że nie zdążyła kupić żywych świerczków w donicach ni prezentów dla jej młodych gości, ani zdobyć opłatka i święconej wody... No, ale chociaż kupiła zapasy żywności na zimę i jest co jeść, a w domu ciepło. Także dla zwierzęt udało się kupić owsa, pszenicy, lizawki, siano.


Teraz gdy sytuacja z grubsza opanowana, chce przynajmniej dom ogarnąć i doprowadzić do porządku na ile się da w istniejących warunkach... Kupiła karnisze do pokoju jej gości. Chcieli je zamontować na święta i powiesić ładne zasłony, ale niestety śrubki od karniszy mają tak małe gwinty, że trzeba kupić specjalny śrubokręt krzyżakowy o bardzo drobnej rozetce. To już po świętach... 


Jedno jest pewne - obecny Urząd Gminy Kowale Oleckie to wróg numer jeden rolnika. Absolutnie nie można zwracać się do gminiarzy o jakąkolwiek pomoc, bo na pewno nie pomogą, a co gorsza natychmiast nasyłają rozmaite urzędy, by pognębić rolnika jak się tylko da, tak jak zrobił to tuż przed świętami Locman i Kucharzewski. Nie chce im się drogi gminnej odśnieżać, więc nienawistnie napuścili weterynarza powiatowego by odebrał Indiance zwierzęta i dopłaty. Locman i Kucharzewski zepsuli Indiance i jej gościom ważne święta. Zakłócili mir domowy w same Boże Narodzenie. Niech Bóg ich doświadczy tą samą niegodziwością. Co za podli ludzie bez krzty sumienia i przyzwoitości... :((((
I tacy się do władzy rwą... Masakra...



Tymczasem Indianka i jej goście próbują ratować te święta. Ciasto smaczne upieczone - pora jakieś lepsze potrawy wymyślić. Nie będą to tradycyjne potrawy, bo nie ma niezbędnych składników, ale przynajmniej dostatnio na stole będzie.


Indianka kupiła dużo mąki, kury zaczęły się nieśmiało nieść, koza daje kapkę mleka – jest z czego ciasta piec.
Pora na wypieki.

czwartek, 24 grudnia 2009

Wigilia

Dziś, w związku z wczorajszą wizytą inspektorów weterynarii powiatowej, Indianka i jej ludzie uszczelniali obory czym się dało i jak się dało oraz wypełniali inne wytyczne związane z dobrostanem zwierząt m.in. parnik wyleciał z koziarni do komórki, a siano z jednej beli stojącej pod koziarnią powędrowało do wysprzątanej i uszczelnionej paszarni, a druga bela została dobrze przykryta jeszcze wczoraj plandeką.

Otwory okienne w paszarni zostały zabite grubymi konarami, sufit uszczelniony żerdziami, jedno z okien gęsto zabite dechami, podłogi dokładnie zamiecione, żłoby wyszorowane, dziura wygryziona w drzwiach stajni przez kundla sołtysowej – załatana. Zwierzęta standardowo nakarmione, napojone. Podjazd na podwórko wyżwirowany. Kury dostały siano do gniazd. Suki dostały nowe legowiska na ganku.
 
Po pracy wszyscy zjedli zwykły obiad, bo zgłodnieli, a nie było czasu na szykowanie tradycyjnych potraw.
Nie było dzięki gminiarzom, którzy napuścili inspektorów w przeddzień Świąt Bożego Narodzenia! Potem pora na Wigilię. Indianka przystroiła pokój Augusta i Agaty niedawno kupionymi ozdobami choinkowymi, znalazła też sztuczną choineczkę, bo żywej nie zdążyła kupić przez ten najazd i ubrała ją oraz zaniosła do pokoju młodych, a młodzi upiekli ciasto. Święta!

środa, 23 grudnia 2009

Wizyta weterynarzy

Indianka zmęczona. Wczoraj dzień zleciał na załatwianiu wielu spraw w tym przede wszystkim na załatwieniu dwóch ogromnych bel siana. Te bele dowiozła na własną rękę, ale potrzebuje więcej - większy transport niż mała załadowana klamotami innego klienta ciężarówka.


Próbowała uzyskać pomoc z Gminy na przewiezienie pozostałych bel siana. Dziś dostała chamską odpowiedź z Gminy, że nie użyczą transportu do przewiezienia siana, a poza tym na rancho przybyli nasłani przez mściwych gminiarzy weterynarze powiatowi.


Jednak weterynarze okazali się ludzcy i życzliwi w przeciwieństwie do nikczemnych gminiarzy. Skontrolowali, doradzili, zalecili to i owo i dali czas na wykonanie zaleceń. W sumie dobrostan zwierząt Indianki jest okay – Indianka dba o zwierzęta tak jak potrafi najlepiej w istniejących warunkach. Zwierzęta są zdrowe, najedzone i czyste. To naturalne, że Indianka kocha swoje zwierzęta i pragnie ich dobra, czego nie można powiedzieć o stosunku do jej zwierząt wrednych gminiarzy.

Wszak gminiarze tolerują rozpasanie chłopów, którzy niefrasobliwie puszczają na wieś swe psy bez dozoru, a co niektórzy wręcz złośliwie szczują psami kozy Indianki. Na takich to gminiarze nie potrafią wezwać powiatowego weterynarza, gdzie się prawdziwa krzywda zwierzętom dzieje. Gminiarze potrafią tylko posługiwać się powiatowym weterynarzem wyłącznie w celu dokopania buńczucznej Indiance, która otwarcie domaga się od gminiarzy aby wywiązywali się ze swoich gminnych obowiązków i zrobili w końcu jak należy tę cholerną drogę gminną.
Skoro żwirują publicznym żwirem wbrew przepisom prywatne podwórko sołtysowej, to muszą mieć tym bardziej żwir na żwirowanie wądołów na drodze gminnej o której dbałość należy do ich obowiązków. Rzekłam.

wtorek, 22 grudnia 2009

Siano jest!

Indianka zdobyła siano! Niewielką ilość, bo nie było dostępnego odpowiednio pojemnego pojazdu, ale na jakieś dwa tygodnie starczy. Jest czas, by rozejrzeć się za większym transportem. Umówiony tir zepsuł się i nie dojechał, więc Indianka kupiła siano u innego rolnika. Aby je przewieźć, musiała się nieźle nakombinować, no, ale udało się i zwierzęta znowu mają pełne brzuszki.

Natomiast Gmina palcem nie kiwnęła by pomóc Indiance w przewiezieniu siana, mało tego, mściwi gminiarze zamiast brać się porządnie za gminną drogę, złośliwie napuścili na Indiankę powiatowego weterynarza.

No to Indianka napuści na przewrotnych gminiarzy inspektora budowlanego. Najwyższy czas, by odpowiednie służby zainteresowały się stanem technicznym tej upiornej drogi gminnej i rozliczyły Gminę z jej wieloletnich zaniedbań.

Email do kierownika ds. konserwacji dróg gminnych


Urząd Gminy
ul. Kościuszki 44
19-420 Kowale Oleckie
Tel./Fax 087 523 82 79
523 82 74


Do Pana Krzysztofa Locmana,


Sprawa: umożliwienie dostawy siana


Tak jak mówiłam wczoraj przez telefon w rozmowie z Panem, zamówiłam na dziś na moje gospodarstwo dostawę siana. Ponieważ to siano będzie jechało tirem (innego transportu nie dało się załatwić), więc może utknąć na za wąskiej drodze gminnej (nie poszerzanej, nie żwirowanej i nie równanej przez cały rok mimo moich próśb) i będzie potrzebna pomoc w wyciągnięciu tego tira, czyli silny traktor o dużej mocy z mocną liną holowniczą, a najlepiej z łańcuchem.

Wczoraj wyręczając Gminę JA sama wycięłam gałęzie sterczące nad drogą gminną w pobliżu mojego gospodarstwa, które zatrzymałyby tira, gdybym ich nie wycięła, ale może się okazać, że jakaś gałąź wcześniej na odcinku Czukty Krzyż - a moje gospodarstwo zahaczy o pakę i zatrzyma ciężarówkę wcześniej, więc proszę przygotować pilarzy na tę okoliczność i niech wytną wszelkie sterczące nad drogą gminną gałęzie (moja piła spalinowa odmówiła posłuszeństwa i cięliśmy ręcznie te gałęzie wczoraj – jednego grubego konara na drodze gminnej w pobliżu mojego gospodarstwa nie udało nam się odciąć, a sterczy tak konkretnie, że na pewno ciężarówka o niego zawadzi).

W razie problemu z dojazdem lub wyjazdem ciężarówki będę dzwonić. Dostawa ma być około południa. Proszę być przygotowanym na ewentualność pomocy w wyciąganiu tej ciężarówki (jak Państwo wiecie, nie mam swojego ciągnika, by sama tę ciężarówę wyciągnąć w razie potrzeby, a okoliczni chłopi nie wypożyczają swoich traktorów).

Pozdrawiam,
I.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Wielkie przygotowania na wielkiego przybysza

Po tym jak awanturujący się gminiarz (przydomek "Kucharz") odjechał, Indianka i August poszli szykować drogę na przyjazd oczekiwanego wielkiego przybysza. Zawieźli taczką nieco gruzu i popiołu na drogę gminną by zasypać koleinę. Niewiele go zawieźli, bo gruz zamarzł i nie dawał się ładować na taczkę, no, ale zawsze coś. To Gmina powinna te dziury łatać. Nie robią tego, więc Indianka postanowiła za nich wykonać robotę, bo zależy jej na tym, by tir dojechał bezproblemowo na jej rancho. Na szczęście dzisiejsze równanie drogi szuflą wyrównało ją na tyle, że powinna być dostatecznie przejezdna. Okaże się jutro, czy wystarczająco przejezdna dla tira.

Indianka i August przez cały dzień wycinali sterczące nad drogą gałęzie, co by tir mógł przejechać nie utknąwszy na tych zwieszających się nad drogą gałęziach. Praca była trudna, tym trudniejsza, że piła spalinowa odmówiła posłuszeństwa i trzeba było ręcznymi piłkami ciąć te gałęzie.