Pokazywanie postów oznaczonych etykietą foto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą foto. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 listopada 2009

Tłusta krowa

Indianka przebimbała dziś prawie cały dzień przed komputerem w oczekiwaniu na kupca co miał chęć na jej tłustą krowę simentalkę Bernadettę, który miał „zaraz być”. Nie pokazał się ani „zaraz” ani wcale, ale Indianka się nie zmartwiła, bo ma innego kupca co da dwa razy tyle co tamten oferował, tyle że nie za jednym razem, lecz w dłuższym okresie czasu. Poza tym niebawem na Rancho zawita parka do pomocy, więc Indianka będzie musiała ją wykarmić. Jeśli krowa nie jest cielna - pójdzie do rzeźni, a jeśli jest - to będzie cielak i jeśli byczek – to on trafi do rzeźni i Indianka będzie miała full mięsa pierwsza klasa własnego, ekologicznego chowu.


Krowa simentalka Bernadetta ze swoim cielątkiem byczkiem rasy jersey (po amerykańskim byku uznanym reproduktorze rasy jersey) rok temu tuż po porodzie.
Ten byczek był tak śliczny i szlachetny, że miał zostać na rancho i służyć do hodowli.
Niestety, Indiance zabrakło gotówki do spłacenia usługodawcy od prac polowych i z ciężkim sercem dała odchowanego rocznego byka usługodawcy za te usługi. 
 
Natomiast krowa rasy NCB (rasa mleczna polska nizinna czarno-biała) Hiacynta na bank jest cielna – pękata jak mańka-wstańka. Nawet kolebie się niczym mańka-wstańka. Zainseminowana nasieniem mlecznego simentala (są dwie odmiany simentala: są simentale mięsne oraz simentale mleczne) na przełomie roku będzie się cielić i trzeba będzie dokupić cielaka do chowu, bo bardzo mleczna jest, więc trza to wykorzystać i odpoić co najmniej jeszcze jednego cielaka. Ba, dobrze by było dokupić kilka cieląt i odpajać je. Dużo trawy w sadzie – będzie bydło miało co żreć. Kóz tam na pewno nie wpuszczę. Trzeba się rozejrzeć za jakimś rzetelnym dostawcą cieląt co to nie tylko cielaka będzie miał na sprzedaż, ale i będzie umiał go dostarczyć na Rancho.

Może i by świnki zahodować? Taki porządny wybieg zrobiony to trzeba to wykorzystać. Indianka nie ma zamiaru trzymać świnek wiosną i latem w ciemnym chlewie, lecz wystawić na działanie słoneczka coby szczęśliwsze i zdrowsze były. A świnki zryją ładnie glebę przy chlewie i będzie można tam jakie warzywo posiać... Najbardziej ekologiczna z możliwych upraw ziemi - uprawa gleby ryjem wieprza ;)))))))) Pasożyty wyżre, trawę i korzonki oraz dobrze ziemię spulchni... Same plusy... Pomysł prosty i genialny w swej prostocie... ;)))

piątek, 4 września 2009

Odwiedziny

Dziś masztalerz bardzo zadowolony z owoców swej pracy – pilnikiem naostrzył łańcuch od piły spalinowej, zbudował całkiem zgrabny koral treningowy, przetrenował solidnie konie, znalazł rychło w czas mój klucz do rur i wymienił wodomierz (nareszcie mamy bieżącą wodę w kuchni non stop!), wkręcił nowy włącznik do kinkietu.

Paski od nagrzbietnika popękały w trakcie treningu, a nawet przed - rwą się jak stare szmaty. Nie polecam nikomu uprzęży z firmy GRENE. Dałam za uprząż 1000zł, a ona nie nadaje się do jazdy – jest niebezpieczna. To szajs. Czeka mnie wyprawa do rymarza i łatanie tego co się da. Szczęście w nieszczęściu, że te paski porwały się w trakcie treningu, a nie podczas jazdy po drogach publicznych. Mogło się to skończyć fatalnym wypadkiem.


Herbaty ziołowe (miętowa i krwawnikowa) i przysmaki
Ja dzisiaj obolała żołądkowo po sałatce z kapusty którą zrobił dla mnie masztalerz dwa dni temu. Sałatka smaczna, ale zaszkodziła mi i długo mnie boleść trzyma. Przez pół dnia chodziłam na czczo struta parząc i pijąc tylko herbatę miętową. Później dotarła do mnie paczka od Mamy, a w niej wśród słodkości, kosmetyków, środków czystości i konserw – musli, które jako lekko strawne odważyłam się zalać mlekiem kozim i zjeść miseczkę bez skutków ubocznych.


Dla spodziewanych gości naszykowałam budyń na kozim mleku, cukierki i słodkie gruszeczki, kawę i herbaty ziołowe ze świeżo zerwanych ziół. Na ser niestety było za mało czasu by go zdążyć zrobić. Następnym razem może się uda.


Po lewej Kasia, po środku Indianka, po prawej Jola
Pod wieczór wpadły w odwiedziny dwie urocze, wesołe kobietki: znana mi wcześniej z baru i ciucholandu Jola z Kowal Oleckich oraz nowo poznana jej starsza siostra Kasia z Kamiennej Góry. Zasiadłyśmy do stołu na dworze, nieopodal grusz korzystając z ostatnich powiewów lata. Dostałam fajne, starannie dobrane upominki: śliczną, miękką indiańską skórę (na pewno ją będę nosić z upodobaniem), kubki owocowe (to chyba tak a propos nowoposadzonego sadu), dwie płyty z muzyką relaksacyjną (Kasia sama nagrała i trafiła w dziesiątkę – faktycznie, jestem zwolenniczką takiej właśnie muzyki, kiedyś słuchałam jej pasjami, obecnie także nie stronię) oraz własnoręcznie (tym cenniejsze) upieczone rogaliczki nadziewane dżemem, słone chrusty (przydadzą się na niedzielę do żołądkówki bom zachorzała na żołądek, a trener chronicznie choruje, a przede wszystkim jest do oblania sukces remontowy – skuteczna wymiana wodomierza i znamienna bieżąca woda w kuchni od tego momentu ku naszej obopólnej wygodzie) oraz fafle. Prezenty starannie przemyślane i trafione. To ujmujące :)

Czas szybko i miło nam minął na rozmowie i smakowaniu smakołyków i popijaniu herbat i kawy. Kobietkom smakował mój budyń i zachwycały się herbatami ziołowymi zaparzonymi ze świeżo zerwanych ziół. Zioła zalane wrzątkiem pięknie prezentowały się w przezroczystych szklanych dzbankach uwieńczonych kolorowymi wieczkami. Zwłaszcza dzbanek do mięty pięknie dobrany – zielone wieczko i rękojeść w idealnie tym samym kolorze co zaparzona gałązka mięty. Paniom się podobało, a mnie się podobało, że im się podobało ;). Przed odjazdem obie panie podziwiały stary dąb, który u nasady ogryzion przez konie, jawił się jako gigantyczna noga słonia. Wiekowemu dębowi zamiaruję nadać imię po założycielowi Czukt. Dąb Mikołaj - oto nazwa mego 300 letniego dębu.

Pod wieczór z rowerowego rekonesansu wrócił imć masztalerz. Miast do nas podejść – dyskretnie udał się na spoczynek do swego namiotu :) Tam pomieszkuje od czasu przyjazdu, choć na wstępie bronił się rękami i nogami przed spaniem w namiocie :). Jednak po pierwszej przespanej tam nocy, tak mu się tam spodobało, że nie chce za nic spać w domu. Póki ciepło, tam mu dobrze. Dałam mu tam gruby dmuchany materac welurowy, gruby koc i zimową kołdrę i śpi mu się w namiocie dobrze. Kąpie się w domu w wannie lub bierze wiadro z nagrzaną wodą pod swój namiot i tam się chlapie. Jemy w domu lub przed domem na wyniesionym stole kuchennym. Bliski kontakt z naturą przypadł mu do gustu. Namiot stoi nad rzeczką, ma ładny, zielony widok na sad i moją wewnętrzną drogę dojazdową.

poniedziałek, 16 marca 2009

Droga gminna na kolonię

Za wąwozem znajduje się pas drogi gminnej długości ok. 500 metrów do mojego wjazdu na gospodarstwo, a cały odcinek od domu sołtysa do lasu ma ok. 1000 metrów.


Latem, gdy sucho - dojazd jest jako taki. Ale to tylko w dni bezdeszczowe. Wystarczy kilka dni deszczu i droga zamienia się w bajoro, bo wody opadowe nie mają spływu z drogi. Potrzebny jest co najmniej jeden rów odwadniający, lub najlepiej po jednym rowie z każdej strony drogi, by woda równomiernie spływała na boki.


Dojazd do rancza
dojazd do mojego gospodarstwa

Wąwóz

Ja chcę powiedzieć, że jest w naszym kraju garstka zapaleńców, którzy porzucili wygodne miejskie życie na rzecz twardego życia na wsi – to są rolnicy z powołania, którzy mają w sobie wiele cennych inicjatyw i tych ludzi trzeba wspierać, a nie im utrudniać życie i zwalczać. A tak podstawowa rzecz jak droga do gospodarstwa, zwłaszcza gospodarstwa planowanego jako agroturystyczne – musi być w dobrym stanie, bo żaden potencjalny agroturysta z Warszawy nie będzie ryzykował naderwania sobie zawieszenia na potężnych wertepach.


Wąwóz - zjazd z górki


Wąwóz jest piękny i nadaje się na romantyczne spacery, ale niestety nie do jazdy samochodami osobowymi i busami - gałęzie rysują karoserię, a nierówności drogi zagrażają zawieszeniom. Tutaj akurat jest pełnia lata i wąwóz wysechł, koleiny się zasklepiły, ale wystarczy kilka dni deszczu i glina uniemożliwia przejazd. Jeszcze z góry można z trudem zjechać, ale pod górę to już nie da rady.


Ja tego nie rozumiem, dlaczego, skoro w całej gminie są drogi konserwowane i remontowane, ten odcinek przed moim gospodarstwem jest ustawicznie pomijany corocznie od 6 lat.


To fakt, że nasza Wójt rządzi już chyba czwartą kadencję i układy gminne są ustalone i okrzepłe.
Spokrewnionym czy zaprzyjaźnionym rolnikom drogi się robi, obcym – nie. Zasiedziałym rolnikom się pobłaża, nowym - nie. Bamber, który przez 5 lat użytkował ten pas drogi od północy powinien być obciążony za jej użytkowanie zgodnie z prawem. Urząd Gminy zaniechał tego narażając budżet gminy na straty rzędu 7500zł, nie licząc kary grzywny za nielegalne użytkowanie pasa drogi gminnej przez samowolnego warchoła.


7500zł to jest tyle ile wystarczy na remont tego końcowego odcinka drogi gminnej przed moim gospodarstwem od południa mojego gospodarstwa. Gdyby Urząd Gminy ściągnął te pieniądze od zachłannego bambra – to by miał na remont drogi od południa. Są też małe granty do 5.000zł na małe projekty. Wąwóz jest na tyle ładnym miejscem, że warto w niego zainwestować podnosząc walory turystyczne mojej wioski. Sęk w tym, że jest tu potrzebna dobra wola Urzędu Gminy.


Tymczasem gdy ja zachodzę do Urzędu Gminy, to ustawicznie słyszę, że nie mają pieniędzy na remont tego końcowego odcinka. Robią wszędzie remonty dróg w całej gminie, konserwują po kilka razy do roku te same odcinki, a nigdy „nie mają pieniędzy” na ten kawałeczek przed moim gospodarstwem.



Ten wąwóz jest za wąski i za bardzo zakrzaczony, by nim swobodnie jeździć czymkolwiek.
Nawierzchnia jest gliniasto-kamieniasta, nierówna. Tutaj samochody osobowe do mnie jadące uszkadzają sobie podwozia, rysują lakiery, grzęzną w glinie, obijają sobie podwozia o sterczące kamienie.


Ten właśnie wąwóz trzeba poszerzyć - ściąć skarpy, wyrównać,zrobić odwodnienie co najmniej z jednej strony,drogę wyżwirować, wybrukować kocimi łbami której w mojej okolicy nie brakuje,
ściany wewnętrzne wąwozu wymurować kamiennym murem aby się nie osypywały na drogę po ścięciu skarp. W te ściany wstawić dreny, aby woda ze ścian wąwozu mogła spływać kanałami odwadniającymi wykonanymi w nawierzchni drogi. Przed ścinaniem skarp wąwozu należałoby wyciąć krzaki porastającej jego pobocza no i dokładnie wymierzyć geodezyjnie jak przebiega droga, czy aby który z sąsiadów nie zajął drogi, bo droga w planach ma 6 metrów szerokości (pas drogi ma 6 metrów szerokości). a może też okazać się, że planowa droga nie biegnie wąwozem tylko obok, dlatgo najpierw pomiary geodezyjne powinny być wykonane.
Ten wąwóz należy wyremontować i umocnić tak by nadawał się do jazdy cały rok, a jednocześnie zachować jego walory krajobrazowe. Kamienia na Mazurach jest pod dostatkiem, kilka kilometrów dalej jest kopalnia żwiru i kamienia.Poza tym każdy gospodarz na swojej ziemi ma sterty niepotrzebnych kamieni które może oddać na wybrukowanie tego wąwozu.


Wystarczy zajechać i załadować. W ścianie tego wąwozu można by wmurować kamienną tablicę pamiątkową mówiącą parę istotnych faktów o wsi i jej mieszkańcach. Na skarpach wąwozu można by posadzić eleganckie iglaki i byliny wieloletnie by ten wąwóz stał się piękną ozdobą wsi i podniósł jej walory turystyczne.
Są małe granty do wysokości np. 5.000zł - myślę że by to wystarczyło na remont i upiększenie tego wąwozu.

piątek, 13 marca 2009

Jak Urząd Gminy dba o młodego rolnika

Ponad 6 lat temu kupiłam za gotówkę gospodarstwo we wsi Czukty w Gminie Kowale Oleckie na Mazurach Garbatych i wprowadziłam się z całym dobytkiem do mojej posiadłości, po to by zająć się hodowlą koni, agroturystyką, by założyć piękny ogród i wyrabiać swojską, zdrową żywność. Po to, by spokojnie żyć w zgodzie z naturą. To co robię, to robię z pasji, z miłości do ziemi i zwierząt oraz fascynacji tradycyjną wsią polską. Moi Dziadkowie pochodzili z Siemiatycz na Podlasiu, a po II Wojnie Światowej osiedlili się na maleńkim gospodarstewku we wsi podszczecińskiej, obecnej luksusowej dzielnicy Szczecina - Warszewie. To właśnie u Dziadków na Warszewie zostałam zarażona miłością do ziemi, przyrody, zwierząt i sielskiego stylu życia.


Mój Dziadek przed II wojną służył w Kawalerii Polskiej. Także pod Szczecinem zawsze trzymał konie – jednego lub dwa. Na tej wsi podszczecińskiej czułam się najszczęśliwsza – kochana i rozumiana. Nadal pamiętam smak babcinych frykasów – warzyw z własnego, bogatego ogrodu np. smakowitych, soczystych pomidorów, smak jaj od własnych wybieganych na podwórku kur, własnoręcznie przyrządzonych kiełbas i wędlin z mięsa dziadkowych wieprzków. To było piękne. Babcia wiele opowiadała mi też o ich dawnym życiu na Podlasiu. Te obrazy tak głęboko zapadły mi w sercu, iż gdy już jako dorosła, samodzielna osoba mogłam sobie na to pozwolić – zaryzykowałam moje ówczesne wygodne miejskie życie w mieście i rzuciłam się na głęboką wodę przyjeżdżając w zupełnie mi obce miejsce na dawnej Suwalszczyźnie, w rejon zwany Mazurami Garbatymi. Czar miejsca urzekł mnie i zawojował całkowicie i ten czar i urok rekompensował mi niedostatki.


Gdy tu jechałam, wiedziałam, że nie będzie łatwo, bo pieniędzy ledwo starczyło na zakup gospodarstwa i części materiałów wykończeniowych i budowlanych koniecznych do remontu zdewastowanego i rozszabrowanego domu wiejskiego. Niestety banki ku mojemu zaskoczeniu nie udzieliły kredytu inwestycyjnego, nie uznając zakupu gospodarstwa jako mego wkładu własnego w przyszłą działalność hodowlaną i agroturystyczną, a nieco później także ARiMR nie przyznała dopłaty 50.000zł dla Młodego Rolnika na zagospodarowanie się (miałam gospodarstwo kilka miesięcy dłużej niż przewidują durne przepisy), ale wierzę w to co robię i jestem pracowita, więc jakoś przetrwałam te pierwsze 6 lat ciężko fizycznie pracując, mimo braku finansów na zakup maszyn rolniczych. Za niewielkie dopłaty unijne należne mojemu gospodarstwu kupiłam zwierzęta hodowlane, ale niestety, nadal nie stać mnie na zakup ciągnika i niezbędnych maszyn rolniczych oraz na skończenie remontu domu pod agroturystykę. Co roku całe moje niewielkie dopłaty idą na zakup drogich pasz i nic mi nie zostaje. Jest mi bardzo ciężko. Gwoździem do trumny jest brak dojazdu do gospodarstwa. Jakakolwiek działalność nie ma tu szans na powodzenie, dopóki droga gminna przed moim gospodarstwem nie będzie przejezdna.


droga gminna na kolonii Czukty
Normalne funkcjonowanie mojego gospodarstwa stale utrudnia problem z dojazdem do niego
– droga przed moim gospodarstwem jest nieremontowana i niekonserwowana od lat, mimo moich licznych podań i próśb skierowanych do Urzędu Gminy. Gmina lekceważy problem z drogą gminną przed moim gospodarstwem. Kierownik Wydziału Dróg Urzędu Gminy Kowale Oleckie – Krzysztof Locman, uważa, że wystarczy trochę podremontować drogę do sołtysowej, a dalej do mnie już nie trzeba. Uważa, że moje gospodarstwo ma mniejsze prawa, niż inne gospodarstwa w tej gminie i regularnie mnie zbywa, gdy upominam się o remont czy konserwację odcinka leżącego przed moim gospodarstwem.
bajoro na drodze gminnej...


Poprzedni właściciel mego gospodarstwa dojeżdżał do gospodarstwa śródpolną drogą gminną od północy.
Gdy jego sąsiad Tomasz Sawicki dowiedział się, że poprzedni właściciel mojego gospodarstwa wystawił gospodarstwo na sprzedaż – zachłannie zagrodził pas szerokości 50 metrów na odcinku długości niemal 500 metrów nie należącej do niego ziemi w tym pas drogi gminnej, po czym użytkował ten pas przez szereg kolejnych lat, a na samej drodze wykopał potężny jar, by nikt tamtędy nie mógł przejechać.


Wzdłuż tej zagrodzonej drogi gminnej biegła jednak wyjeżdżona druga droga polna, którą można było nadal dojechać do gospodarstwa jeszcze przez 2-3 lata dopóki nie kupił ziemi na której ona leżała nowy właściciel.
Wcześniej, poprzedni właściciel tego gospodarstwa na którym ta droga leżała, nie robił problemów z przejazdem, tym bardziej, że była to droga zwyczajowo wyjeżdżona od lat przez miejscowych. Jednak nowy właściciel - Karol Wąsewicz - rozkopał tę drogę, by nikt nie mógł nią przejechać.


Tak więc dojazd do mojego gospodarstwa od północy został całkowicie odcięty. Pozostała droga gminna od południa mojego gospodarstwa. Była ona od samego początku w zdziczałym stanie – zarośnięta, wąska, gliniasta, wertepiasta. Na coroczne i liczne moje wnioski i podania została częściowo poprawiona, ale nie ten 700 metrowy odcinek przed moim gospodarstwem, lecz dużo wcześniej na odcinku od wsi Czukty do przedostatniego domu należącego do męża obecnej sołtysowej Czukt. Nawet prywatne podwórko sołtysowej Naruszewiczowej wyżwirowano gminnym żwirem, ale ani jedna łopata żwiru nie poszła na głębokie koleiny pełne wody znajdujące się na drodze gminnej przed moim gospodarstwem. Odcinek od sołtysowej do mojego gospodarstwa pozostał nietknięty. Nic tu nie jest poprawiane od lat. Dodam, że jest to wyjątkowo trudny odcinek: znajduje się na nim wąski, gliniasty wąwóz, pełny wyłażących podczas deszczów z gliny kamieni, wąwóz gęsty od sterczących z obu skarp wąwozu gałęzi, a za wąwozem droga polna pozbawiona rowów odwadniających. Ten właśnie odcinek drogi od domu sołtysowej do wjazdu na moje rancho jest zupełnie nieprzejezdny przez większość roku.


droga gminna przed moim gospodarstwem
Końcowy odcinek tej drogi wiodący od sołtysowej do mego gospodarstwa tj. ok. 700 metrów pozostał nietknięty do dziś dnia, mimo, że już idzie 7 rok jak tu mieszkam i prowadzę gospodarstwo. W tym właśnie wąwozie niejeden samochód osobowy uszkodził sobie miskę olejową, w tym właśnie wąwozie niejeden samochód ugrzązł i nie mógł podjechać pod górę ślizgając się w lepkiej glinie, w tym wąwozie niejeden samochód porysował sobie karoserię sterczącymi z dwu stron gałęziami niewycinanymi od lat krzaków.


Wąwóz wymaga wycięcia krzaków, poszerzenia drogi poprzez ścięcie skarp, umocnienia kamiennymi ścianami wewnętrznych skarp wąwozu by ziemia nie osypywała się na drogę, wstawienia dren odwadniających w tenże ściany aby umożliwić odpływ wód opadowych ze skarpy do rowów odwadniających, wykonania rowów odwadniających wzdłuż drogi z obu jej stron, wyżwirowania drogi, wyrównania nawierzchni i ułożenia bruku. Bez tych niezbędnych prac wąwóz nadal pozostanie nieprzejezdny przez większość roku, a zwłaszcza w deszczowe okresy. Dalszy odcinek poza wąwozem wymaga równania, żwirowania, wykonania rowów odwadniających wzdłuż drogi gminnej, które zapobiegną staniu wody na drodze.


Pieniądze na ten cel Urząd Gminy może pozyskać ściągając z bambra zaległe należności za nielegalne użytkowanie przez ok. 6 lat gminnego pasa drogi. To by było ok. 7500zł. Urząd Gminy może też postarać się o mały grant na zagospodarowanie terenu zielonego jakim jest urokliwy wąwóz. Grant w wysokości 5.000zł.
Urząd Gminy może połączyć siły organizowanego właśnie kursu brukarskiego i urządzić warsztaty brukarskie dla jego uczestników w tymże wąwozie wykorzystując siły uczestników, do wybrukowania wąwozu.


Przedewszystkim jednak jest też coś takiego jak gminny fundusz na remont i konserwację dróg. Ponadto kamienia na Mazurach nie brakuje – jest czym brukować. Kilka kilometrów od mojej wsi jest potężna żwirownia w której można zaopatrzyć się w kamienie. Ponadto, wielu gospodarzy posiada na swych polach kamieniska – wystarczy podjechać ciągnikiem z przyczepą i załadować ten budulec za darmo.


Po prostu jeśli Urząd Gminy by chciał, to znalazł by niejeden sposób, aby problem końcowego odcinka drogi gminnej w Czuktach naprawić.


Tymczasem moje podania i prośby by poprawiono ten odcinek pozostają bez reakcji ze strony Urzędu Gminy. Nic tu nie jest robione od lat. Droga gminna przed moim gospodarstwem nadal jest nieprzejezdna przez większość roku uniemożliwiając tym samym normalne funkcjonowanie gospodarstwa. Nie mam maszyn rolnych - muszę kupować paszę. Są wielkie problemy z dowiezieniem po tej drodze siana, słomy, zboża, problemy ze sprzedażą byczków, koźląt, jaj, mleka koziego, serów, zdrowej żywności, że nie wspomnę o ogromnych trudnościach w dowiezieniu na gospodarstwo zakupów z miasta czy materiałów budowlanych.


Moje gospodarstwo ponosi dotkliwe straty z powodu uchylania się Urzędu Gminy od wywiązywania się z jej ustawowego obowiązku dbania o stan dróg do niej należących, a ja sama mam utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych takich jak pogotowie medyczne, a moje zwierzęta do świadczeń inseminacyjnych i weterynaryjnych. Nie mam samochodu – często korzystam z usług firm kurierskich i poczty – kurierzy i listonosze mają zawsze problem z dojazdem, skarżą się na ustawicznie fatalny stan drogi.


W 2002 roku straciłam pięknego, rasowego psa – weterynarz nie dojechał do chorego zwierzęcia z braku dojazdu. W 2005r. straciłam możliwość pokrycia klaczy – samochód z przyczepką konną nie był w stanie wyjechać przez ten gliniasty wąwóz – klacz stała rok jałowa – straciłam możliwość pokrycia klaczy. Rok temu – ten sam problem z kryciem klaczy. W zeszłym tygodniu małżeństwo rolników z Nowinki nie było w stanie przejechać tą drogą by dostać się na moje gospodarstwo – straciłam okazję sprzedania byczków. Przyszli, obejrzeli moje mięsne byczki - spodobały się, dogadaliśmy się co do ceny – ale nie dojechali swoim busem z przyczepką konną i musieli zrezygnować. Boksowali dwie godziny w błocie przed gospodarstwem, zanim się jakoś wydobyli z błota drogi gminnej.


nieremontowana droga gminna
W tym tygodniu w tym błocie na drodze gminnej znowu zakopał się kurier. Jakoś cudem udało mu się wyjechać. Ale w czwartek 12 marca 2009r. karetka pogotowia nie była w stanie dojechać do mojego gospodarstwa – musiałam sama słaniając się na nogach przejść o własnych siłach do karetki pogotowia kilometrowy odcinek drogi gminnej, bo na tej drodze przeszkoda w postaci potężnej, szeroko rozlanej kałuży uniemożliwiała dojazd do mojego gospodarstwa. Woda na drodze stoi, bo nie ma rowu odwadniającego.
droga gminna w wiosce Czukty, gm. Kowale Oleckie
Tym razem doszłam o własnych siłach. A jeśli zachoruję poważniej niż wczoraj? A jeśli od szybkości udzielonej mi pomocy będzie zależało nie tylko zdrowie, ale i życie moje? Czy ten bezduszny Urząd Gminy chce mieć moje życie na sumieniu?
Droga gminna
Nie wiem co gorsze – czy to, że Urząd Gminy ryzykuje moim życiem, czy to, że przez Urząd Gminy Kowale Oleckie w 2007 i 2008r. straciłam możliwość wykonania płyty obornikowej i sprowadzenia zbiornika na gnojówkę. Mimo moich próśb i podań o poprawienie stanu drogi, która absolutnie nie nadaje się do przejazdu dla ciężkiego sprzętu typu gruszka z betonem czy tir ze zbiornikiem na gnojówkę, Urząd Gminy nie zrobił nic, aby stan drogi poprawić, w wyniku czego poniosłam stratę w wysokości 20.000zł – tyle dopłat unijnych straciłam przez Urząd Gminy Kowale Oleckie. To nie jest koniec strat z tytułu dopłat unijnych. Brak tejże płyty i zbiornika na gnojówkę uniemożliwi mojemu gospodarstwu korzystanie z innych programów unijnych współfinansowanych przez Unię Europejską, które za warunek stawiają posiadanie takowej płyty i zbiornika. Moje gospodarstwo nadal nie będzie mogło zagospodarować się i stać się rentowne i zarobić na siebie i na mnie. Urząd Gminy poprzez zaniechanie swoich obowiązków wobec mnie jako podatnika podatku rolnego bezpośrednio wpłynął na zahamowanie zagospodarowania i rozwoju mojego gospodarstwa.
W ten sposób Urząd Gminy działa na szkodę mojego gospodarstwa.


W ten sposób Urząd Gminy Kowale Oleckie “dba” o młodego rolnika, w ten sposób Urząd Gminy “ułatwia” start i zagospodarowanie się młodemu rolnikowi. Urząd Gminy ani nie wywiązuje się ze swoich ustawowych obowiązków dotyczących remontów i konserwacji dróg, a moje gospodarstwo na tym traci.


Artykuł na Pierwszym Portalu Rolniczym:
http://www.ppr.pl/artykul.php?id=153275&dzial=3988