sobota, 23 marca 2013

Drzewo natargane

Indianka natargała dwie taczki suchego opału i napaliła w piecu. Dymi się strasznie. Trzeba wietrzyć. Chyba trzeba będzie komin wymienić całkowicie albo nowy postawić. Może samo czyszczenie wystarczy? Ale niedawno był czyszczony. W sumie dwa razy w ciągu roku. Chyba Indianka zejdzie do piwnicy i wyczyści te dolne wyczystki. Może kupa sadzy urosła aż do piętra i zapchała przewód.

Na dworze złocisty zachód Słońca. Konie pod paszarnią lśnią. Ich sierść lśni. Już od lutego zmieniają sierść zimową na letnią. Troszkę za szybko. Wczesne linienie i lśniąca sierść wskazują na zdrowie zwierząt. Gdyby były niedożywione – nie zmieniałyby tak szybko sierści, a ich sierść byłaby matowa.

Indianka miała kiedyś za współlokatorkę - pewną cwaną koniarę. Było to na początku hodowli koni przez Indiankę. Indianka jeszcze wtedy nie miała doświadczenia w hodowli koni, więc pozwoliła babie zajmować się wszystkimi końmi. Baba wykorzystała to do karmienia swoich koni najlepszą paszą jaką Indianka kupiła – sianem i owsem. Klaczkę Indianki natomiast zawistnie głodziła. Doprowadziła ona źrebiczkę do takiego stanu, że młoda źrebica dopiero w maju zaczął linieć, po tym, jak baba wyjechała z gospodarstwa Indianki i Indianka przejęła karmienie koni. Indianka uczciwie obdzielała wszystkie konie miarkami owsa. Klacze babsztyla dostawały 3 razy więcej owsa, bo babsko wmówiło Indiance, że jej klacze karmiące tak dużo muszą owsa jeść. Prawda była taka, że cwaniara przywiozła totalnie zarobaczone konie, które żarły w nieskończoność, a i tak były zachudzone i niedożywione, bo robale wpierdzielały to co klacze babsztyla zjadły. Baba skąpiła na odrobaczeniu swoich koni i kosztem Indianki ładowała w nie 3 razy więcej paszy niż normalnie by potrzebowały. Także klaczce Indianki nie dawała w ogóle owsa ani siana, tylko samą starą, bezwartościową słomę. Klaczuś była przez to niedożywiona, osowiała, miała matową sierść i nie liniała długo, podczas gdy klaczory babsztyla były już ze starej sierści wyczyszczone i lśniły nową, letnią okrywą włosową.

Cyniczna szmata, naigrywała się z klaczki Indianki pomawiając klaczkę Indianki, że to jakiś gorszej jakości i gatunku koń, bo klaczka miała długie, kudłate, zimowe włosie podczas gdy klaczory oszustki lśniły już krótką sierstką.

Gdy babsztyl miał wyjechać, aby kolejnego właściciela stajni naciągnąć na darmowy pensjonat, Indianka zapytała ile ma dawać koniom owsa. Babsztyl powiedział, że jej klaczom po 3 miarki owsa, a klaczce Indianki jedną. Tak też Indianka uczyniła. Gdy po raz pierwszy dała swojej klaczce jedną miarkę owsa – konik ożył gwałtownie. Indiana szalała po podwórku brykając radośnie i strzelając kopytami wysoko w górę. Wtedy Indianka błyskawicznie zorientowała się jak działa owies na konie i zrozumiała, że jej klaczka do tej pory nie dostała od ścierwa ani grama owsa. Od tej pory Indianka zajmowała się wszystkimi końmi sama, a szmacie kazała spierdalać w pizdu.

Indianka regularnie i dobrze karmiła owsem i sianem swoją klaczkę Indianę, zwiększyła też jej dawki owsa – źrebica szybko odzyskała siły, animusz, zmieniła sierść na letnią – krótką i lśniącą. “Pańskie oko konia tuczy” – mówi stare polskie porzekadło. Jednocześnie karmiła konie babsztyla, który miał Indiance za opiekę i paszę zapłacić źrebakami lub kasą, co nigdy nie nastąpiło, podczas gdy Indianka została z długami za paszę na długo. Indianka wie, że nikt, ale to nikt nie zadba o jej konie tak dobrze, jak ona dba. Mimo, że Indiance się nie przelewa – pasza dla zwierząt zawsze musi być. Dobro zwierząt jest u Indianki na pierwszym miejscu. Dzięki temu wyhodowała takie piękne, zdrowe zwierzęta. Indianka odebrała też nauczkę, aby nie ufać obcym, bo potrafią oni być niesamowitymi ścierwami zdolnymi bez mrugnięcia okiem do krzywdzenia cudzych zwierząt z czystej zawiści i podłości.

Ufff!



Indianka nakarmiła i napoiła zwierzynę. A jakże! Pora na gorącą herbatę, a potem trzeba będzie przyciągnąć sanie z opałem i nahajcować w piecu. 

Konie jedzą siano pod paszarnią. Siano wyłożone wzdłuż paszarni, pod ścianą, od strony południowej – celowo, by Słoneczko wygrzało koniki i zapobiegło ewentualnej krzywicy. 

Pierwsza przyszła paść się Dakota. Pozostałe konie kończyły jeszcze spożywać owies w stajni. Tym razem Indianka na spód żłobów pościeliła nieco siana pod ten owies, aby konie jedząc jednocześnie owies i siano dobrze przeżuwały owies wraz z sianem i nie marnowały go tak. Przydałby się Indiance śrutownik, aby mielić zboża na drobną śrutę oraz sieczkarnia do wyrobu sieczki. Dziadek Indianki miał taką fajną, ręczną sieczkarnię. Indianka lubiła nią ciąć trawę dla królików i koni Dziadka. Takie fajne ostre koło się obrało i ciachało trawę na sieczkę. To było dawno. Tego siedliska ani sieczkarni rodzina Indianki już dawno nie ma. Szkoda. Było tam wiele użytecznych maszyn konnych, m.in. przodek konny, kopaczka do ziemniaków, brony, kultywator, pług na kółkach i parę innych maszyn. Dziadek ich używał do obróbki ogrodu. Był też solidny, duży, platformowy wóz na gumowych kołach. Bardzo pojemny. Tym wozem Dziadek woził trawę i siano dla koni, a ze szpitala w którym pracowała kiedyś Babcia – przywoził zlewki dla świń i resztki spożywcze dla drobiu i królików oraz psów. Były też sanie – duże i wygodne. Podczas jazdy wyścielone wielkim kożuchem. Tymi saniami Dziadek z Babcią wozili Indiankę do lasu, gdy zachorowała w mieście na zapalenie płuc. Indianka była blada jak ściana i anemiczna po tej chorobie. Cudem z niej wyszła z pomocą Babcinych naturalnych zabiegów i ziół. Antybiotyki już wtedy nie pomagały. Babcia siekała Indiance drobniutko czosnek i podawała na łyżeczce z prawdziwym miodem pszczelim (bez cukru) i pełnym mlekiem prosto od krowy (nie badanym przez żadne laboratorium) kilka razy dziennie zachęcając ją wytrwale do przełykania tego naturalnego lekarstwa. Paskudne to było w smaku dla Indianki, krzywiła się niemiłosiernie – ale pomogło. Pomogło też stawianie gorących szklanych baniek na plecach, rozgrzewające okłady na szyję i pierś z pieluchy tetrowej nasączonej spirytusem kamforowym, oraz rozgrzewające nasączone w kamforze waciki do uszu. Indianka wówczas została przywieziona z miasta z trzema chorobami w jednym małym ciałku. Było to zapalenie płuc, angina i zapalenie ucha środkowego. Była baaardzo ciężko chora. Lekarze nie rokowali Indiance przeżycia. Doktor się poddał. Powiedział, że już nic nie może zrobić. Indianka była w bardzo ciężkim stanie. Nie mogła oddychać, przełykać, dusiła się. Miała wysoką gorączkę 40 C. Nie jadła. Nie słyszała na jedno ucho z powodu świdrującego bólu w tym uchu. Jednak Babcia i Dziadek Indiankę ratowali. Babcia zmieniała Indiance kompresy, waciki, nakłaniała do jedzenia naturalnych lekarstw. Dziadek palił fest w piecu, tak że w domu było bardzo ciepło. Dziadkowie uratowali Indiance życie. Wyleczyli i przeprowadzili naturalną rekonwalescencję polegającą na zimowych jazdach saniami do lasu, aby pobudzić płuca do pracy. Dziadek zaprzęgał konia do sań, wyścielał sanie grubym futrem, Babcię i Indiankę owijał wełnistym kożuchem i jeździli pędem do lasu. Indianka była słaba. Babcia ją podtrzymywała. Szybkie jazdy kłusem do lasu i pęd świeżego powietrza natlenił Indiankę. Płuca zaczęły pracować i się oczyszczać. Udało się. Indianka wylizała się i ozdrowiała. To się zdarzyło kiedyś, dawno temu, gdy Dziadkowie jeszcze żyli, a Indianka była małą dziewczynką.

Dziś, gdy Indianka wyrzuciła przez okno paszarni wielkie snopy siana – wyszła i rozłożyła je równomiernie wzdłuż ściany i siadła sobie na tym sianie wygrzewając się w Słońcu. Towarzyszyła jej Dakota, która poczęła rozgrzebywać siano kopytem. Przydałoby się tam na tej ścianie zamontować długie paśniki stalowe, aby konie tak nie niszczyły siana. Siano rozgrzebane, stratowane i obsikane przez konie – to siano zmarnowane. Szkoda siana. Prowadzenie gospodarstwa wymaga kosztownych nakładów, tymczasem bioroboty rok w rok zabierają Indiance dopłaty i nie ma z czego tych wydatków finansować. 

Indianka siedziała sobie pod ścianą paszarni wygrzewając się w promieniach Słońca i odpoczywając po wysiłku.
Dalej, wśród drzew tańczył wiatr. Jednak pod paszarnią od strony południowej – cicho. Zacisznie. To doskonałe miejsce do pasienia koni. Ściana chroni je przed zimnymi wiatrami północnymi, a Słońce nagrzewa ich ciała.
Gdy Indianka tak tam siedziała – było jej bardzo ciepło. Potem przyszła Indiana i cień rzuciła na Indiankę.
Zrobiło się zimno momentalnie :) Indianka ewakuowała się spod ściany do domu. 


Amerykanie dzwonią do Obamy


Wczoraj w Kongresie Amerykańskim przepchnięto szkodliwy akt wymierzony w obywateli Stanów Zjednoczonych, a dokładnie w farmerów amerykańskich oraz konsumentów, a wspierający monopolistyczne działania i interesy szkodliwej korporacji Monsanto.
Akt czeka na zatwierdzenie przez ich prezydenta – Obamę. Obywatele amerykańscy świadomi zagrożenia jaki ten akt niesie za sobą – protestują i dzwonią wprost do prezydenta Obamy wyrażając swój protest.

http://action.fooddemocracynow.org/call/Monsanto_declares_war_on_America/?rd=1&t=12&referring_akid=781.512767.GZXfv4


“This dangerous provision, the Monsanto Protection Act, strips judges of their constitutional mandate to protect consumer rights and the environment, while opening up the floodgates for the planting of new untested genetically engineered crops, endangering farmers, consumers and the environment.”

„To niebezpieczne rozporządzenie, Akt Ochrony Monsanto, odziera sędziów z ich konstytucyjnego prawa do obrony praw konsumentów oraz środowiska naturalnego, jednocześnie otwierając tamy do sadzenia nowych, nieprzetestowanych, genetycznie modyfikowanych upraw, zagrażając tym samym amerykańskim farmerom, konsumentom oraz środowisku naturalnemu.” – tłumaczenie: Indianka

Nastała nowa era. Era rządów korporacji. Teraz już nie ma demokracji, nawet w tak demokratycznym kraju jakim były do tej pory Stany Zjednoczone Ameryki. Wielkie, wpływowe korporacje kontrolują rynek żywności w Stanach i mają zakusy na taką samą kontrolę w innych krajach świata. Chcą rządzić całym światem. Pierwsze pod nóż poszły kraje III świata. Teraz pora na Europę w tym Polskę.
Nasza polska ustawa o GMO również wspiera interesy obcych korporacji w tym Monsanto. Nasza polska suwerenność została naruszona. Staliśmy się krajem kolonialnym obcych, wrogich korporacji.
Pora się obudzić i strząsnąć z naszych pleców tego dżina co żeruje na naszym zdrowiu i nas ciemięży.
BEZWZGLĘDNIE ZAKAZAĆ HANDLU TOWARAMI ZAWIERAJĄCYM GMO.

Wschód Słońca

Indianka obudziła się dziś około 4 rano. Króliki szalały po kuchni. Chyba im się gody zaczęły. Za dnia gdy Indianka urzęduje w kuchni – nieśmiało zaglądają i się z niej wycofują. Ale gdy tylko Indianka idzie spać – kuchnia jest ich :)))

Szaleją na całego. Tak i tym razem było. Gdy zwaliły coś z trzaskiem i hukiem – Indianka się obudziła.

Jak już obudziła się, to i zasnąć nie mogła mimo prób. Poszła i odgrzała sobie obiad uszykowany na dziś, bo ją zaczęło ssać w żołądku. No i ma do przerobienia sporo pism urzędowych, więc musi mieć siłę by na nie odpowiedzieć.

Siadła przed komputerem i zanim się obejrzała – Słońce wstało oblewając komputer i gabinet złotym blaskiem.

Indianka pije gorącą herbatę, zagryza czekoladą i szykuje się do kontrofensywy. Na pohybel urzędasom!

https://www.youtube.com/watch?v=QYEC4TZsy-Y

 

piątek, 22 marca 2013

Słoneczny dzień przed ostrym nocnym mrozem


Dzień słoneczny. Na dworze leży śnieg. Indianka już dawno nakarmiła i napoiła wszystkie zwierzęta. Teraz gotuje obiad dla siebie: pieczonego kurczaka curry w sosie marchewkowym :) Ziemniaki gotują się osobno.

W nocy ma być straszny mróz. W piecu ledwo tli się ogień. Komin znowu zamulony. Nie ma ciągu. Przy rozpalaniu pieca strasznie się dymi. Trzeba będzie po obiedzie przyciągnąć sanie z suchym opałem.

Strasznie boli ją ząb. Chyba się jakiś nerw naruszył. Na myśl o wyprawie do dentysty Indiankę skręca. Jak pojedzie w ciemno to znowu nie znajdzie dentysty aby zrobił z tym zębem porządek, a jak znajdzie i on zrobi – to nie będzie chciał zęba kończyć, a inny dentysta nie będzie chciał po nim poprawiać i znów się będzie męczyła tygodniami jak rok temu. Tak działa publiczna służba zdrowia. Musi wytrzymać jeszcze półtora tygodnia i iść prywatnie. Ból promieniuje na pół szczęki, po ucho. Tylko żeby się jakieś zapalenie okostnej nie zrobiło :(

czwartek, 21 marca 2013

Zimowe przemęczenie

Ta długa, mroźna zima wymęczyła Indiankę. Nie ma siły już pracować. Chce się położyć i nic nie robić. Odpoczywać. A tu nie da rady. Trzeba zwierzaki karmić, obiady gotować, zmywać naczynia, przywozić drewno z pola, palić w piecu. Na papiery już nie starcza sił i czasu. Indianka znalazła pilną korespondencję sprzed tygodni. Pora otworzyć te koperty i się ustosunkować do tego co w nich zawarte.

wtorek, 19 marca 2013

Inicjatywa Obywatelska

W czasach, gdy tuskorząd zawodzi – musimy brać sprawy w swoje ręce i organizować się celem realizacji pozytywnych inicjatyw obywatelskich. Niech tuskorząd się od obywateli uczy, co to jest praca dla dobra społeczeństwa.

W Polsce są ludzie, którzy nie oglądając się na żadne dotacje czy granty – organizują pozytywne inicjatywy. Oto jedna z nich:

http://polakpotrafi.pl/projekt/permakulturowa-regeneracja-mos-w-lodzi

W tej szczytnej inicjatywie młodzi ludzie zebrali się by propagować zakładanie miejskich ekologicznych ogrodów.

To ważna inicjatywa, bo miastom niedługo zajrzy do ócz głód, więc każdy skrawek ziemi miejskiej powinien być zaadaptowany na ogrody warzywne.

Ważna też jest edukacja ekologiczna młodzieży poprzez oswajanie jej z Naturą, pokazywanie, jak wspaniała to rzeczy i ile korzyści sobą niesie. To ważne w dobie rosnącego wynaturzenia mieszczuchów, którzy w wielu przypadkach tak bardzo oddalili się od Natury, że na pytanie skąd się bierze mleko odpowiadają: “z kartonika”. Wielu z nich nie kojarzy łaciatych, muczących zwierząt pasących się na zielonych łąkach z białą cieczą znajdująca się w owych kartonikach.

Najwyższy czas, aby im to wytłumaczyć ;)))

Don Kichoty z Warmii i Mazur

Grupa obywateli walcząca z wiatrakami zebrała się w Olsztynie by zaprotestować przeciwko stawianiu na Warmii i Mazurach szkodliwym akustycznie dla zdrowia ludzi i zwierząt turbinom wiatrowym. Cześć im i chwała! To prawdziwie szlachetni wojownicy troszczący się o zdrowie narodu.

Jak udowodnili naukowcy – turbiny wiatrowe emitują szkodliwe dla zdrowia ludzi i zwierząt ultradźwięki prowadzące do poważnych schorzeń organów wewnętrznych. Dlatego na Zachodzie Europy i w USA turbiny są stawiane z dala od siedzib ludzkich – na bezludnych terenach: pustyniach i na otwartym morzu.

Na Mazurach i Warmii chorobotwórcze wiatraki stawiane są w środku zaludnionych wsi, bo lokalne władze nie zadały sobie trudu, by się dowiedzieć, dlaczego Niemcy tak masowo wyzbywają się swojego złomu i ślą go tak chętnie do Polski. Po prostu mają w dupie zdrowie swoich wyborców. Tym większy szacunek dla szlachetnych, bezinteresownych obywateli przeciwstawiających się stawianiu tego syfu w naszej pięknej krainie.

Indianka swoje lokalne władze obszernie poinformowała o szkodliwości wiatraków, ale władze i tak dały zgodę na postawienie wiatraków w kilku wsiach. Gmina ma dużo zarobić na podatku od tych wiatraków. W tej gminie pieniądz ważniejszy niż zdrowie mieszkańców i ich bydła. Urzędnicy powinni sobie postawić te wiatraki w środku Kowal Oleckich, najlepiej przed Urzędem Gminy.

poniedziałek, 18 marca 2013

Haracz i grabek



Słowo "podatek" pochodzi od słowa "podaj, daj". Daje się dobrowolnie, A jeśli haraczyk jest zabierany obywatelowi bez jego zgody i często wiedzy - to jest kradzież, grabież. Także słówko powinno zostać zastąpione adekwatnym określeniem: "haracz", "haraczyk", "grabek" - "grabek" od "grabieży". Stawiam na grabek jeśli mały, a haracz - jeśli ogromny. ZUS jest ogromny. 800zł miesięcznie dla Tuska - to jest haracz. 19zł miesięcznie dla TV i radia - to jest grabek. 50zł miesięcznie od śmieci - grabek śmieciowy. 23% VAT - grabek lub haracz, zależnie od kwoty opodatkowania. Jeśli kupujesz mieszkanie za 123.000zł, to 23.000zł haraczu płacisz dla Tuska za to że kupiłeś to mieszkanie.

Trzeba sięgnąć do korzeni i diametralnie obniżyć podatki, a z wielu zrezygnować całkowicie. Ludzie powinni mieć pełną swobodę dysponowania swoimi pieniędzmi bez ich okradania na każdym kroku przez władze/system, jak to ma miejsce obecnie. Władza za dużo od nas bierze, a zabrane pieniądze przepierdala bezwstydnie. Każe sobie słono płacić (ZUS) za gównianej jakości usługi medyczne, gównianą emeryturę (lub jej brak) itd. Pieniądze ludzi powinny zostać w ich kieszeniach, aby mogli sami o siebie zadbać odpowiednio. Żadna władza nie zrobi tego lepiej za ludzi.

Władze udowodniły, że nie potrafią udolnie zarządzać budżetem naszego narodu. Marnują miliardy naszych złotówek, podczas gdy miliony Polaków cierpi niedostatek. Tak nie może być. To są nasze pieniądze i powinny zostać w naszych kieszeniach, abyśmy sami mogli o siebie zadbać lepiej, niż robi to pazerny system. Obecny system podatkowy działa jak rak na zdrowym ciele narodu. Ogranicza jego rozwój. Uniemożliwia ludziom osiągnięcie dobrobytu.

System podatkowy powinien zostać maksymalnie uproszczony. Powinien być klarowny i minimalistyczny. 

Wystarczy sama zrzutka narodu na armię, a reszta instytucji państwowych powinna zostać zlikwidowana lub sprywatyzowana. Takie instytucje jak ZUS, KRUS, Urząd Skarbowy, policja powinny zostać zlikwidowane. Służba zdrowia powinna zostać sprywatyzowana. Lekarze powinni prowadzić prywatne praktyki i w zamian za nie otrzymywać wynagrodzenie wprost od pacjentów. Dzięki temu będą szanować swoich pacjentów i faktycznie dbać o ich zdrowie. Ludzie chcący odkładać pieniądze na swoje emerytury, mogą korzystać z prywatnych funduszy emerytalnych, które zapewnią im wysokie emerytury na podstawie inwestowania złożonych przez przyszłych emerytów pieniędzy. 

Wystarczy jeden dzielnicowy na większy rewir który będzie przyjmował zgłoszenia i prowadził dochodzenia oraz przesłuchania. W razie potrzeby - może prosić armię o wsparcie w trudniejszych operacjach. W ten sposób ilość instytucji utrzymywanych przez obywatela będzie znikoma - obywatel będzie utrzymywał tylko armię, która ma się ćwiczyć w obronności kraju, a w czasach pokoju pełnić funkcje społeczne np. brać udział w gaszeniu pożarów, w pomocy w trakcie powodzi, w akcjach mających na celu zwalczanie przestępczości zorganizowanej. Dzięki temu potencjał armii będzie wykorzystany na bieżąco i zapobiegnie gnuśnieniu żołnierzy w czasach pokoju. Zdobyte w trakcie pokoju doświadczenie operacyjne przyda się w czasie wojny.

Tylko armia powinna być utrzymywana przez społeczeństwo i w czasie pokoju powinna zarobić na swoje utrzymanie poprzez czynny udział w pracach społecznych dla Narodu. W ramach armii można wyodrębnić sądy, które będą rozstrzygały spory obywateli. Prawo powinno zostać uproszczone i złagodzone w odniesieniu do obywateli. Obywatel nie może mieć zabronionej ani w żaden sposób utrudnionej budowy własnego domu na własnej ziemi. Obywatele muszą mieć prawo do samoobrony i posiadania broni. Obywatel, który zabije napastnika w obronie własnej, nie powinien być karany. 

W zupełności wystarczy jeden podatek dochodowy od każdego zarabiającego w wysokości 10% płatny raz do roku w terminie wygodnym dla płatnika tego podatku.
Przy odciążeniu ludności i przedsiębiorców od nadmiernego opodatkowania – gospodarka się rozwinie i firmy, które obecnie ledwo przędą – rozwiną skrzydła, zwiększą obroty i zysk, zwiększą ilość miejsc pracy, zwiększą pensje dla pracowników. Kraj rozwinie się. Teraz dusi się. A właściwie jest duszony. Buta na gardle Narodu trzyma obecna władza uniemożliwiająca zdrowy rozwój kraju.

niedziela, 17 marca 2013

Organizacja dnia pracy

Organizacja dnia pracy

To dzisiaj niedziela??? Indianka była pewna, że to już poniedziałek :)

Dzień piękny, słoneczny. Ciepło i miło. Napoiła i nakarmiła konie i kozy, także psa. Kot coś upolował sobie sam.

Króliki wdarły się do paszarni i same się obsłużyły. Teraz kicają w kuchni radośnie od czasu do czasu odwiedzając Indiankę w jej gabinecie. Trzeba jeszcze zejść do kurnika. Indianka zrobiła sobie przerwę na herbatę.

Indianka gdy rano wstaje wypuszcza najpierw konie na dwór.

Poi konie letnią wodą z wiadra.

Następnie nakłada koniom trochę siana pod paszarnią – cokolwiek, aby się zajęły sianem i jej nie przeszkadzały karmić i poić kozy.

Gdy konie są za paszarnią – wtedy nosi kozom wodę, siano i zboże oraz sypie koniom do żłobów owies. Konie się nauczyły, ze gdy Indianka nie woła – to nie ma po co przychodzić i sprawdzać żłobów, bo owsa nie ma. Owies jest tylko wtedy, gdy ich Pani je woła.

Gdy w żłobach owies gotowy leży – Indianka woła konie. Klacz Indiana głośno odpowiada radosnym rżeniem. Konie przylatują rączo i każde z nich ustawia się grzecznie przy swoim żłobie. Jedzą jednocześnie swoje porcje owsa. Nie biją się o nie. Indianka w ten sposób im sypie owies, aby każdy koń był oddalony możliwie daleko jeden od drugiego i sobie nie przeszkadzał i nie podbierał owies. Indianka tak wyszkoliła koniki, że nawet gdy jeden z nich wejdzie do pustego boxu gdzie są wszystkie 3 kupki owsa dostępne – idzie posłusznie do swojej kupki i innych kupek nie rusza :))) Pełna kultura :)))

Gdy konie są w stajni zajęte jedzeniem owsa – Indianka idzie do paszarni gdzie przez okno wywala im na dwór wielką kopę siana. Wywala widłami, więc dobrze jest to robić gdy koni nie ma pod oknem. Lepiej nie ryzykować, że się któryś za mocno pochyli nad oknem i nadzieje na widły.

Wywaliwszy wielką kopę siana – wychodzi z paszarni i idzie rozłożyć siano równomiernie pod ścianą paszarni, aby każdy koń miał jednakowy dostęp do siana. Najstarsza klacz lubi przeganiać swoją starszą córkę, więc lepiej im tak to siano rozłożyć, aby się o nie nie biły.

Targanie siana to wysiłkowa robota, tak samo jak noszenie ciężkich 20 litrowych wiader z wodą, więc Indianka robi sobie przerwę na herbatę lub śniadanie aby odsapnąć :)

Po przerwie karmi i poi drób i króliki.

Następnie idzie na pole po drewno i pali w piecu. Przy rozpalaniu pieca, dymi się strasznie, więc gdy już gęsta chmura wisi w kuchni – otwiera strych by wywietrzyć ten dym do góry i idzie nawieźć słomy do pościelenia boxów koniom kozom.

Następnie robi obiad i gotuje karmę dla psa i kota. Zmywa naczynia, ogarnia nieco kuchnię i łazienkę.

Jeśli dobrze się woda nagrzeje na piecu – robi pranie w malutkiej wirówce.

Temperatura

Dzisiaj po południu na dworze: 0, w domu w gabinecie 9C, w kuchni 15 C.

Na dworzu słonecznie, ciepło. W Słońcu pewnie jest więcej niż 0 C.

piątek, 15 marca 2013

Śnieżna zamieć na Mazurach

Ależ mroźno! Jaki przejmujący wicher wzbija tumany śniegu w górę! Brrr...

Indianka nakarmiła kozy i konie, jeszcze musi przytargać opał do domu z pola. W nogi strasznie zmarzła i weszła do domu zagrzać się gorącą herbatą i poszukać cieplejszego obuwia.

Jak w Polsce przestrzega się zakazu upraw GMO


http://www.youtube.com/watch?v=w437uQf_A7c

Zgodę na zamierzone uwolnienie topoli genetycznie zmodyfikowanej do środowiska wydał Minister Środowiska mimo protestów ekspertów z zakresu ochrony środowiska. Zamierzone uwolnienia ma trwać do dnia 30 września 2014 r.

Organizmem genetycznie zmodyfikowanym, będącym przedmiotem zamierzonego uwolnienia do środowiska, jest topola kalifornijska (Populus trichocarpa L ). Transgeniczne drzewo "posiada zwiększoną zawartością flawonoidów co ma mieć wpływ na odporność na infekcje patogenne i ochronę nienasyconych kwasów tłuszczowych przed utlenieniem".
Zamierzone uwolnienie topoli genetycznie zmodyfikowanej odbywa się na polu doświadczalnym “WOLICA”, należącym do Katedry Genetyki, Hodowli i Biotechnologii Roślin SGGW przy ul. Nowoursynowskiej, w sąsiedztwie Rezerwatu - Park Natoliński.
Jak wynika ze “Sprawozdania z kontroli zamierzonego uwolnienia GMO do środowiska GMO do środowiska” genetycznie zmodyfikowane topole rosną na wydzielonej i pilnie strzeżonej części pola.

Rośliny GMO są tak groźne dla środowiska, żę "Wszystkie urządzenia używane podczas zamierzonego uwalniania topoli genetycznie zmodyfikowanej do środowiska, mające kontakt z materiałem genetycznie zmodyfikowanym, nie mogą być w tym samym czasie używane do prac z roślinami niezmodyfikowanymi genetycznie. Po zakończeniu badań polowych, a przed wykorzystaniem ich do prac z innym materiałem, urządzenia te muszą być dokładnie oczyszczone z wszelkich pozostałości materiału roślinnego” – czytamy w sprawozdaniu.
Niebezpieczny warszawski eksperyment z topolami GMO ostro skrytykował prof. Ludwik Tomiałojć z Polskiej Akademii Nauk. Według tego szanowanego eksperta ten eksperyment naraża naszą przyrodę na zmniejszenie bioróżnorodności, ponieważ topola to gatunek wiatropylny, lekkonasienny, a "pyłku roślin nie zatrzyma się zaklęciami bio-echnologicznych czarowników ". Już obecnie mamy problem nadmiernych przekrzyżowań topoli poprzez krzyżowanie z amerykańskimi (innymi) ich gatunkami. Również bliskość naturalnych stanowisk rodzimych topoli w dolinie Wisły oznacza szczególne zagrożenie ze strony całkowicie nieobliczalnego w skutkach skażenia ich GMO.

Kontrowersyjną uprawę drzew GMO w Warszawie uzasadnia się "wykorzystywaniem topoli jako źródła energii odnawialnej, oraz do produkcji alkoholu". Specjalista z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu dr inż. Roman Andrzej Śniady przedstawiając wyjątkową szkodliwość tego eksperymentu z uwalnianiem GMO w Warszawie, zapowiedział wkroczenie na drogę sądową przeciwko eksperymentatorom z SGGW i ministerstwu środowiska, które wydało pozwolenie na tą groźną uprawę.

Źródło: http://naturalnegeny.pl/aktualnosci/topole-gmo-zagrazaja-warszawie/



Linki tematycznie związane:
http://naturalnegeny.pl/petycja/
http://www.youtube.com/watch?v=w437uQf_A7c

czwartek, 14 marca 2013

Dziś słoneczko

Przygrzewa miło, lśni oślepiająco wokół. Kozy i konie nakarmione, napojone. Kozy dostały owsa. Koniom jeszcze trzeba zanieść. Indianka czeka, aż pójdą sobie spod domu pod paszarnię, gdzie tam dla nich siano wyłożone.

Indianka woli im nakładać owies do żłobów, gdy ich nie ma w stajni i nie tłoczą się za nią. To niebezpieczne. Mogłyby ją zgnieść niechcący przepychając się do owsa. Więc czeka aż oddalą się spod domu, by zanieść im owies, ale one uparcie stoją właśnie naprzeciw ganku i czekają na ziarno :) Widziały, jak Indianka karmiła kozy owsem pod domem i nie ruszają się stąd nawet o krok.

Młode króliki zadomowiły się na dobre w kuchni i sypialni Indianki. Szaleją po kuchni rozrabiając na całego.

Kot siedzi pod piecem i grzeje grzbiet.

Pies na ganku.

W piecu ledwo się pali – trzeba donieść opał z pola. Indianka zrobiła sobie przerwę na herbatę.

Znalazła nasiona pietruszki naciowej karbowanej. Roślina ładnie wygląda i zawiera wiele witamin. Posieje ją w doniczce, aby była świeża przyprawa do kanapek i zup i jednocześnie ozdoba kuchni :)

środa, 13 marca 2013

Dzień jak co dzień

Koniki nakarmione. Kózki nakarmione. W stajni i koziarni pościelone. Drewno przywiezione. Pora rozpalić w piecu, bo mu się wygasło, a noc zapowiadają mroźną – minus dwanaście stopni Celsjusza. Brrr...

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy...

 

Dość oszołomów w moim domu!

“Mam dosyć oszołomów w moim domu!” – zawołała Indianka odczytawszy smsy i emaile z pogróżkami od Tulipana.

“Furtka się zamyka! Już nie wpuszczę do domu żadnego bzika!” - stanowczo postanowiła.

wtorek, 12 marca 2013

Uprawa hydroponiczna :)

Indianka założyła 3 uprawy hydroponiczne. Uprawia w ten sposób zielistkę (roślina doniczkowa domowa ozdobna z liści), cebulę na szczypior oraz rzeżuchę. Myśli jeszcze o uprawie pszenicy i owsa na kiełki :)

poniedziałek, 11 marca 2013

Regeneracja zdrowia

Indianka powoli dochodzi do siebie. Oczywiście dzisiaj post. Żołądek ma totalnie wyczyszczony. Pije tylko miętę.

Zmywa naczynia i garnki w kuchni. Porządkuje wysuszone ciuchy, rozwiesza nowe pranie, próbuje prać w pralce, która się znowu zacięła i odmówiła posłuszeństwa. Napaliła w piecu. Temperatura podnosi się z wolna. Dała owsa koniom i zamknęła je na noc w stajni. Jedna koza też dostała owies.

Króliki kicają po korytarzu. Mają tu obierki ziemniaczane, zboże i siano. Dziwne, że przyszły tutaj wszystkie na górę.

Chyba Tulipan nie dał im jeść, albo niewłaściwie – stąd te wycieczki na parter. Indianka dzisiaj już nie ma siły schodzić do króliczarni i sprawdzać jak tam sytuacja wygląda. Jutro to zrobi za dnia.

Trzeba obrać ziemniaki na jutro. Chleb już się piecze. Sprzątnęła jedną półkę w korytarzu, zmyła ją i poustawiała tam słoiki. Pora spać. Już bardzo późno.

Zatrute ciasteczka

Indianka zatruła się sklepowymi, fabrycznymi ciasteczkami. Po raz kolejny jedzenie z marketu rozstraja jej żołądek. Postanowiła, że w tym roku wyprodukuje tyle warzyw, owoców i mięsa, że będzie się żywić jedzeniem tylko ze swojego gospodarstwa. Ma dość tych chemicznie naszpikowanych, genetycznie modyfikowanych mutantów, które psują jej zdrowie. Dziś leży struta i wyczerpana rozstrojem żołądka. Leniwy Tulipan bez entuzjazmu nakarmił zwierzęta i po paru godzinach dumania – wyniósł się. W mieście dużo wygodniejsze i łatwiejsze życie niż na wsi. Tutaj zapowiadają mrozy i śniegi, wichury – drewno trzeba będzie znowu targać z pola, a Tulipanowi taki wysiłek się nie uśmiecha. Do łowcy posagu dotarło, że Indianki posagu nie dostanie i tak. Indianka ani myśli wychodzić za leniwego legata, którego nie kocha, który o nią nie dba i tylko patrzy, by przykleić się do jakiejkolwiek kobiety z majątkiem. Majątek jest, ale robić na gospodarce trzeba. On chciał Indiankę wysłać w świat do roboty, aby zarobiła na remont domu, traktor i na niego, a Indianka się nie zgodziła. W dodatku biedak nie podupczył. Nie opłaciło mu się robić te 700km z Wrocławia :)