RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
czwartek, 7 maja 2015
Zaorane! :-) :-) :-)
Woźnej i pedałom wątroby zgniją ze złości :-) :-) :-) Nie udało im się przeszkodzić w tym uprawnym zacnym dziele! :-) :-) :-)
Woźna zaciesza, że Indiankę wygryzła ze świetlicy. Nic podobnego.
Indianka tam wróci i zrobi porządek z krętaczem i jej przekrętami.
Nie będzie babsztyl nikomu blokował dostępu do internetu. Póki co Indianka ma zajęcia i milsze towarzystwo na swojej wiosce i to ją obecnie pochłania. A z nieuczciwością woźnej rozprawi się w stosownym czasie i synalek policjant jej w tym nie przeszkodzi.
Zaorane! :-) :-) :-) iiihaaaa! :-) :-) :-)
Była to zaiste orka partyzancka :-) Traktor z łapanki okazyjnej. Nocna orka :-) Wiele przeszkód. Finał tuż przed północą. :-)
Indianka wczoraj zaszła do zaprzyjaźnionej gospodyni. Wchodząc na podwórko usłyszała ożywione głosy, a w tym głos Kosiarza, który swego czasu kosił Indiance trawę na siano. Tym razem targował się z sąsiadką o upatrzony sprzęt. Przyjechał z przyczepką samochodową na której już stał zakupiony opryskiwacz. Na przyczepce było jeszcze miejsce na krajzegę i wannę. "A tu cię mam!" - Pomyślała Indianka :-)
Kosiarz z transportem i tak był na podwórku sąsiadki, miejsce na przyczepce było - więc Indianka uprosiła go, by jej krajzegę i wannę zawiózł pod dom.
Krajzega i wanna stara i zdezelowana, ale potrzebne. Krajzega do cięcia drewna na opał i tarcia drewna na deski, krokwie, łaty, słupki itp. Wanna na zapas wody do podlewania warzyw lub do pojenia koni. Krajzegę trzeba jeszcze wyposażyć w silnik spalinowy lub siłowy, jeśli Indianka odzyska prąd w domu. Przy okazji też stary drut od pastucha Indianka zabrała. Wykorzysta go do swojego pastucha. Nabyła też gigantyczną tarczę do tarcicy. Przyda się do tarcia krokwi i słupów oraz desek. Indianka potrzebuje materiał do remontu budynków gospodarczych i dechy oraz łaty na ogrodzenie.
Sprzęt został zawieziony na siedlisko Indianki i rozładowany oraz ustawiony. Krajzega póki co posłuży jako stół do strzyżenia owiec.
Wanna stanęła na ogrodzie.
Indianka dogadała się z Kosiarzem, że jej zaorze trzy kawałki ziemi.
Pod ogród warzywny, pod ziemniaki i pod herbarium :-)
Kosiarza bratanek orał. Traktor ciężko szedł po mokrej trawie i ziemi. Ślizgał się. Z trudem darł darń i odwracał skiby.
Wyrwał z ziemi trzy karpy po drzewach owocowych, które tu dawniej rosły. Drzewa były chore na zarazę ogniową, więc Indianka je usunęła przed laty. Zostały zmurszałe pieńki z korzeniami. Wczoraj zostały wyrwane. Karol orał do północy. Miał światła, ale po nocy to chuj nie robota. Po ciemku nie zauważył jeszcze jednej karpy i wjechał na nią kółkiem od pługa, zamiast pługiem. Pług by karpę wyrwał, ale karpa wyrwała kółko. Na szczęście Kosiarz umie spawać, więc nie lamentował. Kółko sam przyspawa, bo dobry z niego mechanik i spawacz.
Potem padł akumulator. Gdy zrobiło się całkiem ciemno bratanek włączył halogeny i one dobiły akumulator. Na pomoc przyjechała jeepem sąsiadka. Chłopy wykręcili akumulator z jeepa i podpięli klemami do akumulatora traktora. Podładowali akumulator traktora i traktor ruszył dalej orać.
Na sam koniec orki spadł przewód paliwowy i zassał powietrze. Traktor stanął. Trzeba było go odpowietrzać. Sąsiadka która była już w międzyczasie wybyła do siebie - przez telefon udzielała fachowych instrukcji, jak skutecznie i szybko odpowietrzyć traktor. Zaimponowała tym Indiance. Chłopom chyba też :-) No, w końcu prawie sama prowadziła gospodarkę przez lata, to wie co i jak. Sprzętu wszelkiego mieli oni to się i gospodyni na nim dobrze poznała. Bo musiała mając niepełnosprawnego męża i chciała bo ambitna jest. Ambitna, energiczna, obrotna i pracowita, do tego dusza człowiek. Mało takich ludzi stąpa po tej planecie. Wielka strata dla wsi, że taka wspaniała osoba z niej odchodzi. Szkoda, że Indianka tak późno ją poznała.
Tymczasem pola Indianki poszarpane, sponiewierane pługiem. Trza to wyrównać maszynowo, gdyż grabkami tego ona nie przerobi. Za dużo tego i za duże skiby. Trzeba pole jeszcze porządnie spulchnić kultywatorem i prawidłowo wpierw bronami wyrównać. Orka była płytka, bo ciężko orało się. Inaczej się nie dało. Ziemia mocno zbita i zadarniona. Kolejne orki będą lżejsze. Ta była ciężka. Bardzo ciężka.
Taką darń trzeba byłoby wpierw talerzówką przelecieć lub kultywatorem porwać. No, ale tego sprzętu nie było pod ręką. Był pług, więc pługiem się pracowało. Zbita gleba rozbita. Teraz będzie lżej do niej się dobrać. Kosiarz tym razem skóry z Indianki nie zdarł. To była ekonomiczna akcja. Orka partyzancka - z łapanki, z nienacka i wieczorową porą :-) :-) :-)
Indiance minął wkurw :-) Indianka kontentna jest :-)
wtorek, 5 maja 2015
Jeepem na zakupy
poniedziałek, 4 maja 2015
Mega wkurw i rośnie
Dzisiaj Indianka zmaga się z sennością, zmęczeniem, zastojem, stratami i niepowodzeniami w interesach. Narasta zniecierpliwienie, frustracja, a wraz z nimi mega wkurw :-) :-) :-)
Jest to wkurw twórczy, który podnosi ciśnienie i wytwarza gwałtowny dopływ energii który niebawem eksploduje twórczo. Podczas eksplozji może zostać ranny przypadkowy oponent. Zatem lepiej nie podchodzić :-) :-) :-)
Indianka mając przyblokowane swoje ogrodowe plany rozważa atak twórczy na ganek. Ganek zostanie zdewastowany artystycznie i przemieniony w powalające cudo. Tymi rękami :-)
A co? Kto mi zabroni? Jakiś pedał z Krakowa? :-) :-) :-)
Ognisko majowe 2015
Na miejscu okazało się, że to 67 letni inwalida ze śrubą w nodze bez prawa do zasiłku. Dwuzębny człowiek z trudem poruszający się, oczekujący zameldowania na cudzym adresie. Wiadomo, że jak taki zamelduje się, to potem nie można się go z chaty pozbyć :-) :-) :-)
Na miejscu u sąsiadki Indianka zorientowała się, że ów dziadek to ten sam człowiek co u Heleny kiedyś był dwa tygodnie żerując na jej gościnie i nie pomagając jej nic a nic, nie dokładając się do wyżywienia, mimo, że miał wtedy zasiłek, co więcej obarczał ją dodatkowmi zajęciami np. zażyczył sobie, by mu robaków ukopała gdy miał chęć iść na rybki. Po prostu urządził sobie darmową agroturystykę cudzym kosztem.
I takiego typa Helena chciała wcisnąć Indiance, jakby Indiance nie dość ciężko było samej :-) :-) :-) Indianka się absolutnie nie zgodziła. Już woli sama kopać te dołki niż brać sobie na barki takiego ciężara.
Z tą śrubą i tak by dołka nie wykopał, albo by kopał cały dzień jeden dołek. Bez sensu takiego brać sobie na utrzymanie i na dom.
Z dziadkiem można miło przy ognisku pogawędzić, ale brać na chatę - NIE :-)
Na ognisku był też mężczyzna z Ełku, który gęsto się tłumaczył ze swego durnego smsa do Indianki, gdzie zarzucał Indiance rzekomy "problem z prawem". Bardzo go ubodło, że Indianka po tym pomówieniu nie chciała mu ręki podać. Sam zrozumiał, że to wredne pomówienie było i dążył do zgody. Indianka najpierw mu dogadała, ale ostatecznie wybaczyła i nadal są koleżeństwem :-)
Na ognisko przybyła też zapłakana sąsiadka z centrum wsi. Wójt Locman z żoną chcą jej córkę zabrać. Najechali na dom sąsiadki w niedzielę po południu. Wleźli do domu sąsiadki i zrobili jej kontrolę.
Córka zadbana, mądra, śliczna, fajna, wygadana dziewczynka bez oznak jakiegokolwiek zahukania czy nie daj Boże niedożywienia. Ładnie i czysto ubrana. Kocha zwierzęta, a zwłaszcza konie. Rodzice kupili jej kucyka. Kochają ją i dbają o nią. Nie ma podstaw do zaboru dziecka. Oderwanie jej od rodziny byłoby wielką krzywdą dla małej i jej rodziny.
Na ognisko przyszła też 97 letnia babcia Jadwiga - mama organizatorki ogniska. Śpiewała i żartowała rozbawiając towarzystwo. Pamięta stare harcerskie piosenki lepiej niż młodsze pokolenia.
Czas przy ognisku i kiełbaskach minął miło i szybko. Szkoda, że gospodyni ogniska opuszcza swą gospodarę. Ale potem będą mogły organizować ogniska u Indianki.
O zmierzchu Indianka pożegnała się z towarzystwem i powędrowała na swoje rancho spać. Musi być wyspana i sprawna, gdyż duzo pracy przed nią.
sobota, 2 maja 2015
Plotkarze
Karmią się niezdrową, wyssaną z palca sensacją.
Przemawia przez nich trywialna nieżyczliwość i często niegodziwość.
Plotkarze nienawidzą tego bloga, gdyż zadaje on kłam ich durnym, wrednym i często podłym pomówieniom. Ten blog obnaża ich nikczemność i niewyobrażalną głupotę.
Kwitną drzewa
Trawa rośnie
Wiosna, wiosna... wiosna ach to ty! :)
czwartek, 30 kwietnia 2015
Sprzedam koźlęta po mlecznych matkach
Sprzedam też czarującą, śliczną, tłuściutką i oswojoną pieszczochę kózkę miniaturkę o żadkim umaszczeniu - czarną z białymi skarpetkami. Unikat.
Idealna do małego zoo przy agroturystyce.
Cena: 700 zł lub zamiana na alpakę lub cieliczkę lub inne ciekawe zwierzę np. na daniela lub świnki rasy Mangalica.
Plan wykonany
Nauka stania na uwiązie
środa, 29 kwietnia 2015
Plan nie został wykonany
Nadszedł ten dzień...
Idealne warunki do kopania dołów pod słupki ogrodzeniowe.
Indianka wykopała 5 dołów w twardej, gliniastej glebie i przytargała 5 ciężkich słupów olchowych. Trochę się zmęczyła. Ciężko się kopało i targało słupy.
Zrobiła sobie przerwę na późne śniadanie i regeneracje sił.
Po śniadaniu wkopie słupy i tym samym powstanie rząd słupów ogrodzenia północnego, do którego trzeba będzie zorganizować deski lub naciąć żerdzie poprzeczne do których z kolei przytwierdzi gęstą siatkę.
Po deszczu ruszyła trawa. Kury dziobią rośliny i robaki zapamietale.
Będą jaja! :-)
Kicia Tygrysia mruczy i uparcie molestuje Indiankę nie dając napisać w spokoju posta :-)
11 taczek gnoju
Te proste prace na świeżym powietrzu poprawiły jej samopoczucie.
Kury pasły się cały boży dzień na siedlisku i niosły ogromne, smakowite jaja w kurniku.
Indyczka zniosła dziesiąte jajo. Błękitny indor błyskał czerwonymi koralami i rozczapirzał pióra przed indyczką zalecając się do niej w ten sposób.
Owce i kozy leniwie wylegiwały się na podwórku. Sielanka.
Klacz Driada brykała wokół siedliska. Pozostałe klacze stały na uwiązach w stajni. Dwie spokojnie, a trzecia niecierpliwie grzebała kopytem. Indianka raz po raz podchodziła do nich i głaskała je krążąc z taczką. Robota wciągnęła ją tak, że wyrobiła ją ponad plan - wywiozła 11 taczek, a nie 10 jak sobie zaplanowała.
Indianka przygotowała ogród do zaorania. Jeszcze musi dołożyć obornika. Rozciągnęła sobie też sznurek wyznaczający rząd słupków ogrodzeniowych od strony północnej. Gdy spadnie deszcz i zwilży ziemię - wykopie kilka dodatkowych dołków pod słupki.
Wieczorem zaniosła zaprzyjaźnionej sąsiadce 10 dużych, świeżo zniesionych jaj i zaoszczędzone piwo. Indianka, jak skwitowała zdegustowana babcia sąsiadki: "marny pijak jest" - w sensie z trudem i grymasem wlewa w siebie jakikolwiek alkoholowy trunek - dzięki czemu udaje jej się zaoszczędzić piwo podarowane czasem przez kolegę. I tak stało się tym razem. Puszeczka z piwkiem została zaniesiona dla podniebienia które docenia smak piwa :-)
Indianka piła ulubioną owocową herbatkę, a sąsiadka piwko.
Gospodynie ponarzekały sobie na nieodpowiedzialnych, nieuczciwych i szkodliwych pomocników farmerskich i wymieniły swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami dotyczącymi tychże.
Indianka zauważyła, że sąsiadka ma w sobie morze spokoju i cierpliwości do lewusów i trutniów. Indianka nie ma :-)
Indianka jednego pasożyta wyprosiła z chaty już po kilku godzinach.
Sąsiadka ze swoim pasożytem męczyła się aż dwa tygodnie zanim go pożegnała :-)
Szkoda, że sąsiadka opuszcza wieś. Mają wiele wspólnych tematów i podobnych doświadczeń. Razem zawsze raźniej.