Indianka wczoraj do późna w nocy kursowała, bo jest nocnym Markiem i przykładem starożytnych myśliwych - uaktywnia się najbardziej w nocy. Rano jest śnięta jak ryba, a że nie truje się żadną kawą - więc rankiem ma ruchy jak w zwolnionym tempie i trudno jej się dobudzić. Dziś rano znów się późno obudziła. Gość włoski już był na nogach i udał się na dwór by zająć się porządkowaniem pociętych gałęzi i kłód.
Indianka korzystając z okazji, że gość był poza domem - wzięła kąpiel. Po kąpieli wysuszyła się, ubrała i zabrała do karmienia drobiu i królików. Gość w tym czasie wrócił znad rzeczki, gdzie porządkował owe gałęzie. Podczas porządkowania gałęzi wsadził girę do wody. To jest, źle ocenił grubość lodu na rzece i wdepnął jedną nogą w rzeczkę. Wrócił wkurzony do domu z mokrą girą i oskarżycielsko wskazał na swoją mokrą nogę - "TWOJA RZEKA MI TO ZROBIŁA!"
Hm... pomyślała Indianka. Gość zaczyna wymiękać. Pewnie niedługo tu zabawi.
Wieczorem zadzwonił kurier z międzynarodowej firmy kurierskiej Shenker. Nigdy nie był na gospodarstwie Indianki, więc udzieliła mu szczegółowych wskazówek, jak się ma na gospodarstwo i podwórko dostać. Zbyt rzetelnie go poinformowała, bo gościu nadmiernie zwolnił i wręcz stanął przed rzeczką, będąc o niej ostrzeżony. Zatrzymał się i oświadczył, że on dalej nie jedzie.
"No jak nie?!" - oburzyła się Indianka.
"Musi pan wjechać na podwórko bo inaczej pan tutaj nie zawróci. Paczka jest cholernie ciężka - waży 80kg - tyle co pan lub więcej." - tu spojrzała wymownie na kuriera.
"Musi pan wjechać na górkę. Niech pan się rozpędzi. Mostek jest wystarczająco szeroki, by pan przejechał. Zrobię panu ślad w śniegu po środku drogi i niech pan po nim wjedzie na górę. Tam pan zawróci i wyładuje pakę"
Facet bał się jechać.
"Ja tu zawrócę." - wskazał palcem sadek Indianki.
"Ale ja się nie zgadzam by mi pan sadek masakrował! Tam nie wolno wjeżdżać. Musi pan przejechać przez mostek i tam jest płaskie miejsce i sobie pan zawróci. W tej chwili pan zjechał z drogi i stanął na moim polu. Proszę jechać po moich śladach na górę. Niech pan przynajmniej spróbuje!"
"Nie powinienem tu w ogóle przyjeżdżać. Jakbym wiedział, że tu taka droga, to bym tutaj w ogóle nie przyjechał." - skwitował malkontencko kurier.
Indiance oczy zabłysły: "No, ALE JAKA droga??? Przecież pan dojechał. Na górkę też pan wjedzie. Niepotrzebnie pan stanął u podnóża góry. Teraz będzie panu ciężej podjechać na podwórko. Trzeba było rozpędem z tej wcześniejszej góry wjechać na moje wzgórze, to by pan bez problemu podjechał. Niepotrzebnie panu mówiłam o mostku i rzeczce i spanikował pan. Niech pan chociaż spróbuje wjechać na podwórko. Ta paczka jest za ciężka by ją nosić taki kawał."
Kurier spróbował i wjechał na podwórko jak po maśle.
"No widzi pan!" - zawołała Indianka dochodząc do dużego busa parkującego na jej podwórku, który ją wyminął na podjeździe pod podwórko.
Sante uprzedzony o przesyłce i ewentualnych trudnościach z transportem paki na podwórko czekał przed domem na paczkę. Złapał pakę wraz z kurierem i obaj wnieśli ją do domu Indianki, do jej "cudownej" kuchni. Tam postawili i Indianka pokwitowała pakę.
Kurier opuścił dom Indianki.
"Niech pan wraca po śladzie swoim to bez problemu pan stąd wyjedzie."
"Teraz to ja już będę wiedział jak jechać."
Pożegnał się i odjechał.
Sante w międzyczasie roztwierał pakę. Zaczął wyciągać dobroci z niej - włoskie specjały. Niektóre z nich w dość niegrzeczny sposób rzucał na stół. Indiance przypomniała się opowieść koleżanki jej Mamy, jak to krewniak ze Stanów Ameryki kiedyś zaszczycił ich rodzinę odwiedzinami i przywiózł ze sobą różne drobiazgi. Też tak je grubiańsko rzucał. Widać ci z Zachodu tak mają - pomyślała.
Urażona nadmiernie demonstracyjnym i grubiańskim rzucaniem produktów z paczki na stół przy którym siedziała - wyślizgnęła się z kuchni i poszła do łazienki prać spodnie. Sante chyba zdziwił się, że nie padła przed jego paką na kolana i nie zaczęła się modlić na sposób arabski składając głębokie pokłony.
Wróciła z łazienki, rozlokowała artykuły spożywcze gdzie się dało i przygotowała Włochowi gorący posiłek. Starczyło tylko dla niego, ale sama nie czuła się głodna.
Nałożyła mu talerz i poszła do swojego gabinetu sprawdzić pocztę email. On w czasie, gdy przygotowywała mu posiłek palił papierosa na zewnątrz domu.
Gdy wrócił i zobaczył, że jej talerz pusty - obraził się. Wygarnął Indiance, że to niegrzecznie nie poczekać na niego 5 minut z jedzeniem.
"Ależ ja nie jadłam!" - wyjaśniła mu Indianka. "Zrobiłam potrawę tylko Tobie, bo na więcej mi nie starczyło wcześniej ugotowanego spagetti."
Włoch chyba jest zawiedziony, że jego skarby nie wywołały w Indiance ekstazy. Owszem, cieszy się z nich, bo dzięki nim będzie dużo dobrego i oryginalnego jedzenia gotować. Ale żeby od razu w szał zachwytu wpadać? Bez przesaaady! :)