A właściwie dwa kurasie. W niedzielę Indianka przehandlowała swój wyborny serek i świeże mleczko kozie na pięknego, dorodnego koguta i równie urodziwą kurę.
Kury zostały przywiezione nocną porą na rowerze.
Pani kura w przednim koszu, a dostojny pan kogut na tylnim bagazniku.
Indianka zasuwała po drodze aż rower furkotał, a wiatr włosy jej rozwiewał. Osobliwie się szło pod górkę lasem nocną porą.
Kury spały, więc nie rzucały się w workach z wydartymi dziurami na dzioby.
Szczęśliwie zajechała na rancho, gdzie natychmiast delikatnie zaniosła drób do kurnika.
Wyjęła wpierw koguta i pogłaskała ptaka po jego masywnym korpusie. Takim samym powitaniem ugościła panią kurę.
Dziś od rana kogutto pieje cudnie. Tyle nowych panienek wokół!
Kawaler będzie miał co robić ;)
Gospodarna Indianka zadowolona ze swego nabytku. 4 kury siadły na jaja. Ważne, by te jaja były zalężone. To rola nowego kurasia :)