To był bardzo udany dzień. Indianka aktywna od 5 rano do 19.00 – cały dzień na dworze. 14 godzin na nogach. Z krótkimi przerwami na odpoczynek i napicie się mięty z nad własnego strumyka. Zajmowała się zwierzętami, nakosiła trawy, zwiozła parę taczek kopiastych trawy do paszarni gdzie trawę rozłożyła cienką warstwą aby doschła. Przyniosła też kilka płacht trawy na plecach. Kosiarką kosiła dopóki paliwo w zbiorniku było. Tak sobie postanowiła, że codziennie będzie kosić tyle, ile paliwa w zbiorniku. Codzienne koszenie sprzyja nabieraniu wprawy w koszeniu. Indianka coraz więcej kosi i coraz niżej. Także lekko przerobiła noże tnące. Przeszlifowała je na ostrzach oraz na kantach – dzięki temu tną wszystkimi krawędziami, a nie tylko tymi wyznaczonymi przez producenta.
Na podwórku przewiozła taczką kamienie spod obory pod wolierę, którą tymi kamieniami uszczelnia. Zanim rozłożyła trawę w paszarni – jeszcze dokładnie zamiotła podłogę.
Ptaszętom wymieniła ściółkę na świeżą, czystą trawę. Mają teraz puszyste, smakowite gniazda do dziobania i spania. Ptaszęta dzisiaj skubały trawkę na podwórku aż miło. A na noc mają czyste gniazda wyposażone w garczki z czystą wodą oraz pojemniczki z karmą sypką. Ptactwo zadowolone.
Kicia w domu cały dzień i noc. Nałapała tyle myszy, że zrobiła się dwa razy większa.
Suczka dostała suchą karmę. Na razie Indianka nie ma dla niej mięsa niestety. Ale wygląda dobrze. Ten z psiarni wpieniłby się, że tak dobrze sunia wygląda, bo to nie pasuje do jego pomówień na temat Indianki, które bezczelnie szerzy tu i tam.
Konie – prześliczne. Lśniące, czyściutkie. Zadbane i wypasione. Na razie Indianka nie miała okazji zabrać się za Indianę i próbę zwożenia siana wozem. Trochę się boi, że koń roztrzaska wóz, poza tym było deszczowo. Dzisiaj pierwszy słoneczny dzień.
Trzeba będzie się niebawem do tego przymierzyć. Póki co Indianka i tak ma mnóstwo innej pilnej roboty.
Dzisiaj obiadu nie jadła. Wzięła sobie tylko chlebek własnoręcznie upieczony i maczała go w sosie kurczakowym oraz popijała miętą.
Dziś sprawnie dotarły 3 nowe szpadle. Piękne są. Duże, mocne, ostre. Indianka będzie kopać pasjami. Dotarł też nowy, większy sierp. On też się przydaje do zbierania koniczyny i krwawnika dla drobiu.
Ręcznie może nie uda się zebrać tyle trawy ile trzeba na zimę, ale przynajmniej część. Przede wszystkim ta pasza ręcznie zbierana jest super jakości. Dobrze dosuszona, zielonkawa. Czysta. Bez ziemi.
Kosa tradycyjna na razie w kawałkach czeka na złożenie. Póki co, Indianka wykorzystuje kosiarkę spalinową. Dopóki ma paliwo do niej. Ale kiedyś paliwo się skończy i trzeba będzie zmierzyć się z tą kosą tradycyjną.
Piec się tli. Podgrzewa wodę tak, że jest gorąca. W sam raz do mycia naczyń i prania ciuchów. Ale Indianka nagrzewa wodę w Słońcu do prania, gdy jest pogoda i wtedy pierze.
Jutro trzeba będzie wdrapać się na strych stajni i zwalić słomę dla koni do leżenia. W słoneczne dnie całymi dniami przesiadują w stajniach i układają się tam do spania.
Trzeba też znaleźć odpowiednią śrubkę do skręcenia nowych grabi metalowych do zgrabiania siana. Te plastikowe są za delikatne i mogą się połamać przy grubszych warstwach trawy.
Jeszcze jest jasno i Indianka mogłaby coś podziałać na dworze, ale jest głodna i musi coś zjeść.