Kania Czubajka |
Od spodu są widoczne blaszki i pierścienie. Podobno pierścienie się usuwa z każdego grzyba. Trzony są ponoć jadalne, tylko ten pierścień nie. A jak sądzą moi drodzy czytelnicy? Trzony jadalne czy nie?
RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
Kania Czubajka |
Właściciel tego drutu kolczastego w Oklahomie będzie pociągnięty do odpowiedzialności.
Natomiast gdy sąsiadujący ze mną na Mazurach Wąs złośliwie nagnał na swój drut kolczasty mojego konia - policja odmówiła przysłania patrolu na interwencję. Był to dyżurny Mikulski o ile dobrze pamiętam.
I gdzie są te wszystkie rozwrzeszczane małolaty napuszczane na mnie przez dwie cwane lesby z Krakowa? Gdzie są ich reakcje gdy podły typ bezkarnie znęca się nad moim zwierzęciem? A gdzie są lesby z ich "troską" o moje zwierzęta? Nie ma ich reakcji, albowiem nie ma żadnej ich troski. Lesby to tylko obłudne, zepsute do szpiku kości narcystyczne manipulatorki napuszczające na mnie i moje zwierzęta oraz gospodarstwo kogo się da - nie z troski o zwierzęta. O nie. Napuszczają wyłącznie z nikczemnych pobudek. One chcą zemsty, bo świat dowiedział się jak parszywie zachowały się wobec mnie będąc u mnie w gościach. Są to osoby skrzywione psychicznie o czym świadczy ich dewiacja seksualna. Są to osoby mściwe, perfidne, pełne chorej nienawiści. Takie są autorki antybloga na bloggerze i obraźliwego paszkwila na Facebooku. Takie jest prawdziwe oblicze lesbijek z Krakowa - drukarki Izabeli U. i początkującej lekarki Marty P. Dwie obrzydliwe kreatury łażące za mną po internecie i uwładczające mi od 3 lat, odkąd ich przebrzydłe, zakłamane facjaty pokazały się na moim rancho. A wy stado baranów dajecie im się wkręcać w nagonkę i przyklaskujecie im. Żałosne jesteście. Wy i półgłówki pokroju takiego jak Adam Dodupy.
W każdym bądź razie Indianka poważnie zastanawia się nad sensem jego pobytu na jej włościach. Pożytku nie ma z niego żadnego, tylko balast. Zbędny, uciążliwy balast. Obżera Indiankę bezczelnie. Do tego jego namolne nawyki wykorzystywania Indianki do jego celów są dla niej niezwykle odpychające. Jego zachowanie wobec niej pozostawia wiele do życzenia. Jej wstręt i niechęć do faceta rośnie.
Z drugiej strony on nie ma się gdzie podziać. Ma przechlapane. Do tego jest kontuzjowany i chory. Ma też skomplikowaną sytuację prawną. Indianka bardzo dużo mu pomogła i nadal stara mu się pomóc, ale to chyba beznadziejne zadanie.
Pora pomyśleć o sobie.
Zniecierpliwiona Indianka domaga się, by Kamyk wziął się za jakąkolwiek robotę. Słyszy: "zaraz", "zdążę", "nie śpieszy się", "mam czas". Nie chce ani sprzątnąć kuchni, ani pokoju który zajmuje - pomieszczeń z których za darmo korzysta.
Kamyk nie robi nic. Wiadra z wodą ze źródła nosi Indianka. Indianka zmywa naczynia i gotuje, zajmuje się zwierzętami. Kamyk tylko bawi się z kociakami i szczeniakami. Czasem przygna zwierzęta gdy pójdą za daleko. Czasem coś ugotuje z kończących się zapasów żywności Indianki. Czasem pogrzebie w pile i tępym łańcuchem potnie na krótkie klocki 20cm drewno pod domem, do pieca do którego wchodzą metrowej długości kłody. Kompletnie bez sensu. Przy tym marnuje paliwo potrzebne do cięcia żerdzi na ogrodzenie. Nie chce wkopać żadnego słupka, ani dociąć równej żerdzi na płot. Jest krnąbrny i samowolny. Nigdy nie robi nic, o co go prosi Indianka. Uważa, że nie trzeba grodzić ogrodu, bo w tym roku już nic nie urośnie (o pomoc przy grodzeniu był proszony ponad pół roku temu). Twierdzi, że Indianka ma sobie sama grodzić ten ogród i pastwiska, bo jemu się nie chce. Po wielkich awanturach natnie co kilka dni po max kilka żerdzi. Po kilku kolejnych dniach przyniesie ze dwie żerdzie cienkie i krzywe jak chuj i rzuci pod rząd słupków wkopanych przez Indiankę rok temu.
Gdy Indianka tłumaczy baranowi, że krzywe i cienkie żerdzie konie połamią i jeszcze nie daj Boże nadzieją się na nie - nie dociera. Nic go to nie obchodzi. Gdy tłumaczy, że będzie problem naciągnąć siatkę na krzywe żerdzie - nie dociera. Taki pomocnik to żaden pomocnik. Z takim cokolkwiek zrobić to męczarnia. Indianka ma go po dziurki w nosie. Będzie musiał iść do pracy i zarobić na swoje jedzenie. Indianka darmozjada za friko w nieskończoność nie będzie karmić. Nie stać ją na to. Nie pozwoli mu się bez końca wykorzystywać. Nie chciał jej pomóc grodzić ogród na wiosnę - to niech kupuje sobie żarcie w markecie w Olecku za swoje pieniądze zarobione na budowie np.
Kamyk chory. Nie ma co na niego liczyć. Wstał po 10.00. Zapalił papierosa. Położył się z powrotem spać. Śpi. Dochodzi 11.00.
On też ma śpiączki, ale nie z powodu tarczycy. Raczej w wyniku obrażeń neurologicznych.
Indianka już wcześniej zrobiła zmianę koni, wypuściła drób, wpuściła kicię. Urządziła szczeniakom nowe, czyste, pachnące sianem, puszyste legowisko. Sprzątnęła kurom gniazda i też im pościeliła świeżym sianem. Zebrała wczorajsze jej pranie i zaniosła do domu.
Pora umyć okna w kurniku, pozmywać naczynia.
Ładna pogoda. Wygrabi siano z łąki i pościeli kurom cały kurnik.
Na wiosnę Kamyk poszedł do pracy do hodowcy krów w Gębalówce.
Tam nic nie zarobił - tylko stracił czas, zdrowie, ubrania, buty i byk gospodarza zniszczył mu komórkę Indianki którą mu pożyczyła, a on sam pobity trafił wiosną do aresztu na półtora miesiąca. Tam schudł i zmarniał nieleczony. Chorego, zagłodzonego i osłabionego wypuścili go dopiero w połowie maja. Nie nadawał się do żadnej pracy. Nadal marna z niego pomoc na gospodarstwie. Praktycznie żadna.
Jak zwykle wszystkie prace na gospodarstwie są na głowie Indianki.
Kamyk lubi długo pospać, potem zapalić papierosa, napić się kawy, znów zapalić papierosa, dobrze zjeść, zapatrzyć się na długie godziny w swojego androida, pobawić się ze szczeniętami, kociętami, kotką.
Niezwykle trudno jest zachęcić go do jakiejkolwiek pomocy. Zajmuje się tylko tym na co ma akurat ochotę. Od czasu do czasu razem z Indianką natnie kilka żerdzi. Przynieść ich już mu się nie chce, albo nie ma siły. Indianka musi sama nosić te żerdzie, pomagać przy ich dopasowywaniu do słupków, nosić wiadra z wodą, doić kozy, doglądać zwierząt, gotować obiady, piec chleb, zmywać naczynia, pisać sobie i jemu zażalenia i odwołania.
Jest chora na zaawansowaną niedoczynność tarczycy. Zapada w śpiączki metaboliczne. Jest osłabiona i notorycznie zmęczona, senna. Potrzebuje białka zwierzęcego i specjalnej diety. Potrzebuje leczenia. Potrzebuje leków. Endokrynolog przyjmie dopiero w grudniu. Dopiero wtedy dostanie receptę. Jest jej za ciężko samej z tym wszystkim.
W takich okolicznościach i w takim tempie nie ma szans na warzywa z własnego pola w tym roku. Ogrodzenie powstaje, ale potwornie wolno. Za wolno. Nie będzie plonu w tym roku. Indianka nie jest w stanie wyżywić ani siebie, ani jego. Ma tylko mleko kozie. W tej chwili nie ma jaj, bo skończyła się pszenica dla kur.
Podczas pierwszej kontroli sprawdzano, czy trzeźwy. Niestety trzeźwy. :-)
Podczas drugiego zatrzymania wmawiano mu, że na rowerze... przekroczył prędkość i jeździ "agresywnie" :-) Podobno jechał 65 km na godzinę. Trudno to zweryfikować, bo na rowerze nie ma licznika prędkości i nie ma obowiązku takiego mieć.
Podczas trzeciego zatrzymania gdy wracał zmęczony z Olecka - zarzucono mu, że jedzie "dziwnie spokojnie i ogólnie za spokojnie" :-):-) :-)
W dawnych czasach drogi były okupowane przez rozbójników, którzy napadali podróżnych i wymuszali okupy lub grabili ich ze wszystkiego co ci podróżni mieli.
Współcześni rabusie noszą mundury i działają legalnie, ale to nadal rozbójnicy :-)
Na szczęcie Kamyk uszedł przed rozbójnikami bez okupu i z rowerem, cały i niepokaleczony :-)
Na foto fragment cennego pod względem hodowlanym i jeździeckim poradnika jeździeckiego "Zrozumieć konia" autorstwa Isabelle von Neumann-Cosel-Nebe.
W państwie rządzonym przez korupcję i kanalie oraz im pokrewne indywidua za ciężkie pobicie człowieka w oczywistej sprawie realnie nie grozi nic. Zwłaszcza, gdy pobicia dopuścił się mundurowy.
Natomiast kara za nie zarejestrowanie w porę zwierzaka to aż kosmiczne 500 zł. Lepiej zwierza w porę zarejestrować. Indianka zarejestrowała. Niech się czepiają tramwaja, a nie jej :-)
Indianka musi uważać na zwyrodniałe pedalskie skorumpowane grupy nacisku i ich skorumpowanych do obrzydliwości przydupasów i podpierdalaczy.
Nadzieja w tym, iż uda się w Polsce stworzyć zdroworozsądkowe, przyjazne zwykłym ludziom i ich rodzinom lobby, które wypierdoli całą tę pedalską zgniliznę z naszego jakże pięknego mimo łupienia przez zdrajców ojczystego kraju...
Kuchnia podwórkowa, piecyk. |
O ósmej wstał Kamyk. Zjadł śniadanie i poszedł zapalić papierosa oraz pobawić się ze szczeniętami i koźlętami. Indianka dalej zmywała naczynia. Potem wyszli na dwór posiedzieć na powietrzu.
Kamyk opowiadał o życiu w aresztach. O 10.30 Kamyk wziął się za wkopanie jednego słupka ogrodzeniowego. Potrzebował przy tym asysty Indianki.
Wkopał słupek. Zaczął wkopywać drugi, ale zniechęcony koniecznością jego wymiany na grubszy - porzucił to zadanie i poszedł spać. Indiankę ogarnął smutek i poczucie rezygnacji. Nie założą tego ogrodu w sensownym czasie rokującym nadzieję na plony w tym roku...
Indianka zebrała kilkanaście niewkopanych słupków w jedno miejsce.
Przyniosła środek konserwujący drewno. Wlała go do wiadra i zanurzała w nim kolejne słupki i podmalowywała do góry ponad przewidywalną linię gruntu w którym mają tkwić słupki. Zachmurzyło się. Może zdąży zakonserwować wszystkie przed deszczem.
Tygrysia zakrada się do smakowitego bochna chleba :-) |
Runo srebrnej wrzosówki |
Kamyk ćwiczy ręczne strzyżenie owiec |