sobota, 18 lipca 2015

Rzeźki poranek sobotni i poranne manewry


Indianka wstała jak zwykle o świcie. 
Wypuściła drób z kurnika. Niestety jaj w skrzynkach nie było jeszcze.

Wypuścila Indianę ze stajni, która dołączyła do pasącej się z owcami i kozami Dakoty. Na karkołomną zmianę koni była zbyt senna, więc Denver musi jeszcze trochę poczekać zanim wyjdzie na pastwisko. Gdy zostanie ukonczone drewniane ogrodzenie padoku przystajennego - wszystkie kobyłki będą pasły się jednocześnie. Póki co pasą sie na zmianę coby nie uciekały na dalekie wycieczki poza rancho Indianki. Ten system wypasu sprawia, ze trzymają się pastwisk Indianki mimo braku prądu. 
Poranne Słońce do popołudnia sprawia, ze mogą sie pasc po 2-3 sztuki jednocześnie, ale potem wraz z wieczornym zachmurzeniem zbliza sie godzina U czyli Godzina Ucieczki i jeśli sa co najmniej dwie na pastwisku - dochodzi do spontanicznej ucieczki.
Zatem przed Godziną U trzeba zamknac kobylki. Tylko jedna moze sie pasc calą noc bez obawy ucieczki. Sama nie odejdzie od stajni.

Rano skoro swit Indianka wypuszcza pozostałe kobylki.
Ale musi to robić w sposób przemyślany. Co najmniej jedna musi zostać w stajni. Najlepiej by to była ta co całą noc chodziła pod siedliskiem. Ale do tego manewru trzeba dwie osoby, a Kamykowi jeszcze się nie zdarzyło by wstał o swicie.
Jego norma wstawania to okolice godziny 10.oo-11.oo.
Lepiej go nie budzić, gdyż i tak nie wstanie tylko będzie burczał niezadowolony. On tu przeciez nie pracuje jeno spedza wakacje ;) Nikt i nic nie zmusi go, by podniósł się ze swojego wyra wczesnie rano. Z reguły podnosi się dopiero, gdy Indianka już wydoi kozy i zrobi sniadanie. Indianka powinna kasowac Kamyka za wakacje na swoim rancho. Mieszka i je za darmo.
Nie pomaga Indiance. Jak ma kaprys to cos zrobi, ale nigdy to, co potrzebuje Indianka. W jego wykonaniu dwudniowe grodzenie ogrodu zajmuje 2 miesiące i jest to partanina doprowadzająca Indiankę do szału. Budowa tego ogrodzenia kosztuje Indiankę masę nerwów i nieprzyjemności. Facet odbiera jej całą radość tworzenia. Ale skoro on tutaj jest i żre to co Indianki, to niech się przyda do czegokolwiek.

Indianka

piątek, 17 lipca 2015

Infrastruktura treningowa przyrasta

Nnno!
Wreszcie plac treningowy ogrodzony. Bardzo fajny, niebanalny plac o urozmaiconej rzeźbie terenu. Idealnie wpasowany w krajobraz.
Koniki już go sobie obejrzały i zaakceptowały.
Także 3 stabilne stanowiska uwiązowe urządzone i gotowe.
Koniki można już brać tu do pracy i ćwiczyć. W razie potrzeby jest gdzie je zakotwiczyć. Jest i wodopój. Jeszcze przydałoby się nocne oświetlenie placu. Indianka ma słoneczny pomysł jak to zapewnić :-)

Plac treningowy

Chcąc niechcąc Indiance wyszedł całkiem pokaźny plac treningowy do treningu koni. Co prawda to miał być ogród, ale póki co powstał niebanalny plac do nauki jazdy konnej.

Dzisiaj ostatnie górne żerdzie zostaną nabite. Potem trzeba będzie zrobić bramę wjazdową na plac.

Aby plac nadawał się na ogród, trzeba będzie siatkę naciągnąć i nabić dodatkowe żerdzie na dół i w połowie wysokości ogrodzenia.

W planach jest duży lonżownik o średnicy 20 metrów. Tam najpierw Indianka będzie układała swoje konie. Urządzi wszystko po swojemu, aby trening był maksymalnie przyjemny dla niej i jej koni.

Na dokończenie budowy ogrodzenia czeka też padok wschodni na zboczu wzgórza z szeroką panoramą na okolicę. Tam będą chodziły wszystkie konie jednocześnie. Mają tam stały dostęp do wody i przyjemny zagajnik chroniący przed upałem.


Przyjmę wolontariuszy, praktykantów, podróżników

Słowem osoby chcące poznać osobiście szlachetną idealistkę i jej liczne sympatyczne zwierzęta oraz przyłożyć się do budowy świetności unikalnego rancza jednocześnie spędzając zdrowo czas na świeżym powietrzu :-)
CV z listem motywacyjnym na:
Rajdy.konne(@)tlen.pl

czwartek, 16 lipca 2015

Tymczasem

Gdy Kamyk udzielał się towarzysko na wsi w Sokółkach tracąc rower Indianki wśród nowopoznanych "kolegów", Indianka posadziła i posiała 12 warzyw i ziół. W doniczkach póki co. Potem, gdy zostanie wreszcie ukończone ogrodzenie ogrodu - podrośnięta rozsada trafi do ogrodu. Przesadziła też i reanimowała 14 sadzonek drzew i krzewów ozdobnych i owocowych. One też trafią do ogrodu, jak tylko powstanie mocne, szczelne ogrodzenie. W sumie 26 gatunków roślin przesadziła i posiała Indianka w ciągu jednego dnia :-) Tymi rękami! :-)
Na pohybel internetowym cwelom z gównobuka i ku pocieszeniu Wlady, coby jej przykro nie było, że na darmo sadzonki i nasionka posłała Indiance. :-)
A i na leniwym Kamyku zarobi, gdy będzie chciał świeżych warzyw i ziół z ogródka Indianki :-) :-) :-)

środa, 15 lipca 2015

Burzliwy poranek


Rankiem Indianka wyszła z siebie widząc po raz kolejny oporne do wstawania i pyskujące arogancko leniwe cielsko rozwalonego w łóżku lesera.
- Spierdalaj do Kętrzyna ty leniwa świnio!!! - wrzasnęła rozwścieczona.
- Policja? Proszę usunąć z mojego domu i gospodarstwa tego typa! - poprosiła dyżurnego.

Po godzinie Kamyk z ociąganiem wyszedł z domu Indianki w asyście policji. Jednak nie spakował się. Poszedł z pustymi rękami.
Ruszył na wieś, i potem dalej na Olecko. Daleko nie uszedł, gdyż pomiędzy Żydami a Mściszewem napadło na niego 4 napakowanych gangsterów w wieku 35-40 lat jadących ciemnym samochodem na warszawskich numerach zaczynających się na litery WE. Jechali od strony Mściszewa w kierunku Żyd. Skatowali chlopaka. Przetrącili mu nogę i połamali nos. Odjechali. Nie mogąc wstać wezwał pogotowie. Przyjechało na sygnale. Zabrało go do Olecka. Umyto mu twarz, przepłukano nos, zrobiono prześwietlenie nosa i nastawiono złamany nos. Opatrunku nie założono. Kamyk domył twarz w łazience.

Potem prześwietlenie nogi. Wykryto pęknięcie kości strzałkowej pod kolanem. Zabroniono nadwyrężać tę nogę przez co najmniej miesiąc. Kazano człowiekowi z pękniętą kością nogi iść sobie do apteki i kupić bandaż elastyczny i zalożyć sobie go na to pęknięcie (jakość komorotuskiej slużby zdrowia, czyli skrzyzowanie bareizmu i badziewia ;))).

Ranny Kamyk nie zostal hospitalizowany i nie miał się gdzie podziać, więc trafił z powrotem pod skrzydła Indianki.
Dziś wieczór grzeczny i cichutki jak trusia ;)

- Kamyku - mój nadworny dojczy - rzekła przekornie Indianka -piąta koza uwiązana na zachodnio-północnym winklu...

Choć raz Kamyk bez szemrania wydoił wszystkie kozy i zrobił obiadokolację ;)

Indianka

wtorek, 14 lipca 2015

Przysługa

W niedzielę w przypływie szlachetnego altruizmu Kamyk postanowił zrobic wielką przysluge koledze z Sokólek.
Obiecał jemu, ze naprawi mu szwankujacy motorower oraz pomoze przy  "rozpołowieniu" ciągnika. Miał niby cos przy tym zarobic, potem okazalo sie ze jednak za darmo.
Nowopoznany kolega Janek na okolicznośc tej naprawy byl juz pare dni wczesniej poczestowal Kamyka piwem i to niejednym, a nawet wódką. Kamyk czuł sie zobowiązany i ochoczo ruszył na wieś wypinając sie na Indianke i jej zaplanowane grodzenie. Wziął i pojechał na rowerze Indianki. W niedzielę do późna w nocy siedział u kolegi i grzebal w motorze. Telefonicznie zapytany przez Indianke, czy wraca na noc, czy tam bedzie nocowal, stwierdził przy zachęcającym akompaniamencie gościnnego kolegi Janka, że zanocuje, bo już ciemno i słabo widać drogę, a rower ma niesprawne światła.
- A gdzie rower? - zapytała jak zawsze zapopiegliwa Indianka.
- W szopce zamknięty, bezpieczny. - uspokoil Kamyk.
- Tutaj nikt obcy nie weźmie, psy są i kłódka! - dodał Janek.
- A Kamyk będzie miał gdzie tam spać?
- Iiizaa, tutaj jest spania a spania! - dobrodusznie zapewnil Janek.
Uspokojona co do bezpieczeństwa Kamyka i rowera Indianka usnęła. W nocy po północy obudzil Indiankę Kamyk na motorowerze. Przyjechal po plecak na zakupy. Zostal oddelegowany przez kolegę i jego ojca do zakupu piwa i chleba na stacji paliw. Wziąl plecak i pojechał. Zrobił zakupy i zawiózł im je. Siedział u nich do rana, a rano przyjechał motorowerem na podwórko Indianki, by zrobic przeglad motoroweru, przesmarowac go i podokręcac to co luźne wykrył podczas jazdy nim po zakupy.  Na miejscu u Indianki Kamyk zrobił przegląd motoroweru, przesmarował smarem Indianki łożyska w kołach, podokręcał jej narzędziami ten wehikuł i odwiózł go włascicielowi do Sokółek. Ojca Janka odebrał ze sklepu w Sokólkach i odwiózł go domu. Poszedl po rower do szopki.
A szopka pusta!
A gdzie rower? - zapytal Kamyk.
- Janek pojechal rowerem do sklepu Renaty i tam go pod sklepem zostawil. - wyjasnil ojciec Janka. 
Kamyk poszedl pod sklep, a rowera niet.
Sklepowa powiedziała, ze Janek byl tym rowerem pod sklepem, ale pojechal na nim z powrotem do swojego domu. 
Skądinąd wiadomo, że Janek wracając zahaczył o dom Wojtka i Sławka gdzie tam drinkowali razem. Kamyk słyszał tych kolegów w tle, gdy rozmawiał z Jankiem przez telefon dopytując się o jakąś częśc motoroweru.

Indianka wieczorem poszła z Kamykiem do Barszczów po swoj rower, ale nie oddali. Janek pokrzykiwal groznie. Kazal im się wynosić. Wezwała policje. Policja była i sprawdziła. 

Chodzą słuchy, że rower został przehandlowany na wódkę.
Będzie wniosek o ukaranie, chyba, że rower cudownie wróci do Indianki sam.

Indianka

niedziela, 12 lipca 2015

Walka o ogrodzenie ogrodu

Indianka toczy heroiczną walkę z Kamykiem o budowę ogrodzenia ogrodu. Nygus broni się rękami i nogami. Rano do południa śpi. Po południu wstaje i pali papierosa. Pije kawkę. Pali drugiego papierosa.
Je śniadanie. Oczywiście wyżera Indiance zapasy, bo swoich nie zrobił. Czeka na gotowe - aż Indianka wydoi kozy, zbierze jaja, zrobi śniadanie. Potem godzinami wpatruje się w swojego androida.

Zniecierpliwiona Indianka domaga się, by Kamyk wziął się za jakąkolwiek robotę. Słyszy: "zaraz", "zdążę", "nie śpieszy się", "mam czas". Nie chce ani sprzątnąć kuchni, ani pokoju który zajmuje - pomieszczeń z których za darmo korzysta.

Kamyk nie robi nic. Wiadra z wodą ze źródła nosi Indianka. Indianka zmywa naczynia i gotuje, zajmuje się zwierzętami. Kamyk tylko bawi się z kociakami i szczeniakami. Czasem przygna zwierzęta gdy pójdą za daleko. Czasem coś ugotuje z kończących się zapasów żywności Indianki. Czasem pogrzebie w pile i tępym łańcuchem potnie na krótkie klocki 20cm drewno pod domem, do pieca do którego wchodzą metrowej długości kłody. Kompletnie bez sensu. Przy tym marnuje paliwo potrzebne do cięcia żerdzi na ogrodzenie. Nie chce wkopać żadnego słupka, ani dociąć równej żerdzi na płot. Jest krnąbrny i samowolny. Nigdy nie robi nic, o co go prosi Indianka. Uważa, że nie trzeba grodzić ogrodu, bo w tym roku już nic nie urośnie (o pomoc przy grodzeniu był proszony ponad pół roku temu). Twierdzi, że Indianka ma sobie sama grodzić ten ogród i pastwiska, bo jemu się nie chce. Po wielkich awanturach natnie co kilka dni po max kilka żerdzi. Po kilku kolejnych dniach przyniesie ze dwie żerdzie cienkie i krzywe jak chuj i rzuci pod rząd słupków wkopanych przez Indiankę rok temu.
Gdy Indianka tłumaczy baranowi, że krzywe i cienkie żerdzie konie połamią i jeszcze nie daj Boże nadzieją się na nie - nie dociera. Nic go to nie obchodzi. Gdy tłumaczy, że będzie problem naciągnąć siatkę na krzywe żerdzie - nie dociera. Taki pomocnik to żaden pomocnik. Z takim cokolkwiek zrobić to męczarnia. Indianka ma go po dziurki w nosie. Będzie musiał iść do pracy i zarobić na swoje jedzenie. Indianka darmozjada za friko w nieskończoność nie będzie karmić. Nie stać ją na to. Nie pozwoli mu się bez końca wykorzystywać. Nie chciał jej pomóc grodzić ogród na wiosnę - to niech kupuje sobie żarcie w markecie w Olecku za swoje pieniądze zarobione na budowie np.

Śpiąca Królewna potrzebuje 7 krasnoludków!


U Indianki wykryto groźną chorobę powodującą ogromną śpiączkę.
Indianka zapada w coraz dłuższe letargi.
Potrzeba co najmniej 7 krasnoludków aby ogarnąć to, co jest do ogarnięcia na farmie i w domu.
Krasnale, przybywajcie i rękawy zakasajcie! :)

607507811
rajdy.konne(@)tlen.pl

Indianka

czwartek, 9 lipca 2015

Zmiana warty


Indianka rano i po południu podziałała wczoraj. Kamyk źle się czuł - bolała go głowa i żołądek. Wstał około pierwszej po południu. Głowa przestała boleć, ale coś go telepało w żołądku.
Jednak na tyle lepiej się poczuł, że wieczorem sam wyruszył po zboże dla kur. W tym czasie Indiankę ogarnęła tak przemożna senność, że bezwiednie zasnęła gdy tylko położyła się.

Dziś rano znowu Kamyk śpi jak kamień, a Indianka od rana działa.
Wypuscila kury, zrobila zmiane koni, policzyła owce i kozy na podwórku. Rzuciła kurom garść zboża.
Wystawiła lampki solarne i solar do ładowania.

środa, 8 lipca 2015

Źródło świetności polskich hodowli koni


Za świetnością polskich hodowli koni stoją pokolenia prywatnych hodowców, a nie stadniny państwowe, które po II wojnie przejęły (ukradły) materiał genetyczny w postaci ocalałych resztek stad ze wspaniałych hodowli prywatnych.

W rzeczy samej komunistyczne struktury terroryzujące Polaków po II wojnie światowej niszczyły polskie hodowle koni szlachetnych. Za ich sprawą konie robocze wyparły hodowle ras szlachetnych.

Na szczęście wśród personelu państwowych stadnin koni znaleźli się także przedwojenni hodowcy i ich zarządcy stadnin co pozwoliło podtrzymać polską myśl hodowlaną i odtworzyć polskie dobra narodowe jakimi są np. konie czystej krwi arabskiej.

W polskiej tradycji hodowlanej nie było czegoś takiego jak chipy czy paszporty tudzież przymus płatnej rejestracji koni. Wielcy polscy prywatni hodowcy koni prowadzili wieloletnie księgi stadne na swoje własne potrzeby hodowlane. Żaden bezczelny urzędniczyna nie śmiał im się do ich prywatnych hodowli mieszać. To komuna dała dalekoidące uprawnienia urzędnikom. Komuna to twór wykombinowany przez bolszewików - tych samych, którzy seriami karabinów maszynowych mordowali całe stada bezbronnych klaczy arabskich podczas rewolucji październikowej 1917 roku. 
Bolszewicy to potwory, a wspólczesni urzędnicy to ich ugładzeni następcy, którym tak samo obojętnie zwisa i powiewa
los koni w Polsce.

Komunę Polacy wyjebali z kraju - pora wyjebać komunistyczne przepisy zatruwające życie hodowcom.

Indianka

Senna niczym Śpiąca Królewna

Choćby Indianka była senna i ledwo żywa niczym Śpiąca Królewna - i tak będzie działać i zrobi swoje. Choćby we śnie.

Kamyk chory. Nie ma co na niego liczyć. Wstał po 10.00. Zapalił papierosa. Położył się z powrotem spać. Śpi. Dochodzi 11.00.
On też ma śpiączki, ale nie z powodu tarczycy. Raczej w wyniku obrażeń neurologicznych.

Indianka już wcześniej zrobiła zmianę koni, wypuściła drób, wpuściła kicię. Urządziła szczeniakom nowe, czyste, pachnące sianem, puszyste legowisko. Sprzątnęła kurom gniazda i też im pościeliła świeżym sianem. Zebrała wczorajsze jej pranie i zaniosła do domu.

Pora umyć okna w kurniku, pozmywać naczynia.
Ładna pogoda. Wygrabi siano z łąki i pościeli kurom cały kurnik.

Ogrodzenie

Ogrodzenie ogrodu i wybiegu dla koni, pastwiska owiec i kóz powstaje strasznie powoli.
Te żerdzie miały być nacięte zimą. Zimą i wiosną zamontowane.
Tymczasem "pomocnicy" zamiast wziąć się do roboty i cokolwiek przygotować - wysiadywali całymi dniami w świetlicy wiejskiej w Sokółkach marnując czas.

Na wiosnę Kamyk poszedł do pracy do hodowcy krów w Gębalówce.
Tam nic nie zarobił - tylko stracił czas, zdrowie, ubrania, buty i byk gospodarza zniszczył mu komórkę Indianki którą mu pożyczyła, a on sam pobity trafił wiosną do aresztu na półtora miesiąca. Tam schudł i zmarniał nieleczony. Chorego, zagłodzonego i osłabionego wypuścili go dopiero w połowie maja. Nie nadawał się do żadnej pracy. Nadal marna z niego pomoc na gospodarstwie. Praktycznie żadna.

Jak zwykle wszystkie prace na gospodarstwie są na głowie Indianki.
Kamyk lubi długo pospać, potem zapalić papierosa, napić się kawy, znów zapalić papierosa, dobrze zjeść, zapatrzyć się na długie godziny w swojego androida, pobawić się ze szczeniętami, kociętami, kotką.

Niezwykle trudno jest zachęcić go do jakiejkolwiek pomocy. Zajmuje się tylko tym na co ma akurat ochotę. Od czasu do czasu razem z Indianką natnie kilka żerdzi. Przynieść ich już mu się nie chce, albo nie ma siły. Indianka musi sama nosić te żerdzie, pomagać przy ich dopasowywaniu do słupków, nosić wiadra z wodą, doić kozy, doglądać zwierząt, gotować obiady, piec chleb, zmywać naczynia, pisać sobie i jemu zażalenia i odwołania.

Jest chora na zaawansowaną niedoczynność tarczycy. Zapada w śpiączki metaboliczne. Jest osłabiona i notorycznie zmęczona, senna. Potrzebuje białka zwierzęcego i specjalnej diety. Potrzebuje leczenia. Potrzebuje leków. Endokrynolog przyjmie dopiero w grudniu. Dopiero wtedy dostanie receptę. Jest jej za ciężko samej z tym wszystkim.
W takich okolicznościach i w takim tempie nie ma szans na warzywa z własnego pola w tym roku. Ogrodzenie powstaje, ale potwornie wolno. Za wolno. Nie będzie plonu w tym roku. Indianka nie jest w stanie wyżywić ani siebie, ani jego. Ma tylko mleko kozie. W tej chwili nie ma jaj, bo skończyła się pszenica dla kur.

wtorek, 7 lipca 2015

Indysie


Także maleńkie indyczątka dokazują coraz bardziej.
Wszędzie chodzą za Indianką krok w krok.
Gdy zbliża się wieczór chętnie przylatują do swojego kosza, gdzie mają swoje gniazdo i łakocie.
Za dnia opiekuje się nimi mama indyca, a nawet tato indor.
Fajne, milutkie ptaszki. To pierwsze stadko indyków które wykluły się u Indianki na jej rancho. Indiankę bardzo cieszą te ptaszyny.

Indianka

Inwazja kociąt :)


Młodziutkie kociaczki rosną, rozwijają się, dokazują.
Właśnie nauczyły się wspinać na łóżko Indianki :)
Wszędzie ich pełno. :)

Indianka

poniedziałek, 6 lipca 2015

Nieuczciwa propozycja Wąsa

Gdy Kamyk wracał z Kowal z drobnymi zakupami drogę mu zaszedł Wąs i złożył niedwuznaczną propozycję korupcyjną oferując wysoko płatną pracę pod warunkiem, że Kamyk w Sądzie będzie zeznawał przeciwko Indiance. Bogaty rolas oferował Kamykowi po 20-50 zł za godzinę pracy na Wąsa gospodarstwie.
Honorowy Kamyk nie dał się mu sprzedać. Były więzień ma więcej godności ludzkiej niż ten rolas.

Swoją drogą to ciekawe jak bardzo mocno zależy Wąsowi by Indiance zatruć życie. Typek perfidnie rozciągnął wpierw ostry, kolczasty drut w ten sposób, że kaleczą się o niego owce i kozy Indianki. Zastawił te wnyki na długie tygodnie.
Na domiar złego gdy ktoś wypuścił konie Indianki ze stajni (Wąs? -Tego dnia kręcił się w pobliżu stajni Indianki...)

gdy była z Kamykiem w Sądzie na sprawie gdzie ją wezwano pod fałszywym zarzutem rzekomo bezzasadnego wezwania policji na dokuczającą jej w świetlicy Krychę (matkę policjanta czyli nietykalną krowę w lokalnym półświatku) jeden z koni uciekł na pole Wąsa, a tam Wąs się nad zwierzęciem pastwił do woli doprowadzając do najwyższego przerażenia i pokaleczenia tego szlachetnego, bezbronnego zwierzęcia.

Ten facet powiedział Indiance wprost, że jego celem jest pozywanie Indianki do Sądu o rzekomy wypas tak długo, aż komornik zajmie Indianki ziemię by on Wąs mógł ją przejąć. W ocenie Indianki to parszywe zagranie poniżej pasa chciwego, bezczelnego rolasa.

Najazd kontrolerów i policji

   
Czyli ciąg dalszy nagonki na Indiankę i jej zwierzęta.

Kontrolerzy inspekcji weterynaryjnej z Olecka, głusi i ślepi na ostry drut kolczasty Wąsa i jego znęcanie się nad zwierzątkami Indianki, ale wyczuleni i błyskawicznie reagujący na odwetowe donosy Wąsa na Indiankę. A to rzekomo, że owce i kozy niezarejestrowane, a to, że rzekomo nie mają co jeść i pić.

Lipiec 2015. Pełnia lata i sezonu pastwiskowego. 11 hektarów pastwisk. Dwa niezależne strumienie płynące przez ziemię. Nie mają co jeść i co pić?
Inspektory jadą w te pędy szukać sensacji i haczyka na Indiankę, aby jej zaszkodzić. A że klacz przez Wąsa poraniona, straszona i płoszona - to już im nie przeszkadza. Tak dbają o dobro zwierząt. Wcale nie dbają. Tylko wyszukują poronione, durne przepisiki narzucone hodowcom i rolnikom odgórnie, bez konsultacji społecznych, by rolników i hodowców do bólu kontrolować i wlepiać mandaty. Niczym złośliwe skrzaty, trollują na gospodarstwach drażniąc spracowanych rolników, którzy na małych gospodarstwach ledwo koniec z końcem wiążą.

Bezduszne bazyliszki w eskorcie mundurowych skupiły się na duperelach czyli na ewidencji stanu pogłowia zwierzyny Indianki. Wypatrzono 24 owce i 12 kóz plus stadko kur, indyków, szczenięta, kocięta i konie. Ponad 70 sztuk zwierząt... :-) :-) :-)
Ojej... MOJA, MOJA "WINA"! :-) :-) :-) Ałła! :-) Tyle wyhodowałam!... :D

To MOJA hodowla, MOJA praca, MOJE koszty i poświęcenie.

Bazyliszki i ich eskorta to nieproszeni intruzi.
Żaden z nich w żaden sposób nie dokłada się do kosztów hodowli, żaden z nich nie jest właścicielem, hodowcą i nie przykłada się do pracy przy zwierzętach. Przyjeżdżają i tylko gitarę zawracają i haczyki wyszukują stworzone celem nękania hodowcy bzdurnymi przepisami pajaców unijnych i krajowych którym nie brak tupetu by się mieszać i rządzić cudzym inwentarzem na który złamanego grosza nie wydali ni jednej kropli potu nie uronili...

Postulat do Sejmu:
Wara urzędasom od cudzej własności!
Wara urzędasom od cudzego inwentarza!

Ta kontrola dobitnie pokazuje, że upierdliwe przepisy nie są tworzone dla dobra zwierząt lub ich hodowców, lecz by nadmiernie kontrolować i ograbiać hodowców - jedynych prawowitych właścicieli swoich zwierząt.

Rolas który rozciągnął niebezpieczny drut kolczasty raniący zwierzęta Indianki nawet nie został upomniany! :(((

Dzielnicowy Paweł Warsiewicz, który był obecny i któremu Indianka pokazała niebezpieczny drut Wąsa oraz poranioną klacz - odmówił ukarania rolasa i robił za jego adwokata tłumacząc go.

Inspektor weterynarii powiatowej w Olecku Ewa Szymczak niechętnie odwracała wzrok gdy Indianka pokazywała jej rany cięte jakie zadał klaczy Wąs. Także odmówiła interwencji w sprawie kolczastego drutu i rolasa -barbarzyńcy.

Natomiast nalegała na inspektora Kornela Laskowskiego, by wystawił Indiance mandat za brak paszportów koni. Za jej namową wystawił. :(((
Pani ta nie jest od ewidencji zwierząt, lecz od dobrostanu zwierząt, który na rancho Indianki mieści się w normach. Zatem wyszła poza swoje kompetencje, by dokopać Indiance. Indianka odebrała to, jako karę za to, że wyhodowała takie piękne, zdrowe konie, które niefrasobliwie żyją i hasają sobie naturalnie na farmie Indianki.

Także dzielnicowy Warsiewicz pałał chęcią ukarania Indianki za rzekomy wypas owiec u Wąsa, bo tuż przed ich przyjazdem, przeczołgały się pod niechlujnie, luźno naciągniętą siatką rolasa i dostały się na jego krótko skoszone pole.

Warsiewicz był przydzielony jako zbrojne ramię inspektorów i jego zadaniem było wymuszenie na Indiance przeprowadzenia u niej kontroli wbrew jej woli. Lecz Indianka umożliwiła kontrolę inspektorom, mimo, że jej się to nękanie nie podobało, więc obecność policji jako eskorty była bezzasadna. Było to nadużycie obowiązków funkcjonariuszy publicznych na służbie.

Co więcej, dzielnicowy Paweł Warsiewicz wykorzystał tę interwencję by zbierać materiał dowodowy przeciwko Indiance w sprawie o rzekomy wypas. Robił foty uciekinierkom.

Jednocześnie odmówił zebrania dowodów w sprawie o znęcanie się nad zwierzętami Indianki przez Wąsa. :(((

niedziela, 5 lipca 2015

Wycieczka nad jezioro

Indianka i Kamyk udali się wczoraj nad jezioro.
Pierwszy raz w tym roku. Woda ciepła, przyjemna.
Miło się pływało. Komarów nie było.

sobota, 4 lipca 2015

Polowanie na Kamyka

Wczoraj Kamyk pojechał do lekarza rowerem. Po drodze ten sam patrol zatrzymywał go aż 3 razy próbując wlepić mandat, lecz nie było podstaw więc tylko skończyło się na pogadankach :-)

Podczas pierwszej kontroli sprawdzano, czy trzeźwy. Niestety trzeźwy. :-)

Podczas drugiego zatrzymania wmawiano mu, że na rowerze... przekroczył prędkość i jeździ "agresywnie" :-) Podobno jechał 65 km na godzinę. Trudno to zweryfikować, bo na rowerze nie ma licznika prędkości i nie ma obowiązku takiego mieć.

Podczas trzeciego zatrzymania gdy wracał zmęczony z Olecka - zarzucono mu, że jedzie "dziwnie spokojnie i ogólnie za spokojnie" :-):-) :-)
W dawnych czasach drogi były okupowane przez rozbójników, którzy napadali podróżnych i wymuszali okupy lub grabili ich ze wszystkiego co ci podróżni mieli.

Współcześni rabusie noszą mundury i działają legalnie, ale to nadal rozbójnicy :-)

Na szczęcie Kamyk uszedł przed rozbójnikami bez okupu i z rowerem, cały i niepokaleczony :-)

czwartek, 2 lipca 2015

Wąs pokaleczył klaczkę :(((

Wczoraj Wąs poranił klaczkę. Najeżdżał na nią na motorze na łące (dokładnie przeraźliwie huczącym motorem kładzie), tak, jakby chciał ją rozjechać, straszył i płoszył bezbronne zwierzę! Wyżywał się na przerażonym zwierzęciu, jak chory psychicznie psychopata.

Nagnał przerażone zwierzę na swój ostry drut kolczasty. Pokaleczył konika tym drutem :((( Denver ma rany cięte na ciele. :((( Klaczka zgoniona przez typa tak, że mało ochwatu nie dostała. Ranna klaczuś cała zlana i mokra jakby z jeziora wyszła. Uciekła przed barbarzyńcą do domu.

Indianka telefonicznie zgłosiła na komendzie w Olecku, że podły sadysta znęca się nad jej bezbronnym zwierzęciem. Wezwała policję na interwencję. Dyżurny, gdy usłyszał, że Wąs jest sprawcą, odmówił wysłania patrolu (!). Odmówił w sumie kilkakrotnie. Nie chciał o krzywdzie klaczy słuchać. Rozłączał się w trakcie rozmowy z Indianką, która nalegała, by patrol przyjechał, obejrzał poranionego konia i ukarał barbarzyńcę.

W końcu poirytowany Kamyk złapał za komórkę i on zadzwonił. Wzburzony, długo tłumaczył dyżurnemu, co się stało, ale i jemu dyżurny odmówił wysłania patrolu!

Indianka zdezynfekowała rany klaczy i wezwała weterynarza. Pan weterynarz zbadał klacz i podał jej antybiotyk domięśniowo. Zaszczepił ją także na tężec i przy okazji na grypę. Konik kuleje :((( Dla weterynarza do zapłaty 260 zł.