środa, 12 lutego 2014

Chłopi bronią polskiej ziemi

 
Dzielni rolnicy z Pomorza Zachodniego bronią polskiej ziemi i ideałów.
Protest trwa już dwa lata, a rząd udaje, że nie widzi problemu.
Rolnicy chcą zapobiec wyprzedaży polskiej ziemi w obce ręce, która to sprzedaż jest niezgodna z prawem i interesem Polski i Polaków, a ma niestety miejsce w sposób podstępny poprzez podstawionych kupców przez zagraniczne spółki.
Rolnicy są przeciwni nowym obciążeniom z tytułu KRUSu, którymi rząd ugodził rolników na początku tego roku.
Są przeciwni obcięciu dopłat, które i tak w Polsce są najniższe w porównaniu do reszty Unii Europejskiej i stawiają polskie rolnictwo na przegranej pozycji w nierównej konkurencji o rynki zbytu i konsumentów.
Chodzi także o działanie przeciwko uprawom GMO. Rolnicy nie chcą upraw i żywności GMO w Polsce.
Rolnicy zabiegają także o umożliwienie sprzedaży bezpośredniej z gospodarstw, która obecnie praktycznie jest prawnie zakazana w kraju przez nadgorliwy rząd działający na szkodę polskich rolników i konsumentów.
NIK potwierdził zarzuty rolników dotyczących uchybień, któych się dopuściła Agencja Nieruchomości Rolnych sprzedając polską ziemię obcym wbrew istniejącemu prawu.
Górnicy ze Śląska nie zostawią rolników. Przyjadą by solidaryzować się z rolnikami polskimi.
Minister Rolnictwa, ale nie rolników niejaki Kalemba ani myśli rozmawiać z rolnikami. Lekceważy rolników.
Rolnicy domagają się ustąpienia ze stanowiska Ministra Rolnictwa pana Kalemby.
Protest trwa i trwać będzie.
 
 
 

Notatka pokontrolna


Na foto morze siana, a w nim skąpane konie. W dzień jedzą siano z beli, a w nocy zajadają siano wyłożone im we żłobach w stajni.
Poniżej wynik kontroli przeprowadzonej na rancho Indianki przez inspektora powiatowej weterynarii, Pana Kornela, z którym Indianka jest w stałym kontakcie emailowym i telefonicznym zwłaszcza odnośnie tropienia donosiciela-prześladowcy, który to nęka Indiankę poprzez Internet, smsy oraz poprzez napuszczanie kontroli weterynaryjnych na podstawie fałszywych pomówień. Wszystkie tropy prowadzą do Witolda Z. Jeśli nie on jest tym dupkiem, który na mnie doniósł - zostanie to sprostowane na tej stronie.
Obecnie zgłosiłam prześladowcę na policję i czekam na potwierdzenie naszych ustaleń co do tożsamości przestępcy.
Prześladowca dopuścił się przestępstwa z artykułu 190a. UPORCZYWE NĘKANIE - STALKING

Art. 190a. Uporczywe nękanie - stalking

§ 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność,
podlega karze pozba­wienia wolności do lat 3.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto, podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 następuje na wniosek pokrzywdzonego
Notatka Powiatowego Inspektora Weterynarii Pana Kornela.
"Podczas oględzin w gospodarstwie wysłuchałem wyjaśnień właścicielki oraz wykonałem zdjęcia budynków i pasz, którymi karmi zwierzęta (siano w zadowalającej ilości - wystarczającej, by zwierzęta nie cierpiały głodu; należy też uwzględnić fakt negocjowania przez właścicielkę kolejnych zakupów siana). Na prośbę udostępniono mi wgląd do budynku, w którym przebywają konie. Wewnątrz nie stwierdziłem rażących naruszeń – minimalne warunki dobrostanowe są zapewnione, upewniłem się że zwierzęta mają dostęp do wody (zwierzęta nie są utrzymywane na uwięzi, pojone do woli ze strumienia przepływającego przez posesję) i wykonałem zdjęcia uwzględniające warunki w jakich chowane są zwierzęta (sucha ściółka, zapewnione suche miejsce do leżenia dla zwierząt)."
Ta powyższa notatka dobitnie pokazuje, że donosiciel złożył donos na podstawie fałszywego pomówienia kierując się złą wolą, a jego celem było wyłącznie nękanie zapracowanej rolniczki co jest czynem karygodnym i Indianka dopilnuje, aby przestępca poniósł zasłużoną karę.
W międzyczasie Indianka znalazła dwóch dostawców świeżej paszy w okolicy. Duzi rolnicy. Jeden ma sianokiszonkę po 60zł i słomę po 37 zł bela, a także okresowo zboże mieszankę w dużych ilościach. Drugi ma 100 bel siana zeszłorocznego (2013r.) w przystępnej cenie 40 zł bela. Składowane pod dachem - także suche, dobrej jakości. Ma transport i może przywieźć dużo bel za jednym transportem. Wspaniale. Kamień z serca.
Rolnik ten ma 50 hektarów ziemi, a nie hoduje żadnych zwierząt, więc ma i będzie miał mnóstwo siana dla Indianki. Indianka się z nim wstępnie umówiła na dostawę siana w razie potrzeby. Póki co ma pełną paszarnię i nie ma miejsca na więcej bel, poza tym możliwe, że paszy starczy do lata, więc nie ma co trwonić pieniędzy, tym bardziej, że w tej chwili nie ma żadnych. Ma jaja na wymianę, ale ten rolnik ciut za daleko mieszka aby jechał z 3 belami siana. Latem kupi od tego rolnika siano świeżo zbelowane prosto z pola w większej ilości. 20-40 bel. Zależnie od ceny i jakości pokosu.
Rolnik ma dobre siano, ze słodkich łąk - sianych łąk z dużym wsiewem koniczyny, także super. Jak wszystko dobrze pójdzie - zostanie stałym dostawcą paszy dla zwierząt Indianki, a Indianka zaoszczędzi swe siły i czas na uprawy warzywne i grodzenie pastwisk oraz renowację siedliska w miarę skromnych swoich możliwości.
Bel na parterze niewiele się zmieści. Indianka ma strychy, a tam by pasowała kostka. Może się znajdzie uczciwy rolnik z kostkami siana dobrej jakości, to wtedy strychy nad stajniami byłyby pełne i jednocześnie ocieplałyby parter stajni. Indianka spróbuje ukosić też swojej trawy ile da rady tego lata i tym sianem luzem zapełni strychy, ewentualnie można kupić więcej bel i część rozwinąć i siano tam wrzucić na górę. Siano luzem lepiej dosycha i lepiej się przechowuje na strychach, ale bele są łatwe w załadunku i przemieszczaniu gdy się ma sprzęt do tego. Szybko można je załadować i przewieźć, a następnie poukładać w paszarni lub na podwórku.
Przydałaby się Indiance stodoła na składowanie większej ilości siana. Kiedyś tu była, ale spłonęła i tylko kamienie zostały. Póki nie ma stodoły - może bele sianokiszonki składować na podwórku w stogach. Bele sianokiszonki dla owiec i kóz są okay, a są owinięte folią, więc kosztowna stodoła niepotrzebna.


-->

wtorek, 11 lutego 2014

Stajnia wyścielona - pasza nałożona








Na foto stajnia dla koni, stóg słomy na ściółkę, siano w wysprzątanych żłobach, pościelona stajnia, drabina na strych skąd Indianka zwala słomę do ścielenia koniom ich sypialni. Ściany wiekowej obory jak widać wybielone wapnem. W stajni sucho i czysto. Paszy pod dostatkiem. Ta w żłobach to akurat pasza naszykowana koniom na noc.
W dzień jedzą siano na dworze - kostki siana lub bele siana. W żłobie mają też lizawkę solną oraz dostają na noc zboże.
Koniki są grzeczne - słuchają Indiankę ładnie. Rano wypuszczone kłusują do wodopoju. Potem wracają na podwórko jeść siano. W tym czasie Indianka robi u nich w stajni porządek. Dokłada słomy i ścieli na całości sypialni. Pakuje siano do żłobów.
Podobnie u kóz i owiec. Tam też wszędzie pościelone grubo i na bieżąco dokładana pasza do złobów. W dzień kozy i owce także sobie skubią siano na dworze i korzystają z wodopoju do którego ich prowadza Indianka. Generalnie to trzeba tylko kozy prowadzić, bo owieczki same już znajdują drogę jak im chce się pić, ale Indianka dla pewności i je woła i zachęca by szły z nią się napić ze źródełka.
Kozy zachowują się tutaj jak arystokratki, które trzeba niemal za rączkę prowadzić do wodopoju, ale na szczęście idą za Indianką jak w dym.
To naprawdę upokarzające i irytująće, że jacyś urzędnicy którzy niczym się nie dokładają do hodowli zwierząt rolnika i sami się w pracy przy zwierzętach ani nie spocą, ani nie wykosztują na zakup zwierzyny hodowlanej i paszy oraz suplementów i akcesoriów hodowlanych dla niej - nękają rolnika i jego zwierzynę na podstawie fałszywych donosów ludzi złej woli, którzy często gęsto znają się na hodowli i zwierzętach jak świnie na gwiazdach i sami nigdy nic nie wyhodowali o własnych siłach.
Indianka wyhodowała u siebie na farmie wiele wspaniałych zwierząt. Każdy hodowca w sposób naturalny i optymalny dba o swoje zwierzęta. Wie, czego im trzeba i jak się nimi zajmować. Urzędnicy niewiele o tym wiedzą. Praktyka czyni mistrza, a nie podręcznikowe tabelki czy formułki. Zresztą lokalni weterynarze nie są świrami bez pojęcia o hodowli. Nawet oni wiedzą, że zwierząt nie ubiera się w ciuchy gdy mróz - bo od tego mają futra i wiedzą też, że zwierzynie nie szkodzi brak ogrzewania budynków. Zwierzęta potrafią się szczęśliwie nawet na śniegu rodzić.
To jest zgodne z naturą. Oczywiście, przy silnych mrozach trzeba być przy młodych aby je szybko wytrzeć do sucha i dopilnować aby napiły się siary.
Ale i bez tego zwierzęta potrafią sobie poradzić. Instynkt matkom każe wylizać do czysta młode świeżo narodzone, a one ledwo po narodzeniu szukają już cyca do ssania. Doświadczony hodowca śledzi i asystuje przy porodach. Interweniuje gdy trzeba. Każdy gatunek zwierząt ma trochę inne potrzeby i wymagania.
Hodowca o tym wie i wie kiedy może zostawić zwierzynę by się wykociła sama, a kiedy lepiej jej z oka nie spuszczać.
Indianka spodziewa się wykotów wiosną i latem. Zwierzęta spędzają większość czasu w swoich stajniach i tam się będą kocić czyli w ściółce pod dachem koziarni czy owczarni.
Piec tu nie jest potrzebny. Wystarczy sama matka i Indianka w pobliżu. Jeśli to będzie lato - to prawdopodbnie młode będą rodzić się na trawie, na pastwisku.
To co niedouczeni ignoranci pochopnie nazywają "niedolą" jest tak na prawdę naturą. To jest życie naturalne zwierząt. Warunki jakie hodowcy stwarzają zwierzętom są wystarczające do hodowli. W naturze miały te warunki ostrzejsze. Nauczcie się w końcu lemingi tego. Zwierzęta to nie maskotki. Zwierzęta to zwierzęta. Od setek tysięcy pokoleń przystosowane do życia w naturze - lepiej niż ludzie. Tylko rasy wysoce kulturalne potrzebują troskliwszej opieki, ale i one gdy od maleńkości hartowane są odporne na mroźne warunki życia.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Kontrola weterynaryjna

Tym razem odbyło się bez wielkich emocji i ekscesów, ale i tak było to stresujące i irytujące przeżycie dla Indianki.

Jeszcze świeżo ma w pamięci zabór jej psiny i późniejszą policyjną przemoc podczas próby jej odbioru pieska ze schroniska, a obecnie jest nękana sprawą karną o rzekome "naruszenie nietykalności funkcjonariuszek" (no bo jak szarpały Indiankę to ją dotykały przecież).

Tydzień temu dostała pogróżki z internetu od osobnika podpisującego się "komucha".

Osobnik odgrażał się, że napuści na Indiankę weterynarza powiatowego. I oto przyjechali.

Naczelny vet powiatowy Salamon został w aucie, a inspektor vet Kornel poszedł z Indianką zobaczeć czy ma paszę dla zwierząt.

Indianka ma. Przecież niedawno dokupiła, a i jeszcze zostało jej trochę kostek które zbierała latem. Pan Kornel zajrzał tu i tam, czyli do paszarni, na strychy, do stajni. Zrobił foto i oddalił się spokojnie nie denerwując Indianki. Indianka też zrobiła foto panów inspektorów aby uwiecznić tę kontrolę. Pan vet Kornel potwierdził, iż Indianka ma zarówno paszę jak i ściółkę dla swych zwierząt i zwierzęta Indianki są w dobrym stanie - zdrowe i zadbane. Niczego im nie brakuje. Teraz Indianka czeka na protokół z tej kontroli. Indianka też zna nazwisko donosiciela. Pan Kornel ujawnił nazwisko donosiciela. Donosiciel, faktycznie tak jak się odgrażał - wysłał donos do weterynarii tydzień temu.

Donosicielem okazał się facet pracujący dla Akademii Bosej Stopy, wcześniej pracujący dla PolakPotrafi oraz obecnie stanowiący członka zespołu Mieszadło, jak także powiązany z Cohabitatem. Witold Z. jak pokazuje jego własne info na jego profilu na portalu CouchSurfing - nawet nie ma żadnego zwierzęcia i widać nie specjalnie zwierzęta lubi, skoro nawet nie zgadza się żadnego ugościć w swojej budzie na kółkach.

Nie przeszkodziło mu to jednak napisać fałszywy donos i pomówienie, gdzie rzekomo troska się o "niedolę zwierząt" należących do Indianki.

Indianka jest pewna iż ten zbój ma głęboko w dupie zwierzęta Indianki, a jego jedyną motywacją było dokopanie Indiance, zaszkodzenie jej i sprawienie przykrości. Zbój nie zna Indianki osobiście. Tylko tyle co z bloga. Kręcą go silne emocje. Tak wynika z jego profilu na CS.

Chyba lubi się bawić ludźmi. Przede wszystkim jednak nie ma takiego dużego domu jaki ma Indianka, nie ma też gospodarstwa ani tych wszystkich fantastycznych zwierzątek, więc najwyraźniej chciał się poczuć lepiej kosztem biednej, zapracowanej dziewczyny z Mazur.

Taka hiena, co się żywi negatywnymi emocjami - cierpieniem i rozpaczą innych, którym bezduszne urzędy kradną zwierzęta pod byle pretekstem. Psy sąsiadów są uwiązane na łańcuchach i nikt im z tego powodu nie robi kontroli ani nie zabiera psów.

Wracając do zbója, który napuścił na Indiankę kontrolę: ciekawa sprawa jak rozmaici cwaniacy potrafią sprytnie żonglować ładnymi słówkami by ubrać w elegancką szatę parszywe pomówienie i donosicielstwo.

Intruzi na celowniku

Obwieszczam wszem i wobec, iż wszyscy niemile widziani intruzi, którzy wbrew mojej woli naruszą suwerenność mego gospodarstwa poprzez nieautoryzowane najście moich włości i mojej zapracowanej osoby - zostaną sfotografowani na moim gospodarstwie, a ich sweet focie znajdą się na tej stronie :D
 
Cel cel cel??? Udowodnienie światu i sądowi, że jestem tutaj ustawicznie nękana i zyskanie 500 tysięcy świadków, iż moje słowa są wiarygodnym faktem, gdyż jako osoba samotna nie mogę się przebić z żadną sprawą w sądzie z uwagi na brak świadków. Tutaj świadków jest pod dostatkiem. Wszyscy zobaczą te zdjęcia prześladowców.
 
 

sobota, 8 lutego 2014

Zaorana łąka

Na foto zaorana na pół metra głębokości "łąka" rolasa, na której rzekomo wypasałam konie, za co zostałam skazana zaocznie na karę 200zł, bez możliwości obrony przed falszywym pomówieniem.
Komornik prześladuje mnie teraz na kwotę ok. 500zł. Czycha na mój majątek i pieniądze których nie mam. Jak widać, ta "łąka" to zero trawy tylko sama przeorana głęboko gleba.
 
Rolas powiedział, że orze, aby posiać nowe trawy, bo tamte poprzednie już zostały wyparte przez chwasty. Czyli łąka już sama w sobie była jałowa w dniu zakładania sprawy przeciwko mnie i przeznaczona do rekultywacji. Ewidentnie tu nie chodziło o łąkę, tylko o to, by mnie zaszkodzić. Wcześniej tego roku złożyłam zawiadomienie z powodu nękania mojej zwierzyny przez psa sołtyski oraz zniszczeń dokonanych przez jej psa na moim mieniu (pogryzione drzwi do stajni i domu). Wniosek - oczywiście odrzucony.
 
 
Jakżeby inaczej. O ile dobrze pamiętam, wpierw policja umorzyła, a potem prokurator też umorzył. Zaraz potem donos rolasa na mnie pod pretekstem rzekomego wypasania koni na jego jałowej łące. Przypadek??? - NIE :D Jego brat łowi ryby u sołtyski.
 
 
Za co się pytam??? Nie wypasałam tam koni. Mało tego, nie raz i nie dwa proponowałam temu rolasowi, żeby sobie skosił za darmo moją trawę, której mam latem na swoich łąkach pod dostatkiem. Nie chciał! On chciał zemsty! Mści się o to, że domagałam się od niego odszkodowania za zagryzione kozy. Plus mam zatarg z jego ziomalem, u którego jego rodzony brat bliźniak łowi ryby. Jego brat jest policjantem. 
 
 
Wygląda na to, że nudzi się i wyszukuje kruczki prawne by się do mnie dopieprzyć. Także nawoływanie krakowskich lesb do składania donosów na mnie tu miało wiele do powiedzenia. Dewiantki są "w stałym kontakcie z policją", Kolaborują z policją przeciwko mnie. Obsesyjnie śledzą mego bloga i debilnie komentują moje posty jako anonimy - zarówno pod moim blogiem, jak i pod ich własnym paszkwilem założonym wyłączniem celem szkalowania mojego dobrego imienia jako formy zemsty na mnie - za negatywne referencje jakie im wystawiłam na CS po tym jak na mnie doniosły. Dewiantki nie mogą sobie mnie odpuścić. Mają obsesję na moim punkcie. Prześladują mnie już dwa lata. Pisują do różnych ludzi manipulując nimi sprytnie. Namawiają do szkodzenia mnie. Do składania donosów itp. czy zakładania jakichś wydumanych spraw. Podburzają. Nasyłają szpiegów. Próbują przerabiać moich znajomych na szpiegów sprytnie nimi manipulując. Policja nic z tym nie robi, mimo mego zgłoszenia. Współpracują ze sobą przeciwko mnie, więc im to pasuje - mniemam? Dlatego policja nie pociągnęła do tej pory tych kobiet do odpowiedzialności karnej za to co mnie robią? Na to wygląda. Natomiast te dwie chore z nienawiści homoseksualistki wyłażą ze skóry, aby mnie pognębić. To oznaka jakiejś choroby psychicznej. Powinny się obie psychiatrycznie leczyć - nie tylko ze swojej dewiacji czyli homoseksualizmu, ale przede wszystkim na głowy. Policja i dewiantki to dobrana komitywa. Także wójtowej, a właściwie przede wszystkim wójtowej jest ta nagonka lesbijska na rękę - ta ich parszywa nagonka. Z tego co wiem, to ona je zachęcała, aby donosy na mnie poskładały wszędzie gdzie się da. Dobrali się jak w korcu maku. Czerwony beton i homoseksualistki. Zero moralności czy elementarnej etyki u jednych i u drugich.
 
Indianka nigdy żadnej łapówki wójtowej nie dała za odśnieżanie drogi gminnej czy jej remont i nie ma zamiaru dać.
Łapówkarstwo to przestępstwo. Wszelkie nieprawe działania kłócą się z etyką szlachetnej Indianki.
To obowiązek gminy, aby drogi były przejezdne, zwłaszcza wtedy, gdy są pilnie potrzebne.
 
Rolas wygadał się, że czytał ich nagonkę na mnie w internecie i nawoływanie na składanie donosów na mnie. Ochoczo doniósł. Są współodpowiedzialne za to, że ten facet doniósł na mnie. W tym przypadku policja szybciutko zadziałała. W podskokach. Tak jak Ja nigdy nie mogę się doczekać, aby moje wnioski znalazły się w sądzie, tak wnioski przeciwko mnie płyną do sądu z turbonapędem i szczególnym policyjnym namaszczeniem. Przypadek??? - NIE :D 
 
 
Na wniosek policji założono mi sprawę o coś czego nie zrobiłam. Nie wykluczam, że w tej nagonce na mnie biorą udział też te dwie policjantki co mnie pobiły, a następnie oskarżyły o rzekomą "czynną napaść". Najwyraźniej są OGROMNE STARANIA robione, by na siłę zrobić ze mnie bandytę. Gdy tu sprowadziłam się 11 lat temu już wtedy na mnie szukano haka w Szczecinie.
 
Nic nie znaleźli, bo nic nie było, to teraz na siłę chcą ze mnie zrobić kryminalistę na miejscu. Podważyć moją wiarygodność.
Wariata się nie udało, to robią bandytę. W mojej ocenie to jest komunistyczna mafia. Stara nomenklatura komunistyczna nadal piastuje tutaj wszystkie publiczne, urzędowe stołki. Trzymają się razem i razem działają przeciwko jednostkom spoza ukłądów i niewygodnym. Taka działalność nosi znamiona zorganizowanej przestępczości i jako taka podlega ściganiu z urzędu i karze więzienia.
Tylko kto ich skaże? Sami siebie nie skażą. To pewne.
 
Kolejna kontrola gospodarstwa przede mną - na podstawie anonimowego donosu trolla internetowego.
 
 
10 z kolei? Pierwsza kontrolę miałam napuszczoną na moje gospodarstwo kilka lat temu, gdy zmusiłam UG do odśńieżenia drogi przed gospodarstwem. Teraz też ich do tego zmusiłam. W dodatku bezdomnego psa musieli zabrać. Możliwe, a nawet raczej pewne, że to ten sam donosiciel z Gminy się odgrywa na mnie. Troll użył sformułowania:
"problematyczne gospodarstwo". Czyli oczywiście chodzi o niepokorną rolniczkę, której chcą dokopać. Wykorzystują swoje stanowiska i stanowiska swoich znajomych do gnębienia rolniczki, która łapówek nie daje, a domaga się od Gminy elementarnej pracy za którą
Gmina bierze od ludu pieniądze. To patologia. Ktoś powinien zrobić z tym porządek.

Wymiar "sprawiedliwości" zorganizowaną organizacją przestępczą?

Mimo, że 3 sprawy w sądzie udało mi się wygrać, myślę, że autor tego tekstu ma całkowitą rację.
W momencie, gdy wchodzą w gre mafijne, korupcyjne wpływy psychopatycznych urzędasów i funkcjonariuszy - zwykły, uczciwy, samotny obywatel nie ma szans na wygraną.
 
Ten artykuł też mi tłumaczy, dlaczego przestępstwa przeze mnie zgłaszane do władz miały ukręcane łby na samym starcie, a w odwecie przeciwko mnie były natychmiast podejmowane odwetowe postępowania pod rozmaitymi, bzdurnymi pomówieniami.
 
Ostatnim takim przykładem jest fakt, iż mimo, iż zgłosiłam brutalne pobicie mnie przez policjantki - sprawa przeciwko nim nie została wszczęta, nawet postępowanie
wyjaśniające nie zostało wszczęte, natomiast natychmiast po sponiewieraniu mnie gdy jeszcze cała dygotałam od doznanej przemocy i bólu - fałszywie oskarżyły mnie  o "czynną napaść na funkcjonariuszki." Pokojowego, zapracowanego i przemęczonego od nadmiaru pracy cywila, który pojechał zabrać do domu swego psa podstępnie wyłudzonego z gospodarstwa - oskarżono o pobicie wysportowanych, wytrenowanych i szkolonych do bicia ludzi policjantek. Policjantek, które wiedzą jak bić by zadać ogromny ból. Farsa trwa nadal. Policjantki są bezkarne. Natomiast Ja - poszkodowana w tej sprawie - jestem sądzona pod absurdalnymi zarzutami wymyślonymi celem zniszczenia mnie. W związku z tym mam pytanie, czy jest w Polsce organizacja, która wyciąga ludzi z tego komunistycznego, zdegenerowanego gówna?
Potrzebuję pomocy! :(
 
Poniżej post innego poszkodowanego przez wymiar niesprawiedliwości obywatela i opis jego doświadczeń oraz spostrzeżeń.

Pokłosie okrągłego stołu – władza psychopató

Posted by Marucha w dniu 2014-02-08 (sobota)

W dyskusjach na temat negatywnej spuścizny Okrągłego Stołu, jest dużo ogólników. Propagandziści mainstreamu, czy też głównego ścieku jak kto woli, kontrargumentują, że przecież w zapisach ówczesnych ustaleń nie było nic na temat dzikiej prywatyzacji, wysokiego bezrobocia i korupcji. Trudno żeby takie zapisy były.

Przyjrzyjmy się jednak szczegółom, a w szczególności kształtowi obecnego sądownictwa, który został ustalony właśnie przy Okrągłym Stole.

Otóż uzgodnina wówczas struktura sądownictwa przewidywała monopol władzy dla środowisk prawniczych. Nie było mowy o reformie w kierunku społecznej kontroli wymiaru sprawiedliwości w rodzaju ławy przysięgłych, czy autentycznego udziału ławników.

Patrząc wstecz, można przypuszczać, że część uczestników obrad była manipulatorami, którzy ubierali w ładne słowa zamierzenia mające utrwalić ich władzę i status materialny, a pozostali byli pożytecznymi idiotami, nie posiadając ani wiedzy, ani zdolności, aby przeniknąć zamiary psychopatycznych manipulatorów. Efekt jest taki, że praktycznie niekontrolowaną władzę przejęła powiązana rodzinnie grupa wywodząca się wprost z komunistycznego aparatu terroru, oszustw i serwilizmu.

Osobowości tych ludzi podsumował Andrzej Łobaczewski w „Ponerologii politycznej”, gdzie zdiagnozował ich jako psychopatów, dbających jedynie o własny interes, pozbawionych emocji, kalkulujących i manipulujących z zimną krwią. Ideologia zaś miała służyć jedynie podporządkowaniu sobie reszty społeczeństwa, bo przecież ktoś musiał na nich pracować. Co więcej, stwierdził, że tego typu zaburzenia osobowości mają podstawy biologiczne i że są w dużym stopniu dziedziczne. Skutki Okrągłego Stołu i spuścizny komunizmu odczuwamy do dziś w postaci korupcji, arbitralnych wyroków, rozbijania rodzin czy przejmowania majątków wskutek kreatywnych manipulacji prawem. Niszczona jest niezależna przedsiębiorczość. Władza i majątek mają być jedynie dla swoich.

Efektów działania psychopatów doświadczam na własnej skórze. Przed dziewięciu laty zostałem oskarżony o znęcanie się nad rodziną. Rozpoczęło się piekło. Odizolowano mnie od dzieci, rozpoczęły niekończące się do dzisiaj procesy i egzekucje z majątku stanowiącego dorobek życia. Próba zmiany prawa i wprowadzenia do sądów normalności ludzi, skończyła się dla mnie kilkumiesięcznym pobytem za kratami. Później doszły dodatkowe areszty. Jeden z nich był ewidentną prowokacją w odpowiedzi na próbę powołania sądu obywatelskiego. Wyroki zapadały wbrew dowodom, w tym wbrew badaniu wariografem, które wypadło na moją korzyść. Wskazywałem na poszlaki wskazujące na zaburzenia psychiczne oskarżycielki. Dowody mojej niewinności sądy odrzucały sądy odrzucały jako „niedopuszczalne”. Po ośmiu latach w jednej z wielu wytaczanych mi spraw, wyznaczona przez sąd biegła psycholog zdiagnozowała moją oskarżycielkę jako osobowość psychopatyczną ze skłonnością do kłamstw i manipulacji. Opinia ta nie została podważona ani przez prokuraturę ani przez samą zainteresowaną. Charakterystyczne jednak, że nie wystarczyło to dla zakończenia żadnego z czterech obecnych procesów przeciwko mnie, które mają miejsce z inicjatywy tej samej pani. Przykłady takiego sprzecznego ze zdrowym rozsądkiem zachowana się braci urzędniczej można by mnożyć. Pokazują je nawet media mainstreamu, oczywiście bez uogólnień, takich jakie tutaj przedstawiam. Za tego typu stwierdzenia dziennikarze mogliby pożegnać się z pracą.

Sześć lat temu opublikowałem w Internecie tekst „Polski wymiar sprawiedliwości – przestępcza organizacja psychopatów”. Jest on w pełni aktualny i opisuje on ze szczegółami rzeczy, o których tutaj jedynie wspomniałem. Wówczas tytuł mógł wydawać się na wyrost, z perspektywy czasu widzę jednak, że był on jak najbardziej trafny. Co więcej, przez te lata przybyło mi przykładów ilustrujących psychopatię wśród urzędników wymiaru „sprawiedliwości”, jak chociażby przypadek sędziego Adama Skowrona z Tarnowskich Gór. Widzę wyraźnie, że tego typu zachowania są normą w polskim sądownictwie, a normalność w ludzkim tego słowa znaczeniu, jest rzadkością. O moich spostrzeżeniach wspomniałem kilku psychiatrom sądowym. Okazało się, że dobrze znali sprawę, publicznie jednak na ten temat się nie wypowiedzą.

W dyskusjach stowarzyszeń opozycyjnych w stosunku do obecnego systemu, jest praktycznie czysta polityka z kluczową kwestią jednomandatowych okręgów wyborczych. Nie ma tam natomiast praktycznego zrozumienia zasad sprawnego i harmonijnego funkcjonowania społeczeństwa, jak chociażby kwestii prawa własności, nie mówiąc już o sądownictwie czy finansach. Brak zaś instytucjonalnych gwarancji uczciwego i harmonijnego funkcjonowania społeczeństwa sprawi, że psychopaci będą dalej u władzy, co najwyżej zmienią kolory partyjne i retorykę. Będą jednak nadal manipulować, oszukiwać i pasożytować na społeczeństwie. A jest ich naprawdę bardzo wielu. Wszędzie tam gdzie jest władza, pojawiają się czarodzieje, mówiący o interesie społecznym, a tak naprawdę zawsze myślący o sobie. Trzeba zdać sobie sprawę, że nie wystarczy nawet wygrać wybory. Trzeba mieć jeszcze potężne zaplecze uczciwych i mądrych ludzi żeby reformować ten kraj na lepsze. Poza tym, pranie mózgów jakiemu zostało poddane społeczeństwo sprawia, że brak jest kadr myślących i zachowujących się zgodnie ze zdrowym rozsądkiem a nazywanie rzeczy po imieniu, jak w tym artykule, spotyka się z niedowierzaniem lub obojętnością. Typowy urzędnik całe swoje doświadczenie życiowe wyniósł z Polski, nigdy nie żyjąc w normalnym kraju. Dlatego być może łatwiej było tworzyć niepodległą Polskę po 1918 r. korzystając z aparatu administracyjnego państw zaborczych niż po upadku komunizmu.

Mój sposób widzenia polskiej rzeczywistości jest być może inny ze względu na długi czas życia w Australii, gdzie de facto nauczyłem się pracy i etyki życia. Oczy otworzyła mi też lektura literatury specjalistycznej „Ponerologii politycznej” – Andrzeja Łobaczewskiego, czy klasyki z tej dziedziny „Psychopaci są wśród nas” – Roberta Hare.

Bogdan Goczyński
http://bgoczynski.wordpress.com

Dam jaja za zboże

Dam jaja za zboże paszowe: mieszankę zbożową (owies, jęczmień, pszenica) lub czysty owies lub pszenicę.
 
Żyto i pszenżyto mnie nie interesuje.
 
Na zamianę przeznaczyłam 150zł jaj kurzych w cenie 1zł/jajo.
Jaja są duże, wśród nich trafiają się jaja indycze, kacze, perlicze. Jaja są zalężone (z wyjątkiem perliczych).
Na miejscu mam worki zbożowe oraz wagę do zważenia zboża.
Zapraszam do wymiany towarowej lub kupna jaj.
 
607507811

Siano jest? - Jest :)))

Przez ostatnie kilka dni trochę się działo. Indianka była zaabsorbowana odbieraniem mleka zastępczego dla spodziewanych wiosną jagniąt i koźląt, witamin i suplementów dla zwierząt oraz awaryjnego sprzętu hodowlanego na czarną godzinę czyli butelek, smoczków, wiaderek ze smoczkami itp. Czterech kurierów siedziało w śniegu. Do czterech trzeba było wzywać traktor aby ich wyciągnął ze wsi. Indianka także walczyła o dostawę siana.
 
Ci co ją naciągnęli na kosztowne sianokosy ani trochę się nie poczuwali do tego, by w jakimkolwiek stopniu wynagrodzić Indiance dotkliwe straty i niedobory paszy z nich wynikające. Z kolei ten znajomy co miał siano w uczciwej cenie - nie wykazywał żadnego zainteresowania aby je przywieźć, czy chociaż zorganizować transport, więc w końcu Indianka kupiła siano u innego znajomego rolasa, którego za jego chciwość i podłość po prostu znienawidziła. Jest bardzo niezadowolona, bo rolas bezczelnie wykorzystał jej sytuację i wyłudził od niej za stare bele siana pieniądze jak za nowe i pachnące.
 
50 złoty bela siana za dwuletnie siano. śmierdzący syf. Trzeba mocno przebierać, aby cokolwiek nadawało się do jedzenia. Tyle, że przechowywał je pod dachem, a nie na podwórku w deszczu. Zwierzęta Indianki bez apetytu wybierają sobie z tych bel co chcą. Niektóre bele są ciut lepsze i te Indianka daje zwierzętom do jedzenia, a tymi gorszymi ścieli im boxy. Na szczęście ma jeszcze swoje pachnące kostki siana oraz kupiła lizawki solne z mikroelementami i witaminy aby uzupełnić niedobory prawie pozbawionych składników odżywczych bel siana. Przydałoby się jeszcze zboże dla lepszego bilansu spożywczego. Siano zawiera sporo włókna, ale białko pewnie się w nim już dawno utleniło. Zboże niedobór białka i innych składników odżywczych w sianie wyrówna.
 
Co za kurewstwo - taki syf za takie pieniądze sprzedawać. Indianka rzyga miejscowymi rolasami. Co za chamskie typy :((
Co prawda miała kilka telefonów z propozycjami dobrego, świeżego siana i słomy za przyzwoitą cenę - niestety aż z Podlasia, czyli za daleko.
 
Trzeba koniecznie w tym roku zbierać swoje siano, choćby ręcznie. Indianka nie da na sobie żerować żadnym cwanym łachudrom. Wystarczy tego chamstwa!
Kupi sobie mega mocną kosę spalinową, najmie trenera do przyuczenia koni do wozu i będzie zbierać na bieżąco siano i zwozić ręcznie. Zajmie to jej całe wakacje, ale przynajmniej konie nauczą się spokojnie pracować w zaprzęgu, a ona zyska bezcenną niezależność od chciwych, skrajnie wyrachowanych rolasów. Będą ją mogli w dupę pocałować. Może i lepiej, że są takimi chamami? Dzięki temu Indianka ma potężny bodziec aby się od nich odciąć raz na zawsze i całkowicie uniezależnić.
To jest możłiwe. Wymaga wiele pracy i samozaparcia, ale jest możliwe. Kiedyś ludzie nie mieli traktorów i też zbierali siano. Co prawda całymi rodzinami i nawet wioskami.
No, ale Indianka spróbuje sama. Ile skosi tyle będzie. Będzie kosić systematycznie, codziennie po trochu, to zbierze siano z 5 hektarów i zwiezie.
Może zaprosi na sianokosy fajnych mieszczuchów co im brak ruchu i świeżego powietrza? Może być wesoło :))) Sianokosy, ogniska, pieczenie kiełbasek, grillowanie, piwko, winko, spanie na sianie :) Tylko może się ona znowu rozczarować, jak się trafi mieszczuch-klucha co po paru ruchach spuchnie jak balon, walnie się na glebę i będzie zdychał z przepracowania... hmmm.... Jest duże ryzko, że tak się właśnie stanie. Już tak było. Był tu taki jeden co szybko spuchł, a wymagania miał iście arystokratyczne. Zatem Indianka nie będzie sponsorować sianokosów. Ona tylko umożliwi w nich udział, a każdy uczestnik swój prowiant sam ze sobą przywiezie, to wtedy może sobie puchnąć po paru machnięciach widłami :)))
 
Rolasy jeszcze będą się kiedyś prosić by kupiła od nich siano czy wynajęła do koszenia. Wredne typy mazurskie :(
 
Także Indianka czyli Pani Hodowca, a może Hodowczyni? - wykosztowała się na pasze i akcesoria hodowlane i do wiosny jest zabezpieczona, choć z powodu miernej
jakości spożywczej siana bardzo niezadowolona i ceną absolutnie zniesmaczona. Ostatni raz. Koniec z wchodzeniem w mega negatywne interesy. Nie będzie od lokalnych cwaniaków kupować siana!
 
Coraz mniej rolników hoduje cokolwiek. Siano koszą wyłącznie po to, aby dotacji nie stracić. Będzie im to siano zostawało. Już zostaje. Zamiast sprzedać dobre siano w dobrej cenie trzymają po parę czy kilka lat aż jest gówno warte. Będą się prosili, by im to siano sprzątnąć ze stodół za parę złotych. Tymczasem Indianka się usamodzielni tak, że nic od nich nie kupi nawet za te parę złotych. Piramidy spleśniałych bel będą rosły im pod sufity stodół i gniły na polach w deszczu.
 
Ciężko samotnej kobiecie wśród chamstwa, ale jest dzielna, ambitna i da sobie radę.
.

piątek, 7 lutego 2014

Miłego weekendu miłym czytelnikom :)

Życzy umordowana targaniem siana Indianka :)
Gdy odpocznie i się wyśpi uraczy Was nowym, sympatycznym pościkiem z farmy i może zdjęciami :)
 
W niezwykle twórczym umyśle Indianki skrystalizował się też ciekawy projekcik do realizacji w tym roku na farmie Indianki w gronie zaufanych przyjaciół ;)
 
O tem potem :)

APEL

APEL

 

Apeluję do polskich polityków,

aby położyli kres dyskryminowaniu dobrej, polskiej żywności

i wsparli wysiłki legislacyjne zmierzające do umożliwienia

polskim rolnikom i małym producentom

bezpośredniej sprzedaży swoich produktów do konsumentów.

Wystarczy usunąć szkodliwe przepisy antyrolnicze utrudniające handel bezpośredni.

A mianowicie:

  1. znieść zakaz uboju gospodarczego na gospodarstwach
  2. znieść zakaz sprzedaży żywności wprost z gospodarstw
  3. znieść zakaz tranportu żywności chłopskiej firmami kurierskimi.
  4. znieść wszelkie mniej lub bardziej wydumane a kolczaste i przykre formalne "wymogi" dotyczące powyższych punktów, mające na celu w sposób zakamuflowany związać ręce polskiemu rolnikowi i praktycznie uniemożliwić mu normalną działalność. 

My rolnicy nie chcemy mieć skrępowanych rąk. Chcemy produkować zdrową, tradycyjną żywność.

POLSKA ŻYWNOŚĆ TRADYCYJNA JEST NAJLEPSZA W EUROPIE.

Za to co produkują polscy rolniczy należą się nagrody, a nie kary finansowe i więzienie.

Trzeba być zdrowo pierdolniętym debilem lub po prostu skończonym degeneratem i sprzedajną kanalią by niszczyć to co dobre, to co polskie, a POLSKA ZDROWA NATURALNA ŻYWNOŚĆ TRADYCYJNA JEST TO NASZE DOBRO NARODOWE. Polska jest krajem rolniczym. Już nie ma tu przemysłu. Zniszczony, zbankrutowany, za grosze sprzedany.

Ostatnia i główna gałąź naszej gospodarki czyli ROLNICTWO jest niszczona od środka przez mega negatywne zakazy.

ŻYWNOŚĆ POLSKA JEST NAJLEPSZA W EUROPIE.

 

Sprzeciwiam się kolejnym ograniczeniom krępującym wolność

produkowania i sprzedaży

produktów regionalnych i tradycyjnych.

 

Domagam się wyeliminowania z polskiego prawodawstwa

ograniczeń działalności gospodarczej

i tym samym wyrównania szans konkurencyjnych między

polskimi i europejskimi przedsiębiorcami i przede wszystkim zachowania suwerenności żywieniowej w Polsce.

Nie może być tak, że obce korporacje będą głodziły naród polski gdy odmówi im całkowitego poddaństwa.

RATUJCIE POLSKĄ ZDROWĄ NATURALNĄ TRADYCYJNĄ ŻYWNOŚĆ!

 
ZWALCZANIE POLSKIEJ ZDROWEJ NATURALNEJ TRADYCYJNEJ ŻYWNOŚCI
 
Oprócz wprowadzania kolejnych bezpośrednich zakazów sprzedaży żywności wprost z polskich gospodarstw do klientów w Polsce są jeszcze inne przepisy uniemożliwiające ten handel. Firmy kurierskie mają zakaz wożenia żywności. MAMY ANTYROLNICZĄ POLITYKĘ W POLSCE.
 
Sejm wprowadzając kolejne przepisy antyrolnicze działa na szkodę polskiego rolnika i polskiego konsumenta, na szkodę polskiej drobnej przedsiębiorczości i na szkodę polskiej gospodarki, a także kaleczy naszą polską niezależność żywieniową zmuszając nas do kupowania korporacyjnej żywności która jest zatruta chemią i GMO i przede wszystkim w większości sprowadzana z Zachodu Europy, lub z Ameryki Północnej i Południowej nabijając obcym korporacjom kiesę i jednocześnie zubażając polski sektor rolnictwa i prowadząc do jego zapaści.
 
Gdyby nie dotacje rolnicze większość rolników nie miałaby z czego żyć, gdyż nie mają zbytu na swoje towary wyparte przez towary zachodnie, obce. Ochłapy dotacyjne dla polskiego rolnika to ledwo jedna piąta tego co dostaje rolnik francuski czy niemiecki i właśnie rząd obciął znacznie te rolnicze dopłaty.
 
Jesteśmy jako naród i grupa społeczna na straconej pozycji. Utrudniają nam produkcję rolną, utrudniają, ograniczają i blokują dostęp do finansowania naszej rolnej działalności.
 
Uchwalają raz po raz pod różnymi wydumanymi pretekstami zakazy handlu żywnością polską - zdrową, tradycyjną, wolną od chemii i GMO. Polska żywność jest najlepsza i najzdrowsza w Europie. Unia niszczy to co wartościowe celem wyniszczenia naturalnej konkurencji jaką polskie rolnictwo stanowi dla obcych korporacji nastawionych na zdominowanie rynku żywnościowego, doprowadzenie do monopolu i zgarniania całości zysków z tytułu sprzedaży ich syfiastych papek udających żywność.
 
Tymczasem konsumenci zapadają na coraz więcej niewyjaśnionych chorób związanych ze sposobem żywienia korporacyjną, oszukańczą żywnością, a polski rolnik coraz bardziej dziadzieje i przy życiu utrzymują go tylko coraz nędzniejsze dotacje.
 
W przypadku światowego kryzysu ekonomicznego (a jest on blisko), wojny, zamieszek - Polska zostanie odcięta od dostaw tej chemizowanej żywności, a polski rolnik nie sprosta potrzebom wykarmienia narodu polskiego, gdyż już teraz się wszyscy rolnicy zwijają z jakąkolwiek działalnością hodowlaną i rolniczą z uwagi na brak zbytu swoich towarów i utrudniony wręcz zablokowany dostęp do polskiego konsumenta. Temu mają też służyć dyskryminacje unijne polskich rolników, np. obcięcie dotacji do hodowli zwierząt, do upraw polowych na paszę dla zwierząt, zaostrzenie wymogów hodowlanych itp.
 
Nie pozwólmy na to, by Unia i tuskorząd wraz z tuskosejmem zniszczył to co wartościowe! Ratujcie polską zdrową żywność!
 
 

APEL

 

Apeluję do polskich polityków,

aby położyli kres dyskryminowaniu dobrej, polskiej żywności

i wsparli wysiłki legislacyjne zmierzające do umożliwienia

polskim rolnikom i małym producentom

bezpośredniej sprzedaży swoich produktów do konsumentów.

 

Sprzeciwiam się kolejnym regulacjom ograniczającym wolność

produkowania i sprzedaży

produktów regionalnych i tradycyjnych.

 

Domagam się wyeliminowania z polskiego prawodawstwa

ograniczeń działalności gospodarczej

przekraczających wymagania UE (EU + 0)

i tym samym wyrównania szans konkurencyjnych między

polskimi i europejskimi przedsiębiorcami.

czwartek, 6 lutego 2014

Miseczka

Indianka po długim, pracowitym dniu w którym napoiła i nakarmiła obficie wszystkie swoje ukochane zwierzęta wczoraj przywiezionymi belami siana – postanowiła się wykąpać. Woda niestety zamarzła w piwnicy, lub poza nią w gruncie, ale Indianka wcześniej zgromadziła sporo wody w potężnych kotłach oraz w wielu wiadrach. Co prawda woda z wiader dawno zużyta do pojenia zwierząt, ale w kotłach zostało jeszcze trochę wody, którą jednak trzeba oszczędzać do gotowania i zmywania. Zatem Indianka wzięła niewielką miseczkę sześciolitrową i umyła się w 4 litrach wody oraz spłukała w kolejnych 4 litrach.


W sumie zużyła jedno wiaderko wody do wykąpania całej swej osoby i umycia włosów.

Skoro Witek potrafił się na Rainbow Gathering w Indiach wykąpać w jednym kubku wody, to Indianka tym bardziej mogła się wykąpać w wiaderku wody. Woda ciepła, nawet gorąca – prosto z pieca. Dobrze nagrzanego pieca. Indianka od wczoraj pali w piecu nieprzerwanie i temperatura w domu znacznie wzrosła, a przy piecu jest bardzo gorąco, wręcz parzy. Idealne okoliczności do kąpieli. Także Indianeczka czyściutka, pachnąca i suchutka, gdyż wpierw wytarła się i zawinęła w wielki ręcznik i suszyła przy piecu susząc włosy, a potem zdjęła ręcznik, powiesiła go na sznurze nad piecem by wysechł i nago dosuszyła się przy mocno grzejącym piecu. Wyschła szybko.

Następnie wzięła dezodorant i namaściła skórę pod pachami. Potem sięgnęła po pachnącą oliwkę do namaszczenia swych ciemnych, indiańskich włosów. Dreadów już dawno nie ma. Włosy jeszcze przed Sylwestrem rozczesała, co wymagało z jej strony morza cierpliwości i staranności. Wszak nie jest łatwo rozczesać sfilcowane włoski :) Praktycznie jest to niemożliwe, ale dała radę mimo to.


Ostatnimi zabiegami pielęgnacyjnymi było psiuknięcie szyi pięknymi zapachem perfum oraz obcięcie pazurków u stóp Indianki.


Teraz jest już czyściutka, pachnąca i gotowa do rozprawy sądowej, tylko nie wie, na kiedy ma termin. Może już był??? Nie może za żadne skarby znaleźć powiadomienia.


Tak czy inaczej na wszelki wypadek trzeba się przygotować na wizytę eskorty konwojującej ją na salę rozpraw.


Wyciągnęła czyste, eleganckie ciuszki. Wszak trzeba w tym sądzie jakoś wyglądać przyzwoicie.

Rzadko Indianka opuszcza swój rezerwat Indian by udać się do cywilizacji.


Powiesiła na sznurku w kuchni nad rozgrzanym piecem aby ogrzać i dosuszyć z wilgoci:

biały koronkowy staniczek, białą bluzeczkę z wdzięcznymi, delikatnymi frędzelkami u mankietów,

biały sweter o grubych, plastycznych splotach dzierganych, czarne, eleganckie obszerne i powiewne szarawary z żorżety. Pod piecem ustawiła czarne trzewiki, Jest przygotowana.


Jeszcze trzeba dowód przygotować i komórkę z wystukanym numerem do rodziny, jakby znowu Indiankę bili i poniewierali tak jak w kwietniu 2013 roku, gdy pojechała zabrać do domu podstępnie wyłudzonego od niej psa. Jest też telefon do pewnej organizacji zajmującej się prawami człowieka.

Indianka nie pozwoli się bezkarnie poniewierać żadnym policjantkom.


Na sali rozpraw w Giżycku przydałoby się jakieś wsparcie moralne. Tylko kiedy ta rozprawa?

Indianka znalazła stertę papierów, ale nie ma wśród nich tego zawiadomienia o terminie.


Rozprawa niestety jest w Giżycku, czyli 60 km od miejsca zamieszkania Indianki.

Indianka nie jest w stanie tam dotrzeć o własnych siłach. To zdecydowanie za daleko, poza tym nie ma czym i za co. Ostatnie pieniążki wydała na zakup siana, aby zabezpieczyć paszę zwierzętom do wiosny, bo ta co zbierała ją latem okazała się niewystarczająca (z winy usługodawcy jak doskonale pamiętacie ci co wiernie jej bloga czytają).


Zewnętrznie Indianka jest przygotowana do rozprawy, duchowo też – opanowana i spokojna jak święci tureccy. Nie da się nikomu sprowokować. Well, jeśli krzywda wytrąci ją z równowagi i zacznie płakać jak bóbr – trudno. Będzie płakać. Wszak wielką krzywdę jej robią. Pobili, sponiewierali, poniżyli, porwali, zastraszali, uprowadzili do szpitala a potem na komendę, a tam ją zrewidowali jak groźnego kryminalistę poszukiwanego za co najmniej kradzież czy rozbój, zmusili do dmuchania alkomatu który ku rozczarowaniu policjantek pokazał zero alkoholu, a następnie przesłuchali i wypuścili w środku nocy by sobie sama wracała z buta 60 km do domu.

Takie traktowanie zwykłych, porządnych obywateli przez policję świadczy dobitnie o roli policji w tym państwie. Policja nie jest dla ludu, by go chronić i bronić. Ona jest po to, by trzymać go za mordę jak bandę niewolników bez elementarnych praw ludzkich.


Prawnie niestety Indianka nie jest przygotowana do rozprawy. Niestety, nie jest w stanie jeszcze nad prawem siedzieć. Ma za dużo ciężkiej pracy fizycznej na gospodarstwie i jest przemęczona.

Cała nadzieja w pani mecenas. Oby nie zawiodła.






poniedziałek, 3 lutego 2014

Piękna pogoda lutowa

Ufff... Pierwszy głód zaspokojony tostami z patelni z serem oraz herbatą z cukrem i cytryną.

Teraz pora wypocząć i zregenerować siły.


Dzień był piękny. Słoneczny i bezwietrzny. Jak na zimę - ciepły.


Z samego rana najpierw zaprowadziłam do wodopoju owieczki. Drugi raz im pokazałam gdzie jest woda. Już pamiętają :) Teraz same chodzą się napić, gdy mają chęć. Dałam im siano do jedzenia na dworze i skubały sobie je pracowicie, a gdy je suszyło – raźno maszerowały nad rzeczkę, gdzie rozbiłam im lód i skąd piją wodę głębinową wypływającą spod ziemi.


Następnie zabrałam się prowadzić nad rzeczkę kozy. Opornie szły, ale jak już zaszły, to też chyżo wody się napiły. Nad nimi jeszcze trzeba będzie popracować. Same za leniwe aby iść nad rzeczkę.

Trzeba im pokazywać, gdzie jest wodopój i woda oraz specjalnie prowadzić..


Na końcu konie. Tutaj sprawa prosta. Potrafią doskonale sobie same poradzić. Kłusem popędziły nad źródło zaraz po ich wypuszczeniu ze stajni. Kopytami rozbiły resztki lodu i napiły się do woli wody. Potem wróciły na podwórko, gdzie grzecznie jadły wyłożone dla nich siano.

W tym czasie Ja im nałożyłam na noc siano do żłobów w stajni oraz zrzuciłam słomę na ściółkę ze strychu i pościeliłam na grubo, bo już przemieliły dokładnie poprzednią słomę.

W stajni powstaje fajna warstwa obornika końskiego. Będzie jak znalazł do ogródka ziołowego :)


W koziarni już wcześniej zrzuciłam kostki siana i je rozdzieliłam sprawiedliwie pomiędzy wszystkie kozy.


Owieczki dostały nowe kostki też.


Jeszcze muszę do kur zajrzeć, ale jestem zbyt zmęczona by iść teraz. Muszę odpocząć.


Pod wieczór nadjechał kurier Kex. Gdy zadzwonił – zawołałam koniki do stajni, a te grzecznie wbiegły do środka jedna za drugą. Pełna końska kultura :))) Tam od razu zajęły się sianem wyłożonym dla nich w wielkich żłobach betonowych.


Tymczasem kurier dotarł na podwórko, a właściwie pod samo podwórko, bo do bramki wjazdowej na podwórko. Co prawda dojazd na podwórko obecnie jest, ale facet ma łyse opony, nie ma napędu na 4 koła ani chyba nawet na tylne koła, nie ma też łańcuchów, więc po śliskiej drodze nie umiał wjechać, ani wyjechać pod górkę i uparcie się ślizgał w miejscu, zamiast cokolwiek podłożyć pod koła. Przysiągł, że więcej nie przyjedzie nic dostarczyć. No, trudno. Na szczęście inni kurierzy sobie lepiej radzą. Dałam Kexowi telefon do rolasa co ma traktor. Rolas nie chciał Kexa wyciągać traktorem. Olał go. Kurier wkurwiony ślizga się na drodze chyba nadal. Chciałam mu pomóc wyjechać, ale nie słuchał i pyskował. Wystarczy przecież gałęzie podłożyć pod koła, lub sypnąć popiołu na śliską drogę. Ale skoro on pyskaty, to niech sobie sam radzi.


Zabrałam pakę do domu. Na podwórku jeszcze wyjęłam z niej lizawki solne i zaniosłam owcom i kozom. Lizawki z minerałami. W sam raz odpowiednie dla owiec i kóz. Wszystkie zwierzaki zadowolone. Koty wparowały do środka chaty i zajęły pozycje na moim łóżku, gdzie niebawem i ja dołączyłam posiliwszy się nieco. Jestem zmęczona i śpiąca. Muszę się przespać.


Niebawem zawracanie gitary, czyli rozprawa w sprawie rzekomego „naruszenia nietykalności osobistej funkcjonariuszek na służbie” rzekomo mającej miejsce podczas mojej próby odbioru psa ze schroniska w kwietniu 2013 roku. Psa podstępnie wyłudzonego z mojego gospodarstwa i nielegalnie zawłaszczonego przez schronisko w Bystrym.

niedziela, 2 lutego 2014

Indianka ma na siano

Indianka ma na siano i tylko na siano i paliwo za przywiezienie. Nie ma natomiast na zaspokojenie wybujałej chciwości większości rolasów,

którzy żądają za siano i transport więcej niż jest warte i więcej niż się należy. Wielu z nich kitra siano i słomę po 2-3 lata lub dłużej aż spleśnieje, zgnije i straci jakąkolwiek wartość, ale jak Indianka chce kupić póki jeszcze jadalne w rozsądnej cenie to robią trudności. Efekt jest taki, że zostają z hałdami siana i słomy które im gniją latami, zamiast sprzedać kobiecie co hoduje zwierzęta. To jest wysoce haniebna praktyka wymagająca kary grzywny. Powinni także automatycznie tracić dopłaty za tą antyrolniczą działalność niezgodną z dobrą praktyką rolniczą.

Bo skoro nie hodują zwierzyny, tylko zbierają siano, które im gnije latami, to powinni mieć odebrane dopłaty, gdyż to nie jest działalność zgodna z najlepszą praktyką rolniczą. ARiMR powinien skontrolować te gospodarstwa i odebrać im dotacje rolne, bo oszukują ARiMR by wyłudzić dopłaty. Nic nie produkują, a gdy rolniczka chce kupić siano czy słomę dla zwierząt - nie chcą sprzedać, lub próbują wyłudzić ogromne pieniądze nieadekwatne do wartości zmagazynowanego towaru.

Indianka znalazła siano w przyzwoitej cenie. Siano jest blisko, trzeba załadować i przewieźć.

Indianka nie ma siły by chodzić na piechotę w zamieci kilometrami by obejrzeć siano.

Woli zadzwonić i by przywieziono, a nie utrudniano i przedłużano sprzedaż. Po to są telefony, aby dzwonić.

Dopilnowała, aby drogę odśnieżono, a to i tak sporo jak na tę gminę.

Zapłata na podwórku. Dojazd dla traktora jest bez problemu na samo podwórko.

Wskazany traktor z turem, aby to siano upchać w spiżarni i stajni.

Indianka ma też 100 jaj na sprzedaż lub wymianę na siano, słomę, zboże, ziemniaki, mięso.

Kontrola gospodarstw została przełożona na następny tydzień. Jeśli do końca nadchodzącego tygodnia na gospodarstwie Indianki nie znajdzie się siano,

kontrole w pobliskich gospodarstwach zostaną przeprowadzone nieuchronnie, a gospodarze poniosą konsekwencje swojej ohydnej znieczulicy.


sobota, 1 lutego 2014

Słonecznie

Dzisiaj ładna pogoda. Indianka wypuściła zwierzęta na spacer. Konie same poszły do wodopoju, a owcom i kozom dała wodę zgromadzoną szczęśliwie w wiadrach w domu przed zamarznięciem wody w piwnicy. Jednak niebawem trzeba będzie je prowadzać także do wodopoju, chyba że uda się rozmrozić kran. Indianka napaliła w piecu. Słabo się pali, ale pali. Trzeba będzie gorącą wodą polać kran - może odtaje dzięki temu :).

Zwierzaki dostały swoje kostki siana, a kury pszenicę. Indianka otworzyła worek z witaminami dla kur. Pięknie pachnie.

Indianka dziś skręciła wiadro do pojenia jagniąt i koźląt ze smoczkami. To okazało się proste. Wystarczyło wcisnąć smoczki lateksowe w otworki w wiadrze. To przerażające żelastwo towarzyszące wiadru służy do mocowania wiadra na ścianie lub ogrodzeniu. Indianka zastanowi się, gdzie to najwygodniej przymocować. Smoczki latexowe w które jest wyposażone wiadro są maleńkie i miękkie - w sam raz dla najmniejszych pyszczków. Indianka zadowolona. Dla noworodków będzie w sam raz, ale trzeba się jeszcze wyposażyć w wiadro z mocniejszymi, większymi smoczkami niż te - dla większych jagniąt i koźląt.

Jagnięta i koźlęta rosnące intensywnie mocno szarpią takie cycki i te maleńkie to mogą wyrwać i spuścić mleko z wiadra. Zatem trzeba się wyposażyć w mocniejsze smoki. Takie w jaki jest wyposażona butla do pojenia jagniąt są wystarczająco mocne. W sumie butla jest ze smoczkiem - dla starszych jagniąt będzie jak znalazł, ale jest tylko jedna i na raz tylko jednego zwierzaka można napoić. Także jednak trzeba będzie dokupić wiadro z grubszymi smoczkami, aby kilka jagniąt lub koźląt mogło ssać mleko jednocześnie.

Teraz Indianka uzbrojona w wiadro i butlę do pojenia maluchów oraz wór mleka zastępczego czeka na wykoty. Powinny być gdzieś w kwietniu/maju, ale trzeba być wcześniej na tę okazję przygotowaną, jakby się zdarzył jakiś wcześniejszy wykot. Także przyjrzenie się sprzętowi i ewentualne reklamacje wymagają czasu, którego nie ma podczas wykotów w razie nagłej potrzeby użycia mleka zastępczego. Indianka swój nowy sprzęt hodowlany już obejrzała, poskręcała, wypłukała gorącą wodą z fabrycznych drobinek. Jest gotów do użycia. Smoczki się mężnie prężą gotowe do karmienia maluchów. Wór mleka w proszku bezpiecznie spoczywa na półce w gablocie hodowlanej. Wszystko pod kontrolą :)

Teraz trzeba dorwać rolasa z traktorem i przyczepą, aby przywiózł upatrzone siano dla zwierząt Indianki. Dzięki interwencji "komuchy" zapewne będzie to łatwiejsze niż zwykle :D

Kara 5000 zł za odmowę udzielenia pomocy

Jak się nie ma do czynienia z ludźmi tylko wrogimi rarogami, to niestety tylko prawnie można ich ludzkości nauczyć.

Życzliwa "komucha" napisała do Indianki, że złożyła donos na rolników z jej wsi w związku z ich odmową pomocy w przewiezieniu siana dla zwierząt Indianki. Każdy rolnik z pobliskich wsi, który ma traktor, a odmawia przewiezienia siana do gospodarstwa Indianki poniesie karę grzywny w wysokości 5000zł i zostanie ukarany trzema miesiącami więzienia za celowe głodzenie zwierząt i znęcanie się nad nimi. TOZ i powiatowy lekarz weterynarii w tym celu skontroluje jutro gospodarstwa we wsi Indianki oraz wsie okoliczne. Ci rolnicy, którzy mimo posiadania traktora i przyczepy odmówią pomocy - zostaną ukarani karą grzywny w wysokości 5000 zł. Szykujcie sakiewki, chłopy :D

Komucho, dziękuję za interwencję w imieniu moich zwierząt :D

Wdzięczna Indianka

Rufus!

Czy mógłbyś zrobić to co obiecałeś zrobić?? :)))

Potrzebny transport

Potrzebny transport do załadunku i przewiezienia 20 bel siana w okolicy.

Najlepiej traktor z turem.

tel. 607507811 Gmina Kowale Oleckie

Zwierzęta w potrzebie! Ruszcie się trutnie i niby katolicy!

Czy w tej gminie mieszkają jacyś chrześcijanie czy tylko same bezbożne łachudry?

 

 

Osłabiona, wyziębiona i obolała.

Miała iść oglądać siano do zakupu, ale nie dała rady.

Indianka dziś została w łóżku na cały dzień. Rano tylko napoiła owce. Jeszcze miały siano.

Położyla się by się zagrzać i kurować. W domu minus jeden. Woda w piwnicy zamarzła. Schowała się pod dwie kołdry, dwa koce i ubrała sweter. Mimo fatalnego samopoczucia, załatwiła kilka zaległych spraw przez internet w komórce.

Jak zombie - przez mgłę czytała pilną korespondencję i odpowiadała. Resztkami świadomości doprowadziła zaległości do ogarnięcia i zapadła w sen. Wieczorem doszła do siebie na tyle, że wstała, napaliła w piecu i nakarmiła oraz napoiła pozostałe zwierzęta.

Późno dostały wodę i siano oraz ziarno, ale dostały. Nie raz i nie dwa w większych stajniach zwierzęta mają gorszą opiekę gdy stajenny zapije i nie przyjdzie do pracy, albo przyjdzie i zada karmę byle jak i byle gdzie, że zwierzęta chodzą głodne lub niedojedzone.

Tutaj jednak dostają codziennie wodę i paszę, z reguły rano. Gdy Indianka chora lub przemęczona to wtedy o różnych porach, ale dostają.

Głodne nie są. Indianka też stara się im dawać letnią lub ciepławą wodę z pieca aby się zagrzewały od środka. Jej siano jest dobrej jakości i świeże, więc jest wydajne w karmieniu. Owce strasznie dużo siana marnują, bo mają zwyczaj rozgrzebywania kostek i ścielenia sobie sianem pod brzuchami. Trzeba będzie im drabinkę zamontować, aby nie marnowały tyle siana.

Fajnie jeśli latem uda się zamontować automatyczne poidła w stajniach, koziarni, owczarni i kurniku. Wtedy Indiance będzie o niebo lżej i gdy będzie chora to zwierzęta bez niej się napiją bez problemu.

Dopiero w nocy, po obrządku dobrała się do zastępczego mleka sprawdzić czy przyszły też witaminy i sączki do mleka. Przyszły :))

Mimo bardzo późnej pory - przy świecach - umyła półkę w gablocie w korytarzu gdzie umieściła bezpiecznie worek z mlekiem w proszku.

Tam będzie dobrze zabezpieczony przed kotami, myszami i szczurami.

Położyła tam też worek z witaminami dla zwierząt oraz czystą, umytą, wypłukaną i wysuszoną butelkę dla jagniąt i koźląt.

Pora skręcić smoczki z wiadrem i to wielkie poidło na nóżkach dla kur. Wszystkie akcesoria będą trzymane w jednej hodowlanej gablocie.

Oczywiście poidło dla drobiu zaraz po skręceniu trafi do drobiu zapewniając kurom czystą wodę. Tę wodę co im Indianka podaje w misce strasznie brudzą, bo stają pazurami na krawędzi, w dodatku kaczki dzioby sobie płuczą w tej wodzie. Potrzebne okazało się odpowiednie poidło. Takie Indianka znalazła i zakupiła. Co prawda drogie jak cholera, ale warte tych pieniędzy z uwagi na zapewnienie zwierzętom czystej wody i wygodę w obsłudze poidła, które nie powinno się tak brudzić jak inne. W ogóle nie powinno się brudzić.

W tej chwili Indianka ma dylemat jak to skręcić, bo przyszło w kawałkach, ale jest instrukcja to chyba da radę :)

Strasznie dużo drobnych dziwnych elementów ma to poidło. Indianka zbyt rozkojarzona by to szybko poskładać, ale skręci to.

Jest poidło, ale woda zamarzła w kranie. Trzeba będzie ten kran jakoś rozgrzać i napuścić wody do poidła.

Skad ten mróz w piwnicy?? Trzeba będzie tam piecyk wstawić i grzać w największe mrozy, coby zapobiec zamarzaniu zaworu i rur.

Generalnie Indianka zadowolona z nowego sprzętu hodowlanego i pomysłu na podręczną gablotę hodowlaną. Jak coś robić, to profesjonalnie.

Do gabloty trafią wszelkie niezbędne sprzęty hodowlane. Gdzieś na strychu jest butelka dla cieląt i żrebiąt oraz wiadro dla cieląt.

Na parterze są nowiutkie butelki niemowlęce ze smoczkami w sam raz dobre dla najmniejszych zwierzaczków Indianki.

Wszystkie środki do karmienia noworodków zwierzęcych Indianka zabezpieczyła. Gdzieś są jeszcze poskromy do krów. Na razie niepotrzebne, ale trzeba mieć wszystko w jednym miejscu aby nie szukać, gdy potrzebne. Półkę na szczotki, zgrzebła i kopystki też trzeba urządzić. Niech wszystko będzie pod ręką. Po porządkach Anglika Jeffa Indianka wiele rzeczy nie może znaleźć. Koniec z mieszaniem obcych w jej domu.

Najlepiej sobie to wszystko samemu ogarnąć i uporządkować.

Indianka ma też jakieś stare poradniki weterynaryjne. Też trafią do gabloty. Trzeba być maksymalnie samowystarczalną. Indiankę nie stać na wizyty kosztownych weterynarzy, poza tym im nie ufa.

Półka hodowlana w sypialni Indianki też się wzbogaciła o kilka nowych poradników i podręczników. Zawierają wiele cennych informacji, które pomagają unikać zachorowań wśród zwierzyny, a nawet podpowiadają jak niektóre schorzenia i choroby leczyć.

No, jeszcze to siano trzeba uzupełnić, bo mało. Niestety - będzie musiała znowu wydać pieniądze na zakup siana tej zimy.

Ale tego lata kupi sobie mega kosę spalinową i będzie na bieżąco kosić trawę na siano bez sponsorowania niepoważnych pajaców co rozgrzebane sianokosy porzucają w polu na zmarnowanie zostawiając Indiankę z wielkim problemem i ogromną stratą. Przez nich teraz się martwi o siano, zamiast spokojnie do wiosny korzystać ze swoich zasobów nagromadzonych latem.

Kicia bialutka czołga się pod kołdrą po Indiance rozmasowując jej obolałe podbrzusze. Kotek wie, gdzie boli Indiankę i tam się układa lecząc Indiankę z bólu. Kochana kicia <serce>.

Indianka lubi słuchać:

http://www.youtube.com/watch?v=ygNuRpwZqRU

Indianie amerykańscy byli bardzo dzielni.

Ona też próbuje być dzielna i przetrwać wszystkie trudy zimowe i te urzędnicze i reżimowe które zakłócają jej wolność i szczęście...