sobota, 14 września 2013

czwartek, 12 września 2013

Przygarnę kozy :)

Przygarnę lub niedrogo kupię zdrowe kózki dla tego oto wspaniałego rasowego reproduktora oraz przyjmę do krycia zdrowe samice kozie.
Mości Kozioł Reproduktor mega mlecznej rasy saaneńskiej - imć Aramis.
Mości Reproduktor Imć Aramis - kozioł rasy saaneńskiej - mega mlecznej rasy kóz. Kozioł jak widać jest wielki jak cielak, spasiony jak świniak.
Samo zdrowie i super geny. Zapraszam kózki do krycia.
W rozliczeniu za krycie przyjmuję koźlęta.

Zdrowy i spasiony. Wypasany na bogatych w zioła łąkach Indianki :)
Nadto pragnę przygarnąć lub niedrogo zakupić kózki dla tego kawalera celem polepszenia walorów mlecznych spodziewanego przychówku i dzięki temu polepszenia walorów użytkowych populacji kóz w Polsce. Polska ma wspaniałe warunki do hodowli kóz zgodnej z naturą - czyste, nieskażone chemią przestrone, zielone łąki, ogromna nie spotykana w Zachodniej Europie bioróżnorodność w tym bogata flora umożliwiająca uzyskanie szczęśliwych, zdrowych zwierząt i takich jak one produktów pochodzenia zwierzęcego: zdrowego mleka, serów, jogurtów.

Kozioł ten, to jedyny taki wspaniały egzemplarz w Polsce. Trzeba go wykorzystywać póki jest dostępny. Także zapraszam!
Jestem także zainteresowana nabyciem kóz rasy waliserskiej i burskiej.
Serdecznie zapraszam do współpracy i wymiany doświadczeń hodowlanych oraz wymiany kóz.

Faszyzm niszczy zielarstwo w Europie


Właśnie faszystowska Unia Europejska zabroniła zielarstwa w Europie - czyli de facto zabrania lub co najmniej mocno ogranicza i utrudnia ludziom chorym samoleczenie oparte na gotowych mieszankach ziół sporządzanych przez zielarzy. 

Zabroniono Polakom sprzedaży mieszanek ziołowych bez spełnienia długiej listy upierdliwych i kosztownych wymogów. To jakiś absurd. Ludzkość od setek tysięcy lat zbierała zioła i się nimi leczyła bez zgody Chujni Europejskiej.

Chujnia Europejska właśnie nam to prawo praktycznie odebrała, a formalnie na pewno mocno ograniczyła i skomplikowała. Oczywiście, że nie dla naszego dobra, ale dla zysku firm farmaceutycznych, które w ten sposób zdobyły monopol na wszelkie leki.

Polacy są biednym narodem i potrzebują tanich, dobrych, naturalnych i nieszkodliwych leków, tym bardziej, że NFZ nie zapewnia Polakom godziwej jakości leczenia i leków.

Zioła takimi naturalnymi,  nieszkodliwymi lekami są. Zdrowa żywność oraz zioła - to jest to, czego potrzeba naszemu społeczeństwu. Nie dajmy się zwariować. Zamiast uczyć się pedalstwa w przedszkolach i szkołach - przejdźcie na wartościowe nauczanie online - zdobywajcie wiedzę jak samodzielnie sporządzać mieszkanki ziołowe, aby leczyć siebie i swoich bliskich.
W tym celu założyłam tę stronę: http://polskizielnik.blogspot.com/

Będę na niej publikować dokładne opisy ziół, sposoby ich rozpoznawania, oraz sposoby przyrządzania z nich mieszanek ziołowych.

Latem zaopatrzyłam się w pokaźną biblioteczkę zielarską składająca się z wielu wartościowych pozycji publikowanych w Polsce na przestrzeni ostatnich 50 lat i na tej podstawie będę publikować tutaj wiedzę by pomóc tym, których nie stać na leczenie konwencjonalne przy pomocy syntetycznych medykamentów, a mimo to chcą żyć i być zdrowi.

Serdecznie zapraszam już niebawem,
Właścicielka 11 hektarów naturalnie rosnących traw, koniczyn i cennych ziół,
Indianka Mazurska

środa, 11 września 2013

Cukiniowe dziwo

Indianuś dziś na lunch zjadła zupę grzybową, a teraz na obiadokolację piecze sobie cukiniowe dziwo. Czemu dziwo? Jest to potrawa nietypowa. Experymentalna.

Grzybowa zagęszczona miąższem z cukinii :) Dzisiejszy lunch Indianki.
Cukinia nadziewana ciastem drożdżowym.
Dno prodiża polane olejem i wysypane płatkami owsianymi,
aby zapobiec przywarciu potrawy do podłoża. 
Wczoraj wybrała z wielkiej dojrzałej cukini cenne nasiona i miąższ. Nasiona wyłożyła w sitku, by przeschły. Miąższ dodała do wczorajszego risotto z grzybami.
Pokroiła cukinię na grube, wysokie kręgi. Dno prodiża polała odrobiną oleju i wysypała gęsto płatkami owsianymi, aby potrawa się nie przykleiła do dna.

Cukinia nadziewana ciastem drożdżowym, mocno wyrośniętym i schłodzonym w lodówce.
Napełniła kręgi przygotowanym wcześniej i schłodzonym ciastem drożdżowym. Wstawiła do pieczenia. Za godzinę zda relację jak wyszło i czy dobre było J ))).

Ciasto drożdżowe ma ciekawą konsystencję. Ciekawe co z niego wyjdzie :)))

Po godzinie pieczenia ciasto wygląda tak. Jeszcze nie jest gotowe.
Krążki okazały się ździebko za wysokie.

W środku ciasto jest jeszcze surowe i trzeba je dopiec.
 Ciasta wewnątrz krążków ździebko za dużo. Pieczemy dalej :)))

Faszyzm unijny narasta - brońmy się!


"Zabronią handlu owocami na bazarach, faszystowskie państwo będzie kontrolować w 100% to, co jesz!

Posted by Jarek Kefir w dniu 19 Czerwiec 2013
Biurokracja i pseudo-ekologia urzędasów znacznie utrudnią handel drobny na bazarach.
Według gazety “Rzeczpospolita” zgodnie z decyzją sejmu, każda firma handlująca opakowanymi towarami, będzie musiała wpisać się do specjalnego rejestru. Te faszystowskie obostrzenia dotyczą nawet starszych osób handlujących owocami, warzywami i kwiatami uprawianymi na własnych działkach.
Cena wpisu do tego rejestru to od 50 złotych do 2000 złotych!
Ustawa nakazuje też składanie deklaracji, ile sprzedawca owoców wytworzył śmieci.
Jest to idealna ustawa jeśli chodzi o ograniczenie Polakom dostępu do zdrowej żywności. Ustawa, oczywiście, nie uderzy w wielkie markety handlujące żywnością GMO, i nie płacących w naszym kraju ani grosza podatków.
Ustawa, egzekwowana będzie zapewne przez dzielnych strażników miejskich, gotowych dzień i noc, 25 godzin na dobę walczyć ze złem i występkiem, pod postacią babci sprzedającej jabłka, tylko czyhającej, by nie zapłacić należnych euro-socjalistycznemu Priviślańskiemu Krajowi podatków.
To, że taka Biedrona, Tesco czy Lidl, zarabiają w Polsce miliony i nie płacą od tego podatków, nikogo nie obchodzi. Ważne, że straganowa babcia musi zapłacić te 50 złotych podatku.
W taki sposób, zapewne pod pozorem wprowadzenia nowej ustawy śmieciowej, wprowadza się dyktaturę – nazwijmy to po imieniu: faszystowską dyktaturę. Tylko pod innymi sloganami i nazwami.
Władze nie mogą wprowadzić przepisu, który by wprost głosił: “nie wolno handlować jabłkami przy bazarkach” – gdyż to zwróciłoby uwagę społeczeństwa. Władza za to upycha niepopularne przepisy a to w ustawie śmieciowej, a to w ustawie o ochronie praw autorskich, a to w ustawie o straży miejskiej."
Ja co prawda nie handluję na bazarach z racji tej, że nie stać mnie na zakup samochodu i by tam pojechać i zawieźć mój nabiał, ani czasu aby stać cały dzień na bazarze podczas gdy zwierzyna i praca na gospodarstwie czeka, ale nie uważam, aby zabranianie Polakom handlu ulicznego było dobre dla społeczeństwa polskiego - zarówno dla sprzedających swoją żywność jak i kupujących konsumentów.
Skoro obce koncerny handlują w Polsce zatrutą żywnością GMO i nie płacą podatków - jak Państwo śmie zabraniać polskim obywatelom handlu swoimi zdrowymi, naturalnymi produktami spożywczymi???
Sprzedający mają boskie i ludzkie prawo sprzedawać swoją zdrową żywność na ulicy i bazarach. Skoro są klienci, a są - to niech sprzedają, a konsumenci niech kupują. 

W Polsce jest wielka bieda i rośnie. Te babcie handlujące gruszką i pietruszką są zmuszone aby to robić, aby zarobić na swoje leki i leczenie. Gdyby miały emerytury niemieckie - to by pewnie nie robiły tego, tylko latały na Majorkę wygrzewać się na plaży.

My Polacy jesteśmy we własnym kraju dyskryminowani, poniżani, upodlani - na każdym kroku, przy byle rozporządzeniu czy coraz to nowych wymierzonych przeciwko obywatelom ustawach. Każda nowa, kolejna ustawa ogranicza nasze prawa obywatelskie. Z obywateli przerabiają nas na pionki bezwolne i bez żadnych realnych praw. Musimy się bronić!

wtorek, 10 września 2013

Co można zrobić z serwatki?


Indianka swego czasu z wielkim zainteresowaniem analizowała składy różnych fabrycznych produktów spożywczych. Między innymi na tej podstawie zaczęła robić domowy budyń, kisiel, a także naleśniki na serwatce – bo wszak serwatka jest jak najbardziej jadalnym składnikiem i szkoda by go wylewać. Tymczasem dostała właśnie ciekawy przepis na placki z serwatki. Oto on:

“Z serwatki proponuję zrobić placki. Wychodzą doskonałe, jak naleśniki, tylko pulchniejsze i można je jeść zarówno na słodko, jak i do mięs, czy smażonego jajka podlanego śmietanką by zrobił się sosik.

Przepis na placki mega prosty:
serwatka, mąka, jajko (tego jajka nie jestem do końca pewna, być może nawet się go nie dodaje), składniki połączyć tak, by miało to konsystencję gęstej śmietany.
Smażymy na patelni koniecznie posmarowanej kawałkiem słoninki. Oczywiście smażymy tak jak naleśniki z obu stron. Nie smażyć na żadnym oleju, bo straci to całkowicie swój smak. Taki gorący wyśmienicie smakuje też z odrobiną masła, tak po prostu wkrojonego na placek. Danie proste a jednocześnie wyśmienite.
Jak masz serwatkę spróbuj!”

Jak tak Indianka czyta ten przepis to stwierdza, że już w zasadzie smażyła te placki, w ten sam sposób robione, tyko z dodatkiem odrobiny soli i z łyżką cukru. Usmażyła je jako naleśniki. Na wierzchł dała dżem jabłkowy :)

Opcję ze smażonym jajkiem i śmietanką wypróbuje zapewne niebawem :)


Serek RICOTTA
"Nie wiem, czy da się zrobić z serwatki po twarogu, bo ja robię z serwatki po serze podpuszczkowym, ale możesz spróbować zrobić ricottę, bardziej delikatny serek do smarowania. Wklejam przepis ze strony "wędliny domowe" (trzeba cedzić ricottę przez gęste płótno lub chustę serowarską, bo może "uciec", jest bardzo drobniutka).

Ricottę wyrabia się z przegotowanej serwatki. Słowo "ricotta" znaczy przegotowane (Re-cotta).
Ser formuje się, kiedy proteiny z serwatki wytrącą się, podniosą i skrzepną (koagulują).
Znane są trzy warianty ricotty:


  • z serwatki mleka owczego
  • z serwatki mleka krowiego + 10% mleka
  • wariant tak zwany rzymski (wytwarzany jako produkt uboczny serów Romano). W wersji tej dodaje się więcej mleka przez co zwiększa się uzysk sera. Wzrost ten nie jest jednak zbyt duży.

Składniki:
Serwatka z 4 litry mleka
Mleko - 1 litr
Biały ocet winny - 1/3 kubka (ok. 70ml)

Sposób postępowania:

Zmieszać mleko z serwatką.
Podgrzać do 38C i utrzymywać temperaturę przez godzinę. Mleko się zwarzy i tak ma być.
Po godzinie podgrzać całość do 95C - nie gotować!!!
Przy stałym mieszaniu miotełką dodać ocet.
Mieszać przez dalsze 5 minut i odstawić.
Wychłodzić w lodówce przez 8-10h.
Wyłożyć durszlak gęstym płótnem i ostrożnie wylać zawartość.
Dać do okapania na kilka godzin.
Osolić ser do smaku
Przechowywać w lodówce pod przykryciem."

Jak zrobić Twaróg?

Indianka raniutko wydoiła swoje mleczne kozy. Mleka jest nieco więcej niż zwykle. Jeszcze z dwa udoje i może będzie ok. 5 litrów mleka - ilości niezbędnej do wyrobu ok. kilograma do półtora kilograma sera białego twarogowego.

Pora przypomnieć sobie jak się robiło twaróg :))) Indianka całe wieki nie robiła twarogu i już jej się temperatury grzania mleka na twaróg zaczęły trochę mieszać z temperaturami grzania jogurtu, więc pora sobie odświeżyć wiedzę :))) Poniżej ciekawy przepis z bardzo ładnej strony na którą warto zajrzeć :)

Mleko już jest, przepis jest, garnek na mleko trzeba opróżnić z wczorajszego obiadu, umyć, wyparzyć i wlać świeże mleko, do którego jutro doleje kolejną partię mleka, aby było z czego zrobić więcej sera. Póki co - Indianka nagrzała wrzątku i moczy w nim naczynia z dodatkiem płynu do mycia. Myje i szoruje, płucze i suszy.

Jak zrobić Twaróg

10 sierpnia 2013
źródło: http://www.greenmorning.pl/jak-zrobic-twarog/

niedziela, 8 września 2013

Kociaczki Indianki :)

Kocięta kocicy polującej na gryzonie polne i pijącej kozie mleczko :)

Na farmie niedawno urodziły się śliczne, słodkie kociaczki.
Kicia Miriam szczęśliwą mamą. Maluchy rosną jak na drożdżach.
Mama ich codziennie jest obficie pojona kozim mlekiem. Kozie mleko to cudowny nektar życia. Dzięki niemu kocica ma mnóstwo odżywczego kociego mleka w swoich kocich cycuszkach... :)


W związku z zaskakującymi niektórymi komentarzami, w których niektórzy powielają jakieś totalne bzdury na temat rzekomej szkodliwości mleka - oto na fotkach żywe przykłady zadające kłam tym szkodliwym pomówieniom. 

Poniżej okaz zdrowia pojony regularnie mlekiem kozim - kocica Miriam - zdrowa mama zdrowych kociąt.


Spójrzcie na jej przepiękną, śliczną. lśniącą sierść :) Czysty okaz zdrowia :)
Kotkę Miriam adoptowałam rok temu. Była jednym z kociąt porzuconych w reklamówce pod kościołem we wsi. Reklamówkę znalazła i najpierw opiekowała się tymi kociętami dobra kobieta z tej wsi. Kotka wraz z innymi kociętami żyła w komórce na dworze, gdzie łapała myszy i była dokarmiana. 

Dwie zaprzyjaźnione przyjaciółki - puszysta kocica Miriam i suczka Saba
Po jej zabraniu do mego domu - aklimatyzowała się w domu przez dwa tygodnie będąc bardzo wystraszona nowym miejscem. Potem przełamała się i zadomowiła. Teraz Miriam jest szczęśliwą, pewną siebie kicią, która zawojowała serce nawet suczki Saby :))) Nocuje w domu, a całe dnie spędza na siedlisku i w polu polując na gryzonie. Także latem chętnie nocuje na dworze, gdzie nocami gryzonie się bardziej uaktywniają i dają się łatwiej złapać.
Zimą kicia oczywiście nocuje w domu, gdzie ma do dyspozycji 300 metrów na łowy licznych tu myszy, które ciągną do żywności tutaj zgromadzonej i do ciepła.

Niedzielne śniadanie

Dziś na śniadanie Indianka spożyła: ciacho drożdżowe z dodatkiem dżemu dyniowego oraz świeży jogurt kozi.

Jogurt kozi

Pogoda piękna, słoneczna – trzeba ogrodzenie dokończyć przerabiać i nakosić trawy królikom i drobiowi.

sobota, 7 września 2013

Wielkie ciacho


Indianka zrobiła 4 litry jogurtu koziego. Jutro rano będzie gotowy.
Pod warunkiem, że bakterie nie zginęły w zbyt wysokiej temperaturze.
Termometr się zepsuł i Indianka nie jest pewna, czy temperatura mleka nie była za wysoka, gdy do niego włożyła szczepy bakterii jogurtowych. Okaże się jutro rano :))) Taki termometr to spory wydatek. Kosztuje 50zł, z przesyłką to 60-65zł.

Ciasto na ciasto drożdżowe i bułki wyrosło. Pora nałożyć do piekarnika i upiec ciacho na kolację. Do soku z bzu czarnego – będzie jak znalazł.

Indianka piecze wielkie ciacho drożdżowe z dodatkiem dżemu dyniowego. Ciacho jest przeogromne i strasznie się rozrosło J ))). Nie mieści się w piekarniku. Dała ponad kilo mąki, ponad pół litra mleka koziego, ponad szklanę cukru, jajo (bo kury zarwały niesienie jaj po ataku lisa). Ciekawe, co z tego ciacha wyjdzie. Już podnosi ono wieczko, ciekawe świata wokół :)

Kozi jogurt


Taki gęsty jogurt wyszedł Indiance :)) A jaki smaczny! Naturalny! Pycha :)


Jak zrobić kozi jogurt? Kozi jogurt robi się bardzo prosto i przyjemnie :). Zajmuje to w sumie sporo czasu, dlatego jogurt zaliczamy do tzw. slow food'u czyli do żywności domowej praco i czasochłonnej. 

Najpierw raniutko doimy kozę :). Następnie cedzimy mleczko przez gęste sito. Wlewamy odrobinkę wody na dno nieprzypalającego garnka i zagrzewamy wodę do stanu wrzenia. 

Wlewamy w ten wrzątek mleko kozie i mieszamy często drewnianą łopatką po dnie, aby mleko nie przywarło do dna garnka. Podgrzewamy mleko do temperatury 80-90 stopni Celsjusza. Zlewamy wyparzonym kubkiem lub chochlą do wyparzonych słoików. Nakrętki słoików też muszą być czyste i wyparzone.

Studzimy mleko do temperatury 37 - 45 st. C. Do wystudzonego mleka dodajemy wcześniej kupiony świeży jogurt naturalny w proporcjach 1:10 (1 porcja jogurtu na 10 porcji mleka). 

Mleko z odrobiną tego jogurtu mieszamy, szczelnie zamykamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na kilka godzin - najlepiej około 6 godzin. Dobrze jest owinąć słoje ręcznikiem i kocem lub wstawić do wiadra z ciepłą wodą taką o temperaturze około 37 stopni i przykryć, aby dłużej utrzymać ciepło w wiadrze. 

W ciepłej temperaturze bakterie zawarte w jogurcie zaczną się namnażać i mleko pod ich wpływem zamieni się w smaczny jogurt kozi :) W za niskiej temperaturze mogą zacząć mnożyć się niedobre bakterie, dlatego warto utrzymywać optymalną temperaturę ok. 30 - 34 stopni Celsjusza. 

Po kilku godzinach mamy gotowy kozi jogurt. Nie powinien dojrzewać w cieple dłużej niż 9 godzin, bo skwaśnieje za szybko. Najlepiej wstawić go wieczorem do dojrzewania po to by na rano był gotowy do jedzenia. Można do jogurtu dodać przecier owocowy lub sok i wymieszać tworząc w ten sposób jogurt owocowy :) 

Niezjedzony od razu jogurt należy wstawić do lodówki. Jogurt po zrobieniu nieotwierany może stać do 2 tygodni w lodówce. Po otwarciu należy go przechowywać w lodówce i zjeść w ciągu dwóch dni.

Jogurt Indianki wyszedł gęsty jak serek homogenizowany :) Smaczny :)

piątek, 6 września 2013

Kawa z kozim mleczkiem

Kawa z kozim mleczkiem. Postawi Indiankę na nogi! :)

Indianka zadowolona, że WRESZCIE udało jej się pozbyć paroletnich śmieci – sączy zrobioną sobie kawę z kozim mleczkiem. Kozie mleczko idealnie pasuje do jej kawy. Jest smaczniejsze i zdrowsze niż krowia śmietanka. O zdrowotności samej kawy Indianka nie wspomni, bo wiadomo, że to trucizna. Zatem Indianka pije trującą kawę z leczniczym kozim mleczkiem - dla lepszego smaku i neutralizacji toksyczności kawy. 

Indianka tylko dlatego pije kawę, bo znów ją senność ogarnia, a przed nią koszenie trawy dla królików i ocalałego drobiu, bo kury przerażone napaścią lisa zarwały niesienie jaj i nie chcą się nieść. Trzeba je zmobilizować dobrą karmą. Pszenicy mają mnóstwo - pora ukosić taczkę trawy. Do tego celu jest niezbędna sprawna Indianka. Nie śpiąca królewna. Kawa pomoże. Ma pomóc. Kawa z mleczkiem jest dużo smaczniejsza niż kawa bez mleczka. Być może czysta kawa postawiłaby ją szybciej na nogi, ale... ta kofeina też powinna, a z mleczkiem jest łatwiejsza do przełknięcia.

Odbiór śmieci po dwóch latach!

Indianka czekała aż 2 lata, aż zabiorą śmieci... :)))

Indianka dostała wczoraj cynk, że dzisiaj po dwóch latach ma znowu przyjechać śmieciara odebrać śmieci :))) Hmmm... Aż dziw :) To chyba ta ustawa śmieciowa pomogła, bo do tej pory mimo licznych Indianki monitów w tej sprawie – zarówno w Urzędzie Gminy, jak i w samej firmie zajmującej się odbiorem śmieci – śmieciarze śmieci nie zabierali.

Indianka co prawda stosuje ostry recycling – ale mimo wszystko przez te dwa lata uzbierało się 10 worów śmiecia, które zagracało piwnicę. Teraz w piwnicy zrobiło się luźniej i przestronniej. Ufff... Wreszcie będzie można zrobić przegląd gratów w piwnicy i na strychu oraz na parterze i jeszcze co połamane lub niekoniecznie potrzebne – wywalić.

Także Indianka czeka na panów śmieciarzy za dwa tygodnie z wielkim utęsknieniem :))).

Tata Indianki to zbieracz, a Mama Indianki to bezwzględny śmieciowy exterminator. Żaden śmieć czy zbędna lub podejrzana o zbędność lub zagracanie mieszkania rzecz się w domu rodzinnym Indianki nie uchowa. Tato nie raz płakał, gdy mu Mama coś pożytecznego, zachomikowanego wywaliła
:))). Gdy miał swój garaż – to tam trzymał swoje skarby w sposób totalnie chaotyczny, ale mimo to poruszał się w tym chaosie płynnie i co potrzebował – to znajdował. Gdy stracił garaż – jedyną ostoją okazała się piwnica i balkon mieszkania. 

Niestety – exterminator i tam wkroczyła, by odkryć i usunąć wszystkie podejrzane o zagracanie rzeczy. Być może piwnica domu rodzinnego Indianki jest ostatnią ostoją skarbów taty, ale niekoniecznie. Podobno był tam wpuszczony w porządkowym celu brat Indianki. I piwnica może być już miejscem przestronnym :))). Chociaż jest to klatka tak mała i ciasna – że nie ma mowy o jakiejkolwiek przestronności.

Indianka po rodzicach odziedziczyła lub raczej z wychowaniem nabyła – obie umiejętności – zarówno zbierania pożytecznych rzeczy, jak i ich się pozbywania w zawrotnym tempie – o ile na to ma ochotę.

Od dłuższego czasu ma włączony zachowaczy tryb – “zbieranie” ale właśnie naszła ją ochota, by chałupę przemeblować – totalnie przemeblować i w tym celu jest jej potrzebne miejsce. Zatem wszystkie zbędne graty, które do tej pory się nie przydały – wyfruną. :)))

Taka totalna czystka jest przydatna od czasu do czasu. Poza tym ktoś fajny ma przyjechać i trzeba dla niego wygospodarować miejsce. Człowiek wydaje się rzetelny i w porządku, więc warto się dla niego wysilić i zrobić cokolwiek w kierunku przetarcia dżungli by przybysz mógł sobie tutaj uwić przyjemne gniazdko na czas swego pobytu :)))

Piwnica Indianki w porównaniu z piwnicą rodziców jest miejscem wielkich przestrzeni. Około 100 metrów wspaniałej powierzchni i sklepionych sufitów. Oczywiście jest to zagospodarowane na składowisko różnych gratów oraz ziemniaków i przetworów, ale Indianka ma chęć zrobić tutaj totalną czystkę i miejsce na coś fajnego. Teraz, dzięki upragnionemu odbiorowi śmieci z gospodarstwa – będzie to wreszcie realne i możliwe.

Indianka z racji swego ubóstwa i dużej odległości od miasta, a także z racji swoich ekologicznych przekonań – zbiera różne rzeczy, które da się ponownie wykorzystać. Zbiera słoiki, butelki, puszki, plastiki. Na farmie wszystko się przydaje choćby na mleko, jogurt, sadzonki, gwoździe itp. Ale ostatnimi czasy urosła sterta połamanych plastików oraz te piwniczne wory śmiecia utrudniały poruszanie się po piwnicy i zajmowały niepotrzebnie cenne miejsce. Zatem Indianka z ulgą oddała panom śmieciarzom ich łup :)))

Na kolejną wizytę już się cieszy i ma nadzieję, że nie będzie musiała interweniować w ministerstwie ochrony środowiska czy w ministerstwie rolnictwa, aby zmusić firmę zajmującą się odpadami – do zabrania kolejnych odpadów.

Przemoc w wydaniu wiodącego kraju Unii Europejskiej


Szturm policji na niewinną rodzinę


DODANE 2013-09-02 15:00
20 uzbrojonych policjantów pracowników socjalnych przemocą odebrało czwórkę dzieci (7-14 lat) rodzinie, która postanowiła kształcić swe pociechy w domu. W Niemczech homeschooling jest nielegalny.
Szturm policji na niewinną rodzinę LIFESITENEWS.COMRodzina Wunderlichów w 2012 r.
Do szturmu na dom Petry i Dirka Wunderlichów niedaleko Darmstadt doszło w czwartek rano. Właśnie zaczynali się uczyć. Dirk spojrzał przez okno i zobaczył, że dom został otoczony. - Powiedzieli, że chcą ze mną rozmawiać. Chciałem zadać pytanie, ale zobaczyłem trzech policjantów z taranem, chcących wyważyć drzwi, więc je otworzyłem - relacjonuje mężczyzna. Dodaje, że chwilę potem policjant pchnął go na krzesło. - Przy moim najlżejszym ruchu chwytał mnie jak terrorystę - mówi ojciec.
Ekipa, która wtargnęła do domu, oświadczyła, że ma nakaz odebrania dzieci.  I rzeczywiście miała. Sąd przewidział nawet możliwy opór ze strony dzieci i zezwolił na użycie wobec nich siły (sic!).
- Nikt by się nie spodziewał, że coś takiego zdarzy się w naszej cichej, spokojnej wiosce. To było jak sceny z filmu science fiction. Nasze dzieci i sąsiedzi przeżyły traumę - żali się Dirk Wunderlich, który musiał patrzeć, jak jego 14-letnia córka Machsejah jest zabierana siłą przez dwóch potężnych policjantów.
- Gdy wyszedłem na zewnątrz, zobaczyłem płaczącego sąsiada. Moja żona próbowała ucałować i przytulić córkę na pożegnanie. Jeden z agentów specjalnych odepchnął ją łokciem, mówiąc: “Na to już za późno”. Jaki rząd tak postępuje? - pyta retorycznie Dirk Wunderlich.
Po tym zajściu odbyło się spotkanie rodziców z przedstawicielami władz. Ci okazali im nawet odrobinę sympatii. Nie zmieniło to jednak faktu, że przesłuchanie w ich sprawie zarządzono na czas, kiedy „sędzia wróci z wakacji”.
Domowe nauczanie było jedynym powodem odebrania dzieci Wunderlichom. W dokumentach nie ma zarzutów stosowania przemocy czy zaniedbania.
Wunderlichowie, prześladowani w Niemczech za domowe nauczanie dzieci, szukali już schronienia za granica, w innym kraju Unii Europejskiej. I znaleźli go. Niestety, utrzymujący rodzinę Dirk nie mógł tam znaleźć pracy i w zeszłym roku cała rodzina wróciła do Niemiec.
- Ci ludzie są rozbici. Są wstrząśnięci do głębi i zszokowani. Ale powiedzieli mi też, że postępowali zgodnie ze swoim sumieniem i wiarą. Nie pokładają jej w państwie niemieckim, ale mają jej wiele wobec Boga. To inspirująca i odważna rodzina - powiedział Mike Donnelly z HSLDA, amerykańskiej organizacji broniącej praw homeschoolersów.
Przypomniał, że Niemcy ratyfikowały szereg międzynarodowych traktatów praw człowieka, gwarantujących rodzicom prawo do wychowania dzieci zgodnie ze swymi przekonaniami. Utrzymywanie przymusu szkolnego w obecnej formie oznacza - jak podkreślił - niewywiązywanie się z przyjętych zobowiązań oraz łamanie standardów demokratycznych.
Wunderlichowie nie są jedyną niemiecką rodziną, która ma problemy w związku z wyborem homeschoolingu jako metody kształcenia dzieci. Z tego samego powodu o azyl w USA poprosiła rodzina Romeike. Amerykański sąd przyznał im ten azyl, jednak wyrok ten został zaskarżony przez administrację prezydenta Obamy, która argumentowała, że prawo do wychowania dzieci zgodnie z przekonaniami rodziców nie należy do podstawowych wolności człowieka. W toku jest więc proces w sprawie zgody USA na deportację tej rodziny do Niemiec. Tam czekałyby na nich rujnująco wysokie kary finansowe oraz - najprawdopodobniej - odebranie dzieci. Sprawa trafi najprawdopodobniej do amerykańskiego Sądu Najwyższego.

czwartek, 5 września 2013

Plan pracy pięknego dnia wrześniowego :)


Scindapsus - rozflancowanie sadzonek.

Metoda małych kroczków dnia czwartego w tygodniu, a piątego w miesiącu wrześniu ;)))

Zrobione i odhaczone:
Kozy wydojone – odhaczone
Mleko przecedzone i zlane do butelki - odhaczone
Kicia napojona - odhaczone
Suczka nakarmiona
Kury napojone i nakarmione
Trawa nacięta i króliki nakarmione
Ususzona mięta zapakowana do kartoników – odhaczone
Koza przestawiona na świeżą trawę i zioła – odhaczone
Gorąca woda wlana do wiaderka z bielizną do prania do namoknięcia – odhaczone
Warzywa zważone – odhaczone
Pokrzywa kurom narwana i podana – odhaczone
Bazylia zielona posiana w dwóch donicach – odhaczone
Posiany majeranek
Posiany koperek
Posiana pietruszka ozdobna
Przesadzony kaktusik
Przesadzone wiele kaktusików
Posiany szczypiorek
Bielizna wyprana, wypłukana i powieszona – dynda!
Na obiadek przygotowana cukinia w cieście – zrobione i zjedzone :)
Pozbierane połamane plastiki przygotowane do zabrania przez śmieciarę – sterta rośnie

Oh... Indianka już znużona, bo zrobiła się późna pora, ale ciepło, ładnie – warto jeszcze przesadzić to i owo :)

Ufff... głupi Jaś posadzony :)
Także scindapsus rozflancowany i jeszcze jedno domowe pnącze. 
Kolejna seria kaktusików dostała po indywidualnej doniczuszce.
Na strychu stajni część kostek siana ułożone ściśle i piętrowo. Przy okazji wieszania na strychu bielizny :)

Wieczór – pora na kolację :)

Wrzesień

Zagajnik przy pasku Indianki.
Wstał nowy dzień, a wraz z nim wstała piękna Indianeczka :)))
Obudziła się wpierw i rozmyślała, jak zacząć ten dzień i go mądrze zagospodarować. Przez ostatnie parę dni jeździła do wsi po pszenicę dla kur. Na rowerze, gdyż niestety koń do wozu jeszcze nie nauczony. Rower się już rozpada i niewiele jeszcze nim przewiezie. Zamieniła też jaja na warzywa. Kupiła kaczora dla ocalałej kaczki.

Indianka ostatnio przyrządza sobie jagnięcinę przywiezioną przez znajomego, ale stwierdza, że smakowo nie jest lepsza od koziny – po prostu inna. Chyba jednak woli kozinę. Przywykła do niej. Jest bardzo zdrowa i odżywcza, a odpowiednio przyrządzona – przesmaczna.

Dzisiaj się nigdzie nie wybiera. Trzeba wydoić kozy. Ugotować karmę dla psa. Napoić kicię mlekiem kozim, by miała duużo mleka w swoich maleńkich cycuszkach dla swoich ślicznych kociaczków.

Trzeba trawę ukosić dla królików i drobiu, naprawić pastuch przy wjeździe na podwórko. Naciąć pokrzywy dla kur i indycząt, krwawnika dla indycząt. Zajrzeć do papierów. Posiać zioła w donicach do uprawy domowej na parapetach. Pozmywać naczynia. Trochę ogarnąć chałupę. Znaleźć precyzyjną wagę do ważenia warzyw. Zrobić jogurt kozi. Upiec chleb. Może upiec ciasto? Zaparzyć herbatę z czarnego bzu. Naciąć młodą pokrzywę do suszenia na zimową herbatę wzmacniającą. Napisać reklamację do Zakładów Energetycznych i parę innych pism.

środa, 4 września 2013

Nowy kaczor srokaty


Z pogromu drobiu ocalała jedna kaczka. Indianka udała się na wieś we wiadome jej miejsce, gdzie już wcześniej widziała osamotnionego kaczora. On też ocalał jako jedyny z pogromu kaczek i kacząt sąsiadki, który miał miejsce rok temu. Sąsiadka, podobnie jak Indianka mieszka na kolonii pod lasem. Na górkach, nieopodal jej domu – lisy gnieżdżą się w norach skąd wychodzą na żer. W ten sposób straciła cały swój drób. Z kur ocalała jedna jedyna kokoszka, a z kaczek – jeden jedyny kaczor.

Te ocalałe bardzo na siebie uważają. Kurka kręci się koło domu, wchodzi do domu do kuchni – jest zadomowiona całkowicie. Jajka znosi w samochodzie rolników. Tylko tam się czuje bezpieczna.

Indianka po drodze odświeżyła wiejskie znajomości. Generalnie mało kto trzyma na jej wsi drób. W większości przypadków z drobiu rolnikom pozostały tylko niedobitki. Niektórzy trzymają drób w piwnicy pod domem, bo nie są w stanie upilnować drobiu w kurnikach. Wniosek? Dla Mazur Garbatych powinno być przyznane najwyższe ONW – za szczególnie trudne warunki gospodarowania.

Nigdzie w Polsce – może tylko w Bieszczadach – jest taka masa dzikich drapieżników mordujących masowo rolnikom inwentarz. Jak nie jastrząb – to lis, jak nie lis – to kuna, jak nie kuna – to wydra. Aż roi się od tego drapieżnego zwierzyńca.

Państwo nie zadbało by rolnikom poszkodowanym przez owe drapieżniki wypłacano z urzędu odszkodowania. Nie zadbało także, by ONW dla tego regionu było na przyzwoitym poziomie. Ten rząd jest zły, bo zupełnie nie dba o zwykłych, zapracowanych ludzi. Trzeba go zmienić i to szybko – na nowy, ludzki i przyjazny ludziom.

Okolica
Tymczasem nowy kaczorek ucieszył się widokiem kaczki, a kaczka widokiem kaczora. Już się zaprzyjaźniły i kaczor zalotnie macha ogonem próbując oczarować jeszcze przerażoną po lisowej rzezi kaczkę.

Odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta

Odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta

dzikKto odpowiada za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta?
Aby rozstrzygnąć, kto w danym przypadku odpowiada za taką szkodę, niezbędne jest ustalenie, na jakim terenie szkoda została wyrządzona, a po drugie - przez jakie zwierzę.

Kwestie odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez dzikie zwierzęta regulują obecnie przepisy dwóch ustaw - z 13 października 1995 r. Prawo łowieckie oraz z 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody. Prawo łowieckie reguluje odpowiedzialność za trzy rodzaje szkód. Po pierwsze, zgodnie z art. 46 ust. 1 tej ustawy, do wynagradzania szkód wyrządzonych w uprawach i płodach rolnych przez następujące zwierzęta łowne: dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny zobowiązany jest dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego.

Odpowiedzialność na podstawie przytoczonego przepisu, co jasno wynika z jego brzmienia, obejmuje wyłącznie szkody w uprawach i płodach rolnych (czyli w określonego rodzaju mieniu, a nie na osobie), które zostały wyrządzone przez wymienione w tym przepisie zwierzęta. Jak wskazał SN, uprawą rolną w rozumieniu tego przepisu jest każda uprawa prowadzona na gruncie rolnym (uchwała z 27 listopada 2007 r., sygn. III CZP 67/07). W omawianym przypadku wypłaty odszkodowania dokonują dzierżawcy lub zarządcy obwodów łowieckich w terminie trzydziestu dni od dnia sporządzenia protokołu ostatecznego szacowania szkody.

Natomiast przy szacowaniu szkód łowieckich pojawił się problem, jak należy rozumieć sformułowanie „płód rolny". Nie miejsce tu na wyjaśnianie tego pojęcia, warto tylko wskazać, że w praktyce problem pojawia się. Drugi rodzaj szkód, o którym mówi prawo łowieckie, to szkody wyrządzone w uprawach i płodach rolnych przez zwierzęta łowne objęte całoroczną ochroną (co w obecnym stanie prawnym dotyczy tylko łosi), za które zgodnie z art. 50 ust. 1 odpowiada Skarb Państwa. Zgodnie z art. 50 ust. 2, za szkody wyrządzane przez łosia na obszarach obwodów łowieckich leśnych odszkodowania wypłaca Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe ze środków budżetu państwa, zaś na obszarach obwodów łowieckich polnych, a także obszarach niewchodzących w skład obwodów łowieckich odszkodowania wypłaca zarząd województwa ze środków budżetu państwa.

Wreszcie, na podstawie art. 50 ust. 1b prawa łowieckiego, za szkody wyrządzone przez dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny na obszarach niewchodzących w skład obwodów łowieckich odpowiada Skarb Państwa.

USTAWA O OCHRONIE PRZYRODY
Jak już wspomniałem, do szkód wyrządzonych przez dzikie zwierzęta znajduje zastosowanie ustawa o ochronie przyrody. Jej przepisy regulują odpowiedzialność za dwa rodzaje szkód: po pierwsze - za szkody wyrządzone przez zwierzęta objęte ochroną gatunkową, a po drugie - za szkody wyrządzone przez zwierzęta łowne na terenach chronionych, takich jak np. parki narodowe, strefy ochrony zwierząt lub rezerwaty przyrody. 

Jeżeli chodzi o pierwszy rodzaj szkód, to na podstawie art. 126 ustawy o ochronie przyrody Skarb Państwa odpowiada za szkody wyrządzone przez żubry — w uprawach, płodach rolnych lub w gospodarstwie leśnym, wilki - w pogłowiu zwierząt gospodarskich, rysie - w pogłowiu zwierząt gospodarskich, niedźwiedzie - w pasiekach, w pogłowiu zwierząt gospodarskich oraz w uprawach rolnych oraz bobry - w gospodarstwie rolnym, leśnym lub rybackim. Drugi przypadek regulują przepisy art. 126 ust. 7 i nast., o czym szerzej poniżej.

SZKODY WYRZĄDZONE PRZEZ DZIKI
Już na pierwszy rzut oka widać, że wskazane przepisy nie należą do jasnych. Dlatego też warto przeanalizować je na przykładzie szkód wyrządzonych przez konkretne zwierzę. Proponuję dzika. W świetle obecnie obowiązujących przepisów prawa dzik jest zwierzęciem łownym, które nie podlega ani całorocznej ochronie, ani ochronie gatunkowej. Podmiot odpowiedzialny za szkody będzie zależał od miejsca ich wyrządzenia. Jeżeli szkoda została wyrządzona w uprawach lub płodach rolnych na terenie obwodu łowieckiego, do jej wynagrodzenia zobowiązany jest dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego.

Aby stwierdzić, czy tak rzeczywiście było, należy ustalić, czym jest obwód łowiecki. Prawo łowieckie podaje jego definicję. Jest to obszar gruntów o powierzchni nie mniejszej niż trzy tysiące hektarów, na którego obszarze istnieją warunki do prowadzenia łowiectwa. Obwody dzielą się na leśne oraz polne. Znaczenie prawne wskazanego podziału obwodów polega na innym określeniu dzierżawców - leśne wydzierżawią dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, zaś polne - starosta. W świetle prawa administracyjnego jest to zatem rodzaj obszaru specjalnego, wyodrębniony ze względu na cel w postaci hodowli zwierzyny łownej (W. Radecki, „Prawo łowieckie. Komentarz", str. 122). Dzierżawca lub zarządca obwodu łowieckiego powinien poinformować właściwego miejscowo wójta (burmistrza, prezydenta miasta) o osobach uprawnionych do przyjmowania zgłoszeń tych szkód.

Jeżeli dzik wyrządził szkodę na terenie niewchodzącym w skład obwodów łowieckich, czyli m.in. na obszarze parku narodowego lub rezerwatu przyrody (ich definicje znajdziemy w ustawie o ochronie przyrody), w granicach administracyjnych miasta (gdy granice te obejmują większe obszary leśne lub rolne, może być z nich utworzony obwód łowiecki lub mogą być one włączone do innych obwodów łowieckich), na terenie zabudowanym budynkami mieszkalnymi lub gospodarczymi, na podwórzu, na placu, na ulicy lub na drodze w granicach administracyjnych miejscowości innej niż miasto, za szkody odpowiada Skarb Państwa. Wszystkie obszary, które nie wchodzą w skład obwodów łowieckich, wymienia art. 26 prawa łowieckiego.

Należy zrobić rozróżnienie między podmiotem odpowiedzialnym za szkodę a podmiotem faktycznie wypłacającym odszkodowanie.

I tak, co do zasady, zgodnie z art. 50 ust. 3 prawa łowieckiego, za szkody wyrządzone przez dzika na terenach niewchodzących w skład obwodów łowieckich odszkodowanie wypłaca zarząd województwa ze środków budżetu państwa. Gdy dzik wyrządził szkodę na terenie parku narodowego lub rezerwatu przyrody, odszkodowanie wypłacane jest ze środków odpowiednio - parku narodowego lub regionalnej dyrekcji ochrony środowiska. Zastosowanie znajduje tu bowiem art. 126 ust. 7 prawa ochrony przyrody, który jest przepisem szczególnym wobec art. 50 ust. 3.

CHARAKTER ODPOWIEDZIALNOŚCI
Odpowiedzialność przewidziana w art. 46 ust. 1 prawa łowieckiego ma charakter obiektywny w tym znaczeniu, że nie zależy od winy dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego, która mogłaby polegać na przykład na dopuszczeniu do nadmiernego zwiększenia się liczby zwierzyny lub na zaniechaniu zimowego dokarmiania (W. Radecki, „Prawo łowieckie. Komentarz", Warszawa 2007, str. 248). 

W praktyce oznacza to, że nawet wzorowe prowadzenie gospodarki łowieckiej i dołożenie wszelkich możliwych starań w celu niedopuszczenia do powstania szkód w uprawach i płodach rolnych nie zwalnia z odpowiedzialności, jeżeli szkody powstaną. 

Oczywiście nie znaczy to, że nie istnieją sposoby pozwalające ograniczyć rozmiar tych szkód. Wręcz przeciwnie - określone osoby są prawnie zobligowane do podejmowania działań w celu ich ograniczenia. Na przykład dzierżawcy i zarządcy obwodów łowieckich obowiązani są dokarmiać zwierzynę wówczas, gdy w sposób istotny może to wpłynąć na zmniejszenie szkód wyrządzanych w uprawach i płodach rolnych oraz w gospodarce leśnej. 

Natomiast właściciele lub posiadacze gruntów rolnych i leśnych są zobowiązani, zgodnie z potrzebami, współdziałać z dzierżawcami i zarządcami obwodów łowieckich w zabezpieczaniu gruntów przed tymi szkodami. W przywoływanej już uchwale z 27 listopada 2007 r. SN wskazał, że regulacja zawarta w art. 46 prawa łowieckiego rozwiązuje konflikt interesów pomiędzy dwiema dziedzinami gospodarki: gospodarką łowiecką i rolnictwem.

Skoro w interesie gospodarki łowieckiej ograniczone zostały środki zabezpieczające grunty rolne przed wdzieraniem się na nie zwierzyny łownej, należało nałożyć na podmioty prowadzące tę gospodarkę odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez zwierzynę łowną w uprawach i płodach rolnych.

Zdaniem SN celem art. 46 ust. 1 pkt 1 i przepisów z nim związanych jest skompensowanie przez podmioty prowadzące gospodarkę łowiecką wspomnianych szkód na gruntach, których charakter nie pozwala stworzyć skutecznych zabezpieczeń przed wolno żyjącą zwierzyną łowną.

Na koniec warto dodać, że brak obecnie przepisów regulujących kwestię odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez np. lisy, kuny, wydry czy łasice w gospodarstwach rolnych czy stawach hodowlanych. Sprawa ta wiele razy była poruszana przez rzecznika praw obywatelskich w wyniku składanych przez rolników skarg uzasadnionych niemożnością uzyskania odszkodowania za szkody wyrządzone w gospodarstwach rolnych, a także stawach hodowlanych przez wyżej wskazane, a także inne zwierzęta. Zmiana przepisów wydaje się nieunikniona, gdyż problem jest realny.

Źródło: tygodnik "Wspólnota"



"brak obecnie przepisów regulujących kwestię odpowiedzialności za szkody wyrządzone przez np. lisy, kuny, wydry, jastrzębie czy łasice w gospodarstwach rolnych czy stawach hodowlanych."

To co kur...a???! Brak przepisów a Sejm ŚPI??? Opierdala się??? Zajmuje się homoseksualistami??? i innymi duperelami???
Za co do kurwy nędzy biorą kasiorę z naszych podatków obywatelskich???

Lis wymordował cały drób!


Zagryziony drób.
Kto jest odpowiedzialny za lisa? Pilnie potrzebuję porady prawnej.
Kto jest właścicielem lisa? Kto jest odpowiedzialny za szkody poczynione przez lisa?
Jakie kroki prawne powinnam podjąć w sytuacji gdy lis wymordował mój drób?
Proszę o info w rubryce komentarze lub na email.

Piórka po wywleczonym z kurnika i zagryzionym drobiu.
Ja potrzebuję konkretnej porady prawnej. Poniosłam ogromną stratę. Nie pierwszy raz na Mazurach. Ale tym razem nie odpuszczę tego. 

Jestem obywatelką tego kraju i należy mi się obrona i ochrona mojego majątku i inwentarza. Wszystkie kaczki i gęsi zagryzione. Stada zarodowe trafił szlag. Kurczaki pozagryzane. Mam dosyć strat. Ktoś musi mi wypłacić odszkodowanie. Właściciel lisa. Zapewne Państwo nim jest lub koło łowieckie.
Proszę o porady jak mam postępować w zaistniałej sytuacji.

poniedziałek, 2 września 2013

Masakra


To był chujowy dzień. Mega chujowy dzień. Lisy wymordowały cały drób wodny. Oba stada. Stado zarodowe gęsi i stado zarodowe kaczek. Tylko jedna kaczka i jeden gąsior ocalały. Zginęły też rasowe kurczaki, indyczka, królik i kilka kur.

Zagryziony przez lisy drób :(((


Indianka jest psychicznie wyczerpana. Wzięła gorącą kąpiel by zmyć z siebie stres i smutek. Ale to nie koniec problemów. Wieczorem wynikł kolejny. Dzień do bani – całkowicie. W dodatku leje. 

Tylko jedna pozytywna rzecz się zdarzyła tego dnia. Na tym warto się skupić. Tym delektować.