sobota, 13 lipca 2013

Gęsiorki i podlotki


Indianka dziś od rana do południa bawiła się ze swoimi gęsiorkami i podlotkami.
Gęsiorki, te starsze – bardzo lubią się taplać w wodzie. Indianka uszykowała im kasty pełne deszczowej wody. Z lubością się w niej nurzają nurkując do dna.

Indianka wrzuciła gęsiorki do kast by się wykąpały i zanurkowały. Podczas obserwacji ich wodnej toalety, na ramię Indianki wskoczył młodziutki podlotek zielononózki. Siadł sobie na ramieniu Indianki i w najlepsze rozglądał się ciekawie wokół.

Dzisiaj takich akcji było więcej. Inne podlotki też wskakiwały Indiance na ramiona i ręce. Są jak gołębie :) Indianka kiedyś żyła w przeświadczeniu, że kura, to głupi ptak. Ale ptaszęta myślą, czują, obserwują. Indianka obserwowana była przez kilkadziesiąt par ócz od dłuższego czasu. Nawet sobie z tego sprawy nie zdawała. Zdała sobie z tego sprawę dziś, gdy podlotki tak odważnie na nią fruwały by ufnie zająć miejsce na jej ręce lub ramieniu... :) Sympatycznie też podskubywały Indiankę w nagie stopy, gdy jadła śniadanie na dworze. Ufnie rozkładały się wokół niej, gdy gdzieś przysiadła na chwilę. Fajne, sympatyczne ptaszki :)

Wypróbowała swój nowy sierp. Nacięła nim czerwonej koniczyny i trawy dla gęsiorków i kurcząt. Właśnie szła naciąć więcej, ale zaczął padać deszcz. Uwiązała Indianę na polu, by nie czmychnęła w tę ponętną pogodę w zboże.

Kosa

Dotarła ręczna kosa. W sumie dwa ostrza Indianka kupiła. Jedno 60cm długie, drugie aż 90cm długie. Także metalową rękojeść i wszystko co potrzebne do złożenia tej kosy. Kupiła także osełkę, babkę do klepania kosy oraz ostry sierp do ścinania mniejszej ilości trawy lub ziół.

Teraz trzeba tę kosę złożyć i nauczyć się nią posługiwać :) Nowe wyzwanie! Nie będzie łatwo :) Indianka patrzy na tę kosę w częściach jak na węża. Czegewara po odebraniu wizy w Warszawie pojechał do Berlina, a potem do Danii i siedzi w Kopenhadze, więc już za późno by go tu z powrotem ściągać. On by kosę umiał złożyć i wyklepać. Pochodzi ze wsi brazylijskiej. No, ale go nie ma, a kosa jest i trzeba się do niej zabrać :))) Indiankę czeka tu pełna permakultura :))) Wszystko ręcznie i samodzielnie od podstaw :) W zgodzie z naturą :) Bez paliwa i spalin :)))

 

piątek, 12 lipca 2013

Koszty sianokosów

100zł/godzinę koszenia. Na jednym hektarze wyszło 3,5 godziny czyli 350zł za skoszenie jednego hektara. Teren górzysty i jednocześnie podmokły. Poza tym leżało sporo drewna naciętego tu i ówdzie oraz kilka zapomnianych kamieni i pieńków które łamały żyletki. Paczka żyletek to 120zł podobno. Sam dojazd do mojego gospodarstwa to godzina jazdy w jedną stronę dla tego usługodawcy. To tak musiało kosztować, niemniej jednak to jest kurewsko drogo.
 
Poza tym: zgrabianie, kostkowanie i zwożenie. Wszystko pomaleńku, bo teren trudny. Dużo dziur, rowki po szpalerach drzewek i trochę ocalałych drzewek, które trzeba było omijać aby nie zniszczyć. Dlatego to tak długo trwało.
 
W sumie za skoszenie, zgrabienie, skostkowanie połowy siana i zwiezienie połowy siana zapłaciłam: 400zł, dałam piłę spalinową za którą pierwotnie zapłaciła 1100zł, dałam wykaszarkę spalinową za którą pierwotnie zapłaciłam też 1100zł. Sprzęt używany, ale w dobrym stanie, sprawny, nie zajeżdżony. Z mojego punktu widzenia te sianokosy kosztują mnie do tej pory: 2600zł i jeszcze zapłacę kolejne kilkaset lub dam jakieś narzędzie za zebranie tego co w polu. Wyjdzie gdzieś ok. 3000zł za zebranie siana z ledwo 2 hektarów. To jest mega kurewsko drogo.
 
Dlatego muszę mieć swój ciągnik. Przeciętny koszt używanego traktora to ok. 20.000zł i może się psuć, ciężko chodzić. Plus maszyny do niego typu kosiarka, zgrabiarka, przyczepa, pług, brony, kultywator.
 
Zajebali mi dotacje i nie mam za co kupić, więc się muszę męczyć z wynajmowaniem i słonym przepłacaniem. Inna opcja - kupić wóz konny i nim zwozić siano po trochu. Na wóz konny jeszcze może uskrobię kasy lub zamienię się za narzędzia. Najwyżej nie będę jeść przez miesiąc lub dwa lub będę jeść pokrzywy ze starymi ziemniakami :D No i będę czule wspominać tych, co mi dotacje zajebali :D Żeby im się samochody rozpierdoliły i chodzili na piechotę tak jak ja chodzę i musieli kombinować ze zbiorem siana tak jak ja się męczę i żeby żarli pokrzywy zamiat wołowiny.

I co teraz?


Nagła zmiana pogody – leje, leje i leje. I co teraz? Teraz trzeba zaplanować inne zadania. Gnuśny urzędnik w firmie państwowej potrzebuje tygodnie, ba nawet miesiące by się dopasować do zmieniających się sytuacji. Rolnik musi mieć refleks i wysoki stopień przystosowalności. Musi być elastyczny. Musi reagować błyskawicznie – w ciągu godzin, a nawet w ciągu minut, gdy widzi nagle zrywający się wiatr i nadciągający deszcz, podczas gdy siano niezebrane w polu.

Przeciętny mieszczuch, gdy widzi, iż np. byk się zerwał – zamiast skoczyć do niego galopem i go uwiązać – ciągnie się noga za nogą po polu, aż byk bryknie na trzecią wieś i mieszczuch go przez 3 dni nie znajdzie, albo wcale. Raczej wcale, bo nie umie czytać tropów i nie zna psychiki zwierząt - nie wie, gdzie taki zwierz mógłby się udać. Mieszczuch błądzi w ślepo i tylko przez czysty przypadek byka może znaleźć.

Rolnik który zna swoje zwierzęta – ich psychikę, instynkty, zwyczaje – prędzej znajdzie zwierza.
Ludzie mieszkający całe życie w mieście, to takie niemoty. Nie wiedzą, co się wokół nich dzieje, gdy się znajdą na wsi, na łonie natury. Nie potrafią reagować prawidłowo w prostych sytuacjach. Są jak takie nieruchawe kluchy bez ikry. Zatracają w leniwym, miejskim życiu naturalne instynkty i reakcje. Robią się tacy nijacy. Cała ich aktywność skupia się na atrakcyjnym wyglądzie i zapewnieniu sobie maksymalnej wygody i przyjemności.

Indianka widziała nadciągający deszcz, ale nic nie mogła zrobić, bo nie ma swoich maszyn i jest zależna od tego, od kogo wynajmuje maszyny. Połowa siana na strychu – druga połowa moknie w deszczu. Ta druga partia siana nie będzie już takiej dobrej jakości jak ta pierwsza partia, ale ma nadzieję, że nie zgnije w polu i nie pójdzie na zmarnowanie. Indianka wydała dużo pieniędzy i majątku na to koszenie. Oddała piłę spalinową, wykaszarkę spalinową, dała w gotówce 400zł. To siano co w polu nie ma prawa się zmarnować. Niedobrze, że jest już zwałowane. W takiej postaci gorzej będzie wysychało. Dopiero od poniedziałku ma być pogoda. Cały poniedziałek siano będzie schło i dopiero we wtorek będzie można – być może – je zbierać, o ile doschnie do zbioru. Indianka jest rozeźlona. Tyle było pięknych, słonecznych dni na koszenie i zbieranie siana. Przepadły. Zmarnowane. Tak to jest, jak się nie ma swoich maszyn i jest się zależnym od kogoś i jego innych interesów. Indiance potrzebny jest traktor lub chociaż maszyny konne, aby mogła sobie siano sama zbierać.

Indiana potrafi ciągnąć wóz – można by wozem konnym to siano zwozić. Masa pracochłonnej roboty, ale da się zrobić. Codziennie po trochu. Tylko ten wóz najpierw trzeba mieć.
W sumie w dniu zwożenia była przyczepa i traktor - można było widłami pozbierać to siano. Ile by się zebrało – tyle by się uratowało. Ale dwóch pojechało po jedną część, a trzeci pił kawę przez godzinę. Ledwo zdążyli zwieźć przyczepę kostek i dwie przyczepy drewna. Gdy ci dwaj wrócili z częścią – okazało się, że nie pasuje do kostkarki. Nie można było zebrać kostkarką. Zrobił się wieczór. Zmierzch. Zaczęło padać. Za późno. I tak siano moknie w polu i być może zgnije w tym polu. Praca na zmarnowanie i straty finansowe oraz materialne. Wczoraj podeschło i wczoraj można było zwieźć. Coś stanęło znowu na przeszkodzie. Indianka koniecznie musi mieć swój traktorek lub chociaż maszyny konne. Musi być niezależna on innych. Nie można na innych polegać. Polegać można tylko na sobie.

Gdyby nie czekała, że umówiony usługodawca przyjedzie i zbierze to skoszone siano – to chociaż by to siano w stogi poukładała i przykryła folią, aby siano zabezpieczyć. A tak do ostatniej chwili zwlekał, a w dniu zbioru zepsuła się część od kostkarki i nie zebrał w terminie paszy przed deszczem. A teraz siano moknie w polu i tak będzie mokło aż do poniedziałku. Indianka jest wkurwiona na maksa. W przyszłym roku kupi wóz konny i sama będzie to siano zbierać w dobrą pogodę. Zamiast wydawać forsę i oddawać swój sprzęt za usługi polowe – kupi w to miejsce wóz konny i będzie zwozić siano samodzielnie. Zajmie to wieki – ale zrobi to w terminie i przed deszczem. Kupiła nową kosę. Nauczy się kosić ręcznie. Będzie wykaszała codziennie po trochu, suszyła i zwoziła koniem do stajni na strych.

Niedawno spotkała kosiarza. Powiedział, że w 10 dni można skosić ręczną kosą 5 hektarów trawy. Skoro można – to Indianka będzie kosić. Kosić i na bieżąco suche zwozić. Przed deszczem. A jak nie da rady przed deszczem – to poskłada w stogi i przykryje folią. Stogi załaduje na wóz konny po deszczu i zwiezie w pogodę. Będzie miała bardzo dobrej jakości super dosuszone siano zielonkawe.

Pogoda

Przed nami dwa bardzo deszczowe dni. W niektórych regionach kraju przy zaledwie 15 stopniach podczas wielogodzinnych, ciągłych deszczy, spadnie ponad połowa czerwcowej normy opadów.

W czerwcu wyjątkowo często i intensywnie padało w południowej połowie kraju. Miejscami tak mokro w tym miesiącu nie było od lat.

Jeśli wierzyć w to, że pogoda, jak oliwa, bywa sprawiedliwa, choć w większym zakresie czasu, w lipcu nastąpi odmiana. Oznacza to, że deszczowy biegun przesunie się nad północną połowę kraju, a przekonać się o tym możemy już w najbliższych dniach.

Za mało wakacyjną aurę odpowiedzialny będzie niż znad krajów wschodniej Europy, którego fronty zamiast wędrować tradycyjnie na wschód, zaczną zmierzać na zachód.

"Cofanie" się niżu nie zwiastuje niczego dobrego. Jak pamiętamy na początku czerwca z podobnego powodu doszło do katastrofalnych w skutkach powodzi u naszych sąsiadów.

Na szczęście tym razem powódź nam nie grozi, ale może dojść do podtopień, ponieważ będzie padać i padać, w dodatku obficie. Ulewy rozpoczną się w nocy z czwartku na piątek (11/12.07) w północno-wschodniej części Polski oraz na krańcach wschodnich.

Do piątkowego (12.07) poranka strefa ciągłych deszczy obejmie całą wschodnią, południową, północną i centralną Polskę. Najmocniej padać będzie na we wschodniej Lubelszczyźnie, na Podlasiu, Mazowszu, Mazurach i Warmii. Podobnie będzie przez pierwszą połowę dnia.

Po południu i wieczorem bez opadów tylko miejscami na wybrzeżu. Poza tym deszcze ciągłe i burze z gradem, najmocniejsze w pasie od Suwalszczyzny i Mazur po Warmię i Kujawy. Do końca dnia spadnie tam przeważnie od 15 do ponad 30 mm deszczu.

Temperatura maksymalna wyniesie w piątek (12.07) na ogół nie więcej niż 20 stopni. W strefie silnych opadów będzie lekko powyżej 15 stopni. Odczucie chłodu będzie potęgować wilgoć i silne podmuchy wiatru z zachodu i północnego zachodu.

W nocy z piątku na sobotę (12/13.07) kontynuacja burz i ulew na północnym wschodzie. Bardzo mocno padać będzie także w centrum i na południu kraju. W sobotę (13.07) obfite opady utrzymają się w całej wschodniej połowie Polski, gdzie miejscami będzie zaledwie od 15 do 20 stopni.

Łącznie do końca soboty (13.07) spadnie, poza regionami zachodnimi, od 15 do 40 mm deszczu. Najwięcej na Podlasiu, Mazurach, Warmii, Ziemi Łódzkiej i Mazowszu, gdzie możemy odnotować nawet połowę miesięcznej normy deszczu, a to bardzo dużo.

Na szczęście poza lokalnymi podtopieniami, zwłaszcza w obniżeniach terenu, nic nam nie grozi. Poziom rzek nie jest wysoki, a gleba błyskawicznie wysycha, czego efektem jest ogłoszony na ponad 70 procentach powierzchni kraju najwyższy, czerwony stopień zagrożenia pożarowego.

Deszcze z całą pewnością znacząco poprawią sytuację w lasach i na polach, gdzie o tej porze roku woda jest bardzo potrzebna roślinności. Poprawę samopoczucia powinni odczuć natomiast alergicy, bo deszcz zmyje większość uczulających alergenów. www.twojapogoda.pl

 

czwartek, 11 lipca 2013

Co jutro?

Indianka zastanawia się, od czego zacząć jutrzejszy dzień i czego dokonać. Zacznie raczej od karmienia zwierząt, a potem...

Zmęczona


Indianka zmęczona i niewyspana po wczorajszej akcji „sianokosy”. Trzeba iść na strych i poukładać te kostki i sprawdzić czy siano na polu obeschło po wczorajszym deszczu. Póki co zajmuje się zwierzętami i ogarnia podwórko. 

Siano na polu z wierzchu obeschło - od ziemi wilgotne. Musi jeszcze przeleżeć w gorącu. Właśnie zrobiło się gorąco. Kilka godzin powinno poprawić sytuację i jeśli część naprawiona – będzie można kończyć sianozbieranie. Przydałoby się trochę wiatru. Konie pod wiatą wietrzą się w przeciągu z okien i studzą w cieniu wiaty.

Pora naostrzyć wykaszarkę. Noże się powyginały i stępiły. Indianka użyła do ostrzenia z powodzeniem osełki i młotka, by naprostować zagięte krawędzie. Teraz zalać paliwko i kosimy chaszcze wokół domu :)

Indianka pozbierała część wyrzuconych ze strychu słupów ogrodzeniowych. Są one suche i okorowane. Teraz trzeba je oszlifować i pomalować. Na razie Indianka ma jeszcze 10 gotowych słupów ogrodzeniowych do wkopania. Gdy je zużyje – trzeba będzie uszykować nowe.

Cały dzień na dworzu - w szczerym polu!


Zgrabianie, kostkowanie, zwożenie. Połowa siana na strychu, druga połowa moknie w polu. Zepsuła się jedna część od kostkarki i nie dało rady wszystkiego zebrać przed deszczem. Oby ta partia siana co w polu nie zgniła i dała się uratować. Pierwsza partia siana okay, zielonkawa. Dobra pasza, dobrze dosuszona. Ekologiczne siano. Trawy, koniczyny, zioła. Smaczna i zdrowa pasza dla zwierząt Indianki.

Indianka nie tylko finansowała sianokosy, ale brała w nich czynny udział osobiście. Układała kostki na przyczepie. Kierowała także traktorem z przyczepą, na którą ładowano kostki siana. Fajna sprawa. Podobało się Indiance :) Mimo trudnego, górzystego i podmokłego terenu – nie wywaliła przyczepy ani nie utopiła traktora :)

Zwieźli też część drewna z pola pod dom. W sumie dwie przyczepy.

słowniczek:
“na dworzu” – regionalizm podlaski z okolic Siemiatycz

wtorek, 9 lipca 2013

poniedziałek, 8 lipca 2013

Słoma

Indianka wdrapała się na strych stajni i zrzuciła sporo słomy na dół do stajni i przed stajnię. Zeszła na dół po drabinie. Rozścieliła równomiernie suchą, czystą słomę.

Cały box dla koni zasłany puchatą słomą. W owczarni też pościelone suto.

Na podwórku trawa krótko wykoszona – do połowy podwórka przez zwierzęta i do drugiej połowy podwórka przez Czegewarę.

niedziela, 7 lipca 2013

Mięsożerność

Życie w harmonii z naturą polega na akceptowaniu natury taką jaką jest. W naturze są roślinożercy, mięsożercy. Istnieje łańcuch pokarmowy. Roślinożercy zjadają rośliny, mięsożercy zjadają roślinożerców. Mięsożercy są zjadani przez robale. Zgniłe ciało porasta bujna roślinność która stanowi pożywienie dla roślinożerców itd. To jest brutalne, ale naturalne. Taki jest cykl życia.

Kosimy!

 

sobota, 6 lipca 2013

Indianka na Indianie

Czegewara ujeździł Indianę i wsadził na nią Indiankę. Indianka pierwszy raz siedziała na swojej klaczy :) Najwyższy czas!

Czegewara, mówi, że Indiana jest bardzo dobrym koniem wierzchowym oraz pociągowym i prawidłowo reaguje na komendy. Teraz trzeba na niej tylko jeździć, aby zapamiętała to, czego się nauczyła i nie zdziczała.

Indiankę też trzeba nauczyć jeździć. Sama jeszcze się boi wsiadać na Indianę, bo klacz może zrobić coś nieprzewidywalnego i Indianka spadnie i się potłucze.

piątek, 5 lipca 2013

Skoszone

;)

Upalnie, lecz pracowicie

Wczorajszy dzień minął upalnie, aczkolwiek pracowicie. Oczywiście cały dzień na dworzu. Piękna pogoda sprzyja zadaniom podwórkowo-łąkowym.

Indianka działała na podwórku, a Czegewara kosił trawę, aż się kosa rozpadła. Trzeba kupić nową. Kasy niet. Indianka kombinuje jak koń pod górę, jak zdobyć niezbędne narzędzia. Może by coś sprzedać? Może by tak zrobić domek dla ptaków lub kota i opylić? A może namalować piękne witrażyki? Albo coś uszyć ładnego? Tylko, że jest tyle pracy na gospodarstwie w tej chwili, że nie ma na to czasu. Trzeba pomyśleć, jak zdobyć to, co jest teraz najbardziej potrzebne. Zioła? Indianka ma mnóstwo ziół na swych łąkach. Trzeba by się im przyjrzeć i pozbierać, ususzyć i sprzedać :) Dużych pieniędzy z tego nie będzie, ale zawsze jakiś grosik by się przydał. Grosik, grosz, aż zbierze się trzos :)

środa, 3 lipca 2013

Kąpiel gospodyni, a morale gościa

Gość poszedł do wsi nawiązać kontakt przez Internet z Rosją i Brazylią, a ja mam chwilę wytchnienia dla siebie i możliwość wykąpania się :) Niedobrze jest kąpać się, gdy gość udziela się w pracach gospodarskich, bo wtedy morale i motywacja gościa spada drastycznie :D Lepiej kąpać się, gdy gościa nie ma w zasięgu :D
Muszę zdążyć wypluskać się, nim vet przybędzie i gość wróci.

Gość spędził poza ranczem cały dzień. Wrócił wieczorem, przywieziony przez syna i synową moich znajomych z Zawad Oleckich, którzy prowadzą piękną i zadbaną agroturystykę nad jeziorem Głębokim.

Dziewczyna chce wrócić na moje rancho by pobyć tu trochę i pomóc. Ale pewnie teściowa jej nie puści :) Mają teraz sezon agroturystyczny w pełni i zapewne mnóstwo roboty przy gościach :)

Pogadanka

Indianka już jest dzisiaj po pogadance długiej i powłóczystej z jej gościem, który chciał na niej wymusić skorzystanie z jej komputera i zagroził wyjazdem jeśli mu jego nie udostępni :)

Pomimo faktu, że jej jego pomoc pasuje, nie ugięła się :) Czegewara ma trudny charakter, ale Indianka też potrafi być uparta i nie pozwoli, by jej obcy facet wchodził na głowę :) Jest uczulona na wymuszanie :)

Iskry poleciały, ostre słowa.

O mał gość nie wyjechał dzisiaj. Może wyjedzie jutro. Na razie przestał padać deszcz, a ona mu w trakcie ulewy w stajni wyłuszczyła w detalu, dlaczego to nie zgadza się gościć obcych w jej domu i wpuszczać ich do środka. Chyba zrozumiał, choć nadal naciskał aby mu ten dostęp dała, choć już naciskał mniej namolnie. Nie udostępniła mu komputera, ale rozstali się w zgodzie :) Poszedł do swojego namiotu, a Indianka do swego domu.

Jutro rano ma iść do wiejskiej Internet cafe i załatwić, to co ma do załatwienia. Jego dziewczyna szaleje w Moskwie z zazdrości i zagroziła mu zerwaniem. Musi zazdrośnicę udobruchać :)

Tak czy inaczej, Indianka ma dość pogadanek na dzisiaj :))) Idzie się kąpać, a zaraz potem spać... :)
Jutro rano ma vet przyjechać i zoperować jej sukę oraz obejrzeć klacz z biegunką.

wtorek, 2 lipca 2013

Źrebaczka użarła!


Początek właściwego treningu. Na początek treningu wkurzona źrebaczka użarła Czegewarę tak, że aż mu dziurę w palcu zrobiła. Trzeba było zdezynfekować paluch i opatrzeć.
Potem zaczęliśmy przygotowania do treningu. Połapaliśmy wszystkie konie na linki i unieruchomiliśmy poza jednym, który miał właśnie zostać poddany obróbce treningowej. Pierwsza na środek podwórka poszła Indiana. Czegewara ją przepędził kilka razy wokół podwórka, nałożył jej siodło, oprowadził z siodłem i wsiadł jakby nigdy nic. Stała spokojnie z dziwną miną. Zaczęliśmy rozmawiać. Byliśmy w trakcie rozmowy, gdy nagle wykonała ruch, jakby się chciała tarzać i strąciła Czegewarę z grzebietu. Uklękła na przednie nogi i przekręciła się lekko w bok. Czegewara zeskoczył z niej trzymając ją wciąż za wodze.

Rafael i Indiana

poniedziałek, 1 lipca 2013

Anioł


A jednak mój nowy gość jest aniołem...  Sam z własnej woli, kosi trawę na podwórku kosą tradycyjną  A dopiero co skończył wkopywanie kilku słupów na podwórku, w megaciężkokopliwej glinie... :)

Akademia Kurzej Stopy

Wstał nowy dzień, a wraz z nim wstała piękna Isabelle :D

Od czego by tu zacząć ten wspaniale się zapowiadający dzień?

Wiele prac przed Indianką i jej wspaniałym gościem. Multum ciekawych zadań. W pierwszym rzędzie trzeba zbudować ogrodzenie i wolierę.

Także przenośne wybiegi dla drobiazgu i klatki dla królików.

Jedną ze stajni planują ładnie wykończyć na tyle, na ile skromne środki Indianki pozwalają. Niedługo zaczną wstawiać okna z luksferów. Stajnia jest zabytkowa, mazurska. Piękna. Luksfery będą cudnie się prezentowały w tych głębokich, masywnych otworach okiennych.

Stajnia w okresie letnim pełni rolę jadalni i miejsca debat o polityce, religii, chUjnii europejskiej itp. Jest to miejsce burzy mózgów i planowania zagospodarowania cudownych, zielonych, świetlistych włości włościanki Indianki :)

Indianka wstała dziś wcześniej (5.00) i zastanawia się, czym uraczyć swego brazylijskiego gościa na śniadanie. Wczoraj były naleśniki z dżemem własnej roboty, to dziś dla odmiany kanapki z serkiem brie i szczypiorkiem. Jeszcze jakiś tuńczyk się ostał. Można by zrobić mini sałatkę z ziół i tuńczyka.