Wróciła do domu na późne śniadanie. Przyjechał listonosz. Przywiózł jakieś listy polecone. Trzeba będzie do nich zajrzeć wieczorem. Teraz jeszcze chce posiać trochę żywopłotu.
RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
piątek, 16 listopada 2012
Żywopłot
Wróciła do domu na późne śniadanie. Przyjechał listonosz. Przywiózł jakieś listy polecone. Trzeba będzie do nich zajrzeć wieczorem. Teraz jeszcze chce posiać trochę żywopłotu.
Co hodować? Co uprawiać?
Po namyśle - jeśli drób - to lekki i w maskujących kolorach, co potrafi szybko uciekać przed drapieżnikami i wysoko wlecieć na żerdź w kurniku, aby tam go nie dosięgnął lis (ale kuna i wydra dosięgnie). Brojlery odpadają. Za ciężkie, nieruchawe. Łatwy cel dla drapieżników.
Drzewa owocowe? Tylko stare, silnie rosnące odmiany mają tu szansę przetrwać, ale będą chorować, bo tutaj bardzo bogata fauna i flora, także w pasożyty rozmaite i choroby drzew.
Kasztanowiec i lilak chyba przez zarazę ogniową opanowany.
Aronia się może udać. Bez czarny dobrze rośnie.
Gorczyca się by udała i zniechęciła gryzonie do bytowania na indiańskiej ziemi, ale trzeba mieć traktor by ją uprawiać, więc odpada.
poniedziałek, 12 listopada 2012
Koza Wyrejestrowana
niedziela, 11 listopada 2012
Święto Odzyskania Niepodległości
Sabotaż.
Co to jest sabotaż?
Sabotaż ma także na celu uniemożliwienie lub utrudnienie spokojnego, prawidłowego przebiegu pokojowego marszu patriotów polskich zorganizowanego przez ważną partię polityczną w kraju np. marszu niepodległościowego zorganizowanego przez PIS.
Inny przykład sabotażu: Urzędnik nadużywający swoje stanowisko, wysyła odśnieżarkę na wszystkie drogi w gminie, z celowym pominięciem odcinka drogi przed moim gospodarstwem.
A teraz dywersja. Co to jest dywersja?
Dywersyjny sabotaż – działania bojowe na zapleczu i tyłach wojsk przeciwnika, mające na celu utrudnienie mu działalności na froncie.
Dywersyjny sabotaż, to także szkodliwe działania za plecami rolnika, mające na celu utrudnienie mu działalności rolniczej i spowodowania szkód w postaci zaboru jej zwierząt.
Dywersja to jeden z podstawowych elementów strategii wojny partyzanckiej.
Przykład: Na podanie rolniczki do Urzędu Gminy o odśnieżenie odcinka drogi przed jej gospodarstwem, gdzie pisze w uzasadnieniu, że dojazd jest pilnie potrzebny, bo koniom skończyła się pasza i trzeba dowieźć kolejny zamówiony transport, który nie może przebić się przez śnieg na drodze gminnej - urzędnik zamiast odśnieżyć drogę co należy do jego obowiązków - potajemnie nasyła inspektora weterynarii powiatowej na rolniczkę, by jej zabrano konie, pod zarzutem głodzenia koni.
Inny przykład dywersyjnego sabotażu mającego na celu utrudnienie działalności rolniczej:
12 szczegółowych kontroli jednego gospodarstwa w ciągu roku (Niby wylosowane ;))) )
podczas gdy sąsiadujące gospodarstwa nie są wcale kontrolowane, lub sporadycznie i po łebkach i bez wystawiania mandatów.
Podczas zwinięcia na komendę - prowokatorzy zostają wypuszczeni, natomiast wciągnięci w burdy uczestnicy pokojowego marszu są aresztowani i stawiani przed sądem.
Ponadto sztucznie wywołane burdy są wymówką, dla zakazania dalszego marszu pokojowego w danym momencie, lub/oraz w przyszłości.
Teraz czekajcie na kolejną fajną ustawę, która ograniczy lub zabroni wolnych publicznych zgromadzeń.
Ooo... a tutaj przykład cenzury w internecie:
http://niezalezna.pl/34709-publikujemy-zdjecia-policyjnych-szpicli
Strona zdjęta "odgórnie".
Po to im była potrzebna ustawa o ACTA - aby cenzurować kogo chcą i kiedy chcą...
A tutaj przykład, jak nasza droga policja (droga, bo płacimy na nich nasze podatki - z naszych kieszeni się żywią) "kocha" naród polski:
http://vod.gazetapolska.pl/2746-policyjna-prowokacja-mamy-ich-sfilmowanych
Mocium panie - frytki na drugie danie!
“Mocium panie, mocium panie – frytki będą na drugie danie! :)” - Indianka wymyśliła. Danie proste, szybkie i smaczne. Szkoda dnia całego na stanie w kuchni i gotowanie, gdy tyle zajęć na dworze czeka. Warto wykorzystać tę ładną pogodę by trochę popracować w ogrodzie – dosadzić sztoberki na przykład. No i to ogrodzenie uszkodzone trzeba naprawić najpierw. Kilka drzewek owinąć przed zimą.
Powolne Ruchy
Dzisiaj niedziela. Słoneczna niedziela. Indianka od rana karmi zwierzęta, myje ich garnki i poprawia miejsca spoczynku zwierząt. Czyści żłoby, wymienia wodę. Powoli, bez gwałtownego pośpiechu. Tej powolności nauczyła się od swoich wakacyjnych gości, którzy każdą czynność celebrują z wielkim namaszczeniem, nie śpiesząc się. Dzisiaj niedziela, więc ona się śpieszyć nie będzie. Cały naród odpoczywa. Wielu grilluje lub po prostu leniuchuje. Indiance się też należy nieco relaksu.
Gąski na podwórku. Pohałasowały. Nie dały się zapędzić do rzeczki.
Zaraz trzeba wydoić kozy i poprawić ogrodzenie w jednym miejscu, gdzie koziołek zepsuł je.
Dziś na obiad skromnie: rosołek. Za to wczoraj był obiad królewski: pokrojona w kostkę polędwica drobiowa uduszona z młodą dynią także pokrojoną w drobną kostkę. Przyprawione przyprawą azjatycką. Do mięska ugotowane ziemniaki. Sos z duszonej polędwicy i dyni do polania ziemniaków – bardzo smaczny. Do popicia: kompot jabłkowy. Smaczny obiadek wyszedł.
Dzisiaj za to skromny rosołek. Może ziemniaki na drugie ugotować? Tylko co do nich podać? Kolejną dynię?
Jajko tylko jedno i to z wczoraj. Kury zrobiły przemeblowanie w swoim kurniku i jaj nie ma. Dostały dzisiaj cały garnek pszenicy, także dodatek paszowy i czystą wodę. Grzebią, wybrzydzają, ale jajek nie dają. Dostały też trochę zielonego i odpadki z kuchennego stołu. Nażarte są, ale jaj nie niosą. Może faktycznie trochę je wypuścić na dwór? Niech sobie pogrzebią w ziemi i wykopią robaki. Ale wtedy zniosą jaja gdzieś w stajni! I jastrząb może je zabić na podwórku.. I tak źle i tak niedobrze. Chyba, żeby im maleńki wybieg zmontować tuż przy oknie.
sobota, 10 listopada 2012
Co??? Trzynaście tysięcy wejść???
Kózki Przygarnę
piątek, 9 listopada 2012
Ruch W Interesie
Trzy transakcje - wszystkie zaplanowane na ten tydzień - udało się szczęśliwie doprowadzić do końca. Indianka zadowolona. Sprzedała koziołka, zrobiła podstawowe zakupy: 20kg kaszy jęczmiennej dla psa i kota, 5 kurczaków dla siebie (miękkie kosteczki dla kici i suki), środki czystości - trzeba będzie wysprzątać chałupę gdy znikną z niej jabłka, gałęzie, donice z ziemią i milion innych rzeczy. Kupiła także 120 worków do spakowania pokrojonych na kostkę dyń - będą zamrożone na zimę. Kupiła też 30kg cukru - do usmażenia na dżem pozostałych jabłek, które trzeba szybko kończyć, bo już się psują coraz mocniej.
Państwo którzy kupili koziołka, byli tak wspaniałomyślni i domyślni, że sami z siebie zapytali czy potrzebne jakieś zakupy i jadąc do Indianki po koziołka, nakupili wiktuałów na poczet ceny koziołka :)
Indianka cała szczęśliwa z tego powodu - tym razem wielki ciężar przyjechał autem, a nie na jej plecach :) Około 60kg towaru :) Z radości obdarowała przyjezdnych wielką dynią. Niech im smakuje! :)
Gdy wracała z Olecka tego dnia też miała dużo szczęścia - kolejny ludzki człowiek się trafił - chłopiec ze wsi Kowale Oleckie, który jadąc autem z Olecka widział jak Indianka maszerowała w ciemnościach drogą - sam się z siebie zatrzymał, poczekał aż Indianka dojdzie i zawiózł ją prawie do samego domu nadkładając kilka kilometrów drogi... Bóg zapłać! :)
Dzięki tym ludziom ten dzień był dniem bardzo udanym :)
czwartek, 8 listopada 2012
Konsultacje Społeczne
Indianka dzisiaj zmitrężyła sporo czasu na negocjacjach z partnerami handlowymi w sprawach zakupu pewnych środków produkcji rolnej oraz na konsultacjach społecznych w sprawie uprawy niektórych roślin ogrodowych, ale ten czas był niezbędny by dobrze się przygotować zarówno do transakcji jak i do nasadzeń.
Transakcje zostały szczegółowo omówione. Sposób uprawy takoż. Teraz można odstąpić od komputera i zająć się pracą w terenie... :)
środa, 7 listopada 2012
Mokro Aż Kląszczy
Indianka aczkolwiek niechętnie, ale wyszła na dwór. Mokro aż kląszczy. Jedyne możliwe obuwie to kalosze.
Nakarmiła konie i gąski owsem. Konie pasą się w sadzie, gąski na podwórku. A kozy kręcą się przy siedlisku.
Kurom wczoraj tyle nałożyła pszenicy, że nie ma po co schodzić do piwnicy ;) Kury tam mają okno, wodę, pszenicę i co najciekawsze – gniazdo w którym znoszą sporadyczne jajo. Indianka im uchyla okno na kilka godzin dziennie by przewietrzyć piwnicę, ale dziś jest na dworze wilgotniej niż w piwnicy, więc nie ma sensu.
Kicia po raz pierwszy odważyła się przemaszerować pod nosem suki i wyszła kulturalnie przez drzwi wejściowe i ganek na dwór – polować na myszy i nornice, których mnóstwo w okolicy. Tak dużo tutaj gryzoni, że zjadły Indiance wszystkie buraczki, tylko liście zostały.
Indianka wczoraj wieczór, mimo znużenia – wzięła do łóżka garść gałęzi i pocięła na sztobry. Dzisiaj sadzi w glebę pocięte kawałki malin, zastanawiając się, czy wypuszczą korzenie. Wcisnęła w glebę kilkanaście sztuk i rozpadało się. Wróciła do domu przeczekać ten większy deszcz.
Przygotowała piłę do oddania do serwisu. Opisała rodzaj usterki – dźwignia nie zatrzymuje się na każdej z 4 pozycji, tylko na 3. Gdy ustawia się ją na drugiej pozycji – samoczynnie przesuwa się na trzecią i silnik gaśnie.
Ogólnie ciężko się silnik odpala. Indianka nie jest w stanie jej odpalić. Gdy ktoś jej odpali piłę – piła chodzi przez jakiś czas, ale gdy jest używana do cięcia – gaśnie, zwłaszcza gdy jest przechylona na bok. Potem nie można jej odpalić. Straszna męczarnia z tym Stihlem. Husqvarną się jej lepiej pracowało. Gdy będzie ją stać – znowu kupi sobie Husqvarnę. Husqvarną się jej lekko cięło drzewo. Nawet nauczyła się zmieniać i naciągać łańcuch. W tym Stihlu wszystko tak ciężko działa. To piła dla faceta, a nie dla delikatnej kobiety. A może sprzedać i kupić Husqvarnę? Nie starczy kasy. Husqvarna droższa.
wtorek, 6 listopada 2012
Znużona
Boczniak
Indianka lubi grzybki. Bardzo lubi grzybki. Ale niestety boi się zbierać sama to co u niej na ziemi rośnie, bo to zwykle grzyby niejadalne lub trujące – jak miała się okazję ostatnio przekonać. Więc, dla bezpieczeństwa, postanowiła spróbować hodowli boczniaka w piwnicy. W tym celu nabyła odpowiedni balot, który już jest zagrzybiony grzybnią. Teraz czeka na owocniki. Boczniak lubi wilgoć i światło oraz dodatnią temperaturę około kilkunastu stopni C. Indianka zapewniła mu wszystkie trzy parametry. Tylko trochę temperatura w piwnicy niska, bo ledwo kilka stopni, ale powinien mimo wszystko plonować, tylko wolniej. Indianka już się nie może doczekać grzybków. Póki co – dziś sos grzybowy z grzybków przysłanych przez miłą Elę. Indianka pozdrawia Elżbietkę :)
Rozochocona wizją hodowli grzybów - Indianka przygotowała nowe podłoże pod zagrzybienie. Nie wiadomo, czy grzybnia się przyjmie, bo to zdaje się słoma owsiana, ale zaryzykowała. Na oborze ma jeszcze twardą słomę przenżytnią. Ta by się nadawała. Tylko trzeba się wdrapać wysoko - drabinę przytargać. No i na razie pojemniki ma już zajęte przez słomę owsianą. Ale ma jeszcze worki - czyste worki. Te byłyby idealne na podłoże. Najpierw trzeba sprawdzić, czy na tej owsianej cokolwiek wyrośnie. Może nie wyrosnąć, ale słoma już zalana i się ma kisić do jutra rana :) Najwyżej się zmiesza z twardą słomą pszenną co leży na strychu na oborze.
Produkcja Makulatury
poniedziałek, 5 listopada 2012
Love Supreme
"When there's no love in town
This new century keeps bringing you down
All the places you have been
Trying to find a love supreme
A love supreme"
Powieść Amerykańska
Indianka dorwała nową powieść amerykańską pt. “My Antonia” Kiedy może, słucha jej. Obierając jabłka np., lub gotując obiad w kuchni czy zmywając naczynia. Powieść jest o dziewczynie z Bohemii (chodzi prawdopodobnie o krainę w Czechach czy Słowacji). Jako dziewczynka wyemigrowała z rodzicami za ocean do Stanów Zjednoczonych Ameryki i tam osiadła na farmie. Ciężko jej. Ciężko im wszystkim. Ojciec nie wytrzymał psychicznie i popełnił samobójstwo. Ciężar prac polowych i utrzymania się przy życiu spadł na tę dziewczynę w wieku ledwo kilkunastu lat.
Samozachęta
Aby się do pracy nie zniechęcić – trzeba się jakoś do niej zachęcić ;).
Indianka dokończyła budowę ogrodzenia padoku dla koni. Wypuściła konie z podwórka do sadu. Na dworze mokro, nawet bardzo mokro, ale ciepło. Cieplej niż w domu :)
Po dobrze wykonanym zadaniu, aby się zmotywować do dalszej pracy – postanowiła wynagrodzić się hojnie herbatą z cukrem ;). Ale zanim weszła do domu, przeszła się jeszcze do sadu.
Gąski wypuściły się poza podwórko, więc Indianka wracając z obchodu sadu, podprowadziła je nad zbiornik wodny urządzony przez bobry. Gąski z lubością taplały się w wodzie – pływały, nurkowały, trzepotały skrzydłami, a potem starannie skubały i przebierały swoje piórka. Wielką radość im Indianka sprawiła tą kąpielą.
Same raczej nie miałyby odwagi tak daleko od podwórka się zapuścić. Indianka z ogromną przyjemnością przyglądała się ptakom. Zastanawiała się, czy w takim zbiorniku byłyby bezpieczne od lisa. Trudno powiedzieć, do czego jest zdolny lis. Jeśli płytko, może by wlazł do wody, ale tam, w tym miejscu jest około 1,5 metra głębokości, więc gąski miałyby szansę być bezpieczne. Trzeba wygooglać czy lis się boi wody.
Zostawiła gąski nad sadzawką i wróciła do domu – nieopodal gąsek pasą się konie w sadzie, więc lis raczej nie podejdzie, zwłaszcza, że nie bardzo ma się w czym ukryć, bo trawa w sadzie krótka i widać by go było z daleka.
W domu zrobiła sobie gorącą herbatę i zdjęła przemoczone spodnie. Musi sobie sprawić wygodne spodnie dresowe ze ściągaczem u nogawki, bo te powiewne chałaty wysuwają się z gumowców i przemakają oraz błocą się na potęgę.
Robota się piętrzy, kłębi a nawet czasami wali na Indiankę, gdy przechodzi przez wąski korytarz zastawiony różnościami. Ale miała posadzić sztobry na dworze. Przynajmniej część. Pogoda odpowiednia – ciepło i mokro.
Tylko ziemia niezaorana, a w trawie ciężko kopać. Ledwo 14.00, a tu się już jakby ściemniało. Pochmurno. Ponuro. Przydałoby się jeszcze wyjść na dwór, ale spodnie mokre, a inne wilgotne.
Chyba trzeba będzie się zająć sztobrami w domu. No i ciasto miała upiec. Pora obiad gotować. Chyba już dzisiaj na dworze nic nie zwojuje. No, przynajmniej ogrodzenie dobrze zrobione i porządnie stuka prądem.
Lany Poniedziałek
Pada! Ciągle pada! Od rana pada! A może i całą noc padało, bo na podwórku połyskują kałuże wypełnione deszczówką. Indianka długo się zastanawiała “wstać czy nie wstać – oto jest pytanie! – i co zrobić na śniadanie???” Indianka w weekend pracowała, więc mogłaby sobie odpocząć w ten lany poniedziałek, ale niestety robota czeka na dworze, a piętrzy się oraz kłębi w domu.
Zrobiła sobie śniadanie i zastanawia się co dalej. Zaplanowała sobie na dziś wkopywanie sztobrów malin, ałyczy i porzeczek. Ma też mnóstwo gałęzi w domu do pocięcia na sztobry i do posadzenia do doniczek. Na łące trzeba ogrodzenie skończyć i wypuścić na wybieg konie. I tak musi wyjść i zmoknąć. Chociaż ogrodzenie dokończyć i kozy wydoić.
niedziela, 4 listopada 2012
Nowy Wybieg
sobota, 3 listopada 2012
Aby Konik Nie Ucik Potrzebny Jest Drucik ;)
Indianka skonstruowała zgrabny wybieg przed stajnią, coby konikom przypomnieć, jak paskudny potrafi być prąd w druciku ;) Zmontowała przystajenny pastuch na dwa druty, włączyła prąd, wypuściła konie ze stajni i udała się do domu na zasłużoną herbatę.