RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
niedziela, 23 sierpnia 2009
Trening koni
niedziela, 16 sierpnia 2009
sobota, 15 sierpnia 2009
Filmy
czwartek, 13 sierpnia 2009
Wsiowy oszołom
Wieśniak a la PGR wysiadł i chciał ze mną rozmawiać, mówiąc, że on z daleka do mnie przyjechał (ale wyglądał i gadał jak lokalny wieśniak i potem wyznał, że z Gołdapii czyli całkiem blisko) i że się od pół roku do mnie wybierał i że on ma do mnie sprawę, ale najpierw bym mu kawy wyniosła na dwór i siadła z nim na ławce ją wypić. Zawahałam się. „A o co chodzi? Niech pan powie co pana do mnie sprowadza? Co pan ode mnie chce? Jaką ma pan do mnie sprawę?”
Wieśniak zaczął się plątać w zeznaniach, coś zaczynał mówić, ale nie kończył. Wreszcie obcy mi typ pierwszy raz na oczy widziany ponownie rozkazującym tonem z a ż ą d a ł kawy. „Nawet pani zapłacę. Ile?” zapytał. Na to ja: „10zł za 3 kawy.” „Ja pani i 100zł zapłacę jak będę chciał! Co to jest 10zł!”
„No to niech pan zapłaci. 10 zł za 3 kawy” - powtórzyłam.
Na to typ przestał nagle być chętny do płacenia i powiedział coś brzydkiego do mnie. „No to jak nie chce pan kawy to proszę mówić szybko co pan chce ode mnie, bo ja nie mam czasu dla pana. Kozy czekają na udój” powiedziałam zimno.
Na to on, że on wszystko o mnie wie, o moich problemach i że mój mały problem zaraz może być dużym problemem i że jak on zechce to za dwa dni tutaj nic nie będzie i jak mu zaraz kawy nie postawię, to on mi zamknie jutro agroturystykę.
„Nie jestem pana służącą i żadnej kawy pan ode mnie nie dostanie.” – odparłam spokojnie. „O co panu chodzi? Pan mi grozi? Zaraz wezwę policję”
„Ja mam w kieszeni policję! Policja mi z ręki je!” – na to facet.
„Tak? To zaraz zobaczymy.” rzekłam wyciągając komórkę i wybierając numer policji.
Przerwałam wybieranie numeru 997 by wpierw spróbować wyprosić osobiście intruzów. Wszak nasza droga policja ma limity na paliwo ;)
„Proszę stąd jechać. Nie zapraszałam pana. Nie mam czasu z panem rozmawiać.
Jak nie umie pan powiedzieć o co panu chodzi i co pan ode mnie chce to proszę jechać stąd.”
Na to on poprosił, żeby jeszcze raz usiąść przy stole pod domem i że on mi zaraz powie. No, ale nie powiedział. Powtarzał się, plątał. Nie mógł wydusić o co mu chodzi. To trwało gdzieś z pół godziny. W końcu kierowca z wozu wysiadł i za niego dopowiedział, że typ w zaloty przyjechał :))))))))
Na to ja parsknęłam śmiechem. „Poronione zaloty” pomyślałam. „Typ mi na przemian grozi i mnie straszy i na przemian plącze się i nie umie powiedzieć wprost o co mu chodzi. Facet niezrównoważony gwałtownik i do tego maszkara.”
„No to źle pan trafił. To nie ten adres. Nie jestem zainteresowana pana zalotami ani niczyimi. Ta wizyta nie ma sensu. Proszę stąd jechać.”
Wsiowy oszołom ponowił groźby wobec mnie i mojego gospodarstwa.
„Jak zechcę to za dwa dni tego nie będzie.” Rzekł wskazując ręką na mój dom i siedlisko.
„To jest moje gospodarstwo, moja ziemia, moja własność i panu nic do tego.”
Typ na to: „Gospodarstwo jest zadłużone i ja to zlicytuję i będzie zaraz moje.”
Odparłam: „Gospodarstwo nie jest zadłużone i nic pan tu nie będzie licytował i nic panu do mojego gospodarstwa. Gospodarstwo kupiłam za gotówkę, za moją krwawicę, a nie dostałam za frajer od rodziców jak inni rolnicy. Ciężko pracowałam na to by to gospodarstwo kupić i to jest moja własność i wypad stąd.”
„Ja to wykupię!” – straszył oszołom.
„Nic pan nie wykupi i może mi pan naskoczyć.”
„Naskoczyć? Na co?!” – rozjątrzył się oszołom.
„Na wiosło.”
„Gdzie to wiosło?! – gotował się wsiowy oszołom
„Całe mnóstwo wioseł tutaj.” - rzekłam wskazując ruchem głowy pokrzywy robiąc sobie jaja z faceta na całego.
Kierowca się odezwał. „Pani go nie słucha, jemu brak jednej klepki, oni wszyscy tacy w rodzinie powaleni. I ojciec i matka i rodzeństwo.”
Oszołom rzucił kierowcy złe spojrzenie: „Od jutra u mnie nie pracujesz”
„Współczuję panu takiego pracodawcy. Na pewno znajdzie pan lepszą pracę, gdzie indziej” – rzekłam do kierowcy.
Oszołom tymczasem wszedł do paki na chwilę i wyniósł ćwiartkę wódki i dalej do mnie, że on chce pogadać.
Po co pan tę wódkę wyniósł? Ja nic z panem nie będę pić. Niech się pan stąd zabiera. Nic z panem nie będę piła. Do widzenia.
Obeszłam pakę i zaszłam od strony kierowcy i domknęłam otwarte drzwi.
Proszę już jechać. Powiedziałam do nich.
Oszołom jeszcze wściekał się w kabinie, rzucił kluczykami w kierowcę.
Nadal szczekał do mnie.
„Paszoł won z mojej ziemi, bo zaraz grabiami popierdolę!” – wkurzyłam się wreszcie i poszłam po grabie. Znalazłam coś lepszego – stalowe maszty na prąd i właśnie przymierzałam się do jednego z nich, gdy w końcu paka ruszyła z mojego podwórka i popapraniec ze swoją świtą wyjechał z mego siedliska. Na górce na mojej drodze jeszcze na chwilę się zatrzymał i po chwili odjechał.
Patrzyłam przez chwilę jak jadą i spokojnie poszłam doić kozy. Pierwsza była cycata Agata. Duuużo mleka mi dała tego wieczora. Chyba budyń ugotuję.
Kochanie...
środa, 12 sierpnia 2009
Alem zmęczona
Mglisty dzień
Zrobiłam listę niezbędnych zakupów. Namoczyłam pędzle w wodzie. Będę malować oborę i piwnicę. Potem pokoje i korytarz. Chociaż najpierw powinnam skuć tynki w kuchni i wyszlifować drewnianą zabudowę schodów na korytarzu, bo się będzie koszmarnie kurzyć i świeżo malowane ściany mi pobrudzi kurz.
Parę lat temu ci z Kowal Oleckich obiecali wymienić cały kabel od słupa na warkocz. Teraz ich nie ma – placówka zlikwidowana, a kierownik z placówki Olecko nie chce dotrzymać danego przez placówkę z Kowal Oleckich słowa. Muszę podanie do Zakładów Energetycznych pisać by się tym zajęli.
wtorek, 11 sierpnia 2009
Ekowioska
Deszczyk
Pechowy poniedziałek
Nie ma jak w domku... :) Zły humor rozlazł się po kościach i już nie jestem tak rozdrażniona
niedziela, 9 sierpnia 2009
Rowerowa wyprawa
Ranczer zagnał quadem krowę, ale cwaniara wróciła do stada i musiał na nóżkach ją gonić aby nadążyć za jej zwinnymi manewrami. Oboje krowę wygnaliśmy z pastwiska wreszcie po dłuższym ściganiu się z nią. Potem też nie było łatwo. Przez pastwisko sąsiada przegnałam krowy. Hiacynta grzecznie przeszła na moje pastwisko, a Bernadetta zaszyła się w krzakach i za żadne skarby świata nie chciała wyjść i iść do mnie na pastwisko. Do południa się z nią męczyłam. W końcu ją sposobem wyprowadziłam z krzaków. Potem doiłam kozy, karmiłam kurczaki, króliki, psy i tak zleciał dzień. Wieczorem upiekłam świeży chleb i posmakowałam świeżo zrobionego twarogu koziego. Pycha. Wyjątkowo smaczny wyszedł. Taki gęsty, śmietankowy, tłusty. Zjadłam sobie na spóźnione śniadanie czy właściwie na lunch miseczkę tego twarożku rozrobionego ze śmietanką kozią i cukrem. Niebiański smak! Co te kozy jadły, że taki dobry serek wyszedł? ;)
piątek, 7 sierpnia 2009
Gratuluję!
Paulina zdobyła pracę zgodną z jej wykształceniem, czyli z wykorzystaniem języka francuskiego. Gratuluję!
Samotny sierpień
Zanosi się na to, że sierpień spędzę sama. Nic to nowego dla mnie ani dotkliwego.
Przywykłam do pustelniczego trybu życia. Lepsze to, niż dzielenie czasu i przestrzeni z toksycznymi ludźmi. Co innego, gdyby się zdarzył jaki światły, dobry człowiek. No, ale takich to nie uwidzisz na co dzień i w dużych skupiskach miejskich, co dopiero na moim pustkowiu.
czwartek, 6 sierpnia 2009
Znużona, zmęczona, znudzona
W końcu nie wiem co będzie i kto mi tą awarię usunie. Brak jednej fazy. Kabel do wymiany. Okablowanie z głównego masztu do mojego domu co leci jest przestarzałe, aluminiowe. Trzeba wymienić na warkocz i przy okazji licznik wystawić na dwór.
środa, 5 sierpnia 2009
Ziółka
Dla odmiany
Słowem, przygotowałam sobie stanowisko pracy. Nie wiem, czy dzisiaj cokolwiek zrobię, bo się nie czuję na siłach, ale chociaż warsztat pracy umysłowej przygotowałam sobie. Gdy tylko się lepiej poczuję, zabiorę się za papiery.
wtorek, 4 sierpnia 2009
Fatalne samopoczucie
Tak jak veganie nie jedzą mięsa, nie piją mleka i unikają wszystkiego co odzwierzęce, tak ja unikam leków syntetycznych, więc nie wezmę żadnego środka przeciwbólowego. Muszę się przemęczyć z tym bólem dzisiaj. Jutro może będzie lepiej. Boli mnie też trochę głowa. Chciałam na dziś umówić się z elektrykiem, ale nie dam rady dopilnować jego usługi, więc dam sobie spokój. Dzisiaj łóżko.
poniedziałek, 3 sierpnia 2009
Dzień gospodarczy
Przybył listonosz i przywiózł niemile widziane rachunki oraz mile widzianą paczuszkę ;) Uwielbiam dostawać paczuszki, paczki i paki :D
W paczuszce przede wszystkim machorka dla Jacka, ale kupa podstawowych oraz pomocnych gadżetów i coś do przekąszenia :) Koleżanka Blanka mnie rozczuliła herbatnikami korzennymi i afrykańską herbatą. Bardzo w czas przysłała też koszulki i teczki na dokumenty. W tym tygodniu planuję uporać się z dokumentacją rolniczą. Na pewno te koszulki i teczki pomocne będą w ogarnięciu papierzysk.
Napaliłam w piecu i nagrzałam wodę. Wykąpałam się z lubością i zabrałam do zmywania i prania. Wtedy wpadli elektrycy i wymienili zepsuty licznik.
Wczoraj opuścił me włości Piotr z Bielska-Białej. Pomagał w sumie 3 dni po ledwie 5 godzin dziennie. Dostał za to darmowy pobyt na moim rancho wraz z wyżywieniem. Już od pierwszego dnia obnosił się przede mną ze swym gołym torsem budząc we mnie odrazę. Pomagał niechętnie, wybiórczo i wybrzydzał ciągle. W sumie nie wiem po co on tu przyjechał. Dobrze, że już pojechał. Strasznie nudny i marudny był. Dużo się też wymądrzał. Np. gdy zerwałam trzy maleńkie główki dojrzałego nasienia maku rosnącego dziko i sporadycznie na miedzy tuż przy zasiewach zboża sąsiada, ciesząc się, że będzie fajna przyprawa do chleba – agroturysta Piotr wygłosił poronione pouczenie, że mak jest nielegalny. Wkurzył mnie. Wytłumaczyłam zarozumialcowi, że nielegalne to są regularne uprawy maku z przeznaczeniem na kompot dla narkomanów, a nie drobne zbieranie ziół na cele kulinarne.
Innym razem gdy upiekłam ciasto drożdżowe na śniadanie i zapytałam czy smakuje, odrzekł „może być”. Zapytałam wtedy, jak często on piecze ciasta śniadaniowe. Stwierdził, że rzadko, albo wcale. Potem rozmowa potoczyła się na temat prac damskich i męskich. Gościu mnie rozdrażnił, gdy skwitował, że prace domowe kobiet typu gotowanie, pranie, sprzątanie, zmywanie to „NIC”. Wg niego kobieta prowadząca dom n i c nie robi tylko siedzi w domu. Więc zaproponowałam mu, żeby zrobił takie „nic” jak robią kobiety pracujące w domu – żeby ugotował obiad.
Dałam mu składniki, garnki – i gotuj sobie. Pracę na gospodarstwie skończył o 13.00. Najpierw poszedł poleżeć. Potem zabrał się za gotowanie. Obiad ugotował na 19.00 i to jeszcze z moją pomocą, bo już mnie z głodu skręcało i nie chciało mi się czekać aż ryż ugotuje do tego gulaszu. Nabijałam się z niego i tego jego „nic”. Mówiłam, „nic nie robisz, a tu już 19.00 i ciągle nie ma co jeść” ;) A on się miotał po kuchni kilka godzin :D
Następnego dnia stwierdził, że on tu nie przyjechał aby gotować sobie obiady, tylko że on spodziewał się, że dostanie pod nos gotowy obiad.
Na to ja jemu, skoro gotowanie to „nic”, to sam sobie gotuj, tym bardziej, że pomagasz na gospodarstwie ledwie 5 godzin, a ja pracuję cały dzień i nie mam czasu koło ciebie skakać. Są składniki, przyprawy, garnki – proszę bardzo – bierz i rób.
W ogóle facio wniósł jakąś taką odpychającą nerwowość na me spokojne rancho. Miał też pretensje, że brakuje mu tu dużego towarzystwa. Nie obiecywałam mu tłumów. Jak chciał tłumy, to powinien jechać na Woodstock, gdzie bawi się 300.000 ludzi, a nie przyjeżdżać na ciche rancho. Ponieważ mało robił, a ciągle miał dużo do powiedzenia i wybrzydzał – nie chciał kopać dołków, bo mu za ciężko, nie chciał pielić ziemniaków, bo to damska robota - w pewnym momencie zaproponowałam mu, że skoro nie chce pomagać, to niech nic nie robi tylko wypoczywa i normalnie płaci za pobyt i wyżywienie wg cennika agroturystycznego.
Miał się nad tym zastanowić. W końcu zadecydował, że wraca do siebie. No i bardzo dobrze. Lepiej tak, niż gdyby pomagał wbrew sobie i ględził ciągle, a płacić za pobyt nie miał ochoty, a ja nie mam ochoty nikogo za darmo utrzymywać. Żywność jest droga w sklepach, a na gospodarstwie nic się nie bierze z powietrza. W gospodarstwo trzeba inwestować by móc cokolwiek wyprodukować, a i nachodzić się przy tym trzeba zanim człowiek coś wyhoduje. Facio sobie jakoś błędnie wyobrażał pomoc na gospodarstwie. Trochę pomógł tu, więc dostał za to pożywne, drogie, pełnowartościowe wyżywienie i darmowy nocleg na moim pięknym rancho.
niedziela, 2 sierpnia 2009
sobota, 1 sierpnia 2009
Letnia komnata
W planach mam utworzenie letniej rezydencji dla mej królewskiej mości...
Kto mnie powstrzyma??? :))))))))))
piątek, 31 lipca 2009
Tak ma być?
Koniec lipca
Wczoraj koszmarnie zmęczona i śpiąca byłam. Może za jakiś czas coś dodam.
wtorek, 28 lipca 2009
Wolontariuszka zza granicy
Uzależnienie od nikotyny
Dziś, gdy się dowiedział, że po papierosy nie jadę, jak planowałam wczoraj, lecz zamówiłam internetem i trzeba czekać z dzień/dwa aż przyjdą pocztą priorytetem – uciekł nic nie mówiąc, że idzie. Ja tymczasem jednocześnie załatwiłam mu dwie paczki na dziś także lokalnie. Facet nie wiedział, że załatwiam. Pomaszerował szukać papierosów nic mi nie mówiąc, że rzuca pracę. Może znów go nie będzie tydzień. Tak wygląda praca człowieka uzależnionego. Nic dziwnego, że nie może utrzymać się w żadnej normalnej płatnej pensją co miesiąc pracy w okolicy. Chyba jest bezdomnym kloszardem, śpiącym Bóg wie gdzie i żyjącym od papierosa do papierosa. Tylko praca w moim gospodarstwie jest dla niego szansą jako takiej normalności i formą rehabilitacji. O niebo bardziej wolałabym kupić mu plaster nikotynowy, ale on chce palić niestety. Żeby z nałogiem zerwać, trzeba tego baaardzo chcieć. Nie pozostaje mi nic innego jak tolerować jego nałóg, bo pracuje rzetelnie, gdy mi pomaga. Zaczął palić gdy miał szesnaście lat. Pali już wiele lat i to pali mnóstwo papierosów dziennie – gdy ma to papierosa co godzinę. To jest okropne uzależnienie. Podobno kiedyś próbował rzucić, ale mu się nie udało. Oto przestroga dla małolatów – nie dajcie się wkręcić w papierosy. Sami nie zauważycie, kiedy dobrowolność palenia zamieni się w przymus. Możecie skończyć tak jak ten biedny Jacek – niewolnik peta. Żeby zaspokoić swój głód nikotyny musi miesięcznie wydać co najmniej 150zł na najtańsze, najgorsze papierosy. Poza tym od lat zwłaszcza na Zachodzie i Północy Europy palenie papierosów jest passe – niemodne. Tylko Polacy jeszcze upierają się przy tym zapyziałym zwyczaju. Odpuście sobie papierosy. Kupcie sobie lepiej owoców, albo rolki lub gumę do żucia lub słonecznik czy dynię jak musicie coś mieć w zębach. Nie wiecie co robić z nadmiernie ruchliwymi rękami? Szydełko lub druty w garść i szaliki robić. Mogą być te dla kibiców to przy okazji zarobicie ;)
poniedziałek, 27 lipca 2009
Umiarkowany temperaturowo poniedziałek
sobota, 25 lipca 2009
Pomocnik Jacek powrócił
Nieforsowna sobota
Sałatę przesadzę na żyzną bruzdę to rozrośnie się szybciej, bo słabo rośnie. Może posadzę jedną w donicy koło domu?
piątek, 24 lipca 2009
Veganie opuścili rancho
środa, 22 lipca 2009
Veganie dziobią
wtorek, 21 lipca 2009
Veganie
poniedziałek, 20 lipca 2009
Pechowy poniedziałek
Chyba przejdę zupełnie na kartę. Wkurza mnie ten abonament.
On potrzebuje radykalnego odwyku. Powinien być odizolowany na czas detoksykacji. Podczas posiłków, widziałam, że ręce mu drżały. Co chwila wołał o papierosa. W końcu po piątkowej dyskusji dawałam mu po pół paczki na dzień. Ale to dla niego za mało. On pali co najmniej jedną paczkę dziennie, a jeśli by mógł, to paliłby dwie. Okropne uzależnienie. Pewnie dlatego nie może się utrzymać w żadnej pracy.
Już wiem więcej. Dzieciak ma 18 miesięcy, a kobieta chce się zaczępić na tydzień. Póki co zabłądziła. Nie zapytała mnie o adres i pojechała nie tam gdzie trzeba :D
To nie koniec złych wieści. Dostałam komplet blankietów do wpłaty za umowę ratalną, której nie podpisałam. Akwizytor od Cyfry Plus albo ktoś ze sklepu EUROSAT SUWAŁKI podpisał się za mnie. Nie dostałam żadnego sprzętu, ani nie założono mi tej Cyfry. Nie podpisałam też umowy o dostawę. Uwaga na fałszerzy i oszustów!
niedziela, 19 lipca 2009
22:22
A... nie założyłam Cyfry Plus... Kiedyś w przyszłości może to zrobię... Lubię programy przyrodnicze i naukowe... Teraz i tak nie mam czasu oglądać TV, a do tego montażysta tak mocno mnie zniechęcał jak akwizytor zachęcał, stwierdziłam więc, że nic na siłę... Mogę się obejść bez tych 100 kanałów. Nie mam czasu ni ochoty oglądać nawet te 3 co mam. Poza tym i wśród nich trafiają się moje ulubione seriale, które oglądam niekiedy...To mi wystarczy... Mam też stertę powieści do słuchania i to mi na razie wystarczy... Uwielbiam te klimatyczne powieści...
Domownik zdezerterował
Domyśliłam się, że w ogóle nie poszedł dziś kopać. Zaszłam do domu. Zobaczyłam, że szpadel stoi na ganku. Nie używał go wcale dziś. Zajrzałam do jego pokoju. Plecaczki znikły. Zostały brudne ciuchy, buty i klapki. Więc może zamierza wrócić. Tak czy inaczej wkurzyłam się. Oszukał mnie i okłamał. Jacek chciał być traktowany jak dorosły, a zachował się jak dzieciuch. Jeśli wróci, nie dostanie już tego ładnego pokoiku z łazienką. Będzie spał w namiocie dopóki nie wysprząta, nie wyszoruje i nie wybieli izby piwnicznej, którą mam zamiar adaptować na sypialnię. Jest tam okno, jest tam prąd i oświetlenie. Trzeba wstawić co najmniej jedne drzwi, ale mam na nie dechy. Już wcześniej je oszlifowałam i pomalowałam. Są gotowe do zbicia w drzwi.
Moje własne łóżko się połamało. Nie mam na czym spać. Wracam do pokoiku jeździeckiego. Jacek już go nie dostanie. Mieszkał to nie uszanował, że dostał najładniejszy pokoik w domu. Ten jego skryty wyjazd! Nie cierpię jak ktoś robi ze mnie idiotkę. Będzie kara.
sobota, 18 lipca 2009
Domownik
Powyższą definicję utworzyłam na podstawie siedmioletnich obserwacji najbliższego otoczenia.
U najbliższych sąsiadów w ciągu ostatnich 7 lat przewinęło się po kilku domowników. Niektórzy domownicy pozostawali w gospodarstwie po kilka lat, inni po kilka miesięcy.
Były to osoby, które dzieliły wieloosobowe izby w wiejskich domach pozbawionych łazienek. Niekiedy izbę dzieliły wraz z gospodarzem, w innych przypadkach miały wydzielone osobne pomieszczenia w domu gospodarza lub w przyległym chlewiku. W jednej izbie mieszkali zarówno mężczyźni jak i kobiety.
Domownicy stołowali się wraz z gospodarzami. Pomagali na gospodarstwach od świtu do nocy bez dni wolnych.
Gospodarze pijący alkohol i palący papierosy niekiedy dzielili się tymi używkami ze swoimi domownikami. Z reguły były to najtańsze alkohole typu winiawki, piwo, ruska wódka, oraz tanie ruskie papierosy z przemytu.
piątek, 17 lipca 2009
Houston, we've got situation here!
czwartek, 16 lipca 2009
Porządki
Z piwnicy wynieśliśmy solidny stół ślusarski na dwór. Wczoraj przeszlifowałam paletę czyniąc ją piękną ławą ogrodową. Mój robotnik z niedowierzaniem spoglądał, gdy z dużą wprawą szlifowałam deski przy pomocy flexa. Chyba nigdy na oczy nie widział kobiety z flexem w dłoni ;)
wtorek, 14 lipca 2009
Pracowity dzień
Niespodzianka sprawiła mi wielką radość – dostałam naczynia z tej sprawdzonej serii, którą kupowałam wcześniej. Wypakowałam naczynka i ustawiłam w pokoiku pracownika na szerokiej skrzyni by się nacieszyć ich widokiem. Jutro sobie wypijemy capuccino w tych ślicznych filiżaneczkach... :)
Jastrzębie mnie martwią. Krążą dwa nad moim gospodarstwem. Na razie się nie odważyły zaatakować, ale to tylko kwestia czasu. Na razie obecność kóz i koni chroni moje kurki. Niepewna to ochrona.
poniedziałek, 13 lipca 2009
Dzień pełen ludzi
niedziela, 12 lipca 2009
Wolontariat
Wolontariat [edytuj]
Wolontariat (łac. volontarius - dobrowolny) dobrowolna, bezpłatna, świadoma praca na rzecz innych lub całego społeczeństwa, wykraczająca poza związki rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie.
Wolontariusz to osoba pracująca na zasadzie wolontariatu. Innym określeniem jest ochotnik (choć ten wyraz ma też inne znaczenia).
- Określenie bezpłatna - nie oznacza bezinteresowna, lecz bez wynagrodzenia materialnego. W rzeczywistości wolontariusz uzyskuje wynagrodzenie niematerialne: satysfakcję, spełnienie swoich motywacji (poczucie sensu, uznanie ze strony innych, podwyższenie samooceny itd.).
- Określenie wykraczająca poza związki rodzinno-koleżeńsko-przyjacielskie oznacza, że wolontariatem nie jest każda praca na rzecz innych. Np. pomoc własnej babci wolontariatem nie jest, natomiast pomoc starszej osobie w pobliskim domu starców - jest.
Spis treści |
Charakterystyka
Wolontariat jest zapewne tak stary, jak sama ludzkość. Na początku nie miał ram instytucjonalnych, z czasem zaistniał w organizacjach kościelnych, samopomocowych, a wreszcie pozarządowych.
Zasadniczym pojęciem związanym z wolontariatem jest motywacja. Aby dana praca wolontaryjna była pomyślna, zazwyczaj konieczne jest aby zarówno wolontariusz, jak i organizacja z nim współpracująca były świadome motywacji wolontariusza.
Najczęstsze motywacje wolontariuszy:
- chęć zrobienia czegoś dobrego, pożytecznego;
- potrzeba kontaktu z ludźmi lub nawiązania nowych znajomości;
- chęć bycia potrzebnym;
- chęć spłacenia dobra, które kiedyś od kogoś się otrzymało;
- chęć zdobycia nowych umiejętności oraz doświadczeń zawodowych i życiowych;
- pobudki religijne.
Rok 2001 został uznany przez ONZ Międzynarodowym Rokiem Wolontariatu.
Dzień Wolontariusza - 5 grudnia
Wolontariat w Polsce
Wolontariat w Polsce powojennej ograniczał się do Związku Harcerstwa Polskiego, jednak od 1990 r. zaczął rozwijać się w licznie powstających od tego roku organizacjach pozarządowych. Szacuje się, że obecnie około dwóch milionów Polaków jest lub bywa wolontariuszami.
Mimo to wolontariat jest w Polsce zjawiskiem znacznie mniej powszechnym, niż w krajach zachodnich. Wynika to zapewne z trzech przyczyn:
- braku tradycji wolontariatu, przekazywanej z pokolenia na pokolenie (przerwa spowodowana okresem PRL);
- dążenie do podniesienia standardu życia, które powoduje, że najpierw zaspokaja się własne potrzeby (np. samodzielne mieszkanie), a dopiero w drugiej kolejności potrzeby społeczne;
- relatywnie niskiej świadomości możliwości działania społecznego w organizacjach pozarządowych.
Do tej pory wolontariat w zasadzie nie istnieje w polskim prawie. Stwarza to duże praktyczne bariery dla rozwoju tej formy pracy. W czerwcu 2003 r. weszła w życie Ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie.
W Polsce istnieje sieć Centrów Wolontariatu, które oprócz promocji tej idei zajmują się:
- pośrednictwem ofert pomiędzy organizacjami, a osobami chcącymi zostać wolontariuszami;
- przygotowywaniem obydwu tych grup do współpracy.
Często spotykana jest jeszcze opinia, że wolontariuszem mogą być tzw. społecznicy, ludzie "stworzeni" do pomagania innym. Organizacje pozarządowe na podstawie własnych doświadczeń we współpracy z wolontariuszami wyraźnie sprzeciwiają się takiemu stanowisku i przekonują, że wolontariuszem może zostać każdy, bez względu na wiek, płeć, poziom zamożności, zawód, wykształcenie, doświadczenie itd. Niezbędne są za to takie cechy jak odpowiedzialność i uczciwość.
Uwagi na temat nazewnictwa
- Nie należy mylić wolontariatu z woluntaryzmem (kierunkiem filozoficznym).
- Określenia społecznik i altruista nie są synonimami wolontariusza, gdyż to pierwsze sugeruje konieczność posiadania specjalnych predyspozycji pozwalających zostać wolontariuszem, a to drugie sugeruje całkowitą bezinteresowność.
- Potoczne określanie mianem wolontariatu pracy za niską płacę nie jest prawdziwe.
- Termin praca społeczna jest w zasadzie tożsamy z wolontariatem, lecz ze względu na złe skojarzenia z czasów PRL nie jest obecnie używany. Negatywne skojarzenia wynikają z tego, że praca społeczna zazwyczaj nie była dobrowolna i często była bezsensowna lub jej cel nie był akceptowany przez wykonujących pracę.
Przykłady
Wiele ogromnych przedsięwzięć społecznych odbywa się na zasadzie wolontariatu. W Polsce najłatwiej zauważyć wolontariuszy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i Polskiego Czerwonego Krzyża. Ale wolontariat to nie tylko dzialanie na rzecz bliźnich. To także np. opieka nad zabytkami. Przykładem są tutaj wolontariusze Fundacji Polskich Kolei Wąskotorowych.
Inne przykładowe organizacje i projekty oparte na wolontariacie:
- Amnesty International
- Fundacja Mam Marzenie
- Salezjański Wolontariat Misyjny "Młodzi Światu"
- Fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie"
a ze świata komputerowego np.:
Linki zewnętrzne
Polskie
- Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2003 r. Nr 96, poz. 873)
- Sieć Centrów Wolontariatu w Polsce
- Serwis o wolontariacie na NGO.pl
- Wolontariat w katalogu Open Directory Project
Zagraniczne
- World Volunteer Web (en)
- United Nations Volunteers (en)
sobota, 11 lipca 2009
Ciężko chore
To był ciężki dzień. Jestem przygnębiona. Dwa zwierzaki ciężko zachorowały. Nie wiem czy z tego wyjdą. Jestem załamana. Jutro spróbuję powalczyć o przywrócenie ich do zdrowia przy pomocy tych leków, środków i ziół jakie tu mam.
Uczczenie wielkiej rocznicy
Mam do złapania jeszcze dużego kozła i kozę bezrożną. Kozę muszę bezwzględnie złapać, bo ma ogromne wymiona do wydojenia. Jest płocha. Nie daje do siebie podejść.
Rocznica
Agroturystyka - definicja
Agroturystyka – forma wypoczynku w warunkach zbliżonych do wiejskich. Może być połączona z pracą u osoby zapewniającej nocleg. Traktowana jako alternatywne do rolnictwa źródło dochodu mieszkańców wsi.
Ta forma masowej turystyki obejmuje różnego rodzaju usługi, począwszy od zakwaterowania, poprzez częściowe lub całodniowe posiłki, wędkarstwo i jazdę konną, po uczestnictwo w pracach gospodarskich. Polega na wykorzystaniu piękna krajobrazu wiejskiego i uatrakcyjnianiu gościom pobytu udziałem w codziennych zajęciach w gospodarstwie, w tradycyjnym rzemiośle artystycznym (np. haftowanie, szydełkowanie), w obrzędach ludowych oraz w przygotowywaniu potraw regionalnych, połączonym z wypiekiem chleba, wyrobem serów lub wędlin.
Agroturystyka to rodzaj turystyki wiejskiej, znanej w Polsce od dawna jako wczasy pod gruszą. Jest to forma wypoczynku u rolnika, w funkcjonującym gospodarstwie rolnym, gdzie można mieszkać, jadać wspólne posiłki z gospodarzami, uczestniczyć w wielu pracach polowych, obserwować jak na co dzień wygląda hodowla zwierząt i produkcja roślinna.
Źródło definicji: WIKIPEDIA, Foto: Indianka
piątek, 10 lipca 2009
Ongiś...
W ogrodzie stała stara żeliwna wanna do której nalewałyśmy szlaufem wody. Gdy było gorąco i woda w niej się nagrzała – wchodziłyśmy do tej wanny i pluskałyśmy się nawzajem :)
Dziadek zabierał nas na wóz do którego zaprzęgał konia i jechaliśmy pod las kosić trawę dla koni. Uwielbiałyśmy te wycieczki. Gdy Dziadek pozwalał nam powozić koniem – byłyśmy w siódmym niebie :)
W porze podwieczorku, siadaliśmy wszyscy na obszernej ławce. Babcia lub Dziadek wynosili dużą emaliowaną miskę pełną strąków bobu i skubałyśmy nasiona. Potem Dziadek wyłuszczony bób stawiał w kuchni w garze na piecu i gotował bób na miękko. Gotowy bób odlewał i wynosił na dwór na ławkę przed domem. Tam obierałyśmy nasiona z łupinek i zajadałyśmy z wielkim apetytem wpatrując się w zachód Słońca i pojawiającą się połówkę Księżyca. Z oczami utkwionymi w niebo i Księżyc godzinami rozprawiałyśmy o Marsjanach i UFO ludkach... ;) Bardzo chciałyśmy by istnieli i kiedyś nas odwiedzili... :)
Wieczorami, gdy kury były już pozamykane, Dziadek spuszczał Murzyna – czarnego wilczura i wilczur uganiał się za nami próbując chapnąć, którąś z nas za nogę. Uciekałyśmy przed nim z piskiem. Wskakiwałyśmy na co się da byle wyżej, byle nas nie dosięgł, a on biegał od jednej do drugiej próbując nas dopaść. Byłyśmy szybsze :)
Ekscytowała nas ta zabawa z psem :) Cały dzień niecierpliwie wypatrywałyśmy wieczora, by ścigać się z wilczurem :)
Wolontariusze
To będzie nowe doświadczenie dla mnie. Ludzie z miasta nie nadają się do ciężkiej pracy, ale jakoś spróbuję ich tu zagospodarować, by obie strony były zadowolone – zarówno włościanka Indianka jak i wolontariusze. Bym ja tu miała pomoc odczuwalną, a oni by mieli ciekawe wakacje. To się może udać przy odrobinie dobrej woli. Może moje doświadczenie pedagogiczne będzie tu przydatne, bo wszak wolontariat to także nauka.
Radiowe wymuszanie
Fantastyczna pogoda
Słońce zalało swym blaskiem moją wschodnią sypialnię czyli pokoik jeździecki. Zapowiadają na dziś deszcze. YES YES YES! :))))))))) Niebiosa mi sprzyjają. Podleją moje drogocenne sadzonki.
czwartek, 9 lipca 2009
Natura ludzka
Dzisiaj rozmyślam nad naturą ludzką. Muszę przyznać, że jestem rozczarowana ogółem, choć bywają chlubne wyjątki wśród ludzi. Większość to jednak obojętni egoiści. Trudno wśród ludzi znaleźć zrozumienie, współczucie, chęć pomocy czy dzielenia się. Taki ten światek ludzi płytkawy. Działa to na mnie deprymująco i zniechęcająco. Jestem inaczej skonstruowana i obcując z tego typu ludźmi czuję się nie za specjalnie. Już wolę sobie odpuścić ich towarzystwo niż truć się ich znieczulicą.
Postanowiłam, że poszukam te chlubne, szlachetne jednostki pozytywnie zakręcone. Gdzieś muszą być :)
środa, 8 lipca 2009
Ostatnie śliwy
Ziemia zmiękła. Łatwiej się kopie i słońce nie dokucza. Niestety, teraz czekają mnie gliniane dołki. Trzeba będzie wybrać glinę i przywieźć czarnoziemu taczką. Sad śliwowy prawie gotowy. Wcześniej posadzone drzewka przyjęły się. Wypuściły liście, gałązki, zagęszczają się. Jeszcze gdzieś z 30 drzewek zostało do posadzenia. Te najładniejsze już posadziłam. Zostały już takie raczej przebrane. Posadziłabym to co zostało szybko, ale gliniane dołki są koszmarnie pracochłonne. Muszę tę glinę wybierać i nawozić czarnoziemu z odległych miejsc, więc najpierw skupiam się na kopaniu tam gdzie dobra gleba i tam sadzę w pierwszej kolejności.
wtorek, 7 lipca 2009
Budyń czekoladowy
poniedziałek, 6 lipca 2009
Zeszłoroczne pastwisko - obecny sadek
niedziela, 5 lipca 2009
Bojowa niedziela
sobota, 4 lipca 2009
Idealna aura
Domowe porządki
piątek, 3 lipca 2009
Dorodny pająk
Brzuszek boli boli... A dokładniej jajniki. Zaczęła się kobieca comiesięczna przypadłość. Dzisiaj wiele nie podziałam. Sprzątnęłam ze stołu pod oknem w pokoiku jeździeckim i zaczęłam myć to okno. Właśnie tam się przenoszę teraz, do tego pokoiku. Moi Przyjaciele spod Stargardu Szczecińskiego zajmą z dziećmi ten większy pokój. Cieszę się, że przyjeżdżają, bo są o niebo bardziej wyrozumiali od mojej przyjaciółki ze Szczecina, co więcej obiecali zająć się moim domem, bo ja mam teraz dużo pracy w ogrodach. Oni też mają gospodarstwo i rozumieją specyfikę życia na wsi. Chowają kury i żyją ze sprzedaży jaj. Może mi coś doradzą. Widok kury ich nie przerazi.
Gdy była przyjaciółka ze Szczecina, to gdy kura zakwokała, to ona myślała, że to ja wydałam z siebie taki dźwięk doznając zawału...:)))))) Była przerażona, że to ja wyzionęłam ducha i ona nagle znajduje się w domu z trupem... ;)))))) I co tu z trupem teraz robić? Przyjechała na wczasy, a tutaj nagle z trupem coś trzeba zrobić, podjąć jakąś decyzję! To dopiero stres i niewygoda. Zupełnie niewakacyjny. Przyjechała do przyjaciółki po 7 latach niewidzenia się, a ta wycięła jej numer i zeszła z tego świata gdacząc przeraźliwie.... ;)))))) Kobietka miała tutaj zdecydowanie za dużo wrażeń :)))))))), że nie wspomnę o dorodnym pająku na suficie, który łakomie łypał na nią okiem... :)
czwartek, 2 lipca 2009
Duży Ryś
Jakoś tak po południu wpadli goście – znajomy ze szkolenia i jego dobry kolega.
Zastanawiałam się, czemu zawdzięczam tę wizytę. Wpierw sądziłam, że ten jego kolega chce kupić moje włości.
Potem nieoczekiwanie zaproponował, że mi pomoże wkopać drzewka. Znajomy odjechał załatwiać swoją sprawę. Później okazało się, że była to bardzo przyjemna sprawa :D
Tymczasem oddał mi w moje ręce swego rosłego jak dąb i silnego niczym tur kolegę Rysia.
Oceniając po posturze, sądziłam, że będzie z niego pożytek. Ale pan Rysio wykopał tylko 9 dołków i spuchł.
Z nieba lał się żar, więc zaszliśmy do domu. Pan Ryś zaoferował się, że pozmywa wszystkie naczynia. Zmył gdzieś z 10 sztuk i zmęczył się.
Siadł na krzesełku i rozgadał się. Wyznał, że szuka kobiety do życia. Spojrzał w me oczy, ale nie znalazł tam zachęty. Nie zrażając się, zareklamował siebie, swoje włości i roztoczył przede mną szerokie możliwości.
Gestykulował przy tym i w ferworze tych gestykulacji kilkakrotnie złapał mnie za kolano. W mych oczach błysnęły stalowe sztylety :) Pan Ryś się lekko zreflektował i rozmowa potoczyła się ku mojej przyjaciółce i potencjalnej ciężarnej wolontariuszce, która zgłosiła się do pracy na mym gospodarstwie. Pan Ryś był żywo zainteresowany obiema kobietami. Nawet nie wiem kiedy, wyciągnął ode mnie numer telefonu do przyjaciółki.
Wyszedł na dwór gdzie zasięg i pogadał z nią. Stąd wiem, że panna Danuta zrobiła w kamaszach 10km w dniu swojego sromotnego powrotu do miasta :D hahaha... Gdyby była grzeczna, to bym jej pokazała skrót i zaoszczędziłaby 3,5km, ba, zdążyłaby na PKS i zaoszczędziłaby sobie w sumie 8km :))))))))))
Niewdzięczna przyjaciółka, niewdzięczna! 7 lat na nią czekałam, kąpiel jej z poświęceniem przygotowałam, kolację ugotowałam, cieszyłam się, że wreszcie przyjeżdża po 7 latach – a ona następnego dnia po przyjeździe wyrwała do Szczecina! Niedobra Danuś, niedobra!
Ale pan Ryś się panną Danusią zainteresował i raz po raz do niej wydzwaniał lub smsował. Potem dostał telefon z domu, że jego matka zasłabła i chciał wracać, ale nie mógł dodzwonić się do swojego kierowcy i kumpla w jednej osobie, pana Sławka. Pan Sławek parę godzin wcześniej udał się na bardzo przyjemne spotkanie i balował na całego, dlatego wyłączył komórkę. Pan Ryś się denerwował. Miotał się po podwórku i drodze próbując dodzwonić się do pana Sławka. No ja musiałam skończyć wkopywać drzewka. Pan Ryś spoczął na moim konnym wozie wyczerpany telefonowaniem, a ja tyrałam w polu.
Zmierzchało. Myśl o nocowaniu pana Rysia pod moim dachem wydała mi się wstrętną. Jego zasługi na polu były niewielkie. Pan Ryś zaoszczędził mnóstwo energii w ciągu tego dnia i biorąc pod uwagę jego wielkość, obcość i ryzyko – postanowiłam, że nie udostępnię mu łóżka w którym noc wcześniej spała niewdzięczna Danuś. Miałby całkiem niedaleczko do mojego pokoju, a nie miałam ochoty na nocne podchody obcego faceta. Niby wyglądał na porządnego chłopa, ale to obcy facet – widziałam go pierwszy raz w życiu i myśl o jego nocowaniu pod moim dachem wywołała we mnie ostatecznie duży dyskomfort.
Skoro Danuś nie umiała pokonać swojego dyskomfortu dla świetnie od lat znanej serdecznej przyjaciółki, to ja tym bardziej nie miałam ochoty ryzykować dla obcego faceta i doznawać z tego powodu dyskomfortu.
Suma summarrum powiedziałam panu Rysiowi, by poszedł w niebieską dal błękitnego nieba. Pan Ryś się nieco buntował, ale oddalił się drogą wtapiając się w wiszące nad nim przestrzenie niebieskie.
środa, 1 lipca 2009
Rozbiegane myśli
Poranna rosa
Zjadłam śniadanie – grzanki z jajkami sadzonymi. Wypiłam herbatę z cytryną.