RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
niedziela, 10 listopada 2019
18 komentarzy:
Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊
Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!
🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎
Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈
Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.
Please no spam! I will not publish your spam!
O, to coś nowego. Zawsze przecież skarżysz się na dojazd..?
OdpowiedzUsuńGratuluję twój faworyt zażarcie broni PiS
OdpowiedzUsuńCzyli kto?
UsuńGmina o ciebie dba.
OdpowiedzUsuńPo prostu zaczęli robić to co do nich należy. Jest nowy człowiek od dróg i on się stara coś konserwować, poprawiać.
UsuńI co w związku z tym?
OdpowiedzUsuńNie przyjmuję do wiadomości wymówek, że nie można czegoś dowieźć do Rancho, bo rzekomo nie ma dojazdu. Jak widać - jest.
UsuńDroga do domu dla moich zwierząt stoi otworem.
OdpowiedzUsuńKtoś nie chce przywieźć i wymawia sie złym stanem drogi?
UsuńSuczki za dwa dni, koniki ,owieczki i kozy około 20
UsuńCzekam z niecierpliwością. U mnie dużo paszy i miłość hodowcy, a u złodziejki głodzenie i cierpienie poniewieranych zwierząt zrabowanych z troskliwego gospodarstwa.
UsuńTy nie na marszu?
OdpowiedzUsuńNo właśnie nie. O mały włos bym pojechała. Ale za rok już nie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńTo jest tak: dusza chce, serce chce jechać, ale coś mnie takiego ciężkiego przytłacza, że nie mogę. Jestem taka powolna, ociężała, zablokowana w sobie.
OdpowiedzUsuńTo chyba mnie te krzywdy wyrządzone dobijają.
To jak dasz radę ze zwierzętami? Niezwykle dużo prac, odpowiedzialność za nie, a zima za pasem więc i warunki ciężkie. Bierz się w garść, bo to zaledwie kilka dni i koniec beztroski. Zacznie się harówka. Wyrzuciłaś koleżankę i żadnej pomocy. Ile tych zwierząt będzie?
OdpowiedzUsuńZawsze dawałam sobie radę sama ze zwierzętami, tylko gdy chora potrzebowałam pomocy. Mimo, że ta pomoc była w czasie moich chorób dwukrotnie, to jednak zwierzęta były gorzej zaopiekowane i ucierpiały. Raz cielna krowa przed laty, a w tym roku dwa konie. Z tego wniosek, że nie mogę na nikim polegać. Po prostu jak jestem chora, muszę zmienić system karmienia. Tak kiedyś zrobiłam przed laty gdy ciężko zachorowałam podczas porodów kóz. Po prostu wypuściłam zwierzęta z budynków (oba były kiedyś w dobrym stanie) i otworzyłam paszarnię. Mnóstwo paszy mi zmarnowały, ale dobrze przetrwały moją chorobę. Ja wtedy nie mogłam chodzić przez kilka dni, ale zwierzęta jadly i piły, rodziły.
OdpowiedzUsuńJa tutaj nie chce żadnych pomocników, bo większość z tych co tu byli nie nadaje się do zwierząt. Nie potrafią się właściwie zajmować i nie trafiają do nich żadne instrukcje. W sumie Kamyk miał najlepsze podejście do zwierząt, ale też popełniał błędy. Brunhilda czasem się dobrze zajmowała zwierzętami, a czasem źle.
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku potrącił mnie samochód i uszkodził mi ręce, jedną bardziej. Nie mogłam utrzymać kubka w ręku a tym bardziej nosić siana. Musiałam zdać się na Ślązaka i Brunhildę. Karmili codziennie zwierzęta. Ślązak obficie. Brunhilda skąpiła siana, ale zwracałam jej wielokrotnie uwagę by nakładała więcej i by dbała o higienę pasz. Przy mnie dokładała siano gdy ją poprosiłam.
OdpowiedzUsuńKupiłam koniom zboże i dostawały ode mnie codziennie przez większość zimy.
Gdy kontuzja zaczęła się goić, sama nakładałam zboże do karmideł, a Brunhilda siano do wielkiego koryta, bo nadal nic ciężkiego nie mogłam nosić.
Zboże to nakładałam litrowym naczyniem, więc dałam radę. Ręce bolały, ale już mniej.
Drohiczyn zachorował i schudł, weterynarz odmówił przyjazdu, wyprosilam tylko pastę na odrobaczenie, więc odrobaczyłam na wszelki wypadek wszystkie konie i zamówiłam więcej paszy tresciwej oraz siana z innego źródła.
Konie odrobaczone były czterokrotnie w ciągu roku w tym raz zimą. Mnóstwo zboża im dawałam plus były karmione sianem przez Brunhildę po tym jak wyjechał Ślązak.
Tak czy inaczej konie były karmione, nie były celowo głodzone, ani aż tak chude jak jest na sfałszowanych zdjęciach Kozlowskiej.
Owszem, one schudły znacznie po wywiezieniu. Musiała je celowo głodzić przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące. Tak jak owce. Owce nie były karmione po wywiezieniu. Możliwe, że początkowo nie chciały jeść ze stresu. Konie po wywiezieniu też mogły ze stresu nie jeść. Ten zakuty terrorystyczny łeb nie rozumie, że zwierzęta przeżywają rozłąkę. Zbyt gruboskórna baba ona jest by do niej docierało, że robi krzywdę zwierzętom.