Kiedyś, dawno temu, po jednym z kolejnych zakupów nowego kozła do krycia, ten kozioł przywlókł ze sobą grypę, którą zaraził mi stado.
Było to w czasie, kiedy nie wyrabiałam serów. Kozy nie miały mleka, bo z wcześniejszego braku kozła nie zaszły w ciążę i nie rodziły.
To było latem po zakupie tego nieszczęsnego kozła. Kozioł zaraził moje kozy i być może owce.
Kozy chorowały i wezwałam wtedy Chlebusa. Było to tak dawno, że zapomniałam o tym. Kilka lat temu.
Kozy i owce były w dobrej kondycji, tylko zaniepokoiło mnie to kichanie.
Chlebus to o dziwo pamiętał, choć "nie pamiętał", że prosiłam go o obdukcję zagryzionych owiec i przyjazd do źrebaka w 2018 roku.
Z tego co sobie przypominam, to wtedy weterynarz kozom nie pomógł, nic im nie podał, tylko popatrzył na nie, pojechał, a stado przechorowalo i uodpornilo się. Przestało chorować. Potem już nie chorowało. Stadko było nieduże i nie uciekało z gospodarstwa. Pasło się na moich bogatych łąkach. Chyba nawet mam zdjęcia z tamtego czasu.
Możliwe, że kupiłam wtedy od weterynarza odrobaczenie i witaminy, bo zazwyczaj, gdy jakiś weterynarz był wzywany do moich zwierząt, to zazwyczaj przy okazji kupowałam odrobaczenie i prosiłam o lizawki solne z Olecka lub Stożnego, jeśli nie było w Vetolu.
Jeśli była potrzeba zaszczepić psy, to taki przyjazd był też wykorzystany do zaszczepienia psów, mimo, że głównym weterynarzem od szczepienia psów był Pan Słowik z Kowal Oleckich. On zazwyczaj szczepił psy co roku, gdy przyjeżdżał szczepić wszystkie psy we wsi.
Indianka
Było to w czasie, kiedy nie wyrabiałam serów. Kozy nie miały mleka, bo z wcześniejszego braku kozła nie zaszły w ciążę i nie rodziły.
To było latem po zakupie tego nieszczęsnego kozła. Kozioł zaraził moje kozy i być może owce.
Kozy chorowały i wezwałam wtedy Chlebusa. Było to tak dawno, że zapomniałam o tym. Kilka lat temu.
Kozy i owce były w dobrej kondycji, tylko zaniepokoiło mnie to kichanie.
Chlebus to o dziwo pamiętał, choć "nie pamiętał", że prosiłam go o obdukcję zagryzionych owiec i przyjazd do źrebaka w 2018 roku.
Z tego co sobie przypominam, to wtedy weterynarz kozom nie pomógł, nic im nie podał, tylko popatrzył na nie, pojechał, a stado przechorowalo i uodpornilo się. Przestało chorować. Potem już nie chorowało. Stadko było nieduże i nie uciekało z gospodarstwa. Pasło się na moich bogatych łąkach. Chyba nawet mam zdjęcia z tamtego czasu.
Możliwe, że kupiłam wtedy od weterynarza odrobaczenie i witaminy, bo zazwyczaj, gdy jakiś weterynarz był wzywany do moich zwierząt, to zazwyczaj przy okazji kupowałam odrobaczenie i prosiłam o lizawki solne z Olecka lub Stożnego, jeśli nie było w Vetolu.
Jeśli była potrzeba zaszczepić psy, to taki przyjazd był też wykorzystany do zaszczepienia psów, mimo, że głównym weterynarzem od szczepienia psów był Pan Słowik z Kowal Oleckich. On zazwyczaj szczepił psy co roku, gdy przyjeżdżał szczepić wszystkie psy we wsi.
Indianka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊
Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!
🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎
Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈
Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.
Please no spam! I will not publish your spam!