poniedziałek, 17 czerwca 2019

Odwołanie od decyzjiz dnia 30 maja 2019 o czasowym odebraniu moich owiec i kóz

IIK 624/18 SR Olecko
IGKim.6140.25.1.2018.mb
Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Olsztynie

Marek Wachowski
Samorządowe Kolegium Odwoławcze
ul. Kajki 10/12
10-547 Olsztyn
sekretariat(@)sko.cso.pl
tel. (89) 523 53 96, tel./fax (89) 527 49 37

Odwołanie od decyzji z dnia 30 maja 2019
o czasowym odebraniu moich owiec i kóz


Niniejszym odwołuję się od decyzji wójta Kowal Oleckich, Krzysztofa Locmana.
Odwołuję się od jego decyzji w punktach 1 i 3.

Nie odwołuję się od punktu 2, dotyczącego moich suczek. Suczki proszę zwrócić na moje gospodarstwo. Razem z moimi małymi suczkami, proszę zwrócić sukę Amari, owczarzycę środkowoazjatycką, albowiem również nie było podstaw do jej wywiezienia, tak jak w przypadku dwóch małych suczek, uprowadzonych z mojego gospodarstwa 3 maja 2018 w nocy.

Nieprawdą jest, że dnia 8 kwietnia 2019 roku w moim domu coś się zapaliło i dymiło. Gdy wychodziłam z domu, piec był wygaszony. Gdy wróciłam z komendy policji w Olecku, na którą zostałam wywieziona, by rabusie bez przeszkód plądrowali mój dom, nie było w domu śladu żadnego pożaru, nawet zapachu dymu.

Nadto, zapytana przeze mnie Niemka, gdy mnie odwiedziła parę dni później, potwierdziła, że żadnego pożaru, ani dymu nie było, gdy ludzie przysłani przez wójta Locmana plądrowali mój dom.

Zgarnęli oni z podwórka również pieska Niemki, którego wójt jej oddał po kilku dniach. Mojego rasowego psa złośliwie nie oddał, gdyż rabusie chcą na nim zarobić. Taka rodowodowa suka tej rasy jest warta nawet 4000 złotych. Amari, to młoda, piękna, bojowa psina, z którą bardzo się zżyłam i jest mi niezwykle przykro, że zostałyśmy brutalnie rozdzielone przez tych bezdusznych ludzi, żądnych cudzego dobra za wszelką cenę.

Szkoda mi psinki, że się męczy w klatce w schronisku, zamiast biegać szczęśliwa po moich łąkach.

Co do oszczerstw zawartych w decyzji wójta, nie mam ochoty się do nich ustosunkowywać, gdyż czytając je, nóż mi się w kieszeni otwiera i wpadam w gniew i wściekłość.

To są bezczelni ludzie, łachudry, gnidy najgorszego rodzaju. Szkoda się denerwować.

Widzę tam kłamstwa, oszczerstwa, pomówienia, insynuacje. Ci ludzie, to przestępcy, którzy mnie systemowo niszczą. Zniszczyli moje hodowle, rujnują moje gospodarstwo, doprowadzają mnie do rozpaczy. Swoją niewiarygodną podłością i nikczemnością chcą mnie zabić.

Zapraszam serdecznie Samorządowe Kolegium Odwoławcze do osobistej wizytacji na moim gospodarstwie, aby mogło się naocznie przekonać o tym, jak kłamią świadkowie wójta, których sprowadził na moje gospodarstwo, by mnie obrabować i oczernić oraz z premedytacją wrobić w przestępstwo, które sam popełnił na moich owcach i kozach, albowiem to on doprowadził do śmierci 20 owiec i kóz na farmie, na którą kazał wywieźć moje zwierzęta nie licząc się ze mną i z dobrem moich zwierząt.

U mnie ani jedna owca czy koza nie padła z głodu czy choroby. Natomiast u wójta, w jego dziupli przez niego wyznaczonej doszło do masakry. 17 owiec mi zamordowali i trzy kozy. Niemal połowę stada. Skądinąd wiem, od urzędniczki Bartczak, że również jagnięta rodzące się u tych bandytów padały masowo - do takiego stanu doprowadzili oprawcy moje zwierzęta.

Moje gospodarstwo jest piękne, zadbane, zielone, czyste, porośnięte trawami, pożywnymi roślinami motylkowatymi i leczniczymi ziołami. Trawa jest już gęsta i bujna. Jest co wypasać, a wójt pisze, że u mnie nie ma co jeść. To kłamca.

Jest tu pod dostatkiem wody: 7 stawów, 2 rzeczki, dodatkowe cieki wodne. Teren jest urozmaicony, pagórkowaty, są zadrzewienia chroniące przez Słońcem i wiatrem. Na podwórku stoi ogromna wiata o wielkości wystarczającej dla pomieszczenia wszystkich moich zwierząt, jak potwierdziły inspektorki Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii z Olsztyna.

Wiata nie grozi zawaleniem. Zwierzęta w okresie pastwiskowym przebywają całą dobę na pastwiskach.

W dniu ataku na moje gospodarstwo i na mnie czyli drugiego i trzeciego maja 2018 roku nie było wydanego żadnego zakazu użytkowania żadnego z moich budynków.

Wszystkie owce i kozy w dniu rabunku 3 maja 2018 roku były zdrowe i zadbane, co potwierdzi Niemka i wielu innych świadków, których wójt nie chciał przesłuchać.

Długie różnorodne runo było do ostrzyżenia, które to strzyżenie było w toku, gdy wywieziono owce.

Dwie owce ostrzygłam, kilku kolejnym założyłam obroże na szyje by je przytrzymać do strzyżenia. Obroże były założone na tyle luźno, że nie wrzynały się w szyję ani nie dusiły zwierząt. Zwierzęta nie miały pokaleczonej szyi od obroży. Obroże były na szyjach krótko, bo jeden dzień.

Owce przed 2018 rokiem były strzyżone w 2016 roku.
W związku z tym, iż w 2017 wczesną wiosną miałam mnóstwo pracy przy grodzeniu pastwisk i ogrodu, strzyżę odłożyłam na jesień, co nie jest zaniedbaniem, gdyż różne hodowle owiec strzygą owce w różnym czasie, niekoniecznie na wiosnę. Są takie, co strzygą latem i są takie, co strzygą jesienią, a nawet takie, co strzygą zimą, jeśli mają ciepłe budynki.

Niestety, praca na moim gospodarstwie została zakłócona przez wójta Locmana i jego napastliwe akcje wymierzone we mnie.

W 2017 roku wójt Locman napuścił na moje gospodarstwo, na mnie - mnóstwo nieprzyjemnych kontroli. Całe korowody inspektorów zakłócały mój spokój.

Pracownice podległego wójtowi GOPSu, sprowadziły na moje gospodarstwo psychiatrę i założyły mi sprawę sądową, o umieszczenie mnie wbrew mojej woli w zakładzie psychiatrycznym. Tym samym, nadużyły swoich uprawnień.

Było to celowe działanie mające na celu pozbycie się mnie z mojego gospodarstwa, aby je przejąć, a w tym moje zwierzęta. Pracownica opieki społecznej z Kowali Oleckich, która nie ma nic wspólnego z opieką, a jedynie z terrorem urzędniczym wykorzystywanym do niszczenia życia bezbronnej kobiecie, zadzwoniła do mojej matki i powiedziała, że ja będę umieszczona w zakładzie psychiatrycznym, a moje zwierzęta przejmą służby, czyli policja, PIW Olecko - ci sami, którzy rok później na mnie napadli i mnie obrabowali, czyli już w 2017 roku klika przygotowywała się do obrabowania mojego gospodarstwa.

Inspektor Powiatowego inspektoratu Weterynarii w Olecku pan Kornel Laskowski już w roku 2017 napisał donosy do różnych organizacji pro zwierzęcych domagając się abym została okradziona z mojego inwentarza.

W tej sytuacji zagrożenia wytworzonego przez GOPS Kowale Olecki mieszczący się w budynku Urzędu Gminy Kowale Oleckie, byłam zmuszona się bronić. Pisać pisma, odwołania. Ta sytuacja wytrąciła mnie z równowagi, zakłóciła normalny rytm pracy i zmusiła do dodatkowej pracy papierkowej. Z winy wójta i jego socjalnych, nie dałam rady ostrzyc owiec na jesieni. Zimą nie strzygłam, bo zimno, wiosną, w kwietniu 2018 po ociepleniu się zaczęłam strzyc.

Opóźnienie w strzyży nie jest moją winą ani moim zaniedbaniem i nie było zależne ode mnie tylko od wrogich działań prowadzonych przeciwko mnie i mojemu gospodarstwu przez wójta Locmana i jego klikę. Przesuniecie terminu strzyży to wynik agresji wójta na moje gospodarstwo i na mnie.

Nadto, owce wrzosówka wytwarzają cieniutką wełnę, która ma skłonność do filcowania i sfilcowane częściowo runo, to żadna patologia tylko norma u owiec tego gatunku. Proszę obejrzeć inne stada wrzosówek.

Runo moich wrzosówek nie było jakość szczególnie brudne. Porównując z innymi stadami - czyste. To, że runo się brudzi, to rzecz naturalna. Nie praktykuje się kąpania owiec, więc zabrudzenia runa, to nie jest oznaka zaniedbania.

Moje stado mimo długiej wełny i tak było czyściejsze niż inne stada, ponieważ nie jest przetrzymywane w brudnych owczarniach, jak bywa u innych, a ma dużo ruchu na świeżym powietrzu przez cały rok. W sezonie pastwiskowym, moje owce nie są trzymane w budynkach, a swobodnie przemieszczają się po pastwiskach, gdzie jedzą do woli i również śpią. Runo pierze się po ostrzyżeniu, a nie przed.

W momencie strzyżenia, usuwa się runo, a wraz z nim zanieczyszczenia runa. Tak czy inaczej, grube runo to nie jest coś, co sprawia, że owca cierpi. Może jej być gorąco, gdy nastają ciepłe dnie, ale warstwa runa nie powoduje cierpienia zwierząt.
Zresztą, runo zbyt długo noszone linieje samo i owca gubi sierść.

Rekordzista, znany na świecie australijski baran Szrek - nosił grube runo przez kilkanaście lat i pomogło ono mu przetrwać ataki wilków. Wilk nie był wstanie wgryźć się w tego barana. Runo ratuje życie owiec w sytuacji zagrożenia przez wilki i dzikie psy.

Długie i grube runo zimą grzało moje owce, a wiosną, gdy zrobiło się cieplej zaczęłam je strzyc także nie popełniłam tutaj żadnego przestępstwa i wykroczenia ani zaniedbania, ani nic co by usprawiedliwiało rabunek mojego stada.


Wnoszę o uchylenie tej zakłamanej decyzji stalkera Locmana.

Ponadto wyjaśniam co następuje:

1. Jestem uporczywie i złośliwie nękana przez inspektorów PIW Olecko, a w szczególności: Dariusza Salamona, Kornela Laskowskiego, a dawniej także Ewę Szymczak od około 10 lat, a stoi za tym wójt Kowali Oleckich, Krzysztof Locman oraz Komenda Policji Olecko.

2. PIW Olecko w porozumieniu z wójtem Kowali Oleckich, Krzysztofem Locmanem, 10 lat temu uknuł spisek przeciwko mnie, polegający na próbie przejęcia mojego majątku, tj. zwierząt i gospodarstwa.

W tym celu od lat inspektorzy PIW Olecko zatruwają mi życie, często, gęsto nachodząc moje gospodarstwo, nie zawsze sporządzając z tych najść protokoły. Są wysyłane z internetu liczne, złośliwe, kłamliwe anonimowe donosy na mnie.

Większość donosów jest wysyłana przez osoby (tzw. internetowych trolli), które nigdy nie były na moim gospodarstwie, które są po prostu zawistne i źle życzące oraz mają ubaw z nękania dość medialnej kobiety. Wystarczy, że różnię się z kimś zdaniem, poglądem - taka osoba jest w stanie bez żenady napisać na mnie donos, by się odegrać za jakąś internetową wymianę zdań, w czasie której poległa.

Po każdym donosie jest najazd inspektoratu weterynarii na moje gospodarstwo. Średnio 3-4 razy rocznie jestem kontrolowana, w sumie w ciągu 10 lat byłam skontrolowana około 30 razy. Jest to uporczywe działanie stalkerów, obliczone na zakłócanie miru gospodarstwa i wyprowadzanie mnie z równowagi.

Natomiast w protokołach sporządzanych, zdarza się inspektorom pisać nieprawdę. Każdy niepodpisany przeze mnie protokół weterynaryjny oznacza, iż zawierał treści kłamliwe, lub co najmniej jednostronne i stronnicze i to była przyczyna, dla której się pod nim nie podpisałam.

Są pisemne i filmowe dowody celowego działania na moją szkodę inspektorów PIW OLECKO i na szkodę mojego gospodarstwa.

10 lat temu, bodajże w 2009 roku, PIW Olecko został napuszczony na mnie z zemsty przez ówczesnego wójta Kowal Oleckich (Helenę Żukowską) oraz jej prawą rękę, jej urzędnika, Krzysztofa Locmana, obecnego wójta Kowal Oleckich.

Powodem zemsty było to, że zmusiłam leniwy, kołtuński i zadufany w sobie Urząd Gminy Kowale Oleckie, aby odśnieżył drogę gminną w Czuktach do mojego gospodarstwa, abym mogła dowieźć paszę dla moich zwierząt.

Wówczas Locman jako urzędnik, przez tydzień zwlekał z odśnieżeniem, podczas, gdy jednocześnie wysyłał pług śnieżny na wszystkie wioski w gminie poza moją wsią i kolonią. Dyskryminował mnie. Specjalnie dzwoniłam do Locmana codziennie prosząc, by odśnieżył tę drogę na moją kolonię, na co Locman mnie lekceważąco i głupkowato zbywał.

W końcu napisałam wniosek otwarty na internecie, na moim blogu i wówczas Locman został zmuszony do działania.

Wściekły, odgrażał się, że napuści na mnie weterynarię powiatową, by zabrała mi zwierzęta. Faktycznie, napuścił. Jego podwładny, pan Kucharzewski, gdy odśnieżył drogę, wrzeszczał na mnie z traktora, że zaraz będzie weterynaria i zabierze mi zwierzęta.

Faktycznie, krótko po tym, pojawiła się ekipa inspektorów z Olecka: Dariusz Salamon i Ewa Szymczak. Od tamtej pory jestem regularnie nękana przez ten PIW od lat. Potem ze składu wypadła Szymczak, a miejsce jej zajął Kornel Laskowski.

W 2012 roku Krzysztof Locman po donosach lesbijek, które naiwnie i niefrasobliwie oraz tolerancyjnie przyjęłam w dobrej wierze na darmowy wypoczynek na moim gospodarstwie, urządził na moje gospodarstwo serię najść, w wyniku których zastraszając mnie, wyłudzono ode mnie sukę Satję.

Brała w tym udział ekipa z PIW Olecko. Inspektor weterynarii Ewa Szymczak darła się histerycznie, że znęcam się nad psem, bo jest na łańcuchu. We wsi na łańcuchach są psy Tomka Sawickiego, obok którego przejeżdżali jadąc do mnie, ale do niego się nie czepiali. Jego psy nie są spuszczane, a moje w tym czasie chodziły luzem cały rok, z wyjątkiem momentu, kiedy Satja urodziła szczenięta i wynosiła je w krzaki. 

Powiedziałam wtedy o tym inspektorom PIWu, ale chyba tego nie odnotowali w swoim protokole. Na pewno nie zaznaczyli, że druga suka chodziła luzem tego dnia. Po prostu tak piszą te protokoły, by szykanowanego rolnika przedstawić w negatywnym świetle.

Gdy u bogatego Wąsewicza na polu leżało jego truchło cielaka - nie mieli z tym problemu. Gdy Wąsewicz szczuł psami i taranował traktorem moje zwierzęta (stąd mechaniczne otarcia ciał u owiec) - PIW Olecko nie widział w tym problemu i żadnych donosów na Wąsewicza nie słał do żadnej fundacji.
Gdy pies Wąsewicza poranił mi mocno owcę - PIW Olecko nie wnioskował, aby go ukarać tylko aby mnie ukarać.

Mnie fałszywie PIW Olecko oskarżył o znęcanie się, a nie prawdziwego sprawcę. Brak mi słów dostatecznie obelżywych do określenia tych urzędasów pracujących w PIW Olecko. Moim zdaniem są to nieprzeciętne, sprzedajne, uwikłane w lokalne układy kanalie

W 2012 roku mój pies był na łańcuchu 5 minut, bo suka po oszczenieniu się w krzakach i przeniesieniu przeze mnie szczeniąt do pustej stajni, na siano - wynosiła szczenięta z powrotem w krzaki.

By ją powstrzymać, założyłam jej pierwszy lepszy z brzegu łańcuch i przypięłam sukę przy żłobie, pod którym leżały na sianie szczenięta.

Były to niespodziewane kundelki po psie sołtysowej, która latami nie wiązała, ani nie pilnowała swoich psów, a które robiły szkody na moim gospodarstwie, próbując się dostać do stajni lub na ganek z sukami moimi, gdy te miały cieczkę lub psy Naruszewiczowej atakowały i oszczekiwały moje koźlęta.

Naruszewicze nigdy nie zostali ukarani przez policję za ich szwendające się psy, także nie zostali ukarani, gdy ich pies mnie pogryzł, a pogryzł mnie kilkakrotnie.

Naruszewicze nie zostali także ukarani, gdy wczesną wiosną 2018 ich pies zagryzł mi 6 owiec na moim podwórku.

W mojej wsi są osoby nietykalne do których należą Naruszewicze, Sawiccy, Wąsewicze - im wolno więcej, nigdy nie są karani za swoje wykroczenia i przestępstwa,oraz są osoby napiętnowane, szykanowane do których ja należę.

Szczenięta zdecydowałam się wtedy oddać do schroniska, ale suki Satji nie chciałam tam oddać. Wyłudzono ją ode mnie, oszukując, że jest niezbędna by odpoić szczenięta.

Tymczasem to schronisko w Bystrym oraz inne schroniska stosują taktykę uśmiercania szczeniąt świeżo urodzonych, ślepych - a to były świeżo urodzone szczenięta. Urodziły się kwadrans przed przybyciem inspektorów weterynarii. Zatem wywóz mojej suki nie był konieczny. Wywieziono moją suczkę i skonała w schronisku - do domu nigdy nie wróciła, mimo, że próbowałam ją odzyskać. Wójtowa nie chciała oddać mojego psa.

Podczas próby zabrania suki do domu, zostałam pobita przez policję z Giżycka i fałszywie mnie oskarżono o naruszenie nietykalności policjantek, które mnie szarpały i ciągnęły do radiowozu. Policję do schroniska wezwał jego właściciel, Jan Kuncewicz na polecenie Krzysztofa Locmana. Stałam obok i słyszałam rozmowę telefoniczną tych dwóch panów.

W 2017 roku Dariusz Salamon na polecenie GOPS Kowale Oleckie wystawił mi i mojemu gospodarstwu arcy negatywną, kłamliwą opinię, która miała służyć umieszczeniu mnie w zakładzie psychiatrycznym.

Jestem osobą umysłowo i psychicznie zdrową. Nie bójmy się powiedzieć, że ponadprzeciętnie inteligentną oraz ponadprzeciętnie psychicznie odporną skoro wytrzymałam w tym środowisku tyle lat, mimo tych wszystkich ataków na mnie.

Nawet psycholodzy do których byłam kierowana przez sędziów aby perswadować mi sprzedaż ziemi, przyznali sami z siebie, że oni na moim miejscu by nie wytrzymali takiej nagonki i szykan, jakim ja jestem poddawana tutaj.

Wójt Locman i PIW Olecko chcą się mnie pozbyć z mojej ziemi, by ją przejąć. Dlatego uknuli intrygę, by mnie ulokować wbrew mojej woli w zakładzie psychiatrycznym.

W ten sposób chcą przejąć mój majątek - zwierzęta i gospodarstwo. Zwierzęta już przejęli oskarżając mnie fałszywie o rzekome znęcanie się, podczas, gdy to oni są oprawcami, albowiem zrabowali mi z mojego gospodarstwa w roku 2018 i 2019 wszystkie moje zdrowe i zadbane zwierzęta, a po wywiezieniu owiec i kóz, truli, odwadniali i głodzili stado doprowadzając pół stada do zagłady. Młode jagnięta, mimo, że była to wiosna i lato, także im padały, gdyż matki głodzili i trzymali je przez lato w garażu zamiast wypuścić na łąki.

Miejsce, w którym trzymali moje owce i kozy nie było przystosowane do trzymania takich zwierząt, a mimo to były tam trzymane miesiącami, a mnie do moich zwierząt nie dopuszczano, by nie było naocznego świadka, jak fatalnie się moim stadem zajmują.

Pierwsze owce zginęły w nieprzepisowym transporcie podczas wywożenia owiec i kóz z mojego gospodarstwa. Owce załadowano na przyczepki nie spełniające wymogów co do transportu takiej ilości zwierząt. Po tym transporcie były pierwsze 3 stratowane trupy. Mimo zgłoszenia, sprawcy nielegalnego transportu skutkującego śmiercią 3 owiec nie zostali ukarani, ani w żaden inny sposób pociągnięci do odpowiedzialności.

Jednak w roku 2017 przestępcy próbowali sztuczki z zakładem psychiatrycznym. Sprawę sądową o przymusowe leczenie psychiatryczne, które się równa przymusowemu uwięzieniu w zakładzie zamkniętym, założono mi na podstawie anonimowego emaila, w którym osoba mi nieznana, domaga się, aby mnie uwięzić w zakładzie psychiatrycznym, a moje zwierzęta by mi zabrać.

Podejrzewam, że tą osobą mógł być Andrzej Deruchowski bądź ktoś z grona wójta lub policji Olecko.

W tamtym czasie to jest w roku 2017 późnym latem Andrzej Deruchowski wydzwaniał do mnie i próbował ode mnie wyłudzić konie. Z tego co opowiadał mi inspektor weterynarii PIW Olecko - Dariusz Salamon - Deruchowski także wydzwaniał do niego nakłaniając go do zaboru moich zwierząt, głównie koni, na które miał chętkę Deruchowski. Jego żona jest psychiatrą/psychologiem i takie rozwiązanie pozbycia się właściciela koni zapewne mu podsunęła.

Deruchowski był bardzo oburzony i zły, że wszyscy na koniarskim portalu re-volta mówią o moich  pięknych koniach, a nikt nie podziwia jego koni.

Sądzę, że z zawiści chciał przejąć moje konie i ostatecznie zrobił to w roku 2019, 8 kwietnia.

Latem 2017 roku, za sprawą wójta Locmana przyjechał do mnie radiowóz z uzbrojonymi policjantami i przywiózł dwie pracownice socjalne, które arogancko mnie odpytywały, czy jestem chora lub czy się leczę psychiatrycznie. Oczywiście zgodnie z prawdą zaprzeczyłam.

Dodam, że nie zwracałam się do nich o żadną pomoc i nigdy takiej mi nie udzieliły. Nie bywały na moim gospodarstwie. Nie udzielały mi żadnej pomocy. Nigdy w żaden sposób nie próbowały mi w niczym pomóc. Przyjechały ot tak, aby wsadzić normalną osobę do zakładu psychiatrycznego.

Ich wizyta zdziwiła mnie, ale nie całkowicie, albowiem wcześniej dostawałam pogróżki przez internet, że ktoś chce mnie umieścić w zakładzie psychiatrycznym i przejąć moje konie oraz gospodarstwo. Z tego co się zorientowałam, to jest to wcale nie tak rzadko stosowany sposób przez różne mafijne układy urzędnicze, celem przejęcia cudzego majątku. Ofiarami lokalnych klik są przeważnie samotne osoby, takie jak ja.

Zaprzeczyłam, bym była chora psychicznie i kiedykolwiek się leczyła, mimo to, ukradkiem te pracownice socjalne założyły mi sprawę w sądzie rodzinnym o umieszczenie mnie w zakładzie psychiatrycznym wbrew mojej woli.

W tym spisku brał udział inspektor weterynarii Dariusz Salamon z PIW Olecko. Na żądanie GOPS Kowale Oleckie napisał mi negatywną i kłamliwą opinię, która posłużyła socjalnym do założenia mi sprawy sądowej o umieszczenie mnie wbrew woli w zakładzie psychiatrycznym. W opinii tej Salamon kłamał na mój temat, w tym skłamał, że mu uniemożliwiłam przeprowadzenie kontroli gospodarstwa. To oszczerstwo. Kontrolę przeprowadził we wrześniu 2017 roku i sporządził z niej protokół. Jestem w posiadaniu tego protokołu.

Sztuczka z zakładem psychiatrycznym w roku 2017 trochę im nie wyszła, więc w roku 2018 spróbowali sztuczki z zaostrzoną ustawą o ochronie zwierząt, wg której znęcaniem jest wszystko, także zwykłe lub domniemane zaniedbanie, a o tym czy zwierzętom grozi niebezpieczeństwo decyduje osoba niekompetentna taka jak Elżbieta Kozłowska, która nie jest ani weterynarzem, ani zootechnikiem, ani hodowcą - jest po prostu nikim, kto by się znał na zwierzętach i hodowli oraz ich dobrostanie, za to ma personalny duży interes by powiedzieć, że każde zwierzę jest w każdych warunkach zagrożone, albowiem ta pani czerpie ogromne korzyści finansowe i materialne z przejmowania cudzej własności.

Tak zatem o odbiorze cudzych zwierząt decyduje osoba niekompetentna, która ma duży interes w przejęciu zwierząt. Taka osoba naciąga fakty i zwyczajnie kłamie. Na takich osobach jest oparty brudny biznes branży pro zwierzęcej.

Ja kocham zwierzęta i nigdy w życiu nie znęcałam się nad zwierzętami, ani ich nie zaniedbywałam.

Fundacje pro zwierzęce, które zarabiają na interwencjach mają tendencję do naciągania faktów i fałszowania dowodów, gdyż żyją z interwencji i zrabowanych zwierząt.

Fundacje pro zwierzęce zarabiają na transporcie wywożonych zwierząt, na ich utrzymaniu w hotelu, na usługach weterynaryjnych - na różnicy kosztu realnego i swojej cichej marży, lub czerpią całkowity zysk, jeśli mają np. swój własny hotel.

Przejmują też w ten sposób na własność cenne hodowlane zwierzęta rasowe, które wbrew zasadom obowiązującym fundacje, są użytkowane do pracy lub do hodowli.

Fundacje wystawiają zawyżone rachunki za usługi, które nie miały miejsca, albo były zbędne. Zarabiają na zbiórkach robionych na internecie na zrabowane zwierzęta, na jednoprocentowym podatku przynależnym fundacjom. W przypadku cennych rasowych zwierząt zarabiają na ich sprzedaży - głównie za granicę, bo tam najlepszą cenę można dostać za rasowego psa lub konia.

Jako fundacja mogą sobie odpisać koszty prowadzenia biura, jego wynajęcia. Bywa, że niektórzy w ten sposób wynajmują sobie lub kupują domy na cele mieszkalne i mieszkają w nich całymi rodzinami, a oficjalnie jest to obiekt siedziby fundacji.

Najlepiej fałszowanie dowodów wychodzi im, gdy wywiozą cudze zwierzęta poza zasięg wzroku właściciela. Wtedy nikt nie może zweryfikować, czy zwierzęta odebrane właścicielom są dobrze karmione, zaopiekowane, leczone oraz czy nadal są we władaniu fundacji, czy zdechły, albo zostały sprzedane.

Właściciel zrabowanych mu zwierząt jest pozbawiony możliwości udziału w badaniach weterynaryjnych zlecanych przez fundacje i nie ma możliwości zlecić badań swojemu weterynarzowi. Dochodzi do poważnych nadużyć. Są wystawiane z gruntu fałszywe opinie, lub co najmniej naciągane i tendencyjnie negatywne dla obrabowanego właściciela.

Nie ma też możliwości sprawdzić, czy kosmiczne rachunki wystawiane za rzekome operacje lub leczenie dotyczą tychże operacji i leczenia i czy w ogóle jakieś operacje lub zabiegi miały miejsce w rzeczywistości.

Ceny za miesiąc pensjonatu odebranego zwierzęcia nierzadko bywają wyższe, niż cena wynajmu pokoju w agroturystyce przez człowieka. Nikt tego nie kontroluje, a fundacje nie wpuszczają osób postronnych na swój teren, by nie mogły narobić rabanu, że zwierzęta stoją w fatalnych warunkach, zaniedbane i zagłodzone.

Albowiem często bywa tak, że zwierzę z dobrych domowych warunków trafia w warunki fatalne, gorsze niż miało, a za utrzymanie są wystawiane bardzo wysokie rachunki, którymi obciąża się bezradnych hodowców.

Powszechną praktyką jest też upychanie zrabowanych hodowcom zwierząt u osób prywatnych, które nie mają pojęcia jak się prawidłowo zajmować danym gatunkiem, rasą czy zwierzęciem. Są to tzw. domy tymczasowe, gdzie miłośnicy zwierząt podejmują się darmowej opieki nad cudzymi zwierzętami powierzonymi im przez fundację na jakiś czas, pod obietnice podarowania jednego ze zwierząt.

Powszechne jest to, że gdy taki miłośnik przyzwyczai się do zwierzęcia i traktuje jak swoje, wtedy bywa, że fundacja nagle autorytatywnie stwierdza, że miejsce jest nieodpowiednie i wywozi zwierzaka gdzie indziej, sprzedaje kupcowi, który chce go kupić. Naiwniak utrzymuje zwierzę w dobrej wierze, a fundacyjna cwaniara sprzedaje zwierzaka, gdy tylko trafi kupca.

Gdy fundacja wkracza na czyjąś prywatną posesję, gdzie są zwierzęta, nie robi tego by sprawdzić warunki, ale by natychmiast wywieźć cały inwentarz. Raz wywiezione zwierzęta są praktycznie nie do odzyskania, albowiem fundacje robią wszystko, by zrabowanego mienia nie oddać. W tym celu specjalnie obrabiają zrabowane zwierzęta i wystawiają im skrajnie negatywne opinie o ich zdrowiu i odżywieniu. Taki papierek jest podstawą do wygrania sprawy w sądzie przeciwko niewinnemu hodowcy.

Dlatego powszechną praktyką jest wśród fundacji pro zwierzęcych ładowanie w ciemno wszystkich zwierząt jak leci i wywożenie ich pośpiesznie i za wszelką cenę jak najdalej od właściciela i innych weterynarzy, którzy mogliby zakwestionować oszołomskie opisy rzekomo agonalnego stanu uprowadzonego zwierzęcia.

Często bywa, że te zabory są tak przemocowe i brutalne, że giną podczas nich zwierzęta - ulegają okaleczeniu lub uśmierceniu. Tak było w przypadku rabunku moich owiec i kóz 3 maja 2018 roku.

Podobnie było w Ciecierzycach - w wyniku niewłaściwej opieki polegającej na stłoczeniu stada krów na bardzo małej powierzchni, doszło do połamania kilku jałówek. Krowy padły.

Oczywiście prokurator w takich sytuacjach nie interweniuje, bo jakże to kontrolować "zbawców". Od interwencji i kontroli są tylko ci niegodni rolnicy i hodowcy.

Każdy wegetarianin i weganin wie, a z nich składają się rzesze wolontariuszy wspierających działania fundacji, że rolnik to samo zło. To ten podły mięsożerca, co hoduje bydło na mięso i mleko. Takiemu to tylko należy dowalić, wg mentalności wegetariańsko-wegańskiej.

W złodziejskiej dziupli, gdzie są ukrywane zwierzęta właścicielskie odbywają się różne dziwne, nielegalne praktyki: zwierzęta są celowo głodzone, odwadniane, zatruwane, zarażane, zakażane.

Stare lub niewielkie zadrapania lub ranki są rozdrapywane i powiększane. Taka rozgrzebana rana robi mocne wrażenie na fotografii rozpowszechnianej w internecie z dramatycznym opisem rzekomego bestialstwa hodowcy-oprawcy.

Tak wyniszczone zwierzęta są fotografowane w odpowiedni sposób i wzywany jest przychylny fundacji weterynarz, który pisze negatywną opinię o stanie zdrowia zwierzęcia, a fundacja na podstawie tej zmanipulowanej opinii, wrabia niewinnego rolnika lub innego hodowcę w ciężkie przestępstwo kryminalne, za które grozi 5 lat więzienia, konfiskata majątku oraz zakaz posiadania zwierząt. Rolnik traci wszystkie zwierzęta, dom, gospodarstwo, pracę i źródło utrzymania.

Jest to wielka krzywda wyrządzana ludziom, przez fałszywych "obrońców zwierząt". Oni nie bronią zwierząt - oni tylko bronią się przed oddaniem zrabowanych zwierząt.

Gdy zrabowano moje stado 50 owiec i kóz, kilka sztuk zwierząt rabusiom uciekło i ocalało z transportu śmierci, co bardzo było nie w smak fałszerzom, gdyż te sztuki pozostałe na moim gospodarstwie, były takimi samymi okazami zdrowia, jak całe moje wywiezione stado w dniu grabieży i były żywym zaprzeczeniem ich oszczerstw o rzekomym głodzeniu przeze mnie moich zwierząt. Jaki nie fart. 3 żywe dowody niewinności wrabianej w głodzenie hodowczyni. W dodatku konie w 2018 roku wyglądały jak pączki. Oj, też niedobrze.

Jestem niemal pewna, że ta zeszłoroczna kontrola zwierząt zarządzona przez PIW Olecko na jesieni, miała być zrobiona po to, by zdrowe zwierzęta zarazić tą samą chorobą, którą zarażono moje zrabowane w maju 2018 roku stado owiec i kóz.

Bałam się, że inspektorzy z PIW Olecko przywleką tę chorobę na moje gospodarstwo, aby się im zgadzało wszystko ze sfałszowanymi papierami o stanie zdrowia moich zwierząt. Dlatego nie zgodziłam się na tę kontrolę, co skrzętnie wykorzystał przeciwko mnie oprawca moich zwierząt, Salamon, by donieść do ARiMR i pozbawić mnie dotacji rolniczych.

Ponadto inspektorzy Salamon i Laskowski przeprowadzili kontrolę mojego gospodarstwa w kwietniu 2018 roku, dwa tygodnie przed rabunkiem moich owiec i kóz, więc kolejna kontrola na jesieni 2018 roku nie miała uzasadnienia.

Podczas kontroli w kwietniu 2018 byli napastliwi, a dwa tygodnie później ukradli mi zwierzęta. Już podczas kontroli w kwietniu 2018 roku, Laskowski straszył, że weźmie sobie moje konie. Salamon gadał głupoty, że ja się znęcam, bo jakiś troll pomówił mnie na internecie.

Podczas kontroli w kwietniu 2018 roku, Laskowski wszedł na podwórko i siedlisko. Oglądał owce i obejście. Robił zdjęcia. Zwierzęta były w dobrej kondycji. Nie miał zastrzeżeń. Nie wydał żadnych zaleceń. Trochę mnie to zdziwiło, bo jedna owca była tak pogryziona, że powinna być poddana ubojowi z konieczności. Ale oni nie chcieli, by jej ulżyć w cierpieniu, tylko chcieli mieć punkt zaczepienia do oskarżenia mnie o znęcanie się. Potrzebowali dowodu przeciwko mnie. Owca miała rany po zębach psa Wąsewicza przemywane wodą utlenioną, ale babrało się to i tak. Po zabraniu tej owcy do wójta nie opatrzyli jej. Nie wiem, czy przeżyła. Podejrzewam, że nie. Niepotrzebnie ją męczyli tyle czasu.

Protokołu kontroli z kwietnia 2018 inspektorzy nie przedłożyli mi do zapoznania się i podpisu. Dwa tygodnie później napuścili na mnie bandycką fundację Molosy Adopcje, która mnie okradła ze zwierząt: wówczas owiec i kóz. Wywieziono też psy wyciągnięte z domu. Brano wszystko jak leci, bez badania i sprawdzania czy chore, czy zagłodzone. Nie było żadnych badań palpacyjnych. To bzdura. Było ciemno. Zwierzęta zagnali do tego rozpadającego się budynku i stamtąd ładowali na przyczepki konne.

Owce, kozy, psy, konie, koty, drób - wszystko było wówczas zdrowe i prawidłowo odżywione. Tylko ta jedna pogryziona przez psa Wąsewicza owca była w złym stanie. Nie zabrali tej jednej pogryzionej owcy by ją uśpić lub leczyć, tylko wszystkie zdrowe zwierzęta, więc zrobili to dla zysku, a nie dla ratowania, bo ratowanie nie było potrzebne.

Przed nieprzyjemną wizytą inspektorów weterynarii oleckiej, dzień lub dwa przed, na moje gospodarstwo przyjechały urzędniczki i urzędnik z Urzędu Gminy Kowale Oleckie. Ich wizyta wiązała się ze zgłoszeniem przeze mnie zagryzienia 6 owiec przez wałęsające się psy sąsiadów.

W tym czasie na gospodarstwie już nie było zwłok zagryzionych owiec. Zostały one zutylizowane. Urzędniczka Bartczak, która prowadzi sprawę moich zwierząt w Urzędzie Gminy Kowale Oleckie, na własne oczy przekonała się, że na gospodarstwie nie było zwłok, a pozostałe zwierzęta były w dobrej kondycji.

Warto tu zauważyć, że urzędniczka Bartczak, która prowadzi sprawę moich zwierząt, a nawet dwie, twierdzi, że zwierzęta zrabowane z mojej farmy nie są moje. Ona doskonale wie, że są moje, bo widziała je tu już wcześniej kilkakrotnie na przestrzeni lat. Pani urzędaska powiedziała, że moje zwierzęta nie są moje. Zapewne są jej, bo jej, jako urzędasce wójta należy się cudze mienie.
Ekoterrorystka z fundacji Molosy Adopcje, w dniu 8 kwietnia 2019 roku też bezczelnie powiedziała, że moje zwierzęta nie są już moje. Doprawdy? Twoje złodzieju?

Mimo, że w dniu wizyty kwietniowej w roku 2018 Bartczak nie ujawniła na moim gospodarstwie żadnych zwłok, to napuściła na mnie weterynarię powiatową, bo dostrzegła, że część owiec nie miała założonych kolczyków (większość owiec i kóz miałam zarejestrowane, ale nie wszystkie miały pozakładane kolczyki).

Po nieprzyjemnej wizycie Salamona i Laskowskiego w eskorcie policji, co odebrałam jako policzek, bo nie rozumiem, po co ci faszyści przyjeżdżają do mnie z uzbrojonymi policjantami - chyba tylko po to, by wywołać we mnie psychozę i strach, dwa tygodnie później wtargnął Laskowski z kobietą z fundacji Molosy Adopcje, którą wprowadził na moje gospodarstwo wbrew mojej woli i którą judził na mnie, co ta poczytała sobie jako dobrą monetę, że jest przyzwolenie na nieprzytomną, niczym nieskrępowaną grabież.

Laskowski 2 maja 2018 roku wprowadził na moje gospodarstwo wbrew mojej woli Elżbietę Kozłowską z fundacji Molosy Adopcje, która mnie okradła ze zdrowego, zadbanego stada zwierząt.

Wójt Locman, który przejął stado, doprowadził do śmierci połowy owiec i kóz. Salamon zarządził podanie silnego środka moim zwierzętom, po którym wymiotowały z krwią, miały biegunkę, chudły, kaszlały i zdychały. Zamordowali moje zwierzęta, a stan, do którego je doprowadzili, przypisali mnie i wrobili mnie w sprawę karną.

W roku 2017 inspektor PIW Olecko, Kornel Laskowski, rozsyłał do fundacji pro zwierzęcych donosy na mnie, domagające się interwencji na moim gospodarstwie, tj. rabunku mojego inwentarza.

Między innymi wysłał email do Centaurusa, jednej z największych fundacji pro zwierzęcych w Polsce. Fundacja odmówiła mu nie widząc przesłanek do zaboru moich zwierząt, ale na moje zwierzęta połasiła się pozbawiona wszelkich skrupułów Elżbieta Kozłowska z fundacji Molosy Adopcje, która bez zająknięcia wywiozła mi wszystkie zwierzęta jak leci (owce i kozy oraz dwa psy w 2018 roku, konie, kozy i owce oraz rasowego psa w 2019 roku - tylko kury się uchowały, bo złodzieje nie wiedzieli, że je mam i nie przygotowali sobie klatek na dodatkowy łup).

Natomiast moje zawiadomienia o kradzieży mienia i wyniszczaniu mojego stada pozostały bez reakcji prokuratury oleckiej. W sumie nie dziwi, biorąc pod uwagę, że zarówno w Urzędzie Gminy Kowale Oleckie, w Radzie Gminy Kowale Oleckie, jak i w Prokuraturze Olecko działają osoby spokrewnione o nazwisku Truchan. Swój swojego nie rozliczy z niegodnych działań.

Za sprawą Salamona straciłam dotacje rolnicze, albowiem doniósł na mnie do ARiMR, że nie pozwoliłam mu się nękać na moim gospodarstwie pod koniec 2018 roku.

Ja odwoływałam się od decyzji nasłania na mnie tych oszustów i stalkerów i prosiłam o inny skład, z Olsztyna lub innej jednostki PIW. Niestety, nie uwzględniono mojego wniosku i straciłam przez tych inspektorów dotacje rolnicze.

Sprowadzili na moje gospodarstwo złodziei i rabusiów, doprowadzili do zgonu połowę stada moich owiec i kóz. Zniszczyli oni moje hodowle zwierząt i pozbawili oni mnie mleka, wełny, mięsa i utrzymania oraz moje gospodarstwo jakiegokolwiek finansowania. Oni po prostu niszczą moje gospodarstwo. Niszczą mnie jako człowieka. Takie zakały nie mogą być u władzy i doprowadzać ludzi do ruiny i rozpaczy.

Domagam się usunięcia z PIW Olecko winnych grabieży moich zwierząt i zniszczenia moich hodowli zwierząt, inspektorów Dariusza Salamona i Kornela Laskowskiego.

Fundacje pro zwierzęce to organizacje przestępcze

Fundacje pro zwierzęce dokonują interwencji w celach stricte zarobkowych.
Fałszują one dowody w sprawach, po to żeby trwale przejąć cudzą własność.

Zwierzęta czyli materiał dowodowy są wywożone z gospodarstwa przed wyrokiem sądu.

Materiał dowodowy jest ukrywany w dziuplach fundacji ekoterrorystów i następnie jest poddawany manipulacjom celem wrobienia niewinnej osoby, niewinnego hodowcy w rzekome znęcanie się.

Wywiezione zwierzęta są otruwane i głodzone. Po wyniszczeniu organizmu zwierzęcia robi się mu zdjęcia, dodatkowo manipuluje nimi i wzywa znajomego weterynarza fundacji, by wystawił negatywną opinię o stanie zdrowia zrabowanego zwierzęcia.

Na tej podstawie zakłada się sprawy karne niewinnym hodowcom i rolnikom.
Niewinni ludzie są oskarżani o znęcanie się nad swoimi zwierzętami.

W ten sposób są przejmowane nie tylko cudze zwierzęta, ale także cudze nieruchomości, albowiem za przetrzymywanie zrabowanych zwierząt fundacje pro zwierzęce wystawiają gigantyczne rachunki, którymi są obciążani właściciele zwierząt. 

Fundacje pro zwierzęce nie są organizacjami non profit. Profity czerpią gigantyczne. Powinny wszystkie zostać zdelegalizowane, bo nagminnie nadużywają swoich uprawnień.

Fundacje pseudo pro zwierzęce to są bogate organizacje, które mają dość pieniędzy by opłacać sędziów i prokuratorów.

W ten sposób w Polsce skazuje się niewinnych hodowców i rolników na kary więzienia i konfiskaty całego majątku. Uniemożliwia się także kontynuowanie zawodu poprzez zakaz hodowli zwierząt. Hodowcy są w ten sposób pozbawiani pracy i źródła utrzymania. Hodowcy są pozbawiani swoich praw do swobodnego hodowania zwierząt.

Nie ma żadnej instytucji, żadnej organizacji, która kontrolowałaby działalność fundacji pro zwierzęcych. Po zrabowaniu rolnikowi bądź innemu hodowcy zwierząt, nikt nie ma nad tym kontroli co się z nimi dzieje, jakim praktykom są poddawane.

Fundacje pro zwierzęce w Polsce to przestępczość zorganizowana. Rząd PIS w ogóle się tym nie interesuje, co ci bandyci wyprawiają. Skoro rząd PIS pozwala na istnienie zorganizowanej grupy przestępczej, całej branży przestępczej - oznacza to, że jest współwinny temu złu, które się dzieje w naszym kraju.

PiS jest odpowiedzialny za krzywdy wyrządzane rolnikom i innym hodowcom.

PiS miał zwalczać afery, tymczasem asekuruje i wspiera przestępców dając im w ręce potężne narzędzia legislacyjne, które umożliwiają rabusiom swobodną grabież dowolnego zwierzęcia, z dowolnych warunków, od dowolnej osoby, o dowolnej porze dnia i nocy.

Powszechną praktyką jest rozwalanie ludziom drzwi by włamać się do ich prywatnych domów w celu wyciągnięcia psa lub kota oraz zrabowania dokumentacji weterynaryjnej i hodowlanej. Nikt nie jest bezpieczny, bo wystarczy tylko pomówienie, anonimowy donos, by zaatakować bezbronnego człowieka w jego własnym domu w środku nocy.

Fundacje pro zwierzęce są w rękach przestępczego środowiska lewicowego, które rabując cudze mienie w ten sposób zarabia na swoje luksusowe wille oraz samochody, a także wakacje za granicą.

A tymczasem obrabowani hodowcy są linczowani, zaszczuwani i doprowadzani do bankructwa i śmierci.

I taką właśnie fundację działającą właśnie dokładnie w ten sposób sprowadzili na moje gospodarstwo inspektorzy PIW Olecko, Dariusz Salamon oraz Kornel Laskowski.

W związku z powyższym wnoszę o uchylenie decyzji wójta Locmana i nakazanie zwrotu wszystkich moich zwierząt na moje zielone gospodarstwo.

Zwierzęta mnie kochają i tęsknią za mną i nawzajem. One nie jadły przez pierwsze dnie po wywózce ze stresu i przerażenia. Tępa Elżbieta Kozłowska nie rozumie takich rzeczy, że zwierzęta cierpią mentalnie, gdy są wyrywane ze swojego domu rodzinnego. To skrajna egoistka nastawiona na zysk.

Zwierzęta, zwłaszcza owce w roku 2018 nie były fotografowane na moim gospodarstwie, ale na farmie wójta, po wywiezieniu ode mnie zdrowych i prawidłowo odżywionych sztuk. Nie tylko, że były fotografowane tygodnie po wywiezieniu ode mnie, ale także przy użyciu filtrów co widać gołym okiem.

Każdy antropolog potwierdzi, że te zdjęcia nie przedstawiają prawdziwych wymiarów owiec. Nie ma takich długich i wąskich owiec. To jest genetycznie niemożliwe. 

Zdjęcia zostały odchudzone, podobnie jak zdjęcia moich koni w 2019 roku na moim podwórku. Moje zdjęcia zrobione kilka dni wcześniej przed rabunkami przedstawiają faktyczny stan moich zwierząt i widać gołym okiem, że żadne zwierzę nie było zagłodzone.


Wniosek o dopuszczenie dowodu z rejestru owiec w ARIMR
Owce zarodowe kupiłam w kilku różnych stadach, w tym baranki do krycia. Moje owce nigdy nie były kryte wsobnie, albowiem były kryte starannie wybranymi, najdorodniejszymi, niespokrewnionymi barankami.

Podczas strzyżenia owiec nie odnotowałam żadnych zmian genetycznych, z wyjątkiem u sztuk zakupionych wrzosówek na samym początku hodowli. Zakupione owce miały po 3 i 4 sutki. Jedna owca padła zaraz po zakupie. Sprzedano mi chorą sztukę. Od początku była osowiała, potem przewracała się i miała drgawki i paraliż. Odrobaczyłam resztę stadka środkiem przeciwko motylicy i potem padnięć nie było. 

Baranki w moim stadzie były różnych ras i z różnych stad. Poniżej lista częściowo zarejestrowanych owiec w tym baranków.
Owce były odrobaczane zarówno farmakologicznie, jak i naturalnie czosnkiem i nasionami dyni, albowiem kiedyś prowadziłam gospodarstwo ekologiczne i od tamtej pory odrobaczam ekologicznie.

Pastwiska mam naturalne, porośnięte różnorodną i bogatą roślinnością. Dawniej na połowie areału zasiałam zboża z wsiewką trawy i motylkowych, potem nie mogłam, bo zabroniła Unia, jako, że łąk ekologicznych nie wolno orać i podsiewać.

Na moich polach rosną zarówno trawy, jak i rośliny motylkowe, oraz moc wartościowych ziół. Zwierzęta mi nigdy masowo nie chorowały i nigdy nie głodowały, a jeśli poszczególne sztuki zachorowały, były leczone. 

W tym roku zimą zachorował mi ogierek, do którego wezwałam weterynarza. Weterynarz nie przyjechał, ale drugi telefonicznie poinstruował mnie co robić w przypadku kolki i ogierek dostał do pyska dwa litry oleju, a potem wiadro wody. Niestety, padł na kolkę mimo prób jego uratowania.

W tym samym czasie u mojego sąsiada, który doniósł, że moja klacz na jego pole wtoczyła się, po tym, jak miała wypadek na lisich norach na mojej ziemi (większość nor była zasypana, ale jednej nie zauważyłyśmy), w tym samym czasie u niego padło kilka krów i ten sam samochód, który wywoził mojego jednego konia, wywiózł też kilka jego padłych krów.

Policja Olecko odmówiła przeprowadzenia sekcji zwłok jego padłych krów.
Zarządzili tylko sekcję moich padłych koni, by mnie wrobić w znęcanie się. Nad końmi się nigdy nie znęcałam, konie były karmione regularnie przez całą zimę. 

Wszystkie konie były odrobaczone w tym roku i w poprzednim. Poza tymi dwoma upadkami, które miały miejsce tydzień przed interwencją, pozostałe konie były w dobrej kondycji w dniu ich wywiezienia, a na farmie znajdowała się pasza, woda, suplementy, zboże, opieka, wiata, wybieg. Całe gospodarstwo ogrodzone jest siatką i pastuchem. 

Zwierzęta tu miały raj - chodziły swobodnie po całym gospodarstwie latami, dopóki pazerne babsko nie ukradło ich.

Domagam się zwrotu wszystkich moich koni, owiec, kóz, psów.

Moje owce nie były kryte wsobnie. Potwierdza to zakup owiec z 4 różnych hodowli. Starannie wybierałam barana do krycia. Co roku innego. Nie było u mnie krycia kazirodczego. Ich wymysł o padnięciach rzekomo wywołanych przez krycie wsobne to ściema. Aby stwierdzić takie krycie wsobne, a zwłaszcza kazirodcze, trzeba przeprowadzić profesjonalne badania cytogenetycze, a nie gdybać na oko, jak ma to w zwyczaju pełna pokładów nienawiści i fałszu Elżbieta Kozłowska z fundacji Molosy Adopcje i tym samym wypełniony inspektor PIW Olecko.

Wnoszę o przesłuchanie Niemki i innych wnioskowanych przeze mnie wcześniej świadków. Wójt starannie unika przesłuchania moich świadków. To mówi samo za siebie o skali jego manipulacji materiałem dowodowym. Także wybiórcze wykorzystanie zeznań świadków wójta. Część z nich potwierdziła, że wszystkie moje zwierzęta były w dniu wywiezienia w dobrym stanie, zdrowe i żwawe. Są też moje filmy, na których widać, jak realnie wyglądały zwierzęta w dniu rabunku. Nie ma na tych filmach żadnych zdychających ani zagłodzonych zwierząt. Te obie interwencje Elżbiety Kozłowskiej to oszustwo i wyłudzenie cudzego mienia.

Filmy z dnia 2 maja 2018 czyli z dnia napadu na mnie. Grabież doszła do skutki w środku nocy, 3 maja 2018.
Karawana chciwych bandytów wtargnęła na mój prywatny teren w środku nocy by mnie obrabować z mojego mienia.


Konie, owce, koza latem u mnie w 2018

grabież koni z mojego gospodarstwa w dniu 8 kwietnia 2019
Przyjeżdża sobie cwana paniusia, zawodowa oszustka i złodziejka i kradnie cudze zwierzęta:
https://youtu.be/f4gnAlPpuX0

Przepraszam, że tak emocjonalnie piszę, ale nie potrafię inaczej, ponieważ to chodzi o moje zwierzęta, o moje ukochane zwierzęta, które zostały mi barbarzyńsko zrabowane, a wiele z nich zostało wymordowane.
 Jak myślę o tym wszystkim to mnie trzęsie.

Naturalistyczna hodowczyni koni: Izabella Redlarska, Rancho de Rebelle, Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie, Woj.Warmińsko-Mazurskie, tel. 511945226

W załączeniu foto ukazujące zieloną masę trawy na moim gospodarstwie.
U mnie zieloniutko. Trawa rośnie bujna, soczysta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!