|
Dar de Rebelle młp |
Sygn. Akt 1 Ds 451/18
kradzież zwierząt przez
funkcjonariuszy państwowych i publicznych oraz przekroczenie
uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych i państwowych
Horror w rocznicę Konstytucji 3 Maja
Dnia 2 maja 2018 roku, po południu
poszłam przed farmę na południową miedzę poprawić pastuch
elektryczny. Ledwo wyszłam i poprawiłam sznurki, nagle nadjechało
gestapo NWO (tak bezwzględni i okrutni ci ludzie byli jak za II
Wojny Światowej niemieckie gestapo).
Trzy auta: radiowóz osobowy, biała
kosztowna bryka szemranej fundacji i wypasiony wóz terenowy
inspektora weterynarii.
Oczywiście nikt wcześniej do mnie nie
raczył zadzwonić i uprzedzić o tejże jakże nieprzyjemnej
wizycie. No bo nie chodziło, żeby mnie uprzedzać, aby wizytować
czy aby cokolwiek wyjaśniać. Chodziło o bezczelną grabież mojego
inwentarza w świetle niby prawa.
Na miejsce przybyły następujące
osoby:
Białym kosztownym autem za 400.000
złotych:
Dwie panie z fundacji Molosy Adopcje:
Elżbieta Kozłowska i jej koleżanka (brunetka)
Towarzyszący im jak go określiły
„wolontariusz” - wytatuowany rosły właściciel schroniska dla
koni, Kamil Jacak.
Radiowozem policyjnym, osobowym:
dzielnicowy Paweł Warsiewicz oraz
policjant Krystian Ułanowski.
Eleganckim, drogim wozem terenowym:
pan inspektor PIW Olecko, Kornel
Laskowski.
Wypasione auta bogaczy zrobiły na mnie
tym większe wrażenie, iż biedna ja od 15 lat jeżdżę do Olecka i
z powrotem na rowerze, jako, że mnie nie stać na auto. Wszystkie
środki jakie miałam, zawsze pakowałam w gospodarstwo, które
wymaga ogromnych nakładów. Na auto nigdy nie starczyło.
Ad rem! Przybyli państwo z miejsca
mnie zaatakowali oskarżeniem, że rzekomo znęcam się ze
szczególnym okrucieństwem nad moimi ukochanymi zwierzętami i w
związku z tym, fundacja je zabiera.
Zamurowało mnie. Jak to? Na jakiej
podstawie prawnej? Pani z fundacji Molosy Adopcje (w tym czasie nie
wiedziałam z jakiej, gdyż się nie przedstawiła) wspomniała coś
o donosie i ustawie o ochronie zwierząt.
Jaki przepis tej ustawy naruszyłam i w
jaki sposób? Pani Kozłowska (wówczas nie wiedziałam, jak się
nazywa, bo się nie przedstawiła) nic nie odpowiedziała, tylko
nachalnie wdarła się na moje gospodarstwo bez okazania mi nakazu
sądowego, prokuratorskiego czy jakiejkolwiek decyzji w sprawie
zaboru moich zwierząt. Wdarła się w asyście wyżej wymienionych
osób w tym policji i inspektora Laskowskiego, którzy stanowili
wyraźnie straż przyboczną owej fundacji.
3 osoby z fundacji, 2 policjantów, 1
inspektor czyli razem 6 osób wtargnęło wbrew mojej woli na moją
prywatną posesję.
Moje pytania skierowane do nachodźców
dotyczące tego, jak się nazywa fundacja i kto wydał decyzję o
zaborze moich zwierząt, pozostały bez odpowiedzi. Pani Kozłowska
tylko odpowiedziała na moje protesty co do wtargnięcia na moją
posesję, że ja tutaj nic nie mam do gadania, bo ona wchodzi i tyle,
a policja jest tu po to by jej to ułatwić.
Policjanci powiedzieli, iż są
przydzieleni tej fundacji do asysty podczas zaboru moich zwierząt.
Inspektor Laskowski zaś był także
przydzielony do asysty dla fundacji, skierowany do pracy przez
swojego szefa, inspektora PIW Olecko, Dariusza Salamona.
Przybyłe osoby wdarły się na moje
gospodarstwo wbrew moim protestom. Panoszyli się na mojej ziemi,
zakłócali mir gospodarstwa.
Gdy weszliśmy na podwórko, na
podwórku przed domem, w cieniu domu leżały pokotem moje owce i
wypoczywały. Odpoczywały po godzinach pasienia się. Leniwie żuły
treść swoich żołądków. Kozłowska zagnała je do wyłączonej z
eksploatacji, uszkodzonej stajni i zrobiła im zdjęcia w środku.
Sfotografowała też uszkodzoną stajnię z zewnątrz.
Druga stajnia, ta w dobrym stanie, nie
bardzo ją interesowała. Weszła co prawda do niej, ale fakty
oczywiste negowała. Nie zauważyłam, aby ją fotografowała z
zewnątrz, tak jak napawała się fotografowaniem tej gorszej stajni
(której zdjęcia skwapliwie zamieściła na stronie profilowej
Facebooka przestępców zajmujących się znęcaniem nade mną od 5
lat).
W dniu przybycia Kozłowskiej, w stajni
znajdowała się gruba warstwa suchej, czystej słomy. Kobieta ta
skwitowała, że to dwa metry gnoju i choć stajnia była pusta w tym
momencie, dodała, że zwierzęta stoją w gnoju po kolana. Te
wszystkie fałszywe oskarżenia i pomówienia, miały służyć
grabieży moich zwierząt, pod płaszczykiem ustawy o ochronie
zwierząt.
W stajni poza suchą, czystą ściółką,
znajdowało się kilka bel siana dobrej jakości.
Kobieta z fundacji zarzuciła, że
siano jest zgniłe.
W stajni znajdowały się także
lizawki solne dla zwierząt. Tego nie raczyła dostrzec.
Wyszliśmy na podwórko. Pani władczym
gestem wyciągnęła do mnie rękę naciskając:
„Paszporty! Nie masz?? To znaczy, że
konie są kradzione! Wobec tego zabieram konie!”
Oczywiście zaoponowałam, wyjaśniając,
że to są wszystkie moje konie, które się tutaj w większości
urodziły.
„Nie masz dowodu, że to są twoje
konie, więc je ukradłaś i ja je zabieram”.
Obecny inspektor Laskowski, który od
lat kontroluje moje gospodarstwo i setki razy widział tu moje konie,
nie zareagował. Nie wyjaśnił kobiecie z fundacji, że moje konie
są tutaj od zawsze.
Oczywiście, kobieta nie ma prawa
fałszywie mnie oskarżać o kradzież, bez jakichkolwiek dowodów.
Brak paszportów, to nie jest dowód
kradzieży i przesłanka do wywozu zwierząt i ta pani doskonale o
tym wie. Zastraszając i terroryzując mnie w ten sposób, złamała
prawo.
Następnie pani Kozłowska oświadczyła,
że zwierzęta są głodzone, nie mają paszy objętościowej ani
treściwej i że to jest znęcanie się ze szczególnym
okrucieństwem.
Zaprotestowałam, że przecież jest w
stajni pasza, na łące rośnie trawa, a w domu mam jeszcze paszę
treściwą. Pani zażądała wejścia do mojego domu. Nie miałam
ochoty tego agresywnego, roszczeniowego indywiduum wpuszczać do
mojego prywatnego domu, tym bardziej, iż sobie uzurpowała prawo
łażenia po całym moim domu włączając w tym piwnicę, gdzie jak
twierdziła, według niej leżą odgryzione przeze mnie łby
królików!
Poprosiłam by do środka domu wszedł
zamiast Kozłowskiej inspektor Laskowski.
Kornel Laskowski zażądał zaś
eskorty policjanta Krystiana Ułanowskiego.
Weszli obaj. Pokazałam im 7 worków
paszy treściwej, pozostałość z ostatniego zakupu tony owsa i
jęczmienia. Razem naszym oczom ukazało się 350 kg paszy treściwej.
Laskowski zapisał, że jest 140 kg.
Wyszliśmy na pole, gdyż kobieta z
fundacji zarzucała mi, że zwierzęta nie mają dostępu do wody.
Podprowadziłam ich pod pojemny
zbiornik wodny zabezpieczający wodę na długie tygodnie suszy.
Płynie w nim bieżąca, czysta woda
wypływająca z ziemi. Zwierzęta gospodarskie i dzikie piją z tego
źródła wodę od setek lat.
Pomimo,
że woda jest w zbiorniku czysta i orzeźwiająca,
Kozłowska nazwała tę wodę „płynącą gnojowicą”. Wszyscy
moi sąsiedzi poją swoje bydło ze stawów i rzek i tam nikt ich nie
szykanuje, o czym doskonale wie inspektor PIW Olecko Kornel
Laskowski. Tymczasem inspektor Laskowski usłużnie w stosunku do
fundacji, złapał za telefon i zaczął obdzwaniać moich sąsiadów
wypytując ich, czy nawożą swoje pola gnojowicą.
Według niego nawożenie sąsiednich
pól gnojowicą, miało przesądzać o tym, iż woda w moim wodopoju
jest brudna. Nie zrobił badania wody, absolutnie nie. Tylko
pomówił moją wodę o zanieczyszczenie. Przy czym wodopój jest
zasilany głównie wodami opadowymi spływającymi z pól, gdzie
gnojowicy nie stosowano, nadto zanim woda opadowa dotrze do dreny, a
z dreny do wodopoju, jest filtrowana przez grube warstwy piachu i
zanim dotrze do wodopoju, jest czyściutka.
W wodopoju żyją kijanki i drobne
rybki, a to wskazuje na to, że jest to woda czysta.
Ja piję tę wodę i moje zwierzęta
od 15 lat. Nigdy się nią nie zatruliśmy. Gdy kupiłam
gospodarstwo, zanim myśliwi wytłukli stado 14 saren, które się
pasły w okolicy i na moim gospodarstwie, te sarny właśnie piły
wodę z tego ujęcia wodnego. Myślę, że mając do dyspozycji wiele
stawów w okolicy, przychodziły specjalnie do mojego wodopoju, bo
tutaj woda jest najlepsza, najsmaczniejsza. Wydeptały nawet
ścieżkę do tego mojego wodopoju.
Insynuowanie, że woda pitna moich
zwierząt jest zatruta i na tej podstawie fałszywe oskarżanie mnie
o niepodawanie wody zwierzętom oraz oskarżanie mnie na tej
naciąganej podstawie o znęcanie się nad moimi zwierzętami ze
szczególnym okrucieństwem, jest parszywą zagrywką inspektora PIW
Olecko (Państwowy Inspektorat Weterynarii w Olecku) Kornela
Laskowskiego jak i pracownicy Fundacji Molosy Adopcje, Elżbiety
Kozłowskiej.
Oboje ci państwo przekroczyli tu swoje
uprawnienia. Wnoszę o ich ukaranie i zasądzenie zakazu
wykonywania funkcji publicznych dożywotnio, gdyż działali w złej
wierze, w celu zniszczenia mnie i mojej hodowli zwierząt.
Wnoszę o delegalizację Fundacji
Molosy Adopcje, albowiem jest to twór przestępczy, łamiący prawo,
zajmujący się agresywnymi, aroganckimi, chamskimi najściami i
kradzieżą cudzego inwentarza oraz obrażaniem i poniżaniem
właścicieli zwierząt.
Obecni nie przyjęli do wiadomości, iż
na terenie gospodarstwa jest w sumie 7 oczek wodnych, trzy cieki
wodne. Nie obeszli całego gospodarstwa. Większość oczek wodnych
nie ma połączenia z polami sąsiadów, a ja nie stosuję nawożenia
na moich łąkach. Łąki mam ekologiczne, naturalne.
Łąki są nawożone jedynie naturalnie
poprzez pasące się moje zwierzęta.
Przy takiej ogromnej ilości wody,
gdzie zwierzęta same wybierają skąd wodę pić, piją swobodnie
kiedy chcą i ile chcą, oskarżono mnie o niepodawanie zwierzętom
wody!
Woda w moich zbiornikach jest czysta.
Potwierdzają to żyjące w nich kijanki wodne i drobne rybki.
Jest to woda naturalna, taką jaką
zwierzęta dzikie i gospodarskie piją tu od setek lat, a zapewne i
tysiącleci.
Niestety okazało się, iż woda
naturalna jest wodą wstrętną zarówno fundacji, jak i
inspektorowi.
Jednak inspektorowi Laskowskiemu nie
przeszkadza, iż zwierzęta np. sąsiadującego Naruszewicza piją
wodę z jego brudnych stawów rybnych, do których spływają ścieki
z pól oraz do których szczają wędkarze łowiący odpłatnie ryby
w tych stawach. Tam kontroli i zaboru zwierząt nie będzie, bo
chodzi o to, by zniszczyć moją hodowlę i gospodarstwo.
Bardzo wredna była też reakcja pani
Kozłowskiej z fundacji niby pro zwierzęcej, gdy demonstrowałam mój
wspaniały wodopój wykopany w zeszłym roku przeze mnie moim
ukochanym zwierzątkom. Wskazałam, że dbam o moje zwierzęta i ich
dobrostan, gdyż wszelkie dotacje rolnicze jakie do mnie niekiedy
docierają rocznie (a są one niewielkie, wielkości mniej więcej
jednej pensji prokuratora czy sędziego, do tego mocno okrawane lub
całkowicie zajmowane przez komorników) inwestuję w jego
poprawienie, i tak, sama nie mając w domu komfortu bieżącej wody
(mam zepsutą hydraulikę, potrzaskane rury wodne) zainwestowałam w
zeszłym roku 3 tysiące złotych w pogłębienie płytkiej kałuży
i zrobiłam zapas wody moim zwierzętom na cały rok, w tym na
wypadek suszy, co procentuje w tym jakże suchym roku. Moim
zwierzętom zabezpieczyłam wodę nawet na całe suche lato. Choćby
woda wyschła wszędzie, to w tym wodopoju zawsze będzie, gdyż
napływa zawsze świeża.
Reakcja Elżbiety Kozłowskiej z
fundacji pseudo pro zwierzęcej:
„To ja to zgłoszę ten zbiornik do
nadzoru budowlanego, że go nielegalnie wykopałaś.”
Doprawdy, zamiast się cieszyć, że
zwierzęta są zabezpieczone w wodę na cały rok, baba chce
donosić??? Co to za osoba w tej fundacji siedzi i udaje miłośniczkę
zwierząt??? Czy takie reakcje są zgodne ze statutem Fundacji Molosy
Adopcje? Działanie na szkodę dobrostanu zwierząt?
Gdy staliśmy nad tym wodopojem i ja
protestowałam, oburzona ich oszczerstwami typu:
„znęca się ze szczególnym
okrucieństwem, bo nie podaje zwierzętom wody” co jest absolutnym,
absurdalnym oszczerstwem, pan pseudo wolontariusz pozwolił sobie na
uwagi ad personam typu:
„Tobie bolca potrzeba”.
Stojący obok policjanci nie
zareagowali właściwie na takie obrażanie mnie. Zaśmiali się.
Stali tuż tuż, wszystko słyszeli. Gdy zwróciłam im uwagę, że
ludzie z fundacji mnie obrażają, dzielnicowy Paweł Warsiewicz
powiedział, że on nic nie słyszał. Ten drugi policjant też „nic
nie słyszał”.
Napastnicy oświadczyli, że moje
zwierzęta będą zabrane.
Protestowałam oczywiście. Na łące
nieopodal, w blasku Słońca, pasły się moje śliczne konie.
Wyglądały cudownie.
„Podejdźmy do nich i obejrzyjmy je z
bliska, jak ślicznie i zdrowo wyglądają.
Nie są w żaden sposób zaniedbane,
ani nie mają ran, śladów bicia, katowania itp.” - zachęcałam.
Rabusie nie byli zainteresowani
podchodzeniem do moich koni. Z daleka było widać, że wyglądają
świetnie, nie ma żadnych oznak zagłodzenia, odwodnienia, bicia,
katowania, krępowania.
Zwyczajnie, że nie ma żadnych podstaw
do zaboru na podstawie ustawy o ochronie zwierząt.
Oglądanie zdrowych, zadbanych koni nie
było im na rękę, gdyż kolidowało z planem ich grabieży pod
pretekstem rzekomego zaniedbania czy znęcania się.
Prosiłam też osobno policjantów, by
podeszli ze mną do koni. Odmówili. Powiedzieli, że oni są tutaj
tylko jako eskorta, nie znają się na koniach i podchodzić nie
będą.
Odrzekłam, że nie trzeba się znać,
aby zobaczyć, czy koniom sterczą kości i zwierzęta chwieją się
z głodu na nogach, nie trzeba się znać na koniach, aby zauważyć
ewentualne rany czy ślady bicia.
Panowie policjanci nie chcieli pomóc,
nie chcieli być obiektywni. Oni przybyli na moje Rancho tylko jako
bezrozumna eskorta, siła zbrojna do okradzenia mnie z mojego
majątku. Tym samym nie dopełnili swoich obowiązków służbowych w
kwestii ustalenia, czy rzeczona „interwencja” fundacji miała
swoje uzasadnienie prawne, podstawę prawną zgodną z ustawą o
ochronie zwierząt.
Tym samym przyczynili się do tego, że
Fundacja Molosy Adopcje nielegalnie wywiozła moje owce i kozy oraz
psy.
Psów w ogóle nie oglądano, bo były
w domu. Koni z bliska nie oglądano. Owiec nie badano. Żadnego
zwierzęcia konającego lub ciężko chorego nie zastano. Żadnych
szczątków zwierząt nie odnotowano.
W stajni, na polach i w domu pasza.
Zwierzęta wszystkie w dobrej i bardzo dobrej kondycji, zadbane,
kochane, przez zimę przezimowane na ponad 60 belach dobrej
jakościowo paszy i tonach paszy treściwej, ze swobodnym dostępem
do wody i stajni przez całą dobę – ot tak postanowiono ukraść
pod przykrywką ustawy o ochronie zwierząt.
Od nocy 3 maja 2018 roku moje zwierzęta
są przetrzymywane przez fundację Molosy Adopcje w niewiadomym dla
mnie miejscu na cudzej farmie, w szopie, bez dostępu do wody i
paszy, jak wynika z komunikatów zamieszczanych przez Elżbietę
Kozłowską na Internecie, na stronie Rancho Romantica de Syf
(strona-paszkwil, autorstwa stalkerów, którzy znęcają się nade
mną psychicznie od 5 lat).
Agresywne i bezwzględne towarzystwo
składające się z członkiń i wolontariusza Fundacji Molosy
Adopcje oraz inspektora PIW Olecko, Kornela Laskowskiego, dwóch
policjantów: Pawła Warsiewicza i Krystiana Ułanowskiego (nie
wylegitymował się należycie i nie zdążyłam odczytać prawidłowo
jego nazwiska), udało się na drogę gminną przed moim
gospodarstwem, gdzie stało przy samochodach, a następnie się w
nich pozamykało, odmawiając mi odpowiedzi na pytanie, co planują,
na co czekają i czyja to decyzja była, by mnie nachodzić i
pozbawiać zwierząt.
Kolejno podchodziłam do tych aut i
pytałam przez szybę, na co czekają i czy zamierzają zagarnąć
moje zwierzęta i jeśli tak, to na jakiej podstawie. Elżbieta
Kozłowska warknęła przez szybę, do mnie: „Spierdalaj gówno”.
Policjanci nie chcieli rozmawiać. Ułanowski siedział w radiowozie,
śledził mojego bloga na smartfonie i analizował ostatnie moje
wpisy z najścia, które zdążyłam zrobić na bieżąco, gdy na
mnie napadli.
Inspektor Kornel Laskowski także
zamknięty w swoim aucie, prowadził głośną rozmowę na
głośnomówiącym z wójtem Kowal Oleckich Krzysztofem Locmanem.
Słyszałam głos Locmana, gdy podawał nazwiska gospodarzy w mojej
okolicy, gdzie wywieźć moje zwierzęta.
Byłam oburzona! Chciałam rozmawiać z
Locmanem, ale Laskowski mi to uniemożliwił.
Poczułam, że mam do czynienia z
okropną, bezwzględną mafią :(((
Poszłam do domu doładować komórkę
i zadzwonić do adwokata, by przyjechał na miejsce i bronił mnie i
moich zwierząt, by przynajmniej porozmawiał z rabusiami, bo mnie oni
całkowicie ignorowali i za moimi plecami organizowali transport do
nielegalnego wywiezienia moich zwierząt.
Naturalistyczna hodowczyni koni, owiec,
kóz:
Izabella Redlarska
Czukty 1
19-420 Kowale Oleckie
tel. 511945226
Ooo sprawę im założyłaś?
OdpowiedzUsuńIndianko,przepraszam,że jeszcze nie wysłałam pieniążka,zrobię to na pewno wkrótce.
OdpowiedzUsuńBoże,jak mi Ciebie szkoda,że musisz się bronić,chociaż wcale nie jesteś winna,a wręcz przeciwnie,bardzo pracowita i dzielna.Obserwuję cały czas Twój blog i będę się modlić teraz na majowym nabożeństwie,żeby Matka Najświętsza Ci pomogła,bo Ona pomaga potrzebującym wiem "coś" o tym z własnego życia.Pozdrawiam M
Jeżeli uważasz, że to co robili jest bezprawne to powinnaś zawiadomić oficjalnie władze Gminy nawet jeśli masz do ich działania jakieś zastrzeżenia.
OdpowiedzUsuńWójt ma urzędowy kontakt z Policją. Nie wierzę aby stylowi działania jaki opisujesz spokojnie przyglądali się policjanci. Przecież oni potrafią rzeczowo ocenić to co widza.
Co ty za głupoty wypisujesz. Policjanci należą do kliki.
Usuń