czwartek, 25 lipca 2013

Próba polowa klaczy

Indianka duma nad dzisiejszym pochmurnym, acz ciepłym dniem.

Cóż dzisiaj dokonała? Rano odbyła się próba polowa klaczy Indiany. Pociągnęła dwie niebywale ciężkie kłody – dwie bardzo grube gałęzie dębowe. Każdą osobną ma się rozumieć. Zostały pociągnięte spod dębu do stajni, gdzie mają zostać poddane okorowaniu przez gryzące je konie, a następnie wykorzystane do budowy sań, wozu, mebli lub w stolarce budowlanej.

Do wozu nie zaryzykowali podpiąć Indianę. Poczciwy chłop, który Indiance pomagał przy klaczy, ma nieco ciężką rękę do koni – jak to chłop do chłopskich ciężkich kobył zimnokrwistych o flegmatycznym temperamencie.

Indiana jednak wymaga bardziej finezyjnego traktowania. Jak to lekki koń gorącokrwisty. No, ale mały trening miał miejsce. Koń się oswaja z tym, że coś ma na grzbiecie, w pysku i że coś mu dynda tu i tam lub plączę się wokół nóg.

Indiana pcha się niesamowicie na osobę, która ją prowadzi za uzdę lub uwiąz. O ile to nie jest wielkim problem przy spacerku samego konia z osobą prowadzącą, o tyle w przypadku ciągnięcia czegokolwiek robi się to niebezpieczne. Dlatego nie odważyli się podpiąć Indianę do wozu dziś.

Także siana nie udało się póki co wozem zwieźć, ale mały trening klaczy miał miejsce. Nie do końca wiadomo czy pozytywny czy negatywny, bo koń w pewnym momencie zaczął wierzgać nogami – czyli miał dość. Oby się nie zniechęciła do pracy. No, ale trening nie trwał długo, więc koń się nie umęczył, więc nie powinien mieć bardzo złych skojarzeń.

Trening ten miał na pewno dobry wpływ na Indiankę. Indianka myśli, że da radę sama zaprząc Indianę do wozu i ją poprowadzić. Oczywiście, najpierw trzeba z Indianą codziennie trochę popracować, przede wszystkim nauczyć ją chodzić prosto i nie pchać się na osobę prowadzącą.

Indianka wypuściła kury na dwór. Uradowane. Ale jaj więcej dziś już nie będzie, bo znowu niosą się w chaszczach. Bardzo chętnie żerują na dworzu, ale muszą się nauczyć znosić jaja w kurniku, a nie poza nim.

Kurczaki wybrały pobyt w kurniku. Tylko ze trzy sztuki wyszły na spacer. Wrzuciła im do kurnika mnóstwo zielska, aby miały co dziobać. Chętnie się tym zielskiem zajęły.

Indiana zaraz po treningu puszczona na pastwisko. Żeruje.

Indianka dała radę jeszcze rozsadzić flance. Z jednej skrzynki wyszło 4.

Nie jest pewna, co to jest. Czy sałata ozdobna, czy jakaś roślina ozdobna.

Zapomniała, co w tej skrzynce posiała, a nie ma etykiety. Tak czy inaczej - rośnie to. Gorzkie, więc raczej niekoniecznie sałata. Chyba, że to taka gorzka odmiana sałaty.

Nasturcje kwitną. Daleko im jeszcze do bujności i zwieszania się ze ściany, ale i to nastąpi jeszcze przed końcem lata.

Indianka rozebrała plastikową siatkę przy kurniku, bo i tak już była porwana.

Pora na coś solidniejszego.

Indianka musi w końcu te słupy wkopać i zwozić dalej siano taczką do stajni, ale dziś już ma dosyć pracy. Jest zmęczona i senna. Chce odpocząć. Położyć się.

Już wieczór.

6 komentarzy:

  1. Indiana wydaje się być dominującym koniem, i próbuje dominować nad człowiekiem. Przydałoby się ją trochę poprzeganiać w okrągłym lonżowniku, czyli zastosować starą jak świat bardzo prostą metodę która nazywa się obecnie bardzo modnie i chwytliwie (żeby ktos kasę mógl na tym zrobić): zaklinanie koni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym lonżowania konia nie nazwała zaklinaniem :)
    Zaklinać, to ja ją będę do wozu niebawem :)))

    Póki co, faktycznie, mam plan aby ją codziennie lonżować i prowadzać drogą na lince, aby oduczyła się pchać na mnie. Dzisiaj miałam chęć zacząć z nią ten trening, ale pogoda była upalna i zajęłam się przewracaniem siana na polu, aby doschło zanim je zacznę zbierać na wóz. w sumie wszystko już jest przewrócone na całym hektarze.

    Jutro Indianę wezmę na lonżownik i na spacer po drodze polnej, a potem zobaczę, czy ją od razu podepnę do wozu, czy jeszcze z nią się pokręcę na lonżowniku i po drodze przez kilka kolejnych dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie lonżować tylko przeganiać ;) To jest trochę różnica, bo nie używa się lonży ;) Różni dziwni ludzie to nazywają zaklinaniem i trzepią kasę aż huczy ;)

      Usuń
  3. Tak czy inaczej zawzięłam się i nie odpuszczę dopóki siana z pola nie zwieziemy tym wozem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeganianie? Pfff...
    Ja potrafię konie sprowadzić z odległego pola zwykłą perswazją bez użycia linki :) Idą za mną jak psy :)
    Wystarczy, że je ładnie poproszę o to i pokażę palcem stajnię oraz powiem lakonicznie "tam!" :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. A propos lonżowania bez lonży - bez lonżownika to "zaklinacz" konia nie zaklnie :) Raz go pogoni i tyle go będzie widział :)))
    Więc co to za zaklinanie, skoro bez specjalnego lonżownika nie jest w stanie konia zaklnąć??? :D
    Śmieszne to :)
    Niechby tak spróbował sprowadzić stado koni z końca wsi bez linek :))) Indianka potrafi :)
    Znaczy się, Indianka jest naturalną zaklinaczką koni :) Trochę doświadczenia w treningu koni i będzie genialnym trenerem koni :)

    Żaden trener jaki tu był nie umiał sam sobie złapać konia luzem na pastwisku :) No, tylko Czegewara coś tam umiał, ale też nie zawsze mu to wychodziło :) Indianę ujeździł, ale nad pozostałymi końmi nie umiał zapanować...

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!