sobota, 5 stycznia 2013

Zakupy w Wiejskim Sklepie

Indianka skoczyła na wieś korzytając, że zwały śniegu stopniały na polu i dało się przejść przez łąkę nie grzęznąć w śniegu. We wsi zrobiła drobne zakupy, ale sklepowa skaleczyła ją na 30zł. Strasznie drogie wszystko w tych małych sklepach wiejskich. Ktoś by się mógł spodziewać, że skoro wokół same gospodarstwa, to żywność w sklepie wiejskim powinna być taniutka. Tak nie jest. Jest droższa niż w supermarkecie. Dużo droższa. Indianka ze swoich warzyw ma tylko dynie. W przyszłym roku postara się o więcej różnych warzyw na zimę.

23 komentarze:

  1. Czego oczekiwać skoro sklepikarka musi zapłacić 1000zł ZUS-u, 200-300 księgowemu, opłatę za koncesję na alko i szereg innych dupereli jak opłaty za terminal, za śmieci (wymagane przez GIOŚ) itd.? W sumie to się dziwię, że ludzie na wsi prowadzą jeszcze takie biznesy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ich pytałam kiedyś, czemu tak drogo.
      Po pierwsze, zachodnie markety w Polsce mają dyskonta czyli nie płacą podatków, a małe sklepiki polskie płacą.

      Duży odbiorca wymusza na dostawcach najniższe ceny.

      Sklepikarz sam musi (częstokroć) pojechać po towar - nie zawsze mu przywożą jak to jest w przypadku marketów.

      Poza tym, jeśli już jedzie po towar, to nie opłaca mu się robić kursu tylko po chleb, więc jedzie do hurtowni spożywczej gdzie ma i chleb i warzywa i wszystko inne. A hurtownia ma swoją marżę, więc to nie będzie takie tanie jak wprost od producenta.

      Z drugiej strony producent żywności woli opchnąć kilka ton towaru i mieć to z głowy, niż bawić się w zaopatrywanie drobnych sklepików, które może wezmą, a może nie wezmą towar.

      Usuń
  2. Gdyby rolnicy produkowali zywnosc, to wiejskie sklepiki spozywcze nie mialyby racji bytu, a potrzebne by były "hardware stores" i ewentualnie "delikatesy". Poniewaz od pewnego czasu rolnicy nie zajmuja sie rolnictwem (tylko pozyskiwaniem pieniedzy z unii), wiec na wsiach musza byc spozywczaki i pietruszka drozsza niz w miescie. Inaczej rolnicy wyzdychaliby z glodu posrod tych swoich hektarow.

    Polski chlop potrafil przetrwac dwie wojny, kontyngenty dla hitlerowcow, kolektywizacje, kontyngenty dla wladzy ludowej (zniknely dopiero za wczesnego Gierka), kryzys za Jaruzela, łże-kapitalizm lat 90-tych, a zabila go na miejscu unijna polityka rolna i zebracze pieniadze plynace niby z Brukseli (a tak naprawde wyrwane wczesniej z Polski pod postacia skladki unijnej)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam propozycję, aby wyjść z tych dotacji i ograniczeń. Niech rolnik polski nie dostaje dotacji, ale za to niech ma prawo produkować co chce i ile chce i sprzedawać komu chce.
      wówczas żadne dotacje nie będą konieczne.
      Damy sobie radę.
      Ale jeśli polski rolnik który ponosi ogromne koszty prowadzenia gospodarstwa ma tych pieniędzy unijnych nie dostawać, to także wszystkie inne podmioty muszą z nich zrezygnować, także koniec dofinansowania dla wszystkich projektów w Polsce.
      Pasuje?
      żadnej forsy na bzdetne szkolenia mające na celu wyłudzenie jak najwięcej forsy z unii.
      żadnych orlików, stadionów i tego wszystkiego co jest finansowane z Unii.

      Usuń
    2. żadnego finansowania dróg itd., bibliotek, kawiarenek internetowych na wsi, internetu w regionach dotkniętych wykluczeniem cyfrowym, żadnych minioczyszczalni ścieków, dofinansowania paneli solarnych itd.

      Usuń
  3. Aj... jak ja uwielbiam takie miejskie durdolenie (durne pierdole...e).
    Misiek, od razu widać, że nie czytasz mojego bloga systematycznie. Na wagarach byłeś???
    Jakbyś czytał, to byś takich farmazonów nie wypisywał. Nie odrobiłeś lekcji. Z wiedzy o funkcjonowaniu rolnictwa w Polsce – pała!

    Uświadomię ci tylko, że w Polsce owszem, produkuje się żywność i to mnóstwo żywności, lecz trafia ona wprost z gospodarstw do mleczarni (mleko) i do rzeźni (żywiec), warzywa do hurtowni, skąd są rozprowadzane po sklepach.
    Czemu nic nie trafia bezpośrednio do sklepików, tylko dopiero z hurtowni spożywczych? Bo takie wy, miaszczaki – żeście nam stworzyli prawo, a dokładniej mówiąc – durne przepisy. Tak nagmatwali i nakomplikowali w przepisach, że żywność świeża wprost z gospodarstw nie może trafić bezpośrednio do konsumenta. Byłaby świeższa, lepszej jakości i tańsza. Ale niestety tak to nie działa.
    POŚREDNICY KILKASET PROCENT MUSZĄ ZAROBIĆ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bądźmy też realistami, rolnicy nawet w optymalnym modelu dystrybucji wprost do konsumenta nie zapełnią całego popytu na żywność. Może mogą większość nie przetworzonych produktów dostarczyć, ale i tak nie wszystkie, a nieprzetworzone produkty i tak nie stanowią kwotowo dużej części przeciętnego "koszyka".

      Usuń
    2. No tak, fabryki żywności są potrzebne, bo potrafią rozmnażać żywność.
      Tzn. gdy fabryka wędlin kupuje z rzeźni mięso, które tam rolnik dostarczył w postaci byka lub wieprza, to zdolna fabryka z jednego kilograma mięsa robi 10 kilogramów i dodaje resztę wypełniaczy w tym soję genetycznie modyfikowaną i mnóstwo smakowitej chemii.
      Dzięki fabrykom żywności mamy co jeść :)
      To nie jest zasługa rolnika :)
      On dostarczył tylko jednego byka, a fabryka zrobiła z niego 10 byków ;)))

      Usuń
    3. Gdyby to był zdrowy kraj, to rolnik wytwarzałby żywność nie tylko w stanie surowym, ale i przetworzonym. Jak sam nie dałby rady, zatrudniłby tych bezrobotnych co siedzą na zasiłkach strukturalnej biedy i wszyscy by na tym skorzystali. Rolnik, jego pracownik by zarobił, a klient w mieście dostałaby kilogram czystego mięsa dobrze uwędzonego, a nie oszukańcze mielonki mieszane z rozmaitym gównem. To powinno być zabronione. Oszukiwanie klientów i nabijanie ich w butelkę przez fabryki jest dozwolone.
      10 procent mięsa w mięsie i reszta wypełniacze, spulchniacze, chemikalia, soja GMO i mnóstwo innego szajsu tylko nie mięso.

      Rolnika gnoi się za sprzedaż czystego mięsa wprost z gospodarstwa, a fabryki legalnie produkują syfiastą melasę z dodatkiem mięsa naszpikowaną sztucznymi smakami i aromatami, aby się klient nie porzygał i rozprowadzają ten syf legalnie w całym kraju.

      Usuń
  4. Nie rozumiemy sie. Sklep spozywczy na wsi jest dowodem, ze mieszkańcy tej wsi nie produkują zywnosci, tylko ją kupują w sklepie. Nieliczni, ktorzy faktycznie cos produkuja, mają monokulture (tylko mleko albo tysiac hektarow zboza i nic wiecej, etc.) i kolko sie zamyka. "Zywność ktora nie może trafiać bezpośrtednio do konsumenta" nie ma nic do rzeczy, bo nie rozmawiamy o konsumencie z miasta, tylko o rolniku, który w sklepie wiejskim kupuje na swój użytek wszystko: od chleba, masla, kapusty, marchewki po ser, pasztet, nastrzykiwaną wędlinę piwo i gorzałę.

    Misiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kretynie,rolnik produkuje;zboże,ziemniaki,rzepak,kukurydzę,mięcho i warzywka...a nie mydło,kiełbasę,gacie:) Dupę ma se łopuchem wytrzeć a potem w strumieniu umyć?

      Usuń
    2. hahaha :) Widzę, że tu się jakiś rolnik zapracowany i wkurzony odezwał, by uświadomić Miśkowi jego ignorancję i brak elementarnej wiedzy o wsi. Misiek najwyraźniej myśli, że mleko w sklepie się bierze z fabryki.

      Najwyraźniej nie widzi związku z łaciatymi zwierzętami na pastwisku z mlekiem w kartoniku stojącym w sklepie na półce.


      Usuń
    3. "Dupę ma se łopuchem wytrzeć a potem w strumieniu umyć?"

      A co gdy nie ma łopucha pod ręką i strumienia?
      A nie daj Boże trafi się ruski barszcz Sosnowskiego???

      My rolnicy musimy kupować papier toaletowy w sklepie wiejskim, bo u nas na polach on nie rośnie ;)))
      I choćby po to wiejskie sklepy są potrzebne na wsi. Aby kupić papier toaletowy, mydło, gotową kiełbachę (chociaż ja bym wolała taką swojską wędzoną na prawdziwym dymie).

      Usuń
  5. Hahaha :)))

    Misiek (zapewne Misiek-Artur jak mniemam) - myli się.

    Ja znam strukturę okolicznych wiosek. składa się z ludności:
    1. pracującej na swoich dużych lub średnich lub małych gospodarstwach
    2. ludności pobierającej zasiłki, renty, emerytury i z tego żyjącej
    3. ludności pracującej w mieście

    Pytałam latem 2012 kto kupuje warzywa i inne produkty w wiejskim sklepie.
    Otóż najwięcej kupują ci, co mają duże monokultury i nie mają czasu bawić się w gródki.
    Ich czas jest drogi i bardziej opłaca im się kupić gotowe produkty w sklepie niż samemu uprawiać ogródek.

    Ci, co żyją z rent, emerytur, zasiłków w tzw. blokach we wsi - mają po kawałku ogródka w którym uprawiają swoje własne warzywa na swoje potrzeby i oni warzyw nie kupują w sklepie, ale kupują inne produkty - wysokoprzetworzone.

    Ci, co pracują w mieście - robią zakupy w mieście, bo taniej i większy wybór. W lokalnym sklepiku wiejskim kupują tylko to, co im akurat zabraknie.

    Ci, co samotnie prowadzą małe niedofinansowane gospodarstwa i hodują trochę różnej zwierzyny - nie mają czasu gotować, więc kupują w sklepie gotowe produkty które wystarczy tylko podsmażyć.
    Niekiedy maja np. swoje jaja i mleko, ale pozostałe produkty kupują w sklepie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Są jeszcze tacy wieśniacy, którzy robią u bogatszych gospodarzy lub w lesie. Jeśli u gospodarzy - to z reguły mają tam żarcie zapewnione, więc w sklepie kupują przeważnie piwo, papierosy, czipsy do piwa, czasem winiawki lub wódę.

    Ci, co robią w lesie - dostają piwo i papierosy od szefa, ale żarcie sami sobie kupują w sklepie.

    Poza tym sklepik wiejski ma taką wyższość nad marketem, że jest miejscem spotkań towarzyskich, gdzie się wszyscy dobrze znają i chętnie ze sobą gadają. Ponadto, a właściwie przede wszystkim - sklepik wiejski daje żarcie na krechę, co jest cenne, gdy komuś brakuje kasy, a przeważnie wszystkim na wsi brakuje kasy - nawet tym wielkim gospodarzom, bo dopóki swojej produkcji nie sprzeda - to kasy nie ma. ale generalnie ci bogaci bauerzy to dobrze, a nawet bardzo dobrze przędą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest też grupa pijawek, które wiszą u rękawa swych krewnych którzy mają np. świnie, krowy, drób - i wyciągają od nich trochę tego, trochę tego, czasem to odpracowując, lub kupując taniej niż w sklepie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo, że wokół są mleczne duże farmy - farmerzy z tych farm niechętnie sprzedają mleko ze zbiorników, bo każde otwarcie zbiornika to ryzyko dostania się do środka bakterii, które obniżą wartość mleka.
    Więc mimo, że mają codziennie kilkaset litrów mleka a wokół mieszkają ludzie pijący mleko - oni im tego mleka nie sprzedają. Druga sprawa, że jest dość daleko ze wsi zbiorczej do luźno rozrzuconych na koloniach gospodarstw, a wieśniacy są za leniwi, by po jeden litr mleka jechać kilka kilometrów na rowerze czy samochodem. Wolą kupić w sklepie, bo łatwiej.
    Łatwiej, a nie drożej, bo producenci mleka jeśli sprzedają mleko to chcą cenę sklepową, a nie hurtową jaką dostają od mleczarni.
    No i oni mają tzw. limity mleczne. trzymają się ich ściścle - by nie mieć ani za mało, ani za dużo mleka, bo są kary unijne za nadprodukcję, a jak nie wyrobi swojej normy w ramach kwoty mlecznej, to mu w następnym roku ograniczą tę kwotę co będzie dla niego stratą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Także łatwiej na wsi kupić mleko u drobnego chłopa co trzyma jedną krowę, niż od tego bauera, co chowa 100 krów.

    Mleko jest w cenie, bo to nie tylko napój zdrowy dla ludzi, ale i znakomita pasza dla cennych cieląt. Tak więc ci, co mleka nie zdają do mleczarni, a hodują bydło mięsne - oni to mleko zużywają dla odpojenia młodych cieląt. Tak więc i oni mogą nie sprzedać, jeśli akurat poją tym mlekiem cielęta. No, jeden litr mogą urwać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Poza tym, każdy, kto ma kawałek ziemi stara się trzymać chociaż jedną krowę dla mleka dla siebie.
    Tylko ci, co nie mają pola - nie mają mleka swojego. Przeważnie kupują w sklepie wiejskim, bo na krechę i blisko i łatwo.

    Niektórzy biorą lub kupują od zaprzyjaźnionych drobnych gospodarzy. Jeśli biorą, to ich w czasie nawału roboty gospodarz ściga, aby pomogli mu w polu i zagrodzie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mieszkam sama, na koloni, nie mam samochodu ani kasy, więc mi wygodniej mieć kozę lub krowę na gospodarstwie i mleko od niej, tym bardziej że mam kawał pola do wypasienia i potrzebę nawożenia drzewek owocowych czy warzyw.

    OdpowiedzUsuń
  12. Indianko, swoimi wpisami potwierdzasz to co pisze Misiek: Rolnicy, tudzież ludzie mieszkający na wsi coraz mniej lub wcale nie produkują żywności na własny użytek i kupują ją w sklepie. Nie wszyscy, ale generalnie jest taka tendencja i sama to potwierdzasz. To jest fakt.
    Co innego praca zawodowa czy to w mieście czy to jako rolnik, czy w lesie, a co innego uprawienie i produkowanie żywności na własny użytek.
    Funkcja sklepu jest w tym względzie drugorzędna.
    Nie zgodzę się jednak z anonimem - Miskiem , że to dopłaty zabijają rolnictwo. Rolnictwo zabijają chore przepisy i wymogi, które wołają o pomstę do nieba. Za hitlerowców a nawet za czasów głębokiej komuny, można było trzymać sobie świnię czy krówkę dla siebie teraz wszystko trzeba rejestrować i mieć zezwolenia, zwierzęcia gospodarskiego nie może kupić osoba nie będąca rolnikiem, rolnikowi nie wolno bezpośrednio sprzedawać konsumentom swoich plonów, bez następnych zezwoleń etc..a wszystko jest kierowane właśnie do tego celu aby ludzie przestali być samowystarczalni, żeby uzależnić nas jak najbardziej do sklepów, producentów, bo takimi zależnymi łatwiej się rządzi.. bo można im zagrozić że nie dostaniesz chleba ... a jak ktoś ma swoja żywność, energie i wodę... ? to jak kogoś takiego zaszachować.. dużo trudniej...

    OdpowiedzUsuń
  13. "Rolnictwo zabijają chore przepisy i wymogi, które wołają o pomstę do nieba. Za hitlerowców a nawet za czasów głębokiej komuny, można było trzymać sobie świnię czy krówkę dla siebie teraz wszystko trzeba rejestrować i mieć zezwolenia, zwierzęcia gospodarskiego nie może kupić osoba nie będąca rolnikiem, rolnikowi nie wolno bezpośrednio sprzedawać konsumentom swoich plonów, bez następnych zezwoleń etc.."

    Dokładnie tak jest. To, że na wsi coraz trudniej kupić swojską, zdrową żywność wprost od chłopa lub gospodyni - to jest wina systemu, który się nadmiernie miesza do ludzkich spraw i życia. Władze chcą wszystko kontrolować, wszystkim sterować. Nie dają nam szansy na samodzielność. Za samodzielność karzą wysokimi grzywnami jak to miało miejsce niedawno w mojej okolicy, gdzie to na festyn zaproszono gospodynie do wystawiania swoich domowych produktów i częstowania nimi zwiedzających.
    Ci ludzie w dobrej wierze naszykowali smakowite potrawy, przytargali do na festyn, podgrzali.
    I przyszedł pieprzony urzędas i wlepił im mandaty po 5000zł. To jest ku... a chory kraj. Chory system.
    Z jednej strony wpuszczają do kraju taki syf jak GMO, a z drugiej tępią babcie sprzedające na ulicach swojskie jaja z małych gospodarstw. Rencina lub emeryturka głodowa i jeszcze dorobić nie dadzą kobietom ze wsi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Dodam, że emerytury wiejskie są ułamkiem tego co dostają ludzie w mieście, a rolnik, to taki zawód, gdzie nie ma świąt i wolnych weekendów, gdzie się pracuje po kilkanaście a nawet 24 godziny na dobę jak jest taka potrzeba, gdzie wypadkowość jest większa niż w górnictwie czy hutnictwie czy policji, które to zawody pobierają bardzo wysokie emerytury. Rolnik nie pracuje tylko 15 lat jak policjant, tylko zapierdziela całe życie na swoją marną emeryturkę, a i jej nie dostanie o tak, lecz gdy zda gospodarstwo dla państwa. Czyli dwa razy płaci dla Państwa: poprzez długoletnie skladki KRUS oraz swoim gospodarstwem. Jest to bardzo krzywdzące. Rolnicy, to najbardziej krzywdzona grupa społeczna, bo są rozsiani po gospodarstwach a nie skumulowani w jednej fabryce czy kopalni, gdzie łatwiej zorganizować strajk i wymusić na władzach przywileje.

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!