środa, 16 stycznia 2013

Profanacja mortadeli

Wczoraj, gdy Sante rozpakowywał swoją pakę, wyjmując oryginalną włoską mortadelę, stwierdził, że ona musi być szybko zjedzona, najlepiej następnego dnia.

Rano gdy Indianka wstała, mortadela była nieruszona. Mając w pamięci wskazówkę Włocha, by ten produkt szybko zużyć, swoim polskim sposobem skroiła ją na patelnię i podsmażyła razem z cebulą, dodała wody i powstał smaczny sosik do gotowanych ziemniaków. Taką potrawę podała Włochowi na obiad. Włoch się oburzył: "Jak to? Usmażyłaś drogocenną mortadelę? My tego tak nie jemy! My ją oszczędzamy i jemy plasterkami razem z chlebem!" Indianka spojrzała na Włocha z niedowierzaniem. "Oni czczą mortadelę, która jest robiona z byle czego jak jakaś zwykła parówa z kawałkami słoniny?" - pomyślała zadziwiona.

"Nie smażycie mortadeli?" - zapytała.
"NIE!"
"My w Polsce jemy ją i tak i tak. Razem z chlebem jak wędlinę, ale także się ją smaży i podaje na gorąco." - odpowiedziała spokojnie Indianka
"W Polsce nie ma prawdziwej mortadeli! Mortadela jest tylko włoska i to jest typowo włoska wędlina!" - kipiał z oburzenia Włoch
Hmm... pomyślała Indianka. Ci z Zachodu są trudni. Robią widły z igły. Jaki problem zjeść raz mortadelę na gorąco? Przecież jest smaczna, a nawet smaczniejsza niż ta na zimno.
"Smakuje ci obiad?" - spytała Indianka Włocha
"Smakuje, ale to nie o to chodzi! Ona powinna być jedzona z chlebem, a nie w sosie!"
Włoch nie umiał wybaczyć Indiance profanacji mortadeli poprzez obsmażenie jej na patelni w towarzystwie cebulki. :)
"W takim razie ja twojego włoskiego jedzenia nie ruszam - sam sobie gotuj" - wkurzyła się Indianka.
"Nie o to chodzi!..." - Włochowi urwały się argumenty i zamknął się. Obiad zjadł do ostatniego okruszka, ale minę miał niezadowoloną.
Indianka rozebrała 3 pomarańcze ze skóry i poczęstowała Włocha cząstkami pomarańczy. Obrażony nie chciał jeść.

Indianka zastanawia się, jak długo jeszcze z tym kapryśnym człowiekiem wytrzyma pod jednym dachem. Jak tak się będzie zachowywał, to mu chyba podziękuje za jego pomoc i wyprawi go z tymi jego włoskimi specjałami w świat. Ktoś, kto podróżuje po różnych dalekich krajach, powinien być ździebko bardziej elastyczny i nie trzymać się tak sztywno swoich kulinarnych przyzwyczajeń. Fajnie jest czasem eksperymentować i tworzyć nowe potrawy inspirowane różnymi kulturami.

11 komentarzy:

  1. Najpierw piszesz że nie interesują Cię rzeczy które zostały przysłane do Santego -wychodzisz z pokoju z niewiadomego czy wiadomego powodu - a później a to korzystasz z jego przypraw i jedzenia- sama sobie więc tylko zaprzeczasz -coś tu jest nie tak i śmierdzi .Moim zdaniem powinnaś przyznać się do tego że troszkę zainteresowały Cie te przyprawy i ta paczka Santego- a nie próbujesz nam wmówić że Cie to w ogóle nie ruszyło -bo byś nie brała jego mortadeli i innych rzeczy ale to już Twoja sprawa i Twój problem -ale powinnaś się zabezpieczyć na przyszłość jak kolejny Twój gość ruszy przyjechać do Ciebie z pomocą - jak piszesz że tacy goście to dla Ciebie duży problem to po co ich zapraszasz do siebie - dziwne to troszkę ale i śmieszne .Nocny Marek .

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty Nocny Marek - jakiś niekumaty jesteś. Przeczytaj uważnie moje komentarze. Jak za pierwszym razem nie zrozumiesz, to spróbuj raz jeszcze albo kilka razy, aż zaskoczysz.

    Powiedz, gdy ty jedziesz do kogoś w goście, to z pustymi łapami czy przywozisz coś w prezencie, dokładasz się do wyżywienia? Facet ma tu być miesiąc lub dłużej, a lubi dobrze zjeść, więc przywiózł sobie to co lubi jeść, a dla mnie kilka torebek nasion i parę torebek przypraw. Nad czym tutaj się rozwodzić?

    A tak w ogóle to ten twój komentarz taki jakiś nietrzeźwy. Weź najpierw wytrzeźwiej zanim zaczniesz wchodzić na czyjeś prywatne blogi i mieszać w nich.

    Gość, który przywozi ze sobą prowiant jest dla mnie mniejszym ciężarem, niż taki, który go nie przywozi.
    To chyba oczywiste?

    Mieszka za darmo, korzysta z domu za darmo, gotuję mu za darmo, korzysta z mojego internetu za darmo, moje jedzenie też je za darmo. To chyba poszkodowany nie jest?

    A że przywiózł swoje jedzenie, to dzięki temu oboje na tym korzystamy. I chyba tak powinno być, nieprawdaż?

    Na tym polega wymiana kulturalna. Raz jemy po polsku, raz po włosku. Rozmawiamy o naszych krajach, zwyczajach itp.

    Myślę, że to jest pozytywna wymiana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się że dobrze Nocny Marek zrozumiał -bo najpierw piszesz ze nie wpadłaś w zachwyt jak Sante rozpakowywał tę paczkę a potem na jutro piszesz że jesteś szczęśliwa bo przyjechało do Ciebie mnóstwo ciekawych przypraw z Italii .Ale w ramach sprawiedliwości to co piszesz też jest prawdą - jeśli dzielicie się tym jedzeniem to już inna sprawa- choć moim zdaniem powinnaś się Santego najpierw spytać co chce na obiad i jak mu przyrządzić bo tak to on źle odczytuje Twoje zamiary -Ty chcesz dobrze - przyrządzasz mu jedzenie na swój polski sposób a może on tego sobie nie życzy -choć oczywiście nie powinien też i za dużo wybrzydzać -masz też tutaj rację -niech troszkę pozna i naszej kultury i jak my jemy np.tę mortadelę - no właśnie i tak powinno być raz po polsku raz po włosku :))))
    Inna sprawa ile czasu będzie on u Ciebie - ciekawe kto kogo prędzej będzie miał dosyć -czy Ty wytrzymasz jego kaprysy czy tez on nie wytrzyma tych naszych polskich warunków :))) Nocny Marek 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam... ale przesadzacie :)))
      Ucieszyłam się z paczki, ale to jest jego paczka i on mi z niej wydziela co dla mnie a co dla nas, więc nie mam powodu aby wpadać w nadmierny zachwyt. Owszem, zachwyciłam się nowymi nasionami i przyprawami, bo to akurat mnie interesuje dość mocno i to dostałam jako prezent. Reszta paki jest do wspólnego podziału i tyle. On je moją żywność, a ja jego i jest okay. Nad czym tutaj się rozwodzić?

      To co mnie nie zachwyciło, to sposób, w jaki te rzeczy wypakowywał - rzucając arogancko na stół. No i ta jego obsesja na temat mortadeli.
      To nie było fajne.

      Wiesz, ja jestem u siebie i gotuję z tego co jest w domu. Dzień wcześniej wspomniał o mortadeli, więc zrobiłam potrawę z mortadeli.
      Niestety, wynikło nieporozumienie, bo oni w ten sposób mortadeli nie jadają i on się oburzył. Jednak zjadł, smakowało i nie otruł się, więc myślę że nie ma nad czym szat rozdzierać. Dziś z kolei widzę, że salami wpierdziela bez chleba i jakoś mu nie szkoda. My tak nie jemy. Wędliny się je z chlebkiem.
      Akurat chleb się skończył, ale są płatki śniadaniowe (oburzył się gdy zaproponowałam) mogę też naleśniki zrobić - ale nie, on woli wpierdzielać salami i nie ma przy tym żadnych wyrzutów sumienia, że marnuje cenną wędlinę w ten barbarzyński sposób :)))

      Usuń
  4. Może koleś świruje, bo zima ostra i nie ma jak sie gdzie ruszyć, coś zobaczyć. Może zabierz go do jakiegoś fajnego miejsca w okolicy, może na wędrówkę oczywiście jak będzie w miarę pogoda, sama też trochę odetchniesz.
    Powinnaś na zimę wykombinować sobie narty biegowe i śmigać po okolicy
    Co do żarcia to proponuję z uśmiechem i życzliwie Włochowi zaproponować, żeby ze swoich wiktuałów sam przyrządzał żarcie, bo wie lepiej jaki można z nich zrobić użytek
    kolega kierownik-gupi kaowiec

    OdpowiedzUsuń
  5. hahaha... fajny nick :)
    zwłaszcza ten "gupi kaowiec" :)))

    Zima tu nie jest ostra. Jest ledwo kilka stopni poniżej zera. W zeszłym roku było minus 32 :)
    Nie bardzo czym i gdzie mam go zabrać.
    Poza tym późno zaczynamy pracę bo ok. 10.00 i do około 15-16.00 a wtedy już jest ciemno i jemy obiad.

    No i mi się po prostu po dniu pracy nie chce - jestem zmęczona. Myślę, że on też.
    Po obiedzie siada do swego palmtopa i siedzi w internecie godzinami coś tam pisząc.

    Staram się go zabierać w różne miejsca mojej ziemi. Pracuje na świeżym powietrzu, w pięknej scenerii. To też jest fajne. Wczoraj widzieliśmy sarny na mojej ziemi. Czasem razem pracujemy, czasem on sam na dworze działa, a ja w domu i siedlisku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałem na myśli dłuższą, może całodniową na miarę krótkiego dnia wędrówkę. Człowiek potrzebuje oderwania się od szarej szczególnie zimą rzeczywistości, może pokazac mu jakiś miejscowy koloryt, pijaczków pod geesem albo co? Może poniemieckie zabytki naszych prasłowiańskich ziem?
    kolega kierownik-gupi kaowiec

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmmm... Mnie się nie chce - nie mam siły po dniu pracy, a pracuję codziennie. Dużo roboty jest w obejściu i z tymi dyniami. Poza tym boję się, że gdy go zaprowadzę do wsi, to mu wieśniacy powiedzą, aby mi nie pomagał. Zawsze mi to robią. Sami nie pomagają, a zazdroszczą, gdy ktoś mi pomaga i brużdżą zawistnie. Taki narodek.

    On jak chce może iść. Na razie nie wyraził takiej chęci.

    OdpowiedzUsuń
  8. http://en.wikipedia.org/wiki/Mortadella ... wiedza pozwala ludziom lepiej sie komunikowac i rozumiec

    OdpowiedzUsuń
  9. dzięki za link.
    Jednak trudno oczekiwać, abym przed użyciem każdego składnika spożywczego sprawdzała na Wikipedii co robią lub nie robią z nim Włosi.

    Włoch jest moim gościem, jest w Polsce, przede wszystkim w moim domu i to ON powinien się dostosować do menu domu w którym jest gościem, a nie oczekiwać, że będę specjalnie dla niego uczyła się gotować po włosku, zwłaszcza, że on mi nie pokazuje jak to robić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda,że nie zrobiłaś mortadeli ala schabowy.....już sobie wyobrażam minę gościa- bezcenne
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!