środa, 14 marca 2012

Bolesne stopy

Indianka ma spuchnięte nogi i obrzęknięte, bolesne stopy - nie może chodzić. Boli ją kręgosłup i serce. Wczoraj na tych spuchniętych nogach przeszła 20km. Ma bolesne odciski i bąble na stopach, głównie na piętach. Ostatnie 10 kilometrów szła małymi kroczkami powłócząc nogami, bo każdy krok to ból. Do domu dotarła o 4 nad ranem...

Większość tego dnia poświęciła szykowaniu dokumentów i realizowaniu formalnej korespondencji – wczoraj miała deadline, czyli ostateczny termin na wysłanie jednego z tych listów.

Z korespondencją uporała się około godziny 16.00. Na 18.00 miała umówioną prywatną wizytę u dentysty chirurga. O 17.00 doszła do Sokółek i próbowała łapać okazję. Mało co jechało – bardzo rzadko. Przez godzinę przejechało tylko 5 samochodów. Kierowcy się nie zatrzymywali. Około 18.00 doszła prawie do Stożnego czyli zdążyła przejść około 10km, gdy nadjechała powracająca ze Szwałku taksówka. Taksówkarz zaproponował, że podwiezie ją do Olecka za dychę.
„Pasuje?” – zapytał taryfiarz
„Niech będzie, ale połowę drogi i tak już na nogach przeszłam. Szkoda, że Pan wcześniej nie jechał, to bym do dentysty zdążyła chociaż, a i nóg zaoszczędziła.”
Indianka wsiadła do przestronnej gabloty i rozejrzała się. 
„Dużo Pan ma tu miejsca. Ile tu ludzi wchodzi?”
„Ze mną siedmioro”
„Wow – zachwyciła się Indianka.”

Po drodze wypytała taksówkarza czy się orientuje do której doktor w liceum przyjmuje – chciała wiedzieć, czy jest szansa, aby jeszcze dostać się tego wieczora do doktora. 
„To by mnie Pan zawiózł do tego liceum najpierw”.
„Ale Pani chciała na pocztę, a tam tylko do 19.00 to jak Pani najpierw pojedzie do liceum, to Pani nie zdąży na pocztę.”

Taryfiarz doskonale wiedział do której poczta w Olecku czynna. Wkrótce Indianka dowiedziała się dlaczego – mianowicie zwyczajowo parkował na postoju dla taksówek pod pocztą.
Przeto tym chętniej zawiózł Indiankę właśnie pod pocztę i zaraz zjechał na postój po drugiej strony ulicy.

Indianka wkroczyła do opustoszałego budynku poczty. Sprzątaczka już podłogi myła. Ale w okienkach siedziały panie kasjerki i do jednej z nich Indianka zaniosła swą pilną korespondencję i opłaciła jeden rachunek. Potem jeszcze kupiła kilka kopert i znaczków i zastanawiała się nad kupnem doładowania do komórki, aby zadzwonić do doktora i dowiedzieć się, czy jeszcze przyjmie ją tego wieczora, a jeśli nie – to kiedy można by się było umówić na wizytę. 

Gdy oglądała starter telefoniczny i zastanawiała się nad wyborem sieci lub doładowania – w międzyczasie za nią niepostrzeżenie ustawiła się kilkuosobowa kolejka. Nagle usłyszała za sobą niezadowolone mruczando i parsknięcia. Obejrzała się i zdziwiona zobaczyła stojących za nią ludzi.

Zakończyła swe działania przy okienku i usunęła się w bok robiąc miejsce zniecierpliwionym klientom.

Wyszła z budynku poczty i skierowała swe kroki do liceum. Szła długo już w ciemnościach. Po drodze dwa razy pytała człowieka o drogę, niepewna gdzie się to liceum znajduje. Gdy doszła do liceum, nie mogła znaleźć wejścia. Przez okna oświetlonej sali zobaczyła tam w środku sprzątającego człowieka.
Zapukała w szybę i zapytała, gdzie jest wejście do szkoły. Mężczyzna wskazał ręką kierunek.
„Tam zaraz z przodu”.

Indianka cofnęła się i zobaczyła dwa wąskie drzwi wejściowe. Podeszła po schodkach do pierwszych z nich i otworzyła te drzwi – jak się okazało – mieszkania prywatnego. Z głębi mieszkania rzucił się ujadający duży pies. Indianka cofnęła się i pośpiesznie zamknęła drzwi.

„Ufff... ledwo zdążyłam! Co za bestia w środku!” powiedziała do siebie półgłosem zaskoczona niespodziewanym atakiem zwierza.

Zeszła z podestu po schodach i parę kroków dalej zobaczyła właściwe wejście do szkoły. Było jasno oświetlone. 

Weszła tam i skierowała się do gabinetu doktora. Po drodze zobaczyła dwoje ludzi sprzątających szkołę, między innymi tego samego człowieka, którego pytała o wejście. Upewniła się, czy dobrze idzie w kierunku gabinetu i zaszła tam.

Niestety, drzwi gabinetu były głucho zamknięte. Wyjęła zatem notes i spisała dokładnie dni i godziny przyjęć doktora.

Siadła na krześle przy gabinecie i napisała krótki list do doktora. Wsunęła go do środka gabinetu przez drzwi.

Następnie wyszła ze szkoły, po drodze jeszcze zamieniwszy kilka zdań z ludźmi sprzątającymi szkołę.

Skierowała swe kroki w stronę supermarketu Lidl, który znajdował się na jej trasie powrotnej do domu. Było około 20.33. Zaszła do środka z ciekawości i by kupić coś do jedzenia, bo soki trawienne zasysały jej żołądek coraz intensywniej. Obeszła cały przestronny jasno oświetlony i opustoszały market.

Znalazła pączki i mleko. Nałożyła pączki do plastikowej torebki, mleko wzięła pod pachę. Po drodze jeszcze zgarnęła z półki płyn do mycia zębów i mydło w płynie i zaszła z tymi zakupami do kasy.

Tam sympatyczna pani kasjerka skasowała zakupy. Przy okazji zdradziła Indiance swój sposób na wykorzystanie 5cio litrowej butli po wodzie mineralnej. Mianowicie kisi w takich butlach ogórki! Super pomysł. Podobno nie czuć plastiku. Indianka postanowiła, że wypróbuje ten sposób, gdy będzie miała swoje ogórki do kiszenia. 

Indianka zorientowała się, że jeszcze ma trochę pieniędzy w portmonetce oraz trochę czasu do zamknięcia sklepu – i weszła z powrotem na sklep, tym razem kierując się do gabloty z nasionami. Starannie wybrała sobie 20 torebek z nasionami warzyw.

Cdn.







14 komentarzy:

  1. witaj I
    to o ktorej ty wyszlas z domu? musialo ci sie to chyba w drodze zrobic?
    takie dystanse przy sercu i kregoslupie? A jakis pks? zeby kawalek podjechac o wczesniejszej porze. szczerze wspolczuje,
    j.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, w drodze powrotnej. PKS o tej godzinie nie ma. Wcześniej nie mogłam, bo miałam robotę.

      Usuń
  2. Co potrzebujesz ??? Opatrunki /? lekarstwa ?? Inne ???
    Pozdrawiam
    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, dziękuję - dam sobie radę. Ale dzięki, że się troskasz o mnie. Bóg zapłać.

      Muszę po prostu odpocząć - tydzień - dwa aż stopy dojdą do normy. Aż mi te odciski zejdą. No i nie mogę chodzić tak dużo, gdy mam nogi spuchnięte, bo są wtedy stopy bardzo tkliwe i wrażliwe na odciski.

      To mi się pierwszy raz coś takiego zdarzyło. Kiedyś wcześniej miałam podobną sytuację, ale wtedy miałam niewygodne buty na nogach.

      Tym razem miałam te wygodne i mimo wszystko fatalnie mi się szło - ale to przez to że nałożyły się dwa czynniki - spuchnięte nogi i dłuuuugi spacer :)

      Usuń
    2. Ojeju, szkoda kasy na nasiona z lidla, wychodzą strasznie drogo, dlatego że w takim opakowaniu jest zwykle bardzo malutka ilość nasionek. Lepiej kupić w zwykłym sklepie ogrodniczym,a i plony są lepsze bo odmiany są dostosowane do polskich warunków pogodowych. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. O godzinie 21.oo to nie ma dużego wyboru, bo do tej godziny otwarty jest tylko Lidl a tylko ciut dłużej Kaufland. To prawda, że tam są drogie nasiona, ale w tych dużych torebkach, a w tych małych z pomarańczową górą - są po 70zł/torebka, a to nie jest dużo. W nasiennym sklepie nasiona są droższe o połowę, albo jeszcze droższe.

    Poza tym w niektórych tych małych torebkach z Lidla jest faktycznie mało nasion, ale w niektórych mnóstwo, np. sałaty jest 900 sztuk, więc wystarczy dla mnie, dla moich dobroczyńców i dla ewentualnych darmozjadów z Unii Europejskiej... Jeśli będę miała dużo zielska, to zaryzykuję zaproszenie kilku darmozjadów na wakacje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tfu tfu... co ja mówię! Chyba mi te bolesne stopy zaszkodziły na mózg! Ja tu nie chcę żadnych darmozjadów! Wyhoduję sałatę i ją sprzedam, ot co! :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Fascynująca opowieść! Nie mogę się doczekać dalszego ciągu! I ta niezwykle pieczołowita dbałość o szczegóły! Niesamowite! Znać, że przymierzasz się do kariery pisarskiej i pracujesz nad stylem. Jeżeli utrzymasz taki poziom, to kroi się w polskiej literaturze powieść na miarę "W poszukiwaniu straconego czasu". (Tyle, że pozbawiona tego, tak denerwującego u Prousta, rozpoetyzowania.

    Pozdrawiam serdecznie.
    Zygmunt

    OdpowiedzUsuń
  6. hahahaha :)))

    Nie wiem czy się Pan nabija, czy mówi poważnie, niemniej jednak zapewniam, że dołożę wszelkich starań, by me opowiadania były dopracowane :)))

    Uczę się od najlepszych - obecnie jest to Karol May, Anton Czechow i Honoriusz de Balzac :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Izo! całe trzy dni( z małymi przerwami na obowiązki)z zapartym tchem czytałam Twojego bloga! Toż to lepsze niż głupie "Rozlewisko"! i w dodatku najprawdziwsza prawda.Podziwiam Cię za to,jak walczysz i za upór,za siłę i wogóle...Wierzę,że wygrzebiesz się z niedoli,jesteś z tych,co "i kijem nie dobije",choć to tak wiele zdrowia Cię kosztuje.
    Tymczasem czekam niecierpliwie na dalszy ciąg i pozdrawiam serdecznie
    Rena,Małopolska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wow... hahaha :))) Dziękuję! Będę teraz pisać mniej, ale za to dopracowywać to co piszę. Teraz zamiast zwykłych postów - małe opowiadanka... :)

      Usuń
  8. Witam

    "Obserwuję" Pani zmagania od długiego czasu. Szacunek za upór. Wiem jak to jest samemu wszystko robić na własnej ziemi. Osobiście miałbym trochę inną koncepcję pracy w Pani warunkach ale to już moje subiektywne wnioski. Zastanawiam się jednak dlaczego nie wykorzystuje Pani koni do jazdy i pracy?

    Pozdrawiam
    Jacek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wykorzystuję koni do jazdy i pracy ponieważ są nie ujeżdżone oraz nie przyuczone do pracy w polu.

      Jaką inną koncepcję?

      Usuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!