poniedziałek, 6 czerwca 2011

żywe kosiarki

Wokół sianokosy. Wyposażone w sprzęt bogate rolasy koszą swoje łąki traktorami z podłączonymi kosiarkami rotacyjnymi lub listwowymi. Indianka nie ma maszyn, ani szansy by kupić sobie traktor i osprzęt, ale na szczęście ma sprzymierzeńców naturalnych – swoje żywe kosiarki czyli konie i kozy.

Kozy słabo wyjadają trawę, za to konie robią to idealnie, dokładniej niż jakakolwiek kosiarka mechaniczna. I robią to same, chętnie i za darmo. Takie samojezdne ekologiczne kosiarki. Stosunkowo tanie w utrzymaniu i praktyczne. Nie skażają środowiska spalinami, nie trzeba trwonić kasy na zakup benzyny czy ropy oraz nowych części. Konie wygoliły siedlisko do cna. Pora na desant na sad. Tyczki przenośnego pastucha czekają w pogotowiu by je rozstawić.

Indianka dopiero co dostała od Mamy kasę na opłacenie rat i rachunków, bo inaczej byłoby krucho. Wszak nie dostała ani grosza dotacji rolniczych, a raty i rachunki trzeba płacić. Zapłaciła raty i część najpilniejszych rachunków. Wszystkich rachunków opłacić nie mogła, bo pilnie potrzebne tyczki do pastucha przenośnego do wypasu koni w sadzie. Koni do sadu nie można puścić luzem, bo mogą pouszkadzać sadzonki młodych drzewek. Konieczny jest umiejętny wypas kwaterowy. W tym celu Indianka używa przenośnego pastucha. Kolejno udostępnia koniom międzyrzędzia, by wykaszały trawę w nich.

Weekend minął pogodnie i owocnie. Indianka całe dnie spędzała na dworze działając w ogródku i na siedlisku. Hartowała sadzonki i przygotowywała ogródek do posadzenia flanców warzyw. Nie wszystkie posiane w domu warzywa wzeszły, a część tych co wzeszła nie wiedzieć czemu nagle padła. Być może użyty do podlewania nawóz wypalił rośliny. Dawka była niby w sam raz dla roślin doniczkowych, ale młode kiełkujące warzywa prawdopodobnie popaliła, możliwe że ten fatalny efekt spotęgowała zbyt bogata w obornik ziemią. Indianka przedobrzyła tym razem.

Szkoda, bo wiele pięknych sadzonek padło. Indianka narobiła się na darmo. Do pojemników na warzywa nosiła ziemię z bardzo daleka. Specjalnie dla wzrostu tych roślin paliła w piecu. Chuchała na nie i dmuchała. Sadzonki już były całkiem spore.

Natomiast warzywa posiane w kwietniu na zewnątrz nie wzeszły. Prawdopodobnie wymarzły w nocnych przymrozkach lub sparciały w mokrej i zimnej ziemi. Na Suwalszczyźnie klimat jest bardzo zimny. To polski biegun zimna. Tu wiosna i wegetacja zaczyna się o 3 tygodnie później niż w innych częściach kraju. Suma summarrum – z warzyw na razie kicha. No, ale cóż. Bywa. Nowe nasiona świeżo posiane powinny rosnąć jak burza – jest bardzo ciepło teraz i przymrozki nie grożą. Można już siać na zewnątrz, wprost do gruntu. Te kilkanaście ocalałych sadzonek aklimatyzuje się na dworze od kilku dni. Jeśli przetrwają – będą owocować szybciej niż te posiane dopiero co. Aby uzupełnić padnięte sadzonki warzyw, Indianka dokupiła nowych nasion i już prawie wszystkie wysiała. Na razie w pojemniczkach, bo ziemia nieskopana i wymaga dużo pracochłonnych zabiegów.

Ponieważ po deszczach darń bardzo rozrosła się, Indianka wykorzystała konie do wykoszenia trawy do cna. Po trawie została sucha ściółka. Ziemia jest bardzo sucha i twarda. Nie da się kopać w niej tępym szpadlem. Ten ulubiony ostry szpadel brat gdzieś posiał gdy był.

Indianka kombinuje jak się dobrać do czarnej ziemi bez kopania. Wokół wybiegu dla kur ma poukładane kamienie. Pod tymi kamieniami jest czarna ziemia. Odkłada kamienie na bok odkrywając czarną ziemię, dziobie tę ziemię szpadlem i próbuje skopać darń sąsiadującą z tymi czarnymi dziurami w ziemi. Idzie to ciężko, ale po kawałeczku się udaje. Ziemię dziobie szpadlem, darń wyciąga graczką. Powoli szykuje rządek pod fasolę, bób, groch. Ciekawe czy cokolwiek urośnie? Na bób i groch trochę późnawo, ale nie dało się wcześniej nic zrobić. Ogier najpierw musiał wyżreć trawę z ogródka, a Indianka musiała odpowiedzieć na 100.000 pism urzędowych... ;)

Ogier mimo, że ze dwa tygodnie bawił na ogródku, obijał się. Zamiast wyżerać trawę, latał wzdłuż ogrodzenia i wyciągał szyję ponad nim próbując dojrzeć pasące się na łące klacze. Oczywiście ryczał jak zarzynany dinozaur, bardzo wyrywając się do klaczy. Więc wyżarcie trawy zajęło mu duużo czasu. W dodatku przy ogrodzeniu tak ubił kopytami ziemię, że jest twarda jak beton. No tam to się szpadla na pewno nie wbije, co najwyżej kilof. Indianka górnikiem ani kamieniarzem nie jest i rozbijać ziemi kilofem nie ma zamiaru. Musiała porzucić swój zamiar posiana fasoli i grochu przy ogrodzeniu z powodu tej strasznie ubitej ziemi. Jeśli popada przez kilka dni deszcz, to ta ubita ścieżka się da skopać. Na razie nie ma szans.

Konie wokół siedliska wygoliły trawę do samej ziemi. Pora je przerzucić na sad. Zajmie to trochę czasu. Trzeba rozstawić nowy pastuch i doprowadzić do niego mocnotłukący prąd. A tu kolejna sterta wnerwiających spraw terminowych czeka na odpowiedź Indianki. Trzeba jakoś pogodzić zabiegi gospodarskie z papierami. Szkoda dnia na tę makulaturę, ale samo się nie zrobi. Indianka znów będzie musiała się wybić z ulubionego rytmu ogrodowego i wbić się w rozporządzenia, ustawy, przepisy itp. itd.

Taki los rolnika unijnego. Biurokracja unijno-rolnicza rośnie z każdym rokiem zabierając cenny czas rolnika i jeżąc się od zdradliwych pułapek prawnych tworzonych przez posłów i decydentów, którzy najwyraźniej rolników nie lubią, skoro im takie numery prawne co rusz wycinają. A rolnicy to rozproszona grupa zawodowa, która nigdy nie będzie się w stanie zjednoczyć by zawalczyć o swoje prawa tak jak to z powodzeniem udało się górnikom, stoczniowcom czy pielęgniarkom.

Rolnik jest, był i zawsze będzie na przegranej pozycji w stosunku do innych grup zawodowych. Współczesne szkoły rolnicze powinny uczyć nie tylko produkcji rolnej i hodowli zwierząt, ale i przepisów unijnych i krajowych, by rolnik umiał omijać te prawne rafy i sprawnie wokół nich lawirować, bo bycie rolnikiem we współczesnych czasach wymusza obszerną znajomość prawa unijnego i jego licznych przepisów, nakazów, zakazów, ograniczeń, wymogów, zaleceń i co tam jeszcze jajogłowi wymyślą by utrudnić życie rolnikom.

Narzuca się polskim rolnikom zachodnie normy, ale to w Wielkiej Brytanii wybuchła epidemia choroby wściekłych krów, to w Niemczech wyprodukowano i puszczono na rynek wieprzowinę z dioksynami, to w Niemczech dopiero co zmarło 20 osób zatrutych kiełkami skażonej bakteriami coli fasoli. Nasz kraj jest czysty i zdrowy, żywność najzdrowsza i najsmaczniejsza w całej Europie. To od nas Zachód powinien się uczyć, jak wytwarzać zdrową i smaczną żywność, a nie że paniczyki ze skażonej przemysłem zachodnioeuropejskiej wylęgarni chorób rozmaitych pouczają nas Polaków, jak mamy wytwarzać zdrową i smaczną żywność...  

2 komentarze:

  1. Hmm... no niby fajne te żywe kosiarki, ale chyba musisz kosić, bo ska bierzesz siano na zimę dla tylu zwierząt? Pozdrawiam w zmaganiach ogrodowych! Dobrze, że zaczynasz wykorzystywać ziemię dla prawie darmowego jadła. Łopatę musisz naostrzyć, bo szkoda twojego zdrowia przy takiej tępej. Może masz tam ostrzałkę, albo ktoś we wsi bardziej życzliwy by naostrzył? Z tego co widać na twoich zdjęciach w sadzie masz niezłą ziemię, moze warto tam pokopać i wysiać nasiona warzyw. Warzywa mają to do siebie że potrzebują bardzo dużo słońca i przestrzeni. W doniczkach padną wcześniej czy później, zwłaszcza w domu. Siej bezpośrednio do ziemi, na razie nie nawoź niczym bo np. świeża gnojówka spali takie małe rośliny. W tym roku napewno coś urośnie samo. A w jesieni jak przekopiesz na zimę to możesz dać obornik, przegryzie się przez zimę i będziesz super bazą dla przyszłorocznych zasiewów. Co do podlewnia to przy dużych upałach podlewaj zawsze wieczorem, żeby tzw. "skorupa" nie zrobiła się na ziemi. Masz zapał dziewczyno! Podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. można też koniki wypuszczać, starym sposobem, uwiązane do w bitego kołka, wygryzą w kółko wszystko :)..kompost robić też z chwastów, i innych zieloności..jak pomyślę o papierkach, to się niedobrze robi ;)..ekologiczne małe ogródki pracochłonne i dużo wysiłku trzeba, co innego wielkie obszarowe pola, do ciężkiego sprzętu, tylko się jedzie wygodnie..

    OdpowiedzUsuń

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!