W środę 22 czerwca na rancho zajechał nibywwoofer Pędrak. Miał pomagać. Indianka przywitała go zastawionym odświętnie stołem i kulinarnie dogadzała przez kilka dni gotując i przyrządzając potrawy wegetariańskie, bo on wegetarianin. Niestety, Pędrakowi pomaganie szybko się znudziło, bo ledwo po dwóch dniach, a i już w trakcie tych dwóch pierwszych dni miał muchy w nosie i wymądrzał się.
Po dwóch dniach pomagania zaczął mieć rosnącego focha, który przemienił się w nieustającego focha. Indianka nie czuła się komfortowo w tej sytuacji i po jeszcze jednym nieprzyjemnym dniu, gdy to ona tyrała, a pajac stał i się głupio przyglądał jej harówce i nic jej nie pomagał, rozgniewała się na niego nie na żarty.
Przeprowadziła z nim męską rozmowę: Zgłosiłeś się do mnie, że chcesz przyjechać na moje gospodarstwo by mi pomagać w moich pracach gospodarskich. Przyjechałeś, jesteś tu, mieszkasz tu, karmię cię, korzystasz z łazienki. Jednak mimo to nie pomagasz, masz wiecznego focha, pyskujesz, odstawiasz koszałki-opałki i działasz mi na nerwy. Skoro mi nie pomagasz, mimo, że zadeklarowałeś przed przyjazdem tutaj, że chętnie będziesz pomagał, to płać za pobyt albo opuść gospodarstwo. Będziesz pomagał? Wwoofer odmówił. Zapłacisz za pobyt? Odmówił. Wówczas Indianka zdecydowanym głosem wyprosiła go z gospodarstwa. Jednak pseudo wwoofer zbunkrował się w stajni i nie chciał dobrowolnie wynieść się z jej gospodarstwa. Uczepił się jej gospodarstwa jak rzep psiego ogona. Wczoraj z facetem przeprowadziła kolejną, męską rozmowę. Powiedziała krótko: albo pomagasz, albo płacisz za pobyt albo spadaj stąd!” Krótka piłka - czyli ping-pong... ;) Tak należy rozmawiać z upierdliwymi rarogami, które grają zapracowanym kobietom na nerwach.
Dziś rano zajrzała do stajni, by sprawdzić, czy wyniósł się. Niestety, nadal zalegał.
Poprosiła go po raz ostatni, by dobrowolnie opuścił jej posesję, bo jest tu niemile widziany – po prostu osoba non-grata. Facet złośliwie się nie wyniósł dobrowolnie, więc Indianka wezwała policję by go usunęła z jej posiadłości. Policja przyjechała i typa z gospodarki zabrała precz. Indianka odzyskała spokój ducha i swobodną przestrzeń gospodarstwa nieskalaną widokiem wkurzającego raroga.
i słusznie zrobiłaś!
OdpowiedzUsuńgówniarstwo się szerzy okrutne!
ja bym jeszcze psami poszczuła :)
Mam nadzieje, że darmozjad nie wróci, by czegoś nawywijać...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Burzana.
kudlanko, no przecież poszczułam psami ;))) hahaha... ;)))
OdpowiedzUsuńno fakt! indianko :)
OdpowiedzUsuńdarmozjad okrutny!
pewnie podczytuje bloga, więc do darmozjada piszę - wstydź się i nie wracaj!
no, niezła historia ;)
OdpowiedzUsuń