środa, 14 października 2009

śnieżyca

Piękną śnieżycę dziś ujrzałam na mym rancho: śnieg, deszcz, silna wichura. Z daszku ganku zwiało resztkę papy. Dobrze, że ta papa nie trzasnęła w okno na strychu, bo bym była bez szyby.
 
Wolontariusz Franklin ostatnią noc spędził dzielnie w stajni. Wicher nad stajnią i wokół niej huczał tak, że Franklin bał się, że dach zerwie.
 
Rano gdy obudziłam się nie zdawałam sobie sprawy, że na dworze leży śnieg. Dopiero gdy wstałam by wpuścić Franklina do domu na śniadanie zobaczyłam śnieg. Widząc co się dzieje za oknem, zarządziłam natychmiastową ewakuację wolontariusza ze stajni do domu.
 
Jednak łóżko nadal nie było gotowe, więc poprosiłam Franklina, by dorobił dodatkowe nóżki pod kręgosłup szkieletu łoża. Widząc, z jakim powolnym namaszczeniem się do tego zabiera, odebrałam mu te zadanie. Nie miałam ochoty czekać tyle czasu co ostatnio, gdy mozolnie przez 3 wieczory przykręcał listwę do deski.
 
Złapałam więc energicznie masywny sosnowy słupek i docięłam 6 podpórek pod słaby kręgosłup łóżkowy, coby go wzmocnić. Franklin przyniósł gwoździe i młotek i przybiłam te dodatkowe nóżki do listwy.
Łóżko stało się nareszcie stabilne i nie groźne już załamanie się stelaża pod ciężarem materaca i osoby śpiącej.
 
Franklin zmotywowany moją szybką naprawą łoża – ambitnie naprawił drzwi na ganku, tj. nabił deski na dziurę w drzwiach.
 
Następnie ja zajęłam się układaniem i mocowaniem stelażu na szkielecie łoża, a Franklina wysłałam do stajni by przyniósł materac i pościel. Franklin najpierw przyniósł materac, z którego natychmiast ściągnęłam przybrudzone targaniem przez stajnię i podwórko prześcieradło i naciągnęłam nowe, czyste, a materac ułożyłam na stelażu naprawionego łoża.
 
Franklin poszedł po kołdry, a ja tymczasem rozpakowałam nową, śliczną pościel kolorystycznie idealnie dobraną do prześcieradła. Franklin przyniósł pierwszą kołdrę, a ja zdarłam z niej zmokniętą poszwę i nałożyłam świeżutką.
 
Następnie przyniósł drugą kołdrę i tę drugą umieściliśmy w przydzielonej mu sypialni. Ma tam w sumie dwie kołdry.
 
Napaliliśmy w piecu, zjedliśmy coś i zajęliśmy się ogarnianiem swoich sypialni.
 
Dziś Franklin po dwóch tygodniach próby dostał sypialnię w mym domu. Przez pierwsze dwa tygodnie udowadniał, że jest przydatny na Rancho i potrafi dostosować się do panujących tu warunków. Sprawdził się.
 
To prawda, jest nadmiernie powolny, niekiedy wręcz irytująco powolny, ale potrafi być pomocny, więc zasłużył na pokój w mym domku :)
 
Wczoraj też sporo poryliśmy ogrem. Śnieżyca musi odejść, bo będę sadziła sadzonki nowych drzewek. Za kilka dni ma wrócić jesień i niech tak się stanie. Strasznie wcześnie zima tego roku przyszła. Opału jeszcze nie mam na zimę. Wichura wywaliła wielkie drzewo obok siedliska, to do niego się chcę dobrać w pierwszej kolejności.
Jest suche, leży i blisko – będzie łatwo pociąć i zatargać na ganek. Ganek wprawdzie przecieka przez dach, ale tu drewno zgromadzimy by było łatwo dostępne na co dzień. Myślę o zakupie papy na ten daszek. Rolka kosztuje około 40zł i jest ciężka. Ciekawe, jak ja ją tu przytargam na gospodarstwo.
 
Ja mam lęk wysokości i Franklin też trochę, ale ze strychu da radę wejść na daszek i ponabijać papę gdybym ją kupiła. Papiaki już mam. Byłoby sucho na ganku i drzewo by nie zamakało i łatwiej się paliło w piecu. Franklin trochę umie ostrzyć łańcuchy do pił. On naostrzy, a ja potnę to zwalone przez wichurę drzewo. A może jemu to zostawię? Da sobie radę z leżącym drzewem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!