niedziela, 9 sierpnia 2009

Rowerowa wyprawa

W piątek pojechałam na rowerze w 40-sto kilometrową trasę. Całą sobotę przedrzemałam wyczerpana wyczynowym wysiłkiem. Jechałam 4 godziny bez żadnego przygotowania. Wypada godzina na 10 kilometrów po pagórkowatym terenie.
 
Byłam w Olecku. Załatwiłam pilną sprawę i przy okazji kupiłam sekatorek do cięcia ziół. Pan ogrodniczy pomógł mi dopompować przednie koło u roweru, bo robił się flak, a ciężkie zakupy wiozłam na kierownicy. Aby rozłożyć równomiernie ciężar, kupiłam dwie identyczne torby na zakupy na krótkich rączkach. Idealnie układają się na rowerze i dobrze zdają egzamin jako torby rowerowe do przewożenia zakupów, zatem kupowanie bagażnika na rower mam z głowy. Te torby lepiej się nadają do wożenia zakupów. Napakowałam tam farby, szpachli, unigruntu, pędzli i tak obładowana pedałowałam do domu modląc się, by ta farba mi się nie wybełtała na drogę ;)
 
Wracając szosą przez zielone pola użyłam nowego sekatorka z upodobaniem nacinając żółtokwitnącego dekoracyjnego i ładnie pachnącego ziela. Nie jestem pewna co to jest. Kiedyś wydawało mi się, że to dziurawiec, ale nie mogę znaleźć zdjęcia tego zioła w moim zielniku by się upewnić.
 
Za to po drodze odkryłam leszczynę owocującą. Wybiorę się tam, gdy orzechy dojrzeją. Poza tym spotkałam interesujący krzew o kremowoczerwonych owocach oraz krzew o słodziutkich, porzeczkopodobnych owocach. Nie mam pojęcia co to jest, ale owoce ma pyszne i chcę tą roślinę mieć u siebie.
 
Jadąc rowerem natknęłam się także na okazałe 4 metrowe rośliny o potężnych baldachach. To może być groźny barszcz, ale nie mam pewności. Na wszelki wypadek nie ruszałam tego ziela.
 
Będąc w Olecku akurat przed nowootwartym sklepem z materiałami budowlanymi dostałam telefon od agroturystki. Ma przyjechać z córką na me rancho za niecałe dwa tygodnie. Postanowiłam, że odmaluję na nowo pokoje i kupiłam farbę, grunt, pędzle. Udało mi się też dostać gruboziarnisty papier ścierny do flexa oraz tarcze do cięcia betonu i metalu. Przydadzą się na pewno. Takich tarczy mi tutaj brakowało.
 
Zastanawiałam się też nad elektryczną mini wykaszarką. Mogłabym wykaszać zielsko wokół domu. Tania była – ledwo 60zł, ale nie kupiłam jej na razie, bo muszę oszczędzać. Wykaszareczka przydałaby się, bo moje zwierzęta nie wszystko zielsko wokół domu wyjadają i zostają gdzieniegdzie brzydkie chaszcze. Są brzydkie, ale są też pożyteczne. Mój drób w nich znajduje schronienie. Mam młode kurki i kurczęta co chodzą luzem po podwórku, a w okolicy grasują jastrzębie. Kury siedząc w wysokich zaroślach są bezpieczne, a i maleńkie liliputki raźniej się czują, gdy pod ścianami obory rośnie trochę pokrzyw i innego zielska. Tam się chowają przed kurami, końmi i kozami. Młode liliputki są wysokości kopyta końskiego. Gdy koń przechodzi obok tych maleńkich kurcząt, to wygląda jak prawdziwy gigant. Fajny kontrast :D
 
Wymyśliłam pomysłowy sposób na dokarmianie kurcząt. Stary blaszany piecowy piekarnik bez drzwiczek jest takiej wysokości, że maleńkie kurczęta tam się mieszczą swobodnie, a kurki nie, więc stawiam tam dla kurcząt ich karmę, a one tam wchodzą i dziobią zapamiętale robiąc duży łoskot czym pobudzają ciekawość dużych kur, które na daremno próbują się dostać do piekarnika do smakowitego jedzenia.
 
Dziś krowa Berna zmarnowała mi 4 godziny niedzieli. Miałam zupełnie co innego zaplanowane, a bydle wyszło z jej pastwiska i pomaszerowało na pole do sąsiada wiodąc za sobą Hiacyntę.
 
Trudno było ją sprowadzić z powrotem, bo krowa bydłuje i jest wyjątkowo krnąbrna i wredna. Wskoczyła na pastwisko do krów sąsiada i nie dała się za żadne skarby wyprowadzić ze stada innych krów. Musiałam prosić sąsiada o interwencję. Młody ranczer przybył na quadzie ;) Ja powinnam mieć quada. Nie mam ani ciągnika, ani samochodu to choć quad mi się należy. Ale nic to. Będę jeździć konno. Koń lepszy. Wszędzie nim wjadę i każdą przeszkodę przeskoczę. No i paliwo rośnie mi na polu ;)
Ranczer zagnał quadem krowę, ale cwaniara wróciła do stada i musiał na nóżkach ją gonić aby nadążyć za jej zwinnymi manewrami. Oboje krowę wygnaliśmy z pastwiska wreszcie po dłuższym ściganiu się z nią. Potem też nie było łatwo. Przez pastwisko sąsiada przegnałam krowy. Hiacynta grzecznie przeszła na moje pastwisko, a Bernadetta zaszyła się w krzakach i za żadne skarby świata nie chciała wyjść i iść do mnie na pastwisko. Do południa się z nią męczyłam. W końcu ją sposobem wyprowadziłam z krzaków. Potem doiłam kozy, karmiłam kurczaki, króliki, psy i tak zleciał dzień. Wieczorem upiekłam świeży chleb i posmakowałam świeżo zrobionego twarogu koziego. Pycha. Wyjątkowo smaczny wyszedł. Taki gęsty, śmietankowy, tłusty. Zjadłam sobie na spóźnione śniadanie czy właściwie na lunch miseczkę tego twarożku rozrobionego ze śmietanką kozią i cukrem. Niebiański smak! Co te kozy jadły, że taki dobry serek wyszedł? ;)
 
Ma trener koni przyjechać w końcu ujeździć me konie. Ale najpierw będzie je uczył do zaprzęgu, bo trzeba będzie pilnie zwieźć siano z pola, a nie mam czym. Moje konie wypasione pękate jak baryły, lśniące niczym atlas – tryskają energią i rozwalają mi ogrodzenie z niewyżycia. To w końcu znajdzie się dla nich zadanie, by się przydały wreszcie do czegoś trochę i mi nieco ulżyły w ciężkich pracach fizycznych. Zatem przyjdzie kryska na Matyska całkiem niedługo i koniki zostaną użyte do pracy. WRESZCIE. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!