sobota, 29 sierpnia 2009

I stała się jasność...

Kuchnia rozświetliła się 5cioma nowymi finezyjnymi kinkietami. Kuchnia to mój przyszły warsztat pracy i zadbałam o to, by światło dobrze oświecało kluczowe miejsca kuchni. Kuchnię już wcześniej wyposażyłam w 12 gniazdek, ale dołożę jeszcze kolejne dwanaście. W sumie będzie 24 gniazdka. Mój masztalerz przerażony, ale wytłumaczyłam mu, że mam syndrom jednego gniazdka, który mam od czasów kiedy to gdy mieszkałam w mieście w kawalerce i w pokoju było tylko jedno pojedyncze gniazdko na telewizor, tak więc wtyczki od magnetofonu nie było w co wetknąć, wtyczki od telefonu stacjonarnego takoż. Podobna sytuacja w kuchni – jedno gniazdko na lodówkę, a gniazdka od prodiża nie było w co wetknąć, ani wtyczki od miksera czy młynka do kawy – trzeba było lodówkę wyłączać. W łazience żadnego gniazdka nie było, wobec czego nie było w co wetknąć wtyczki od suszarki do włosów czy od pralki.
 
W trakcie kapitalnego remontu tej kawalerki zadbałam o dodatkowe gniazdka, ale po krótkim czasie okazało się także za mało, gdy kupiłam sobie komputer i sprzęt peryferyjny. Znowu za mało gniazdek, znowu cholerne plątające się przedłużacze i gęstwa kurzących się kabli!
 
Zatem teraz jestem bardziej przewidująca i policzyłam wszystkie możliwe urządzenia które mam zamiar w mej nowoczesnej kuchni używać i stwierdziłam, że taka ilość powinna wystarczyć i dać mi komfort włączania różnych urządzeń w dowolnym miejscu kuchni, z wygodnym i bezpiecznym dostępem do gniazdek. Wolę mieć za dużo gniazdek niż za mało, a kuchnia duża, więc i powierzchnia robocza duża i wiele urządzeń dam radę tutaj podłączyć. Ma być tutaj wszystko – od czajnika elektrycznego poprzez sokownik i maselnicę kończąc na automacie do obierania ziemniaków. Nie przewiduję zatrudniania pomocy kuchennej, więc cały ciężar przygotowania posiłków dla mych gości spadnie na mnie – muszę sobie starannie przygotować mój warsztat pracy, przewidując co gdzie będzie mi pasowało i usprawniało pracę.
 
Nalałam wody do garów i napaliłam w piecu i nagrzałam morze wody do mycia, prania i zmywania. Masztalerz wykąpał się w wannie, wysuszył przy piecu i poszedł do siebie, a potem ja z lubością zanurzyłam się w mojej świeżej kąpieli. Umyłam włosy, bo były sztywne od kurzu i tynku, którym pokryły się podczas gdy skuwałam tynk w kuchni. W kuchni większość tynku skuta. Mam zamiar wyszorować cegły i zostawić taką surowiznę na rok, a za rok przemaluję na biało lub od razu kafle położę. Kafle najbardziej praktyczne tu będą, bo łatwo umyć.
Ach – bardzom rada z tej mej kuchni będę kiedyś – umiem ze smakiem urządzać wnętrza. Tymczasem cieszy mnie piękna jasność w kuchni. Od razu radośniej i widzi się co się robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!