piątek, 13 marca 2009

Pogotowie medyczne

Wczoraj rano poczułam się na tyle chora i osłabiona, że postanowiłam wezwać pogotowie. Wpierw wahałam się czy wezwać karetkę, bo obecnie droga gminna przed gospodarstwem jest nieprzejezdna. Przez 6 lat, jak tu mieszkam, nie wzywałam nigdy karetki z uwagi na fatalny dojazd, oraz z uwagi na to, że przerwałam płacenie składek KRUS z powodu braku dochodu. Myślałam, że byłam nieubezpieczona. Ostatnio spłaciłam całe 6letnie zobowiązanie wobec KRUS w kwocie 6.000zł i starałam się o umorzenie odsetek od tej kwoty, z racji tego, że w ciągu tych 6 lat kilkakrotnie chorowałam, a nie korzystałam ze świadczeń zdrowotnych oraz miałam wypadek i byłam niepełnosprawna przez 8 miesięcy, a nie starałam się o odszkodowanie czy umorzenie składek co z racji wypadku mi się należało, jak też w ostatnich sześciu latach ponosiłam straty na gospodarstwie. Ponadto usłyszałam, że pewnemu rolnikowi będącemu w podobnej do mojej sytuacji oddział KRUS Suwałki umorzył samoistnie odsetki od sumy składek, gdy ten spłacił całe zobowiązanie.

Ja też spłaciłam całe zobowiązanie, ale mnie oddział KRUS Olecko nie umorzył samoistnie odsetek od tej kwoty. Musiałam napisać podanie o to. Kazano mi dostarczyć dowody na potwierdzenie moich słów i mimo, że dostarczyłam stertę dokumentów – kierowniczka nie umorzyła całej kwoty odsetek tj. 2200zł, lecz tylko jej małą część ok. 250zł, mimo że kierownik oddziału KRUS ma prawo umorzyć rolnikowi do 3.000zł odsetek.

Na moje zażalenie na tę decyzję, pani kierowniczka oddziału KRUS Olecko bezdusznie i głupawo odrzekła, że „trzeba było korzystać ze świadczeń. To pani wina, że mieszka pani w miejscu niedostępnym dla karetki. To pani strata, że pani nie korzystała ze świadczeń zdrowotnych. Ja pani całych odsetek nie umorzę.”

To nie jest żadna moja „wina” ani mój „wybór” czy „strata” że Urząd Gminy Kowale Oleckie nie wywiązuje się ze swoich ustawowych obowiązków i nie remontuje drogi gminnej przed moim gospodarstwem. Rozżalona betoniastą odpowiedzią kierowniczki oddziału KRUS Olecko, powiadomiłam o sprawie Olsztyn. Będę dalej walczyć o umorzenie tych odsetek. Należy mi się to umorzenie, bardziej niż temu rolnikowi podlegającemu pod oddział Suwałki. Tamten nie miał tak ciężkiej sytuacji jak ja mam, nie jest pozbawiony maszyn rolniczych, dojazdu do gospodarstwa, pomocy fizycznej rodziny, nie miał wypadku i upadku zwierząt na gospodarstwie. Skoro tamten oddział KRUSu mógł rolnikowi umorzyć odsetki w całości – to i ten olecki może.

Tymczasem o świcie bolało mnie serce, gardło, głowa, mięśnie. Czułam się fatalnie i okropnie słaba. Powiększone migdały dławiły mnie. Tak więc, skoro ledwo co zapłaciłam 6.000zł zaległych składek, plus opłaciłam bieżącą składkę za I kwartał 2009r. a babsztyl mnie nęka o spłatę odsetek od spłaconych składek KRUS, postanowiłam pójść za radą zimnego babsztyla i wezwać należną mi w takiej sytuacji karetkę.

Zadzwoniłam po karetkę. Karetka przyjechała niebawem, ale nie dojechała do mojego gospodarstwa. Stanęła ok. kilometr od mojego domu zakopawszy się w śniegu i błocie. Musiałam ten kilometr dojść do niej o własnych siłach. Poszłam powoli powłócząc nogami w mokrym śniegu i omijając głębokie i szeroko rozlane kałuże na drodze gminnej.

Na drogę ku mnie wyszedł jeden z ratowników medycznych. Resztę drogi ku karetce przebyliśmy razem. Wprowadził mnie do karetki, polecił zdjąć futerko i odstawić na bok torbę oraz położyć się na kozetce. Zostałam przypięta do kozetki pasami. Przykryto mnie moim ciepłym futrem. Karetka ruszyła. W karetce obok kozetki siedział drugi ratownik. Obaj ratownicy byli młodzi i odziani w czerwone kubraki. Takoż kierowca karetki. Ten ratownik, który mnie przyprowadził do karetki zaczął przeprowadzać wywiad na temat mojego bieżącego samopoczucia i przebytych dawniej chorób. Spisał dane z mojego dowodu.

Karetka u góry wąwozu

Karetka rączo gnała ku miasteczku. Niebawem byliśmy na miejscu. Zostałam wwieziona na noszach do szpitala na izbę przyjęć. Przyszedł niewysoki, starszy lekarz, także czerwono odziany. Zbadał mnie. Przepisał receptę.
Poinstruował mnie, abym udała się do lekarza rodzinnego w sprawie dalszego leczenia.

Ratownicy polecili mi dostarczyć numer ubezpieczenia w ciągu tygodnia. Postanowiłam od razu go dostarczyć skoro byłam w mieście. Słabo się czułam, z minuty na minutę coraz gorzej, ale skoro już byłam w szpitalu zarejestrowałam się do ginekologa, u którego już jakiś czas temu miałam odebrać wyniki cytologii.

Do godzin przyjmowania przez ginekologa był jeszcze czas, więc pomaszerowałam z wolna do KRUSu, przychodni i do apteki.

Wzięłam z KRUSu zaświadczenie o ubezpieczeniu. Weszłam też do kierowniczki oddziału i powiedziałam jej o tym, że mam do niej wielki żal i pretensje, za to że mnie tak bezdusznie potraktowała w sprawie umorzenia odsetek. Przy okazji podpisałam wydrukowany przez nią email, który jej wysłałam wcześniej tego dnia.
Zaszłam do apteki wykupić leki. Wydałam 50zł z hakiem. Wróciłam do szpitala i zajęłam sobie kolejkę pod gabinetem ginekologa. Poszłam zanieść numer ubezpieczenia ratownikom medycznym. Spisali dane.
Wróciłam pod gabinet i opadłam ciężko na krześle. Było mi słabo. Ciężko dyszałam. Do ust wzięłam cukierek owocowy, by zabić głód gdyż byłam na czczo. Gdy nadeszła moja kolej, weszłam do gabinetu. Wizyta była krótka. Lekarz wydał mi wyniki badań. Zinterpretował wyniki, jako wskazujące na to, że nie mam raka ani żadnych komórek rakowych... Ufffff...

Następnie poszłam do przychodni wybrać sobie lekarza rodzinnego i zarejestrować się na wizytę.

Po drodze znowu przechodziłam obok budynku KRUSu, więc zaszłam zostawić dodatkowe dokumenty do mojego podania o umorzenie odsetek. Kierowniczki nie było – wyszła na rehabilitację. Zostawiłam dokumenty jednej z pracownic.

Następnie udałam się już prosto do przychodni.
„Do jakiego lekarza rodzinnego chce pani być przypisana?” zapytała rejestratorka
„Nie wiem. Nie znam żadnego. Do jakiegoś młodego mężczyzny.”
„haha... Nie mamy tu takich :)))„ - odrzekła ubawiona rejestratorka
„Pani poczeka 3 lata – moi synowie będą już wtedy lekarzami to się będzie mogła pani do nich zapisać” odezwała się jakaś pacjentka stojąca za mną. Uśmiechnęłam się. „Ale ja muszę dzisiaj wybrać. To może jakąś przyjazną dla ludzi panią lekarkę, bo ja wrażliwym pacjentem jestem.”
Rejestratorka zmieszała się troszkę. Większości lekarzy i tak nie było tego dnia, więc w końcu poleciła mi urzędującą tego dnia panią doktor. „W razie co, może pani zmienić za jakiś czas lekarza rodzinnego, jakby pani nie odpowiadał”. Wzięłam formularz do wypełnienia. Wypełniłam. Zarejestrowałam się na wizytę.
Do godziny przyjęć był jeszcze czas.

Pomaszerowałam z trudem do ODR zapytać o parę rzeczy. Przy okazji odebrałam mój miesięcznik rolniczy.
W Izbie Rolnej na dole odebrałam duplikat kolczyka dla byka.

Szybko musiałam wracać do przychodni by warować na moją kolej pod drzwiami gabinetu.
Weszłam do pani doktor po kilku pacjentach. Zbadała mnie. Skierowała dodatkowo na badanie krwi na obecność cukrzycy. Dużo piję płynów, dużo słodzę, często w środku dnia bywam senna, a moja babcia miała cukrzycę, więc jest ryzyko, że i ja mam lub będę mieć cukrzycę.

Zrobiono mi od ręki badanie krwi, korzystając z faktu, że byłam na czczo. Badanie nie wykazało cukrzycy, ale wyniki bywają zmienne i aby były miarodajne, trzeba by robić je częściej i to o różnych porach dnia. Dostałam skierowanie na aparat do pomiaru cukrzycy i receptę na paski do niego. Sama mam sobie robić badania krwi o różnych porach dnia. Mi to pasuje, bo mieszkam na głębokiej wsi i jeżdżenie do miasteczka PKSami i okazjami podczas, gdy mam robotę na gospodarstwie, której nikt za mnie nie zrobi, tylko po to by zbadać sobie poziom cukru we krwi byłoby dla mnie bardzo uciążliwe i wręcz niemożliwe.

W przychodni spotkałam się z ludzkim podejściem do człowieka. W szpitalu też obyło się bez ekscesów. Obsługa karetki profesjonalna. W Izbie Rolnej i ODR życzliwi ludzie. Tylko ta kierowniczka KRUSu mnie zdenerwowała, ale jej pracownice za to były wyrozumiałe, uprzejme i pomocne. W KRUSie też spotkałam jednego wyjątkowo życzliwego człowieka. Zaprosił mnie na szkolenie.

Wróciłam PKSem. Torba z lekami, aparatem do pomiaru cukru, sokiem i dokumentami jakoś mi strasznie ciążyła. Ledwo doczłapałam do domu przez zaśnieżone pola. Marzyłam o tym, by runąć jak długa w łóżku i już z niego nie wstawać, ale zwierzyna była głodna, więc rzuciłam im to co było pod ręką – po kostce siana i poszłam spać. Zasnęłam ciężkim snem. Samoistnie obudziłam się o właściwej godzinie by pobrać leki. Połknęłam antybiotyki i inne leki przepisane. Nastawiłam sobie budzik na kolejne pobrania leków i zasnęłam znowu ciężkim snem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!