wtorek, 16 grudnia 2008

taki sobie dzień...

Vet był. Sprawdził cielaki. Przywiózł cukier i olej - zapasy na zimę. Dałam mu kilka jaj za przysługę. Ledwo 9 sztuk uzbierałam, bo wczoraj znajoma kupiła wszystkie jaja jakie miałam, a dzisiaj kury jeszcze nie zniosły wszystkiego co mają dzisiaj znieść.

Jeszcze brakuje mi co najmniej 60 kg kaszy dla psów. Listonosz nie przywiezie - jest zawalony paczkami i nie ma miejsca w samochodzie. W sklepach kolejki - nie ma czasu stać po kaszę dla mnie.

Będę musiała pojechać sama do Olecka, ale na razie to nie jest możliwe.

Dobrze, że chociaż weterynarz przywiózł część zakupów.

Na dworze szaro, ponuro - ogarnął mnie smutek... Kicia przyszła się poprzytulać.
Jedna suka urwała się wczoraj z uwiązu i przyszła na ganek spać.

"A gdzie jest KOT?" - przeraziłam się widząc sukę na ganku, na którym moment wcześniej była moja ukochana kicia. Sekunda namysłu - gwałtownie podniosłam głowę w górę i ku mojemu ubawieniu ujrzałam kocicę spokojnie siedzącą sobie na belce pod sufitem ;)))))))
Na szczęście kicia ma reflex - pomyślałam z ulgą... ;)

Wyprowadziłam sukę z ganku na dwór i kicia pośpiesznie zeszła z belki skrzętnie ewakuując się do mieszkania.

Mietek krąży po ziemi zbierając wiatrołomy na opał. Sporo ich się uzbierało przez te lata, bo nigdy w sumie nie były zbierane, a to też drewno dobre na opał.

Gdy wyzdrowieję, pójdę naciąć świeże gałęzie i odrosty na opał. Teraz próbuję się wykurować.

Jestem dzisiaj rozbita psychicznie. Spróbuję nad tym zapanować. Znalazłam ciekawą stronkę w internecie, która mnie zainspirowała do sprzątania i aranżacji mojego wiejskiego mieszkania.

Wstanę i coś porobię, póki jasno. W piecu ogień wygasł - trzeba napalić.

Zwierzyna kilka dni mnie nie widzi i stęskniła się. Podchodzi pod okna kuchni próbując mnie wyśledzić w środku... ;)

Ten dzień to nie taki szary i ponury jak mi się wpierw wydał.
Wyjrzałam za okno – a tam nie szaro i ponuro, lecz beżowo-zielonkawo.
Zabrałam się za porządki, głównie w kuchni. Zrobiło się więcej miejsca.

Na korytarzu zebrałam rozsypane przez Mietka zboże. Trzeba gdzieś je upchnąć, bo zawadza.
Ugotowałam obiad. Napaliłam w piecu. Słabo się pali w tym piecu dziś. Coś się piec nie może rozkręcić.

Wieczorem piec w końcu tak się rozbujał, że nagrzał nie tylko powietrze w domu, ale i wielgachne kotły z wodą do zmywania i kąpieli. Nazmywałam kolejną partię naczyń i garnków, a potem wykąpałam się w wielkiej misce przy piecu i umyłam głowę. Cudownie było... Piec przyjemnie grzał, woda gorąca. Wyparzyłam się dokładnie.
Miliony bakcyli ukatrupiłam z wielką przyjemnością ;)

Teraz siedzę sobie w łóżeczku czyściutka, pachnąca i suszę me długie, jedwabiste włosy... frajda :)
Taka kąpiel świetnie poprawia samopoczucie fizyczne i psychiczne. Chandra zblakła i prawie została zapomniana w oparach gorącej kąpieli... Moja przyjaciółka ma rację, twierdząc, że na chandrę najlepsze lekarstwo to zrobić sobie dzień piękności – rozpieszczać się i poświęcać wszelkie starania tylko sobie.
Muszę sobie to zapisać by pamiętać o tym – zawsze gdy mnie dopada smutek – muszę brać gorącą kąpiel, coby zmyć go z siebie. Przebierać się w czyste, nowe ciuchy, smarować kremami i pachnidłami, czesać włosy, obcinać paznokcie itp. – po prostu robić się piękna i boska :)

Ja co prawda przez pierwszą połowę dnia wcieliłam się w Kopciuszka sprzątającego kuchnię i zmywającego gary, ale wieczorem nareszcie zadbałam o siebie. Bo któż jak nie ja ma o mnie zadbać ??? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witajcie na moim blogu armio czytelników 😊

Zanim napiszesz coś głupiego, ODROBACZ SIĘ!!!

🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎🐎

Do wrogów Indianki i Polski:
Treści wulgarne, kłamliwe, oszczercze, manipulacyjne, antypolskie będą usunięte.
Na posty obraźliwe obmierzłych gadzin nie mam zamiaru odpowiadać, a jeśli odpowiem - to wdepczę gada w błoto, tak, że tylko oślizgły ogonek gadziny nerwowo ZAMERDA. 😈

Do spammerów:
Proszę nie wklejać na moim blogu spamu, bo i tak zmoderuję i nie puszczę.

Please no spam! I will not publish your spam!