Dziś simentalka Berna bydłuje i dała popalić Indiance. Maruderskim krokiem pomaszerowała na zaśnieżone pastwisko i za nic nie dawała się zagonić ani zwabić do obory. Dryfowała wahadłowym krokiem leniwie po zaśnieżonych polach z półtorej godziny, a za nią Indianka. Krowa miała przewagę – łatwiej się chodzi po kopnym śniegu na czterech nogach niż na dwóch. Gdy Indianka próbowała ją zagonić, krowa robiła złośliwe uniki i szła w przeciwnym kierunku. I tak w kółko. Zrobiła dwie pełne rundy wokół 3 hektarowego pastwiska i wrrrreszcie przyszła na podwórko. Indianka zamknęła podwórko by bydle nie uszło.
Krowa na podwórku też robiła numery. Unikała wejścia do obory i galopowała dookoła podwórka szukając wyjścia z pułapki.
W końcu weeeszła... Geee... Jeśli Indianka miała myśli o zachowaniu krowy przy życiu – porzuciła je dziś. Krowa jest wyjątkowo krnąbrna i złośliwa, gdy bydłuje. Dużo z nią problemów wtedy. Dzisiaj przypomniała o tym Indiance. Berna jest nie do okiełznania, bardzo samowolna i nieusłuchana.
Trzeba bydlaka do rzeźni oddać, ale nadal dgojazd jest niepewny. Do gospodarstwa chyba jako tako można dojechać, ale nie ma gwarancji, że się gdzieś nie ugrzęźnie, bo droga tylko tak z grubsza odśnieżona.