Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rolnictwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rolnictwo. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 września 2012

Współczesny Feudalizm

KRUS, podobnie jak ZUS, to oszukańcza instytucja. Forma współczesnej pańszczyzny. Wymusza na ludziach płacenie haraczu, wbrew ich woli. Czyni z ludzi niewolników systemu. KRUS, podobnie jak ZUS, nie działa na korzyść rolnika. Nie zapewnia ani godziwej emerytury, ani godziwej służby zdrowia, ani godziwego chorobowego. W przypadku chorobowego – wypłaca nędzny ochłap w wysokości 10zł dziennie, i to dopiero po co najmniej 30 dniowej chorobie. Jeśli rolnik choruje 29 dni – nie dostanie ani grosza.

Rolnik, to najbardziej obciążony i ryzykowny zawód w Polsce jak pokazują statystyki. Największa wypadkowość jest spotykana właśnie w tym zawodzie. Rolnik, to pracownik który haruje ciężej niż górnik czy hutnik, jego zawód jest bardziej śmiercionośny i wypadkowy niż zawód policjanta – ale nie ma uprawnień do wcześniejszej emerytury, tak jak jest to w przypadku policjanta. Także emerytura rolnicza to nędzne ochłapy, mająca się nijak do ilości i czasu pracy włożonej w gospodarstwo. Ile dokładnie wynosi emerytura rolnicza?

Ktoś z miasta ma pojęcie jaki ułamek emerytury policjanta?

Rolnik, to pracownik który pracuje po kilkanaście godzin dziennie – piątek i świątek. Musi być dyspozycyjny 24 godziny na dobę i nie może opuszczać swego gospodarstwa na dłużej niż jeden dzień, zwłaszcza jeśli ma krowy lub kozy dojne. Jest pracownikiem uwiązanym do swojej ziemi. Rolnik to zawód bardzo odpowiedzialny, a jednocześnie niedoceniany w Polsce.

Rosja zniszczyła swoich rolników i swoje rolnictwo i teraz jest uzależniona od importu żywności z innych krajów. W razie zaprzestania tego importu – grozi Rosji wielki głód i śmierć głodowa. Do takiego stanu doprowadzili swoje rolnictwo Rosjanie. Stalin kazał wymordować 10 milionów chłopów rosyjskich.

Ma na sumieniu tylu swoich rodaków. Wprowadził niewydajne i nieudolne kombinaty rolnicze, które się nie sprawdziły. Tzw. kołchozy. Pracowali w nich niewolnicy rosyjscy i innych krajów przyłączonych do Rosji Sowieckiej. Wiadomo, że z niewolnika nie ma pracownika. Dlatego upadły one, a wraz z nimi produkcja jakiejkolwiek żywności. Rosja przez wiele lat powojennych bazowała na grabieży z krajów lepiej gospodarczo prosperujących, w tym z Polski. To z Polski na Rosję szły pociągi z czystą szynką polską najwyższej jakości, podczas gdy nasze polskie sklepy świeciły pustkami. Gdy Polska się urwała z bloku sowieckiego – urwały się też darmowe dostawy żywności do Rosji. Ruskim do ócz zajrzała bieda :)

Stalin jest odpowiedzialny za utratę suwerenności żywieniowej Rosji. W pierwszym rzędzie jest też największym zbrodniarzem jaki się urodził na tej ziemi. Większym niż Hitler. Bardziej złym niż Hitler. Hitler był bardzo złym człowiekiem. Hitler kazał mordować inne narody, ale przynajmniej swój hołubił. Hitler mordował i ciemiężył inne narody by dogodzić Niemcom. Natomiast Stalin, to cyniczny, zły do szpiku kości tyran i potwór, który kazał wymordować swoich własnych rodaków, tych, co żywili jego naród.

W Polsce też się rolników nie lubi. Po II wojnie światowej, gdy do Polski wprowadzono reżim komunistyczny wbrew woli narodu – szykanowano rolników. Co bardziej przedsiębiorczych i operatywnych – nazywano badylarzami. To negatywne nastawienie do rolników nadal trwa w Polsce, mimo zmiany ustroju państwa.

Dzieje się tak za przyczyną mediów. TV, radio i gazety – słowem media – negatywnie nastawiają resztę społeczeństwa do rolników, skupiając się i akcentując nadmiernie rzekome przywileje rolników – tzw. dotacje rolnicze. Całkowicie pomijają aspekty realne działalności rolniczej. Nie pokazują, ile trzeba włożyć setek tysięcy złotych w gospodarstwo, aby cokolwiek wyprodukować i sprzedać. Nie pokazują, ile morderczej pracy pociąga za sobą zawód rolnika. Media robią krzywdę rolnikom. Wywołują zawiść mieszczuchów, którzy nie są świadomi, jak ciężka i absorbująca jest praca na roli i jak niewiele rolnik dostaje za swoje płody w stosunku do poniesionych nakładów czasu i pracy oraz środków.

Aby cokolwiek wyprodukować na swojej ziemi, rolnik musi najpierw:

  • Kupić żyzną, drogą ziemię
  • Wybudować budynki gospodarcze
  • Kupić maszyny rolnicze
  • Kupić zwierzęta hodowlane
  • Kupić środki produkcji (nawozy, paliwo, części do maszyn rolniczych, masę akcesorii pomocniczych niezbędnych do produkcji rolnej)
  • Mieć wiedzę jak poprowadzić hodowlę lub uprawę by skutecznie coś wyhodować
  • Mieć szczęście – czyli brak nieurodzaju, klęsk żywiołowych, drastycznego spadku cen skupu płodów rolnych

Gospodarstwo to skarbonka bez dna.

Ja haruję na gospodarstwie już 10 lat. 10 lat ciężkiej pracy, wkładania każdej złotówki w gospodarstwo.

Dotacje? Śmieszne ochłapy w dodatku raz po raz zabierane przez ARiMR pod byle pretekstem.

A kredyty zaciągnięte na zakup środków produkcji, no bo przecież dotacji nie wypłacają w sensownym terminie kiedy są one najbardziej potrzebne, tylko w czerwcu lub lipcu. Kiedy już nie można kupić drzewek owocowych, albo jest za późno na wynajem traktora do zaorania ogrodu pod warzywa lub koszenia. W dodatku w Polsce dotacje są wypłacane z dołu, to jest po całym roku harówy plus pół roku. Czyli aby dostać dotacje za rok 2012, rolnik musi czekać półtora roku, do lata 2013. A zwierzęta chcą jeść cały rok, a najbardziej zimą :)

Na Zachodzie Europy, tamtejsze państwa dbają o swoich rolników. Rolnicy na Zachodzie Europy dostają 5 razy więcej dotacji niż polscy rolnicy. Tak tamtejsze rządy zadbały o swoich żywicieli. W Polsce? Nikt nie walczył o sprawiedliwe dotacje unijne dla polskich rolników w Unii Europejskiej.

Wymagania co do sposobu produkcji rolnej rosną. Są coraz bardziej wyśrubowane i coraz mniej realne.

Są takie same dla tych rolników co dostają 5 razy więcej dotacji niż rolnik polski, jak i dla niedofinansowanego rolnika polskiego.

Dodam, że rolnictwo w Europie Zachodniej jeszcze przed wprowadzeniem Unii Europejskiej było już dobrze zmechanizowane, dofinansowane i rozwinięte.

Natomiast rolnictwo w Polsce przed wprowadzeniem do Unii Europejskiej było tylko częściowo zmechanizowane i to przestarzały parkiem maszyn rolniczych,

Było też wiele gospodarstw opartych na tradycyjnych metodach uprawy roli – koniem!

Polska po wejściu do Unii Europejskiej musiała dostosować się do wymogów tejże Unii. Musiała pokonać ogromną przepaść cywilizacyjną. Musiała ją pokonać przy wsparciu 5 razy mniejszych dotacji rolniczych niż otrzymują je rolnicy z uprzemysłowionej Europy Zachodniej.

To był i jest ogromny wysiłek wszystkich polskich rolników. Wielu dało radę i rozwinęło skrzydła, ale było i wielu takich, którzy musieli zrezygnować z produkcji rolnej jaką do tej pory prowadzili.

Uważam, że to straszna strata, że wielu drobnych rolników zostało doprowadzonych do bankructwa.

To właśnie ci drobni rolnicy stanowili o sile i żywotności polskiego rolnictwa za czasów komuny. To dzięki nim Polska nie głodowała, mimo, że komuchy ingerowały w ich produkcję rolną.

Uważam, że lansowanie wielkich latyfundiów to błąd. Masowa produkcja w typie monokultury prowadzi do degeneracji gleby i jej wyjałowienia, nie mówiąc o tym, że tylko jedna rodzina zyskuje utrzymanie z produkcji rolnej, podczas gdy rzesze drobnych rolników tracą źródło dochodów w wyniku zawyżonych wymogów unijnych.

To nie jest tak, że nie potrafią produkować zdrowej żywności. Potrafią. To chodzi o to, że nie stać ich na poniesienie dodatkowych kosztów produkcji rolnej, jakie narzuca na nie Unia. Jakie koszty?

Koszty przebudowy budynków –

  • np. wymuszają stosowanie większych okien w strefie najwyższych mrozów w Polsce, gdzie rolnicy od setek lat stawiali obory z małymi okienkami aby zapobiec wyziębieniu budynków w okresie trzaskających mrozów
  • Zakazują trzymania różnych gatunków zwierząt razem (dawniej zimą trzymano różne zwierzęta razem by było im cieplej zimą)
  • Mnożą rozmaite upierdliwe i kosztowne obowiązki np. zakładanie dwóch kolczyków na uszy krowy czy kozy, świni, gdzie kawałeczek plastiku o powierzchni ok. 2cm2 kosztuje 5zł, plus kolczykownica do kolczykowania: 120zł czyli np. masz 10 kóz – musisz zmarnować 100zł na pieprzone kolczyki
  • Aby sprzedawać mleko krowie, musisz wykupić na to kosztowną licencję tzw. kwotę mleczną

Np. chcesz produkować 10.000 litrów mleka rocznie – musisz najpierw zapłacić 10.000zł by wykupić kwotę mleczną. Pula kwot mlecznych jest ograniczona i nie można kupić kwoty mlecznej na Podlasiu jak się ma gospodarstwo na Mazurach.

Te kwoty mleczne to limity narzucane przez Unię Europejską, która bardzo nie chce aby polski rolnik dużo mleka produkował. Dodam, że limity kwot mlecznych są sztywne i zostały ustalone na podstawie produkcji mleka w Polsce sprzed kilku lat, gdy potencjał polskiego rolnictwa w dziedzinie produkcji mleka był niski, w związku z niedostateczną mechanizacją i zacofaniem polskiego rolnictwa. Teraz, polscy rolnicy są w stanie produkować 100 razy więcej mleka - nie mogą, bo są ograniczeni limitami produkcji mleka!

Mało tego, jeśli któryś rolnik wyprodukuje więcej mleka niż ma przyznany limit (no po prostu krowy dadzą więcej mleka) – płaci karę za to! :(

O tym media nie trąbią. O tym, że za produkcję wyśmienitej jakości żywności rolnicy płacą kary.

Bezrobotny więcej kasy rocznie dostaje niż drobny rolnik, który haruje od rana do nocy.

Ale bezrobotny ma czas, może iść sobie dorobić, i nie musi ponosić kosztów prowadzenie gospodarstwa. Może sobie swój zasiłek wydać w całości na wódkę i papierosy i siedzieć cały dzień przed telewizorem.

Jakie wnioski? Doceńcie, szanujcie i dbajcie o polskiego rolnika. Nie pozwólcie dręczyć polskich rolników. To wasz rodzimy żywiciel. Gdy pozwolicie zniszczyć polskich rolników – będziecie dziadować po innych krajach za żywnością, tak jak to robią obecnie Rosjanie. A gdy przyjdzie kryzys, zamieszki lub wojna – te obce kraje się na was wypną i z głodu zdechniecie.

Jest wiele błędów państwowych, które trzeba naprawić. Państwo za bardzo ingeruje w życie obywateli. Robi z nich niewolników feudalnych. Zmusza, do przyjmowania i wykonywania niekorzystnych dla nich obciążeń i obowiązków.

Np. taki KRUS i ZUS. To są pieniądze wyrzucone w błoto. Rolnik ciężko haruje na każdy złocisz, gdzie często gęsto za swoje płody rolne dostaje zaledwie groszaki (np. w skupie: 30 groszy za kg jabłek, 15 groszy za kg ziemniaków) i jeszcze musi czekać miesiącami na wypłatę pieniędzy za swoje towary, tymczasem takie instytucje jak KRUS, ZUS czy Urząd Gminy – mają w dupie czy rolnik ma kasę czy nie. Wymuszają na rolnikach haracze w postaci tzw. “składek” czy “podatków”. Rolnik często jest zmuszony sprzedać swój towar po zaniżonej cenie, poniżej kosztów produkcji, tylko aby zapłacić te pieprzone haracze.

Jak w ogóle nie rozumiem na jakiej podstawie wymyślono podatek rolny? Ja mam płacić podatek od mojej własnej ziemi? Którą legalnie kupiłam, za którą zapłaciłam? TO JEST MOJA WŁASNOŚĆ. MÓJ MAJĄTEK.

I ja mam jeszcze od niej podatek płacić jakiemuś Urzędowi Gminy który przez 10 lat nawet zasranej drogi dojazdowej nie umie wyremontować, a zimą robi łaskę, że odśnieży lub nie? Podatek rolny powinien być zniesiony.

Rolnik gdy idzie do lekarza, np. do dentysty – jest traktowany jak śmieć i jeszcze musi dopłacać do świadczonych usług. Emerytura? Zapomnijcie o emeryturach. Gdy dożyjecie (o ile dożyjecie) wieku emerytalnego, tej kasy nie będzie. Państwo do tej pory zbankrutuje. Już jest bankrutem. Tylko łata budżet ZUSem, KRUSem i naszymi podatkami. I wprowadza kolejne. Podnosi istniejące. Te Państwo jest nieudolne i swoją nieudolność tuszuje przy pomocy rozmaitych haraczy narzucanych społeczeństwu.

Każdy człowiek powinien dbać sam o siebie. Zrobi to 1000 razy lepiej i skuteczniej. Jeśli pacjent pójdzie do lekarza i zapłaci lekarzowi z własnej kieszeni, to lekarz nie potraktuje go jak intruza i śmiecia. Będzie go cenił i szanował. Zapewni mu dobrą opiekę lekarską.

Dlaczego wydłużono wiek emerytalny? Dlatego, aby nie wypłacić emerytur. Mało kto dożyje emerytury aby ją dostać, o ile ją w ogóle dostanie. Zrobili z nas niewolników, którzy mają tyrać do usranej śmierci i jeszcze przez cale życie płacić daniny do Skarbu Państwa, by rządzący mieli co przepierdalać. Patrzcie na co są te pieniądze wydawane. Jakie drogi są, jaki ich stan techniczny, jaka infrastruktura wokół. Mieszkam 10 lat na wiosce i przez 10 lat nie umieli zrobić szybkopasmowego internetu, podczas gdy cały świat już jest dawno zcyfryzowany. Patrzcie jaki poziom oświaty, jaki poziom służby zdrowia itd.

Nie dajcie się bezrozumnie doić. To są wasze pieniądze i powinny być w waszych kieszeniach, a nie na kontach pazernych instytucji. 800 złotych haraczu na ZUS co miesiąc? Przecież to jest rozbój w biały dzień. Wy się na to godzicie??? Pozamienialiście się głowami na dupy??? :)))

 

 

wtorek, 16 lutego 2010

Odpowiedź na komentarz

„Gdyby nie dopłaty, to cena za produkty rolne byłaby wyższa, a więc więcej pieniędzy rolnik by dostał.”

Wojtku – ekonomia to skomplikowany mechanizm i w związku z tym przy braku dopłat niekoniecznie cena za produkty byłaby wyższa i rolnik by więcej dostawał. Mogłoby być dokładnie odwrotnie, bo w grę wchodzi wiele czynników wzajemnie na siebie oddziałujących.

Dopłaty unijne to tylko jedna strona medalu. Druga strona to wyśrubowane wymogi unijne, które gospodarstwa muszą spełniać by te dopłaty otrzymywać. By otrzymywać te dopłaty musimy dostosowywać nasze gospodarstwa i sposób hodowli oraz uprawy do rozmaitych narzuconych nam odgórnie wymogów. 

Niektóre z nich są absurdalne i w moim odczuciu zbędne.

Dostosowywanie gospodarstw do wymogów unijnych wymaga dodatkowych nakładów inwestycyjnych, które nie zawsze są finansowane w stu procentach z dopłat unijnych – często trzeba do nich dokładać z własnej kieszeni np. 50% kosztu inwestycji czy 70% kosztu inwestycji, są też ograniczenia, np. nie można kupić używanego ciągnika za 15.000zł z tych dotacji na modernizację, tylko jedyna możliwość by skorzystać z tej dotacji to zakup nowego traktora, a to koszt ok. 2 miliardy, przy czym połowę trzeba wyłożyć ze swojej kieszeni (połowę lub więcej, bo refundowane są tylko koszty kwalifikowane czyli np. VAT nie jest refundowany, a to ogromne pieniądze przy takich kwotach) ponadto dotacje nie są wypłacane z góry lecz z dołu, czyli najpierw trzeba całą kasę na daną inwestycję wyłożyć z własnej kieszeni lub zapożyczyć się w banku, ponieść wysokie koszty przygotowania dokumentacji itd. i nie ma się pewności, czy te dopłaty ostatecznie zostaną przyznane, czy nie zostaną z jakichś względów okrojone lub odebrane całkiem.

System dopłat i wymogów unijnych to obszerny temat i nie zmieszczę się z jego ogarnięciem w pięciu zdaniach, a dziś nie mam czasu na dłuższe wypowiedzi.

Powiem krótko – dotacje unijne to róże z wielkimi kolcami. Wielu rolników, którzy potrzebują inwestycji w gospodarstwach rezygnuje z wielu programów z uwagi na te wielkie kolce, bo niekiedy kolce większe niż same kwiaty.

Ja bym chętnie skorzystała z dotacji na zakup ciągnika używanego lub małego w cenie do 15.000zł – ale takiej dotacji nie ma.

Natomiast jest dotacja na zakup ciągnika nowego za ok. 2 miliardy – to oznacza wyłożenie z własnej kieszeni jednego miliarda lub więcej – a kto tyle nosi w kieszeniach? Przeciętnego rolnika nie stać na korzystanie  z większości dotacji. Przy małym gospodarstwie zakup tak kosztownego sprzętu to samobójstwo – to jak kupowanie samolotu by przelecieć się do sklepu i z powrotem, bo ten traktor nie zarobi na siebie na maleńkim gospodarstwie, a kredyty i odsetki od nich pochłoną całe gospodarstwo.


Natomiast tzw. dopłaty obszarowe są niewielkie, uzależnione od obszaru gospodarstwa i im mniejsze gospodarstwo to i dopłaty mniejsze.

W moim przypadku ledwo starczają na zakup pasz i sfinansowanie  części innych kosztów prowadzenia gospodarstwa (KRUSu, podatku rolnego, stanówki, inseminacji, usług i środków weterynaryjnych). 

Jeśli zdecyduję się na jakiś droższy zakup np. na pompę do nawadniania sadu – to nie starcza na przykład na składkę KRUS. A pompę muszę kupić, gdy susza, bo młode sadzonki szlag trafi.

Mowy nie ma o zakupie nawet używanego samochodu czy ciągnika, nie wspomnę o kosiarce rotacyjnej i przyczepie samozbierającej siano.

Także drepczę w miejscu, bo brak konkretnego dofinansowania umożliwiającego mi rozwój i modernizację gospodarstwa, zainwestowanie w jakąś konkretną hodowlę lub uprawę.

Chciałam inwestować w serowarstwo – ale to ogromne koszty, wysokie wymogi sanitarne i budowlane – praktycznie nie do realizacji dla takiego małego rolnika jak ja.

Zdecydowałam się na założenie sadu owocowego, bo to przynajmniej początkowo tańsze i prostsze. Zanim zacznie przynosić dochody - minie kilka lat. 


Tymczasem już teraz musiałam wyłożyć kasę na zakup sadzonek, pompy do nawadniania, napracować się przy ręcznym sadzeniu ogromnej ilości sadzonek. Teraz okazuje się, że trzeba go pilnie ogrodzić, bo niszczą go lokalni zawistnicy i złodzieje.

Dążę do tego, aby moje gospodarstwo wykarmiło mnie i ewentualną rodzinę, którą bym chciała założyć i by dało mnie i mojej rodzinie godziwe utrzymanie. Kokosów na nim nie zbiję, bo trzeba by w nie wtopić masę kasy, której nie mam, a i ryzyko inwestycji w rolnictwie jest większe niż przy inwestowaniu w firmy miejskie i wtopienie wielkiej kasy nie jest równoznaczne z sukcesem planowanego przedsięwzięcia.

Gospodarstwa rolne to wyłącznie producenci, a ci zawsze mają przechlapane – najwięcej kasy koszą pośrednicy, a dla rolników zostają ochłapy, a przy zmianie koniuktury – nie da się przestawić z dnia na dzień np. kurzej fermy na hodowlę bydła opasowego, bo to wymaga kolejnych nakładów i długofalowej hodowli, zanim rolnik dochowa się np. gromady byczków na sprzedaż na mięso.

Często jest tak, że jak już dochowa się tego inwentarza pożądanego, to ceny żywca tak lecą na ryj, że sprzedaje za bezcen bydło byle tylko pokryć koszty produkcji i nie wbijać się w większe.
Zyskują na tym cwani handlarze, którzy skupują za psie pieniądze bydło.

Natomiast ceny w sklepach spożywczych są często kilku lub kilkunastokrotnie wyższe niż zapłata jaką dostaje rolnik za dany produkt, ale to rolnik ponosi koszty i ryzyko hodowli i to rolnik najmniej zarabia.

Nic nie ryzykuje pośrednik. Kupuje gotowy towar za psie grosze i sprzedaje drogo dalej. Kupuje tylko tyle ile mu potrzeba. Nie ponosi kosztów dalszej hodowli np. bydła w przypadku braku zbytu.

Rolnik, który wyhodował świnię musi ją sprzedać, gdy odchowana, aby nie wbijać się w zbędne koszty dalszego chowu.
Pośrednik ma to w nosie. To nie jego problem. Kupuje tylko wtedy kiedy mu to pasuje i za ile mu pasuje. Płaci wg podaży, popytu i wyczutej sytuacji rolnika (jak widzi że rolnikowi ciężko to zaniża zapłatę dla rolnika), a nie wg poniesionych kosztów hodowli. 


Bywa, że płaci poniżej kosztów odchowu świniaka. Jeśli rolnik ma kilka sztuk – to może sobie zachować dla siebie te świnie. Ale jeśli on z tego żyje i ma setki świń – musi sprzedać. 


Sprzedaje poniżej kosztów wtedy. Natomiast cena w sklepie mięsnym jest wysoka. Jest grubo wyższa od tego co dostał rolnik. Marża bardzo wysoka. Pośrednik wcześniej też wziął swoje. Rzeźnia swoje. Hurtownia swoje. Każdy się obłowił z wyjątkiem rolnika. Rolnik zapierdziela cały rok na okrągło w błocie, słocie, po to by za groszaki sprzedać to co wyhodował.

Gospodarstwo, rolnictwo to ciężki i ryzykowny kawałek chleba i cała rodzina musi całymi dniami zaiwaniać, by ta praca przynosiła jakieś efekty i dała jakiekolwiek utrzymanie.