Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prace gospodarskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prace gospodarskie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 kwietnia 2017

Zakładanie ogrodu w toku

Zachodnia flanka nadrzeczna

Stan na chwilę obecną: postawione ponad 100 metrów ogrodzenia i skopana jedna grządka 💪💪💪.
Brawo my, dzielne kobiety! 👏👏👏 🙆🙆🙆
Zostało jeszcze około 100 metrów ogrodzenia do postawienia i kawał ziemi do zaorania.
Chyba koniem będziemy orać 💪💪💪

Łaskawie wam blogująca, Święta Lady Isabelle vel Indianka 😇😇😇

poniedziałek, 26 września 2016

Boli kręgosłup

Bele siana, które nie zmieściły się w stajni. Jeszcze trzeba nałożyć plandeki.


Słupy ogrodzeniowe. 


Gniazda kur ze świeżo wymienioną ściółką.
Indianka przyniosła im miękkie siano i starannie wymościła gniazda,
 kształtując wgłębienia.
Ściany i sufity kurnika niedawno wybielone.


Frytki z surówką pomidorową.


Przez ostatnie dni Indii nadmiernie forsowała swój kręgosłup w stajniach, kurniku i spiżarni, więc teraz stojąc nad piecem z trzema rondlami wypełnionymi udkami kurczaka, nagle usłyszała swój zbolały głos:
"Ale bolą mnie plery! :(("

No cóż, pchała, ustawiała i dopychała ciężkie bele siana, nosiła ciężkie kłody drewna, nosiła wiadra ze zbożem i je rozsypywała do pojemników różnych, nosiła słomę do kurnika i wiele drobnych rzeczy typu donice, doniczki i skrzynki. Kręgosłup ucierpiał. Chyba jutro nie wstanie z łóżka.

Kamyk chory i jej nie pomaga fizycznie. Wracając z Kętrzyna okazją miał 16 września 2016 kolejne dachowanie. Widzi podwójnie. Źle się czuje. Jest bardzo osłabiony. Przeniósł się ze stajni do domu, bo zrobiło się zimno i też miał problem by wejść na strych. Chodzi i marudzi, albo śpi. Ale zrobił chociaż porządne, konkretne zakupy.

Na obiad zrobił frytki, a Indianka do nich surówkę. Kurczaka Indianka piecze już na kolację i jutrzejszy obiad.

Lechia spracowana


piątek, 10 czerwca 2016

Zmurszałe słupy

Zmurszałe słupy olchowe z resztkami spłukanego przez deszcze impregnatu.

Indii i jej wolontariusze nieziemsko się narobili przy wyrobie tych słupów kilka lat temu. Pomagał Wicia (korował i szlifował), Irlandczyk (ciął i korował) i Kokosz (nosił). Słupy wykonali z twardego, odpornego na warunki atmosferyczne drewna olchowego, z drzew rosnących na posesji Indianki.

Pierwsze słupy Indianki sprzed 12 lat, zaimpregnowane innym, polskim, skutecznym impregnatem, który niestety został wycofany z produkcji, stoją po dziś dzień i są nadal twarde i mocne.

Tym razem zaimpregnowała innym impregnatem, który niestety badziewnym oszustwem się okazał, a drogi był jak cholera.

Niestety, oszukańczy impregnat nie uchronił słupów przed próchnicą.
Wszystkie słupy do wymiany. Trza nowe naciąć, inaczej zabezpieczyć lub kupić słupy betonowe. Aktualnie kasy niet. Ostatnie złotówki wydała na nowy łańcuch do piły, dwa pilniki do łańcucha, bańkę oleju do smarowania łańcucha. Benzyna chyba jeszcze jest. Spróbuje naciąć nowe słupy. Stare do spalenia. Wszystkie!

Był dziś niemiły incydent. Syfiarz z RRdeSyf o ksywie Rad z Mazur znów napuścił na Indiankę kontrolę weterynaryjną, po tym jak się odgrażał wczoraj na Facebooku, że to zrobi. Tym razem Indianka powiedziała dość nękania.
Zgłosi to w Ministerstwie Sprawiedliwości, u samego Pana Ziobry.

piątek, 15 stycznia 2016

Nacięte

Indianka kończyła robić obrządek swoich zwierzątek, gdy niespodziewanie nadjechał traktor (myślała, że nie przyjedzie, bo późno nadjechał - za późno by wyrobić się ze wstawieniem okienka i zwiezieniem całego opału z pola) z przyczepą i sianem. Rozładowali siano, zapłaciła, zabrali piłę, paliwo, klucz do piły oraz pilnik do łańcucha i ruszyli w pole po opał. Pole zryte przez dziki tak głęboko, że mało traktor się nie wywalił. Nacięli prawie całą przyczepę drewna. Z trudem wyjechali z dziurawego pola. Potem pojechali jeszcze raz w inne, łatwiej dostępne miejsce, bo już ciemno było i nacięli drugą, tym razem pełną przyczepę drewna. W sumie dwie przyczepy opału zwieźli pod dom. Na dwa tygodnie starczyć powinno.

Elf naostrzył jej łańcuch i jeszcze raz pokazał jak odpalać skutecznie.
Jutro za dnia Indianka potnie kłody na mniejsze kloce (jak uda się jej odpalić piłę).
Napaliła w piecu fest. Jutro przyniesie wodę, nagrzeje i wykąpie się.

sobota, 8 sierpnia 2015

Ciekawa wełna

To białe po prawej to wełna tuż przy skórze jagnięcia.
Zwyłymi nożyczkami dało się ciąć. Nie trzeba prądu. Zero kosztów.
No, ale wełna latem jest odsadzona czyli rzadka przy skórze. Wiosną byłoby ciężko tak strzyc. Wtedy wełna gęsta jest.

Indianka złapała młode jagnię o ciekawych słupkach wełny.
Czubek słupka jest beżowy, słupek czarny, a jego podstawa biała. Do tego wełna delikatna i miła w dotyku jak jedwab.

Także ta owieczka została ostrzyżona zwykłymi nożyczkami.
W sumie Indianie ostrzygli aż 5 owiec dziś. Nożyczkami. Kamyk najwyraźniej próbuje odzyskać łaski po wyczynach z workiem zboża. Bardzo chętnie wziął się za to strzyżenie.

Strzyżenie owiec


Indianka z Kamykiem ostrzygli trzy kolejne owce.
Tym razem nie maszynką elektryczną, lecz nożyczkami.
Poszło szybciej niż maszynką elektryczną. Cieli na 4 ręce. Owcę po owcy. Sprawnie im to szło. Wełna odsadzona dawała się łatwo ciąć zwykłymi nożyczkami. Owcom lżej teraz. Upał jest ogromny. Indianka zyskała kolejną partię delikatnej wełny.

piątek, 12 czerwca 2015

Nowe drzwi do stajni


Oto owoc dwudniowej pracy. NOWE MASYWNE DRZWI. Jak na laików nieźle.
Indianki: materiał, narzędzia i instrukcje. Kamyka: wykonanie z pomocą Indianki. Kamyk drażliwy po tym pobiciu w marcu. Nie ma cierpliwości do detali. Ma kłopoty z koncentracją. Łatwo się irytuje i wpada w gniew. Jednak wspólnymi siłami dali radę.
Co prawda ta decha w środku powinna się klinować na wcięciach desek poprzecznych, ale Kamykowi nie chciało się wycinać klinów, bo cięcia mu krzywo wychodziły. Nie każdy ma smykałkę do takich rzeczy, jak stolarka. Kamyk woli samochody, komórki i komputery niż zajęcia z drewnem. Ale drzwi zbił i osadził solidnie. Lepiej niż niejeden wieśniak by potrafił :-)

sobota, 2 maja 2015

Wiosna, wiosna... wiosna ach to ty! :)

1 maja 2015 roku to był piękny, długi i ciepły dzień majowy zakończony odżywczym dla trawy i drzew deszczem.

Indianka ten dzień pracy na rancho zaczęła o 5.30 rano, a skończyła o 15.oo. By tak szybko pracy nie kończyła, ale zadzwoniła sąsiadka, że wyjeżdża, a Indianka chciała jej zdążyć podrzucić jaja zanim pojedzie i porozmawiać chwilę.

Indianka zadowolona z dzisiejszego dnia pracy.

Celebrowała to święto pracy w pełnym rynsztunku bojowym: z widłami i taczką do gnoju. Wywiozła 20 kopiastych taczek obornika. Na dłoniach pojawiły się odciski i bąbel - ślady rzetelnej, uszlachetniającej pracy.

W międzyczasie Indii także wyniosła na dwór indyczkę wysiadującą z poświęceniem 12 indyczych jaj coby zmusić ptaszynę do jedzenia i picia. Ogarnęła też owce i kozy.

W kurniku zawiesiła wyszorowany i umyty karmnik dla drobiu i wsypała do niego zboże. Do poidła wlała świeżą wodę.

Klacze grzecznie stały w stajni gdy Indianka wybierała i ładowała obornik. Odwiedzały je kury, kozy i owce.

Jedna klacz szwendała się luzem po podwórku i wokół siedliska raz po raz zaglądając do stajni i stojącej tam na uwiązach końskiej rodziny.

Gdy Indianka skończyła pracę wpierw zagnała do kurnika drób. Pozamykała zwierzynę w budynkach.

Zapakowała jaja w plecak i ruszyła na wieś. Po drodze spotkała inną sąsiadkę świętującą dzień pracy w bardziej typowy dla narodu sposób ;) Sąsiadka znajdowała się w stanie dużej nieważkości. Indianka pomogła jej trafić w bramę i oddaliła się pośpiesznie w kierunku farmy gospodyni, do której się wybierała z jajami. Z jajami zdążyła. Sąsiadka zrobiła się na eleganckie, czarne, połyskliwe bóstwo i pojechała na imprezę podwożąc Indiankę do wsi.
Indiance wcisnęła smakowite ciasto swego wypieku.

Indianka wróciwszy do domu wskoczyła do łóżka z ciachem i świeżo zaparzoną herbatą i tym miłym akcentem zakończyła ten pracowity dzień. Och jak bosko wyciągnąc się w łóżku po całym dniu pracy :)
Indianka

czwartek, 30 kwietnia 2015

Plan wykonany


6 dodatkowych słupów wkopane. Uzupełniony rząd drewnianych słupów zaczyna przypominać ogrodzenie. Pastuch już można instalować, ale Indianka chce jeszcze kilka słupów wkopać by było do czego stabilnie deski przymocować.

Indianka

środa, 29 kwietnia 2015

Nadszedł ten dzień...

Nareszcie porządnie popadało i znacznie spadła temperatura.
Idealne warunki do kopania dołów pod słupki ogrodzeniowe.

Indianka wykopała 5 dołów w twardej, gliniastej glebie i przytargała 5 ciężkich słupów olchowych. Trochę się zmęczyła. Ciężko się kopało i targało słupy.
Zrobiła sobie przerwę na późne śniadanie i regeneracje sił.

Po śniadaniu wkopie słupy i tym samym powstanie rząd słupów ogrodzenia północnego, do którego trzeba będzie zorganizować deski lub naciąć żerdzie poprzeczne do których z kolei przytwierdzi gęstą siatkę.

Po deszczu ruszyła trawa. Kury dziobią rośliny i robaki zapamietale.
Będą jaja! :-)

Kicia Tygrysia mruczy i uparcie molestuje Indiankę nie dając napisać w spokoju posta :-)

11 taczek gnoju

Indianka ten dzień poświęciła na porządki w stajni i użyźnianie ogrodu. Wywiozła 11 kopiastych taczek gnoju. Wyrzuciła je na łące która jest zaplanowana do transformacji w niebiański ogród :-)

Te proste prace na świeżym powietrzu poprawiły jej samopoczucie.
Kury pasły się cały boży dzień na siedlisku i niosły ogromne, smakowite jaja w kurniku.

Indyczka zniosła dziesiąte jajo. Błękitny indor błyskał czerwonymi koralami i rozczapirzał pióra przed indyczką zalecając się do niej w ten sposób.
Owce i kozy leniwie wylegiwały się na podwórku. Sielanka.

Klacz Driada brykała wokół siedliska. Pozostałe klacze stały na uwiązach w stajni. Dwie spokojnie, a trzecia niecierpliwie grzebała kopytem. Indianka raz po raz podchodziła do nich i głaskała je krążąc z taczką. Robota wciągnęła ją tak, że wyrobiła ją ponad plan - wywiozła 11 taczek, a nie 10 jak sobie zaplanowała.

Indianka przygotowała ogród do zaorania. Jeszcze musi dołożyć obornika. Rozciągnęła sobie też sznurek wyznaczający rząd słupków ogrodzeniowych od strony północnej. Gdy spadnie deszcz i zwilży ziemię - wykopie kilka dodatkowych dołków pod słupki.

Wieczorem zaniosła zaprzyjaźnionej sąsiadce 10 dużych, świeżo zniesionych jaj i zaoszczędzone piwo. Indianka, jak skwitowała zdegustowana babcia sąsiadki: "marny pijak jest" - w sensie z trudem i grymasem wlewa w siebie jakikolwiek alkoholowy trunek - dzięki czemu udaje jej się zaoszczędzić piwo podarowane czasem przez kolegę. I tak stało się tym razem. Puszeczka z piwkiem została zaniesiona dla podniebienia które docenia smak piwa :-)

Indianka piła ulubioną owocową herbatkę, a sąsiadka piwko.
Gospodynie ponarzekały sobie na nieodpowiedzialnych, nieuczciwych i szkodliwych pomocników farmerskich i wymieniły swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami dotyczącymi tychże.

Indianka zauważyła, że sąsiadka ma w sobie morze spokoju i cierpliwości do lewusów i trutniów. Indianka nie ma :-)
Indianka jednego pasożyta wyprosiła z chaty już po kilku godzinach.
Sąsiadka ze swoim pasożytem męczyła się aż dwa tygodnie zanim go pożegnała :-)

Szkoda, że sąsiadka opuszcza wieś. Mają wiele wspólnych tematów i podobnych doświadczeń. Razem zawsze raźniej.





poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Jazdy konne w zamian za trening koni!


Indianka idąc w ślady znajomego “rancher’a” ;) postanowiła udostępnić swoje konie do jazd konnych w zamian za pomoc w treningu koni i przyuczenie ich do wozu (przynajmniej jednego konia) oraz za pomoc przy zwiezieniu siana i drewna z pola.

Widok z ruin starej stodoły na hektarowej powierzchni padok nad rzeczką :)
Zatem do ujeżdżenia i przyuczenia do wozu konnego – kilka srokatych piękności rasy małopolskiej. Konie są w znakomitej kondycji, wybyczone, najedzone, znudzone. Pora zaangażować je w prace gospodarskie :)
Indianka kupiła wóz konny i ma do zwiezienia z pola siano oraz drewno.
W tym celu należy co najmniej jednego konika przyuczyć do wozu.


Przestronne pastwiska Ranch'a Indianki, a wokół pola uprawne i też pastwiska.
Jedna klaczka jest wstępnie ujeżdżona. Siedział i jechał trochę na niej Czegewara, a nawet nakłonił Indiankę, by sama wsiadła na klacz. Czegewara chciał podsadzić Indiankę z ziemi, ale uparła się że sama wejdzie na klacz po swojemu. Podprowadzili klacz pod stajnię gdzie leży wielki głaz. Indianka po tym głazie weszła na Indianę. Czegewara oprowadził klacz wraz z Indianką po podwórku, ale Indianka wcale nie czuła się pewnie na ledwo ujeżdżonym koniu i sama nie ryzykowała żadnych akcji. 

Klacz jest jeszcze niedouczona i pcha się na człowieka i wymaga dalszego treningu ujeżdżeniowego, a także przyuczenia do ciągania wozu z sianem. Wstępnie udało jej się pociągnąć pług przez kilka metrów (z Czegewarą i Indianką) oraz dwie ciężkie kłody ciągnęła przez kilkadziesiąt metrów (z Indianką i miejscowym poczciwym chłopem, którego z imienia nie wymienię, bo go żona z domu pogoni ;))) ).

To tyle jeżeli chodzi o dotychczasowy trening. Klaczka jest mądra, bystra, szybko się uczy i jest chętna do pracy. Potrzebuje dobrej, doświadczonej ręki i systematycznego treningu.
Odważnego lub odważną Indianka zaprasza :)


Jedno z zielonych wzgórz Indianki. Piękny z niego widok na okolicę :)


Wschodni stok wzgórza Indianki. Widok na zagajnik, las i rzeczkę oraz mokradła.
Woliera. Własnoręczne dzieło Indianki :) (TYMI RĘKAMI ZROBIONA! :D)
Rancho na Mazurach Garbatych. Zagajnik nad sadzawką.
Rancho na Mazurach Garbatych. Zagajnik nad rzeczką Indianki :)
Miedza północno-wschodnia. Srokate konie Indianki, a za nimi łaciate krowy sąsiada.


Szczegóły na email: CreativeIndianka(((@)))vp.pl
Na miejscu możliwość rozstawienia swojego namiotu.
Warunki zakwaterowania: dzicz kosmata :D
Rancho na Mazurach Garbatych znajduje się na Mazurach Garbatych :D
Na kolonii, 2km za wsią. Wokół: pola, pastwiska, wzgórza, zagajniki.
Teren – przepiękny. Powietrze: czyste. Żyć – nie umierać :)

Indianka zaprasza osoby pozytywne, a dobrych, szczerych intencjach, lojalne i uczciwe.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Dzieło ukończone!



Dzieło ukończone! :))) Indianka wkopała SAMA 16 słupów olchowych! :)
Tym samym zakończyła grodzenie na odcinku pomiędzy stajnią "Hiacyntówką" a rzeczką Nilem :)

Siedem! :) Indianka wkopała nowe 7 słupów! Razem z tymi pierwszymi – 16!

Odcinek między stajnią pomarańczową "Hiacyntówką" a dębem. 7 olchowych słupów wkopane.
Indiańskimi rękoma! :)))
Masa roboty! Masa roboty przy tym była! Wielki ogrom pracy Indianuś wykonała. TYMI RĘKOMA. TYMI! Nie cudzymi ;))). W sumie i słusznie – bo jej ziemia to jest Jej raj, Jej kreacja i Jej frajda. Powolutku sobie tutaj wszystko urządzi po swojemu. Nie będzie się dzielić przyjemnością tworzenia :)

Takiego wielkiego kamlota Indianka musiała wydobyć z dołu,
zanim wkopała w niego kolejny słup.
Mieszczuchy tego nie doceniają, ile daje ruch na świeżym powietrzu i satysfakcja z dobrze wykonanej roboty. I te efekty plastyczne! :) Piękne słupy. Masywne, olchowe, z prawdziwego, ręcznie obrobionego drewna. Po prostu cudo :)


Dobrze, że już ten odcinek mozolny ukończyła. Izolatory wkręciła. Sznurek elektryczny rozciągnęła. Jutro rozciągnie dwa druty – tzn. druty na dwóch poziomach: jeden na wysokości pyska konia, drugi na wysokości jego kolan, a pyska kozy i owcy. Tam zamiaruje rozciągnąć siatki wolierowe, ale nie będzie łatwo, bo teren górzysty, siatka nieelastyczna. Będzie się falowała. Trzeba będzie ciąć na odcinki, albo zaginać i zagniatać, by jako tako to wyglądało.
Ktoś ma pomysł jak rozciągnąć siatkę drucianą w krzywym terenie?
Oj, się będzie działo. Być może trzeba będzie zrezygnować z siatki wolierowej tutaj i coś innego zrobić. Dać żerdzie albo dechy.

W kopanie dołów zaangażowały się także samorzutnie kury Indianki :)

Indianka dumna jest ze swojego dzieła. W pracy towarzyszyły jej zwierzęta:
Kury, gęsi, kozy, owce, konie, pies i kicia. Przeszkadzała też wredna perlica.
Konie z wielkim respektem podchodzą do nowego ogrodzenia. Koń znakomitą pamięć. Dokładnie się przyjrzały nowemu stałemu ogrodzeniu i już na pamiętają, gdzie ono jest i będą brały na nie poprawkę galopując po łące.

Ilaste i gliniaste dna dołków trzeba było nawilżać wodą,
bo inaczej nie można było w nie wbić szpadla.

Pora na zasłużoną kolację i łyk cytrynóweczki, którą zostawił rowerzysta! :)
Trzeba uczcić to wiekopomne dzieło! :)
Jeszcze dziś wieczorem fotki ;)

Kury towarzyszyły Indiance w jej pracy cały dzień :)

Kury wyrównywały pazurami glebę wokół słupów ;)

To jeszcze nie koniec fotek. Reszta wieczorem :)


wtorek, 13 sierpnia 2013

Dziewięć! :D


To był udany dzień! Owocny, pracowity, różnorodny i niosący zadowolenie i satysfakcję z efektów działań gospodarskich Indianki.


Odcinek  ogrodzenia między dębem a rzeczką - 9 słupów wkopane - tymi rękami! :D

Z prac siłowych – Indianka dała radę do dziś ukończyć wyznaczony sobie do wykonania odcinek ogrodzenia stałego. 9 masywnych słupów olchowych pięknie rudzieje na tle soczystozielonej trawy. Izolatory wkręcone. Teraz tylko drut rozciągnąć. Póki co, wisi tam rozwieszony sznurek elektryczny. Tak czy inaczej, sam fakt pojawienia się słupów i sznurka wzbudził respekt koni. Starannie omijają te słupy podejrzewając je o prąd. Niebawem i prąd tam będzie.

Fajnie, że dzisiaj popadało i było pochmurno oraz chłodno. Dzięki temu Indiance się dobrze kopało doły pod słupy. Wypuściła też drób na łąkę i miała na niego cały czas oko, bo choć część chaszczorów wycięła wczoraj wykaszarką, to jednak nadal sporo tam jeszcze jest – a to idealna kryjówka dla czającego się na drób lisa.

Sprzedała dziś pełną wytłaczankę jaj – 30 sztuk po 15zł. Niewiele to, ale lepszy rydz niż nic. Jaja coraz większe. Trafiają się średnie i duże. Niebawem trzeba będzie dokupić pszenicę dla kur.

Kury grzebią w glebie aż miło. Wygrzebują owady, larwy, dżdżownice, wyskubują nasiona.
Dobrze przegrzebana gleba będzie się nadawała do donic na przygotowanie rozsady.

Kury całe szczęśliwe na wybiegu. Grasowały aż miło. Grzebały zawzięcie w glebie w kilku miejscach oczyszczając ją z roślin i robali. Ta przegrzebana gleba przyda się Indiance do donic.

Kury też nosiły i zjadały żaby :) Wczoraj tak samo :) Jak bociany! :))) Walczyły o te żaby między sobą :)

A owce, kozy, konie i pies zbierały gruszeczki rozsypane pod wiekową gruszą. Indianka też sobie uzbierała pół wiaderka gruszeczek. Coś z nich zrobi. Dżem, albo kompot. Albo ciacho gruszkowe upiecze.

Może też dodać pokrojone owoce do płatków owsianych i zrobić sobie takie swojskie muesli :)
Poza tym tego dnia Indianka umyła okna w kurniku, zrobiła małe przemeblowanie w stajni.
Dzień się skończył. Indianka zadowolona z dnia i jego efektów. Drób pozamykany i dobrze strzeżony. Pora spać. Oby wszystko się dobrze chowało.

sobota, 10 sierpnia 2013

Operacja "ogrodzenie"

Linka do czerpania wody i izolatory do drutu
Miarka do mierzenia głębokości dołka i linka do wiadra do wody
pierwszy słupek
Drugi słupek ;)
Szpadel czerwony
Taczka do gleby
Wiadro do czerpania wody, a obok dołek gliniasty zalany wodą dla rozmiękczenia gleby

Indianka cała mokra. Jej ciuchy całe mokre i szczelnie obciskają jej ciało. Mokry podkoszulek piękne podkreślił jej biust. Włosy mokre. Falują. Indianka pochłonięta akcją “ogrodzenie” nie założyła kurtki przeciwdeszczowej. Deszcz ciepły jest. Przyjemny. Leje aż miło :) Ziemia wspaniale nasiąka wodą.

Indianka wkopała dwa olchowe słupy ogrodzeniowe oraz nadkopała kilka kolejnych dołków. Wkręciła izolatory. Sprawdziła linię prostą ogrodzenia. 

Tam gdzie się ciężko kopało – wlała wodę do dołka, aby rozmiękczyła glebę. Potem się tak obficie niebo rozpłakało – że nie musiała już dolewać wody wiadrem, bo zrobił to za nią dobry deszcz. Deszcz kocha Indiankę ;) Bóg go przysłał, aby ułatwił pracę pracowitej dziewczynie.
Dzięki odpowiedniej aurze i sprzętowi Indianka da radę w ten weekend postawić nowy odcinek ogrodzenia. Ciężko się kopie, ale powinno być łatwiej po takich rzęsistych deszczach. 


Indianka przemoczona do suchej nitki weszła do domu, by zrobić sobie obiadek i odpocząć po tym mozolnym wysiłku. Za taką ofiarną pracę należy się pieczony kurczaczek z ziemniaczkami i sosem dyniowym :) 


Dzień jest idealny na kopanie. Po obiedzie chciałaby kontynuować pracę, tak aby ten dzień zamknąć bilansem chociaż 4 słupów wkopanych.
Narzędzia do walki z ziemią o solidne ogrodzenie :)

  1. Wiadro z linką do pobierania wody z rzeczki i nawadniania zbitej ziemi, zwłaszcza gliniastej.
  2. Grabie do nagarniania wykopanej ziemi pod słup.
  3. Szpadel do kopania i wybierania ziemi z dołka.
  4. Taczka na wydobytą ziemię.
  5. Taczka na kamienie.
  6. Słupy do wkopywania
  7. Tyczki oraz izolatory do wyznaczania linii prostej ogrodzenia stałego.
  8. Wkrętak do izolatorów uzyskany z połamanej tyczki pastucha elektrycznego.
  9. Linka do czerpania wody z rzeczki
  10. Miarka do mierzenia głębokości dołka
  11. Komórka do dokumentacji poczynionych prac fizycznych

wtorek, 6 sierpnia 2013

Zgrzana

Elektryczne sznurki pastucha.
Ufff... jak gorąco :). Indianka jako rzekła niżej – musiała zweryfikować swoje dzisiejsze plany. Jest za gorąco by ciężko fizycznie pracować w żarze. Zatem zajęła się przerabianiem pastucha elektrycznego. Próbuje uciekać do cienia gdzie to tylko możliwe. Przerobiła i poprawiła już ok. 200 metrów pastucha elektrycznego. Pora wybrać siano spod niego i wykosić to co jeszcze niewykoszone a dotyka druta i pożera prąd osłabiając moc uderzeniową pastucha.

Pastuch elektryczny rozciągnięty na nowych olchowych słupach ogrodzeniowych wykonanych przez Indiankę.

Klamki do bramki pastucha elektrycznego.

Konie, mimo wolności – wybrały stajnię jako miejsce dziennego pobytu. Stoją tam godzinami rzadko wychodząc na dwór. Jest im najwyraźniej za gorąco.
Pora na lunch.

W kurniku Indianka znalazła kolejne 3 niezwykle jajowate jajeczka, ale ma chęć na kurczaka na luncho-obiad.

Kurczak się już piecze. Jeszcze ziemniaki trzeba obrać.

czwartek, 1 sierpnia 2013

Odcinek ogrodzenia


Powrót do normalności, czyli do prac gospodarskich. Indianka zostawiła wczoraj świat cyborgów cyborgom i wróciła ciałem i duszą do swego ranch’a.

Indianka dzisiaj zajęła się odcinkiem ogrodzenia, który wymaga uporządkowania i rozbudowy. W zasadzie to zajęła się kilkoma odcinkami – z musu, bo potrzebowała ściągnąć z nich drut aby rozciągnąć go na tym wybranym odcinku.

Pod nimi też trawę wycięła częściowo, bo i one będą przerabiane na stałe ogrodzenie, gdy tylko upora się z tym aktualnym odcinkiem.

Trawa pod ogrodzeniem pięknie i starannie wykoszona ręką Indianki ;)

Wykosiła trawę pod tym odcinkiem. Zaniosła ją królikom i kurom oraz koniom.
Dokręciła izolatory. Połączyła odcinki drutu. No i musi coś zjeść, bo ją ssie.
Kurczaki i gąski latają po podwórku i wokół siedliska. Indianka ma na nie oko.
Naostrzyła osełką noże do wykaszarki i je naprostowała młotkiem, bo się powyginały. Dolała czerwonego oleju do benzyny i wlała do wykaszarki mieszankę. Wstawiła sobie do gotowania jakiś szybki obiad i idzie kontynuować pracę z odcinkiem/odcinkami ogrodzenia. Jej cała uwaga jest skupiona na jednym odcinku, ale w sumie pracuje na kilku.

Weszła do domu i zrobiła sobie na prędce przekąskę, póki jeszcze obiad się gotuje. Zalała płatki owsiane wrzątkiem, wymieszała z dżemem jabłkowym, dodała cukru do smaku, bo lubi słodko (no czymś trzeba sobie osładzać to życie) – i właśnie zajadała, gdy na podwórko wkicał biały królik którego dojrzała przez okno gabinetu. Wzięła karmę królicza do miseczki, wyszła z domu i kierując się w stronę królika ostrożnie zbliżyła się do pół dzikiego zwierza. Nigdy nie pozwolił się dotknąć, ale pozwalał się zbliżyć nawet na odległość 1 metra, ale nie bliżej. Indianka pokazała mu smakołyk.

Postawiła go z dala od siebie, by się nie lękał poczęstować. Króliczek spróbował. Zasmakowało mu. Zaczął zajadać. Potem wycofał się nieco, ale nadal był w pobliżu Indianki. Indianka przesunęła miseczkę bliżej siebie ;) Wzięła garść granulek i kusząco nimi podrzucała. Króliczek znowu się skusił i bardzo ostrożnie się zbliżył. Indianka równie ostrożnie i powoli zmieniła pozycję ciała, by móc ruszyć błyskawicznie do ataku. Siadła sobie niewinnie na piętach i po chwili spokojnego i niepozornego przyczajenia - raptownie capnęła królisia za uszy, a drugą ręką za grzbiet. Krzyknął i wierzgnął. Indianka mocno złapała uciekiniera i zaniosła do króliczarni, gdzie wpuściła go do boxu z innymi królikami. Wsypała tam im też tę samą smakowita karmę.

niedziela, 28 lipca 2013

Pierwsze sprzedane jaja!

Kupili państwo z Olecka, którzy przyjechali na ryby obok do sąsiada. Złowili karpika i 10 karasi. Spotkali Indiankę, gdy ta zawzięcie kosiła pobocze przed wjazdem na jej gospodarstwo, aby miejscowi nie plotkowali, że “jest  o s t a t n i a,  bo ma niewykoszoną trawę”.




“My tu się wczasujemy, wypoczywamy, łowimy rybki, a pani pracuje” – zagadnął wędkarz.
“No właśnie! I gdzie tu jest sprawiedliwość?” – odrzekła umordowana koszeniem Indianka.

Niestety, Indianka miała tylko 10 jaj na sprzedaż. No, ale powoli wszystkie kurki zaczną się nieść i jaj będzie więcej. Państwo chcieli kupić 60 sztuk. Z musu zadowolili się tymi dziesięcioma jajeczkami po 60 groszy za sztukę. Jajeczka nieduże, bo kurki młodziutkie, więc Indianka opuściła cenę, choć jej koszt zakupu kurcząt, odchowania ich i zakupu zboża jest duży i w zasadzie nie opłaca jej się sprzedawać tych jaj w tak niskiej cenie. No, ale w ramach promocji – niech straci.

W wiejskim sklepie jaja z przemysłowej fermy są po 50 groszy za sztukę, ale to są jaja od kur karmionych paszą GMO, bo to widać po skorupie. Jest nienaturalnie ciemna. Zapewne duża zawartość kukurydzy GMO w tej paszy jest. Wszystkie gotowe pasze sprzedawana w Polsce zawierają rośliny GMO takie jak kukurydza, soja. Tylko hurtownie oferujące pasze GMO są skłonne dawać swój towar rolnikom na kredyt, więc fermiarze kupują właśnie takie pasze.

Inaczej jest w przypadku drobnych gospodarstw, które trzymają po kilka / kilkanaście sztuk kur. Tutaj nikt nie kupuje gotowych pasz, bo przy zakupach w małych ilościach są bardzo drogie, poza tym większość gospodarstw ma swoje zboże, więc korzysta z niego przy karmieniu drobiu. Daje się pszenicę i puszcza kury na całodniowy żer na wybieg lub podwórko. Jaja od takich kur są smaczniejsze i naturalnie zdrowsze. Niekiedy daje się także taką gotową kupną paszę, bo ma ona wszystkie niezbędne składniki potrzebne kurom do produkcji jaj. Ale to raczej na zasadzie suplementu niż głównej paszy. Główna pasza to pszenica i dobry wybieg pełen smakowitych roślin i owadów. Owadów smakowitych dla kur, które ścigają je pasjami przez całe podwórko :)

Indianka zamiast wymarzonych jaj zjadła dziś na obiad ziemniaki ze skwarkami i ostrą papryką. Danie proste, skromne, ale smaczne. Jaja zbiera dla klientów.

Indianka odkryła, że fotki z komórki są ostrzejsze, niż te z aparatu foto :)
Tyle, że komórka ma małą pojemność na zdjęcia, a aparat sporą.

Musi zapłacić rachunek za Internet i słony rachunek za prąd, za dogrzewanie kurcząt lampami. Za sam prąd będzie kilka tysięcy do zapłaty :(

Na jutro piecze chleb.

niedziela, 21 lipca 2013

Zbieranie siana


Uffff... Indianka chciała sobie zrobić dziś nietypowy, bardziej świąteczny dzień, ale pogoda za dobra aby ją zmarnować, to znaczy - nie pada, trochę wieje – postanowiła zebrać ile da rady siana. Większość siana zmarnowane, ale i tak musi je zebrać z pola. Chociaż na ściółkę. Zebrała z pola część wałków siana i przerzuciła je widłami bliżej drogi polnej. Uzbierała 4 płachty kopiaste siana i zaciągnęła je po trawiastej drodze polnej na wóz drabiniasty, który służy za suszarnię. 

Wóz wcześniej ściągnęła na łąkę z podwórka i próbowała go wciągnąć na szczyt łąki, by nim zwieźć to siano z pola, ale za ciężko jej było i nie dała rady go wciągnąć pod tę górę, więc ustawiła go na dole łąki i składa na nim siano by doschło, bo wóz jest przewiewny. Pochmurnie. Zanosi się na deszcz. Pora uszykować dwie plandeki aby nakryć siano na wozie. Trzeba będzie dorwać Indianę, zaprząc ją do tego wozu i wciągnąć wóz z sianem na górę, na siedlisko i rozładować. 


Nowy wóz drabiniasty do zwożenia siana z pola :)
Kto pomoże zaprząc konia? :))
Indianka myśli o zrobieniu stogów siana na polu i przykryciu ich płachtami. Przydałyby się stojaki pod te stogi, aby siano porządnie doschło od spodu. Trzeba będzie naciąć trochę gałęzi, albo poszukać te, które już są nacięte. Może coś w polu zostało.

Wóz drabiniasty cały załadowany kopiastym stogiem siana i przykryty niebieską plandeką. Dwie plandeki siana Indianka też zaciągnęła wprost do paszarni. Już późno, ale może jeszcze z jedną plandekę przyciągnie, zanim komary zaczną ciąć.


Przyciągnęła :)