Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pęknięta kość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pęknięta kość. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 lipca 2015

Czerwone sznurówki

Dziś Indianka swe indiańskie senne ciało uniosła o 4.44 czyli o świcie. Ogarnęła zwierzaki i obudziła Kamyka śpiącego w szałasie w lesie Indianki. Do domu Indianki Kamyk nie ma wstępu odkąd doprowadził ją do furii i łez swoim chamskim zachowaniem wobec niej. Jest ledwo tolerowany na jej farmie.
Tolerowany li tylko dlatego, że nikt inny mu nie pomaga, a Indianka nie chce by go miejscowe żule zatłukły gdzieś na wsi. 
Jest okropny, ale to człowiek. Wczoraj po powrocie nie pyskował, więc dała mu gorący posiłek, bo cały dzień nic nie jadł. Poprzednią noc spędził na przystanku we wsi.

Wczoraj rano został znowu pobity przez lokalnych prymitywów i potrzebował bandaża. Indianka mu dała swój, długi, elastyczny bandaż i nakarmiła nieboraka, ale spał poza domem, gdyż tu nie ma wstępu z wiadomych prxyczyn. Indianka chce mieć spokój i nie ma ochoty wysłuchiwać jego bredni i urągań. Niech odrobi te swoje godzinki, znajdzie sobie pracę i idzie w swoją stronę.

Dzień dziś bezsłoneczny. Taki popielato-zielono-mokry.
Mocno popadało. Indianka chciała ten fakt wykorzystać by wykopać dołki pod kolejne słupki, ale utknęła nad papierami i drobnymi porządkami domowymi.

Chcąc ubarwić ten lekko bezbarwny dzień, założyła do swoich butów roboczych ognisto czerwone sznurówki. Kolor miał ją pobudzić do kopania, ale nim się obejrzała - dzień minął.
Szkoda, bo ziemia miękka po ulewnym deszczu. Wykopało by się z kilka dołków i skończyło ogrodzenie.

W międzyczasie posiała fasolę w skrzynce. To jej taki mini ogródek tegoroczny, choć plany były znacznie bogatsze.
No, ale Kamyk okazał się niewłaściwym partnerem do tego wspaniałego, zamaszystego dzieła. Nie dorósł do niego.

Wcześniej dziś wydzwaniał do Indianki i przymilnie zagadywał, poprosił by mu napisała wniosek o nadesłanie duplikatu świadectwa które jest mu potrzebne do rejestracji jako bezrobotny - co zrobiła - ale gdy pojawił się pod oknem pokazał się jako opryskliwy i wulgarny chłysteki cham. Indianka zamknęła okno przed nadąsaną, rozszczekaną gębą aroganta i tym skończyła z nim dzisiejszą audiencję, mimo, że pierwotnie czekała na niego z gorącym posiłkiem i ciepłym kocem do jego szałasu na noc.

Ale on wpadł w szał i zacząl walić pięścią we wcześniej utłuczone okno rozwalając je jeszcze bardziej i powiększając otwór w szybie. Wtem złapał doniczkę i uderzał nią w okno krusząc szybę coraz mocniej.
Indianka otworzyła okno by nie wytłukł drugiej szyby.
Zamierzył się w nią doniczką i rzucił. Doniczka wpadła do kuchni. Potem odrywał kawałki szyby z roztłuczonego okna i rzucał nimi w Indiankę. Wezwała policję. Patrol przyjechał na interwencję, ale zanim dojechał - Kamyk był już w Sokółkach.
Tam został napadnięty przez miejscowych i pobity. Tym razem już nie może chodzić. Nie może stanąć na nogę.

W tym czasie Indianka rozmawiała z patrolem u siebie na podwórku. Pokazała zniszczone okno. Opisała agresję i szał Kamyka oraz jego groźby.

Patrol miał go zabrac ze Sokółek do aresztu.
Indianka prosiła o to w związku z jego pogróżkami wobec niej i obawą o jego pobicie przez miejscowych. Wolała by siedział tę noc bezpieczny w areszcie, niż wpadł w ręce miejscowych.

Patrol go nie znalazł. Dyżurny przekrzykiwał Indiankę gdy próbowała zgłosić pobicie Kamyka i jego stan i odkładał słuchawkę. Groził jej karą za wezwanie policji.

Kamyk jest w tej chwili kaleką i nie może się podnieść.
Policja krąży po okolicy. Jest 21.15.

Indianka zadzwoniła na pogotowie ratunkowe by dowiedzieć się czy został zabrany do szpitala. Nie został. Leży gdzieś tam w ciemności i dogorywa. Może już nie żyje? :(((

W nocy po północy walcząc z sennością postanowiła przejść się na wieś i poszukać pobitego.
Sprawdzić czy żyje. W jakim stanie jest. Udzielić mu pierwszej pomocy. Najpierw zajrzała do jego szałasu. JEST!

Podeszła do skulonego, leżącego na sianie człowieka. Dotknęła kontuzjowanej nogi.
Lekko. Ostro jęknął z bólu.
 Trzeba wezwać karetkę! - zawyrokowała - Noga może być złamana. Wymagająca nastawienia, usztywnienia lub nawet operacji.

Kamyk miał oczy zamknięte i nie odzywał się.
Wezwać karetkę? Czy ty wezwiesz? Musisz dostać fachową pomoc medyczną. Ja nie jestem lekarzem i nie umiem ci pomóc w razie złamania. Może dojść do zakrzepu i komplikacji jeśli noga złamana a ty nie dostaniesz profesjonalnej pomocy lekarskiej.

Dotknęła ręką jego czoła i głowy. Kamyk się nie odzywał. Indianka poszła poszukać papiery potwierdzające jego ubezpieczenie. Znalazła. Spakowała go i wezwała pogotowie.

Szykuj się. Zaraz będzie pogotowie. - rzekła ponaglająco do Kamyka.
Jakie pogotowie??! - zawołał oburzony Kamyk.
Nie chcę żadnego pogotowia! I tak mi nigdy nie pomogli! - to mówiąc zerwał się gwałtownie i wystrzelił jak z procy na jednej nodze skacząc w ciemność w stronę pola.

Wracaj! Zaraz będzie pogotowie! Musisz jechać do szpitala! - wołała na darmo za Kamykiem, bo ten ani myślał wracać.

Zadzwoniła ponownie na pogotowie i je odwołała.
"Odwołuję karetkę. Pacjent państwu uciekł."

Wyszła za Kamykiem i uspokoiła go, że karetka odwołana i nie przyjedzie.
Po pewnym czasie wrócił i ponownie położył się spać na sianie.

Indianka