Pokazywanie postów oznaczonych etykietą organa ucisku i zastraszania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą organa ucisku i zastraszania. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 maja 2016

Mordercy w mundurach część III




PILNE! POLICJA ZAMORDOWAŁA 25-LATKA? LUDZIEWYCHODZĄ NA ULICE! ZAMIESZKI WE WROCŁAWIU!


Nie milkną echa po brutalnym zatrzymaniu i przesłuchaniu 25-letniego Igora S. Chłopak został w niedzielę rano zatrzymany, po czym przewieziony na komisariat policji, by zostać przesłuchany. W skutek tego "przesłuchania" zmarł. Rodzina oskarża policję o morderstwo.
O co chodzi? Wersja policji:
Igor S. został w niedzielę rano zatrzymany przez wrocławską policję, ponoć był podobny do poszukiwanego przestępcy. Po zatrzymaniu 25-latek nie chciał się wylegitymować i był bardzo agresywny, został spacyfikowany i przewieziony na komisariat w celu przesłuchania. W celi miał zachowywać się agresywnie, atakował policjantów, którzy w obronie własnej musieli użyć paralizatora, chłopak zmarł.
Wersja rodziny i znajomych Igora: 
Rodzina nie wierzy w wersję policji, uważa, że policjanci przekroczyli uprawnienia i i środki przymusu, co bezpośrednio spowodowało zgon chłopaka.
„Połamany nos, liczne krwiaki, prawie wydłubane oko i ślady po duszeniu na szyi”. Jak przekonuje rodzina jest to niezbity dowód na kłamstwa policji, która twierdzi, że 25-latek zmarł po użyciu paralizatora. Na dowód przekroczenia uprawnień publikują zdjęcie 25-latka.
Zapowiadają protesty:
"EDYCJA: DZISIAJ O GODZINIE 18:00 KOLEJNY PROTEST POD KOMISARIATEM NA UL. TRZEMESKIEJ WE WROCŁAWIU.
ZACHĘCAMY WSZYSTKICH DO PRZYBYCIA I ZACHĘCANIA ZNAJOMYCH.
CZY TAK WYGLĄDA KTOŚ KTO ZGINĄŁ OD PARALIZATORA?
IGOR MIAŁ POŁAMANY NOS, LICZNE KRWIAKI, PRAWIE WYDLUBANE OKO I ŚLADY NA SZYI PO DUSZENIU!
PRZECIEŻ TO JEST JAKAS KPINA!
NIE MOŻEMY TEGO TAK ZOSTAWIĆ!
TAK DZIAŁA POLICJA W POLSCE.
UDOSTĘPNIAJCIE WSZĘDZIE GDZIE SIĘ DA.
PRAWDA MUSI WYJŚĆ NA JAW!"
wRealu24.pl


wtorek, 17 maja 2016

Mordercy w mundurach - część II


Nikomu nie postawiono żadnych zarzutów...
Policja jak zwykle zabija bezkarnie, jak za komuny. :(((

Indianka

Nie wierzę, że Andrzej rzucił się na policjantów. On nigdy nie był agresywny, był kochającym mężem i ojcem. I nie wierzę, że tak po prostu przestał oddychać – mówi w rozmowie z Onetem pani Małgorzata, żona 37-latka, który wczoraj zmarł na stacji paliw w Warszawie. Jak podała policja, mężczyzna pił tam alkohol, a potem urządził awanturę. Prokuratura wszczęła już śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.
Do tego zdarzenia doszło wczoraj nad ranem w Warszawie. Po godz. 4 na teren stacji paliw przy ul. Połczyńskiej wjechała taksówka. Wysiadł z niej mężczyzna, który był pasażerem. Po chwili wszedł do budynku stacji.
Policja: był pobudzony i agresywny (?)
– Mężczyzna kupił dwie małe butelki wódki. Następnie usiadł przy jednym ze stolików na stacji i wypił jedną z nich. Personel zwrócił mu uwagę, że na terenie obiektu nie można spożywać alkoholu. W tym momencie mężczyzna stracił przytomność i przewrócił się na podłogę – mówił wczoraj Onetowi aspirant sztabowy Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

Obsługa poprosiła o interwencję policję. Funkcjonariusze, mając informację, że mężczyzna po wypiciu alkoholu stracił przytomność, od razu wezwali na miejsce pogotowie ratunkowe. Okazało się, że tuż przed przyjazdem patrolu mundurowych, 37-latek nagle ocknął się.
Śmierć po awanturze na stacji paliw?
Prokuratura wyjaśnia okoliczności tragedii na stacji paliw w Warszawie. 37-latek kupił tam wódkę, wypił ją, po czym stracił przytomność. Na miejsce wezwano policję i pogotowie. Nagle mężczyzna ocknął się i zaczął demolować stację. Kiedy funkcjonariusze go obezwładnili, zaczął mieć problemy z oddychaniem. Po chwili zmarł.
Zobacz więcej
- Był bardzo pobudzony i agresywny, zaczął się awanturować. Wbiegł na zaplecze stacji i zaczął ją demolować. Próbował dostać się do kolejnych pomieszczeń, uszkadzając drzwi. Był agresywny także w stosunku do policjantów, którzy podjęli wobec niego interwencję, rzucił w nich monitorem komputerowym. Funkcjonariusze obezwładnili go i położyli na ziemi. Nagle zauważyli, że mężczyzna zaczął tracić oddech. Wynieśli go więc na zewnątrz, by miał dostęp do powietrza. Chwilę potem na miejsce dotarło pogotowie, którego załoga zaczęła mu udzielać pomocy medycznej. Nie udało się go jednak uratować. 37-latek zmarł – relacjonował Mariusz Mrozek.
"Był czułym mężem i ojcem"
Mężczyzną okazał się Andrzej Sz., mieszkaniec Żyrardowa. Dziś udało nam się skontaktować z jego żoną, panią Małgorzatą. Kobieta nie wierzy w przebieg zdarzenia, jaki podaje policja. Zapowiada, że zrobi wszystko, by wyjaśnić, co właściwie stało się na tej stacji paliw.
- On nigdy nie był agresywny, był czułym i kochającym mężem, ojcem trójki naszych dzieci - dwóch córeczek, dwumiesięcznej i półtorarocznej oraz 6-letniego synka. Rodzina zawsze była dla niego najważniejsza, utrzymywał nas, prowadząc własną działalność w branży transportowej. Miał ciężką pracę, stresującą. Miewał gorsze dni i prawdopodobnie tak było tym razem – mówi w rozmowie z Onetem pani Małgorzata.
- Ale, proszę mi wierzyć, podkreślę to jeszcze raz – Andrzej nie był agresywny. Muchy by nie skrzywdził. A po alkoholu, jeżeli już, raczej był bardziej skłonny do zabawy, żartów, a nie bijatyki. Dlatego nie wierzę, że rzucił się na policjantów. Tam wydarzyło się coś złego. Nie wierzę też, że ot tak sobie przestał oddychać i po prostu zmarł. Przecież to zdarzyło się po tym, jak obezwładnili go policjanci. Poza tym, jak dowiedział się adwokat, który będzie też wyjaśniał tę sprawę, prawdopodobnie został wobec niego użyty paralizator. To przecież mogło mieć wpływ na zatrzymania akcji serca – zastanawia się pani Małgorzata.
Taksówkarz: chciał się wygadać
Udało nam się też porozmawiać z taksówkarzem, panem Robertem, który przywiózł 37-latka na stację paliw. Okazało się, że byli znajomymi od blisko 20 lat. – On często jeździł z naszą korporacją. Tej nocy, jak każdy "zwykły" klient, zamówił kurs. Przyjeżdżając we wskazane miejsce, nie wiedziałem nawet, że to akurat on. Pojeździliśmy trochę, porozmawialiśmy, o życiu, sprawach codziennych. Jak to starzy znajomi. Andrzej chciał się chyba po prostu wygadać – mówi Onetowi pan Robert.
Około godz. 4 rano jechali w stronę Żyrardowa. Po drodze 37-latek poprosił, by zatrzymali się na stacji przy Połczyńskiej. - Powiedziałem, że poczekam w samochodzie. To nie było tak, jak było podawane, że przywiozłem go i odjechałem. Czekałem na niego jeszcze chyba z pół godziny. Widziałem, że najpierw poszedł do toalety. Potem był przy kasie, coś tam kupił, nie widziałem dokładnie co, a następnie usiadł przy jednym ze stolików. Jak wszedłem na stację, żeby zapytać go, czy jedzie ze mną, przeglądał gazetę i popijał jakiś napój. Powiedział, żebym dał mu chwilę, więc jeszcze poczekałem. Potem jeszcze raz podszedłem do niego, namawiałem, żeby pojechał do domu, ale stwierdził, że jeszcze zostanie – relacjonuje taksówkarz.
- Kiedy odjeżdżałem, siedział spokojnie przy stole. Nie był w żaden sposób agresywny, ani w stosunku do mnie, ani do nikogo. Nie wiem, czy spożywał alkohol. Wcześniej, kiedy byliśmy w samochodzie, wypił pół ćwiartki wódki. Nic mi też nie wiadomo, by zażywał jakieś środki odurzające, a już na pewno nie u mnie w aucie. Ech, gdybym wiedział, że tak to się może skończyć, może namówiłbym go na powrót do domu. Szkoda chłopa, lubiłem go, podobnie, jak wielu innych moich znajomych. I nie zdarzyło mi się, żebym widział go agresywnego w jakiejkolwiek sytuacji. Nie mieści mi się w głowie, że coś takiego mogło się wydarzyć – wzdycha nasz rozmówca.
Prokuratura wszczęła śledztwo
Policja podtrzymuje swoje dotychczasowe ustalenia w tej sprawie. I odsyła do prokuratury, którą funkcjonariusze powiadomili od razu po zdarzeniu. – Zależy nam na tym, żeby wyjaśnić wszystkie okoliczności i przyczyny tego zdarzenia. Chcemy, by prokuratura oceniła też przebieg policyjnej interwencji, pod kątem prawidłowości działania funkcjonariuszy – podkreśla Mariusz Mrozek. – Mogę tylko zapewnić, że podczas tej interwencji policjanci nie użyli paralizatora – dodaje rzecznik KSP.
Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa Warszawa-Wola. – Wszczęte zostało postępowanie pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Jest prowadzone w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek. Nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. W tym momencie nie ma też przesłanek świadczących o tym, że policjanci w jakikolwiek sposób mogli przyczynić się do śmierci tego mężczyzny. Takie wnioski byłyby krzywdzące dla funkcjonariuszy – mówi Onetowi Przemysław Baranowski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- To świeża sprawa i w tym momencie postępowanie jest na bardzo wstępnym etapie. Zabezpieczone zostały materiały dowodowe, w tym nagranie z monitoringu, które będą teraz analizowane. Kluczowe dla sprawy będą zapewne wyniki sekcji zwłok. Pozwolą bowiem odpowiedzieć na pytanie, co było bezpośrednią przyczyną śmierci mężczyzny. Wykonanie sekcji zwłok zostało już zlecone, odbędzie się ona prawdopodobnie w tym tygodniu – wyjaśnia prok. Baranowski.
Wszystko wskazuje na to, że przeprowadzone zostaną również badania toksykologiczne, by sprawdzić, czy mężczyzna nie był pod wpływem środków odurzających. Do sprawy wrócimy.
http://wiadomosci.onet.pl/warszawa/nowe-fakty-w-sprawie-smierci-37-latka-na-stacji-paliw-w-warszawie-tam-wydarzylo-sie/dskhly



















czwartek, 2 lipca 2015

Wąs pokaleczył klaczkę :(((

Wczoraj Wąs poranił klaczkę. Najeżdżał na nią na motorze na łące (dokładnie przeraźliwie huczącym motorem kładzie), tak, jakby chciał ją rozjechać, straszył i płoszył bezbronne zwierzę! Wyżywał się na przerażonym zwierzęciu, jak chory psychicznie psychopata.

Nagnał przerażone zwierzę na swój ostry drut kolczasty. Pokaleczył konika tym drutem :((( Denver ma rany cięte na ciele. :((( Klaczka zgoniona przez typa tak, że mało ochwatu nie dostała. Ranna klaczuś cała zlana i mokra jakby z jeziora wyszła. Uciekła przed barbarzyńcą do domu.

Indianka telefonicznie zgłosiła na komendzie w Olecku, że podły sadysta znęca się nad jej bezbronnym zwierzęciem. Wezwała policję na interwencję. Dyżurny, gdy usłyszał, że Wąs jest sprawcą, odmówił wysłania patrolu (!). Odmówił w sumie kilkakrotnie. Nie chciał o krzywdzie klaczy słuchać. Rozłączał się w trakcie rozmowy z Indianką, która nalegała, by patrol przyjechał, obejrzał poranionego konia i ukarał barbarzyńcę.

W końcu poirytowany Kamyk złapał za komórkę i on zadzwonił. Wzburzony, długo tłumaczył dyżurnemu, co się stało, ale i jemu dyżurny odmówił wysłania patrolu!

Indianka zdezynfekowała rany klaczy i wezwała weterynarza. Pan weterynarz zbadał klacz i podał jej antybiotyk domięśniowo. Zaszczepił ją także na tężec i przy okazji na grypę. Konik kuleje :((( Dla weterynarza do zapłaty 260 zł.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Jak zatuszować pobicie przez policjanta?

Prosto. Wystarczy sfałszować protokoły policyjne, karetki i pogotowia oraz zamknąć pobitego na dwa miesiące do aresztu bez dostępu do pomocy prawnej i medycznej.

Po dwóch miesiącach ślady zewnętrznego pobicia zanikną.
Ślady wewnętrzne zaś nie zostaną wykryte, bo do tego trzeba specjalistycznych badań do których poszkodowany nie ma dostępu.

Na wszelki wypadek podsuwa się pobitemu do podpisu oświadczenie ze on zdrów i zadnego leczenia nie ząda. Zmusza się go do podpisu groźbą zrobienia krzywdy w areszcie jeśli nie podpisze.

Etap kolejny, to oskarżenie pobitego o naruszenie i znieważenie policjanta.

Mozna tez próbować przykleić poszkodowanemu inny artykuł np. wyssane z palca pomówienie o spowodowanie zagrozenia pozarowego np. w oborze.

Za wszelką cenę nalezy podwazyć wiarygodność poszkodowanego i zastraszyć go grozbami wytoczenia zarzutów opartych na fałszywych zeznaniach.

Zastraszony poszkodowany odstępuje od oskarżenia policjanta.
Jesli tego nie zrobi - prokurator umarza dochodzenie w sprawie o pobicie nie znajdując podstaw do jego wszczęcia. "Brak dostatecznych danych popełnienia przestępstwa" itp. slogany są w nagminnym użyciu.

Tak funkcjonuje mafia organów ścigania. Przestępczość zorganizowana. Nie do ruszenia.

Niniejszym wzywam Sejm Rzeczypospolitejpolskiej do zrobienia z tym porządku! Macie nas obywateli chronić, a nie gnoić! :(((






sobota, 25 kwietnia 2015

Widzenie

Indianka była dziś pierwszy raz w życiu w areszcie i na widzeniu aresztanta. Pojechała stopem z 5cioma kilogramami żywności.
Przywiozła smakowite ciasta i dwa kilogramy cukru oraz kawe.
Z całej tej paki żywnościowej tylko kawę areszt zaakceptował dla aresztanta. Smakowite ciasta domowej roboty które upiekła dla Kamyka z sąsiadką zostały odrzucone. Także cukier kupny oryginalnie zapakowany. Tylko kawie się udało przejść przez okienko.

Indianka próbowała dowiedzieć się, dlaczego nie wolno cukru dać aresztantowi.
"Bo sypki" - usłyszała.
"Ale kawa też sypka a można dać"
"Taka procedura. Nie mozna i juz, ale w kantynie mozna kupić"
(ale w kantynie jest 3 razy drozej wszystko)
"A czemu ciasta nie mozna dać? Przecież to tylko ciasto. Nie narkotyki, nie wóda, ani żadna inna zakazana kontrabanda?"
"Bo musi być pakowane próżniowo"
"Ale jak, w kosmosie ma być pakowane próżniowo czy wystarczy na księżycu aby było łatwiej? :-) " - zapytała Indianka.
Odpowiedzi nie było. :-)

Musiała w szafce bagazowej zostawić wszystko co miała przy sobie.
Z kieszeni wyjąć wszystko.

Wprowadzono ją na teren aresztu. Budynki odnowione, wypiaskowane. Teren aresztu zadbany.

Zaprowadzono ją do kantyny i kazano zająć miejsce przy stole i czekać na Kamyka.
Po chwili nadszedł strażnik i powiedział, ze Kamyk to tymczasowo aresztowany i dlatego widzenie bedzie przez szybę.

Indianka weszla do wąskiego akwarium i zajęła miejsce. Obok siedział chlopak na stanowisku bez szyby i rozmawiał ze swoim ojcem.

Kamyk zaś traktowany jak groźny Talib został doprowadzony do szczelnego akwarium ze słuchawką. Indianka wzięla słuchawkę i zaczęli rozmawiać. Jakość techniczna słuchawki jest marna i ledwo było Kamyka słychać. Kamyk wyglądał tak samo mizernie jak ostatnio na rozprawie 22 kwietnia 2015. Blady jak ściana. Osowiały. Skarżył się na bóle i zawroty głowy nie leczonej po pobiciu w dniu 25 i 26 marca 2015, na kłopoty z koncentracją, oraz na ból ręki w obojczyku, jak także na ból w boku tułowia i w tyle pleców.

Zdaniem Indianki ma powikłania po nieleczonym wstrząsie mózgu.
25 marca 2015 roku jeden ze współpracowników Kamyka (nawiasem mówiąc stary kryminalista) pięścią z całej siły uderzył go w głowę i rozciął mu łuk brwiowy który krwawił i zalał mu krwią oczy i twarz.

Przyczepił się do Kamyka, gdy Kamyk tego dnia wrócił ze spotkania z Indianką. Typek wulgarnie ubliżał Indiance i wszczął bójkę z Kamykiem.

Po pobiciu Kamyka i uderzeniu go w głowę Kamyk stracił przytomność, a gdy ocknął się - błąkał się w ciemnościach nocy po podwórku farmy krowiej na której pracował, ledwo kontaktując co się z nim dzieje. Zadzwonił wtedy do Indianki, a ona go skierowała do obory, by się położył na słomie. Zrobił to i gdy rozmawiał przez telefon z Indianką zemdlal. Wtedy Indianka wezwała pogotowie.

Pogotowie przyjechało, ale nie udzieliło dostatecznej pomocy. Kamyk powiedział co go boli, pokazał obrażenia, ale ku jego zdziwieniu ludzie z karetki tylko obmyli mu z krwi twarz i zostawili na wpół przytomnego na farmie zamiast zabrać do szpitala na tomografię mózgu i zapewnić adekwatne leczenie. Kazali mu zaplacic 350 zl za przyjazd. Gospodarz wziął wypłatę Kamyka i zapłacił. Kamyk został bez grosza i bez opieki medycznej na cały miesiąc.

Następnie przyjechał patrol policji prawdopodobnie wezwany przez karetkę lub dyspozytora pogotowia. Podczas przewożenia na komendę jeden z policjantów bił ledwo żywego Kamyka w głowę i oparzył go dwukrotnie paralizatorem w chore nerki.

W areszcie w Suwałkach podczas miesiąca pernamentnego bólu pobitych i kontuzjowanych oraz nie prześwietlanych i nie badanych i nie leczonych obrażeń części ciała Kamyk dostał jedną tabletkę od bólu - pyralgin. Ot, cała opieka medyczna w areszcie. Zero prześwietleń. Zero badań. Zero leczenia. Będzie kaleką. :(((












Oto czego nie udało sie doreczyć aresztowanemu. Gdzie jest rzecznik praw człowieka? To aresztowanemu nawet sie bronić nie wolno?
Ciast domowych też nie pozwolili dać człowiekowi niedożywionemu... :(((

niedziela, 19 kwietnia 2015

Zażalenie na nielegalne zatrzymanie

Indianka była wcześniej złożyła zażalenie na nielegalne zatrzymanie jej przez policjantki w dniu 26 kwietnia 2013 roku.

W czwartek 16 kwietnia 2015 roku sędzia w Giżycku po raz drugi odmówiła zajęcia się sprawą nielegalnego zatrzymania przez policję.
Nadto groziła Indiance ukaraniem za rzekomą obrazę Sądu, gdy Indianka poproszona do pokoju posiedzeń na odczytanie postanowienia o odmowie wszczęcia postępowania przeciwko policjantkom zostawiła swoje rzeczy na biurku w sekretariacie.

Torba i kurtka Indianki obraziła biurko w sekretariacie :-) :-) :-)
Biurko zostało zbrukane rzeczami obywatelki która śmiała dochodzić swych praw przed sądem wobec policjantek... :-) Chore to. Szczyt hipokryzji.
W sądzie już było pusto - były tylko sprzątaczki, strażnik, sędzia i protokolant oraz Indianka czekająca na wydanie postanowienia.
Zabrała swoje rzeczy z korytarza do sekretariatu, gdyz nie wiedziała, jak długo to zajmie owe odczytanie postanowienia.

Od tego postanowienia nie należy się według prawa odwołanie, więc policjantki nie staną przed sądem i sprawiedliwości nie stanie się zadość.
Policjantki po zatrzymaniu w dniu 26 kwietnia 2013 sporządziły protokół zatrzymania, w którym mataczyły zawierając w rubrykach nieprawdę. Indianka poprawiła treść protokołu i uzupelniła braki. Wówczas one wydarły jej ten protokół z rąk i podarły.

Dały nowy do podpisu tak samo kłamliwy jak ten pierwszy, który Indianka uzupełniła była wcześniej. Tego nowego nie dały jej uzupelnić, tylko kazały w ciemno podpisać. Nie podpisała fałszywych treści. Wówczas zabrały jej ten protokół. Nie czytała ani nie dostała pouczeń. Nie wiedziała, jakie prawa jej przysługują w przypadku zatrzymania. Nie wiedziała, że należy złożyć zażalenie na zatrzymanie. Dlatego złożyła je po terminie.

Ten fakt wykorzystał prokurator który wnioskowal o nie uwzględnianie zażalenia Indianki z uwagi na wniesienie jego po terminie. Prokurator występował wbrew interesowi prawnemu Indianki.

Prokurator, który jako oskarżyciel publiczny powinien stanąć po stronie osoby pokrzywdzonej, a w tym przypadku po stronie Indianki - wnioskował na szkodę Indianki, a na korzyść policjantek czyli sprawczyń nielegalnego zatrzymania. Sędzia uwzględniła niekorzystny dla Indianki wniosek prokuratora i tym samym uniemozliwiła Indiance dochodzenie jej praw od policjantek przed Sądem.
***
Zatem wnioskuję do Sejmu by nie ograniczał czasu na składanie zażaleń na nielegalne zatrzymanie przez policję.

Jest to w interesie obywateli którzy podczas zatrzymywań są traktowani przez policję źle i często nieuczciwie. Osoba zatrzymana, a zwłaszcza aresztowana - nie ma możliwości złożenia zażalenia, gdyz nie jest świadoma swoich praw i nie wie jak dane pismo powinno wyglądać, ani nie ma czym i na czym napisać zażalenia i nie wie do kogo.

Nie wie - zwłaszcza jeśli nie dostanie pouczenia do ręki - o przysługujących jej prawach.

Tego typu postanowienia sądowe, gdzie blokuje się obywatelom drogę prawną do dochodzenia swoich praw powinny być podważalne.
Obywatel powinien mieć zabezpieczone prawo do rozpatrywania jego zażaleń bez względu na termin składania takiego zażalenia albowiem czynnikiem istotnym w danej sprawie winna być zasadność zażalenia, a nie termin jego wniesienia. Skoro policjantki złamały prawo nielegalnie zatrzymując osobę powinny ponieść karę.

Policjantki nie miały prawa mnie zatrzymać czy aresztować w sytuacji braku popelnienia przestępstwa. Zrobiły to jednak i to w sposób bardzo brutalny z narażeniem mojego zdrowia i życia, za co nie zostały ukarane - ba, nawet policja, prokurator i sędzia - nie dopuścili do wszczęcia postępowania przeciwko policjantkom łamiącym prawo, albowiem zatrzymanie jest wówczas zatrzymaniem, a nie bandyckim napadem, gdy jest podstawa prawna do zatrzymania - a tu nie było żadnej. Mało tego - nie odczytaly mi moich praw, nie przedstawiły zarzutu, nie umożliwiły kontaktu z adwokatem. Po prostu znienacka na mnie napadły, poturbowały i uprowadziły z ulicy.
Te policjantki powinny ponieść karę. Jeśli nie ponoszą one kary to oznacza, że zyjemy w panstwie policyjnego bezprawia, a organy ścigania to wróg numer jeden porządnego obywatela. To nasz wróg.

Organy ścigania w Polsce to wrogie siły wymierzone w Polaków. :(((
To są organy terroru i zastraszania obywateli polskich.
Takie jest ich prawdziwe oblicze. :(((

Nie chronią, nie bronią a wręcz przeciwnie - napadają i zastraszają. :(((














środa, 1 kwietnia 2015

Tożsamość Indianki

Już rano, przed interwencją policji 26 kwietnia 2013 roku policja w Giżycku znała tożsamość Indianki.

Zanim przyjechały policjantki, Indianka stojąc przed bramką ogrodzenia schroniska w Bystrym dzwoniła kilkakrotnie na komendę w Giżycku prosząc o interwencję w związku z tym, że schronisko przetrzymywało jej psa wbrew jej woli i nie pozwalało wejść jej na teren schroniska by mogła psa zobaczyć.

Za każdym razem gdy Indianka dzwoniła na komendę w Giżycku przedstawiała się z imienia i nazwiska oraz mówiła skąd jest i w jakiej sprawie przyjechała do Bystrego.
26 kwietnia 2013 roku policja w Giżycku znała tożsamość Indianki.
Nie było zatem pretekstu do pobicia i aresztowania Indianki. Nie było żadnych podstaw do aresztowania Indianki.
Policjantki nieprawnie aresztowały Indiankę.
Aby aresztowanie było legalne musi być wykroczenie, muszą policjantki podać osobie aresztowanej powód aresztowania, odczytać Indiance jej prawa, umożliwić kontakt z adwokatem. Tego nie było. Nie dopełniły formalności. Nadużyły swoich stanowisk ze szkodą dla Indianki. Indianka domagała się kontaktu z adwokatem. One jej tego kontaktu nie umożliwiły. Na komendzie zaś podsunęły jej protokół w którym brak było istotnych informacji tj. wzmianki o złym stanie zdrowia i domaganiu się adwokata. Indianka te braki uzupełniła. Wówczas policjantki podarły protokół z tymi danymi i podpisem Indianki i podsunęły jej nowy, bez wzmianek o złym stanie zdrowia wywołanym brutalnym aresztowaniem i bez wzmianki o tym, że Indianka domagała się lekarza i adwokata. Tego nowego protokołu fałszującego rzeczywisty obraz zatrzymania Indianka nie podpisała. Próbowały ją do tego nakłonić, ale Indianka nie dała z siebie robić głupka.

Po wejściu do radiowozu usłyszała znienacka obcesowe: "idziesz siedzieć".
Na pytanie Indianki: "Na jakiej podstawie?"
Usłyszała z ust policjantki "Na komendzie się dowiesz".
Indianka bródzia z tymi policjantkami nie piła. Zdziwiła ją ta poufałość i brak szacunku z jaką obce kobiety się do niej zwracały, tym bardziej, że ona Indianka zwracała się grzecznie do policjantek per "pani". Pewnie policjantki sądzą, że wolno im poniewierać cywilami jak się im żywnie podoba. :(

Policjantki mają obowiązek podczas aresztowania poinformować osobę aresztowaną pod jakim zarzutem ją aresztują. Poinformować ją o jej prawach, w tym prawie do adwokata oraz umożliwić kontakt z adwokatem na żądanie osoby zatrzymanej. Nie zrobiły tego. Tym samym nadużyły swoich stanowisk. Złamały prawo. To one powinny być sądzone, a nie Indianka.

Na komendzie się dowiedziała, że policjantki oskarżyły ją o pobicie!

Gdy Indianka poza schroniskiem weszła do radiowozu poproszona o to przez policjantki, sądziła że jest poproszona po to, by złożyć zawiadomienie w sprawie znęcania się przez schronisko nad jej psem. Miała też podać do wglądu swój dowód osobisty, który znalazła w plecaku. Chwilę wcześniej domagała się od policjantek, aby zainterweniowały na widok zaniedbanej przez schronisko jej suczki Satji, którą jeden z pracowników schroniska wyprowadził na moment z jakiegoś strasznego miejsca - jakby z piwnicy z węglem. Psina - naturalnie biała w czarne centki - tego dnia była cała czarna z brudu. Przedstawiała swoim wyglądem obraz nędzy i rozpaczy, mimo ze schronisko ma płacone za utrzymanie psa ok. 240 złotych miesięcznie. Wstrząśnięta strasznym stanem swojego psa Indianka głośno domagała się interwencji policjantek. Te jednak stały jak wryte wybałuszając oczy na zaniedbanego psa i nie reagowały. Odmówiły interwencji. Mimo to Indianka i towarzyszacy jej Sven i Everdina oświadczyli że osobiście jadą na Komendę w Giżycku by tam złożyć zawiadomienie o znęcaniu się nad psem Indianki.

No i w tym momencie policjantki zażądały, aby Indianka weszła do radiowozu.

Chciały przeszkodzić Indiance złożyć zawiadomienie na komendzie na właściciela schroniska o zaniedbywaniu i znecaniu się nad jej psem? Dlatego, że znały właściciela schroniska, który jak sam przyznał na rozprawie jest osobą znaną w Giżycku? Nietykalna krowa? Policjantki podczas tej interwencji nie wylegitymowały obu stron sporu. Nie wylegitymowały właścicieli schroniska ani ich dwóch pracowników obecnych w schronisku podczas interwencji.
Wylegitymowały tylko Svena i Indiankę.

Nie sprawdziły dokumentów psa. Nie sprawdziły dokumentów schroniska. Nie sprawdziły na jakiej podstawie schronisko weszło w posiadanie psa Indianki. Nie sprawdziły czy zrobiono to legalnie. Nie dopełniły formalności.
Natomiast z uporem maniaka drążyły temat dowodu osobistego Indianki. Indianka na terenie schroniska podała im ustnie i w formie pisemnej swoje dane, a dowód powiedziała, że pokaże im na osobności w radiowozie. Dlatego, że policjantki w sposób nonszalancki obchodziły się na jej oczach z dowodem Svena, a także dlatego, że głośno powtarzały dane osobowe Indianki w obecności osób trzecich.

 Tego dnia w Bystrym był dzień otwarty dla zwiedzających. Na terenie schroniska i przed nim znajdował się tłumek gapiów. Obowiązuje ustawa o ochronie danych osobowych. Policjantki ją złamały głośno i publicznie podając dane osobowe Indianki. Nie miały prawa zdradzać danych osobowych Indianki obcym. :(

Po aresztowaniu i wywiezieniu Indianki na komendę w Giżycku, po złożeniu zeznań w sprawie pobicia przez policjantki - w sumie dwóch zeznań do dwóch spraw tj. do sprawy gdzie policjantki ją pomówiły o "czynną napaść" oraz do sprawy gdzie Indianka skarżyła się na pobicie przez policjantki - Indianka też złożyła zawiadomienie o znęcaniu się i zaniedbywaniu jej psa w schronisku w Bystrym. W wyniku tego zawiadomienia właściciel schroniska jako prezes TOZ sam siebie skontrolował i wydał sobie sam dobrą opinię na podstawie której policja umorzyła dochodzenie w tej sprawie. Komedia a nie prawo. :-) :-) :-)
Zwykłe bezczelne bezprawie w wykonaniu lokalnych szyszek. Tyle w temacie.




Bez wyroku dwa miesiące więzienia!

12 lutego 2015 roku Kamyk wnioskował o wyznaczenie adwokata z urzędu. Do dziś dnia sędzia nie rozpatrzył jego wniosku!
Nie wyznaczył mu adwokata z urzędu!

Zamiast rozprawy wyznaczonej na 31 marca 2015 roku na którą się wybierał Kamyk by się stawić osobiście o czym sąd został poinformowany przez niego 12 lutego 2015 roku - odbyło się posiedzenie sądu tylko w sprawie wydłużenia aresztu! Zamiast go dowieźć na rozprawę skoro go zamknęli w więzieniu - wydłużyli o dwa miesiące areszt! Sprawa się nie odbyła.

Wkurzeni świadkowie odeszli z kwitkiem. Przyszli zeznawac na darmo bo sąd ich nie przesluchał. Jeden ze świadków pieklił się, że stracił pieniądze nie obsługując klientów tego dnia, bo musiał stawić się na wezwanie okraszone pogróżkami, że jak się nie stawi, to zapłaci karę grzywny lub zostanie siłą policyjną przywleczony na rozprawę.

To gorliwy prokurator Duczmalewski wnioskował o wydłużenie aresztu o kolejne dwa miesiące! :((( Sędzia Walentynowicz się przychylił do jego wniosku. :(((
Prokurator też polazł straż na Indiankę napuścić, aby ją usunieto z Sądu! Na szczęście straż nie przyszła. Do sędziego też wnioskował o usunięcie Indianki z sali rozpraw.

Indianka salę opuściła sama na wezwanie sędziego podpuszczonego przez prokuratora. Sędzia i tak nie chciał jej słuchać ani czytać wniosków Kamyka o uchylenie aresztu, przyznanie adwokata, itd.

Kamyk w rękach organów ścigania z winy organów ścigania nie został dowieziony na rozprawę. Przez organy ścigania nie odbyła się zaplanowana na dziś rozprawa.
Proszę o pomoc prawną dla Kamyka, bo czuję że dzieje się tu coś bardzo złego :(((
Chlopak bezzasadnie przetrzymywany w więzieniu. Bez wyroku dostał dwa miesiące więzienia!

Bez możliwości uzyskania pomocy prawnej :(((

Stan jego zdrowia wymaga niezwłocznej hospitalizacji! Nikt nie chce mu pomóc. :(((
Indianka po posiedzeniu Sądu poszła na skargę do prezesa sądu w Kętrzynie i do przewodniczącej sędzi II wydziału karnego. Prosiła o interwencję.
Pokazała dokumenty. Prezes sądu nie miała czasu. Przewodnicząca też nic nie pomogła. Chłopak zamiast do szpitala trafił do aresztu w Suwałkach. Na dwa miesiące bez należytej opieki lekarskiej. Bez prześwietleń i profesjonalnej analizy stanu zdrowia. Bez adekwatnego leczenia. Stalinizm! Bezduszny, zimny, nieludzki stalinizm! Skona tam albo zostanie kaleką na całe życie! :(((

On potrzebuje zaangażowanego adwokata pro publico bono. Sam się nie uratuje... Indiance nie pozwalają mu pomóc :(((






sobota, 27 kwietnia 2013

Próba odebrania Satji


Indianka pojechała wczoraj odebrać swoją suczkę ze “schroniska” dla zwierząt w Bystrym. Nie oddali pieska mimo usilnych próśb Indianki i wielu telefonów i pism do Urzędu Gminy. Indianka i jej znajomi z którymi pojechała po suczkę widzieli przez moment suczkę. Była strasznie brudna, wręcz czarna od brudu i zabiedzona... :((( Jest tam trzymana w strasznych warunkach... :(((

Właściciel schroniska nie tylko, że nie oddał pieska, tak jak to było umawiane pierwotnie, gdy suczka była zabrana do odkarmienia szczeniąt, ale jeszcze poszczuł Indiankę policją, a dokładniej dwoma policjantkami, które Indiankę pobiły boleśnie... :((( Indianka jest cała połamana, obolała. Całe ciało ją boli od tej brutalnej przemocy. Ledwo się rusza. Będąc w takim stanie musiała sama wracać stopem 60km z Komendy w Giżycku do domu po nocy spędzonej na koszmarnie niewygodnych krzesłach w poczekalni komendy, cały dzień o suchym pysku, głodna, zmęczona, znużona, zmaltretowana i obolała :(((