Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lesby. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lesby. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 października 2016

Lesby kłamią



Oczywiście lesby kłamią.
Ten górny profil nie jest mój: "Izabela de Red". Nie ja go założyłam. Ktoś się pode mnie podszywa. Przestrzegam, przed kontaktowaniem się z tym profilem. To zasadzka na naiwnych. Pewnie same go założyły, lub Sobolewski.

Nikt mi nie wystawił negatywa na CouchSurfingu, z wyjątkiem lesb. Wystawiły mi odwetowego negatywa, po tym, gdy ja im go wystawiłam, po ich świństwach, które mi zrobiły, a które były rażącym złamaniem etyki i zasad CouchSurfingu.

Naruszyły mir domu, którego były gośćmi. Złożyły masę donosów, by zaszkodzić uprzejmej, przyjaznej Gospodyni. One po prostu nie potrafią dać spokojnie żyć samotnej ranczerce. Powoduje nimi trywialna, przyziemna zawiść, podłość, mściwość (opisałam ich donosy na blogu i wystawiłam siarczystego negatywa na CouchSurfingu, co ograniczyło ich możliwości wyłudzania dowolnych noclegów).

Na moim pierwszym profilu miałam około 20 bardzo dobrych referencji.
Profil zawiesiłam, by nie nękały moich gości emailami i nie wyłudzały od nich poufnych informacji na temat mojego życia i Rancho. Lesby są wyjątkowo wścibskie i bezczelne. Uzurpują sobie prawo, do włażenia z ich ugównionymi butami w moje życie i moje sprawy.

CouchSurfing to portal grzecznościowy, oparty na dobrej woli obu stron: gospodarzy udostępniających miejsca do spania i CouchSurferów, korzystających z darmowych noclegów.

Każdy gospodarz lub gospodyni "kanapy" określa zasady noclegu.
Żaden gospodarz nie jest zobowiązany, by karmić za darmo obce osoby.
Z reguły sprawy wyżywienia są ustalane przed przyjazdem gościa.
Bywa, że host oferuje tylko miejsce na podłodze pokoju lub balkonie do spania.
Bywa, że oczekuje ugotowania mu przez gościa posiłku, lub zaproszenia przez gościa do knajpy na posiłek lub piwo.
Często bywa, że goście oferują gotowanie ze swoich składników i zmywanie po posiłku.

Lesby przed przyjazdem zaoferowały, że pomogą posprzątać kuchnię i dołożą się do wyżywienia lub same sobie będą gotowały za swoje pieniądze.

Na Rancho nie sprzątnęły nic. Do wyżywienia się nie dołożyły.
Nawet talerzy po sobie nie zmyły, gdy dostały gościnnie na nich jeść ode mnie.

Przed przyjazdem uzgodniony miały nocleg na mojej łące w swoim namiocie.

Na miejscu wyłudziły ode mnie noclegi w pokoju, w moim domu, a po wyjeździe złośliwie opisały ten pokój i mój prywatny dom publicznie w internecie wyszydzając go. To bezczelne świństwo kobiet bez żadnych zasad moralnych i zwykłej przyzwoitości ludzkiej.

Mało tego. Po trzech wygodnych nocach spędzonych w moim domu, poszły złożyć donosy na mnie do różnych instytucji: na policję, do wójta, do inspektoratu weterynarii, do Sanepidu, do TOZu. Po prostu świnie. 
Lewackie, zaburzone świnie. To zarozumiałe dewiantki bez czczi i honoru, nie potrafiące uszanować gościnnego domu i jego Gospodyni.

Ale im tych krzywd wyrządzonych przyjaznej, życzliwej kobiecie mało było.
Dodatkowo zorganizowały ohydną nagonkę na niewinną kobietę, gdzie ją lżą, urągają jej, obrażają każdym słowem i insynuacją, gdzie szczują na nią ludzi, zatruwają jej życie w każdy możliwy sposób. 4 lata opluwania, linczowania, hejtowania, banowania, napuszczania innych ludzi i instytucji. 

Takie są lekarka Marta Piotrowska i jej pseudo "mąż" - Izka Urbaniak z Krakowa... :(((

środa, 25 listopada 2015

Co piszą o Indiance podpierdalaczki?

Co piszą podpierdalaczki Izabela U. i Marta P. na międzynarodowym, wielomilionowym forum CouchSurfing o gościnnej, pracowitej Indiance?
Poniżej pełne jadu i nienawiści ich "referencje" na Couchsurfingu.
Udowodnię, że są całkowicie kłamliwe.

Tak zakłamane, jak fałszywe, pełne najgorszych intencji i do bólu zakłamane są te dwie wrogie kobiety z Nowej Huty nękające Indiankę od 3 lat. :(((

Marta + Iza [shared profile]
Krakow, Lesser Poland, Poland
November 2015Other - Negative

This is yet another reference from this woman, posted from yet another CS profile... This speaks for itself.

Wystawiłam im negatywne, nowe referencje, gdyż na nowoutworzonym moim profilu na CouchSurfing pojawił się wpis podpierdalaczek oczerniających mnie po całości, a jednocześnie na ich profilu na CS nie wiedzieć czemu zostały wykasowane moje negatywne referencje im dane 3 lata temu.

The truth is - visiting Isabelle was one of our creepiest experiences ever. We planned to stay in our own tent, but even this was basically impossible (how about puting a tent on a wet grass which is high to the level of armits? with wild horses running around the farm?).

Kłamstwo. Wybrałam im miejsce bezpieczne, z dala od koni, ogrodzone pastuchem elektrycznym (wtedy miałam prąd), na wzniesieniu porosłym niską, spasioną kozami trawą. Miały z tego wzniesienia ładny widok na okolicę, na stawy sąsiada.
Miejsce zaciszne, pod lasem.
Jednak Izabeli U. miejsce się to nie spodobało i przeniosła namiot w chaszcze i wysoką trawę, która choć wysoka, sięgała im ledwo do kolan, a nie do ramion jak teatralnie to opisuje Izabela U.

Co do dzikich koni... Może dla kompletnych dyletantek swojsko hodowane konie jawią się jako dzikie mustangi, gdyż chodzą luzem gdzie chcą i takie ich prawo w królestwie Indianki, jednakowoż są one oswojone i dają się Indiance głaskać, przytulać, a nawet na nie wsiadać. No i nie biegały dziko po pastwiskach, lecz spokojnie i z końską godnością skubały trawę :-)

"Her "rancho" is a terribly neglected, dirty place, with the narcissistic and paranoid hostess spending hours in front of her computer, while animals are starving and dying."

Zarozumiałe, zawistne babska oczerniają moje Rancho i mnie, zniesławiając szeroko w całym świecie przy pomocy portalu CS, a także Bloggera i Facebooka. Łażą za mną po całym internecie i plują na mnie z każdego publicznego forum, gdzie się pojawiam lub pojawiałam.
Nawołują do prześladowań i zastraszają kolejnymi donosami i kontrolami.

Ani moje Rancho nie jest zaniedbane, ani brudne.
Brudne są intencje dwóch podpierdalaczek, które ze zwykłej podłości zrobiły wiele przykrości niewinnej, gościnnej osobie, która w dobrej wierze ugościła je grzecznościowo na swojej ziemi.

Oczywiście Indianka nie ma nic wspólnego ani z narcyzmem, ani z paranoją i nie spędza godzin czasu przed komputerem, choćby dlatego, że go nie ma, nawet prądu do zasilania komputeta nie ma, ani jej zadbane, najedzone do woli zwierzęta nie głodują, ani tym bardziej nie umierają z głodu. Totalne kłamstwo i pomówienie, zwłaszcza w kontekście sierpniowych zielonych, bogatych w bujną trawę łąk roku 2012.
Wszak gościówy przyjechały latem, 7 sierpnia 2012 roku. Wszędzie na gospodarstwie było mnóstwo paszy!

Wszak same napisały, że na rancho Indianki była bujna, wysoka po pachy trawa. Same sobie przeczą. Bujne, zielone pastwiska, a na nich umierające z głodu zwierzęta? Nonsens! Jednocześnie pomawiają Indiankę o głodzenie zwierząt i opisują jak to konie Indianki szaleją swobodnie po całym, zarośniętym paszą gospodarstwie, do której to paszy zwierzęta Indianki miały swobodny dostęp. W kagańcach konie chodziły i nie mogły skubać trawy pod ich zdrowymi, naturalnie ścierającymi się kopytami?? :-) :-) 

"Yes, we reported the case, and as a result one of the dogs, which was kept on a cruelly short chain under the stable, hungry and pregnant - was taken to a dog shelter."

"Tak, podpierdoliłyśmy swoją Gospodynię wbrew zasadom CouchSurfingu, którego podstawą jest zaufanie i dobra wola użytkowników tego portalu."

Karygodne! :((( Izabela U. i Marta P. to osoby bez elementarnych zasad dobrego współistnienia z innymi ludźmi. To osoby skrajnie roszczeniowe i nietolerancyjne dla innych. Nieskończonej tolerancji i pobłażania zaś żądają wyłącznie dla siebie. Jakżesz egoistycznie i małostkowo!

Zaś pies nie był trzymany na krótkim łańcuchu, lecz na bardzo długim, bo sześciometrowym lub dziewięciometrowym. Łańcuchu używanym do wypasu krowy na łące. Psina została spuszczona z łańcucha zaraz po wyjeździe nieprzyjemnych, nadętych lesbijek. Uwiązana zaś była z uwagi na ich wizytę, aby ich nie pogryzła jako obcych intruzów. Dla ich bezpieczeństwa uwiązałam psa, a nie po to by się na nim znęcać, jak sugerują te dwa niewdzięczne dziwadła. Pies był karmiony codziennie. O tym, że suka była ciężarna Indianka dowiedziała się, gdy suczka niespodziewanie oszczeniła się kilka tygodni po wyjeździe podpierdalaczek. Oszczeniła się w krzakach, gdzie sobie swobodnie sama poszła rodzić.

Kolejne naciąganie faktów to ich twierdzenie, że "pies został Indiance odebrany do schroniska" To nie zupełnie tak było. Urzędnicy napuszczeni przez lesbijki niespodziewanie pojawili się na gospodarstwie Indianki i poprzez zaskoczenie oraz zastraszanie nakłonili Indiankę do wydania suki wraz ze szczeniętami. W protokole był zapis, że suczka ma wrócić do Indianki po odkarmieniu szczeniąt-kundelków, które urodziły się z nieplanowanej ciąży, po zaciążeniu suczki przez puszczanego luzem na wieś kundla sołtysowej, jamnikowatego kundelka Foxika. Suka podczas cieczki była zamknięta, ale pies sołtyski przegryzł drzwi i dostał się do niej. Stąd niechciane kundelki. 

Indianka oddała inspektorom same szczenięta. Suczkę chciała zachować.
Nie chciała się rozstawać z wieloletnim towarzyszem i stróżem podwórka i ogródka.
Urzędnicy wpmówili jej, że dla dobra szczeniąt trzeba dać i suczkę. Po odkarmieniu szczeniąt miała wrócić do Indianki. Urzędnicy nie dotrzymali słowa :(((
Indianka pojechała po suczkę z Holendrami. Policjantki ją pobiły i aresztowały. Jest sprawa w sądzie. To pasmo nieszczęść to robota lesbijek Izabeli U. i Marty P. One tę gehennę zaczęły. Do tego mają czelność pomawiać Indiankę o "konflikt z prawem"? :(((


And we know we did the right thing.

O taaak... :(((
Według nich, zrobienie krzywdy drugiemu człowiekowi, Gospodyni, która w dobrej wierze ugościła za darmo dwie obce kobiety - to jest rzecz właściwa. Doprawdy?? Jakiż system wartości ludzkich te dwie dziwne kobiety mają?

But she keeps on revenging on us.

Nie. Ja się po prostu bronię przed waszą ohydną nagonką, jaką zorganizowałyście przeciwko mnie! Na Facebooku, bloggerze, re-volcie, ekoosadzie i wszędzie tam, gdzie się pojawiałam, zanim wasz stalking mnie nie dopadł.

Isabelle also used to cheat people by offering work and not paying for it afterwards, she used to seek for "volunteers" on sites like workaway, helpx, wwoof

Kłamstwo. Pomówienie. Oczernianie. Zniesławianie. Umyślne wprowadzanie w błąd internautów przez dwie mściwe baby z Nowej Huty pod Krakowem.
Nikogo nie zatrudniałam i nikogo nie oszukałam, a zwłaszcza je - dwie leniwe kluchy o lewych rękach, zaś wymienione przez nie portale służą do bezgotówkowej wymiany usług i dóbr, na zasadzie wzajemnej współpracy. Łączą one podróżników-wolontariuszy z całego świata z farmami ekologicznymi i nie tylko. Podróżnicy w zamian za pomoc na gospodarstwie dostają z reguły zakwaterowanie i wyżywienie. Są to krótkie pobyty, zazwyczaj jedno lub dwutygodniowe. Pensja nie wchodzi w grę. Wszyscy użytkownicy tych portali o tym wiedzą. Nie ma mowy o oszustwie.
Lesby kłamią. 

- but for now she has been banned from this sites because of the bad feedback from the volunteers that went to help her (and escaped shortly after).

Zostałam zbanowana na tych portalach po ich donosach, które wysłały nie będąc nawet użytkowniczkami tych portali. :(((  Mało tego - kontaktowały się z moimi wolontariuszami bądź kandydatami na wolontariuszy i nakłaniały ich do składania skarg na mnie. Zaatakowały też moich CouchSurfingowych gości i znajomych z Facebooka oraz nakłaniały ich do działań na moją szkodę. 
Byłam zmuszona zawiesić mój stary profil na CS, po tym jak próbowały dobierać się do moich gości. W rzeczy samej dobrały się do co najmniej dwóch, którzy za ich namową przyjechali na Rancho i szpiegowali dla nich donosząc im co się u mnie dzieje i co ja robię.

Jeden z portali pośredniczących w bezgotówkowej wymianie usług i dóbr, zawiesił mi konto po ich donosach i po tym, jak nastawiony przez nie podróżnik i niedoszły wolontariusz naskarżył na mnie, że zrezygnowałam z jego kandydatury tuż przed jego przyjazdem. Młodzian wymagał ścisłej, kosztownej diety na którą mnie nie było stać. Miałam prawo zrezygnować z oferty pomocy osoby, która zapowiadała się na uciążliwą.

What's more, she's now in conflict with law.

"Na dodatek, ona ma konflikt z prawem." Kolejny ich chwyt propagandowy.
Kolejny rzut błotem w Indiankę.

Zaiste wielki konflikt z prawem mam: obwiniona o rzekome pobicie policjantek, wypas koni i bezzasadne wezwanie policji do świetlicy wiejskiej, w której jestem szykanowana od dwóch lat m.in. za sprawą nagonki lesbijek na mnie. Pani ze świetlicy pokazuje wszystkim chętnym pomówienia lesbijek w internecie na mój temat. Dodaje też coś niecoś od siebie. Plotki rosną do monstrualnych rozmiarów. Skutkują bezrozumnymi atakami na Indiankę i Kamyka. Zaprawdę wielki bandzior ze mnie.
Sprawy te o dziwo wynikły zaraz po ich publicznych nawoływaniach do prześladowania mnie. Nawoływania do składania donosów na mnie sprytnie wplotły w treść swojego antyindiańskiego antybloga, sugerując wielkie przestępstwa - których nigdy nie popełniłam. 

W każdej z tych spraw stroną jest policjant lub ktoś z jego bliskiej rodziny.
Ja bym to nazwała konfliktem z lokalną policją, a nie z samym prawem, albowiem zarzuty są delikatnie mówiąc naciągane, a mówiąc wprost - kompletnie fałszywe. W Polsce policja to państwo w państwie. Policjanci i ich członkowie rodzin są traktowani w sposób uprzywilejowany w stosunku do zwykłych obywateli pozbawionych policyjnych "pleców". Osoba bez policyjnych "pleców" jest skazana na przegraną, zanim sprawa trafi do sądu - bez względu na to czy występuje jako obwiniona czy poszkodowana.
Przestępstwom policjantów i ich członków rodzin pobłaża się. Nawet nie wnosi się wniosków o ukaranie. Są bezkarni. Automatycznie po każdym zgłoszeniu wykroczenia lub przestępstwa policjanta lub kogoś z jego rodziny - są wszczynane odwetowe wnioski o ukaranie osoby zgłaszającej np. pod pretekstem pobicia policjantek, wypasu koni, za wezwanie policji itp. Tak to działa tutaj, gdzie mieszkam.

She's extremely homophobic; she also showed herself as antisemitic, or xenophobic in a more general way.

Kolejne brednie.
Nie mam żadnej fobii, choć bez wątpienia tych dwóch konkretnych lesb nie cierpię za to co mi zrobiły i robią, za zło które na mnie ściągają. Nigdy im nie wybaczę podłości, które mi wyrządziły.
Wyrządziły mi wiele krzywd i dalej kontynuują swoje maniakalne dzieło zniszczenia. To jest chore, co one robią. Kurewstwo na wielką skalę.





poniedziałek, 23 listopada 2015

Poznajcie pyszczki nękających Indiankę lesbijek!

Poniżej fotki pysiów autorek internetowego linczu:
https://www.couchsurfing.com/people/doctorprinter/photos

Od niedawna dopiero zdecydowały się na udostępnianie swojego mieszkanka turystom.
Dojrzenie do tego zajęło im parę lat. Wcześniej tylko korzystały z cudzej gościny, w tym długich, kilkudniowych pobytów. Taki sposób na darmowe wczasy sobie wymyśliły. Tę jedną parę ugościły chyba tylko po to, by nie było, że tylko wykorzystują cudze miejsca nie dając nic z siebie.
W info podają, że nie zgadzają się na goszczenie gości ze zwierzętami...
Miłośniczki zwierząt od 7 boleści...
Gościom proponują spanie na gołej podłodze :-)
Jak wspaniałomyślnie :-) :-) :-)

Gościom nie proponują wyżywienia. Żadnego.
Chytrze sygnalizują, że są wegetariankami i zjadłyby coś z warzyw :-)
No, dalej potencjalny gościu Izabeli U. i Marty P. - na bazar po warzywa! :-) :-) :-)

MARTA + IZA’S PREFERENCES

  • Max Number of Guests: 4
  • Preferred Gender to Host: any
  • Suitable for Children? yes
  • Pets Welcome? no
  • Smoking Allowed? no

MARTA + IZA’S HOME

  • Has Pets? yes
  • Has Children? no
  • Smoking at Home? no
  • Wheelchair Accessible? no

SLEEPING ARRANGEMENTS

Public Room (eg: Living Room)

We have a big couch in the living room - which is connected to the kitchen, so this indeed rather a public space.
We also have an extra couch in a little room - but the room is so little, that when the couch is unfolded, there is not any more space to move around :) Plus, this couch is not so comfortable...
If needed, we can provide some space to sleep on the floor. However, we don't have any extra matresses or sleeping bags to offer.

MORE DETAILS

What I Can Share with Guests

We can share blankets, pillows, linen, towels.

Public Transportation Access

Public transportation: it takes around 20-25 minutes to get to the city centre by tram. The stop is around 5 minutes walk from our place.
There are also very nice bike lanes :)
We live in some distance from city centre - in a district which was originally built as a separate town, for the workers of a huge steelworks, during Communist time. Now it is one of the districts of Kraków (Nowa Huta), figuring on the UNESCO list for being achitecturally extraordinary and historically important. So actually it's quite a treat for a tourist :)

Additional Info

We have two cats.
We don't smoke.
We are both vegetarians.
For most of the year, we work during the weekdays, and usually we are free for weekends.


A tak siebie te dwie "cudowne i przyjazne" osoby reklamują.
Fałszywie pomawiają Indiankę o nieuczciwość i nienawiść.
Nie wspominają nic o tym, że były przyjaźnie przyjęte i hojnie ugoszczone za co zrewanżowały się podłymi donosami, oraz internetowym linczem:




ABOUT ME


CURRENT MISSION
Live and let live
ABOUT ME
Marta: I am 29 and I work as a medical doctor (right now in training for Family Medicine). I try hard to understand this crazy world around, so I read quite a lot, and watch lots of TEDs (if you don't know it, go and check ted.com, obligatorily!:) I enjoy some healthy, veggie, colourful cooking (sometimes I tend to treat it religiously). I sing. I sail. I sew. I meditate (some Buddhist experiences). Addicted to coffee, unfortunately.
Izabella: I am 42. I'm passionate about films and photography, and I take pictures by myself (http://www.flickr.com/bellmariza, take a look!) At the moment I work in an advertising company, as a printer(ess). However, I feel myself quite close-to-earth... so I would love to live and work close to nature. Recently I started to learn the art of beekeeping, and since last year I have studied Agriculture at a university.
I'm also interested in motorcycles, especially old ones, and I have my own lovely Honda, which already took us for a few holiday trips. And from time to time I like to have some good beer - the more bitter the better:>

Why I’m on Couchsurfing

COUCHSURFING EXPERIENCE
Marta: I used to CS a lot (both as guests and hosts) together with my younger sister Julia, and we always loved it :) Julia still lives with our parents, and is still an active CS user.
Marta + Iza: So far, as guests, we had some absolutely lovely experiences in Berlin, herzliche Grüße für unsere Freunde!:)
...and unfortunately one very bad experience in some rural region of northern Poland, where we were hosted by a very dishonest and hateful woman ...
Anyway, we don't lose our hearts for CS!

Interests

We are a couple, and live together in Kraków, with two cats. We move around the city mostly by bikes, sometimes outside the city as well; we like hiking in the mountains very much. Here in Kraków we
take part in lots of cultural events, especially concerts. We are both vegetarians. In general, we try to live eco-friendly and mindfully.

poniedziałek, 21 września 2015

Hej!

 Hej krakowskie obłudne, oszczercze, zawistne Zdzichy!
Czy nie swędzą was wasze lesbijskie piździchy?? ;)))
Pyta Indianka - dziewczyna czysta i przezroczysta niczym na suszarce szklanka :)

wtorek, 2 grudnia 2014

Opinia biegłych w sprawie zdrowia psychicznego Indianki: ZDROWA!!! :)))

Komisja specjalistów ze szpitala psychiatrycznego w Węgorzewie składająca się z pana psychiatry i dwóch psychologów wydała opinię o stanie zdrowia psychicznego mojej zacnej osoby.
Szanowna komisja stwierdziła oczywistą oczywistość, czyli że INDIANKA JEST PSYCHICZNIE ZDROWA :)

I co, buraki??? :PPP Wielu z was półgłówków i kretynów przypisywało mi chorobę psychiczną.
Zapewne ze zwykłej podłości i zawiści. Teraz moja poczytalność została potwierdzona na piśmie przez profesjonalnych biegłych sądowych. Podskoczycie im? :PPP

Indianka jest psychicznie całkowicie zdrowa - żadna chora czy zaburzona. I co lesby? :P Z taką łatwością przypisywałyście mi różne urojone choroby psychiczne... prawda jest taka, że to z wami jest coś baaardzo nie tak.
Ani z was kobiety, ani mężczyźni. Takie nie wiadomo co ;P Co gorsza wartości ludzkie też macie pojebane.
Kierujecie się złem, zło napędza was, bo jesteście z gruntu złe. Szkodliwe, podłe miejskie melepety bez serca i szacunku dla drugiego człowieka. "Letniczki" od siedmiu boleści. Ani za pobyt płaciły, ani się nawet same nie żywiły.
Żadnego zwierzęcia nie pogłaskały, ale donosy ochoczo poskładały.
Bezczelne darmozjady i donosicielki. Zawistne naciągaczki. Ot co.
Przypominam, że do Węgorzewa zostałam skierowana na przymusowe badania przez sąd w Giżycku w związku ze sprawą karną toczącą się w Giżycku, gdzie jestem niesłusznie oskarżona przez policję o naruszenie i ubliżenie dwóm policjantkom przed schroniskiem dla psów w Bystrym w kwietniu 2013 roku, gdzie pojechałam odebrać mojego psa, który trafił tam pośrednio za sprawą donosów dwóch lesb z Krakowa, które mnie naciągnęły na darmowy pobyt na rancho w 2012 roku. Po kilku dniach darmowego pobytu odwdzięczyły się po pedalsku licznymi donosami do wszelkich możliwych instytucji i portali społecznościowych, gdzie intensywnie rozsyłały i nadal rozsyłają pomówienia na mój temat, gdzie mnie oczerniają bez litości i sumienia przed durna hołotą internetową i wsiową reagującą jak na hołotę przystało - agresją i wyzwiskami w stosunku do mej szlachetnej i Bogu ducha winnej osoby...

Lesby swoje pomówienia, oszczerstwa i oczernienia produkują same oraz posługują się w tym procederze różnymi przypadkowymi internetowymi oszołomami i przydupasami, którzy maja nie po kolei w głowie i jest im daleko do elementarnej uczciwości ludzkiej, a z braku głębszego sensu w życiu kreci ich złośliwe trollowanie na licznych forach.

W ten sposób odnajdują sens swojego bezużytecznego istnienia. Szkodzenie szlachetnej, prawej osobie bawi ich niepomiernie. W ten sposób dowartościowują się i łechcą swe rozdymane do niemożliwych rozmiarów egoistyczne ego.

Bardzo się cieszę z tej pisemnej opinii biegłych specjalistów psychiatrów i psychologów... :)
Teraz żaden durny, zawistny, podły cieć nie będzie podważał mojej wiarygodności przypisując mi urojone choroby psychiczne... :)

Hurra! :)))

środa, 30 lipca 2014

Dobre lesby?



Twierdza, ze chcialy pomoc zwierzetom. Tak twierdza probujac sie wybielic z gownianej roboty ktora odwalily, by zemscic sie na gospodyni.

Ze nie chcialy nic dobrego zrobic dla gospodyni u ktorej za free mieszkaly, chyba nikt nie ma watpliwosci?
Co zrobily dobrego dla gospodyni?
Dorzucily sie do jadla? Nie.
Zaplacily za pobyt by bylo na rachunki? Nie.
Pomogly posprzatac w chalupie? Nie.
Sprowadzily swoich oblatanych w remontach znajomych by cokolwiek podremontowali, np.  zalatali dziure w dachu? Nie.

A co dobrego zrobily dla zwierzat?
Poglaskaly ktores zwierze? Nie.
Pieszczotliwie przemawialy do zwierzat? Nie.
Kupily pieskom karme? Nie.
Kupily konikowi kantar? Nie.
A moze choc ziarna dla kur? Nie.

Wiec niech nikt nie chrzani, ze one donosy za plecami gospodyni poskladaly z rzekomej dobroci serca.

Indianka

wtorek, 25 lutego 2014

Pogadanka na komendzie


Indianka udała się wczoraj z buta na komendę w sprawie prześladowcy,
który ją nęka złośliwymi, chamskimi smsami, komentarzami pod jej blogiem oraz nasyłaniem kontroli weterynaryjnych na nią.
Gnidą, łachudrą i bydlakiem, który na nią doniósł na weterynarię nie jest Witold Z. Jest to inna osoba.

Aby dostać się na Komendę Olecko,
trzeba przejść przez tę urokliwą rzeczkę.

piątek, 13 grudnia 2013

Dziadkowie


Szkoda, że nie da się ludzi wskrzeszać. Bym wzięła Dziadków pod mój dach. Byłoby swojsko, przyjaźnie, miło, serdecznie i rodzinnie.

Dziadek byłby przeszczęśliwy i wielce dumny ze mnie, że kupiłam sama o własnych silach taki kawał pięknej ziemi, że wyhodowałam takie cudowne konie i inne zwierzęta. By mi pomógł obrabiać ziemię końmi i byśmy jeździli zimą saniami po okolicy, a latem nad jeziora kąpać się i pływać.

Babcia wspaniale gotowała i piekła. Potrafiła uprawiać niebiański ogród. Jej ogród to było cudo – wielki, piękny i zadbany. By mi pomogła uprawiać ogród tutaj i byśmy razem gotowały przepyszne potrawy i wypiekały smakowite ciasta.

Byśmy sobie tutaj żyli razem zgodnie i szczęśliwie.

Jakby się dało, to bym chętnie poświęciła moich wioskowych sąsiadów na to by ich wymienić na moich Dziadków. Tutejsi wieśniacy to beznadziejne, nieżyczliwe rarogi bez czci i honoru. Jest mi samej ciężko, a oni jeszcze dokładają się do tego, by było mi jeszcze ciężej. To podły narodek bez zasad ludzkich, bez elementarnej przyzwoitości ludzkiej. Zbieranina z Rosji Sowieckiej. Wrogo i nieprzyjemnie nastawiona do nowych osadników, chociaż sami są osadnikami.

Dziadek był dziarskim, bojowym ułanem. Gdyby któryś z okolicznych łachów robił mi krzywdę - poszedłby do niego i natrzaskał by mu po ryju. Nie było by tego, co jest teraz. Tych podłych podjazdów i kopania dołów pode mną. Nie byłoby zatruwania mi życia przez lokalnych skurwysynów.


Kilka miesięcy temu wieśniak sąsiadujący ze mną oskarżył mnie o wypas koni na jego łące.
Mam swoich hektarów 11 i mam gdzie paść moje zwierzęta. Moje zwierzęta pasą się u mnie, na moich łąkach. Ale wieśniaka brat to policjant, więc jego zgłoszenia i wnioski o ukaranie są traktowane priorytetowo i ze szczególnym namaszczeniem.

Moje wnioski zawsze przepadają na etapie policji i nigdy nie są w stanie przebić się do sądu - są umarzane najpierw na etapie policji, a jeśli się odwołam - na etapie prokuratury.
Standardowo, policja nigdy "nie umie znaleźć przesłanek" aby mój wniosek uhonorować i posłać go do sądu do rozpatrzenia. 

Natomiast wnioski przeciwko mnie są pchane do sądu z prędkością świetlną i bez żadnych skrupułów i zahamowań, mimo, że często gęsto są bezpodstawne lub co najmniej mocno naciągane.

Ale sąsiadujący wieśniak ma plecy, a Ja ich nie mam - więc jestem zawsze na przegranej pozycji. Moje straty, może szkody - są dla lokalnych organów ścigania niezasługujące na uwagę. Moje zagryzione kozy, moje ukradzione drzewka, pobicie mnie przez wieśniaka , szczucie mnie i moich kóz psami, grożenie mi śmiercią, niszczenie mojego ogrodzenia, itp. - to są sprawy niegodne policyjnej uwagi, czy chociażby rzetelnej notatki bez przemilczeń. 

Natomiast wnioski wrogo nastawionych sąsiadów - w tempie expresowym są przepychane do sądu, gdzie nawet zaocznie, bez powiadamiania mnie o terminie rozprawy są wydawane za moimi plecami wyroki, od których nie mogę się odwołać i przed, którymi nie mogę się bronić. Skutkiem ostatniej takiej sprawy zainspirowanej przez lesby nawołujące wszystkich moich wrogów do składania na mnie donosów - wrogi wieśniak pozwał mnie do sądu i wymierzono mi karę grzywny, mimo, że sprawa błaha - nie zasługuje na rozpatrywanie w sądzie, a zwłaszcza na wymiar jakiejkolwiek grzywny. Wszak - jeśli moje konie weszły mu na jego trawę (a jego krowy wchodziły wielokrotnie w moją szkodę i nigdy nie został ukarany) - to może sobie skosić trawę u mnie, której mam pod dostatkiem i co mu niejednokrotnie proponowałam. Ale nie. Wieśniak dyszy chęcią zemsty. Jego psy kilka lat temu zagryzły mi kozy, a ja od niego żądałam odszkodowania za tę masakrę. Co prawda policja oczywiście umorzyła mój wniosek "gubiąc" przy okazji istotną część moich zeznań, ale on i tak nie chce trawy. On chce krwi! Krwi samotnej osoby w ciężkiej sytuacji materialnej i finansowej. Takim to sposobem Indianka ma tuż przed świętami wizytę komornika, który ochoczo i rączo bieży, by zagarnąć jej majątek pod tę grzywnę 200 zł i przyznane samemu sobie komornicze abstrakcyjnie wysokie wynagrodzenie na kwotę grubo ponad 300 zł. Tak się narobił komornik wystawiając tytuł egzekucyjny do ściągnięcia grzywny w kwocie 200 zł, że musiał sobie aż ponad 300 zł naliczyć. Oczywiście Indianka nie ma pieniędzy nawet na podstawowe rachunki, a co dopiero na jakieś wydumane, naciągane grzywny.

Więc komornik wczoraj próbował się niepostrzeżenie wślizgnąć do mojego domu podczas mojej nieobecności  Pracowałam w koziarni akurat, gdy zaczął się zakradać do mojego domu 

Na szczęście wierna suka Saba nie dała się zwieść pogodnym uśmiechom komornika i jego uspakajającej mowie i nie wpuściła typa do środka 
Saba ma powiedziane: "nie wpuszczać złodziei". Dla mej psiny ktoś, kto wdziera się wbrew mojej woli do naszego domu i próbuje coś z niego wynieść to ZŁODZIEJ 

Nie jestem nikomu nic winna. Ani Wąsewiczowi, ani Sądowi, ani komornikowi.
Ten wyrok to hańba.

środa, 6 listopada 2013

Skarga na działanie funkcjonariuszek Policji w Giżycku

Ta poniższa skarga została złożona drogą emailową, a następnie listem
poleconym w trzech Komendach:
1. Komenda powiatowa Policji w Giżycku
2. Komenda wojewódzka Policji w Olsztynie
3. Komenda główna Policji w Warszawie

O ile mi wiadomo, ta skarga do tej pory nie została rozpatrzona, natomiast
mój wniosek o dołączenie tej skargi jako dowodu w sprawie - został
odrzucony.

Poniżej skarga, jaką samoistnie złożył do komend policji świadek pobicia
mnie w Bystrym - pan Sven C. Sven nie znał w dniu składania skargi danych
policjantek, jako że nie przedstawiły się.

Ich imiona i nazwiska poznałam na Komendzie podczas przedstawionego mi
sfingowanego zarzutu o rzekomą "czynną napaść na funkcjonariuszki policji" i
im rzekome "ubliżanie słowami uznawanymi za wulgarne".

Z tej skargi jak i zawartego w niej opisu jasno wynika, że nie było żadnej
"czynnej napaści na funkcjonariuszki policji" ani "ubliżania słowami
powszechnie uważanymi za wulgarne", a sama przemoc zastosowana przez
funkcjonariuszki nie miała żadnych podstaw i była w dodatku bardzo brutalna.

Ponadto funkcjonariuszki narażając moje zdrowie i życie umieściły mnie w
dusznej klatce radiowozu, mimo, iż zostały przeze mnie poinformowane, że źle
znoszę zamknięte, ciasne i duszne pomieszczenia. Na skutek zastosowanej
wobec mnie brutalnej przemocy i duszenia w ciasnej klatce, gdzie mnie
wrzuciły na brudną podłogę tego ciasnego i ciemnego jak trumna pomieszczenia
wykręcając przy tym ręce i nogi w nienaturalnej pozycji i jednocześnie
boleśnie skuwając ręce kajdankami od tyłu, powodując dodatkowy ból i
trudności z oddychaniem, gdyż dopchnęły mnie w tej klatce do ściany w ten
sposób, że nie mogłam złapać tchu i dławiłam się - na skutek tych działań
doprowadziły mnie do stanu przed udarowego, jak potwierdził to lekarz
dyżurny ze szpitala w Giżycku, do którego mnie zawiozły jak powiedziały do
mnie: "Na przymusowe badanie ginekologiczne wbrew mojej woli", po którym wg
nich miałam zostać zamknięta w domu wariatów - na czas bardzo długi, bliżej
nieokreślony. .

Podczas wyprowadzania mnie z radiowozu i prowadzenia do lekarza - brutalnie
mnie szarpały za kontuzjowany w dwóch wypadkach bark, którego to kontuzja na
skutek ich szarpania odnowiła się i powodowała dodatkowy, nieznośny ból,
które one pogłębiały celowo szarpiąc to obolałe ramię i bark. Wykręciły mi
ręce i naciskały obolały bark tak, iż szłam prowadzona przez korytarz
szpitala zgięta w pół. W ten sposób mnie prowadziły - celowo zadając ból i
poniżając.

Uważam, że tego typu osoby czerpiące sadystyczną przyjemność z zadawania
ludziom bólu powinny się leczyć psychiatrycznie i przede wszystkim nie
powinny pracować w policji.

Nadto dodam, iż wcześniej będąc z nimi przez moment w radiowozie wyjęłam dokumenty by im podać, ale nie chciały ich oglądać, lecz straszyły mnie, że "idę siedzieć". Gdy zapytałam: "Na jakiej podstawie?" - NIE PODAŁY ZARZUTU. Kilkakrotnie głośno domagałam się na jakiej podstawie chcą mnie uwięzić, wtedy jedna z nich w którymś momencie powiedziała, że się na Komendzie dowiem. Zażądałam adwokata. Policjantki pozostały głuche.

Czyli porywając mnie nie miały żadnego pomysłu na to, jaki zarzut mi przedstawić. Dopiero na Komendzie wymyśliły sobie rzekomą "czynną napaść na funkcjonariuszki policji".

Za jakiś czas ten zarzut zmieniły na "naruszenie nietykalności osobistej
funkcjonariusza na służbie"

Policjantki te wykonując to ich bandyckie "aresztowanie" przeprowadziły je
przy udziale rażących uchybień proceduralnych oraz niezgodnie z prawem, gdyż
nie było ani żadnych podstaw do aresztowania, ani nie podały zarzutu na
podstawie którego chciały mnie uwięzić.

Zatem uwięzienia mnie dokonały dopuszczając się przestępstwa i przy zastosowaniu
przestępstwa.

Było to nielegalne "aresztowanie", więc nie ma mowy o żadnym "naruszeniu
nietykalności funkcjonariusza podczas wykonywania obowiązków" gdyż one nie
wykonywały w tym momencie owych obowiązków, a jedynie wykonywały czyny
określane przez kodeks karny jako przestępstwo kryminalne, jako iż nikt nie
ma prawa ograniczać wolności osoby wolnej, w tym funkcjonariusz policji, gdy
nie ma ku temu podstaw, zwłaszcza, gdy funkcjonariusz nie podał zarzutu
osobie, którą więzi wbrew jej woli. Te działania tych obu policjantek noszą
znamiona bandyckiego porwania, a nie interwencji policyjnej. Do tego
policjantki nie dopełniły niezbędnych formalności - nie przedstawiając się
nam i nie okazując odznak policyjnych ani legitymacji policyjnych na
podstawie których działały podczas tego zajścia.

Dodam tu jeszcze jedną rzecz - Ja nie spodziewałam się ani przez myśl mi nie
przemknęło, że one chcą mi jakiś mandat wlepić a tym bardziej zamknąć w więzieniu, gdy z nimi wcześniej wsiadałam na chwilę do radiowozu. Nie było ku temu żadnych absolutnie podstaw. Spodziewałam się, że wlepią mandat właścicielowi schroniska za stan do jakiego doprowadził mojego psa. Jakież moje było wielkie zdziwienie, gdy okazało się, że ich celem jestem Ja!

Gdy wsiadałam do radiowozu z policjantkami, sądziłam, że chcą spisać moje
dokumenty (dane podałam im ustnie wcześniej na terenie schroniska i
pokazałam im też pismo napisane do właściciela schroniska domagające się
wydania mojego psa, a tam były pełne moje dane adresowe i oczywiście imię i
nazwisko, nadto pracownik schroniska rozpoznał mnie, jako właścicielkę psa)
oraz spisać notatkę odnośnie zaniedbanego psa.

Obwieszczając mi nagle, iż "idziesz siedzieć" - zaskoczyły mnie totalnie.
Wpadłam w panikę, że jestem ofiarą bezprawia i przemocy. Do tego
pomieszczenie radiowozu było ciasne i duszne. Prosiłam o otwarcie okna, bo
się dusiłam już wtedy. Miałam suche usta i gardło. Ja się zawsze źle czuję w
ciasnych, dusznych pomieszczeniach bez dostępu świeżego powietrza. Jako mała
dziewczynka przeszłam ciężkie zapalenie płuc oraz doświadczyłam dwóch ataków
gorączki reumatycznej, która mi uszkodziła serce i płuca. Z tego powodu nie
chodzę do Kościoła od lat i unikam dusznych pomieszczeń w ogóle, bo po prostu
robię się biała jak ściana i słabnę oraz mdleję tam z braku tlenu, gdy jest
duży tłum ludzi, a okna zamknięte. Mówiłam im o tym, że brakuje mi tlenu i
że mam astmę, klaustrofobię i generalnie bardzo źle znoszę małe, ciasne,
duszne pomieszczenia. One odmówiły mi tlenu! Nikt nie ma prawa odmawiać mi
prawa do oddychania! :( Uchyliłam drzwi aby złapać oddech - to je
zatrzasnęły. Wtedy otworzyłam raz jeszcze szerzej i wyszłam na dwór by
odetchnąć świeżym powietrzem, bo w radiowozie nie było czym oddychać do tego
to pomieszczenie przerażało mnie. Poczułam się jak zwierzę w ciemnej studni.

Byłam też przerażona, co się stanie z moimi zwierzętami, skoro one chcą mnie
uwięzić na "bardzo długo" jak się wyraziły. Byłam zaszokowana tym co one
chcą mi zrobić. Byłam zaszokowana, jak to możliwe, aby w kraju niby wolnym takie rzeczy miały miejsce?

Próbowałam podejść do Svena i Everdiny oraz ich samochodu.
Chciałam jechać razem z nimi samochodem na Komendę złożyć zawiadomienie w
sprawie nielegalnego przetrzymywania w schronisku mego psa, znęcania się nad
nim i jego rażącego zaniedbania przez właściciela schroniska. Już wcześniej przed wejściem do radiowozu powiedziałam policjantkom o tym zamiarze, gdy zobaczyłam
zaniedbanego psa. Mało tego – domagałam się, aby sporządziły notatkę z tego faktu, iż pies jest cały czarny z brudu i osowiały. Jednak nie zrobiły tego. Wobec tego postanowiłam, że pojedziemy na Komendę złożyć zawiadomienie bezpośrednio na Komendzie. Poprosiłam je, aby pojechały pierwsze i pokazały nam gdzie
jest Komenda, bo nie jesteśmy z Giżycka i nie znamy rozkładu miasta i gdzie
znajduje się Komenda. Wtedy one poprosiły mnie, abym weszła z nimi do
radiowozu, ale nie powiedziały po co. Sądziłam, że chcą spisać dokumenty i
sporządzić notatkę policyjną z tego zajścia oraz przygotować sobie druczki
do wypisania mandatu właścicielowi schroniska.

Gdy nieoczekiwanie próbowały mnie nielegalnie "aresztować" i z powodu złego
samopoczucia i braku tlenu w radiowozie wyszłam z tego radiowozu zaczerpnąć
świeżego powietrza - wtedy te dwie rzuciły się na mnie brutalnie wykręcając
ręce, szarpiąc mnie, przewracając na ziemię i ciągnąć po ziemi jak worek
kartofli. Zadawały mi nieznośny ból. Tak brutalnie mi wykręcały obolałe
ręce, ramiona i barki, że aż kości trzeszczały. Sądziłam, że chcą mi ręce
połamać. Niewiele brakowało. :(

Wlekąc mnie przemocą po ziemi zaciągnęły mnie do radiowozu na jego tył i
tam wrzuciły do środka na podłogę pomiędzy dwa krzesła jak świnię rzeźną, gdzie mnie w tym położeniu nienaturalnym i bardzo uciążliwym zaklinowały skuwając dodatkowo ręce kajdankami od tyłu. Po tej przemocy byłam cała obolała i posiniaczona. Na rękach miałam głębokie czerwone szramy po kajdankach założonych celowo za ciasno, aby zadać mi dodatkowy ból. Całe ciało żółte i sine od siniaków.

Przed szpitalem w Giżycku gdzie nadal skutą trzymały mnie w radiowozie, gdy
tam czekaliśmy na przyjęcie mnie przez lekarza dyżurnego - znęcały się nade
mną psychicznie, twierdząc, że zostałam przywieziona do szpitala dla
umysłowo chorych i zostanę tutaj uwięziona na bardzo długo w pokoju bez
klamek i bez możliwości kontaktu z rodziną. Nadto, tuż przed wyprowadzeniem
mnie do lekarza, powiedziały, że prowadzą mnie na przymusowe badanie
ginekologiczne wbrew mojej woli. Znowu zadawały mi ból, szarpiąc i ciągnąc w
sposób taki, aby jak najbardziej mnie bolało. Wykręciły mnie w pół, tak że
szłam zgięta w pół, z głową spuszczoną poniżej linii mojego pasa, a z tyłu miałam ręce skrępowane boleśnie kajdankami. Po prostu te dwie wyżywały się na mnie na maxa.

Dopiero lekarz powiedział mi, że jestem w zwykłym szpitalu. Zrobił to pod
koniec badania, po tym jak zmierzył mi ciśnienie i chciał podać leki na jego
obniżenie, gdyż twierdził, iż jest bardzo podwyższone i grozi mi udar mózgu
jeśli nie przyjmę leków. W tym momencie, gdy to mówił, nadal byłam
przeświadczona o tym, iż jestem wywieziona do szpitala dla umysłowo chorych
i chcą mi podać jakiś narkotyk ogłupiający i zbadać krew, aby fałszywie
twierdzić, że jestem np. narkomanką, dlatego się nie zgodziłam na żaden lek.
Nadto, gdy lekarz poprosił o moje dane osobowe do sporządzenia swojego
lekarskiego raportu - policjantki kłamliwie powiedziały, że jestem NN. Na to
Ja się odezwałam, że nie jestem żadne NN i że podam moje dane jak i też
okażę dowód, jak tylko mi ręce rozkują.

W tym też czasie poprosiłam, aby wyprosił policjantki z gabinetu i aby
rozkuły mi kajdanki. Lekarz powiedział, że kajdanki nie są konieczne, bo nie
stanowię żadnego zagrożenia dla niego ani nikogo i one zdjęły te kajdanki na
czas dalszego badania i wyszły. Lekarz spisał sobie moje dane z dowodu.

Skarżyłam się lekarzowi, co mi zrobiły. Wpierw siedziałam jak otumaniona na
tej kozetce. Cała czerwona. Skronia pulsowały. Czułam się tak, jakby za chwilę miała mi głowa wybuchnąć. Chciało mi się potwornie pić. Język sztywny i suchy jak pieprz.
W gardle nieznośnie sucho. W kącie gabinetu dojrzałam umywalkę i bardzo
chciałam się napić wody z niej. Zapytałam lekarza, czy mogę się napić wody. Zgodził
się, ale w tym momencie policjantki wlazły do gabinetu i zanim zdążyłam się
napić - ponownie mnie skuły. W gardle miałam straszną suchość i dławiłam
się. Język sztywny. Przeżyłam potworną traumę przez te dwie funkcjonariuszki
policji.

Następnie znowu w klatce, która powodowała u mnie naturalną reakcję jeżenia się i przyśpieszony puls zawiozły mnie na Komendę w Giżycku, gdzie byłam przesłuchiwana do 2 w nocy.

Wpierw zmusiły mnie do badania alkomatem, który wykazał, że byłam w stu procentach trzeźwa. Podczas badania alkomatem nadal miałam ręce skute kajdankami, jak ostatni bandzior i terrorysta, podczas gdy pijanego człowieka chwiejącego się na nogach przyprowadzono do badania bez
kajdanek.

Następnie wysypały zawartość mojego plecaczka na stół a wraz z nim moją komórkę i dokumenty. Komórkę jedna z nich wyniosła z pokoju gdzie był alkomat gdzieś na piętro. Natomiast one mnie w tym alkoholicznym pokoju krótko wstępnie przesłuchały. Nalegałam, żeby zapisały w tym protokole, iż nie jestem zdrowa i nie czuję się dobrze, nadto, iż domagałam się adwokata, a one mi odmówiły kontaktu z takowym. Odmówiły, ale dopisałam to sama, gdy podpisywałam ten papier. Ta z moją komórką polazła gdzieś na piętro i w niej manipulowała tak długo, że po powrocie komórka tzn. bateria była całkowicie rozładowana, a sama komórka uszkodzona. Moich rzeczy osobistych od razu i tak nie oddały. Dostałam je dopiero w nocy po przesłuchaniu. Kilka funkcji przestało działać od tamtej pory m.in. rejestr rozmów przychodzących i wychodzących oraz odebranych i nieodebranych. Pomyślałam, że skopiowały dane z mojej komórki oraz założyły mi podsłuch.

Grzebały także w mojej karcie bankomatowej i pinach do konta bankowego. Spisywały sobie wszystkie poufne moje dane, w tym PINy. Powtórzyły, że będę siedzieć w więzieniu bardzo długo i to od razu „idę siedzieć”. Chciały mnie po przesłuchaniu uwięzić na tzw. "dołku". Bardzo długo wypełniały jakieś formularze. Ja cały czas skuta kajdankami. Dla uspokojenia nerwów gawędziłam z traktorzystą, którego ujął inny policjant i sprowadził na Komendę do badania alkomatem. Ten policjant też tam siedział i coś pisał. Nawet coś życzliwie wtrącił do rozmowy, gdy rozmawiałam z traktorzystą o jego zdarzeniu i użytkowaniu piły spalinowej. W międzyczasie przyprowadzono też do badania alkomatem narkomankę. Była ledwo przytomna - taka zaćpana. Coś niewyraźnie mruczała. Miałam tam doborowe towarzystwo :D Mimo, że te dwie funkcjonariuszki policji bardzo naciskały na natychmiastowe uwięzienie mnie - jej przełożeni zadecydowali inaczej. Zostałam zaprowadzona do pokoju przesłuchań na piętrze, do innych policjantów. Było ich tam dwóch. Jeden przesłuchiwał, a drugi się wtrącał raz po raz przerywając mi, gdy zeznawałam.

Podczas przesłuchania jedna z tych policjantek co mnie pobiły weszła do pokoju przesłuchań i wywierała naciski na policjanta przesłuchującego. Groźną miną i głosem strofowała go: "Ile lat pracujesz w Policji?? Ile lat pracujesz w Policji???! Ile lat pracujesz w Policji???!" Odniosłam wrażenie, że próbuje na nim wymóc, aby tak zmanipulował moje zeznania, aby były nic nie warte, albo w ogóle zniechęcić mnie od składania zeznań. Jednak nie dałam się zbić z tropu.

Mimo, że policjant marudził - zeznałam wszystko co miałam wtedy do powiedzenia w tej sprawie i złożyłam wniosek o ściganie tych dwóch za to co mi zrobiły. Mimo opanowania byłam strasznie roztrzęsiona i osłabiona, ale próbowałam złożyć maksymalnie wierne zeznania z tego zajścia w Bystrym i przed szpitalem oraz w szpitalu w Giżycku. Policjant na moją prośbę dał mi wodę do picia, bo nie mogłam mówić, taką suchość miałam w gardle.

Po złożeniu zeznania w sprawie gdzie zostałam fałszywie oskarżona przez nie o rzekomą "napaść czynną na funkcjonariuszki policji" mimo, że byłam już bardzo znużona i głodna, złożyłam jeszcze zawiadomienie dotyczące wyłudzenia i nielegalnego przetrzymywania mojego psa oraz jego rażącego zaniedbania przez schronisko i domagałam się ścigania tego typa ze schroniska, za to, że zagarnął mojego psa i źle go traktuje.

Ok. godziny 2.oo w nocy zostałam na lodzie w Komendzie w Giżycku. Nie chcieli
mnie odwieźć do domu. Upominałam się o to, ale dyżurny odmawiał zawzięcie
udzielenia mi pomocy, w położeniu w którym znalazłam się za sprawą policji.

Moi znajomi, z którymi przyjechałam do Giżycka - odjechali po tym, jak
policjantki powiedziały im, aby na mnie nie czekali, bo "idę siedzieć".
Nie miałam jak wrócić do domu. O drugiej w nocy, 60km od miejsca
zamieszkania, bez pieniędzy, bez możliwości zatelefonowania do kogokolwiek,
bo moja komórka została rozładowana totalnie.
Nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Zdołałam tylko wysłać dwa smsy do
Szczecina do mojej rodziny i powiadomić ich, gdzie jestem, bo obawiałam się
o moje życie. Bałam się, że to nie koniec tego koszmaru. Że mnie zamkną w
celi i nie wypuszczą, rodziny nie powiadomią, albo że mnie zatłuką. Po wysłaniu tych smsów komórka całkiem zgasła.

Noc spędziłam w poczekalni Komendy w Giżycku. Rano, gdy się przejaśniło -
pokuśtykałam cała obolała po pobiciu z dnia poprzedniego w stronę Olecka,
próbując łapać okazje. Szłam noga za nogą, bo mnie wszystko bolało. Całe
ciało. Do tego nadal byłam roztrzęsiona i zszokowana tym co mi zrobiono
dzień wcześniej. Byłam wstrząśnięta bezmiarem przemocy jakiej doznałam Ja oraz moje zwierzę. Nie mogłam się z tego otrząsnąć. Szłam jak we śnie tymi ulicami Giżycka.

Po wyjściu z miasta udało mi się złapać okazję i podjechać kawałek. Zaczęło
padać. Jak na złość nikt nie jechał lub się nie zatrzymywał, ale w końcu
złapałam kilka kolejnych okazji, w sumie zdaje się 7 czy 9 i nimi
ostatecznie dotarłam do domu. Gdy weszłam do domu - od razu się położyłam i
tak przespałam cały dzień leżąc obolała w łóżku. Przez kolejne dnie nie
mogłam dojść do siebie. Źle się czułam. Wszystko mnie nadal bolało,
najbardziej ten kontuzjowany, a perfidnie wykręcany przez policjantki bark.
Byłam niepełnosprawna przez dwa kolejne tygodnie - w czasie gdy wiosna, gdy
konieczność kopania działki pod warzywa i siewu. Nie byłam w stanie
pracować.

Poniżej ta skarga Svena. A swoją napisałam później. Długo się nie mogłam pozbierać psychicznie po tej przemocy i zmusić do napisania zrównoważonej skargi na te policjantki. Emocje nadal we mnie buzowały na każde wspomnienie tego poniżenia i przemocy, których padłam ofiarą za sprawą działania tych dwóch podłych policjantek.

----- Original Message -----
From: "Sven" To: skargi.kgp@policja.gov.pl , skargi@ol.policja.gov.pl ,
prasowy@gizycko.ol.policja.gov.pl
Sent: Sunday, April 28, 2013 7:43 PM
Subject: Skarga na działanie funkcjonariuszek Policji w Giżycku


Skarga na działanie policjantek z komendy powiatowej w Giżycku.

Data i czas zdarzenia: 26-04-2013 (piątek), godzina między 12.00 a 13.30
Miejsce: Schronisko dla bezdomnych psów w Bystrym k. Giżycka
Radiowóz: pojazd typu dostawczego

Powyższe dane powinne na podstawie notatek policyjnych pozwolić na
identyfikację 2 funkcjonariuszek, które przeprowadzały opisywaną
interwencję.

Opis sytuacji:

Po przyjeździe na miejsce funkcjonariuszki kulturalnie
przywitały się słowami "dzień dobry", i na tych słowach skończyło się
prawidłowe zachowanie funkcjonariuszek. Funkcjonariuszki przyłączyły się do
rozmowy, poprosiły o wyjaśnienie sytuacji panią Izabellę R. oraz pana
Jana K. Po tym, jak pani Izabella R. odmówiła odejścia ze
schroniska przed wydaniem jej psa (który stanowi jej własność) lub
oświadczenia o odmowie wydania psa, jedna z funkcjonariuszek zwróciła się do
mnie słowami: "Czy mogę pana prosić o jakiś dokument?" bez podania
jakiejkolwiek przyczyny. Moja odpowiedź była odmowna, ze względu na brak
uzasadnienia tego żądania. Należy tutaj nadmienić, iż moja osoba nie miała
nic wspólnego z przedmiotem sporu, moja obecność na miejscu wynikała
wyłącznie z faktu, iż przywiozłem panią Izabelę R. do schroniska
samochodem, tak aby mogła odebrać psa ze schroniska. Następnie
funkcjonariuszka stwierdziła, iż pragnie mnie wylegitymować, na co podałem
jej stosowny dokument. W toku późniejszej rozmowy trzykrotnie prosiłem o
zwrot dokumentu, w obawie przed jego utratą; funkcjonariuszka bowiem
niedbale wrzuciła go do półotwartego notatnika i w ten sposób przenosiła.

Z funkcjonariuszkami uzgodniono, iż po wydaniu przez właścicieli pisma
poświadczającego odmowę wydania psa pani Izabella R. wraz z
funkcjonariuszkami policji przejdzie do radiowozu w celu podania danych
osobowych. Właściciele schroniska zgodzili się wydać stosowne pismo po
prośbie jednej z funkcjonariuszek policji. Przy wyjściu ze schroniska pani
Izabella R. zakwestionowała fakt, czy jej pies pozostaje przy życiu,
i zażądała jego pokazania. Właściciele schroniska zgodzili się na okazanie
psa. Po krótkiej chwili jeden z pracowników przyprowadził psa na smyczy;
pies był w bardzo złym stanie - brudny i apatyczny, mimo iż przebywał w
schronisku od kilku miesięcy (pani Izabela R. później złożyła
doniesienie o znęcaniu się nad psem przez schronisko na komendzie powiatowej
w Giżycku, nie jest to jednakże przedmiotem niniejszej skargi, podobnie jak
zachowanie pracowników schroniska, które również pozostawiało wiele do
życzenia). Pracownicy schroniska odmówili pani Izabeli R. bliższego
kontaktu ze swoim psem. Dla pani Izabeli R. (dla mnie również, mimo
iż ten pies był dla mnie obcy) widok swojego psa utrzymywanego w tak złym
stanie był szokiem emocjonalnym, na który funkcjonariuszki zareagowały
nieadekwatnie. Zdecydowały się wystawić mandat, po czym poproszono panią
Izabelę R. do radiowozu, którego drzwi natychmiast zamknęły. Pani
R. otworzyła drzwi radiowozu i z niego wyszła, tłumacząc iż cierpi na
klaustrofobię. Policjantki próbowały zmusić panią Izabelę R. do
ponownego zajęcia miejsca w radiowozie, czemu pani Izabela R. się
opierała ze względu na swoją chorobę. Następnie usłyszałem, jak jedna z
funkcjonariuszek skierowała do drugiej słowa: "dość tego". Funkcjonariuszki
następnie chwyciły panią Izabelę R. wykręcając jej ręce w sposób
bardzo brutalny jednocześnie obalając ja na ziemię. Jedna z funkcjonariuszek
zadecydowała, iż przewiozą panią Izabelę R. w tzw. "klatce" (słowami:
"do klatki z nią"). Funkcjonariuszki zmusiły panią Izabele R. do
wstania ciągnąc za wykręcone ręce, przy czym pani Izabela R. głośno
krzyczała z bólu, po czym powiedziała funkcjonariuszkom iż była operowana na
rękę. Następnie jedna z funkcjonariuszek w czasie, gdy druga otwierała tylne
wejście do radiowozu zupełnie niepotrzebnie mocno pociągnęła za jej ramię.
Policjantki przemocą załadowały panią Izabelę R. do radiowozu niczym
zwierze rzeźne (chociaż obecnie to zwierzęta mają lepsze warunki
transportowe), skuwając ją i nie umożliwiając zajęcia ludzkiej pozycji.
Zanim zamknęły drzwi radiowozu, pani Izabela R. zdążyła jeszcze
krzyknąć, iż się dusi, a policjantki użyły wobec niej słów "Idziesz
siedzieć!" wypowiedziane nie tylko bez żadnego respektu, ale również z
wyczuwalną satysfakcją w głosie. Po ogólnym zachowaniu funkcjonariuszek
wyraźnie było widać radość z możliwości zastosowania środków przymusu, które
w mojej ocenie byłyby zbędne, gdyby funkcjonariuszkami wykazały się odrobiną
cierpliwości i opanowania, którego przecież można się spodziewać od
funkcjonariuszy policji.

Gdy zapytałem funkcjonariuszek, co się stanie z panią Izabelą R.,
odpowiedziały mi, iż spędzi ona noc na komendzie i zostanie wypuszczona
nazajutrz. Gdy kilka dni później skontaktowałem się z panią R,
okazało się, iż z komisariatu wypuszczono ją o godzinie 2 w nocy w sobotę,
bez środka transportu, 50 kilometrów od miejsca zamieszkania.

Niniejszym proszę o wyciągnięcie konsekwencji wobec funkcjonariuszek policji
które w mojej ocenie nie tylko zachowały się skandalicznie wobec nas, ale
również zastosowały nieadekwatne środki przymusu bezpośredniego w sposób
bardzo brutalny, wyraźnie czerpiąc satysfakcję z możliwości zadania bólu
innej osobie.

Jednocześnie informuję, iż w tej sprawie istnieje jeszcze jeden świadek,
który nie został odnotowany przez funkcjonariuszki. Świadek ten gotowy jest
złożyć zeznania w tej sprawie w razie zaistnienia takiej konieczności.

Z poważaniem, Sven C.

Otrzymują:
1. Komenda powiatowa Policji w Giżycku
2. Komenda wojewódzka Policji w Olsztynie
3. Komenda główna Policji
4. Izabella R.
5. a/a

czwartek, 22 sierpnia 2013

Koniec lata

Podczas gdy Saba cieszy się z pięknego lata i wolności na Rancho i miłości swojej czułej Opiekunki i Pani -
jej rodzona siostra Satja przebywa na przymusowym zesłaniu za kratami w tłocznej psiarni w Bystrym.. :(((

Pora zwinąć namiot. Wicia jednak nie przyjedzie w tym roku – nie dostał urlopu. Robi się chłodno, a w stajni miejsce potrzebne na siano, więc trzeba z niej usunąć ten namiot jak i krzesła i leżak. Namiot znalazł się w wysprzątanej stajni/paszarni (jednej z dwóch które Indianka posiada – tej w lepszym stanie) na usilną, pisemną prośbę Czegewary, który początkowo przez pierwsze dnie nocował w namiocie na łące. Po dokładnym zapoznaniu się ze stajnią i jej dodatkowym wysprzątaniu z pozostałości siana – Czegewara poprosił, czy może w stajni zamieszkać. 

Indianka zgodziła się warunkowo, pod warunkiem, że letnik napisze odpowiednie podanie do niej. Czegewara po napisaniu podania do Indianki o pozwolenie na ustawienie namiotu w stajni/paszarni i wysprzątaniu tego miejsca – wniósł tam i ustawił swój namiot. Zarówno w namiocie na łące, jak i w stajni spało się Czegewarze dobrze – zapytany o to, tak właśnie powiedział.

Podczas bardo silnej ulewy (oberwanie chmury) zaczęły przeciekać szwy namiotu i wtedy zdecydował się wprowadzić do stajni, którą już dobrze znał, bo już wcześniej ją wysprzątał dokładnie i tam wnieśli stół i krzesła by spożywać posiłki podczas niepogody. Podczas pogody natomiast jedli przy drugim stole znajdującym się na dworze, pod domem. 

Po paru dniach zmieniła się pogoda. Nastały upały. Mógł śmiało wyprowadzić się ze stajni wraz z namiotem i ponownie ustawić go gdzieś na zielonej łące. Jednak dobrowolnie pozostał w stajni. Indianka wnioskuje z tego, że mu się dobrze w namiocie w stajni spało. 
Zresztą pytała go o to, jak mu się śpi. Wyraził wtedy zadowolenie z wygodnego noclegu pod namiotem w stajni.

Namiot tam ustawił ze względu na komary, bo było tak ciepło, że mógł spać oczywiście wprost na pachnącym sianie, lub na ułożonym na nim materacu i w śpiworze, bez rozstawiania namiotu. Ze względu na ewentualność komarów, których co prawda tego roku jest szczęśliwie mało - jednak rozstawił namiot w stajni i tam sobie spał. 

W ten sposób Indianka zabezpiecza się przed kolejnymi ewentualnym pomówieniami, bo ludzie bywają bezczelni. Wymuszają nocleg w stajni, a potem oczerniają Indiankę publicznie. Oczywiście nie wszyscy są tak porąbani. Ale zdarzają się sporadycznie takie indywidua, które wpierw naciskają na nocleg w stajni mimo informacji, że to miejsce jest bardzo surowe i służy do trzymania paszy, a zimą zwierząt, a potem złośliwie, publicznie szydzą z budynku w Internecie - tak jak to ma miejsce w przypadku dwóch CouchSurferek z Krakowa (lesb), które przymierzały się do zamieszkania w stajni czy dwoje Czechów, którzy jadąc samochodem na wakacje odmówili zabrania ze sobą namiotu i nalegali na nocleg w stajni, po czym narzekali, że przestronna stajnia (500m2) im się nie podobała, bo wisiało w niej pranie, a kilka metrów dalej od nich na sprężynowym, nowiutkim i czyściutkim materacu typu kanapowego - w swoim śpiworze spał inny wolontariusz - towarzyski Wicia, który mógł z powodzeniem ułożyć się 20 metrów dalej, w przeciwległym krańcu poddasza stajni, ale wolał być blisko nowych przybyszy by móc z nimi rozmawiać i się zaprzyjaźniać. Poza jego materacem na poddaszu stajni były jeszcze dwa inne sprężynowe materace typu kanapowego. Oba czyste i gotowe przyjąć dodatkowych wolontariuszy na nocleg.

Małostkowym dupkom nigdy się nie dogodzi - choćby dostawali czyste wielkie łóżko z nową pościelą w świeżo wybielonej i wysprzątanej stajni - tak jak to miało miejsce w przypadku dwójki niewdzięcznych Czechów. 

Pomna tych nieprzyjemnych incydentów - Indianka nie pozwala nikomu nocować w stajni, chyba, że na tej osoby pisemną prośbę.

Pościel i śpiwór specjalnie kupiony na użytek gościa Indianka już zabrała do domu, aby myszy się do niej nie dobrały. Nowa, czysta, piękna pościel – specjalnie przygotowana dla trenera koni, który tu miał być 2-3 miesiące i trenować konie do skutku. Także nowy namiot specjalnie dla niego kupiony był oraz materac i śpiwór, oraz lampa namiotowa a także poduszki. Dostał też do namiotu wełniany, gruby koc. 

Jak się okazało – niepotrzebne koszty i starania, bo był tutaj ledwo półtora tygodnia (10 dni). Koni nie wytrenował. Tylko Indianę wstępnie ujeździł, ale do wozu nie przyuczył, a to było dla Indianki najistotniejsze. W pracach gospodarskich nie pomógł, tak jak obiecał. Tyle co przez te kilka dni jego pobytu. Na sianokosy by pomóc zebrać siano nie został. Gdyby wiedziała, że jej taki numer wytnie – nie kupowałaby dla niego tego sprzętu turystycznego ani pościeli i mięsa oraz w ogóle by sobie nie zawracała nim głowy. Po prostu nie wpuściła by go na gospodarstwo. Nie dotrzymał słowa. Nie wywiązał się z zadania. Co gorsza okazał się szpiegiem i zdrajcą, który za plecami Indianki kolaborował z lesbami.

Jego przyjazd tutaj nie miał na celu pomoc w ujeżdżeniu koni i w pracach gospodarskich. Jego przyjazd miał na celu szpiegowanie i donoszenie lesbom o wszelkich ruchach Indianki na Rancho. Dlatego tutaj był taki hardy i stawiał się np. w sprawie Internetu czy wyjścia do kościoła. Dążył do konfrontacji. Tak go lesby nastawiły. Indiankę skręca, jak pomyśli o tym jak ludzie potrafią być przewrotni i perfidni. No, ale łepek tak by się raczej nie zachował gdyby nie został odpowiednio urobiony przez lesby przed swoim przyjazdem i regularnie nie był przez nie podkręcany. Dwa odmieńce są zadowolone ze swojej kreciej roboty. Całe aż tryskają chorą radochą.

Próbowały też bruździć przy innych znajomych i nieznajomych Indianki, ale nie wszyscy są beznadziejnymi bezmózgami bez honoru i czci, którzy daliby się wkręcać dwóm cwaniarom w ich mściwe intrygi. Postarały się, aby nie było bosko. Postarały się zepsuć Indiance kolejne wakacje i relacje.

Cóż – zamiast efektów konstruktywnych tylko zamieszanie i rozczarowanie. Konie nadal nie są gotowe do pracy. W przyszłym roku Indianka uzbiera  pieniądze na trening koni i wynajmie trenera, który za pieniądze je ujeździ i przyuczy do wozu. Jak koni nie ujeździ – nie dostanie kasy. Proste. Jego zakwaterowanie i wyżywienie nie będzie problemem Indianki. Sam się będzie kwaterował na jakiejś agroturystyce lub gdzie bądź i sam żywił i po prostu dojeżdżał do koni Indianki na trening.

W paszarni być może niebawem stanie śrutownik na kamienie. Najwyższa pora także wkleić luksfery w otwory okienne. Dzisiaj pochmurno i chłodnawo. Dziś Indianka wkopie pozostałe 4 słupy ogrodzeniowe. Ma dylemat, bo potrzebnych jest po kilka słupów w 3 różnych miejscach. Trudno wybrać które miejsce pilniejsze. Chyba jednak wkopie w odcinku za stajnią, aby dokończyć tam rozciąganie pastucha. Ma tam zamiar dać naprawdę gruby drut. Tak gruby, że i koń go zobaczy :) Jest on także bardzo mocny i nie jest łatwo 
go rozerwać. 


Suczka Saba tęskni za swoją siostrą Satją uwięzioną w schronisku w Bystrym :(((

niedziela, 23 czerwca 2013

Zakłamane naciągaczki


Indianka zauważyła, że te obłudne, wynaturzone darmozjady co tutaj podstępnie przyjechały rok temu, aby Indiance przykrości i problemów narobić – nadal produkują się intensywnie w Internecie rozsyłając rozmaite pomówienia na temat Indianki do różnych osób i instytucji.

Gdy się z Indianką skontaktowały rok temu przez CouchSurfing – ukryły przed nią fakt, że doskonale znają bloga Indianki. Indianka sądzi, że celowo tutaj przyjechały na jej piękne Rancho – by jej narobić problemów. Dlaczego? Z zawiści? Z chęci odebrania komuś co jego? Bo same nie potrafią takiego pięknego majątku zdobyć i o niego zadbać? Bo same są za leniwe i za głupie by potrafić wyhodować piękne konie i dać sobie fizycznie samodzielnie radę przez tyle lat bez żadnej pomocy znikąd?

Indianka była na komendzie w Olecku. Żadne postępowanie przeciwko niej o rzekome oszustwa i inne brednie zarzucane jej przez te dwie żałosne lesby się nie toczy. Lesby kłamią. Robią w balona opinię publiczną. Wyłażą ze skóry, aby Indiance zaszkodzić, ale fakty są zupełnie inne.

Rok temu kontaktując się z Indianką przez CouchSurfing deklarowały chęć darmowego pobytu na Rancho Indianki – w swoim namiocie i o swoim wyżywieniu. Nie miały sprawiać problemów ani być ciężarem dla Indianki. Tak obiecywały. Słowa nie dotrzymały. Oszukały Indiankę.

Niestety, po ich przyjeździe okazało się, że mają wielkie oczekiwania w stosunku do Indianki. Zajęły jej pokój – oczywiście za darmo – bo nawet grosza nie miały na najem – poza tym oczekiwały, że Indianka będzie karmić dwie dorosłe, pracujące kobiety przez cały ich dwutygodniowy urlop za friko. Jedną około czterdziestoletnią babę i jej dwudziestoparoletnią kochankę. Normalnie szok! Skąd takie pasożyty się biorą???

Indianka była niemile zaskoczona. Nie była przygotowana na takie obciążenie. Ponieważ paniusie nie miały ani grosza na swoje wyżywienie – Indianka postanowiła, że podzieli się z nimi swoją skromną żywnością. Nie miała wyjścia. Darmozjadom oczy z orbit wychodziły z głodu.

Ponieważ Indianka pracuje całymi dniami i nie toleruje pasożytów żerujących na niej – powiedziała, że spróbuje je wykarmić, ale w zamian za pomoc na gospodarstwie. Miało to być 5 godzin pomocy dziennie przy pracach różnych. Paniusie nie chciały się wysilać. Oferowały ledwo 4 godziny pomocy. 4 godziny pomocy od laika z miasta, który nie umie pracować wydajnie na wsi i zorganizować sobie efektywnie pracy – to jest nic.

Na tę opcję Indianka się nie zgodziła. Lesby niechętnie więc przystały na 5cio godzinną pomoc. Mieszkały u Indianki 3 dni, nocowały 3 dni w jej sypialni, a nie w swoim namiocie jak wstępnie deklarowały. Po prostu wolały surowe warunki niewyremontowanego domu Indianki niż swój bajerancki namiot (a potem kablowały wszędzie gdzie się da, że Indianka złe warunki mieszkalne w domu ma).

Pomagały przez 2 dni po 5 godzin. Pierwszego dnia ich przyjazdu nie robiły nic – zjadły tylko to, co im Indianka uszykowała do jedzenia i nawet talerza po sobie nie zmyły. Drugiego i trzeciego dnia pomagały po 5 godzin. 4go dnia z rana oświadczyły “że im się babcia rozchorowała” i opuściły Rancho Indianki.

Prosto z Rancha Indianki polazły na skargę do nieprzyjaznej Indiance sołtysowej. Doskonale wiedziały z bloga i nie tylko, że sołtyska jest nieprzyjazna Indiance odkąd Indianka zamieszkała po sąsiedzku.

Tam razem z sołtyską uknuły spisek, jak dokopać Indiance. Napuściły na nią policję, weterynarzy, urząd gminy.

Ale to nie zaspokoiło ich parszywej mściwości. Napisały też listy pełne pomówień i oczerniania do portali zajmujących się wymianą wakacyjną. Sprawiły, że portale te zawiesiły jej konta. Te podłe kobiety w ten sposób pozbawiły spracowaną Indiankę jakiejkolwiek pomocy fizycznej na gospodarstwie - choć ta pomoc co prawda była niewielka - ale czasami trafiał się ktoś, kto był faktycznie pomocny i jego pomoc była odczuwalna.

Pozbawienie Indianki jakiejkolwiek pomocy tym dwóm odmieńcom nie wystarczyło. Zwyrodniałe lesbijki założyły antybloga przeciwko Indiance, na którym ją w cwany sposób szkalują posługując się w tym celu m.in. różnymi hienami internetowymi, które bawi dokuczanie dobrej, zapracowanej kobiecie. Kobiecie co prawda bez gotówki - ale za to z pięknym posagiem na który sama, o własnych siłach zapracowała ciężką pracą. Według hien, takim przyzwoitym, uczciwym, pracowitym kobietom trzeba dokuczać. Powodem jest zawiść. Wszak kobieta ma taki piękny majątek to trzeba jej dokuczyć. Hien nie stać na to, by pracować po kilkanaście godzin dziennie bez dnia wolnego całymi latami, by sobie zafundować piękne gospodarstwo. Ale na tryskanie żółcią i kwasem zawsze takie kreatury znajdą czas.

Samotnej kobiecie z miasta na wsi jest cholernie ciężko przetrwać, a do tego takie szmatławe pomówienia - to cios poniżej pasa. Niestety - hieny mają to do siebie, że takimi rzeczami się zajmują. To je kręci. Nie posiadając takiego ogromnego potencjału jaki posiada Indianka - w ten sposób zazdrośnie próbują dowartościować swoje zgniłe, obrzydliwie egoistyczne i zawistne ego.

Są to indywidua, które są na tyle zakłamane i fałszywe, że nie składają żadnych doniesień na policję o rzekomych “przestępstwach” Indianki, o które publicznie fałszywie posądzają Indiankę.

Indywidua te, to jedynie hieny internetowe, które wyłącznie wyżywają się w Internecie szkalując dobre imię Indianki i robiąc jej tym samym przykrości. Tym całym bajzlem antyindiańskim dyrygują dwie naciągaczki z Krakowa. Kobiety bez sumienia i jakichkolwiek zasad moralnych. Ale czego można spodziewać się po lesbijkach? Indianka dawniej nie miała uprzedzeń do lesbijek, ale teraz po tej serii przykrości jaka ją spotkała ze strony tych dwóch podłych, obłudnych bab – nienawidzi ich z całego serca.

Przestrzega też innych gospodarzy i gospodynie – by nie brali tych fałszywych bab na swoje ekologiczne gospodarstwa jeśli nie chcą mieć problemów, przykrości i zatrutego na cały rok życia. Te kobiety to jak koń trojański. Z wierzchu gładki, a w środku czai się podstępny, przewrotny wróg.

Jako goście mieszkań czy skłotów też nie są pewne, jako że mają tendencję do doszukiwania się dziury w całym i podpierdalania do różnych instytucji o każdym drobiazgu, który wydaje im się niezgodny z przepisami. Będąc u Indianki zapalczywie komentowały uchybienia widziane w innym remontowanym miejscu. Bardzo wnikały, czy prace elektryczne w tamtym skłocie prowadzi uprawniony elektryk. Opowiadały o tym z wypiekami na twarzy. Pewnie, jak by tam nie dostały tego, czego żądały – też by swoich gospodarzy podpierdoliły. A może podpierdoliły anonimowo, tak jak podpierdoliły anonimowo Indiankę? Omijać te śmierdzące jaja szerokim łukiem. Tyle Indianka radzi. Na CouchSurfingu nazwały się: DOCTORPRINTER.
Same nikogo nie goszczą, tylko chętnie by się komuś na chatę wtryniły za friko na krzywy ryj.


wtorek, 14 maja 2013

Indianka oczerniona

Indiankę boli serce. Została oczerniona, pomówiona, zelżona przez złych ludzi... :(((
Indianka ma łzy w oczach... Ludzka podłość nie zna granic... Po prostu szok... :(((

Żeby przyjechać do kogoś w gości, na darmowe wakacje i zaraz po opuszczeniu domu gospodyni iść na nią kablować i robić jej przykrości? Kto tak robi? Moim zdaniem tylko najgorsze łachudry bez sumienia i czci. Zwyrodnialce i degeneraci bez żadnych zasad moralnych.

Wyłudzić od kogoś darmowy pobyt na pięknym Rancho na Mazurach Garbatych i jeszcze wymuszać na nim sponsorowanie wyżywienia, a gdy za to sponsorowanie trzeba było trochę pomóc na gospodarstwie - mścić się przez parszywe donosy??? Co za denne kreatury! :(((

poniedziałek, 13 maja 2013

Co to jest zboczenie?


Gdy dwóch osobników tej samej płci,
W ramach tej samej płci - się gzi :)))

Indianka ;)

niedziela, 23 września 2012

Suka Saba

Saba wyglądała na zadowoloną, że jej siostra została zabrana. Biegała radośnie za kozyi merdała ogonem. Aż się zdziwiłam, że taka nieczuła na los swojej rodzonej siostry. Ale potem zobaczyłam, że leżąc strasznie grzecznie łapki składa. Taka grzeczniutka. Milutka. Aż za milutka. Zrozumiałam, że ona się bała, aby jej podobny los nie spotkał. Biedna suczka, udawała radość i przymilała się do mnie, aby nie pozwolić ją zabrać. Nie ma mowy! Nie pozwolę stąd zabrać żadnego innego mojego zwierzęcia. Satja została zabrana przez zaskoczenie. Z żadnym innym moim zwierzęciem się to już nie uda. No, chyba, że postanowię sprzedać kozy.

Satja urodziła się tutaj. Tutaj jej dom był. Od maleńkości ją odchowałam. Na wieś po kilka kilometrów chodziłam - mleko kupowałam u kobiety by odpoić wszystkie szczenięta, bo suka Sara mało mleka miała, a szczenięta rosły i coraz więcej chciały jeść. Satja przeżyła na rancho 8 lat. 8 szczęśliwych lat. I teraz, na starość – straciła dom. Ledwo dwa tygodnie temu ją zaszczepiłam. Codziennie gar ryżu dla suk gotowałam. Gdy miałam mięso – gotowałam na mięsie. Kiedyś kupowałam gotową karmę i mieszałam z ryżem. Miała tu dobrze, choć ostatnio jest mi ciężko i tylko sam ryż lub kaszę dostawały. Niestety – przez dwie przypadkowe lesby z Krakowa Satja została podstępnie wyrwana ze swojego dobrze znanego środowiska. Tutaj była wybiegana na moich łąkach – teraz siedzi w klatce w bezdusznym schronisku. A wszystko to dzięki donosicielskim lesbom z Krakowa, które napuściły na mnie kontrole, które łażą wszędzie, w każdą dziurę zaglądają i do każdej dupereli się czepiają. Powinni się przejść po sąsiadach, co psy na wieś puszczają, a kozy mi zagryzają.

Ja myślę, że w przyszłym roku zaproszę te dwie kablary do moich sąsiadów (do tych co ich nie lubię). Niech się u nich nażrą za darmo, pomieszkają za darmo, a potem niech nakablują na nich tak jak na mnie nakablowały. Ale będzie ubaw ;))). Kontrole przez rok nie wyjdą z tej wsi. Jest tutaj milion dupereli do których się można przyczepić jak się bardzo chce ;)))

Warto też by było ustalić, co na to mieszkańcy bloku w którym lesby mieszkają. Ja na przykład, gdybym miała dzieci nie chciałabym by miały styczność ze zboczeńcami. No bo przecież lesbijstwo to wynaturzenie. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego jest tak w Polsce na siłę promowane. Przecież to jest chore.

Być może rada mieszkańców zdecyduje, aby usunąć zboczone baby z ich bloku. Warto by sprawdzić. Wpieprzają się komuś w życie, a same nie są w porządku. Darmozjady za darmochę chcą być goszczone, a same nie mają nic do zaoferowania.

sobota, 22 września 2012

Niewielkie zakupy

Nie mogłam dzisiaj wysiedzieć w domu i po kąpieli wybrałam się na wieś na drobne zakupy.

Kupiłam kurczaka na obiadokolację by sobie humor poprawić. Kupiłam trochę śliwek i pogawędziłam nieco z dwoma ogrodnikami. Wróciłam do domu i już jest ciemno. Trzeba w piecu napalić, ale źle się pali, więc zostawię to na jutro. Dziś kurczaka upiekę w prodiżu, a jutro zabiorę się za rozpalanie w kopcącym piecu.

Nadal mam masę owoców do przerobienia. Potrzebuję na nie co najmniej jeden dzień, albo i 3 dni.

Myślę, że co najmniej 3 dni potrzebuję aby te owoce przerobić. Turczynka chciała wpaść na tydzień, ale po tych przebojach z lesbami mam dosyć obcych bab w moim domu.

W papierach też mam co robić, ale dzisiaj absolutnie nie mogłam się na nich skupić. Ciągle we mnie trwa obraz zamykanej w samochodzie schroniska Satji. Są tacy, co twierdzą, że maluchy tam nie przeżyją, bo w schronisku jest za dużo wirusów. Jest takie ryzyko. Ale kierowca mówił, że one będą w kwarantannie jakiejś, czyli odizolowane od innych psów. Ale maluchy są za małe by je szczepić teraz. Ta kwarantanna im nie pomoże gdy po dwóch tygodniach będą miały styczność z kilkudziesięcioma nosicielami rozmaitych chorób.

Nie mam też żadnej pewności że samochód którym je przewożono był dezynfekowany przez odbiorem maluchów. Małe są bardzo podatne na rozmaite wirusowe i bakteryjne zakażenia. Wystarczy, że tym samochodem wcześniej jechał chory pies – małe mogą polec jak muchy pod packą. Coraz wyraźniej widzę bezsens odebrania mi mojego psa wraz ze szczeniętami pod pozorem niby dobra szczeniąt. Nie powinni byli mi ich zabierać. Mogłabym odczekać i szczenięta oddać później, gdy suka je odkarmi. Poza tym nie wiem w jakich warunkach ona tam teraz mieszka. Tutaj mogła się schować w stajni i zakopać w słomie albo siedzieć na ganku, a w mroźne dni wejść do domu. A co jest tam? Mam nadzieję, że ma chociaż ciepłą budę i duży, czysty kojec. I dużo dobrego jedzenia.

Na dworze też jest co robić. Udostępniłam koniom świeże pastwisko. Zajadają całymi pyskami ze smakiem zieloną trawę z koniczyną i ziołami. Tam też mają jabłoń ze spadami. Uwielbiają te jabłka, więc mają teraz podwójną radość z nowego pastwiska. W sadzie większość trawy wyjedzona, zostały tylko osty które koszą teraz kozy.

Dzień po zabraniu Satji

Dzisiaj mam oczy spuchnięte od płaczu i ogólnie czuję się wyczerpana wczorajszymi spazmami płaczu.

Muszę wziąć kąpiel i zmyć z siebie ten ból. Ale najpierw wyszłam do zwierząt. Zgarnęłam konie z pastwiska na podwórko, skąd mają dostęp do sadów gdzie w większości wyjadły już trawę, ale mają tam jeszcze coś do wygryzienia. Ładne, zdrowe, pękate. Wypasione na maksa. Kozy przestawiłam na nowe miejsca – na chwasty których konie nie wyjadły. Kozy akurat te chwasty bardzo lubią i dobrze mleko po nich dają. To ich przysmak.

Nakarmiłam drób, kota i psa. Teraz pora zrobić coś na śniadanie dla siebie. No i zaraz kozy doić, bo już się domagają głośno. A potem upragniona kąpiel.

piątek, 21 września 2012

Wieczór

W tej budzie została wywieziona Satja ze szczeniętami do odchowu szczeniąt w schronisku.
Jak się później okazało - została podstępnie wyrwana z rodzinnego domu  na zawsze :(((
Nie wolno ufać tym ze schroniska w Bystrym ani tym z UG. Absolutnie! :(((

Skończył się gaz. Musiałam w piecu napalić, a źle się pali, bo nie ma ciągu. Nie mam też drewna na zimę.

Trochę suchego na teraz. Zagrzałam mleko na ser, ale się zważyło, bo za długo stało. Wkruszyłam do mleka resztkę chleba jaka mi dzisiaj została i dałam Sabie. Duży gar. Rozdzieliłabym spokojnie na dwie suki i więcej dostałaby Satja, bo właśnie urodziła małe i potrzebuje dużo ożywczego mleka żeby się zregenerować i wykarmić małe. Ale Satja zamiast mleka od dzisiaj będzie chrupać chrupki gdzie indziej. Trochę się martwię o jej żołądek, bo nie jest przyzwyczajona do chrupek, a same chrupki nie są dobre dla psów. No, ale podobno tam też gotują ryż psom.

Po południu przyjechał samochód ze schroniska i zabrał suczkę z całym jej potomstwem. Tam maluchy będą miały dobrze - ja nie byłabym w stanie wykarmić dodatkowych 7 psów. Ale szkoda mi Satji. Samochód był nieprzystosowany do przewozu maleństw. Gdy zobaczyłam wnętrze – chciałam zabrać suczkę i jej małe z powrotem. Ona sama zaczęła wynosić małe z samochodu. Chciała zostać. Tu jej dom. Zrobiło mi się przykro i pożałowałam, że zgodziłam się ją oddać przez wzgląd na małe do schroniska. Wzięli mnie przez zaskoczenie. Osaczyli. Nakłonili. Myślę, że to był błąd. Suczka powinna tu zostać. Mimo wszystko. Najwyżej małe bym oddała do schroniska po ich odkarmieniu. Mam nadzieję, że żadne nie zostało zgniecione po drodze jadąc teraz.

Było ich siedem. W samochodzie powinien być jakiś kojec, coś miękkiego na co można by było położyć maleństwa. Nie było nic. Sama guma. A droga do Giżycka daleka. A one ledwo co urodzone. Zestresowana suka może je nawet pozagryzać przez taki transport. Za późno o tym pomyślałam. Za szybko się to wszystko działo dziś. Ale oni powinni to wiedzieć i nie namawiać mnie na oddawanie suki z małymi do transportu zaraz po porodzie. Więcej nigdy w życiu się na coś takiego nie zgodzę. Po tym jak zobaczyłam w jaki sposób jest zabierana suka z ledwo narodzonymi małymi - nie wierzę, że zwierzęta są zabierane do schroniska dla ich dobra. Myślę, że raczej dla kasy. Ktoś na tym zarabia. Interes się kręci. Są dofinansowania. Tu nie chodzi o dobro zwierząt, tylko o czysty biznes. Niepotrzebnie dałam się wkręcić w to oddawanie psa do schroniska. Mam wystarczająco dużo mleka by odkarmić zarówno suczkę po porodzie jak i wykarmić ją podczas karmienia szczeniąt. Ryż też mam. Nie mam w tym roku mięsa. Ale na ryżu, mleku i jajkach psy też spokojnie mogą przetrwać. Niepotrzebnie dzisiaj przyjechali. Mieszają się do czyjegoś życia z racji durnych, bezdusznych przepisów i sieją tylko zamęt i przykrości. Gmina woli płacić 350zł miesięcznie na utrzymanie psa w schronisku niż dać 100 złotych rolnikowi na zakup karmy dla psa? Jaki pies się czuje szczęśliwy w schronisku dla psów?

Suczka tu miała swobodę, możliwość wybiegać się. Znane otoczenie. Była karmiona, głaskana i kochana. A tam będzie siedziała w klatce? Nie. Tak nie może być. Pojadę po nią!

Saba dostała gar mleka z wkruszonym do niego chlebem mlecznym. Kicia jajeczko, mleczko i naleśnika. Mi dzisiaj nie chce się jeść. Jestem przybita. Postanowiłam, że pojadę po Satję gdy odchowa młode i zabiorę ją do domu. Młode zostaną w schronisku do adopcji. Ładne psiaczki – na pewno się znajdą chętni na nie. Nie wiedziałam, że była w ciąży. Wiązałam ją, gdy miała cieczkę, ale tutaj psy sąsiadów latają na moje gospodarstwo, gdy suczki mają cieczkę i nie można się od nich opędzić. Wygnasz przez drzwi stajni – wraca przez okno, albo znajdzie jakąś dziurę by się dostać do suki. No i stało się. I potem ja mam problem co zrobić ze szczeniakami.

Suczka Saba wygląda dobrze, ale też trzeba ją odrobaczyć. Zostały mi jakieś środki.

Piękna Saba na trawie, na wolności - z lubością wyciąga się na łące.
A jej siostra Satja? W niewoli, za kratami :(((

Trzeba będzie jej jutro zadać. Konie odrobaczyłam, ale małą klaczkę trzeba częściej odrobaczać. Mam jeszcze dawkę dla niej. Nie będzie łatwo jej złapać, ale mam swoje sposoby perswazji ;)

Kicia się oswaja, ale nie podchodzi na razie za blisko. Jeszcze potrzebuje trochę czasu aby nabrać zaufania na tyle, aby dać się wziąć na kolana i pogłaskać. Ale już jest dużo ufniejsza. Coraz odważniej przemyka po pokojach i śpi razem ze mną w tej samej sypialni. Co prawda na drugim łóżku, ale zupełnie mi to nie przeszkadza, jako że kicia chyba ma pchełki ;)

Zastanawiam się czym tu ją odpchlić... Kiedyś kupowałam takie super środki, które jednocześnie odrobaczały i odpchlały. Są drogie, ale skuteczne. Na razie nie mam kasy na to, ale trzeba się będzie rozejrzeć może za czymś tańszym. Priorytet to zakup paszy i słomy na zimę. Owies, pszenicę i ziemniaki już mam umówione. Pszenicę w zasadzie już mam zapas na całą zimę i wiosnę. Następnie siano i słomę trzeba będzie kupić. Najlepiej w kostce...