RANCHO NA MAZURACH GARBATYCH - Życie w harmonii z Naturą... Blog dzielnej kreatywnej romantyczki z miasta, gorącej patriotki kochającej swą Ojczyznę i jej piękną Naturę oraz życie w harmonii z nią, wielbiącą tradycję i tradycyjną kuchnię polską, historię, zwyczaje, obrzędy i polskość oraz jej słowiańskie korzenie, wiodącej sielskie życie na rancho pełne pracy i wyrzeczeń, realizującej z pasją swe marzenia o cudownym raju na Ziemi :) Blog Serbii (Indianki) to jedyne źródło prawdy w tym kraju.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 26 lutego 2023
Młyn i stresownia od jutra
Nic mi się nie chce dzisiaj robić, ale zmuszam się wieczorem.
Za to wypoczęłam sobie w ten weekend.
Wczoraj osłabiona, dzisiaj wypoczęłam. Krew przestała cieknąć z nosa.
Od jutra młyn i stresownia.
środa, 23 listopada 2022
Otrzęsiny historyczne
Wczoraj były otrzęsiny wydziału historycznego UWM.
Dzisiaj mnie bolą stawy i ledwo się ruszam :D
Wczoraj były te otrzęsiny, dzisiaj w nocy wróciłam do domu około 2.00. Trochę pospałam i pojechałam na uczelnię. Tam się okazało, że zajęcia odwołane. Zadowolona wróciłam do domu, żeby pouczyć się angielskiego i łaciny i podczas nauki zmorzyło mnie i spałam aż do wieczora...
wtorek, 15 listopada 2022
Dużo zajęć i nauki
Dostałam telefon, czemu nic nie piszę.
No, nie piszę, bo mam dużo zajęć i nauki.
Po prostu.
piątek, 9 września 2022
Czytanie historyczne zawieszone
We wrześniu raczej nie będę miała czasu, aby czytać księgę o historii starożytnej. Minęło 10 dni, jak nie czytam. To się utrzyma.
Trzeba się skupić na sprawach bieżących na Rancho, oraz tych sądowych i administracyjnych, które dotyczą mnie i moich zwierząt.
niedziela, 12 marca 2017
Jezus był Słowianinem!
Światowa sensacja, o której od wieku jest cicho!
Dziękuję moim przyjaciołom, którzy prowokują mnie (w dobrym tego słowa znaczeniu) do pisania artykułów, krótkich jak wystrzał z „Aurory”. Mam nadzieję, że ten artykuł taki właśnie będzie.
W 1920 roku na terytorium współczesnej Jordanii w starożytnym mieście Dżarasz (Geraza) wykopano coś, co powinno było według logiki stać się wielką międzynarodową sensacją. Ale tak się nie stało. Nie stało się tak z powodu wielu przyczyn. Wielkim tego świata po prostu nie na rękę było reklamowanie tego! Dlaczego?! Wkrótce zrozumiemy.
Mam nadzieję wszyscy słyszeli słowa głowy Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Cyryla Gundiajewa: „A kim byli Słowianie? To byli barbarzyńcy, barbary, ludzie drugiego gatunku, prawie zwierzęta… I to do nich poszli oświeceni mężowie, przynosząc im światło prawdy chrystusowej…”
Powołam się na dziennikarza Michaiła Moisejewa, który dwukrotnie odwiedził to jordańskie miasto i napisał o nim entuzjastyczne recenzje.
„Zazwyczaj wraz ze słowami „ziemia Święta” ludzie mają skojarzenie tylko z jednym krajem – Izraelem. Ale Biblia opisuje również wydarzenia poza granicami Izraela spoza jego obecnych granicach. Chcę opowiedzieć o innej ziemi świętej, o której niestety ludzie na razie nie wiele wiedzą.
Poszczęściło mi się: odwiedziłem ziemię świętą! Drugi raz w życiu. Kiedy kilka lat temu byłem w Ziemi Świętej, co trwało półtora dnia, żadnych konkretnych spostrzeżeń nie miałem. Tym razem podróż zajęła mi prawie dwa tygodnie, i czasu wystarczyło na wiele godzin zwiedzania starożytnej świątyni, mogłem zobaczyć biblijne pejzaże, zapoznać się i spróbować zrozumieć tych ludzi, którzy teraz tu żyją. Ale – jedno niezbędne wyjaśnienie: nie odwiedziłem Izraela. Byłem w Jordanii!
Tak, właśnie Jordania była dla mnie odkryciem Ziemi Świętej. I niech wybaczy mi izraelskie ministerstwo turystyk, ale dzięki systematycznej pracy w masowej świadomości umocnił się stereotyp „Ziemi Świętej jako Izrael”, ale wcześniej czy później „marką” będzie musiał podzielić się z sąsiadami!
Co wie o Jordanii statystyczny Rosjanin? Podejrzewam, że niezbyt wiele. A co może powiedzieć o Jordanii prawosławny Rosjanin? Nic? Można i tak. Ale jeśli inaczej sformułować pytanie, odpowiedź będzie inna.
Na przykład, odpowiadając na pytania „co wiemy o proroku Eliaszu? , „Gdzie zmarł prorok Mojżesz? lub „W jakich okolicznościach zginął Jan Chrzciciel?”, nasz wyimaginowany rozmówca tak czy inaczej opowie o Jordanii. Dlatego, że właśnie na terytorium tego kraju znajdują się miejsca pamięci związane z życiem wielkich sprawiedliwych: niedaleko od granicy z Izraelem, w dolinie rzeki Jordan jest tak zwane wzgórze Eliasza, Tel Mar Elias, skąd został wzięty żywy do nieba na ognistym rydwanie; miejsce spoczynku proroka Mojżesza była góra Nebo nad Morzem Martwym pięćdziesiąt kilometrów od Ammanu, a w jordańskim Mukawir zachowały się ruiny zamku króla Heroda, gdzie zgodnie z legendą „największy z żonami” męczył się w więzieniu i gdzie został usieczony mieczem…”
Źródło
Źródło
Gdzie znajduje się Jordania, możemy sobie przypomnieć patrząc na poniższą mapę geograficzną:
Jak widać, Jordania graniczy od zachodu z Palestyną, na terytorium której od 1948 roku leży Izrael, na południu graniczy z Egiptem i Arabią Saudyjską, na północ z Syrią gdzie Rosja obecnie na prośbę prezydenta tego kraju prowadzi działania bojowe z międzynarodową organizacją terrorystyczną „ISIS”.
Ale gdzie w Jordanii znajduje się miasto Geraza, oznaczyłem je na mapie czerwonym punktem.
Jest to starożytne antyczne miasto, które przez ponad 1000 lat było ukryte pod ziemią przed światową historią i ludzkością. Zostało odkryte w 1806 roku przez niemieckiego uczonego Ulricha Zeettsena.
Pierwszą Gerazę zniszczyło trzęsienie ziemi o ogromnej sile, które miało miejsce w 749 roku naszej ery, następnie zalały i zakonserwowały ją na wieki potoki błota z okolicznych wzgórz.
W historycznych dokumentach III wieku miasto Geraza nazywało się „Colonia Aurelia Antoniniana” – miasto wchodziło w skład Imperium Rzymskiego. A w wiekach IV-V było ważnym centrum rozwoju chrześcijaństwa, wchodząc już w skład Bizancjum.
Po wojnie Rosyjsko-kaukaskiej, poczynając od 1878 roku, nad pogrzebanym miastem zaczęli osiedlać się Czerkiescy uchodźcy, którzy nie wiedzieli, że ich domy leżą na części starożytnego antycznego miasta.
Wykopaliska archeologiczne i prace konserwatorskie rozpoczęły się na terenie nowej Gerazy dopiero w 1925 roku, w dodatku w tej części gdzie nie było nowych budynków.
Pompejusz (106 r. pne. — 48 r. pne.) — starorzymski wódz i mąż stanu (w 81 roku n. e. ogłoszony imperatorem w armii), włączył Gerazę do grona miast Dekapolu – dziesięciu najważniejszych miast Imperium Rzymskiego (Dekapolu).
Teksty ewangeliczne wspominają o okolicach Dekapolu jako miejscu kazań Jezusa Chrystusa.
„…I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. 24 A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. 25 I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania.” Mt, 4, 23-25
Wyobrażacie sobie?! Sam Zbawiciel chodził w towarzystwie swoich uczniów-apostołów po ulicach starożytnej Gerazy!
A teraz najważniejsze. Obiecałem wirtualny wystrzał „Aurory”.
Trzymajcie się!
To już jest oczyszczona Geraza, ruiny wczesnochrześcijańskiej świątyni „Świętego Kosmasa i świętego Damiana” („Church of SS. Kosmas and Damian”).
Na tym miejscu w Gerazie wykopaliska archeologiczne rozpoczęły się dopiero w 1920 roku. Fotografia fragmentu mozaiki podłogowej była wykonana w trakcie wykopalisk przez amerykańskiego fotografa G. Erica. Oryginał czarno-białej fotografii można zobaczyć tu. https://www.loc.gov/resource/matpc.00212/
Sądząc po tym co wykopali, archeolodzy w tym momencie myśleli zapewne, że to tylko obraz człowieka i nie oczyścili dobrze z lewej strony napisu (z którego wystaje kilka liter), wyjaśniającego co obraz przedstawia, fotograf i archeolodzy nie mieli zielonego pojęcia co posiadają, że przed nimi jest wczesnochrześcijańskie mozaikowe przedstawianie samego Jezusa Chrystusa.
Dopiero kiedy cała mozaika została oczyszczona z ziemi okazało się, że jest to Chrystus!!! Wskazywał na to napis „ХРIСТЕ” wykonany po lewej stronie figury i sam fakt, że to jest świątynia wczesnochrześcijańska. Na tym kolorowym zdjęciu napis jest bardzo dobrze widoczny. Na górnym czarno-białym zdjęciu widać po lewej stronie od figury Jezusa tylko trzy ostatnie litery „СТЕ” od słowa”ХРIСТЕ”.
Najbardziej uderzającą rzeczą jest to, że słowo to i wszystkie pozostałe na mozaice zostały wykonane w języku starosłowiańskim!!!
Alfabet języka starosłowiańskiego jest bardzo podobny do starogreckiego, i można było pomyśleć, że napisy na mozaice są w starogreckim, jednak w greckim alfabecie nie ma litery „S”, która jest w słowie „ХРIСТЕ”, w starosłowiańskim ona jest!
Oto litery ze starogreckiego, tak wygląda w alfabecie greckim analog słowiańskiej litery S (C) — SIGMA.
Wychodzi na to, że Słowianie posiadali pismo na długo przed twórcami „Słowiańskiej azbuki” Cyryla i Metodego. Kiedy oni się urodzili (Cyryl w 827 roku, Metody — w 815 roku), miasto Geraza (Dżarasz) było już prawie wiek po zniszczeniu przez trzęsienie ziemi w 749 roku! A jak widać napisy w starosłowiańskim języku już tam były!
Następną rzeczą, która rzuca się w tym odkryciu to, że Chrystus przedstawiony jest w paradnej Ruskiej haftowanej koszuli, na której tradycyjnie wyszywane były swastyki, dokładnie takie same jakie otaczają figurę Chrystusa na mozaice znalezionej w Gerazie:
Powiększony fragment mozaiki z Chrystusem i staroruska męska galowa koszula.
Skąd w Ruskiej tradycji swastyka, i co oznaczał ten symbol we wczesnym Chrześcijaństwie starałem się opowiedzieć wcześniej w dwóch artykułach:
Tak więc, co mamy?
Mamy jedno z najwcześniejszych przedstawienie Chrystusa znalezione w mieście, po którym kiedyś stąpał Zbawiciel ze swoimi uczniami!
Było ono skryte przed ludzkimi oczami przez ponad 1000 lat wskutek kataklizmu!
Chrystusa przedstawiono w narodowym słowiańskim ubiorze!
Napis na mozaice ХРIСТЕ wykonano używając starosłowiańskich liter, które powstały na długo przed stworzeniem przez Cyryla i Metodego „starosłowiańskiego alfabetu”!
Obraz Chrystusa otacza wiele aryjskich swastyk!
Teraz do wszystkich pytanie: czy to za mało, aby o takiej sensacji mówił cały Świat???
I jeszcze. Czy napis tam jest w języku słowiańskim czy greckim?
Patrzcie co Amerykanie piszą w rozdziale: „Ruiny Dżarasz (Geraza). Dżarasz mozaiki. Rozdział z greckim napisem”:
Oto starosłowiańska bukwica z literą „Jen”(„Ень”), której nie ma w języku greckim, ale ona jest (zakreślona na czerwono) na obrazie „greckiej” mozaiki.
Oto ta sama litera w alfabecie starosłowiańskim, którą czytało się już inaczej „jus-mały”:
01 grudnia 2016 Murmańsk. Anton Blagin
czwartek, 9 marca 2017
Jezus urodził się w słowiańskim Betlahem!
W prawdziwym Betlejem
Nie, nie wiesz, gdzie urodził się Chrystus. Nie w Betlejem obok Jerozolimy, tylko w małej miejscowości na północy Izraela. Ale czy da się obalić biblijną tradycję?
AFP
Im bliżej świąt Bożego Narodzenia, tym lepiej powinien się kręcić interes Josepha Yaegera. Jego kamienna gospoda w Betlejem oferuje gościom odwiedzającym Ziemię Świętą schludne pokoje, w których mogą się przespać. Ale w okresie świątecznym rezerwacji jest tyle, ile zwykle, a wśród gości raczej nie ma chrześcijan. Narodzenia Pańskiego nie będzie także świętować całe Betlejem. Powód jest prosty. Yaeger i jego sąsiedzi są Żydami, a ich wspólnota w Betlejem mieszka daleko od tego Betlejem, które od prawie dwóch tysięcy lat czczone jest jako miejsce narodzin Chrystusa, Betlejem leżącego koło Jerozolimy.
Po drodze do mniej znanego Betlejem napotykamy drogowskazy w języku hebrajskim: Betlejem HaGelilit. Miasteczko wyrasta nieoczekiwanie na horyzoncie na końcu wysadzanej dębami szosy odchodzącej od głównej drogi między Nazaretem a Hajfą. Betlejem Yaegera to rolnicza osada położiona 100 kilometrów dalej na północ, w sercu Galilei, o rzut kamieniem od Nazaretu. W ustawionych w równe rzędy kamiennych posiadłościach, z których każda otoczona jest obszernym trawnikiem, mieszka kilkadziesiąt zamożnych żydowskich rodzin, w większości potomków imigrantów z Europy Wschodniej, którzy uciekli przed Holocaustem. Rozpostarte na zielonej równinie wśród łagodnie pofałdowanych wzgórz Galilei Betlejem HaGelilit reklamuje się jako doskonała wiejska alternatywa dla zapracowanych par z dużych izraelskich miast.
Oprócz zajazdu Yaegera jest tu ponad 10 restauracji serwujących niekoszerne jedzenie - od włoskiego po tajskie - sklep z ziołami i przyprawami oferujący "energetyzujące" orientalne herbaty oraz holistyczny ośrodek wypoczynkowy ze spa i masażem. Dziś jedynym punktem wspólnym, jaki to "inne" Betlejem zachowało z chrześcijaństwem, jest niewielka plantacja choinek hodowanych na potrzeby tysięcy arabskich chrześcijan mieszkających w Galilei, w szczególności w pobliżu Nazaretu.
Tajemnica templariuszy
Oprócz teologów niewielu chrześcijan zdaje sobie sprawę, że Pismo wspomina o dwóch Betlejem. Pierwsze to słynne Betlejem w Judei, położone blisko Jerozolimy, a dziś pozostające pod kontrolą Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu, drugie to Betlejem w Galilei - znane pierwotnie jako Betlejem Zabulońskie, a potem Betlejem Nazaretańskie - zlokalizowane w dzisiejszym Izraelu. Północne Betlejem ma niewiele wspólnego ze swym słynniejszym imiennikiem. Betlejem w pobliżu Jerozolimy, zamieszkane przez około 50 tysięcy Palestyńczyków, pięć lat temu popadło w ruinę z powodu wybuchu intifady, która wystraszyła i przegnała wielu turystów. Choć od pewnego czasu panuje tu spokój, chaotycznie rozrzucone tanie domy z pustaków wciąż straszą dziurami po kulach i pociskach. Obok wyrasta koszmarny mur bezpieczeństwa między Betlejem a Jerozolimą.
Miasto zachowało jednak swój największy atut. Na centralnym placu wyrasta przed nami imponujący kościół Narodzenia Pańskiego będący od setek lat celem pielgrzymek. Najodważniejsi turyści wsiadają do autobusu w Jerozolimie i przechodzą przez punkty kontrolne izraelskiej armii, by rzucić okiem na przepastne wnętrze kościoła symbolizującego miejsce, w którym miał się urodzić Jezus. Palestyńscy sprzedawcy poobstawiali straganami rogi placu i próbują sprzedawać przykurzone dewocjonalia oraz figurki z drzewa oliwnego.
Jednak palestyńskie Betlejem nie ma monopolu na chrześcijańską historię. Wszystko wskazuje na to, że to żydowskie Betlejem na północy Izraela skrywa zabytki chrześcijańskie z czasów Chrystusa. Seria wykopalisk archeologicznych, które przeprowadzono w ciągu ostatnich 10 lat, skłoniła kilku prominentnych biblistów do postawienia odważnej tezy: świat przez wieki czcił niewłaściwe Betlejem!
O prawdziwości tych historycznych rewelacji jest święcie przekonany żywiołowy Kobi Fleischman, syn węgierskich Żydów, którzy ocaleli z Holocaustu. Właściciel imponującej kamiennej willi w Betlejem HaGelilit przekonuje mnie, że wystarczy cofnąć się o kilka dekad - do lat 40. XX wieku - by odkryć, że północne Betlejem miało bliskie związki z chrześcijaństwem. Przed powstaniem państwa żydowskiego w 1948 roku w kamiennych budynkach należących dziś do Fleischmana i jego ziomków mieszkała ewangelicka sekta niemieckich misjonarzy zwanych Templariuszami. Od końca XIX wieku osiedlali się w Jaffie, Hajfie i innych ważnych miejscach Ziemi Świętej.
Przeszłość Betlejem została dyskretnie zapomniana do początku lat 90., kiedy to Izraelski Urząd do spraw Starożytności zaczął wykopaliska na tym obszarze przed planowaną rozbudową miejscowości. Już pierwsze odkrycia pokazały, że Templariuszy do tego spokojnego miejsca w Galilei ściągnęło coś więcej niż tylko zbieżność nazw.
Poszukiwacze drugiego Betlejem
Kobi Fleischman przedstawia mnie Aviramowi Oshriemu, archeologowi, który między 1992 a 2003 rokiem prowadził w Betlejem Galilejskim pięć wykopalisk. Oshri rozpoczął swoją pracę przekonany, że to rutynowa inspekcja, ale już pierwsze odkrycia wprawiły go w zdumienie. Jego badania pokazały, że miejsce to było stale zamieszkane od przynajmniej VI wieku przed naszą erą, a w czasach Chrystusa żyła tam kwitnąca wspólnota żydowska. Szczególnie cennym znaleziskiem okazało się mauzoleum w kształcie synagogi oraz fabryczka produkująca naczynia kuchenne. Wytwarzano je z kamienia - surowca, o którym Żydzi sądzili, że ma właściwości oczyszczające.
Odkrycia Oshriego kontrastują z serią bezowocnych poszukiwań w słynniejszym Betlejem w pobliżu Jerozolimy, które sugerują, że miejsce to przez setki lat przed narodzeniem Chrystusa nie było w ogóle zamieszkane! Brak dowodów z tego okresu spowodował, że już znany brytyjski archeolog R.W. Hamilton, który prowadził tam badania w latach 30. XX wieku, zatytułował ostatni rozdział swojej pracy o kościele betlejemskim "Problem z tradycyjnym miejscem Narodzenia Pańskiego".
Ostatnie wykopaliska archeologów izraelskich przyniosły równie rozczarowujące rezultaty. Według Oshriego, gdyby Józef i Maria podróżowali do Betlejem w Judei, by tam urodziło się dziecko, nie tylko nie znaleźliby pokoju, ale również trudno byłoby im znaleźć zdatny do tego budynek.
Późniejsze badania Oshriego pokazały, że w epoce bizantyjskiej północne Betlejem stało się ważnym centrum chrześcijaństwa. Dwa odkopane budynki zidentyfikowano na podstawie brązowych krzyży, lampek oliwnych ozdobionych znakiem krzyża i dużej liczby świńskich kości (chrześcijanie jedzą wieprzowinę, a Żydzi nie) jako starożytny monaster i kościół. Rozmiary kościoła (45 na 25 metrów) stawiają go w rzędzie największych budowli sakralnych pochodzących z tego okresu. "Dlaczego tak duże miejsce chrześcijańskiego kultu zbudowano w sercu obszaru zamieszkanego przez Żydów?" - pyta retorycznie Oshri. Wielka mozaika z podłogi kościoła, udekorowana winoroślą i figurami zwierząt, zdobi teraz wejście do nowego portu lotniczego w Tel Awiwie. W innym budynku z VI wieku - zapewne oberży lub zajeździe - znaleziono mozaikę, która sugeruje, że Betlejem było zamożną miejscowością często odwiedzaną przez gości - prawdopodobnie pielgrzymów do wspomnianego kościoła.
Chrystus i król Dawid
Z jakiego powodu Józef i Maria mieliby podróżować ze swego domu w Nazarecie około stu kilometrów na południe, po to by ich syn urodził się w słynniejszym dziś Betlejem? - drąży Oshri. Jego zdaniem biorąc pod uwagę, że Maria była w zaawansowanej ciąży, para mogła pojechać parę kilometrów od domu, do północnego Betlejem, gdzie mieszkali rodzice Józefa.
W latach 90. Oshri odkrył w Betlejem naturalną grotę koło kościoła. Wtedy nic z tym nie zrobił. Teraz męczy go myśl, że przegapił ważny trop. Świątynię Narodzenia Pańskiego w Betlejem koło Jerozolimy postawiono nad grotą, w której miał się urodzić Chrystus. Czy konkurencyjny kościół w Betlejem HaGelilit zbudowano na tej samej zasadzie? Oshri szuka teraz prywatnych sponsorów, by wznowić wykopaliska.
Dlaczego jednak, skoro zarówno dowody archeologiczne, jak i zdroworozsądkowe wskazują, że miejscem Narodzenia Pańskiego było raczej Betlejem Galilejskie, niemal od początku chrześcijaństwa wydarzenie to umieszczano w drugim Betlejem, w pobliżu Jerozolimy? Według rosnącej liczby biblistów odpowiedzi trzeba szukać w determinacji wczesnych chrześcijan, by promować Betlejem w Judei jako prawdziwe miejsca Narodzenia, a nie bardziej prozaiczne Betlejem Galilejskie. Był to fragment wczesnej propagandy chrześcijańskiej obliczonej na pozyskanie zwolenników wśród sceptycznej i wrogiej wobec chrześcijaństwa ludności żydowskiej.
Według starotestamentowego proroka Micheasza żydowski Mesjasz nadejdzie z Betlejem w Judei, miejsca urodzenia króla Dawida. Sposobem przekonania Żydów do przyjęcia nowej wiary byłoby udowodnienie, że Jezus pochodzi z rodu Dawida. Pisząc ponad pół wieku po śmierci Jezusa, autorzy dwóch Ewangelii przedstawiający Narodzenie Pańskie bardzo wyraźnie podkreślają ten wątek. U Łukasza czytamy: "Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i z rodu Dawida".
Mateusz także uzmysławia swoim czytelnikom wagę tego faktu, zauważając, że w Starym Testamencie zapisano, iż to z Betlejem "wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela". Krótko mówiąc, Józef miałby wrócić na południe, do swojego rodzinnego Betlejem Judejskiego, by uzyskać rzymski cenzus, że jest to jego rodzinne miasto i że w związku z tym pochodzi z rodu Dawida. To zaś stwarzało niezbędny związek - nawet jeśli dość luźny - między królem Dawidem i Jezusem. Biblijne proroctwo, mogli twierdzić chrześcijanie, zostało zatem wypełnione.
Archeologia polityczna
Naukowcy od ponad stu lat kwestionują wiarygodność przekazów biblijnych. Wielu, wśród nich żydowski badacz Joseph Klausner, autor pochodzącej z 1922 roku książki "Jezus z Nazaretu", właśnie to miasto wskazują jako potencjalne miejsce narodzin Jezusa. Już w 1907 roku Encyklopedia Katolicka odnotowywała, że dysydenccy teologowie wskazywali raczej na Betlejem Galilejskie niż Judejskie. Ostatnio Lesley Hazelton w biografii matki Jezusa "Maria: Prawdziwa biografia Matki Dziewicy" pisze: "Jedyny scenariusz, który do mnie przemawia, to taki, że [Józef i Maria] udali się po zaświadczenie nie do Betlejem Judejskiego, które jest tuż koło Jerozolimy, ale do Betlejem w Galilei".
Jednak teoria, zgodnie z którą to Betlejem Galilejskiemu powinien przypaść honor miejsca urodzenia Chrystusa, najmocniejsze wsparcie uzyskała od Bruce'a Chiltona, księdza i profesora religii w nowojorskim Bard College. W swojej książce "Rabbi Jezus" pisze on, że podejrzenia co do prawdziwego miejsca urodzenia Jezusa, których nabrał w połowie lat 70., zyskały potwierdzenie dzięki pracom Oshriego. "Istnieją wszelkie powody, by sądzić, że Betlejem, do którego nawiązuje Mateusz, znajdowało się w Galilei" - twierdzi Chilton. Pomimo wagi odkrytych przez Oshriego śladów wczesnego chrześcijaństwa w Betlejem Galilejskim nie wywołały one niemal żadnej debaty. W 2003 roku wstrzymano mu fundusze na badania i zmuszono, by zasypał wykopaliska. Jak mówi, jego szefowie bali się, że prace zaczną przyciągać uwagę opinii publicznej. "Bez ogródek powiedziano mi, że mity i tradycje dotyczące Narodzenia Pańskiego są ważniejsze niż dowody archeologiczne".
W grudniu tezy Oshriego zyskały większy rozgłos. Najważniejszy branżowy periodyk "Archaeology" opublikował jego artykuł zatytułowany "Gdzie urodził się Jezus". Redaktor naczelny Peter Young z szacunkiem wyraża się o wkładzie w zrozumienie okresu biblijnego archeologów takich jak Oshri.
Po drodze do mniej znanego Betlejem napotykamy drogowskazy w języku hebrajskim: Betlejem HaGelilit. Miasteczko wyrasta nieoczekiwanie na horyzoncie na końcu wysadzanej dębami szosy odchodzącej od głównej drogi między Nazaretem a Hajfą. Betlejem Yaegera to rolnicza osada położiona 100 kilometrów dalej na północ, w sercu Galilei, o rzut kamieniem od Nazaretu. W ustawionych w równe rzędy kamiennych posiadłościach, z których każda otoczona jest obszernym trawnikiem, mieszka kilkadziesiąt zamożnych żydowskich rodzin, w większości potomków imigrantów z Europy Wschodniej, którzy uciekli przed Holocaustem. Rozpostarte na zielonej równinie wśród łagodnie pofałdowanych wzgórz Galilei Betlejem HaGelilit reklamuje się jako doskonała wiejska alternatywa dla zapracowanych par z dużych izraelskich miast.
Oprócz zajazdu Yaegera jest tu ponad 10 restauracji serwujących niekoszerne jedzenie - od włoskiego po tajskie - sklep z ziołami i przyprawami oferujący "energetyzujące" orientalne herbaty oraz holistyczny ośrodek wypoczynkowy ze spa i masażem. Dziś jedynym punktem wspólnym, jaki to "inne" Betlejem zachowało z chrześcijaństwem, jest niewielka plantacja choinek hodowanych na potrzeby tysięcy arabskich chrześcijan mieszkających w Galilei, w szczególności w pobliżu Nazaretu.
Tajemnica templariuszy
Oprócz teologów niewielu chrześcijan zdaje sobie sprawę, że Pismo wspomina o dwóch Betlejem. Pierwsze to słynne Betlejem w Judei, położone blisko Jerozolimy, a dziś pozostające pod kontrolą Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu, drugie to Betlejem w Galilei - znane pierwotnie jako Betlejem Zabulońskie, a potem Betlejem Nazaretańskie - zlokalizowane w dzisiejszym Izraelu. Północne Betlejem ma niewiele wspólnego ze swym słynniejszym imiennikiem. Betlejem w pobliżu Jerozolimy, zamieszkane przez około 50 tysięcy Palestyńczyków, pięć lat temu popadło w ruinę z powodu wybuchu intifady, która wystraszyła i przegnała wielu turystów. Choć od pewnego czasu panuje tu spokój, chaotycznie rozrzucone tanie domy z pustaków wciąż straszą dziurami po kulach i pociskach. Obok wyrasta koszmarny mur bezpieczeństwa między Betlejem a Jerozolimą.
Miasto zachowało jednak swój największy atut. Na centralnym placu wyrasta przed nami imponujący kościół Narodzenia Pańskiego będący od setek lat celem pielgrzymek. Najodważniejsi turyści wsiadają do autobusu w Jerozolimie i przechodzą przez punkty kontrolne izraelskiej armii, by rzucić okiem na przepastne wnętrze kościoła symbolizującego miejsce, w którym miał się urodzić Jezus. Palestyńscy sprzedawcy poobstawiali straganami rogi placu i próbują sprzedawać przykurzone dewocjonalia oraz figurki z drzewa oliwnego.
Jednak palestyńskie Betlejem nie ma monopolu na chrześcijańską historię. Wszystko wskazuje na to, że to żydowskie Betlejem na północy Izraela skrywa zabytki chrześcijańskie z czasów Chrystusa. Seria wykopalisk archeologicznych, które przeprowadzono w ciągu ostatnich 10 lat, skłoniła kilku prominentnych biblistów do postawienia odważnej tezy: świat przez wieki czcił niewłaściwe Betlejem!
O prawdziwości tych historycznych rewelacji jest święcie przekonany żywiołowy Kobi Fleischman, syn węgierskich Żydów, którzy ocaleli z Holocaustu. Właściciel imponującej kamiennej willi w Betlejem HaGelilit przekonuje mnie, że wystarczy cofnąć się o kilka dekad - do lat 40. XX wieku - by odkryć, że północne Betlejem miało bliskie związki z chrześcijaństwem. Przed powstaniem państwa żydowskiego w 1948 roku w kamiennych budynkach należących dziś do Fleischmana i jego ziomków mieszkała ewangelicka sekta niemieckich misjonarzy zwanych Templariuszami. Od końca XIX wieku osiedlali się w Jaffie, Hajfie i innych ważnych miejscach Ziemi Świętej.
Przeszłość Betlejem została dyskretnie zapomniana do początku lat 90., kiedy to Izraelski Urząd do spraw Starożytności zaczął wykopaliska na tym obszarze przed planowaną rozbudową miejscowości. Już pierwsze odkrycia pokazały, że Templariuszy do tego spokojnego miejsca w Galilei ściągnęło coś więcej niż tylko zbieżność nazw.
Poszukiwacze drugiego Betlejem
Kobi Fleischman przedstawia mnie Aviramowi Oshriemu, archeologowi, który między 1992 a 2003 rokiem prowadził w Betlejem Galilejskim pięć wykopalisk. Oshri rozpoczął swoją pracę przekonany, że to rutynowa inspekcja, ale już pierwsze odkrycia wprawiły go w zdumienie. Jego badania pokazały, że miejsce to było stale zamieszkane od przynajmniej VI wieku przed naszą erą, a w czasach Chrystusa żyła tam kwitnąca wspólnota żydowska. Szczególnie cennym znaleziskiem okazało się mauzoleum w kształcie synagogi oraz fabryczka produkująca naczynia kuchenne. Wytwarzano je z kamienia - surowca, o którym Żydzi sądzili, że ma właściwości oczyszczające.
Odkrycia Oshriego kontrastują z serią bezowocnych poszukiwań w słynniejszym Betlejem w pobliżu Jerozolimy, które sugerują, że miejsce to przez setki lat przed narodzeniem Chrystusa nie było w ogóle zamieszkane! Brak dowodów z tego okresu spowodował, że już znany brytyjski archeolog R.W. Hamilton, który prowadził tam badania w latach 30. XX wieku, zatytułował ostatni rozdział swojej pracy o kościele betlejemskim "Problem z tradycyjnym miejscem Narodzenia Pańskiego".
Ostatnie wykopaliska archeologów izraelskich przyniosły równie rozczarowujące rezultaty. Według Oshriego, gdyby Józef i Maria podróżowali do Betlejem w Judei, by tam urodziło się dziecko, nie tylko nie znaleźliby pokoju, ale również trudno byłoby im znaleźć zdatny do tego budynek.
Późniejsze badania Oshriego pokazały, że w epoce bizantyjskiej północne Betlejem stało się ważnym centrum chrześcijaństwa. Dwa odkopane budynki zidentyfikowano na podstawie brązowych krzyży, lampek oliwnych ozdobionych znakiem krzyża i dużej liczby świńskich kości (chrześcijanie jedzą wieprzowinę, a Żydzi nie) jako starożytny monaster i kościół. Rozmiary kościoła (45 na 25 metrów) stawiają go w rzędzie największych budowli sakralnych pochodzących z tego okresu. "Dlaczego tak duże miejsce chrześcijańskiego kultu zbudowano w sercu obszaru zamieszkanego przez Żydów?" - pyta retorycznie Oshri. Wielka mozaika z podłogi kościoła, udekorowana winoroślą i figurami zwierząt, zdobi teraz wejście do nowego portu lotniczego w Tel Awiwie. W innym budynku z VI wieku - zapewne oberży lub zajeździe - znaleziono mozaikę, która sugeruje, że Betlejem było zamożną miejscowością często odwiedzaną przez gości - prawdopodobnie pielgrzymów do wspomnianego kościoła.
Chrystus i król Dawid
Z jakiego powodu Józef i Maria mieliby podróżować ze swego domu w Nazarecie około stu kilometrów na południe, po to by ich syn urodził się w słynniejszym dziś Betlejem? - drąży Oshri. Jego zdaniem biorąc pod uwagę, że Maria była w zaawansowanej ciąży, para mogła pojechać parę kilometrów od domu, do północnego Betlejem, gdzie mieszkali rodzice Józefa.
W latach 90. Oshri odkrył w Betlejem naturalną grotę koło kościoła. Wtedy nic z tym nie zrobił. Teraz męczy go myśl, że przegapił ważny trop. Świątynię Narodzenia Pańskiego w Betlejem koło Jerozolimy postawiono nad grotą, w której miał się urodzić Chrystus. Czy konkurencyjny kościół w Betlejem HaGelilit zbudowano na tej samej zasadzie? Oshri szuka teraz prywatnych sponsorów, by wznowić wykopaliska.
Dlaczego jednak, skoro zarówno dowody archeologiczne, jak i zdroworozsądkowe wskazują, że miejscem Narodzenia Pańskiego było raczej Betlejem Galilejskie, niemal od początku chrześcijaństwa wydarzenie to umieszczano w drugim Betlejem, w pobliżu Jerozolimy? Według rosnącej liczby biblistów odpowiedzi trzeba szukać w determinacji wczesnych chrześcijan, by promować Betlejem w Judei jako prawdziwe miejsca Narodzenia, a nie bardziej prozaiczne Betlejem Galilejskie. Był to fragment wczesnej propagandy chrześcijańskiej obliczonej na pozyskanie zwolenników wśród sceptycznej i wrogiej wobec chrześcijaństwa ludności żydowskiej.
Według starotestamentowego proroka Micheasza żydowski Mesjasz nadejdzie z Betlejem w Judei, miejsca urodzenia króla Dawida. Sposobem przekonania Żydów do przyjęcia nowej wiary byłoby udowodnienie, że Jezus pochodzi z rodu Dawida. Pisząc ponad pół wieku po śmierci Jezusa, autorzy dwóch Ewangelii przedstawiający Narodzenie Pańskie bardzo wyraźnie podkreślają ten wątek. U Łukasza czytamy: "Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i z rodu Dawida".
Mateusz także uzmysławia swoim czytelnikom wagę tego faktu, zauważając, że w Starym Testamencie zapisano, iż to z Betlejem "wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela". Krótko mówiąc, Józef miałby wrócić na południe, do swojego rodzinnego Betlejem Judejskiego, by uzyskać rzymski cenzus, że jest to jego rodzinne miasto i że w związku z tym pochodzi z rodu Dawida. To zaś stwarzało niezbędny związek - nawet jeśli dość luźny - między królem Dawidem i Jezusem. Biblijne proroctwo, mogli twierdzić chrześcijanie, zostało zatem wypełnione.
Archeologia polityczna
Naukowcy od ponad stu lat kwestionują wiarygodność przekazów biblijnych. Wielu, wśród nich żydowski badacz Joseph Klausner, autor pochodzącej z 1922 roku książki "Jezus z Nazaretu", właśnie to miasto wskazują jako potencjalne miejsce narodzin Jezusa. Już w 1907 roku Encyklopedia Katolicka odnotowywała, że dysydenccy teologowie wskazywali raczej na Betlejem Galilejskie niż Judejskie. Ostatnio Lesley Hazelton w biografii matki Jezusa "Maria: Prawdziwa biografia Matki Dziewicy" pisze: "Jedyny scenariusz, który do mnie przemawia, to taki, że [Józef i Maria] udali się po zaświadczenie nie do Betlejem Judejskiego, które jest tuż koło Jerozolimy, ale do Betlejem w Galilei".
Jednak teoria, zgodnie z którą to Betlejem Galilejskiemu powinien przypaść honor miejsca urodzenia Chrystusa, najmocniejsze wsparcie uzyskała od Bruce'a Chiltona, księdza i profesora religii w nowojorskim Bard College. W swojej książce "Rabbi Jezus" pisze on, że podejrzenia co do prawdziwego miejsca urodzenia Jezusa, których nabrał w połowie lat 70., zyskały potwierdzenie dzięki pracom Oshriego. "Istnieją wszelkie powody, by sądzić, że Betlejem, do którego nawiązuje Mateusz, znajdowało się w Galilei" - twierdzi Chilton. Pomimo wagi odkrytych przez Oshriego śladów wczesnego chrześcijaństwa w Betlejem Galilejskim nie wywołały one niemal żadnej debaty. W 2003 roku wstrzymano mu fundusze na badania i zmuszono, by zasypał wykopaliska. Jak mówi, jego szefowie bali się, że prace zaczną przyciągać uwagę opinii publicznej. "Bez ogródek powiedziano mi, że mity i tradycje dotyczące Narodzenia Pańskiego są ważniejsze niż dowody archeologiczne".
W grudniu tezy Oshriego zyskały większy rozgłos. Najważniejszy branżowy periodyk "Archaeology" opublikował jego artykuł zatytułowany "Gdzie urodził się Jezus". Redaktor naczelny Peter Young z szacunkiem wyraża się o wkładzie w zrozumienie okresu biblijnego archeologów takich jak Oshri.
Lekceważące potraktowanie znaczących odkryć w północnym Betlejem rażąco kontrastuje z zamieszaniem, jakie wywołało odkopanie w ubiegłym miesiącu rzekomo najstarszego znanego kościoła na świecie w położonym nieopodal Nazaretu i Betlejem HaGelilit Megiddo, gdzie według biblijnej przepowiedni miał się znajdować Armagedon. Informacja o tym odkryciu obiegła wszystkie światowe media. Niewielki kościół w Megiddo odkryty przy okazji prac nad rozbudową izraelskiego więzienia dla Palestyńczyków zbudowano prawdopodobnie około roku 250, kiedy chrześcijaństwo było wciąż zakazane. Już teraz sugeruje się, że będzie on główną atrakcją prawdopodobnej wizyty papieża w Ziemi Świętej zaplanowanej na przyszły rok.
Dlaczego więc odkrycia w sąsiednim Betlejem nie wywołały takiego samego zainteresowania? Oshri sądzi, że Kościoły, a w szczególności Watykan, nie są zainteresowane naruszaniem tradycyjnego wyobrażenia o Narodzeniu Pańskim, zaś branża pielgrzymkowa niechętnie przyznałaby się do wielkiej pomyłki. "Interesy komercyjne są zbyt ważne. Kościoły nie widzą powodu, dla którego historia o narodzeniu miałaby zostać zmieniona".
Prywatnie Joseph Yaeger przyznaje, że wierzy, iż miejscem narodzenia Jezusa było Betlejem HaGelilit. Jak jednak mówi, nie ma sensu podnosić o to krzyku. "Czy naprawdę potrzebna nam jest wojna z Watykanem? Niech inne Betlejem pławi się w chwale".
Jonathan Cook Betlejem HaGelilit
niedziela, 11 grudnia 2016
Wawel - siedziba mocarza, słynnego myśliwego Nimroda
Rosjanie zapisują cyrylicą imię rosyjskie "Wowa" przy pomocy litery B.
Podobnie jest ze słowem Wawel.
Czyli pisząc cyrylicą "Wawel" otrzymujemy słowo "Babel".
Wawel to antyczne miasto biblijne, miejsce budowli potężnej wieży z cegły i smoły, mającej wytrzymać napór kolejnego potopu.
Wawel to też największy czakram energetyczny na Ziemi. To miejsce święte.
Noemu Bóg polecił zbudować arkę z lekkiego drzewa żywicznego i uszczelnić ją smołą. Starożytni uważali smołę za spoiwo odporne na potop. Stąd ogromna budowla mająca wytrzymać napór potopu była spajana smołą.
Nimrod, potomek Noego, zbudował miasto Wawel i wieżę w nim.
Wieża została zniszczona przez Bogów (potężnych, wszechwładnych kosmitów).
Wieża została zniszczona przez Bogów (potężnych, wszechwładnych kosmitów).
Wskazówka:
Wieża Wawel była spojona smołą, inaczej dziegciem.
Umiejętność wyrabiania dziegciu, posiadali tylko Słowianie.
Strzegli tej technologii jak oka w głowie.
Lechija badająca
Lechija badająca
Etykiety:
Babel,
Biblia,
cywilizacje,
dziegieć,
głagolica,
historia,
Słowianie,
smoła,
technologie Słowian,
Wawel
niedziela, 25 września 2016
Ludobójstwo Polaków na Wołyniu
Nie cierpię drastycznych filmów, ale to kawał naszej polskiej, bolesnej historii i trzeba to zobaczyć. Kto mnie zabierze do kina?
Lechia zgłębiająca historię Polski
Adamski z festiwalu w Gdyni: „Wołyń”. Idź i patrz! RECENZJA
opublikowano: 23 września 2016, 11:54
aktualizacja: 23 września 2016, 15:25
aktualizacja: 23 września 2016, 15:25
Wojciech Smarzowski zrobił film wstrząsający. Wgniatający w glebę. Trzymający przy niej i nie pozwalający na oddech. Ale jednocześnie jest to wyważony i mądry film o ludobójstwie, jakie dotknęło Polaków na Wołyniu. Ludobójstwie przemilczanym. Spychanym przez źle pojęty interes geopolityczny i zwykłe tchórzostwo. Czy film Smarzowskiego rozdrapuje rany? Nie można rozdrapać czegoś, co i tak nie jest zabliźnione. Tylko na prawdzie można budować pojednanie. Ten film mówi prawdę. Od nas zależy co z nią dalej zrobimy.
Mała wioska w południowo-zachodniej części Wołynia, zamieszkała przez Ukraińców, Polaków i Żydów. Rok 1939. Zosia Głowacka (Michalina Łabacz) jest zakochana w ukraińskim chłopcu z tej samej wsi. Jej ojciec postanawia jednak wydać ją za mąż za bogatego polskiego gospodarza Macieja Skibę (Arkadiusz Jakubik). Skiba to znacznie starszy od niej wdowiec z dwójką dzieci. Życie wioski odmienia najpierw okupacja sowiecka, a niemal dwa lata później niemiecki atak na ZSRR. Przez następny rok trwa polowanie i brutalne mordy na Żydach. Przez ukraińskie dążenia do niepodległości rosną napięcia między Polakami i Ukraińcami. Do wsi docierają wieści o krwawych zdarzeniach na wschodzie Wołynia. W końcu, latem 1943 roku, wybucha pożoga mordów i okrucieństwa. Oddziały UPA atakują polskie osady bestialsko mordując sąsiadów.
Nie przez przypadek Smarzowski oparł swój film na książce Stanisława Srokowskiego „Nienawiść”. „Wołyń” to narodowa epopeja o tragicznych losach Polaków, ale też uniwersalna wiwisekcja nienawiści. Nienawiści potwornie czystej. Niszczącej wszystko, co spotyka na swojej drodze. Takiej, która mogła wypłynąć tylko z podszeptów demona. Lubujący się zazwyczaj w obrazowej przemocy i narracyjnej dosłowności Smarzowski tym razem nie przytłacza akcji bestialstwem Ukraińców. Nie odwraca kamery od potworności. Są flaki wypływające z brzuchów ofiar. Są wydłubywane oczy. Jest rozrywanie koniem i palone w snopkach dzieci. Z ekranu bije odór bestialstwa, barbarzyństwa. Odór rzezi. Te sceny musiały powstać. Znieczuleni powszechnie obrazową przemocą z horrorów widzowie inaczej nie poznają grozy tego, co działo się na Wołyniu.
Nie jest to jednak film o złu przypisanym do jakiegoś konkretnego narodu. Bestiami są Sowieci, Niemcy, Ukraińcy, ale i robiący odwet za zbrodnie Polacy, choć Smarzowski nie stawia między zbrodniami Ukraińców a polską odpowiedzią znaku równości.
Smarzowski zachowuje jednak umiar tak bardzo potrzebny przy tak rozliczeniowym dziele. Dziele o ogromnym ładunku emocjonalnym i politycznym.Reżyser wykazał się ogromną odpowiedzialnością, ale również zachował uczciwości wobec Wołyniaków. Oddał cześć ofiarom i potępił oprawców. Trudno będzie po tym filmie spokojnie patrzeć na gloryfikowanych na Ukrainie siepaczy z UPA.
Z drugiej strony nie jest to film antyukraiński. Smarzowski dobitnie podkreśla polskie zaniedbania i winy przed rokiem 1939, które zostały potem w taki sposób odreagowane. Nie ma tutaj oczywiście ani grama usprawiedliwienia zbrodni Ukraińców. Ważne, że reżyser stara się naświetlić społeczne i polityczne tło życia na Kresach. Z drugiej strony widzimy w filmie postacie dobrych Ukraińców, płacących najwyższą cenę za pomaganie Polakom. Niemniej jednak „Wołyń” jest hołdem oddanym ofiarom. Nie zapominajmy, że Wołyniaków zamordowano dwa razy. Raz siekierami i drugi raz zapomnieniem. Smarzowski przywrócił im godność.
Reżyser jak zwykle pracuje ze swoją sprawdzoną ekipą z „Drogówki”, „Domu złego” czy „Wesela”. Znów widzimy część jego trupy aktorskiej na czele ze wzruszającym Arkadiuszem Jakubikiem i świeżą, nieograną, bezbłędnie naturalną Łabacz. Nastrojową i złowieszczo podkreślającą koszmar oglądany na ekranie muzykę napisał Mikołaj Trzaska. Przebił głównymi motywami „Wołynia”, to co pokazał w najlepszym do tej porze filmie Smarzowskiego „Róża”. Filmu, który okazał się być przedsmakiem tego, co reżyser zaprezentował nam w tym roku. Znakomite są też zdjęcia Piotra Sobocińskiego Jr. W jego obiektywie skąpane w ogniu polskie wsie porażająco komponują się z polską krwią wsiąkającą w ziemię.
Szukamy przykładu kina patriotycznego, o którym tak wiele mówią prawicowe środowiska? Smarzowski właśnie pokazał, jak je robić. Jego film jest znakomicie zagrany, ma doskonale zbudowaną dramaturgię i od pierwsze do ostatniej minuty jest robiony pewną ręką. „Wołyń” to przejmujące kino. Mocne, intensywne i prawdziwe. Ten film boli, ale też oczyszcza. To jest po prostu polskie „Idź i patrz”.
http://wpolityce.pl/m/kultura/309385-adamski-z-festiwalu-w-gdyni-wolyn-idz-i-patrz-recenzja
piątek, 16 września 2016
Hunzowie
Co prawda kultura i religia słowiańska została zniszczona przez chrześcijaństwo, a wszelki ślad po niej fizycznie zatarty i niemal całkowicie wyparty z pamięci, ale za to cudownie ocalało oryginalne starożytne plemię słowiańskie Hunzów z zachowaną cenną starodawną kulturą słowiańską, która pomoże poznać nasze słowiańskie korzenie, mentalność, styl życia oraz zrekonstruować naszą słowiańską tożsamość.
Lechia
Hunzowie – słowiańsko-skołocki (scytyjski) lud w Krainie Lodu (Ladakh) – Karakorum (Góry Kare – Karopanów) Himalaje
Opublikowano przez Białczyński
Dziewczynka z ludu Hunzów
Hunzowie – Skołoto-Słowianie (czyli Scyto-Słowianie) z Himalajów
Fragment z dyskusji na forum histmag.org:
http://forum.histmag.org/index.php?topic=8836.5;wap2
http://forum.histmag.org/index.php?topic=8836.5;wap2
„…
Elkate:
Ciekawostka Indoeuropoejczyków!
Czy wiecie, że to szczęśliwe małżeństwo które dożyło 103 (ona) i 106 (on) lat w plemieniu Hunza (wczoraj zmarła ona), to genetycznie najprawdopodobniej R1a1a?
Dolina rzeki Hunza (na ciasnym międzygórskim przejsciu między Pakistanem a Indiami), w której podobno znajduje się światowe centrum długowieczności,
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://blog.daylife.com/wp-content/uploads/2007/07/hunza2.jpg&imgrefurl=http://blog.daylife.com/%3Fp%3D275&h=407&w=610&sz=62&tbnid=HxPUZPhib11dSM:&tbnh=91&tbnw=136&prev=/images%3Fq%3DHunza&hl=pl&usg=__m5iOCGKJuUplCuHtJeQss
_0AoNE=&ei=UiINS9rNOoemmAOUxJzcBQ&sa=X&oi=image_result&resnum=8&ct=image&ved=0CBsQ9QEwBw
Ciekawostka Indoeuropoejczyków!
Czy wiecie, że to szczęśliwe małżeństwo które dożyło 103 (ona) i 106 (on) lat w plemieniu Hunza (wczoraj zmarła ona), to genetycznie najprawdopodobniej R1a1a?
Dolina rzeki Hunza (na ciasnym międzygórskim przejsciu między Pakistanem a Indiami), w której podobno znajduje się światowe centrum długowieczności,
http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://blog.daylife.com/wp-content/uploads/2007/07/hunza2.jpg&imgrefurl=http://blog.daylife.com/%3Fp%3D275&h=407&w=610&sz=62&tbnid=HxPUZPhib11dSM:&tbnh=91&tbnw=136&prev=/images%3Fq%3DHunza&hl=pl&usg=__m5iOCGKJuUplCuHtJeQss
_0AoNE=&ei=UiINS9rNOoemmAOUxJzcBQ&sa=X&oi=image_result&resnum=8&ct=image&ved=0CBsQ9QEwBw
http://www.idn.org.pl/Gdansk/ptsr/Html/24-Hunz.htm
zaludniona jest w około 70% przez ludność populacji R1a1a.
Brawo nasi! Tak trzymać!
zaludniona jest w około 70% przez ludność populacji R1a1a.
Brawo nasi! Tak trzymać!
Viraj:
Tak, Hunza to w dużej części R1a1 przybyłe z Europy. Co ciekawe, wśród nich ciągle spotyka się ludzi o jasnej, europejskiej pigmentacji i europejskich rysach twarzy. Kiedyś nawet myślano, że Hunza to potomkowie Macedończyków, którzy przybyli do Afganistanu z Aleksandrem Wielkim. Ale badania genetyczne to wykluczyły. Pod względem genetycznym większe jest ich podobieństwo do wschodnich Europejczyków.
Tak, Hunza to w dużej części R1a1 przybyłe z Europy. Co ciekawe, wśród nich ciągle spotyka się ludzi o jasnej, europejskiej pigmentacji i europejskich rysach twarzy. Kiedyś nawet myślano, że Hunza to potomkowie Macedończyków, którzy przybyli do Afganistanu z Aleksandrem Wielkim. Ale badania genetyczne to wykluczyły. Pod względem genetycznym większe jest ich podobieństwo do wschodnich Europejczyków.
Tajemnice zdrowia plemienia Hunzów
Irena Abramska
Czytam właśnie książkę Amerykanki Renee Taylor o Hunzach.
Książka jest dosyć kiepsko napisana i w sposób szkolny przetłumaczona, mimo to jednak trwam przy niej, bo temat jest arcyciekawy.
Książka jest dosyć kiepsko napisana i w sposób szkolny przetłumaczona, mimo to jednak trwam przy niej, bo temat jest arcyciekawy.
Inne dziewczynki Hunza, ciemnowłose lecz Indoeuropejskie, Księstwo Hunza dzisiaj należy do Pakistanu.
O plemieniu Hunzów, ich stylu życia, sposobie odżywiania i długowieczności od lat krążą legendy. Spotykałam już artykuły na ten temat, ale książkę widzę pierwszy raz.
Kraina Hunza leży w Himalajach. Teraz stanowi część wschodniego Pakistanu, ale działa jako samodzielne państwo z królem na tronie.
Kraina Hunza leży w Himalajach. Teraz stanowi część wschodniego Pakistanu, ale działa jako samodzielne państwo z królem na tronie.
Góra Ułtar – jedna z górujących nad Doliną. Czy Ułtar to mogłoby kiedys, dawno dawno, gdy mówili jeszcze językiem bardzo podobnym do naszego znaczyć Ołtarz (Góra Ołtarza, Święta, Ofiarna)?
Jest to malutka monarchia zajmująca w niedostępnych górach dolinę 160 km długości i 1600m szerokości.
Dostać się tam jest szalenie trudno. Generalnie nie ma wstępu dla odwiedzających.
Potrzebne jest specjalne zezwolenie władz pakistańskich oraz imienne zaproszenie króla Hunzów.
Dostać się tam jest szalenie trudno. Generalnie nie ma wstępu dla odwiedzających.
Potrzebne jest specjalne zezwolenie władz pakistańskich oraz imienne zaproszenie króla Hunzów.
Wyniosła i piękna Góra Rakaposzi. Dolina Hunza leży w sąsiedztwie Krainy Lodu, na jej skraju w Karakorum. Dzisiaj ta kraina nazywa się Ladakh. Czy nie zwraca waszej uwagi pokrewieństwo nazwy tej góry do nazwy plemienia które kiedyś zasiedlało dzisiejszą Austrię i Alpy – Białe Góry Kauków, inaczej Biały Kaukaz? Nazwa tego plemienia brzmiała – Rakoszanie, a Czesi do dzisiaj nazywają tak Austrię i Austriaków – Rakousko.
Sama wyprawa jest niezwykle karkołomna, ponieważ w dolinie nie lądują samoloty a przeprawa przez góry jest wręcz niebezpieczna.
Dlatego też historie opowiadane przez lekarzy i naukowców, którzy mieli szczęście odwiedzić Hunzę, malują obraz prawdziwego raju na Ziemi.
Dlatego też historie opowiadane przez lekarzy i naukowców, którzy mieli szczęście odwiedzić Hunzę, malują obraz prawdziwego raju na Ziemi.
To są dziewczynki Hunza, podczas pokazu mody w Londynie (pokazuję by zwrócić uwagę, że mogą mieć blond włosy)
Hunzowie dożywają w doskonałym stanie zdrowia fizycznego i umysłowego ponad stu lat.
Pracują aktywnie do końca swych dni, nie ma tam pojęcia emerytury a mężczyźni dziewięćdziesięcioletni zostają ojcami.
Pracują aktywnie do końca swych dni, nie ma tam pojęcia emerytury a mężczyźni dziewięćdziesięcioletni zostają ojcami.
Choroby zdarzają się tam niesłychanie rzadko. Rak, choroby serca, zawały, wrzody żołądka czy choroby dziecięce: odra, świnka, ospa wietrzna są tam właściwie nieznane.
Nie muszę chyba dodawać, że o SMie nikt nawet nie słyszał.
Czemu zawdzięczają Hunzowie tak niesłychanie korzystną sytuację zdrowotną?
Czemu zawdzięczają Hunzowie tak niesłychanie korzystną sytuację zdrowotną?
Dolina, w której żyją, jest całkowicie odcięta od świata. Nie ma tam przemysłu, samochodów, sklepów, a pieniędzy się prawie nie używa.
Większość ludzi zajmuje się rolnictwem.
Ziemia daje obfite plony, chociaż nie stosuje się nawozów sztucznych ani oprysków roślin. Powietrze jest kryształowo czyste a gleba daje wodę zasobną w związki mineralne.
Ziemia daje obfite plony, chociaż nie stosuje się nawozów sztucznych ani oprysków roślin. Powietrze jest kryształowo czyste a gleba daje wodę zasobną w związki mineralne.
Hunzowie nie są wegetarianami, ale mięsa jedzą bardzo mało. Zwierząt jest niewiele, bo nie ma pastwisk do ich wypasania. Występuje natomiast obfitość zbóż, warzyw i dorodnych owoców.
Z ziarna wypieka się prosty chleb, a warzywa i owoce są zjadane na surowo pod postacią sałatek zakrapianych olejem z pestek moreli. Drzewa morelowe rosną wszędzie, a owoce są tak słodkie, że cukru nie używa się w ogóle.
Mieszkańcy doliny nie są też abstynentami. Piją wino otrzymywane z miejscowych winogron i zwyczajowo wychyla się szklaneczkę dziennie.
Z ziarna wypieka się prosty chleb, a warzywa i owoce są zjadane na surowo pod postacią sałatek zakrapianych olejem z pestek moreli. Drzewa morelowe rosną wszędzie, a owoce są tak słodkie, że cukru nie używa się w ogóle.
Mieszkańcy doliny nie są też abstynentami. Piją wino otrzymywane z miejscowych winogron i zwyczajowo wychyla się szklaneczkę dziennie.
W tym miejscu rodzi się pytanie, czy nieskażone środowisko i proste, zdrowe jedzenie są czynnikiem wystarczającym dla takiej długowiecznej witalności narodu?
Moim zdaniem występuje tu coś znacznie ważniejszego.
Jest to kraina, gdzie nie ma wojska ani policji. Nie ma złodziei ani przestępców. Agresji i zagrożenia. Ludzie czują się bezpieczni, pomagają sobie wzajemnie, czują się szczęśliwi i na swoim miejscu.
Pracę swoją wykonują bez stresu i zegarka, z głębokim przekonaniem o słuszności tego, co robią.
Jest to kraina, gdzie nie ma wojska ani policji. Nie ma złodziei ani przestępców. Agresji i zagrożenia. Ludzie czują się bezpieczni, pomagają sobie wzajemnie, czują się szczęśliwi i na swoim miejscu.
Pracę swoją wykonują bez stresu i zegarka, z głębokim przekonaniem o słuszności tego, co robią.
Według Hunzów człowiek jest podobny do rośliny. Musi mieć silne poczucie przynależności. W przeciwnym razie więdnie i umiera jak roślina wyrwana ze swojej gleby, a bezczynność jest znacznie większym wrogiem życia niż praca.
Najlepszym umysłowym lekarstwem jest pogoda ducha, a nienawiść i narzekanie powodują napięcie i nerwowość.
Najlepszym umysłowym lekarstwem jest pogoda ducha, a nienawiść i narzekanie powodują napięcie i nerwowość.
Hunzowie są przekonani, że człowiek jest lustrzanym odbiciem swoich myśli.
Wypracowali też sobie techniki relaksacyjne, które pozwalają odprężyć się i odpocząć, nawet w ciągu kilku minut. Dzięki temu mogą cieszyć się żywotnością i wykonywać ciężką nawet pracę bez oznak zmęczenia.
Ludzie nie potrafiący odprężać się tracą ogromne ilości energii. Gdy ciało i umysł są w stanie ciągłego napięcia niszczą się bardzo szybko.
Wypracowali też sobie techniki relaksacyjne, które pozwalają odprężyć się i odpocząć, nawet w ciągu kilku minut. Dzięki temu mogą cieszyć się żywotnością i wykonywać ciężką nawet pracę bez oznak zmęczenia.
Ludzie nie potrafiący odprężać się tracą ogromne ilości energii. Gdy ciało i umysł są w stanie ciągłego napięcia niszczą się bardzo szybko.
Karimabad – stolica Kraju Hunza. Leży on w pakistańskiej obecnie prowincji nazywanej Baltistan – czyli Bałtystan – Kraj Bałtów. Czy to wam cvzegoś nie przypomina z nazwy? Całość jest częścią Kaszmiru – Ziemi skołocko-słowiańskiego plemienia Windów (Wedów), -Kosztyrsów, zwanych w Indiach Kasztriami – twórców kast (najdawniejszej kasty kasztrijów – wojowników) i grupy w 80% tworzących dzisiaj kastę braminów.
Jest rzeczą oczywistą, że tacy ludzie jak Hunzowie potrafią także właściwie wychowywać swoje dzieci.
W Hunzie dzieci uczy się posłuszeństwa od małego. Naturalna jest dyscyplina i szacunek dla starszych.
Jednak nigdy nie słyszy się matki krzyczącej na dziecko, przekupującej je lub wygrażającej mu. Rodzice maja czas dla swoich pociech, traktują je uprzejmie i uczą łączyć pracę z zabawą.
Najmłodszych uczy się szacunku dla ziemi, ale nie lęku przed nią. Gdy pojawia się lęk, wtedy rozsądek znika w zamęcie paniki.
Jednak nigdy nie słyszy się matki krzyczącej na dziecko, przekupującej je lub wygrażającej mu. Rodzice maja czas dla swoich pociech, traktują je uprzejmie i uczą łączyć pracę z zabawą.
Najmłodszych uczy się szacunku dla ziemi, ale nie lęku przed nią. Gdy pojawia się lęk, wtedy rozsądek znika w zamęcie paniki.
Typowo słowiańska twarz dziewczynki i rudowłosy chłopiec Hunza, który mógłby uchodzić za Irlandczyka (całkowicie biała skóra).
Dzieci Hunza są zdrowe emocjonalnie i fizycznie, gdyż wiedzą, że zajmują określone miejsce w społeczeństwie, są kochane i szanowane.
Dlatego ich energia jest ukierunkowana na konstruktywne, a nie destruktywne działania i nie ma możliwości, żeby wyrósł bandyta czy złodziej.
Dlatego ich energia jest ukierunkowana na konstruktywne, a nie destruktywne działania i nie ma możliwości, żeby wyrósł bandyta czy złodziej.
„Cywilizowany” system wychowywania dzieci jest ogromnie stresogenny.
Rodzice są skłonni do oskarżania swoich latorośli, wyładowują na nich swoje frustracje, karzą je i strofują.
Tak samo postępuje szkoła.
Nie uczy to szacunku dla rodziców, społeczeństwa, a tym bardziej dla samego siebie.
Taki system „hoduje” jednostki podatne na stres, a tym samym na wszelkie choroby, których przyczyną są zablokowane emocje.
Rodzice są skłonni do oskarżania swoich latorośli, wyładowują na nich swoje frustracje, karzą je i strofują.
Tak samo postępuje szkoła.
Nie uczy to szacunku dla rodziców, społeczeństwa, a tym bardziej dla samego siebie.
Taki system „hoduje” jednostki podatne na stres, a tym samym na wszelkie choroby, których przyczyną są zablokowane emocje.
Dr Hans Seyle pisze tak:
„Dopiero zaczynamy rozumieć, że wiele pospolitych chorób jest spowodowanych w większym stopniu błędami naszych reakcji przystosowawczych na stres, niż bezpośrednimi szkodami wyrządzonymi przez bakterie, trucizny lub inne czynniki zewnętrzne. W tym sensie wiele zakłóceń nerwowych i emocjonalnych, nadciśnienie, wrzody żołądka i dwunastnicy, choroby reumatyczne, sercowo – naczyniowe i nerkowe a nawet nowotwory, wydają się być przede wszystkim chorobami adaptacyjnymi. Wobec tego wszystkiego, stres jest niewątpliwie ważnym, osobistym problemem dla każdego.”
Hunzowie rozwinęli w sobie wysoce pozytywny stosunek do życia.
Obserwując ich twarze widzi się szczęśliwe uśmiechy, wyraz ufności i pewności siebie. Są wolni od skłonności do ubolewania nad przeszłością i obaw o przyszłość. Wykonują swą codzienną pracę bez napięć, stresów i nerwowości.
W Hunzie nie ma zachłanności, zawiści ani fałszu, który zatruwa myśli serca.
Obserwując ich twarze widzi się szczęśliwe uśmiechy, wyraz ufności i pewności siebie. Są wolni od skłonności do ubolewania nad przeszłością i obaw o przyszłość. Wykonują swą codzienną pracę bez napięć, stresów i nerwowości.
W Hunzie nie ma zachłanności, zawiści ani fałszu, który zatruwa myśli serca.
Myślę, że to jest prawdziwa tajemnica zdrowia plemienia Hunzów.
Oj, cywilizacjo, cywilizacjo – coś z nami zrobiła?
Hunzowie żyjący w Indiach i w Himalajach
cieszą się do końca – przeciętnie studwudziesto-, stuczterdziestoletniego – życia niezwykłym zdrowiem, tężyzną fizyczną i… płodnością.
to surowe owoce w lecie, suszone i rozmoczone w wodzie lub mleku(głównie morele) – zimą, placki z ciemnej mąki razowej bardzo krótko pieczone i zjadane bez żadnych dodatków, potrawy z rozgotowanego zboża, mleko i sery owcze, kozie i krowie, ziemniaki i pomidory, dużosłodkich migdałów, a także wytwarzany z nich olej. (Olej migdałowy jest obecnie bardzo ceniony w kosmetyce. Laboratoria renomowanych firm kosmetycznych produkują z niego odżywcze kremy przeciwzmarszczkowe.)
Jak widać, w menu Hunzów nie ma mięsa.
Obecnie naukowcy już wiedzą, dlaczego sposób odżywiania Hunzów dawał długowieczność, a dieta Birchera – leczyła chorych i była świetną profilaktyką dla tych, u których jeszcze nie wystąpiły zmiany chorobowe. Otóż okazało się, że produkty stanowiące podstawę obu diet są m.in. źródłem substancji zapobiegających chorobom serca, miażdżycom i starzeniu się mózgu (zbyt duża ilość tłuszczu zwierzęcego przytłumia sprawność umysłową!).
Już dwa jabłka i 100 gramów orzechów (patrz: „surówka piękności”) dostarczają organizmowi 3 mg boru (górna granica niezbędnej dziennej dawki), który jest rzadkim pierwiastkiem, śladowo występującym w pokarmach. Jego niedobór znacznie obniża sprawność umysłową.
Obecnie naukowcy już wiedzą, dlaczego sposób odżywiania Hunzów dawał długowieczność, a dieta Birchera – leczyła chorych i była świetną profilaktyką dla tych, u których jeszcze nie wystąpiły zmiany chorobowe. Otóż okazało się, że produkty stanowiące podstawę obu diet są m.in. źródłem substancji zapobiegających chorobom serca, miażdżycom i starzeniu się mózgu (zbyt duża ilość tłuszczu zwierzęcego przytłumia sprawność umysłową!).
Już dwa jabłka i 100 gramów orzechów (patrz: „surówka piękności”) dostarczają organizmowi 3 mg boru (górna granica niezbędnej dziennej dawki), który jest rzadkim pierwiastkiem, śladowo występującym w pokarmach. Jego niedobór znacznie obniża sprawność umysłową.
Zawarta w orzechach tiamina, ma – poza innymi funkcjami – podobne działanie na mózg, jak bor. Najwięcej tego pierwiastka śladowego jest w orzechach i migdałach, warzywach strączkowych, liściastych (np. w brokułach), jabłkach, gruszkach, brzoskwiniach, winogronach, także w miodzie.
Poza tym diety te dostarczają odpowiednią ilość witaminy C, niezbędną by aminokwas – fenyloalanina, zawarty w migdałach, ważnym składniku diety Hunzów i Birchera, mógł wziąć udział w procesach, dzięki którym jesteśmy spokojni, zrównoważeni, syci już po niewielkim posiłku, błyskotliwi i płodni.
Poza tym diety te dostarczają odpowiednią ilość witaminy C, niezbędną by aminokwas – fenyloalanina, zawarty w migdałach, ważnym składniku diety Hunzów i Birchera, mógł wziąć udział w procesach, dzięki którym jesteśmy spokojni, zrównoważeni, syci już po niewielkim posiłku, błyskotliwi i płodni.
Chleb (Czapati):
Chleb Hunzów (Czapati) jest zdrowy, nierafinowany, może nawet za gruby, niedelikatny, ale za to pełen wartościowych składników pokarmowych.
Chleb Hunza zawiera wszystkie składniki pokarmowe pełnego ziarna. Może właśnie z tego względu Hunzowie cieszą się taką żywotnością i mają silne do późnego wieku nerwy, ponieważ do każdego posiłku jedzą tego chleba dużo. Może dlatego też mężczyźni mający dziewięćdziesiąt lat zostają ojcami, a kobiety pięćdziesięcioletnie matkami.
Chleb czapati, jak u nas w latach 60-tych XX wieku, na wsi – z brytfanki
Czapati, które jest podstawą diety Hunzów, robione jest z pszenicy, jęczmienia, gryki lub mąki z prosa. Jest bogate w fosfor, potas, żelazo, wapń, magnez i inne minerały, ponieważ w czasie przygotowywania mąki z pszenicy nic nie zostaje odrzucone ani zniszczone.
Kawałek czapati z kilkoma morelami jest dla każdego Hunzy posiłkiem kompletnym, razem z kilkoma szklankami ich zimnego lodowcowego mleka (wody).
Dzisiaj obowiązuje tutaj Islam – jak w całym Pakistanie i Bośni – ale nie obce są im tradycje buddyjskie, znana jest Weda i hinduizm. Odebrano im samodzielność i autonomię bo są zwolennikami Indii.
Mleko:
Mleko używa się za pokarm kompletny i używa się go w rozmaity sposób. Takie produkty, jak masło, mleko i ser wyrabia się przeważnie z mleka koziego i należą one do przysmaków.
Maślankę lub lassi popija się w czasie posiłków. Bardzo popularny jest jogurt.
Warzywa:
W codziennej diecie Hunzów warzywa odgrywają rolę doniosłą. Uprawiają je dokładnie, jak my, ale jadają głównie w postaci surowej. Gotowanie ograniczają z powodu małej ilości opału.
Uprawiają szpinak, sałatę, marchew, groch, rzepę, dynię, młode liście różnych ziół oraz nasiona strączkowe. Używanie ziół do gotowania i do sałatek jest zwyczajem upowszechnionym, a bardzo lubiana jest herbata ziołowa. Często jada się ziemniaki i rzodkiewki.
Gdy gotują warzywa, robią to w zakrytym garnku, tak że światło nie niszczy ich wartości odżywczych, Ta metoda jest podobna raczej do naszego duszenia niż do gotowania. Ogień utrzymuje się mały, co powoduje, że jedzenie gotuje się we własnym sosie, nie trzeba potem dolewać wody. Wody w ogóle dodaje się bardzo niewiele i po ugotowaniu podaje się razem z jarzynami albo wypija, ale nigdy nie wylewa. W ten sposób straciłoby się fosfor, wapń, żelazo, jod i wiele innych, cennych substancji odżywczych, których brak odczuwają nasze organizmy, a które wzbogaciłyby tylko wiaderko na odpadki.
Hunzowie warzywa po prostu tylko obmywają z ziemi i zjadają surowe (najczęściej) lub gotują w skórce. Nigdy nie wyciskają ze swoich warzyw soków Anie nie skrobią skórki, tak jak my to robimy. Skóra zawiera cenne sole mineralne, niektórych niektórych z nich brakuje w soku oraz w warzywach grubo skrobanych lub obieranych. Ponadto, oprócz skrobania warzyw i obierania owoców, gotujemy nasze pokarmy w wysokiej temperaturze i wtedy ulega zniszczeniu większość cennych składników. W miarę upływu czasu, jadając takie pokarmy, pozbawiamy nasze ciało niezbędnych składników odżywczych, które są mu potrzebne do zachowania zdrowia.
Sałatki:
Sałatki są istotną częścią każdego posiłku, podaje się je na półmisku z przyprawą octu winogronowego i z morelowym olejem, tak aby każdy mógł dobierać sobie tyle, ile chce.
Różne warzywa i ich połączenia pokrojone na sałatkę zawsze są świeżo wyrwane z ogrodu.
Podaje się również warzywa w całości.
Mięso:
Hunzowie nie są wegetarianami. Jednak mięso naprawdę rzadko gości na ich stole!
Mięso jest zazwyczaj przyrządzane w postaci duszonej (gulaszu). Zostaje pokrojone i zmieszane z warzywami, nakryte szczelnie i zostawione na ogniu tak długo, aż zmięknie.
Do zupy dodaje się utartą pszenicę i proso. Dla odmiany do gulaszu dodaje się ryż.
Jajka w Hunzie uważane są za luksus.
Dziewczynki w drodze do szkoły. Mają chusty jak wiejskie kobiety w Małopolsce – jeszcze w latach 60-tych XX wieku.
Owoce:
W Hunzie w wielkich ilościach rosną jabłka, gruszki, brzoskwinie, morele, czarne i czerwone wiśnie i morwy.
Morele jada się surowe w lecie i suszone na słońcu w miesiącach zimowych. Nawet pestki z moreli są wyjmowane, rozbijane i ich jądro zjadane. Są one smaczne i widocznie bardzo pożywne oraz zdrowe. Jeszcze inny pokarm został odkryty w tej pestce, mianowicie olej, używany przez Hunzów w dużych ilościach.
Hunzowie rzadko kiedy gotują swoje owoce. Jadają je surowe takie, jakie zrywa się z drzewa.
Bardzo cenione przez Hunzów, obok moreli, są bogate w witaminy i składniki mineralne brzoskwinie.
Znakomitymi owocami są także wiśnie, ponieważ korzenie drzew wiśniowych sięgają głęboko do wody i wydobywają stamtąd wiele minerałów i elementów śladowych, które potem znajdują się w owocach.
Wiśnie
Wiśnie są bogate w żelazo i działają krwiotwórczo.
Gruszki, podobnie jak jabłka, pochodzą z Azji Mniejszej i Wschodniej Europy.
Mają działanie dezynfekujące i ściągające ze względu na zawartość kwasu taninowego oraz wielu innych soli mineralnych włącznie z potasem.
Owoce morwy czarnej i białej, są jeszcze czerwone. W latach 50-tych XX wieku w Polsce masowo sadzono morwy. Komuniści myśleli, że uda się u nas hodowla jedwabników, ale było zdecydowanie za zimno. Ostatniego lata jadłem owoce morwy z drzew w Parku im. Dr Jordana w Krakowie.
Winogrona są bogate w cukier i żelazo. W Europie wiele kuracji i wiele sanatoriów opiera się na diecie winogronowej, kiedy nie je się nic oprócz winogron – ze znakomitym rezultatem. W winogronach jest mało białka, a za to dużo witamin i substancji mineralnych.
Wino:
Hunzowie piją obficie świeże, domowe wino zrobione z winogron, które zostawia się do sfermentowania na 90 dni przed użyciem.
Ponieważ jest ono dosyć mocne, więc kto chce pozostać trzeźwy, wystarczy mu jedna szklanka.
Robi się je bez cukru, fermentuje naturalnie i tak jak owoce i warzywa jest zawsze świeże i pyszne
Co stanowi sekret zdrowia i długowieczności Hunzów?
Na pewno składa na to wiele czynników, poczynając od czystego , świeżego powietrza, czy oddalenia od cywilizacji. Hunzowie nie używają białej mąki, białego cukru, oczyszczonej soli , nie znana im jest w ogóle przetworzona żywność Zachodu z czekoladą , hamburgerami i coca colą na czele.
Woda spływająca z lodowców , która piją Hunzowie jest mętna od mineralnych osadów , tą wodę używają też do nawadniania ułożonych tarasami pół, wydartych z kamienistego górskiego podłoża.
Życie Hunzów jest ciężkie, pełne pracy fizycznej, wszystko wykonują ręcznie, nie mają maszyn rolniczych, nawet taczki nie są tam znane. Ludzie nie jeżdżą ale wszędzie chodzą pieszo.
Co uprawiają Hunzowie? Na ich małych poletkach królują:
pszenica, gryka, proso, jęczmień i lucerna, z warzyw uprawiają ziemniaki, groch, cebulę, buraki, marchew, pomidory i sałatę.
Na miedzach rosną drzewa, głównie to morele, orzechy, migdały, brzoskwinie, śliwki, jabłka i gruszki.
Zwierzęta hoduje się tylko użyteczne: kozy, owce, jaki. Mleko i jego przetwory je się bardzo często natomiast mięso raz w roku!
Życie Hunzów jest ciężkie, pełne pracy fizycznej, wszystko wykonują ręcznie, nie mają maszyn rolniczych, nawet taczki nie są tam znane. Ludzie nie jeżdżą ale wszędzie chodzą pieszo.
Co uprawiają Hunzowie? Na ich małych poletkach królują:
pszenica, gryka, proso, jęczmień i lucerna, z warzyw uprawiają ziemniaki, groch, cebulę, buraki, marchew, pomidory i sałatę.
Na miedzach rosną drzewa, głównie to morele, orzechy, migdały, brzoskwinie, śliwki, jabłka i gruszki.
Zwierzęta hoduje się tylko użyteczne: kozy, owce, jaki. Mleko i jego przetwory je się bardzo często natomiast mięso raz w roku!
Żadnych zwierząt nie hoduje się na rzeź. Gdy zwierzę, już nie może pracować na swoje utrzymanie to zabija się je i spożywa.
To co ważne , to to, że owoce i warzywa je się głównie na surowo, gdyż opału jest bardzo mało,
Rzadko się piecze razowy chleb, głównie przygotowuje się placki z razowej mąki i je się świeże lub surowe morele, z tłuszczu stosuje się głównie olej z pestek moreli. Miodu Hunzowie nie znają ,gdyż nie ma tam pszczół.
Wprawdzie Hunzowie pracują na polu od rana do wieczora ale prowadzą racjonalny tryb życia, praca jest przerywana co parę godzin na posiłki a spać chodzą już o 20.00.
Ich religia to Islam. Hunzowie to przyjacielscy ludzie, nigdy się nie śpieszą, mają zawsze czas na pogawędkę z sąsiadami. Nie ma wśród nich osób otyłych ,nie spotyka się tam kamicy żółciowej, chorób krążenia, nadciśnienia, zaburzeń umysłowych, raka, reumatyzmu , cukrzycy i wielu innych chorób.
Nie ma też tam głodu, niemowlęta są dokarmiane mlekiem matki nawet do 3 lat.
Mało liczebny lud Hunzowie, zamieszkujący od wieków jedną z wysoko położonych dolin zachodnich Himalajów, gdzie stworzył własną, oryginalną kulturę – jeszcze przed paroma dziesiątkami lat był całkowicie odizolowany od reszty świata. W opisie pradawnego sposobu życia tego ludu znajdujemy zadziwiające fakty. Otóż pola Hunzów nie były w stanie dostarczyć im tyle pożywienia, by mieli je przez cały rok. W tej sytuacji aż do czerwca, kiedy dojrzewa gryka, lud Hunzów całymi tygodniami pościł; posty te niekiedy przeciągały się aż do dwóch miesięcy w roku. W tym okresie Hunzowie byli jednak radośni i zadowoleni, a nadto wykonywali swoją najważniejszą pracę w roku: uprawiali pola i naprawiali zasypane zimowymi lawinami kanały nawadniające. Hunzowie nie znali lekarza i nie potrzebowali policji. Ich życie toczyło się zgodnie z prawami natury.
Dziś Hunzowie żyją w pełnym kontakcie ze światem. Mężczyźni służą w wojsku, a niektórzy z nich pracują w głębi kraju. Do odizolowanej niegdyś doliny sprowadza się trwałe artykuły spożywcze: cukier, białą mąkę i konserwy; lud Hunza „nie musi” już głodować, ale za to mieszkańców doliny zaczęły trapić typowe choroby cywilizacyjne: próchnica zębów, zapalenie wyrostka robaczkowego, schorzenia dróg żółciowych, nadwaga, przeziębienia, cukrzyca i wiele innych, których wcześniej nie znali.Hunzowie potrzebują obecnie nie tylko lekarza, ale i policjanta, gdyż została zakłócona ich równowaga fizyczna i psychiczna.
Nic więc dziwnego, że wielu myślicieli, uczonych, filozofów, lekarzy przywiązywało dużą wagę do postów, głodówek, umartwień ciała jako środków służących dobrze człowiekowi i zdrowiu jego ciała i duszy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)