Pokazywanie postów oznaczonych etykietą droga gminna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą droga gminna. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 września 2018

Wniosek do Rady Gminy Świętajno o doprowadzenie do stanu użyteczności publicznej drogi gminnej


RADA GMINY ŚWIĘTAJNO
Świętajno 104, 19-411 Powiat Olecki
Województwo Warmińsko-Mazurskie
Tel. 87 5207010, tel. 87 5215420, FAX 87 5215414
Wniosek do Rady Gminy Świętajno
o doprowadzenie do stanu użyteczności publicznej drogi gminnej

Niniejszym wnoszę o wyrównanie spychaczem drogi gminnej z Cichego do Czukt, a także usunięcie z drogi studzienki, sterczących gałęzi, zalegających na drodze kamieni i gałęzi. W obecnym stanie droga zagraża swoim stanem technicznym zdrowiu i życiu ludzi i zwierząt z niej korzystających. Chodzi o odcinek drogi z Cichego do Czukt, działki numer: 6 i 7, obręb Cichy, należące do Gminy Świętajno, łączące się z działką drogową numer 135/1.

Droga ta była użytkowana przez lata przez lokalnych mieszkańców. Z Czukt jeździło się nią do miasta lub do innych wsi, chodziło się do kościoła w Cichym. Wędkarze z Cichego i okolic przyjeżdżali tą drogą na ryby do Czukt. Od kilku/kilkunastu lat droga jest nieprzejezdna, a nawet trudno nią przejść, gdyż jest podziurawiona, zryta, poniszczona, nierówna.

Próbując jechać nią na rowerze można sobie zęby powybijać, a o jeździe motorem czy samochodem osobowym nie ma mowy. Droga ta jest też użytkowana przez miłośników jazdy konnej, którzy regularnie przemierzają konno ten szlak w kierunku Czukt i z powrotem w kierunku Cichego, jednak dziury w podłożu i liczne gałęzie stanowią zagrożenie dla nóg koni, a także dla bezpieczeństwa jeźdźców. Może dojść do wypadku. Względy bezpieczeństwa nakazują, aby tę drogę wyremontować i udrożnić na nowo.

Cały odcinek ma długość około kilometra i szerokość około 8 metrów, jednak tylko mniej więcej połowa jest nieprzejezdna.

Właścicielem wspomnianej drogi jest Gmina Świętajno. Droga znajduje się pomiędzy szosą, a lasem, a także biegnie przez las, aż do wsi Czukty. Uprzejmie proszę o wyrównanie tej nawierzchni. Ze swej strony, mogę się podjąć uprzątnięcia pomniejszych gałęzi i badyli zalegających na drodze.

Z poważaniem,
Naturalistyczna hodowczyni koni: Izabella Redlarska, Rancho de Rebelle, Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie, Woj.Warmińsko-Mazurskie, tel. 511945226, http://ranchoderebelle.blogspot.com/

Wniosek do wójta Gminy Świętajno o remont drogi


Wójt Gminy Świętajno
Świętajno 104, 19-411 Powiat Olecki
Województwo Warmińsko-Mazurskie
TEL.: 87 5207010, TEL.: 87 5215420, FAX: 87 5215414


Wniosek do wójta Gminy Świętajno
 o remont drogi

Niniejszym wnoszę o wyrównanie spychaczem drogi gminnej z Cichego do Czukt, a także usunięcie z drogi studzienki, sterczących gałęzi, zalegających kamieni i gałęzi. W obecnym stanie droga zagraża swoim stanem technicznym zdrowiu i życiu ludzi i zwierząt z niej korzystających. Chodzi o odcinek drogi z Cichego do Czukt, działki numer: 6 i 7, obręb Cichy, należące do Gminy Świętajno, łączące się z działką drogową numer 135/1.

Droga ta była użytkowana przez lata przez lokalnych mieszkańców. Z Czukt jeździło się nią do miasta lub do innych wsi, chodziło się do kościoła w Cichym. Wędkarze z Cichego i okolic przyjeżdżali tą drogą na ryby do Czukt. Od kilku/kilkunastu lat droga jest nieprzejezdna, a nawet trudno nią przejść, gdyż jest podziurawiona, zryta, poniszczona, nierówna.

Próbując jechać nią na rowerze można sobie zęby powybijać, a o jeździe motorem czy samochodem osobowym nie ma mowy. Droga ta jest też użytkowana przez miłośników jazdy konnej, którzy regularnie przemierzają konno ten szlak w kierunku Czukt i z powrotem w kierunku Cichego, jednak dziury w podłożu i liczne gałęzie stanowią zagrożenie dla nóg koni, a także dla bezpieczeństwa jeźdźców. Może dojść do wypadku. Względy bezpieczeństwa nakazują, aby tę drogę wyremontować i udrożnić na nowo.

Cały odcinek ma długość około kilometra i szerokość około 8 metrów, jednak tylko mniej więcej połowa jest nieprzejezdna.
Właścicielem wspomnianej drogi jest Gmina Świętajno. Droga znajduje się pomiędzy szosą, a lasem, a także biegnie przez las, aż do wsi Czukty. Uprzejmie proszę o wyrównanie tej nawierzchni.
Z poważaniem,
Naturalistyczna hodowczyni koni: Izabella Redlarska, Rancho de Rebelle,
Czukty 1, 19-420 Kowale Oleckie, Woj.Warmińsko-Mazurskie, tel. 511945226,  http://ranchoderebelle.blogspot.com/

wtorek, 13 marca 2018

Polowanie

Rano dziwny telefon ze starostwa w sprawie polowania.
Potem polowanie w pobliżu. Tuż tuż.
Myśliwy dość prowokacyjnie zaparkował przed wjazdem na gospodarstwo Indianki, blokując dostęp do farmy.
Przerył wozem terenowym błotnistą drogę tak, że nowy listonosz zakopał się autem w błocie i trzeba go było wyrywać traktorem.

poniedziałek, 30 maja 2016

Wiatrołom




Gdy Indianka wędrowała dziś wieczór na Barany, napotkała na drodze, po dzisiejszej, nagłej a ulewnej burzy, wiatrołom. Ona przez zwaloną na drogę gałąź przeszła, unosząc wysoko swą długą po kostki spódnicę, ale powoli zmierzchało i pomyślała, że ktoś w nocy będzie jechał na Czukty lub Barany autem i z rozpędu wbije się w tę gałąź. Byłby kolejny wypadek. Nie mogła do tego dopuścić, by ktoś ucierpiał, a ją sumienie by gryzło, że mogła zapobiec, a nie zrobiła nic, więc zadzwoniła na straż pożarną i poprosiła o usunięcie wiatrołomu.

Minęło ledwo 15 minut, gdy wracała z Baran, a dzielni strażacy już ostro cięli połamane gałęzie piłami spalinowymi. W użyciu była też długa drabina, bo trzeba było odciąć niebezpiecznie zwisający nad drogą, na wpół złamany konar. Do tej pory już pewnie droga wolna i bezpieczna. Strażacy zadziałali na prawdę błyskawicznie. Są o niebo sprawniejsi, niż te paniska z komendy.

niedziela, 29 maja 2016

Wypadek samochodowy we wsi

Dziś w nocy wydarzył się wypadek samochodowy na trasie Czukty - Sokółki. Indianka słyszała łoskot uderzeń koziołkującego samochodu. Potem klakson. Brzmiało to groźnie. Nie miała wątpliwości, że doszło do wypadku, mimo, że go nie widziała, tylko słyszała.

Znajdowała się w tym momencie kilka kilometrów od miejsca zdarzenia.
Zbyt daleko, by szybko dojść tam. Była też utrudzona 6cio kilometrową wędrówką. Nie miała siły, by cofać się na wieś. Zatem zadzwoniła do dwóch sąsiadów.
Było po 22.00. Jeden odebrał.  Prosiła sąsiada, by podjechał samochodem na drogę gminną, bo wypadek zdarzył się na drodze, przy której on mieszka, ale na długim odcinku drogi na pustkowiu. Daleko od miejsca, gdzie w tym momencie była Indianka, gdy usłyszała łoskot. Prosiła by sprawdził, czy ludzie nie są ranni i czy nie potrzebują pomocy.

Sąsiadowi nie chciało się sprawdzać czy ludzie żyją, czy są ranni, i kwękając niezadowolony, że mu się zakłóca noc taką błahostką, jak wypadek samochodowy, miał pretensje, że w ogóle do niego zadzwoniła, i po co do niego, dlaczego do niego, a nie kogoś innego i ostatecznie powiedział, aby "spierdalała" i rozłączył się.
Czyli tradycyjna, chamska, wsiowa znieczulica.

Indiankę zatkało. Nie wiedziała, co robić. Tam gdzieś na pustkowiu, być może umierają ludzie. Trzeba pomóc. Jak? Jeśli zadzwoni na pogotowie, to pogotowie podpierdoli wypadek do policji. Kierowca zapłaci mandat za wypadek. A może pasażerom nic się nie stało? Tylko ta interwencja im zaszkodzi? Indianka biła się z myślami. A jeśli ona tego wypadku nie zgłosi i ludzie umrą pozbawieni pomocy medycznej? Może trzeba tam kogo reanimować? Zdecydowała się zadzwonić na 112. Zgłosiło się pogotowie. Powiedziała o wypadku. Dyspozytorka nagle przełączyła ją na policję.
Indianka przestraszyła się. Rozłączyła się.

Ale niepokój nie dawał jej spokoju.

Za jakiś czas znowu zadzwoniła na 112 zapytać, czy udzielono pomocy i w jakim stanie są ranni. Dyspozytornia twierdziła, że karetki nie wysłano.
Poradzono, by Indianka zadzwoniła na Komendę w Olecku i tam zapytała o ten wypadek. Zadzwoniła. Dyżurny nie chciał jej nic powiedzieć. Tylko, że policja jest na miejscu i prowadzi czynności, ale karetki nie wzywano.

Indianka dotarła wreszcie do domu. Weszła. Po jakimś czasie usłyszała hałas na podwórku. Nadjechał radiowóz.

Policja szukała pasażerów rozbitego auta. Indianka mocno zdziwiła się. Miejsce wypadku od jej siedliska dzieliła przestrzeń ogromnego pola, z bagnami, rowami z wodą, zadrzewieniami, a także ogrodzenie w postaci siatki leśnej.

U Indianki ich nie było, choć rano następnego dnia odkryła ślady, że ktoś obcy w nocy kręcił się pod jej domem. Poza tym przypomniała sobie, że psy w nocy bardzo ujadały. Może to był kierowca z rozbitego auta?

Indianka

niedziela, 22 sierpnia 2010

Indianka wykarczowała drogę dla wsi

Indianka wykarczowała drogę na Ciche. Pomagali robotnicy interwencyjni z Urzędu Gminy. Dzięki Indiance wieś odzyskała starą trasę komunikacyjną. Indianka bardzo ciężko się na niej napracowała. Pracowała 7 dni po 16 godzin dziennie – w upale i deszczu. Wykarczowała totalnie zapuszczoną od lat i zarośniętą drogę. Dzięki jej ciężkiej pracy pełnej poświęcenia są efekty. Indianka zaniedbała własne sprawy by sprostać zadaniu na drodze, ale teraz stara droga odnowiona, przestronna, przejezdna – na razie tylko dla ciągników, bo nawierzchnia poryta przez dziki wymaga równania spychaczem, ale za to jest wystarczająco dużo miejsca by dwa ciągniki minęły się w razie potrzeby.
Droga wymaga jeszcze poprawek. Robotnicy nie wszystko co konieczne dla poprawnego udrożnienia drogi zrobili tu, bo w piątek rano przyszła Rumcajsowa i zaczęła się awanturować. Nastraszyła pracowników Gminy tak, że nie pokończyli zaczętej pracy. Darła się jak nienormalna i chciała ukraść drewno nacięte przez Indiankę, a obiecane jej przez kierownika K.L. w zamian za pomoc w karczowaniu drogi. Przez Rumcajsową droga jest jeszcze niewykończona, bo przestraszeni robotnicy uciekli z drogi nie kończąc pracy. Zostały jeszcze tu sterczące brzydko z ziemi kikuty krzaków i drzew poszarpanych przez niszczycielską maszynę podczas wycinki, są też sterty gałęzi i suchych badyli nie usunięte. Pozostało też kilka krzywulców wierzbowych szpecących drogę i zawężających nadmiernie przejazd. Indianka powoli sprząta co się da, bo chce by ta droga zamieniła się w piękną spacerową aleję – zarówno dla siebie jak i dla gości Indianki, turystów i mieszkańców jej wsi. Poza tym ta nowa aleja ułatwi jej pilnowanie własnej ziemi, bo biegnie wzdłuż jej gospodarstwa.
Wczoraj po raz pierwszy miała przyjemność pokazać aleję swoim gościom. Na alei przydałoby się kilka ławek dla spacerowiczów. Indianka przygotowała miejsce pod jedną ławkę, tylko decha potrzebna do zrobienia ławki.
Wczoraj w nocy zakradła się po cichu na aleję i obserwowała teren, czy przypadkiem Rumcajsowa nie próbuje ukraść jej drewna pod osłoną nocy. Siedziała w ciemności delektując się nocą. Nawet komary nie cięły. Nadeszły dziki na drogę. Nie bała się, choć może powinna. Pomyślała, że może być wśród stadka locha z małymi, a te są agresywne i lepiej zejść im z oczu. Gdy dziki były około 25 metrów od Indianki – wstała ze zrobionego przez siebie stołka i poszła powoli do domu podziwiając księżycową noc.
Ponieważ ona sama się tutaj na tej drodze najbardziej i najciężej społecznie napracowała i to za darmo, swoim sprzętem, na swoim paliwie, w swoim czasie oraz nadal sprząta drogę bez pomocy kogokolwiek ze wsi, mimo że drogę dla całej wsi zrobiła i wszyscy z niej będą korzystać – także Naruszewiczowa, która przeszkadzała w karczowaniu drogi – w uznaniu swoich niewątpliwych zasług, postanowiła nazwać drogę od swojego przydomku.
Niniejszym uroczyście oświadcza, iż dziś nadaje temu odcinkowi drogi nazwę „Aleja Indianki” i zaprasza mieszkańców swojej wsi do korzystania z tej drogi. Jak któryś ma solidną dechę, to niech przyniesie – ławkę Indianka zrobi.

 

sobota, 10 kwietnia 2010

Rumcajs rozpruł drogę

Indianka w bojowym nastroju. Rozdrażniło ją samowolne i konfliktowe sąsiedztwo. Wczoraj urządziła obławę na bambra-truciciela, co to truł ją od tygodni spalinami z  wypalanych worków foliowych, a dziś na Rumcajsa, który znów rozpruł jedyną czynną drogę dojazdową do gospodarstwa Indianki...  :)


Facet ciął drzewo w pobliskim lesie, gdy Indianka wracała z miasta drogą gminną. Droga miękka, błotnista. Przejechał parę razy po tej lichej strukturze drogi gminnej ciężkim ciągnikiem obładowanym drzewem, żłobiąc w nawierzchni głębokie koleiny na głębokość pół metra.

Obok nieutwardzonej, słabej drogi gruntowej leży pole Rumcajsa. Rumcajs mógł z takim ciężarem przejechać swoim polem, zamiast psuć jedyną czynną drogę dojazdową do gospodarstwa Indianki. Zrobił to świadomie, wiedząc, że w ten sposób odetnie dla swojej sąsiadki jedyny czynny dojazd do jej gospodarstwa.


"No to teraz nikt do mnie nie dojedzie! Co za bezczelny facet!" - pomyślała wkurzona Indianka, czekająca na przesyłkę kurierską.


Wezwała policję by zajęła się sprawą, bo to nie pierwszy raz, że typ dewastuje drogę do gospodarstwa Indianki. 


Gdy czekała na policjantów, na drogę gminną z siedliska Rumcajsów wypadły kundle i rzuciły się do nóg Indianki. Indianka wyciągnęła komórkę i nakręciła film z udziałem kundli w akcji, bo jak zgłaszała kilkakrotnie na policji, że Rumcajsowej kundle nachodzą jej gospodarstwo i niepokoją zwierzęta Indianki, oraz że atakują Indiankę, gdy przechodzi drogą obok siedliska Rumcajsów, to żadnych konsekwencji Rumcajsowa nie ponosiła, bo kłamała, że jej psy uwiązane i nigdzie nie chodzą, a poprzedni dzielnicowy chętnie dawał wiarę jej słowom i nie wszczynał żadnego postępowania. 

Tymczasem były okresy, że kundle Rumcajsowej dzień w dzień buszowały po podwórku Inidianki sikając na baloty i szczekając na kozy. Uporanie się z problemem potęgował fakt, że poprzedni dzielnicowy wyraźnie sprzyjał Rumcajsowej i miał w nosie sygnały Indianki w tej sprawie. Nie robił nic, aby problem rozwiązać.

Doprowadziło to do nieszczęścia, bo rozzuchwaleni bezkarnością chłopi, celowo zaczęli szczuć psami Indiankę, jej gości i jej zwierzęta i głupkowato się z tego naśmiewać, bo to dla nich takie strasznie śmieszne jak sąsiadka albo jej zwierzęta pogryzione. To cudowne, móc dopiec samotnej, schorowanej kobiecie. Pochodzi z miasta, to niech ma za to, że kupiła w ich wiosce ziemię.

Na szczęście jest nowy dzielnicowy i może on w końcu zakończy tę wielką wesołość miejscowych wieśniaków.


Policjanci przyjechali, drogę obejrzeli, sprawdzili, czy Rumcajsy miały pozwolenie na wycinkę drzewa z lasu. Rumcajsy nie miały pozwolenia ani z Gminy ani z Nadleśnictwa. Indianka słyszała, jak Rumcajsowa tłumaczyła się policjantom i wciskała kity, że oni to tylko wiatrołomy cięli.


Za nielegalną wycinkę drzew jest kara grzywny. Indianka ma nadzieję, że szabrownicy poniosą adekwatną karę.

piątek, 25 grudnia 2009

Święta Bożego Narodzenia 2009

Dziś pierwszy dzień świąt. Indianka obudziła się pierwsza i jak zwykle podłożyła drzewo do pieca.
Jej stalowy wynalazek pali się nieprzerwanie od wielu już dni. Nie można dopuszczać do zagaśnięcia w takie mrozy jak były, bo momentalnie chałupa się wychładza, a potem trudno rozpalić w piecu. Tak więc piec pali się nieprzerwanie regularnie zasilany dużymi gałęziami i drobnym chrustem.



Indianka myśli o udoskonaleniu pieca. Najpraktyczniej byłoby wstawić długą rurę kominową dodatkowo ogrzewającą kuchnię. Szkoda, by tyle żaru marnowało się w ceglanym kominie, podczas gdy ta energia jest potrzebna wewnątrz domu. No, to udoskonalenie to zostawi sobie na lato, gdy się w piecu prawie nie pali, bo teraz to byłoby ryzykowne – mogłoby coś pójść  nie tak i w środku zimy i mrozów siarczystych Indianka i jej goście zostali by bez ogrzewania.


Indianka niedawno kupiła wełnę mineralną do ocieplenia ganku. Ocieplenie jest do zrobienia od ręki. Wełnę przywiozła parę dni temu i już można działać. Tęgie mrozy mają wrócić zaraz po świętach. Ciepły ganek to cieplejszy dom. 


Znajomi zaprosili Indiankę na święta. Indianka nie może jechać, bo ma za dużo zmartwień tutaj obecnie.
Nie umiałaby się wyluzować i cieszyć tą wizytą. Musi zostać w domu i dopilnować wszystkiego.



Indiance przykro, że nie zdążyła kupić żywych świerczków w donicach ni prezentów dla jej młodych gości, ani zdobyć opłatka i święconej wody... No, ale chociaż kupiła zapasy żywności na zimę i jest co jeść, a w domu ciepło. Także dla zwierzęt udało się kupić owsa, pszenicy, lizawki, siano.


Teraz gdy sytuacja z grubsza opanowana, chce przynajmniej dom ogarnąć i doprowadzić do porządku na ile się da w istniejących warunkach... Kupiła karnisze do pokoju jej gości. Chcieli je zamontować na święta i powiesić ładne zasłony, ale niestety śrubki od karniszy mają tak małe gwinty, że trzeba kupić specjalny śrubokręt krzyżakowy o bardzo drobnej rozetce. To już po świętach... 


Jedno jest pewne - obecny Urząd Gminy Kowale Oleckie to wróg numer jeden rolnika. Absolutnie nie można zwracać się do gminiarzy o jakąkolwiek pomoc, bo na pewno nie pomogą, a co gorsza natychmiast nasyłają rozmaite urzędy, by pognębić rolnika jak się tylko da, tak jak zrobił to tuż przed świętami Locman i Kucharzewski. Nie chce im się drogi gminnej odśnieżać, więc nienawistnie napuścili weterynarza powiatowego by odebrał Indiance zwierzęta i dopłaty. Locman i Kucharzewski zepsuli Indiance i jej gościom ważne święta. Zakłócili mir domowy w same Boże Narodzenie. Niech Bóg ich doświadczy tą samą niegodziwością. Co za podli ludzie bez krzty sumienia i przyzwoitości... :((((
I tacy się do władzy rwą... Masakra...



Tymczasem Indianka i jej goście próbują ratować te święta. Ciasto smaczne upieczone - pora jakieś lepsze potrawy wymyślić. Nie będą to tradycyjne potrawy, bo nie ma niezbędnych składników, ale przynajmniej dostatnio na stole będzie.


Indianka kupiła dużo mąki, kury zaczęły się nieśmiało nieść, koza daje kapkę mleka – jest z czego ciasta piec.
Pora na wypieki.

wtorek, 22 grudnia 2009

Siano jest!

Indianka zdobyła siano! Niewielką ilość, bo nie było dostępnego odpowiednio pojemnego pojazdu, ale na jakieś dwa tygodnie starczy. Jest czas, by rozejrzeć się za większym transportem. Umówiony tir zepsuł się i nie dojechał, więc Indianka kupiła siano u innego rolnika. Aby je przewieźć, musiała się nieźle nakombinować, no, ale udało się i zwierzęta znowu mają pełne brzuszki.

Natomiast Gmina palcem nie kiwnęła by pomóc Indiance w przewiezieniu siana, mało tego, mściwi gminiarze zamiast brać się porządnie za gminną drogę, złośliwie napuścili na Indiankę powiatowego weterynarza.

No to Indianka napuści na przewrotnych gminiarzy inspektora budowlanego. Najwyższy czas, by odpowiednie służby zainteresowały się stanem technicznym tej upiornej drogi gminnej i rozliczyły Gminę z jej wieloletnich zaniedbań.

Email do kierownika ds. konserwacji dróg gminnych


Urząd Gminy
ul. Kościuszki 44
19-420 Kowale Oleckie
Tel./Fax 087 523 82 79
523 82 74


Do Pana Krzysztofa Locmana,


Sprawa: umożliwienie dostawy siana


Tak jak mówiłam wczoraj przez telefon w rozmowie z Panem, zamówiłam na dziś na moje gospodarstwo dostawę siana. Ponieważ to siano będzie jechało tirem (innego transportu nie dało się załatwić), więc może utknąć na za wąskiej drodze gminnej (nie poszerzanej, nie żwirowanej i nie równanej przez cały rok mimo moich próśb) i będzie potrzebna pomoc w wyciągnięciu tego tira, czyli silny traktor o dużej mocy z mocną liną holowniczą, a najlepiej z łańcuchem.

Wczoraj wyręczając Gminę JA sama wycięłam gałęzie sterczące nad drogą gminną w pobliżu mojego gospodarstwa, które zatrzymałyby tira, gdybym ich nie wycięła, ale może się okazać, że jakaś gałąź wcześniej na odcinku Czukty Krzyż - a moje gospodarstwo zahaczy o pakę i zatrzyma ciężarówkę wcześniej, więc proszę przygotować pilarzy na tę okoliczność i niech wytną wszelkie sterczące nad drogą gminną gałęzie (moja piła spalinowa odmówiła posłuszeństwa i cięliśmy ręcznie te gałęzie wczoraj – jednego grubego konara na drodze gminnej w pobliżu mojego gospodarstwa nie udało nam się odciąć, a sterczy tak konkretnie, że na pewno ciężarówka o niego zawadzi).

W razie problemu z dojazdem lub wyjazdem ciężarówki będę dzwonić. Dostawa ma być około południa. Proszę być przygotowanym na ewentualność pomocy w wyciąganiu tej ciężarówki (jak Państwo wiecie, nie mam swojego ciągnika, by sama tę ciężarówę wyciągnąć w razie potrzeby, a okoliczni chłopi nie wypożyczają swoich traktorów).

Pozdrawiam,
I.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Wielkie przygotowania na wielkiego przybysza

Po tym jak awanturujący się gminiarz (przydomek "Kucharz") odjechał, Indianka i August poszli szykować drogę na przyjazd oczekiwanego wielkiego przybysza. Zawieźli taczką nieco gruzu i popiołu na drogę gminną by zasypać koleinę. Niewiele go zawieźli, bo gruz zamarzł i nie dawał się ładować na taczkę, no, ale zawsze coś. To Gmina powinna te dziury łatać. Nie robią tego, więc Indianka postanowiła za nich wykonać robotę, bo zależy jej na tym, by tir dojechał bezproblemowo na jej rancho. Na szczęście dzisiejsze równanie drogi szuflą wyrównało ją na tyle, że powinna być dostatecznie przejezdna. Okaże się jutro, czy wystarczająco przejezdna dla tira.

Indianka i August przez cały dzień wycinali sterczące nad drogą gałęzie, co by tir mógł przejechać nie utknąwszy na tych zwieszających się nad drogą gałęziach. Praca była trudna, tym trudniejsza, że piła spalinowa odmówiła posłuszeństwa i trzeba było ręcznymi piłkami ciąć te gałęzie.

piątek, 13 marca 2009

Jak Urząd Gminy dba o młodego rolnika

Ponad 6 lat temu kupiłam za gotówkę gospodarstwo we wsi Czukty w Gminie Kowale Oleckie na Mazurach Garbatych i wprowadziłam się z całym dobytkiem do mojej posiadłości, po to by zająć się hodowlą koni, agroturystyką, by założyć piękny ogród i wyrabiać swojską, zdrową żywność. Po to, by spokojnie żyć w zgodzie z naturą. To co robię, to robię z pasji, z miłości do ziemi i zwierząt oraz fascynacji tradycyjną wsią polską. Moi Dziadkowie pochodzili z Siemiatycz na Podlasiu, a po II Wojnie Światowej osiedlili się na maleńkim gospodarstewku we wsi podszczecińskiej, obecnej luksusowej dzielnicy Szczecina - Warszewie. To właśnie u Dziadków na Warszewie zostałam zarażona miłością do ziemi, przyrody, zwierząt i sielskiego stylu życia.


Mój Dziadek przed II wojną służył w Kawalerii Polskiej. Także pod Szczecinem zawsze trzymał konie – jednego lub dwa. Na tej wsi podszczecińskiej czułam się najszczęśliwsza – kochana i rozumiana. Nadal pamiętam smak babcinych frykasów – warzyw z własnego, bogatego ogrodu np. smakowitych, soczystych pomidorów, smak jaj od własnych wybieganych na podwórku kur, własnoręcznie przyrządzonych kiełbas i wędlin z mięsa dziadkowych wieprzków. To było piękne. Babcia wiele opowiadała mi też o ich dawnym życiu na Podlasiu. Te obrazy tak głęboko zapadły mi w sercu, iż gdy już jako dorosła, samodzielna osoba mogłam sobie na to pozwolić – zaryzykowałam moje ówczesne wygodne miejskie życie w mieście i rzuciłam się na głęboką wodę przyjeżdżając w zupełnie mi obce miejsce na dawnej Suwalszczyźnie, w rejon zwany Mazurami Garbatymi. Czar miejsca urzekł mnie i zawojował całkowicie i ten czar i urok rekompensował mi niedostatki.


Gdy tu jechałam, wiedziałam, że nie będzie łatwo, bo pieniędzy ledwo starczyło na zakup gospodarstwa i części materiałów wykończeniowych i budowlanych koniecznych do remontu zdewastowanego i rozszabrowanego domu wiejskiego. Niestety banki ku mojemu zaskoczeniu nie udzieliły kredytu inwestycyjnego, nie uznając zakupu gospodarstwa jako mego wkładu własnego w przyszłą działalność hodowlaną i agroturystyczną, a nieco później także ARiMR nie przyznała dopłaty 50.000zł dla Młodego Rolnika na zagospodarowanie się (miałam gospodarstwo kilka miesięcy dłużej niż przewidują durne przepisy), ale wierzę w to co robię i jestem pracowita, więc jakoś przetrwałam te pierwsze 6 lat ciężko fizycznie pracując, mimo braku finansów na zakup maszyn rolniczych. Za niewielkie dopłaty unijne należne mojemu gospodarstwu kupiłam zwierzęta hodowlane, ale niestety, nadal nie stać mnie na zakup ciągnika i niezbędnych maszyn rolniczych oraz na skończenie remontu domu pod agroturystykę. Co roku całe moje niewielkie dopłaty idą na zakup drogich pasz i nic mi nie zostaje. Jest mi bardzo ciężko. Gwoździem do trumny jest brak dojazdu do gospodarstwa. Jakakolwiek działalność nie ma tu szans na powodzenie, dopóki droga gminna przed moim gospodarstwem nie będzie przejezdna.


droga gminna na kolonii Czukty
Normalne funkcjonowanie mojego gospodarstwa stale utrudnia problem z dojazdem do niego
– droga przed moim gospodarstwem jest nieremontowana i niekonserwowana od lat, mimo moich licznych podań i próśb skierowanych do Urzędu Gminy. Gmina lekceważy problem z drogą gminną przed moim gospodarstwem. Kierownik Wydziału Dróg Urzędu Gminy Kowale Oleckie – Krzysztof Locman, uważa, że wystarczy trochę podremontować drogę do sołtysowej, a dalej do mnie już nie trzeba. Uważa, że moje gospodarstwo ma mniejsze prawa, niż inne gospodarstwa w tej gminie i regularnie mnie zbywa, gdy upominam się o remont czy konserwację odcinka leżącego przed moim gospodarstwem.
bajoro na drodze gminnej...


Poprzedni właściciel mego gospodarstwa dojeżdżał do gospodarstwa śródpolną drogą gminną od północy.
Gdy jego sąsiad Tomasz Sawicki dowiedział się, że poprzedni właściciel mojego gospodarstwa wystawił gospodarstwo na sprzedaż – zachłannie zagrodził pas szerokości 50 metrów na odcinku długości niemal 500 metrów nie należącej do niego ziemi w tym pas drogi gminnej, po czym użytkował ten pas przez szereg kolejnych lat, a na samej drodze wykopał potężny jar, by nikt tamtędy nie mógł przejechać.


Wzdłuż tej zagrodzonej drogi gminnej biegła jednak wyjeżdżona druga droga polna, którą można było nadal dojechać do gospodarstwa jeszcze przez 2-3 lata dopóki nie kupił ziemi na której ona leżała nowy właściciel.
Wcześniej, poprzedni właściciel tego gospodarstwa na którym ta droga leżała, nie robił problemów z przejazdem, tym bardziej, że była to droga zwyczajowo wyjeżdżona od lat przez miejscowych. Jednak nowy właściciel - Karol Wąsewicz - rozkopał tę drogę, by nikt nie mógł nią przejechać.


Tak więc dojazd do mojego gospodarstwa od północy został całkowicie odcięty. Pozostała droga gminna od południa mojego gospodarstwa. Była ona od samego początku w zdziczałym stanie – zarośnięta, wąska, gliniasta, wertepiasta. Na coroczne i liczne moje wnioski i podania została częściowo poprawiona, ale nie ten 700 metrowy odcinek przed moim gospodarstwem, lecz dużo wcześniej na odcinku od wsi Czukty do przedostatniego domu należącego do męża obecnej sołtysowej Czukt. Nawet prywatne podwórko sołtysowej Naruszewiczowej wyżwirowano gminnym żwirem, ale ani jedna łopata żwiru nie poszła na głębokie koleiny pełne wody znajdujące się na drodze gminnej przed moim gospodarstwem. Odcinek od sołtysowej do mojego gospodarstwa pozostał nietknięty. Nic tu nie jest poprawiane od lat. Dodam, że jest to wyjątkowo trudny odcinek: znajduje się na nim wąski, gliniasty wąwóz, pełny wyłażących podczas deszczów z gliny kamieni, wąwóz gęsty od sterczących z obu skarp wąwozu gałęzi, a za wąwozem droga polna pozbawiona rowów odwadniających. Ten właśnie odcinek drogi od domu sołtysowej do wjazdu na moje rancho jest zupełnie nieprzejezdny przez większość roku.


droga gminna przed moim gospodarstwem
Końcowy odcinek tej drogi wiodący od sołtysowej do mego gospodarstwa tj. ok. 700 metrów pozostał nietknięty do dziś dnia, mimo, że już idzie 7 rok jak tu mieszkam i prowadzę gospodarstwo. W tym właśnie wąwozie niejeden samochód osobowy uszkodził sobie miskę olejową, w tym właśnie wąwozie niejeden samochód ugrzązł i nie mógł podjechać pod górę ślizgając się w lepkiej glinie, w tym wąwozie niejeden samochód porysował sobie karoserię sterczącymi z dwu stron gałęziami niewycinanymi od lat krzaków.


Wąwóz wymaga wycięcia krzaków, poszerzenia drogi poprzez ścięcie skarp, umocnienia kamiennymi ścianami wewnętrznych skarp wąwozu by ziemia nie osypywała się na drogę, wstawienia dren odwadniających w tenże ściany aby umożliwić odpływ wód opadowych ze skarpy do rowów odwadniających, wykonania rowów odwadniających wzdłuż drogi z obu jej stron, wyżwirowania drogi, wyrównania nawierzchni i ułożenia bruku. Bez tych niezbędnych prac wąwóz nadal pozostanie nieprzejezdny przez większość roku, a zwłaszcza w deszczowe okresy. Dalszy odcinek poza wąwozem wymaga równania, żwirowania, wykonania rowów odwadniających wzdłuż drogi gminnej, które zapobiegną staniu wody na drodze.


Pieniądze na ten cel Urząd Gminy może pozyskać ściągając z bambra zaległe należności za nielegalne użytkowanie przez ok. 6 lat gminnego pasa drogi. To by było ok. 7500zł. Urząd Gminy może też postarać się o mały grant na zagospodarowanie terenu zielonego jakim jest urokliwy wąwóz. Grant w wysokości 5.000zł.
Urząd Gminy może połączyć siły organizowanego właśnie kursu brukarskiego i urządzić warsztaty brukarskie dla jego uczestników w tymże wąwozie wykorzystując siły uczestników, do wybrukowania wąwozu.


Przedewszystkim jednak jest też coś takiego jak gminny fundusz na remont i konserwację dróg. Ponadto kamienia na Mazurach nie brakuje – jest czym brukować. Kilka kilometrów od mojej wsi jest potężna żwirownia w której można zaopatrzyć się w kamienie. Ponadto, wielu gospodarzy posiada na swych polach kamieniska – wystarczy podjechać ciągnikiem z przyczepą i załadować ten budulec za darmo.


Po prostu jeśli Urząd Gminy by chciał, to znalazł by niejeden sposób, aby problem końcowego odcinka drogi gminnej w Czuktach naprawić.


Tymczasem moje podania i prośby by poprawiono ten odcinek pozostają bez reakcji ze strony Urzędu Gminy. Nic tu nie jest robione od lat. Droga gminna przed moim gospodarstwem nadal jest nieprzejezdna przez większość roku uniemożliwiając tym samym normalne funkcjonowanie gospodarstwa. Nie mam maszyn rolnych - muszę kupować paszę. Są wielkie problemy z dowiezieniem po tej drodze siana, słomy, zboża, problemy ze sprzedażą byczków, koźląt, jaj, mleka koziego, serów, zdrowej żywności, że nie wspomnę o ogromnych trudnościach w dowiezieniu na gospodarstwo zakupów z miasta czy materiałów budowlanych.


Moje gospodarstwo ponosi dotkliwe straty z powodu uchylania się Urzędu Gminy od wywiązywania się z jej ustawowego obowiązku dbania o stan dróg do niej należących, a ja sama mam utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych takich jak pogotowie medyczne, a moje zwierzęta do świadczeń inseminacyjnych i weterynaryjnych. Nie mam samochodu – często korzystam z usług firm kurierskich i poczty – kurierzy i listonosze mają zawsze problem z dojazdem, skarżą się na ustawicznie fatalny stan drogi.


W 2002 roku straciłam pięknego, rasowego psa – weterynarz nie dojechał do chorego zwierzęcia z braku dojazdu. W 2005r. straciłam możliwość pokrycia klaczy – samochód z przyczepką konną nie był w stanie wyjechać przez ten gliniasty wąwóz – klacz stała rok jałowa – straciłam możliwość pokrycia klaczy. Rok temu – ten sam problem z kryciem klaczy. W zeszłym tygodniu małżeństwo rolników z Nowinki nie było w stanie przejechać tą drogą by dostać się na moje gospodarstwo – straciłam okazję sprzedania byczków. Przyszli, obejrzeli moje mięsne byczki - spodobały się, dogadaliśmy się co do ceny – ale nie dojechali swoim busem z przyczepką konną i musieli zrezygnować. Boksowali dwie godziny w błocie przed gospodarstwem, zanim się jakoś wydobyli z błota drogi gminnej.


nieremontowana droga gminna
W tym tygodniu w tym błocie na drodze gminnej znowu zakopał się kurier. Jakoś cudem udało mu się wyjechać. Ale w czwartek 12 marca 2009r. karetka pogotowia nie była w stanie dojechać do mojego gospodarstwa – musiałam sama słaniając się na nogach przejść o własnych siłach do karetki pogotowia kilometrowy odcinek drogi gminnej, bo na tej drodze przeszkoda w postaci potężnej, szeroko rozlanej kałuży uniemożliwiała dojazd do mojego gospodarstwa. Woda na drodze stoi, bo nie ma rowu odwadniającego.
droga gminna w wiosce Czukty, gm. Kowale Oleckie
Tym razem doszłam o własnych siłach. A jeśli zachoruję poważniej niż wczoraj? A jeśli od szybkości udzielonej mi pomocy będzie zależało nie tylko zdrowie, ale i życie moje? Czy ten bezduszny Urząd Gminy chce mieć moje życie na sumieniu?
Droga gminna
Nie wiem co gorsze – czy to, że Urząd Gminy ryzykuje moim życiem, czy to, że przez Urząd Gminy Kowale Oleckie w 2007 i 2008r. straciłam możliwość wykonania płyty obornikowej i sprowadzenia zbiornika na gnojówkę. Mimo moich próśb i podań o poprawienie stanu drogi, która absolutnie nie nadaje się do przejazdu dla ciężkiego sprzętu typu gruszka z betonem czy tir ze zbiornikiem na gnojówkę, Urząd Gminy nie zrobił nic, aby stan drogi poprawić, w wyniku czego poniosłam stratę w wysokości 20.000zł – tyle dopłat unijnych straciłam przez Urząd Gminy Kowale Oleckie. To nie jest koniec strat z tytułu dopłat unijnych. Brak tejże płyty i zbiornika na gnojówkę uniemożliwi mojemu gospodarstwu korzystanie z innych programów unijnych współfinansowanych przez Unię Europejską, które za warunek stawiają posiadanie takowej płyty i zbiornika. Moje gospodarstwo nadal nie będzie mogło zagospodarować się i stać się rentowne i zarobić na siebie i na mnie. Urząd Gminy poprzez zaniechanie swoich obowiązków wobec mnie jako podatnika podatku rolnego bezpośrednio wpłynął na zahamowanie zagospodarowania i rozwoju mojego gospodarstwa.
W ten sposób Urząd Gminy działa na szkodę mojego gospodarstwa.


W ten sposób Urząd Gminy Kowale Oleckie “dba” o młodego rolnika, w ten sposób Urząd Gminy “ułatwia” start i zagospodarowanie się młodemu rolnikowi. Urząd Gminy ani nie wywiązuje się ze swoich ustawowych obowiązków dotyczących remontów i konserwacji dróg, a moje gospodarstwo na tym traci.


Artykuł na Pierwszym Portalu Rolniczym:
http://www.ppr.pl/artykul.php?id=153275&dzial=3988