Pokazywanie postów oznaczonych etykietą droga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą droga. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 31 lipca 2016

Syficzne trolle zapraszają intruzów do łażenia po drodze Indianki :(



To nie koniec podjudzania do włażenia z nieproszonym, chamskim ryjem do świętego królestwa Indianki.

Niejaki "Grześ ze wsi", kolejny klakier syfiarni, nazywający moje piękne, zielone Rancho..."syfem" (pewnie wzięło mu się to z tego, że sam ma syf w czerepie, po zaćpaniu), podaje fałszywe informacje dla potencjalnych intruzów, a troll Rad Mazurski skwapliwie je powiela. Otóż obaj kłamią, że moja wewnętrzna droga znajdująca się na moim gospodarstwie, to droga publiczna. Otóż nie.
Wprowadzacie ludzi w błąd.
Nie radzę wjeżdżać czymkolwiek na moją posesję bez mojej zgody, bo dostaniesz kopytami po masce, albo kamieniami. 

Kilka lat temu drogę wykupiłam i wcieliłam do mojego gospodarstwa. Teraz to jest moja działka. Nikt nie ma prawa po niej łazić ni jeździć bez mojej zgody. Mowa o działkach numer: 128, 129 i 40. Wszystkie są MOJE.
Pojąłeś matole jeden z drugim?

A propos "faktów syfiarni" czyli de facto syficznej ściemy, kłamstw i pomówień oraz mitów trolli internetowych z syfiarni, droga za gospodarstwem nie jest zaorana. Rośnie mi tam trawka dla moich zwierzątek :) Rośnie mi, albowiem droga za gospodarstwem jest też moja i drogą już nie jest, tylko użytkiem zielonym :))) Tam też nie możesz mi łazić bez mojej zgody. Chyba, że chcesz dostać wpierdol?? ;)))

Aha, Radziu :) Nigdy nie twierdziłam, że moja droga wewnętrzna, to droga gminna. Znów bredzisz. Ty jesteś ciulu psychiczny :))) Droga gminna znajduje się PRZED moim gospodarstwem. Na południu od mego królestwa.
Badacze od 7 boleści dróg Indianki ;)))

niedziela, 5 maja 2013

Pies sołtysowej


Uprasza się sołtysową mojej wioski, aby zabrała swojego kundla z mojej ziemi, bo jej pies brudzi tutaj, obgryza moje drzwi, szczeka na mnie, szczeka na moje zwierzęta i je płoszy. Kundel “Foxik” łazi po mojej ziemi regularnie od tygodnia. Jak jutro znowu go tu zobaczę – wezwę policję i TOZ – pies zagraża moim zwierzętom, niszczy moje mienie oraz jest zaniedbany przez właściciela, który nie sprawuje nad nim żadnej kontroli.


W tle kundelek sołtysowej zwany "Foxik" - ten sam, który w zeszłym roku włamał się do stajni do zamkniętej w niej na czas cieczki Satji i zapłodnił ją. Przez tę niechcianą ciążę i potomstwo Indianka straciła suczkę :(((
Teraz, gdy Saba ma cieczkę - także przylatuje na moje gospodarstwo i
gryzie drzwi na ganek na którym siedzi zamknięta Saba. Drzwi są już mocno uszkodzone.
Pies ten wygryzł pokaźną dziurę w drewnianych drzwiach ganku :(
A to reakcja męża sołtyski na moją prośbę do Urzędu Gminy, aby Urząd zajął się jej wałęsającym po moim gospodarstwie psem sołtyski:


Przytargał 5 głazów i ustawił je na wprost wjazdu na moje gospodarstwo utrudniając tym samym wjazd,
gdyż duży samochód, np. ciężarówka czy straż pożarna nie wykręci teraz aby wjechać na moje gospodarstwo.
Ponadto droga dojazdowa do mojego gospodarstwa często jest zastawiona samochodami wędkarzy, którzy odpłatnie wędkują u męża sołtyski. Nie parkują oni na podwórku sołtyski, tylko na wąskiej drodze polnej - drodze dojazdowej do mojego gospodarstwa. W ten sposób skutecznie blokują dojazd na moje gospodarstwo. 

piątek, 18 czerwca 2010

żwirek i muchomorek

Indianka w czwartek z rana koźlęta zakolczykowała (darły się jakby im kto łeb użynał, a nie tylko głupie kolczyki zakładał). Oj, nie lubi Indianka tego procederu. Maluchy na Indiankę obrażone – nie dadzą się teraz pogłaskać przez długie tygodnie.
Potem zabrała się za malowanie obory i koziarni. Krowa Bernadetta stanęła w wymalowanym wejściu i podziwiała z zachwytem pracę Indianki.
Indianka wysmarowawszy zawartość wiadra na ściany, udała się na chwilowy spoczynek. W tym momencie przybyli świątobliwi apostołowie. Indianka wyniosła swe rekreacyjne sprzęty na dwór i ucięła z panami pogawędkę na tematy egzystencjonalne.
Apostoł Konrad przemawiał. Podeszła najpierw zaciekawiona kurka, potem kotka wskoczyła na kolana apostoła Oskara, a na koniec krówka Bernadetta z zafascynowaniem przysłuchiwała się przemowie apostoła Konrada.
Panowie skończyli swoją misję i poszli dalej głosić swe przekonania, a tymczasem Indianka udała się do domu popracować na komputerze. Gdy skończyła, wieczór już był. Udała się na spacer na koniec gospodarstwa.
Wyszła na drogę, a tu niespodzianka – droga nareszcie solidnie wyżwirowana, nawet poszerzona i wyrównana trochę.  No, ale rowu odwadniającego nie ma – w razie deszczu woda i tak będzie stała na drodze.

Trzeba się znowu upomnieć o ten rów. Na całej długości drogi od wioski do chałupy sołtysa rów odwadniający zrobili, a dalej od domu sołtysa do gospodarstwa Indianki już zaniedbano ten końcowy odcinek, a on najgorszy tu jest w czasie deszczów. No i jest strasznie rozjeżdżany przez sołtysa i jego klientów. Nie może ten odcinek być bez rowu odwadniającego, tym bardziej, że pobocza są wyżej niż sama droga. Rumcajs chciwie wkłuł się tyczkami w pobocze drogi gminnej zagracając miejsce na rów melioracyjny. Gmina pewnie będzie się bała zadrzeć z Rumcajsem i rowu nie zrobi. Prywata Rumcajsa weźmie górę nad dobrem publicznym, a straci na tym znowu regularnie odcinana od świata przez deszcze i roztopy Indianka.


żwirek już jest, teraz pora ugryźć paskudnego muchomora i doprowadzić do wykonania rowu melioracyjnego.

wtorek, 22 grudnia 2009

Email do kierownika ds. konserwacji dróg gminnych


Urząd Gminy
ul. Kościuszki 44
19-420 Kowale Oleckie
Tel./Fax 087 523 82 79
523 82 74


Do Pana Krzysztofa Locmana,


Sprawa: umożliwienie dostawy siana


Tak jak mówiłam wczoraj przez telefon w rozmowie z Panem, zamówiłam na dziś na moje gospodarstwo dostawę siana. Ponieważ to siano będzie jechało tirem (innego transportu nie dało się załatwić), więc może utknąć na za wąskiej drodze gminnej (nie poszerzanej, nie żwirowanej i nie równanej przez cały rok mimo moich próśb) i będzie potrzebna pomoc w wyciągnięciu tego tira, czyli silny traktor o dużej mocy z mocną liną holowniczą, a najlepiej z łańcuchem.

Wczoraj wyręczając Gminę JA sama wycięłam gałęzie sterczące nad drogą gminną w pobliżu mojego gospodarstwa, które zatrzymałyby tira, gdybym ich nie wycięła, ale może się okazać, że jakaś gałąź wcześniej na odcinku Czukty Krzyż - a moje gospodarstwo zahaczy o pakę i zatrzyma ciężarówkę wcześniej, więc proszę przygotować pilarzy na tę okoliczność i niech wytną wszelkie sterczące nad drogą gminną gałęzie (moja piła spalinowa odmówiła posłuszeństwa i cięliśmy ręcznie te gałęzie wczoraj – jednego grubego konara na drodze gminnej w pobliżu mojego gospodarstwa nie udało nam się odciąć, a sterczy tak konkretnie, że na pewno ciężarówka o niego zawadzi).

W razie problemu z dojazdem lub wyjazdem ciężarówki będę dzwonić. Dostawa ma być około południa. Proszę być przygotowanym na ewentualność pomocy w wyciąganiu tej ciężarówki (jak Państwo wiecie, nie mam swojego ciągnika, by sama tę ciężarówę wyciągnąć w razie potrzeby, a okoliczni chłopi nie wypożyczają swoich traktorów).

Pozdrawiam,
I.

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Wielkie przygotowania na wielkiego przybysza

Po tym jak awanturujący się gminiarz (przydomek "Kucharz") odjechał, Indianka i August poszli szykować drogę na przyjazd oczekiwanego wielkiego przybysza. Zawieźli taczką nieco gruzu i popiołu na drogę gminną by zasypać koleinę. Niewiele go zawieźli, bo gruz zamarzł i nie dawał się ładować na taczkę, no, ale zawsze coś. To Gmina powinna te dziury łatać. Nie robią tego, więc Indianka postanowiła za nich wykonać robotę, bo zależy jej na tym, by tir dojechał bezproblemowo na jej rancho. Na szczęście dzisiejsze równanie drogi szuflą wyrównało ją na tyle, że powinna być dostatecznie przejezdna. Okaże się jutro, czy wystarczająco przejezdna dla tira.

Indianka i August przez cały dzień wycinali sterczące nad drogą gałęzie, co by tir mógł przejechać nie utknąwszy na tych zwieszających się nad drogą gałęziach. Praca była trudna, tym trudniejsza, że piła spalinowa odmówiła posłuszeństwa i trzeba było ręcznymi piłkami ciąć te gałęzie.

Odśnieżanie

Wczoraj przed południem zdesperowana Indianka wysłała błagalny email do Urzędu Gminy, by odśnieżono drogę gminną prowadzącą do jej położonego na kolonii gospodarstwa. W email’u prosiła też Gminę o pomoc w dowiezieniu na gospodarstwo Indianki siana i słomy od innych rolników, bo droga słaba, nie nadaje się do jazdy ciężarówkami i nawet odśnieżenie gminnej drodze niewiele pomoże i może okazać się niewystarczające, bo droga gruntowa wymaga równania, żwirowania i poszerzania, którego to w tym roku całkowicie zaniechano na odcinku od sołtysa do rancho Indianki, a Indianka z kolei mimo usilnych prób nie ma możliwości wypożyczenia ciągnika, który by bez trudu pokonał gminne wertepy.


Dziś przed południem pracownik gminy nadjechał traktorem z szuflą i zdarł śnieg na drodze gminnej, a nawet wjechał na wewnętrzną drogę gospodarstwa i też rozepchnął śnieg aż na podwórko Indianki, tyle że zostawił sporą zaspę na środku podwórka, która utrudni manewrowanie tirem z sianem, który Indianka zamówiła na jutro.


Tak czy inaczej, Indianka miło zaskoczona była, że odśnieżono drogę tak szybko i bez tygodnia telefonowania po kilka razy dziennie dzień w dzień przy zużyciu całej karty telefonicznej, jak to bywało ongiś. Zdziwiła się, że Gmina zareagowała na email Indianki i to w dodatku szybko! Dawniej emaile Indianki były ignorowane. Indianka musiała telefonować i wysyłać listy polecone lub wozić pisma do gminy z podaniami o odśnieżenie kawałka gminnej drogi, który na ogół jest pomijany przy odśnieżaniu wsi w obrębie której Indianka ma swe gospodarstwo.
To monitowanie osobiste było upiorne i pracochłonne, a na reakcję Gminy trzeba było czekać w nieskończoność. Tym razem reakcja była błyskawiczna!



Ucieszona Indianka podeszła do pracownika Gminy, który siedział za kierownicą traktora i chciała mu podziękować i dogadać się, aby przywiózł zwierzętom Indianki parę bel słomy i siana na dziś tu z bliskiej okolicy, dopóki tir z większą ilością bel siana nie dojedzie.


Traktorzysta otworzył drzwi traktora i.... tu nastąpił nieprzewidziany zwrot akcji....
Zanim Indianka zdążyła otworzyć usta... -  gminiarz naszczekał na nią jak wściekły pies!

Oczywiście, o żadnym przywiezieniu beli siana czy słomy nie było mowy.

Zapieniony gminiarz darł ryja na całe podwórko, że Indiance siana nie pomoże przywieźć, ale za to chętnie jej konie sobie przywłaszczy.

Gdy Indianka usłyszała o chciwych zapędach wrogiego oszołoma, straciła zimną krew i ryknęła na obmierzłego typa wielkim głosem, aż echo rozniosło go po dolinie:
„Do prokuratora pana podam za te pogróżki i zaniedbania w utrzymaniu gminnej drogi w stanie przejezdności! Pan mi łaski nie robi, że raz na cały rok drogę odśnieży abym mogła paszę dowieźć! Podatek dla Gminy zapłaciłam za cały rok z góry, a nic na drodze nie było robione przez cały rok, żadnego równania, żwirowania, poszerzania drogi! Nic! Biorą pieniądze za darmochę i nic cały rok nie robią tylko durni strugają! Czekają aż przyjdzie zima i te nierównane wertepy zamienią się w przeszkody nie do przebycia! I jeszcze mi tu typ wygraża zamiast zamknąć pysk i zrobić co do niego należy i za co mu płacą!”



Oczy Indianki miotały pioruny na bezczelnego typa podczas, gdy go z wielką energią beształa.
Typ miał szczęście, że żadnego narzędzia pod ręką nie miała, bo by mu pokazała, gdzie raki zimują, tak ją cham rozsierdził. Tymczasem typ arogancko przekrzykiwał Indiankę, odgrażał się w końcu zabrał dupę w troki i odjechał tym ciągnikiem. 



Oczywiście siana ni słomy nie podwiózł, chociaż mógł i był blisko tej słomy. Mógł co najmniej jeden balot podrzucić tym ciągnikiem na jego szufli, ale nadęty gminiarz był o całe lata świetlne od jakiegokolwiek pomagania, a samo to odśnieżanie wymuszone z urzędu doprowadziło faceta do wściekłej furii. 


Najchętniej to by nic nie robił tylko brał kasiorę co miesiąc i mądrzył się. Wszak Gmina to jego prywatny folwark i może robić co chce, a tu mu jakaś rolniczka śmie przeszkadzać w piciu kawy w ciepłym biurze i gania go po zaśnieżonych drogach, bo jakiś głupi tir ma siano przywieźć dla głodnych zwierząt...

niedziela, 20 grudnia 2009

Brak dojazdu

Indianka jest przygnębiona. Brak dojazdu do gospodarstwa. Trzeba siano dowieźć. Nie ma jak. Droga nieodśnieżona. Nieprzejezdna. Zwierzęta głodne. Będzie tragedia. Zwierzęta popadają z głodu... :((((

poniedziałek, 16 marca 2009

Droga gminna na kolonię

Za wąwozem znajduje się pas drogi gminnej długości ok. 500 metrów do mojego wjazdu na gospodarstwo, a cały odcinek od domu sołtysa do lasu ma ok. 1000 metrów.


Latem, gdy sucho - dojazd jest jako taki. Ale to tylko w dni bezdeszczowe. Wystarczy kilka dni deszczu i droga zamienia się w bajoro, bo wody opadowe nie mają spływu z drogi. Potrzebny jest co najmniej jeden rów odwadniający, lub najlepiej po jednym rowie z każdej strony drogi, by woda równomiernie spływała na boki.


Dojazd do rancza
dojazd do mojego gospodarstwa

Wąwóz

Ja chcę powiedzieć, że jest w naszym kraju garstka zapaleńców, którzy porzucili wygodne miejskie życie na rzecz twardego życia na wsi – to są rolnicy z powołania, którzy mają w sobie wiele cennych inicjatyw i tych ludzi trzeba wspierać, a nie im utrudniać życie i zwalczać. A tak podstawowa rzecz jak droga do gospodarstwa, zwłaszcza gospodarstwa planowanego jako agroturystyczne – musi być w dobrym stanie, bo żaden potencjalny agroturysta z Warszawy nie będzie ryzykował naderwania sobie zawieszenia na potężnych wertepach.


Wąwóz - zjazd z górki


Wąwóz jest piękny i nadaje się na romantyczne spacery, ale niestety nie do jazdy samochodami osobowymi i busami - gałęzie rysują karoserię, a nierówności drogi zagrażają zawieszeniom. Tutaj akurat jest pełnia lata i wąwóz wysechł, koleiny się zasklepiły, ale wystarczy kilka dni deszczu i glina uniemożliwia przejazd. Jeszcze z góry można z trudem zjechać, ale pod górę to już nie da rady.


Ja tego nie rozumiem, dlaczego, skoro w całej gminie są drogi konserwowane i remontowane, ten odcinek przed moim gospodarstwem jest ustawicznie pomijany corocznie od 6 lat.


To fakt, że nasza Wójt rządzi już chyba czwartą kadencję i układy gminne są ustalone i okrzepłe.
Spokrewnionym czy zaprzyjaźnionym rolnikom drogi się robi, obcym – nie. Zasiedziałym rolnikom się pobłaża, nowym - nie. Bamber, który przez 5 lat użytkował ten pas drogi od północy powinien być obciążony za jej użytkowanie zgodnie z prawem. Urząd Gminy zaniechał tego narażając budżet gminy na straty rzędu 7500zł, nie licząc kary grzywny za nielegalne użytkowanie pasa drogi gminnej przez samowolnego warchoła.


7500zł to jest tyle ile wystarczy na remont tego końcowego odcinka drogi gminnej przed moim gospodarstwem od południa mojego gospodarstwa. Gdyby Urząd Gminy ściągnął te pieniądze od zachłannego bambra – to by miał na remont drogi od południa. Są też małe granty do 5.000zł na małe projekty. Wąwóz jest na tyle ładnym miejscem, że warto w niego zainwestować podnosząc walory turystyczne mojej wioski. Sęk w tym, że jest tu potrzebna dobra wola Urzędu Gminy.


Tymczasem gdy ja zachodzę do Urzędu Gminy, to ustawicznie słyszę, że nie mają pieniędzy na remont tego końcowego odcinka. Robią wszędzie remonty dróg w całej gminie, konserwują po kilka razy do roku te same odcinki, a nigdy „nie mają pieniędzy” na ten kawałeczek przed moim gospodarstwem.



Ten wąwóz jest za wąski i za bardzo zakrzaczony, by nim swobodnie jeździć czymkolwiek.
Nawierzchnia jest gliniasto-kamieniasta, nierówna. Tutaj samochody osobowe do mnie jadące uszkadzają sobie podwozia, rysują lakiery, grzęzną w glinie, obijają sobie podwozia o sterczące kamienie.


Ten właśnie wąwóz trzeba poszerzyć - ściąć skarpy, wyrównać,zrobić odwodnienie co najmniej z jednej strony,drogę wyżwirować, wybrukować kocimi łbami której w mojej okolicy nie brakuje,
ściany wewnętrzne wąwozu wymurować kamiennym murem aby się nie osypywały na drogę po ścięciu skarp. W te ściany wstawić dreny, aby woda ze ścian wąwozu mogła spływać kanałami odwadniającymi wykonanymi w nawierzchni drogi. Przed ścinaniem skarp wąwozu należałoby wyciąć krzaki porastającej jego pobocza no i dokładnie wymierzyć geodezyjnie jak przebiega droga, czy aby który z sąsiadów nie zajął drogi, bo droga w planach ma 6 metrów szerokości (pas drogi ma 6 metrów szerokości). a może też okazać się, że planowa droga nie biegnie wąwozem tylko obok, dlatgo najpierw pomiary geodezyjne powinny być wykonane.
Ten wąwóz należy wyremontować i umocnić tak by nadawał się do jazdy cały rok, a jednocześnie zachować jego walory krajobrazowe. Kamienia na Mazurach jest pod dostatkiem, kilka kilometrów dalej jest kopalnia żwiru i kamienia.Poza tym każdy gospodarz na swojej ziemi ma sterty niepotrzebnych kamieni które może oddać na wybrukowanie tego wąwozu.


Wystarczy zajechać i załadować. W ścianie tego wąwozu można by wmurować kamienną tablicę pamiątkową mówiącą parę istotnych faktów o wsi i jej mieszkańcach. Na skarpach wąwozu można by posadzić eleganckie iglaki i byliny wieloletnie by ten wąwóz stał się piękną ozdobą wsi i podniósł jej walory turystyczne.
Są małe granty do wysokości np. 5.000zł - myślę że by to wystarczyło na remont i upiększenie tego wąwozu.

piątek, 13 marca 2009

Jak Urząd Gminy dba o młodego rolnika

Ponad 6 lat temu kupiłam za gotówkę gospodarstwo we wsi Czukty w Gminie Kowale Oleckie na Mazurach Garbatych i wprowadziłam się z całym dobytkiem do mojej posiadłości, po to by zająć się hodowlą koni, agroturystyką, by założyć piękny ogród i wyrabiać swojską, zdrową żywność. Po to, by spokojnie żyć w zgodzie z naturą. To co robię, to robię z pasji, z miłości do ziemi i zwierząt oraz fascynacji tradycyjną wsią polską. Moi Dziadkowie pochodzili z Siemiatycz na Podlasiu, a po II Wojnie Światowej osiedlili się na maleńkim gospodarstewku we wsi podszczecińskiej, obecnej luksusowej dzielnicy Szczecina - Warszewie. To właśnie u Dziadków na Warszewie zostałam zarażona miłością do ziemi, przyrody, zwierząt i sielskiego stylu życia.


Mój Dziadek przed II wojną służył w Kawalerii Polskiej. Także pod Szczecinem zawsze trzymał konie – jednego lub dwa. Na tej wsi podszczecińskiej czułam się najszczęśliwsza – kochana i rozumiana. Nadal pamiętam smak babcinych frykasów – warzyw z własnego, bogatego ogrodu np. smakowitych, soczystych pomidorów, smak jaj od własnych wybieganych na podwórku kur, własnoręcznie przyrządzonych kiełbas i wędlin z mięsa dziadkowych wieprzków. To było piękne. Babcia wiele opowiadała mi też o ich dawnym życiu na Podlasiu. Te obrazy tak głęboko zapadły mi w sercu, iż gdy już jako dorosła, samodzielna osoba mogłam sobie na to pozwolić – zaryzykowałam moje ówczesne wygodne miejskie życie w mieście i rzuciłam się na głęboką wodę przyjeżdżając w zupełnie mi obce miejsce na dawnej Suwalszczyźnie, w rejon zwany Mazurami Garbatymi. Czar miejsca urzekł mnie i zawojował całkowicie i ten czar i urok rekompensował mi niedostatki.


Gdy tu jechałam, wiedziałam, że nie będzie łatwo, bo pieniędzy ledwo starczyło na zakup gospodarstwa i części materiałów wykończeniowych i budowlanych koniecznych do remontu zdewastowanego i rozszabrowanego domu wiejskiego. Niestety banki ku mojemu zaskoczeniu nie udzieliły kredytu inwestycyjnego, nie uznając zakupu gospodarstwa jako mego wkładu własnego w przyszłą działalność hodowlaną i agroturystyczną, a nieco później także ARiMR nie przyznała dopłaty 50.000zł dla Młodego Rolnika na zagospodarowanie się (miałam gospodarstwo kilka miesięcy dłużej niż przewidują durne przepisy), ale wierzę w to co robię i jestem pracowita, więc jakoś przetrwałam te pierwsze 6 lat ciężko fizycznie pracując, mimo braku finansów na zakup maszyn rolniczych. Za niewielkie dopłaty unijne należne mojemu gospodarstwu kupiłam zwierzęta hodowlane, ale niestety, nadal nie stać mnie na zakup ciągnika i niezbędnych maszyn rolniczych oraz na skończenie remontu domu pod agroturystykę. Co roku całe moje niewielkie dopłaty idą na zakup drogich pasz i nic mi nie zostaje. Jest mi bardzo ciężko. Gwoździem do trumny jest brak dojazdu do gospodarstwa. Jakakolwiek działalność nie ma tu szans na powodzenie, dopóki droga gminna przed moim gospodarstwem nie będzie przejezdna.


droga gminna na kolonii Czukty
Normalne funkcjonowanie mojego gospodarstwa stale utrudnia problem z dojazdem do niego
– droga przed moim gospodarstwem jest nieremontowana i niekonserwowana od lat, mimo moich licznych podań i próśb skierowanych do Urzędu Gminy. Gmina lekceważy problem z drogą gminną przed moim gospodarstwem. Kierownik Wydziału Dróg Urzędu Gminy Kowale Oleckie – Krzysztof Locman, uważa, że wystarczy trochę podremontować drogę do sołtysowej, a dalej do mnie już nie trzeba. Uważa, że moje gospodarstwo ma mniejsze prawa, niż inne gospodarstwa w tej gminie i regularnie mnie zbywa, gdy upominam się o remont czy konserwację odcinka leżącego przed moim gospodarstwem.
bajoro na drodze gminnej...


Poprzedni właściciel mego gospodarstwa dojeżdżał do gospodarstwa śródpolną drogą gminną od północy.
Gdy jego sąsiad Tomasz Sawicki dowiedział się, że poprzedni właściciel mojego gospodarstwa wystawił gospodarstwo na sprzedaż – zachłannie zagrodził pas szerokości 50 metrów na odcinku długości niemal 500 metrów nie należącej do niego ziemi w tym pas drogi gminnej, po czym użytkował ten pas przez szereg kolejnych lat, a na samej drodze wykopał potężny jar, by nikt tamtędy nie mógł przejechać.


Wzdłuż tej zagrodzonej drogi gminnej biegła jednak wyjeżdżona druga droga polna, którą można było nadal dojechać do gospodarstwa jeszcze przez 2-3 lata dopóki nie kupił ziemi na której ona leżała nowy właściciel.
Wcześniej, poprzedni właściciel tego gospodarstwa na którym ta droga leżała, nie robił problemów z przejazdem, tym bardziej, że była to droga zwyczajowo wyjeżdżona od lat przez miejscowych. Jednak nowy właściciel - Karol Wąsewicz - rozkopał tę drogę, by nikt nie mógł nią przejechać.


Tak więc dojazd do mojego gospodarstwa od północy został całkowicie odcięty. Pozostała droga gminna od południa mojego gospodarstwa. Była ona od samego początku w zdziczałym stanie – zarośnięta, wąska, gliniasta, wertepiasta. Na coroczne i liczne moje wnioski i podania została częściowo poprawiona, ale nie ten 700 metrowy odcinek przed moim gospodarstwem, lecz dużo wcześniej na odcinku od wsi Czukty do przedostatniego domu należącego do męża obecnej sołtysowej Czukt. Nawet prywatne podwórko sołtysowej Naruszewiczowej wyżwirowano gminnym żwirem, ale ani jedna łopata żwiru nie poszła na głębokie koleiny pełne wody znajdujące się na drodze gminnej przed moim gospodarstwem. Odcinek od sołtysowej do mojego gospodarstwa pozostał nietknięty. Nic tu nie jest poprawiane od lat. Dodam, że jest to wyjątkowo trudny odcinek: znajduje się na nim wąski, gliniasty wąwóz, pełny wyłażących podczas deszczów z gliny kamieni, wąwóz gęsty od sterczących z obu skarp wąwozu gałęzi, a za wąwozem droga polna pozbawiona rowów odwadniających. Ten właśnie odcinek drogi od domu sołtysowej do wjazdu na moje rancho jest zupełnie nieprzejezdny przez większość roku.


droga gminna przed moim gospodarstwem
Końcowy odcinek tej drogi wiodący od sołtysowej do mego gospodarstwa tj. ok. 700 metrów pozostał nietknięty do dziś dnia, mimo, że już idzie 7 rok jak tu mieszkam i prowadzę gospodarstwo. W tym właśnie wąwozie niejeden samochód osobowy uszkodził sobie miskę olejową, w tym właśnie wąwozie niejeden samochód ugrzązł i nie mógł podjechać pod górę ślizgając się w lepkiej glinie, w tym wąwozie niejeden samochód porysował sobie karoserię sterczącymi z dwu stron gałęziami niewycinanymi od lat krzaków.


Wąwóz wymaga wycięcia krzaków, poszerzenia drogi poprzez ścięcie skarp, umocnienia kamiennymi ścianami wewnętrznych skarp wąwozu by ziemia nie osypywała się na drogę, wstawienia dren odwadniających w tenże ściany aby umożliwić odpływ wód opadowych ze skarpy do rowów odwadniających, wykonania rowów odwadniających wzdłuż drogi z obu jej stron, wyżwirowania drogi, wyrównania nawierzchni i ułożenia bruku. Bez tych niezbędnych prac wąwóz nadal pozostanie nieprzejezdny przez większość roku, a zwłaszcza w deszczowe okresy. Dalszy odcinek poza wąwozem wymaga równania, żwirowania, wykonania rowów odwadniających wzdłuż drogi gminnej, które zapobiegną staniu wody na drodze.


Pieniądze na ten cel Urząd Gminy może pozyskać ściągając z bambra zaległe należności za nielegalne użytkowanie przez ok. 6 lat gminnego pasa drogi. To by było ok. 7500zł. Urząd Gminy może też postarać się o mały grant na zagospodarowanie terenu zielonego jakim jest urokliwy wąwóz. Grant w wysokości 5.000zł.
Urząd Gminy może połączyć siły organizowanego właśnie kursu brukarskiego i urządzić warsztaty brukarskie dla jego uczestników w tymże wąwozie wykorzystując siły uczestników, do wybrukowania wąwozu.


Przedewszystkim jednak jest też coś takiego jak gminny fundusz na remont i konserwację dróg. Ponadto kamienia na Mazurach nie brakuje – jest czym brukować. Kilka kilometrów od mojej wsi jest potężna żwirownia w której można zaopatrzyć się w kamienie. Ponadto, wielu gospodarzy posiada na swych polach kamieniska – wystarczy podjechać ciągnikiem z przyczepą i załadować ten budulec za darmo.


Po prostu jeśli Urząd Gminy by chciał, to znalazł by niejeden sposób, aby problem końcowego odcinka drogi gminnej w Czuktach naprawić.


Tymczasem moje podania i prośby by poprawiono ten odcinek pozostają bez reakcji ze strony Urzędu Gminy. Nic tu nie jest robione od lat. Droga gminna przed moim gospodarstwem nadal jest nieprzejezdna przez większość roku uniemożliwiając tym samym normalne funkcjonowanie gospodarstwa. Nie mam maszyn rolnych - muszę kupować paszę. Są wielkie problemy z dowiezieniem po tej drodze siana, słomy, zboża, problemy ze sprzedażą byczków, koźląt, jaj, mleka koziego, serów, zdrowej żywności, że nie wspomnę o ogromnych trudnościach w dowiezieniu na gospodarstwo zakupów z miasta czy materiałów budowlanych.


Moje gospodarstwo ponosi dotkliwe straty z powodu uchylania się Urzędu Gminy od wywiązywania się z jej ustawowego obowiązku dbania o stan dróg do niej należących, a ja sama mam utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych takich jak pogotowie medyczne, a moje zwierzęta do świadczeń inseminacyjnych i weterynaryjnych. Nie mam samochodu – często korzystam z usług firm kurierskich i poczty – kurierzy i listonosze mają zawsze problem z dojazdem, skarżą się na ustawicznie fatalny stan drogi.


W 2002 roku straciłam pięknego, rasowego psa – weterynarz nie dojechał do chorego zwierzęcia z braku dojazdu. W 2005r. straciłam możliwość pokrycia klaczy – samochód z przyczepką konną nie był w stanie wyjechać przez ten gliniasty wąwóz – klacz stała rok jałowa – straciłam możliwość pokrycia klaczy. Rok temu – ten sam problem z kryciem klaczy. W zeszłym tygodniu małżeństwo rolników z Nowinki nie było w stanie przejechać tą drogą by dostać się na moje gospodarstwo – straciłam okazję sprzedania byczków. Przyszli, obejrzeli moje mięsne byczki - spodobały się, dogadaliśmy się co do ceny – ale nie dojechali swoim busem z przyczepką konną i musieli zrezygnować. Boksowali dwie godziny w błocie przed gospodarstwem, zanim się jakoś wydobyli z błota drogi gminnej.


nieremontowana droga gminna
W tym tygodniu w tym błocie na drodze gminnej znowu zakopał się kurier. Jakoś cudem udało mu się wyjechać. Ale w czwartek 12 marca 2009r. karetka pogotowia nie była w stanie dojechać do mojego gospodarstwa – musiałam sama słaniając się na nogach przejść o własnych siłach do karetki pogotowia kilometrowy odcinek drogi gminnej, bo na tej drodze przeszkoda w postaci potężnej, szeroko rozlanej kałuży uniemożliwiała dojazd do mojego gospodarstwa. Woda na drodze stoi, bo nie ma rowu odwadniającego.
droga gminna w wiosce Czukty, gm. Kowale Oleckie
Tym razem doszłam o własnych siłach. A jeśli zachoruję poważniej niż wczoraj? A jeśli od szybkości udzielonej mi pomocy będzie zależało nie tylko zdrowie, ale i życie moje? Czy ten bezduszny Urząd Gminy chce mieć moje życie na sumieniu?
Droga gminna
Nie wiem co gorsze – czy to, że Urząd Gminy ryzykuje moim życiem, czy to, że przez Urząd Gminy Kowale Oleckie w 2007 i 2008r. straciłam możliwość wykonania płyty obornikowej i sprowadzenia zbiornika na gnojówkę. Mimo moich próśb i podań o poprawienie stanu drogi, która absolutnie nie nadaje się do przejazdu dla ciężkiego sprzętu typu gruszka z betonem czy tir ze zbiornikiem na gnojówkę, Urząd Gminy nie zrobił nic, aby stan drogi poprawić, w wyniku czego poniosłam stratę w wysokości 20.000zł – tyle dopłat unijnych straciłam przez Urząd Gminy Kowale Oleckie. To nie jest koniec strat z tytułu dopłat unijnych. Brak tejże płyty i zbiornika na gnojówkę uniemożliwi mojemu gospodarstwu korzystanie z innych programów unijnych współfinansowanych przez Unię Europejską, które za warunek stawiają posiadanie takowej płyty i zbiornika. Moje gospodarstwo nadal nie będzie mogło zagospodarować się i stać się rentowne i zarobić na siebie i na mnie. Urząd Gminy poprzez zaniechanie swoich obowiązków wobec mnie jako podatnika podatku rolnego bezpośrednio wpłynął na zahamowanie zagospodarowania i rozwoju mojego gospodarstwa.
W ten sposób Urząd Gminy działa na szkodę mojego gospodarstwa.


W ten sposób Urząd Gminy Kowale Oleckie “dba” o młodego rolnika, w ten sposób Urząd Gminy “ułatwia” start i zagospodarowanie się młodemu rolnikowi. Urząd Gminy ani nie wywiązuje się ze swoich ustawowych obowiązków dotyczących remontów i konserwacji dróg, a moje gospodarstwo na tym traci.


Artykuł na Pierwszym Portalu Rolniczym:
http://www.ppr.pl/artykul.php?id=153275&dzial=3988