Pokazywanie postów oznaczonych etykietą coconing. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą coconing. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 lipca 2013

Coconing rancherski 2013


Jest pełnia lata zmiennego: raz gorącego, raz deszczowego, raz upalnego, raz chłodnego. Indianka z lubością przeciąga się przed komputerem patrząc przez okno na swoje śliczne, zielone podwórko i piękne rude słupy gęstej woliery.

Indianka od pewnego czasu odczuwa coś na kształt ludziowstrętu i zniecierpliwienia. Ma dosyć obcych na swoim rancho. Jedynie Czegewarę była w stanie stolerować na dłuższą metę z uwagi na trening koni i jego pracowitość. Ewentualnie mogłaby jeszcze ugościć kogoś, kto się zna na budowlance i pomógłby wstawić luksfery i załatać podłogę w paszarni.

Podczas gdy sąsiadujące agroturystyki zarobiają kasę na swoich gościach – Indianka zarobiła tylko masę niepotrzebnych problemów, które ciągną się po dziś dzień. Straciła psa, który urodził się na jej farmie i przeżył tu szczęśliwie 9 lat. Nie było warto stwarzać możliwości darmowego pobytu dla mieszczuchów. Nie potrafią tego docenić. Niektórzy z nich zachowują się jak ostatnie łajzy. Tak przynajmniej było w przypadku lesb. One nic co potrzebne na gospodarstwie nie potrafią zrobić, a jedyne co potrafią robić – to donosić, pomawiać, oczerniać i szkalować dobre imię oraz szykanować Gospodynię, która użyczyła im za darmo swój pokój oraz walory jej pięknego gospodarstwa. Ich największymi umiejętnościami są zawzięte i podłe nagonki internetowe. Podłe kreatury stać tylko na podłe zachowania. Wpuszczając na swoje prywatne włości i do prywatnego domu obce osoby bardzo się ryzykuje. Lepiej sobie to ryzyko odpuścić. Nie wiadomo, co za kanalia się może jeszcze przytrafić. Jak na razie – te dwie w zupełności wystarczą Indiance.

Czegewara ujeździł Indianę, wkopał większość słupów przed domem. Wykosił pokrzywy na podwórku i pod oborą. Mieszkał w namiocie, więc nie stresował Indianki w domu i nie naruszał jej prywatności. Mógłby sobie tu jeszcze pobyć. Teraz bardzo by się przydał do zwożenia siana z pola i do złożenia kosy. No, ale nie ma go. Indiance będzie trudniej poradzić sobie z Indianą bez niego, ale spróbuje. 

Przeciętny człowiek bez umiejętności treningu koni lub umiejętności budowlanych i wykończeniowych nie ma szans, by się tutaj wlisić za darmola na rancho Indianki na jej koszt.
Tylko dawni, zaufani goście, którzy tutaj już byli kiedyś mają szansę być ugoszczeni na Rancho. 

Jest też plus tego, że jest sama – nie musi gotować gościom obiadów i szykować śniadań oraz kolacji. Gdy jest sama – je kiedy chce lub nie je. Obecność wolontariusza, czy gościa w zamian za pomoc na gospodarstwie jednak zobowiązuje do wysiłku w tym kierunku i nie tylko. A tak, co prawda nie ma żadnej pomocy znikąd, ale też nie ma uciążliwych obowiązków wobec gości, bo jednak ten gaz i wkład do garnka dla gościa trzeba kupić póki co. Póki zwierzyna Indianki nie dojrzeje i nie rozmnoży się tak, by było całkowicie własne jadło na miejscu. Nad ogrodem też trzeba popracować od podstaw. Zbudować najpierw ogrodzenie i to nie małe. Musi być gęste i solidne, bo zwierzaków ci u Indianki dostatek i chętnie wchodzą w każdy zakamarek gospodarstwa. 

Tak więc Indianka pławi się w swym rancherskim coconingu :) Jest sama, dzięki temu spokojna, bez stresów i uciążliwości związanych z goszczeniem obcych na swojej posesji. Wieje niesamowicie. Siano na polu przewieje, ale musi je najpierw postawić na sztorc, bo je deszcze ubiły mocno.

No i miała kopać. Jest masa roboty. Ile zrobi – tyle będzie :) Trzeba przestać od siebie zbyt wiele wymagać. Pora wrzucić na luz i cieszyć się każdą naturalną chwilą na rancho. Oddać się Nirwanie :) Pora też posprzątać to co nasrały w życiorysie Indianki dwie wynaturzone lesby z miasta. Gdyby nie one – pies nie znalazłby się w niewoli za kratami, a  ona nie trafiłaby w tym roku do Giżycka po swego psa i nie zostałaby pobita przez policjantki i fałszywie oskarżona o rzekome naruszenie ich nietykalności. Gdy tłukły i szarpały Indiankę, to ją dotykały same. Więc kto komu co naruszył???

Rancho wychodzi ze strefy upublicznienia i dzielenia się swymi pięknymi zasobami naturalnymi  w strefę anielskiej, błogiej i spokojnej prywatności :) Czyli 3 letni okres goszczenia rozmaitych letników w zamian za pomoc na gospodarstwie odchodzi w przeszłość. Jego miejsce zajmuje upragniony spokój ducha Indianki i spokój Ranch'a :) 

piątek, 27 sierpnia 2010

Coconing

Indianka niedawno wysłuchała reportażu na temat coconingu.
Chodzi o to, że wśród ludzi pracujących zawodowo w stresie, w tłumie innych współpracowników –  robi się modne spędzanie czasu w domu – bardziej niż udzielanie się towarzysko na przyjęciach itp.
Wielu ludzi preferuje np. majsterkowanie w domu lub zaszycie się pod kocem z książką niż chodzenie np. do pubów lub masowe imprezy.
Coconing [kokoninn] to taka forma współczesnego domatorstwa. Właściwie to jest domatorstwo. Domatorzy zawsze istnieli i zawsze istnieć będą. Jest grupa ludzi, która się czuje najlepiej w swoim domu. Są też ludzie bardziej ruchliwi i towarzyscy, ale zmęczeni tłumami w pracy na co dzień, więc i oni wolą domowe zacisze.
Indianka teraz też jest domatorką. Dawniej, we wczesnej młodości latała na dyskoteki, bo uwielbiała tańczyć i ten dreszczyk emocji wywołany czymś nieznanym co wisiało w powietrzu...
Teraz najlepiej czuje się w swoim domu, na swoim gospodarstwie.
Gdy czasem gdzieś trafi w cudzy dom – nie może się doczekać, aby wrócić do siebie – bo tu jej, mimo wielu niedogodności starego, nie wyremontowanego domu – najlepiej.
Także zapraszanie do siebie do domu obcych - nieznanych pomocników czy wolontariuszy – męczy ją dość. Tzn. znoszenie ich obecności w swoim otoczeniu, w swojej przestrzeni życiowej – jest dla niej męczące, a niekiedy drażniące. W końcu nie po to kupiła dom, by znosić obecność przypadkowych osób – nie zawsze szczerych, uczciwych, życzliwych osób, gdyż ludzie trafiają tu różni – obok tych naprawdę życzliwych i fajnych – trafiają tu też różnego rodzaju dwulicowe wyrzutki o nieczystych intencjach...
No cóż – dużo tu pracy na gospodarstwie, dlatego Indianka niekiedy godzi się na takie towarzystwo, ale co raz bardziej niechętnie.
Dom, to w końcu dom. Ostoja spokoju i bezpieczeństwa, zaufania.Trzeba chronić to sanktuarium. Poza tym Indianka od lat tak ciężko pracuje, jak nikt nie potrafi pracować. Nikt kto tu trafił na trochę nie jest w stanie tak ciężko pracować. Indiankę drażni powolność i lenistwo oraz partolenie roboty niektórych pomocników. Niekiedy takie partolenie bywa bardzo kosztowne.

Indianka nie zarabia, więc nie stać jej na utrzymanie obcych osób. Czasami utrzymuje je pożyczając pieniądze, ale to jest przecież bez sensu. Lepiej samemu zrobić co jest do zrobienia i zaoszczędzić sobie kłopotu i niedogodności dzielenia się swym domem z obcymi...