Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Indianka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Indianka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 czerwca 2016

Vacation 2016

Indianka

My name is Isabelle vel Indianka. I am a dreamer :-) I do love animals and nature. This is why I have left a big Polish city and moved into a tiny village faaar from my hometown.

I run a permaculture ecovillage on my own in the most beautiful part of Poland, in the region called Mazury Garbate. It is the most clean, natural, wild region of Poland. The region is hilly with lots of small lakes and ponds, streams and little rivers. The area is basicly the rural region.

I run 11 hectares permaculture ecovillage where I breed horses, goats, sheep and poultry. In 2016 year I planned to establish big organic vegetable garden and build long fences around all the farm.

Besides my house suffered from a fire this year and renovation is needed.
I live without: electricity and running water in the house.
I use water from streams and ponds.

I have just installed a little solar system for charging my mobile and tablet. The system has 12 volt. It has USB for mobile and tablet, but I do not take responsibility for it's stability and eventual damages to your mobile.
It should be okay, but I do not guarantee this.

My project is to renovate the small farm using traditional and eco-friendly methods.

In may I needed help mainly in fencing, gardening and shaving sheep.
Also help in the house is needed. I still need to clean the house after the fire, and make order in here and some repair.

I have got some huge holes in the ceiling after the fire.
Since July I will be busy with training horses.
Still I need help in the house with cleaning, renovation, and outside with fencing.

Dear volunteers :-)
Because I had no help with garden in spring - no food now :-)
If you are eager to participate in food cost, I may host you at my land :-)

As far as accommodation is concerned, some rooms need massive cleaning and new decoration in order to move in, so it would be good to take a tent with you before you clean and prepare rooms for you.

Preparing food and washing dishes is not included as the working time - we do it together like a family.

We cook and grill over open fire or over oven.
Working hours flexible. You put as much heart in the Rancho as you like.

After work I may take you for a walk to the lakes and show you old Polish villages around and beautiful landscapes.

You may take pics around, but not at my farm, because we have fucking stupid restrictive rules in Poland (after the II World War, in the communists times there were invented many anti Polish rules by communist people imported from Russia and settled here and they still unfortunately exist, besides UE is adding new restrictive rules with each year) and you never know, what rule can be used against a farmer :-)

And believe me, I don't need more problems and tragedy than I have!
And vacational exchange idea is to help and have healthy countryside vacation, but not to do any harm to a poor lonely Polish farmer struggling for survival and development of her Rancho.

So, if you are eager to help a bit with my projects from bottom of your noble heart, please don't hasitate to email me at:
Rajdy.Konne(@)tlen.pl
or talk to me at the Skype: Rajdy.Konne

Ask not what your hostess can offer you, but ask what you can do for your hostess :-) 
And remember to be tolerant and flexible!

Cheers,
Isabelle vel Indianka :-)

czwartek, 9 czerwca 2016

Wstał piękny, czerwcowy dzień...

Indianka

... A wraz z nim wstała piękna, radosna Isabelle :-)
Od czego by tu zacząć ten piękny dzień? - zastanawia się Indianka.
Najpierw obrządek zwierzątek, a potem posieje te namoczone wczoraj nasiona. :-)
Czeka ją też palenie w piecu, bo gaz się skończył w kuchence gazowej.
Sprzątanie w kuchni i łazience. Ogólne porządki na parterze i strychu.

piątek, 4 września 2009

Odwiedziny

Dziś masztalerz bardzo zadowolony z owoców swej pracy – pilnikiem naostrzył łańcuch od piły spalinowej, zbudował całkiem zgrabny koral treningowy, przetrenował solidnie konie, znalazł rychło w czas mój klucz do rur i wymienił wodomierz (nareszcie mamy bieżącą wodę w kuchni non stop!), wkręcił nowy włącznik do kinkietu.

Paski od nagrzbietnika popękały w trakcie treningu, a nawet przed - rwą się jak stare szmaty. Nie polecam nikomu uprzęży z firmy GRENE. Dałam za uprząż 1000zł, a ona nie nadaje się do jazdy – jest niebezpieczna. To szajs. Czeka mnie wyprawa do rymarza i łatanie tego co się da. Szczęście w nieszczęściu, że te paski porwały się w trakcie treningu, a nie podczas jazdy po drogach publicznych. Mogło się to skończyć fatalnym wypadkiem.


Herbaty ziołowe (miętowa i krwawnikowa) i przysmaki
Ja dzisiaj obolała żołądkowo po sałatce z kapusty którą zrobił dla mnie masztalerz dwa dni temu. Sałatka smaczna, ale zaszkodziła mi i długo mnie boleść trzyma. Przez pół dnia chodziłam na czczo struta parząc i pijąc tylko herbatę miętową. Później dotarła do mnie paczka od Mamy, a w niej wśród słodkości, kosmetyków, środków czystości i konserw – musli, które jako lekko strawne odważyłam się zalać mlekiem kozim i zjeść miseczkę bez skutków ubocznych.


Dla spodziewanych gości naszykowałam budyń na kozim mleku, cukierki i słodkie gruszeczki, kawę i herbaty ziołowe ze świeżo zerwanych ziół. Na ser niestety było za mało czasu by go zdążyć zrobić. Następnym razem może się uda.


Po lewej Kasia, po środku Indianka, po prawej Jola
Pod wieczór wpadły w odwiedziny dwie urocze, wesołe kobietki: znana mi wcześniej z baru i ciucholandu Jola z Kowal Oleckich oraz nowo poznana jej starsza siostra Kasia z Kamiennej Góry. Zasiadłyśmy do stołu na dworze, nieopodal grusz korzystając z ostatnich powiewów lata. Dostałam fajne, starannie dobrane upominki: śliczną, miękką indiańską skórę (na pewno ją będę nosić z upodobaniem), kubki owocowe (to chyba tak a propos nowoposadzonego sadu), dwie płyty z muzyką relaksacyjną (Kasia sama nagrała i trafiła w dziesiątkę – faktycznie, jestem zwolenniczką takiej właśnie muzyki, kiedyś słuchałam jej pasjami, obecnie także nie stronię) oraz własnoręcznie (tym cenniejsze) upieczone rogaliczki nadziewane dżemem, słone chrusty (przydadzą się na niedzielę do żołądkówki bom zachorzała na żołądek, a trener chronicznie choruje, a przede wszystkim jest do oblania sukces remontowy – skuteczna wymiana wodomierza i znamienna bieżąca woda w kuchni od tego momentu ku naszej obopólnej wygodzie) oraz fafle. Prezenty starannie przemyślane i trafione. To ujmujące :)

Czas szybko i miło nam minął na rozmowie i smakowaniu smakołyków i popijaniu herbat i kawy. Kobietkom smakował mój budyń i zachwycały się herbatami ziołowymi zaparzonymi ze świeżo zerwanych ziół. Zioła zalane wrzątkiem pięknie prezentowały się w przezroczystych szklanych dzbankach uwieńczonych kolorowymi wieczkami. Zwłaszcza dzbanek do mięty pięknie dobrany – zielone wieczko i rękojeść w idealnie tym samym kolorze co zaparzona gałązka mięty. Paniom się podobało, a mnie się podobało, że im się podobało ;). Przed odjazdem obie panie podziwiały stary dąb, który u nasady ogryzion przez konie, jawił się jako gigantyczna noga słonia. Wiekowemu dębowi zamiaruję nadać imię po założycielowi Czukt. Dąb Mikołaj - oto nazwa mego 300 letniego dębu.

Pod wieczór z rowerowego rekonesansu wrócił imć masztalerz. Miast do nas podejść – dyskretnie udał się na spoczynek do swego namiotu :) Tam pomieszkuje od czasu przyjazdu, choć na wstępie bronił się rękami i nogami przed spaniem w namiocie :). Jednak po pierwszej przespanej tam nocy, tak mu się tam spodobało, że nie chce za nic spać w domu. Póki ciepło, tam mu dobrze. Dałam mu tam gruby dmuchany materac welurowy, gruby koc i zimową kołdrę i śpi mu się w namiocie dobrze. Kąpie się w domu w wannie lub bierze wiadro z nagrzaną wodą pod swój namiot i tam się chlapie. Jemy w domu lub przed domem na wyniesionym stole kuchennym. Bliski kontakt z naturą przypadł mu do gustu. Namiot stoi nad rzeczką, ma ładny, zielony widok na sad i moją wewnętrzną drogę dojazdową.